ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
  • trzy
Wiedziała, że pakuje się w jeszcze większe gówno, niż to, w którym taplała się do tej pory, ale jakoś mało ją to w tej chwili obchodziło. Potrzebowała czegoś więcej. Czuła, że już niewiele jej brakuje do tego, by się załamać, pęknąć, dać się przytłoczyć negatywnym emocjom, wspomnieniom, wyrzutom sumienia... Przecież nie mogła sobie na to pozwolić. A przynajmniej nie chciała. Myśl, by sięgnąć po coś mocniejszego przyszła do niej właściwie samoistnie. Jakby naturalną koleją rzeczy miała skończył właśnie w tym miejscu. Wielu pewnie by się zresztą z tym zgodziło, że wychowana w takim domu, przez takich rodziców i z takim charakterem jakakolwiek "lepsza" przyszłość nie była jej pisana. Przegrała życie już w dniu swoich urodzin. Teraz po prostu trzymała się jego nurtu, skoro nie było już nikogo, kto mógłby jakkolwiek wpłynąć na jej kurs.
Kontakt do miejscowego dilera dostała od znajomego znajomego - nawet nie zamierzała wnikać, od kogo konkretnie. Najważniejsze, że mężczyzna jej nie zignorował, umówił się z nią w ustronnym boksie w klubie Shadow i nie zadawał zbędnych pytań. Kasy nie miała co prawda dużo, ale już planowała w głowie kolejną transakcję tuż po najbliższej, dwutygodniowej wypłacie za jej pracę w pralni.
Był tylko jeden problem.
Nathaniel Hawthorne.
Plan był niby prosty - wejść, kupić działkę, wyjść i przy tym nie rzucić się w oczy szczególnie właścicielowi klubu. Pech chciał, że Nate był w tym czasie w klubie, a ona - już Shadow opuszczając, z torebeczką wciśniętą w prawą kieszeń spodni - prawie na niego wpadła. Jakby specjalnie stanął jej na drodze... - Już wychodzę - mruknęła tylko, nie chcąc wdawać się z nim nawet w dyskusje. Liczyła na to, że o właśnie odbytej transakcji nie miał pojęcia i po prostu ją puści. Ale przecież szczęście w słowniku jej życia nie istniało...

Nathaniel Hawthorne
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathaniel nauczony doświadczeniem zwykł kontrolować wszelkie transakcje zachodzące w Shadow. Poza jego murami, handel narkotykami kwitł na innych zasadach, ale klub nie mógł przypadkiem trafić na listę miejsc, do których chciałby zajrzeć jakiś samozwańczy posterunkowy bohater. Ciężko było się takim pozbyć bez zbędnych kłopotów na które Hawthorne nie miał sił, ani czasu. Miał swoje układy z policją, która dawała mu spokój o ile trzymał się pewnych zasad, nie mnie jednak rozumiał, że gdy w grę wchodzili zagniewani rodzice szukający usprawiedliwienia dla uzaneżnienia swoich pociech w innych - policja reagować musiała. Dlatego też Nate lubił wiedzieć o każdym, młodym człowieku, który zjawił się w Shadow szukając dragów. Całe szczęście większość z nich okazywała się marginesem, którego losem nikt nie zwykł się przejmować. Niestety też bywały przypadki, które wymagały interwencji i delikatnego wytłumaczenia, że Shadow nie jest miejscem dla nich.
W tym przypadku Hawthorne nie spodziewał się, że sam poczuje się poniekąd jak ten "rodzic", którego dziecko zeszło na nieodpowiednią ścieżkę. O młodej blondynce dowiedział się od człowieka, który się z nią umówił. Kazał ją sprawdzić i jak dowiedział się, że to nikt znaczący odpuścił. Zupełnym przypadkiem znalazł się nieopodal boksu z którego wyszła młoda dziewczyna i pewnie by ją zignorował, gdyby nie wydała mu się dziwnie znajoma. W pierwszej chwili pomyślał, że to nieprzyjemne przewidzenie, ale serce i tak uderzyło mu mocniej w piersi. Dopiero po krótkiej chwili dotarło do niego na kogo naprawdę patrzył.
