Study style — Study life
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot be good. I must be perfection.
Alkohol krążący w żyłach, tłum ocierających się o siebie ludzi, głośna muzyka i drinki — brzmi jak idealny plan na wieczór. To było to nocne życie do którego był przyzwyczajony. Nie farma, nie czyszczenie koni, choć dzięki Kazowi, być może troch polubił to wiejskie życie — ale impreza do jasnego świtu, dodatkowo w doborowym towarzystwie była tym, czego potrzebował. O Shadow słyszał od tutejszych, znajomi tu przychodzili, obcy rozmawiający przy barze o nim mówili, a najlepsze striptizerki, między którymi była Lola, również podbijały ocenę klubu. Słyszał również o ciemnej stronie klubu, która nieszczególnie go interesowała. Brał pod uwagę to, że wyciągając Florence na nocną imprezę, zarówno on jak i Marcellus będą musieli jej pilnować, żeby nie wpadła w niepowołane ręce i wróciła w kawałku do mieszkania, które dzieliła z Kazem.
Zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności, która ciążyła mu na barkach, ale nie zamierzał zrezygnować z wypadu. Zresztą, cholera — co mogło jej się stać w towarzystwie dwóch facetów? Chyba żaden idiota by do niej nie podbił, a na pewno nie w momencie, w którym będzie miała towarzystwo któregoś z nich.
W takich miejscach czuł się wyjątkowo swobodnie, a najlepiej wtedy, gdy stał przy barze i zamawiał kolejne drinki, które były tak dobre, że szybko znikały. Drink, parkiet, odpoczynek — tak właściwie prezentował się plan na noc, a w międzyczasie była oczywiście przerwa na papierosa, którą ogłosił w momencie, w którym Marcellus i Florence dołączyli do niego przy barze. Wewnątrz było gorąco, a wieczorne powietrze potrafiło sprawić cuda, gdy alkohol za mocno szumiał w głowie, a ciało było rozgrzane przez procenty oraz dzikie podskoki w rytm muzyki.
W tym czasie, gdy wychodzili z klubu, Orphelius zdążył skręcić sobie jointa. Oparł się o ścianę, przeczesując palcami złote włosy i odchylił głowę do tyłu, łapiąc przyjemne, wieczorne powietrze. Odpalił papierosa, którego wsunął do ust. Zaciągnął się porządnie i wypuścił kłębek szarego dymu, otwierając płuca na nowe doznania, które zapewni im THC.
— A wy chcecie? Nigdy nie widziałem, żebyście cokolwiek palili... Zawsze jesteście tacy grzeczni? To przecież zajebiście nudne... — Zapytał, przenosząc spojrzenie z nieba na twarze znajomych. On sobie nie odmawiał... Właściwie, brał garściami wszystko, co dawało mu życie. Papierosy palił od dwunastu lat, alkohol pił też od dawna, a twardszych narkotyków, choć unikał jak ognia, to przynajmniej raz spróbował.
— Dawaj, Flo. Ty pierwsza, kobietom się ustępuje, no nie? Jeśli się boisz to pokaże Ci jak to się robi — Spojrzał na rudowłosą z lekko cwaniackim uśmiechem i wyciągnął w jej kierunku żarzącego się skręta. Od jednego bucha nie umrze, serce jej nie stanie i nie będzie miała odlotu, dlatego palenie było naprawdę spoko.