- Wyjdziesz po tym jak porozmawiamy - burknął łapiąc dziewczynę za ramię i cofając o te kilka kroków, by znów stanęła przed nim. Marlee spotykał rzadko, ale miał na nią oko przynajmniej do czasu, ale ostatnie miesiące, rozstanie z Eleonore i problemy w Shadow sprawiły, że mocno zaniedbał swoją rolę, a przecież jej obiecał... Chociaż nie wierzył, że mogła to usłyszeć. - Ćpasz? - Zapytał, ale w zasadzie znał odpowiedź. Marlee nie wyglądała tak jak ją zapamiętał. Od ich ostatniego spotkania upłynęło trochę czasu, ale dziewczyna ewidentnie zmarniała. Wydała mu się wręcz zaniedbana, a przy tym dziwnie nieobecna. Nigdy za sobą nie przepadali, co akurat nie było niczym zaskakującym zważywszy na to co Hawthorne zrobił jej siostrze, ale nie zmieniało to faktu, że w jakiś tam sposób przejmował się losem młodszej Doherty. - Idziesz ze mną - dodał, a zaraz potem pchnął dziewczynę w bok i zacisnął dłoń na jej szczupłym ramieniu na tyle mocno, aby nawet przez myśl jej nie przyszło by próbować mu uciec.

Marlee Doherty
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Nienawidziła go. Jak mogłoby być inaczej, skoro zabił jej siostrę? Nawet jeśli to nie on pociągnął wtedy za spust, w oczach Marlee był winny. (Współwinny, bo część odpowiedzialności za śmierć starszej Doherty wciąż zrzucała na samą siebie.) Nie chciała jego pomocy, nie potrzebowała jego uwagi. Jego widok zawsze przypominał jej o Nellie w ten najgorszy z możliwych sposobów - ten najboleśniejszy. Nawet teraz, w tym przyciemnionym korytarzu miała wrażenie, że w jego oczach odbija się obraz jej siostry, jakby pomimo śmierci i upływu tylu lat wciąż miała swoje miejsce pod tym jego brutalnym zewnętrzem. Nie potrafiła więc go nienawidzić tak całkowicie. Do szpiku kości. Do tego stopnia, by chcieć się na nim jakoś bezpośrednio zemścić. Nellie w końcu go kiedyś kochała. Gdzieś tam pod tą twardą skorupą był ktoś, komu jej siostra postanowiła nie tylko zaufać, ale wręcz zawierzyć swoje życie. Nie znaczyło to jednak, że Marlee zamierzała mu wybaczyć. Czy go poznać. Czy zbliżać się do niego jakkolwiek. Dlatego też jak do tej pory Shadow omijała szerokim łukiem, nawet jeśli wiedziała, że w klubie mogłaby zabalować bardziej, niż w zwykłym barze. Skoro tu przychodziła, musiała się robić naprawdę zdesperowana...