— Chyba, że Ty wolisz, książę? — Przeniósł spojrzenie z rudowłosej i zatrzymał błękitne oczy na brunecie stojącym nieopodal. Posłał mu dość śmiały, przepełniony wyzwaniem i arogancją uśmiech, który mógł dostrzec w świetle ulicznych latarni. To nie tak, że faktycznie miał go za księcia, choć Marcellus wydawał się czasem wyjątkowo... Oderwany od rzeczywistości — w czym nie było nic złego! W zasadzie, w oczach Orpheliusa było to dość pociągające i urzekające, jak błysk miedzianych fal Florence i przyciągające uwagę ciemne oczy. Lubił poznawać ludzi, a przede wszystkim — lubił ich testować i sprawdzać granice, które będą w stanie pokonać, a które należały do tych, których woleliby unikać? Czasem odnosił wrażenie, że w jego przypadku granic już nie było. Łamał je za każdym możliwym razem, gdy tylko dostawał na to okazję. Czy spodziewał się tego, że kiedykolwiek pożyczy od ojca pieniądze, których nie odda? Czy spodziewał się tego, że będzie w stanie okłamywać własną dziewczynę, którą zostawił w Nowym Jorku? Jeszcze jakiś czas temu powiedziałby, że nie jest do tego zdolny, ale teraz? Uwierzył w to, że jednak byłby w stanie to zrobić, a nawet zrobił. Niektóre sytuacje zmuszały do nagięcia własnych zasad.
ambitny krab
blueberry
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
5.

Florence zawsze uważała, że umie o siebie zadbać. Może i czasem było to nieco naiwne myślenie i pewnego dnia ją to zgubi, ale póki co zdawało to egzamin. Wiadomo, nie szlajała się nocami po szemranych miejscach, a do Shadow na pewno nie przyszłaby sama, nie narażała się niepotrzebnie na niebezpieczeństwa, więc nie była jakoś mocno zagrożona. A przynajmniej tak jej się wydawało, chociaż wiadomo, że jeżeli dzieje się coś złego, to zazwyczaj wtedy, kiedy się tego nie spodziewamy.
Ale dzisiaj czuła się bezpiecznie. Na imprezę z Orpheliusem była umówiona już dawno i ucieszyła się, kiedy dołączył do nich Marcel. Cóż, zawsze miała więcej koleżanek niż kolegów, dobrze dogadywała się z chłopakami i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Towarzystwo obu kumpli sprawiało dzisiaj, że nie czuła się niepewnie wchodząc do Shadow ze świadomością, że w razie czego jej chłopak nie miał pojęcia, gdzie i z kim była. Nie było go w domu, kiedy wychodziła, zgadywała, że znowu nie wróci na noc, więc nie zamierzała się tłumaczyć. On przecież też zazwyczaj tego nie robił.
Wyszła przed klub z chłopakami, otulając się króciutką jeansową kurtką, która w połączeniu z kusą sukienką nie dawała jej zbyt wiele ciepła. Cóż… Miała ochotę się dzisiaj wystroić, sama dla siebie. Lubiła czuć się ładnie, a zdecydowanie nie miała zbyt wiele kompleksów, co nie znaczy, że była zarozumiała i zadufana w sobie. Prychnęła, słysząc kpiące słowa Orpheliusa i wzięła od niego blanta, od razu zaciągając się mocno. To nie był jej pierwszy raz, bo chociaż Flo sprawiała wrażenie aniołka, to w gruncie rzeczy umiała się dobrze bawić… Nawet bardzo dobrze. Dmuchnęła dymem prowokująco, w kierunku twarzy Phela, posyłając mu przy tym długie spojrzenie.
Że niby ja się boję? W większości wyzwań wycofałbyś się przede mną — odpowiedziała pewna siebie, po czym podała skręta Marcellusowi i odgarnęła rude włosy powiewające na delikatnym, nocnym wietrze. Jej kwiatowe perfumy pomieszały się z łagodną wonią zioła, tworząc przyjemny zapach, przywodzący jej na myśl dawne wakacyjne noce, gdy miała na barkach o wiele mniej zmartwień niż obecnie.
Wiesz, Phel, z nas trojga to ty wyglądasz na najgrzeczniejszego — zauważyła. Chyba te blond włosy dodawały mu jakiś anielski pierwiastek, ale cóż, zdążyła się już przekonać, że nie do końca pokrywało się to z rzeczywistością. Nie zmieniało to jednak faktu, że zdążyła go polubić. Sympatię Florence łatwo było zdobyć, ale jeśli zawiodło się jej zaufanie, trudno przychodziło jego odzyskanie. Nie sądziła jednak, żeby którykolwiek z jej towarzyszy musiał się o to martwić; kumplowali się i wszystko było w jak najlepszym porządku. A dzisiejszy wieczór, przynajmniej póki co, upływał w przyjemnej atmosferze.

Marcellus Charlemagne, Orphelius Maeve
ambitny krab
scarlett
student literatury pięknej — University of Sydney
24 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Brytyjski książę, siedemnasty w sukcesji do tronu, który wraz z matką uciekł do Lorne Bay, by nikt nie kazał mu się żenić na siłę. Przez rok studiował w Paryżu, jednak kiedy wybuchła afera, przeniósł się na studia do Sydney. Obecnie złapał summer vibe w Lorne z przyjaciółmi i Amy, którą uczy co to tak naprawdę "baiser françai"
two


Jaskrawoczerwony neon, krzyczący nazwę klubu, nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Co prawda w Wielkiej Brytanii nie sposób było zaznać życia nocnego, gdy ochroniarze widząc dokument tożsamości zwoływali pieprzoną prasę, która tylko czekała na gorszy moment królewicza Charlemagne, ale we Francji, mając inne nazwisko i nieco przekształcone imię, poznał prawdziwy smak młodości. Poczynając od kryształów po magiczny proszek drażniący nozdrza, o papierosach nie wspominał — nigdy nie czuł zbytniej potrzeby, by zapalić kolejnego. Dlatego też nie rozumiał nałogów, bo mimo, że próbował wiele, tak szybko się nudził. Wolał zatracać się w literaturze; w wyśnionych rzeczywistościach i poezji z innych stuleci, niż w środkach, które działały chwilowo, a następnego dnia czułeś się jak gówno. Przed przyjazdem do Lorne Bay obiecał sobie jednak, że znajdzie tutaj przyjaciół, prawdziwych przyjaciół i zazna z nimi najlepszych lat swojej młodości.
Dlatego też nie oponował, kiedy Maeve zaproponował mu nocny wypad do Shadow. Zamiast tego ubrał się w należyty sposób — cały na czarno, żeby nie było — włosy przeczesał mokrym od żelu grzebieniem, by nieco je ogarnąć, a na dłoń nałożył masę rzemyków, które co rusz gubił. I tak oto znalazł się w środku lokalu, obstawiając jeden bok Florence, by nie stała się jej żadna krzywda. To dziwne, ale jeśli chodziło o rudowłosą dziewczynę, czuł wobec niej prawdziwe przywiązanie. Może dlatego, że podszedł do jej historii ze zbytnią empatią, a może dlatego, że naprawdę darzył ją sympatią i uważał, że jest świetnym człowiekiem. Najważniejsze było to, że nie dałby jej skrzywdzić, za żadne skarby. I właśnie to usiłował pokazać wszystkim uczestnikom imprezy, najbardziej tym pijanym, poprzez swoją wyprostowaną, dumną i trochę groźną postawę.
Dopiero, kiedy pierwszy shot był za nimi, a on, niczym na prawdziwą psiapsię przystało, złapał Langley za dłoń, przeciskając się w tłumie na tyły klubu, by zaraz znaleźć się na świeżym powietrzu; dopiero wtedy, pozwolił sobie na odrobinę luzu.
— Tak źle mnie znasz? — prycha pozwalając sobie na nutkę arogancji w głosie. Nie czuł potrzeby, by robić wszystko na pokaz. Wolał robić takie rzeczy w samotności, choć towarzystwo znajomych, a tym bardziej przyjaciół, sprawiało, że miał ochotę na więcej.
Wzdryga się na tego „księcia”, ale nie odwraca wzroku, a wytrzymuje spojrzenie blondyna.
Chwyciwszy skręta bez słowa, zaciąga się głęboko, wstrzymuje powietrze w płucach, czując jak od nadmiaru hałasu nieco szumi mu w głowie, po czym wypuszcza dym w stronę nieba. Brakowało mu gwiazd w tym mieście. Brakowało mu gwiazd przy paleniu zielska, ale to już inna kwestia.