- Nie mamy o czym rozmawiać - odburknęła, próbując wyrwać ramię z jego uścisku, ale na nic się zdał jej opór. Był zdecydowanie silniejszy, a ona złamana. Co nie znaczyło, że zamierzała mu cokolwiek ułatwiać. - Nic ci do tego - odpowiedziała twardo na jego pytanie, żałując że go jednak nie przemilczała. Brzmiała w tej chwili jak uparte dziecko, które nie mogło przeżyć otrzymanej kary - tym bardziej z tymi ramionami zaplecionymi na piersiach i spojrzeniem ostentacyjnie wlepionym gdzieś w bok, w ścianę - ale niewiele mogła na to poradzić. Właściwie czuła się w tej chwili jak strofowany przez starsze rodzeństwo bachor, co tylko boleśniej przypominało jej o nieobecności Nellie. Nie miał prawa nagle przejmować jej roli. Jej miejsca. - Nigdzie nie idę! - warknęła, gdy znów złapał jej ramię. Mimo że ucisk był nawet mocniejszy niż wcześniej i mimo że zdawała sobie sprawę, że jest właściwie na przegranej pozycji, i tak zaczęła się wyrywać i szarpać, nabawiając się pewnie przy tym większych siniaków, niż gdyby tak po prostu pozwoliła się gdzieś mu zaciągnąć. Nie zamierzała też milczeć. - Puszczaj! Czego ty, kurwa, ode mnie chcesz?! Mało spierdoliłeś?! - krzyczała, nie spodziewając się jednak jakiejś pomocy ze strony jakichkolwiek podwładnych Nathaniela. Zdawała sobie przynajmniej częściowo sprawę z tego, z kim miała do czynienia. I że raczej nikt nie ruszy jej na pomoc. Zwyczajnie wyładowywała frustrację.

Nathaniel Hawthorne
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Gdyby nie przeszłość, łącząca go z Marlee, Nathaniel nie przejmowałby się losem kolejnej staczającej się na dno dziewczyny. Może za jakiś czas zainteresowałby się nią w inny sposób, który przyniósłby mu korzyść; jakkolwiek podle i bezdusznie nie wyglądałoby to z boku. Hawthorne'a nie wzruszały smutne historie. Nie jego biznesem byli ludzie, którzy topili się we własnym gównie. Tylko, że z młodą Doherty sprawy miały się z goła inaczej.
- O tym ja zadecyduję - fuknął przez zęby i ani myślał pozwolić dziewczynie wyjść z klubu. Musiał z nią pomówić, dowiedzieć się co się dzieje w jej zasranym życiu i zainterweniować jeśli było to niezbędne. I nie dlatego, że odezwało się w nim dobre serce, a dlatego, że wewnętrznie czuł taką powinność wobec Nellie... - I tu się myślisz - burknął i ani drgnął, gdy Marlee starała się wyrwać z jego uścisku. - Idziesz - odpowiedział spokojnym, stanowczym i przerażająco chłodnym głosem. Nawet go nie unosił, sama jego barwa dość jasno podkreślała, by lepiej nie sprzeciwiać się w tym momencie Nathanielowi. Szkoda tylko, że Doherty miała problemy ze słuchem. - Zamknij pysk! - Tym razem już syknął, a przy tym pochylił się nad ramieniem dziewczyny, gdy szarpnął nią dość gwałtownie. - Nie będziesz mi się tutaj rzucać, ruszaj się! Ale już, kurwa, nie mam czasu na niańczenie popieprzonych dzieciaków! - I tyle było z jego cierpliwości. Pewnie zachowałby ją na dłużej, ale słowa Marlee kompletnie pozbawiły go resztek spokoju. Wiele mógł znieść, ale tak bezpośrednie słowa odnoszące się do Nellie, zwyczajnie go pokonały. Idziemy. Nie będę się, kurwa, powtarzał - rzucił, po czym popchnął dziewczynę przed siebie i ostatecznie zaciągnął ją na tył Shadow.
W pierwszej chwili chciał z nią pomówić w swojej loży, ale ostatecznie uznał, że lepiej będzie przeprowadzić tę rozmowę w gabinecie. Bez zbędnych świadków i gapiów.
- Właź tu - burknął, trochę na siłę wpychając dzieciaka do środka. Zamknął za nią drzwi i przeszedł przez pomieszczenie, by na wielkim, dębowym biurko odłożyć broń i woreczek, który wyciągnął z kieszeni Marlee. - Od jak dawna to się dzieje? - Zapytał jakby miał do tego prawo. Skinął też głową na blat, gdzie leżały dragi, a dopiero potem odszedł na bok, by z karafki nalać sobie odrobinę whisky do kryształowej szklanki. Marlee nawet nie miał zamiaru proponować by usiadła. Jej wzrok mógł go prawdopodobnie w tamtej chwili zabić.