— Przecież Flo skopałaby Ci tyłek przy pierwszej lepszej okazji — śmieje się z lekka ochryple i oddaje skręta do kumpla, poprawiając sobie kosmyk włosów spływający na czoło. Po jednym machu i shocie czuł się znacznie lepiej. Miał wrażenie, że dopiero teraz jego social anxiety powoli topnieje, pozwalając mu być prawdziwym sobą. Nigdy nie starał się przynależeć do żadnej paczki, bo wszyscy traktowali go inaczej. Sam Marcellus się dla nich nie liczył, liczyło się jego nazwisko i majątek rodzinny. Z nimi jednak, było inaczej. Nikt z obecnych nie znał jego prawdziwej tożsamości i mimo to, akceptowali go takim jakim był. I choć sam dopiero odkrywał samego siebie, pozwalając sobie zawiesić oko nie tylko na pięknych dziewczynach, ale i pięknych chłopcach, co na dworze królewskim byłoby po prostu nie do przyjęcia, zaczynało mu się to podobać.
— Och Flo, daj mu spokój. Przecież Orphelius jest dużym i groźnym buntownikiem, co nie? — wcale nie chciał się z niego naigrywać, ale humor zaczął mu dopisywać.

Orphelius Maeve Florence Langley
ambitny krab
naleśnik puchaty
Study style — Study life
24 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot be good. I must be perfection.
Nieszczególnie wiedział, jak wyglądała nadopiekuńczość rodziców, pilnowanie na każdym kroku i uczenie manier, które w życiu mu się nie przydadzą. Nawet jeśli rodzice próbowali jakoś zapanować nad temperamentem syna, w którymś momencie odpuścili. Brakowało mu ogłady, posłuszeństwa i cierpliwości. Był najmłodszy z rodzeństwa i najbardziej rozpuszczony. Odpowiedzialność za pilnowanie go leżała na barkach starszego rodzeństwa, wracając do domu z pościeranymi kolanami i płaczem, omijała go reprymenda, która była udzielana starszakom - nawet wtedy, gdy zawiniło najmłodsze dziecko. Uczyli go, że nie mógł dostawać wszystkiego, czego sobie zażyczył, lecz znalazł również na to sposób, poprzez wyłudzanie i granie na emocjach. Matka miała wyjątkowo miękkie serce, więc widząc krokodyle łzy, po prostu ulegała i odpuszczała. Ojciec był trudniejszy w obsłudze, twardo wydzielał granice, których nie pozwalał przekraczać dzieciom i choć na początku był kimś w oczach syna, tak później zaczął go irytować przez co często się kłócili. A najbardziej zaczęli się kłócić po śmierci matki, ojciec nie potrafił poradzić sobie z dorastającym synem, a problemy które miał na głowie, alkoholizm i stany depresyjne wcale nie pomagały w opanowaniu syna. Robił co chciał, wychodził gdzie chciał, wracał kiedy chciał - całkowicie poza kontrolą rodzicielską. Być może z początku robił to na pokaz, chciał udowodnić ojcu jak bardzo potrafił się zbuntować. Później ten bunt stał się częścią jego życia.
Idealnie dopasowana sukienka, którą miała na sobie Florence, przyciągała jego uwagę i spojrzenie. Walczył ze sobą, by nie obłapiać jej chamskim, typowo oceniającym spojrzeniem, choć przyłapywał się na tym, że zerkał na jej tyłek i dekolt, gdy nie zwracała na niego uwagi. Wiedział, że była w związku z jego najlepszym przyjacielem, ale cholera, przyglądając się jej, krzywdy nikomu nie robił. Gdyby patrzenie było karalne, już dawno patrzyłby na świat przez kraty w tym paskudnym, więziennym kombinezonie w paski.
— Sam siebie nie znam, a co dopiero Ciebie… Jesteśmy kumplami, ale całkowicie się przede mną nie rozebrałeś — Zdawał sobie z dwuznaczności wypowiedzianych przez siebie słów, był to zabieg celowy!
Wzruszył delikatnie ramionami, przekazując jointa w ręce towarzystwa. Nie mógł mieć całkowitej pewność co do tego, kogo znał dobrze, a kogo źle. Łatwo było się pomylić, człowiek był na tyle zmienną istotą, że w każdej sytuacji zachowywał się inaczej. Czasem wystarczyła iskra, by wybuchł pożar — a gatunek ludzki był tego idealnym przykładem.