Marlee Doherty
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Nie przestraszył jej. Ani przemocą, ani tym bardziej agresywnym językiem. Była przyzwyczajona do podobnego traktowania. Nie było dnia, by ojciec z matką się nie szarpali, nie wyzywali, nie skakali sobie do gardeł. Ją tak bezpośrednio może dotykało to rzadko, ale głównie dlatego, że nauczyła się wyczuwać takie momenty i odpowiednio wcześniej znikać im z oczu. Przed Nathanielem nie miała jak w tym momencie uciec, ale i tak się nie bała. Klnęła i szarpała się przez całą drogę do jego gabinetu. Może to głupota. Może młodzieńcza buńczuczność. A może było jej już właściwie wszystko jedno...
Prawie wylądowała na ziemi, gdy wepchnął ją do środka, ale jakimś cudem odzyskała równowagę. Ręce na nowo odnalazły drogę do klatki piersiowej, ale tylko na krótki moment. Widok odkładanego przez niego woreczka na biurko sprawił, że szybko sprawdziła kieszenie. Puste... Mimowolnie zgrzytnęła zębami. Musiał skorzystać z okazji i go wyciągnąć, kiedy tak się szarpała. Cholera! - Nie przestraszysz mnie - rzuciła twardo, ignorując jego pytanie i wzrok na moment wlepiając w również leżącą na biurku spluwę. Nie zorientowała się, że miał ją wcześniej przy sobie.
  • Broń czy dragi?
    Bal czy finał?
    Chwila jego nieuwagi
    Skacze dolarowy nominał...
Nie ruszyła się. Nie sięgnęła po żadne z nich. Nie potrafiła zdecydować, a nie miała drobnych, by rzeczywiście oddać swój los przypadkowi. Westchnęła wściekle, odwracając się na pięcie i ruszając z powrotem do wyjścia. Drzwi były zamknięte, ale i tak jeszcze kilkakrotnie szarpnęła za klamkę. - Nie możesz mnie tu trzymać. Zadzwonię na policję! - warknęła, chociaż dobrze wiedziała, że tego nie zrobi. Oboje wiedzieli. I może właśnie dlatego po chwili nagle odpuściła, odwróciła się znów do Nathaniela i rozrzuciła bezradnie ręce. - Co cię to w ogóle obchodzi, od kiedy biorę, co? - zwróciła się w jego stronę, postanawiając udawać, że wcale nie miał to być jej pierwszy raz z cięższymi używkami. Nie musiał tego wiedzieć.

Nathaniel Hawthorne
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Potrzebował chwili, by pozbierać myśli i zapanować nad emocjami. Był porywczy i nerwowy, ale niekoniecznie za każdym razem chciał pozwalać swojemu temperamentowi brać nad nim górę. Poza tym nie miał do czynienia z wrogiem (praktycznie, bo teoretycznie Marlee chyba go szczerze nienawidziła), ani nikim mu zagrażającym (znów praktycznie, bo teoretycznie młoda Doherty przywoływała w Hawthornie wyniszczające go wspomnienia.
-Chciałby się z tobą to założyć, ale nie mam czasu na gierki. Poza tym nie na tym mi zależy, Marlee - odpowiedział zaciągając się papierosem, a gdy dym swobodnie wylatywał z jego ust, błękitne spojrzenie taksowało dziewczynę, która przez moment miotała się niczym zwierzę w klatce. Uśmiechnął się kpiąco, gdy mu pogroziła policją. Doskonale wiedział, że nie zdobyłaby się na ten krok, a powodów ku temu było wiele. Nawet nie musiał argumentować tego jak głupią groźbą się posłużyła, sama zdała sobie z tego sprawę dość szybko.
- Właściwie to nic, ale od niedawna znalazłem w sobie nową pasję, którą jest wychowywanie autodestruktywnych dziewcząt - odpowiedział sarkastycznie. - Wiesz o co chodzi... Nie lubię marnotrawstwa, a większość z was ma w sobie potencjał - mówił dalej, rzeczowo i spokojnie niczym wykładowca, który ma zamiar podzielić się ze swoim uczniem bardzo ważną lekcją. - Ale spokojnie, ty tego potencjału nie posiadasz, aczkolwiek dalej mam zamiar ciebie przypilnować, ot tak.. Dla zabawy - dokończył, a potem zgasił papierosa i obszedł biurko, by przysiąść na jego krawędzi.
Tak naprawdę był cholernie wkurwiony i z chęcią potrząsnąłby kilkukrotnie tą głupią dziewuchą. Może nawet podręczył psychicznie, pokazał na przykładach jak mogę skończyć takie pyskate smarkule jak ona, ale zachowywał zimną krew, bo młoda miała jeden argument, który powstrzymywał go od jakichkolwiek działań - jej oczy.


Marlee Doherty
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Jak to się stało, że jej siostra związała się z kimś takim? Jak to możliwe, że zdołała obdarzyć prawdziwym uczuciem kogoś takiego? Do tej pory Marlee nie zastanawiała się nad tym zbyt długo. Nawet najdrobniejsze wspomnienie Nathaniela czy najmniejsza związana z nim myśl, nieodzownie wiązała się z myślami również o Nellie - i na odwrót - a to było już przecież zbyt bolesne. Teraz te pytania mimowolnie do niej wróciły... I za to też go nienawidziła. Już na wieki miał bezcześcić jej wspomnienia o siostrze. Nawet więcej - samą swoją obecnością w ich życiu miał plugawić dobre imię Nellie. Jakby fakt, że przez niego nie żyła, nie był wystarczający...
- Powinieneś się leczyć! Nie zamierzam dołączać do tego twojego pieprzonego kółka adoracji, ani tym bardziej spełniać twoich perwersyjnych zachcianek - odwarknęła mu, jeszcze zanim zdążył porządnie zakończyć zdanie. Oczywiście, że w pierwszej chwili pomyślała o Shadow. Chciał ją zwerbować do pracy? Może zostać jej alfonsem? Albo wychować na prywatną niewolnicę? Myśli jej szalały, podrzucając do głowy kolejne co gorsze scenariusze, gdy nagle postanowił kolejnym zdaniem pozbawić ją wszelkich pozostałych w niej jeszcze złudzeń. Właściwie miała gdzieś, co sobie o niej myślał. O tym, że nie nadawała się do niczego również słyszała nie po raz pierwszy. A jednak wciąż nie przyjmowało się tego przyjemnie. Nawet z takich ust jak te Nathaniela. A jeszcze przed chwilą przez głowę przebiegała jej nieśmiała, naiwna myśl, że może to ze względu na pamięć o Nellie właśnie jakkolwiek się nią zainteresował... Nie. Właśnie tę możliwość zgniótł, przydeptał i jeszcze udusił taką ledwo dogorywającą. Głupia. - Pierdol się. Znajdź sobie inną zabawkę - odpowiedziała ostro, żałując że jednak nie złapała za tę broń w ciągu tej krótkiej chwili, kiedy nalewał sobie whisky. Jeśli nie w siebie, to chętnie strzeliłaby teraz w jego stronę. Najlepiej prosto w krocze.
Ale...
Czy to nie był właściwie dobry pomysł? Zgodzić się - cokolwiek właściwie miał na myśli. Pozwolić mu się zbliżyć, uśpić czujność, a kiedy odpowiedni moment nadejdzie... POW! Może właśnie tego potrzebowała, by zamknąć ten rozdział i móc na nowo wspominać siostrę? Zemsty. Prawdziwej i adekwatnej do winy zemsty. Droga do niej nie miała znaczenia. Nawet jakby miała się pod jego dyktando prostytuować, właściwie co z tego?
- Skąd pomysł w ogóle, że zamierzam pozwolić się "pilnować"? - zapytała więc, nagle zmieniając taktykę. Wciąż nie brzmiała na zainteresowaną ani nawet mniej wściekłą czy nieprzyjemną. Ramiona ciasno miała zaplecione na piersiach, minę zaciętą, spojrzenie ostre i nieustępliwe. A jednak... Zadawała pytania. A jeszcze chwilę temu nie zamierzała robić nawet tego.

Nathaniel Hawthorne
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Od zawsze był człowiekiem porywczym, a lata ciężkiej pracy sprawiły, że w razie wybuchu, kompletnie nie musiał przejmować się konsekwencjami. Mógłby się jej pozbyć w wyniku nic nieznaczącej zachcianki, a jego ludzie nie tylko nie pytaliby o powody, ale też zrobiliby wszystko, by zatuszować zbrodnię. W tych kręgach życie było nic nieznaczącą walutą, tak długo, jak nie dotyczyło żywota Hawthorne'a. Tylko, że Marlee nie była jedynie irytującą dziewuchą... niby Nathaniel do sentymentalnych ludzi nie należał, ale posiadał swój honor. Wiele można mu było zarzucić i mało było w nim pozytywów, ale o swoich długach nie zapominał, a o tym, że taki posiadał względem jej siostry, wiedział doskonale. Jedyne co mógł zrobić, to mieć dzieciaka na oku, chociaż bycie niańką nieszczególnie mu pasowało.
- Moich perwersyjnych zachcianek? - uniósł brew w nieco rozbawionym wyrazie. - Może za dziesięć lat, smarku - mruknął i wypełnił usta bursztynowym alkoholem, pozwalając by ten zapiekł go w gardle. Nie wiedział, co dokładnie czaiło się w głowie Marlee, ale nie zamierzał utrwalać jej błędnych wyobrażeń o swojej osobie. Z drugiej strony kompletnie nie przeszkadzała mu zła ocena w oczach blondynki. Nigdy nie planował się z nią zaprzyjaźniać. Z jednej strony jej postawa cholernie go drażniła, a w drugiej odnajdywał w tym coś zabawnego. Wierzył też, że pokazując rozbawienie, jeszcze bardziej zaburzy jej pewność siebie, które już teraz zdawała się drżeć w posadach. - Zabawkę? - ponownie powtórzył po niej jakieś słowo i pokręcił głową na boki. - Zabawki powinny odprężać, więc cokolwiek uroiłaś sobie w swojej główce, zapewniam cię, nie traktuję cię jak zabawkę - wyjaśnił, miał nadzieję dość dosadnie. Był na nią zły za te narkotyki i to z ich powodu ją tutaj przytargał, a nie po to, by pierdolić o niczym i przerzucać się nieznaczącymi formułkami.
- A skąd pomysł, że ja czekam na jakieś pozwolenie? - zapytał z wyraźnym politowaniem. Na swój sposób nawet mu imponowała ta zacięta mina, ale niestety wciąż był rozczarowany zachowaniem tego dzieciaka, więc nie był to czas na dopatrywanie się w niej jakiś pozytywnych cech. - Ile ty w ogóle masz lat, co? Dzieciak z ciebie, chcesz skończyć w szambie? - kolejne pytania, ale tym razem sugestywnie spojrzał na woreczek z narkotykami, by wiedziała do czego nawiązuje. - Pierdolisz, że się mnie nie obawiasz i zgrywasz wielce odważną, ale jak jakiś tchórz bierzesz to świństwo i zamiast o tym rozmawiać, jak dojrzały człowiek, grozisz mi policją - warknął, mrużąc przy tym oczy. Fakt, nie zaprosił jej tutaj w sposób wybitnie kulturalny, ale nic złego jej nie zrobił. Póki co chciał tylko porozmawiać, jednak Marlee stawała stale okoniem.


Marlee Doherty
ja tu tylko sprzątam — forum
626 yo — 1 cm
Awatar użytkownika
about
ohana means family
Wręcz idealnie wychodziło mu sprawianie, by poczuła się mała, smarkata, głupia i nieważna. To prawda, że do tej pory głównie krzyczała, wyklinała go i straszyła bezmyślnie policją, ale on nawet przez pół sekundy nie wydawał się jakkolwiek poruszony jej słowami. Cokolwiek mówiła, cokolwiek robiła, jakiekolwiek wnioski wysnuwała - lekceważył ją na każdym kroku, szydząc z niej i śmiejąc się jej prosto w twarz. Czymś go zirytowała na początku tego niechcianego spotkania, tak - może amatorsko przeprowadzoną transakcją w jego klubie, która mogła odbić mu się czkawką, może samą swoją obecnością, czy podprogowym wspomnieniem jego związku ze śmiercią Nellie - ale od kiedy znaleźli się w jego gabinecie, właściwie już po tej złości nie było śladu. A ona nie wiedziała, co ma z tym niby zrobić. Nie miała pojęcia, czego się po nim spodziewać - w końcu to do niej docierało. Powoli i z oporami, ale docierało.
- Nawet wtedy będziesz mógł o tym tylko pomarzyć - odburknęła, walcząc o to, by to jej słowo było ostatnie. Kopała sama pod sobą dołek, jak dziecko przekrzykujące coraz głośniej rodziców (choć Lee już nie krzyczała przynajmniej, tyle dobrego), aby to jego zdanie wybrzmiało najdobitniej, ale nie mogła nic na to poradzić. Nawet jej matka nigdy nie zaciągnęła jej w taki kozi róg, z jakiego nie byłaby w stanie odnaleźć sobie drogi wyjścia, a ze wszystkich osób na świecie to ona potrafiła dobrać takie słowa, które bolały najbardziej. - Jak dotąd nikt nie narzekał, niektórzy nawet wracali po więcej - odparła, prostując się przy tym nawet, jakby w wyrazie dumy nad swoimi podbojami. W jednej chwili zabraniała mu myśleć o sobie jako o zabawce, w drugiej rzucała argumenty przemawiające za tym, że w sumie dobrze jej idzie to odprężanie. Jakby chciała udowodnić, że to nie on rezygnował z niej (cokolwiek by miał na myśli), tylko ona odrzucała jego. Tylko po co? Już zupełnie się zakręciła...
- ... - otworzyła już usta, by jak automat coś odpowiedzieć, ale nic z siebie nie wydusiła. Jak dotąd już pozwoliła mu zaciągnąć się do tego gabinetu, zamknąć razem z nim w środku, poniżać i ośmieszać. Oczywiście nie bez walki, tylko że - kolejne - po co? Po większy siniak na ramieniu? Po pogardliwsze spojrzenia z jego strony? Po gorszą pozycję w tym całym przedstawieniu? Od początku była na przegranej pozycji. To by jego klub, jego teren, jego ludzie wszędzie wokoło i nikt po jej stronie. Czy naprawdę chciała teraz się tu jakoś bardziej pakować? - Wystarczająco. I już żyję w szambie, co za różnica - wzruszyła ramionami. Niby obojętnie, chociaż ton jej słów był raczej daleki od obojętności. Chociaż starała się wyzbyć z głosu resztki emocji, nie była w stanie tego zrobić. Nie pierwszy raz żałowała, że nie jest Diviną... Może wtedy ta rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. - Za to ty zgrywasz wielkiego moralizatora, a nie rozumiesz, dlaczego nie zamierzam dyskutować akurat Z TOBĄ na temat moich wyborów! - na nowo się uniosła. To tak nie działało. Nie mógł oczekiwać od niej, że zacznie mu się zwierzać czy tłumaczyć, nieważne jak dobrze by jej nie potraktował. Szambo już się wylało, tak łatwo z niego nie wyjdą. Tym bardziej, jeśli Nathaniel zamierzał dalej patrzeć na nią z przysłowiowej góry, lekceważyć ją i sprowadzać do roli nic nieznaczącego robaka, który pewnego dnia zaplątał mu się w sznurówki. Może i była smarkiem, który z łatwością dawał się wyprowadzić z równowagi, ale przynajmniej nikomu nie zniszczyła życia.
... nie przyczyniła się do niczyjej śmierci.
... nie była hipokrytką.
Kurwa.
- Dobra, jebać. Zatrzymaj prochy, ale niech twój diler odda mi forsę - zażądała. W końcu jak nie tu, to może zdobyć towar gdzieś indziej. Może nawet jakoś taniej?

Nathaniel Hawthorne
sumienny żółwik
ejmi
brak multikont
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Po cholerę się z nią użerał? Czy naprawdę ten jeden szczegół, może dwa miały dla niego, aż tak wielkie znaczenie? Nellie przecież była przeszłością, o której nie chciał pamiętać, ani której nie chciał wspominać, a jednak.... Pozwalał sobie na to, aby niańczyć jej młodszą siostrę tylko dlatego, że ta miała te same oczy, bo nic, ale to nic poza nimi nie było w niej takie samo. Czuł jednak swego rodzaju powinność, sentyment względem zmarłej miłości i tylko dlatego wysłuchiwał tych wszystkich głupstw, które ulatywały z ust Marlee.
- Już sobie nie schlebiaj dzieciaku - prychnął rozbawiony jej próbą walki na wszelkie sposoby, tylko po to, aby jej było na wierzchu. - Napaleni nastolatkowie zawsze wracają po więcej. Pogadamy jak nauczysz się obsługiwać mężczyzn - zaśmiał się perfidnie, ale potem machnął dłonią nie mając zamiaru dłużej prowadzić tej bezsensownej przepychanki słownej. Nie po to ją tutaj przyprowadził, a po to, aby dowiedzieć się po jakiego chuja zaczęła ćpać. I od kiedy jest w tak opłakanym i tragicznym stanie, bo przecież widział jak się zachowywała. To co mówiła także nie było normalne, no i ta agresja... Daleko jej było do miana normalnej, młodej kobiety.
- No to masz pecha, bo nikt poza MNĄ widocznie się tobą nie interesuje, co w sumie mnie nie dziwi, bo jesteś sukowatą i pyskatą egoistką - odwarknął się, ale zaraz potem odwrócił w bok głowę i zacisnął mocniej pięści. Co innego, gdy sam obwiniał się za śmierć Nellie, a co innego, gdy ktoś wprost obarczał go tą winą i był jej świadom równie mocno jak i on. - Nie ty tutaj stawiasz warunki - oznajmił. - Wypierdalaj stąd i nie wracaj do Shadow, bo nikt, ale to nikt ci już tutaj nic nie sprzeda - oświadczył z mocą, a potem jednak wyciągnął portfel i wyjął z niego kilka dolarów rzucając je na stół przed Marlee. - Bierz to. Za kilka dni ciebie skontroluję i obyś była czysta i szukała pracy, bo inaczej wywiozę cię do jakiegoś ośrodka, rozumiesz? - Pogroził niby spokojnie, ale gotów był zapłacić srogie pieniądze ośrodkowi, który wyprowadziłby tę dziewczynę na ludzi. - I trzymaj się z daleka od Shadow - dodał na koniec, a po tym jak Marlee wyszła opadł na fotel czując się niebywale wyczerpanym i zmęczonym. Nie sądził, że widmo Nellie znów do niego wróci, a jednak... Było tutaj żywsze niżby się mógł tego spodziewać.

<koniec>
Marlee Doherty
ODPOWIEDZ