Podchodził do innych z niemałym dystansem, nieszczególnie nawet ukrywał, że po prostu nie lubił ludzi. Fajnie było wyjść ze znajomymi, spotkać się na domówce, czy imprezie w klubie, ale na tym jego spoufalanie z rówieśnikami się kończyło.
Podtrzymując spojrzenie dziewczyny, uniósł na krótką chwilę brwi, być może trochę zaskoczony jej postawą, która notabene — bardzo mu się spodobała. Korzystając z tego, że skręt był w obiegu, wsunął dłonie do kieszeni spodni, przekręcając w zastanowieniu głowę nieco w bok.
— Większości? Znam łatwy sposób, żeby się o tym przekonać — Uznał spokojnym tonem z pozornie anielskim uśmiechem wymalowanym na twarzy, świadomie ignorując prowokację na którą się odważyła.
Przyjemnie zaszumiało mu w głowie, gdy palenie powoli zaczęło działać. Lubił to uczucie całkowitego wyciszenia, które obciążało głowę. Odcięcie od świata i wszechogarniający spokój, dlatego lubił zioło. Pomagało w opanowaniu emocji, choć niejednokrotnie zamulało — w zależności od gatunku.
— No, wiadomo. I Tobie i mi. Nie dam się nabrać na to pozornie drobne ciałko — Odparł żartobliwie — a nawet się zaśmiał. Nie znał Florence na tyle dobrze, by powiedzieć do czego była zdolna. Polubił ją, spodobała mu się, lecz nie wiedział jak zachowywała się w pewnych sytuacjach. Potrzebował czasu, by lepiej ją poznać, prędzej czy później — świadomie czy też nie — odsłoni przed nim swoje czułe punkty.
— Ha ha! Widzę, że żart się Ciebie trzyma. Schlebiasz mi tymi słowami, Marcellus. — Klasnął w dłonie, podchodząc bliżej bruneta, by dłonią rozczochrać te jego ciemne, ułożone na żel włosy. — To nawet słodkie, że dostrzegasz takie rzeczy — Przyznał, przysuwając się nieco bliżej, po czym odebrał od niego jointa, którym mocno się zaciągnął.
Zostajemy przy jaraniu, czy ogarniamy kogoś, kto rozprowadza? — Jakby, jak się bawić, to się bawić, nie? Shadow słynęło z szemranych interesów, a dilera mogli spotkać, prawdopodobnie w każdej części tego rozkosznego klubu.

Marcellus Charlemagne
Florence Langley
ambitny krab
blueberry
studentka | kelnerka — JCU | Sparrow Coffee
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
But then I heard you call my name
And it sounded like the sweetest song
Orpheliusa nie znała jeszcze tak dobrze, ale przy Marcellusie czuła się w pełni bezpiecznie. Lubiła go i ufała mu, przyjaźnili się przecież i dogadywali naprawdę dobrze. Gdy go poznała, miała pewne obawy, że może będzie rzeczywiście takim trochę zadufanym w sobie przyjezdnym z wielkiego miasta, ale był naprawdę w porządku. Orpheliusa też lubiła, po prostu znała go krócej, ale i tak czuła się przy nim całkiem dobrze. Nie miała więc oporów, żeby wybrać się z nimi do klubu, nawet tak szemranego jak Shadow, a trzymający ją za rękę Marcel pomógł jej utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze dobierała sobie towarzystwo.
Możecie rozebrać się obaj przede mną — wtrąciła się w ich rozmowę, chociaż oczywiście było to bardziej żartobliwe niż poważne. Przecież nie proponowała im niczego zdrożnego, wiadomo, miała chłopaka i prawdę mówiąc, lekkie wyrzuty sumienia budził w niej sam fakt, że była tu dzisiaj bez niego. Ale przecież nie mogła ciągać go za sobą siłą, a on raczej nie kwapił się do wspólnych wyjść.
Nie jesteś w stanie niczym mnie zagiąć, Phel — poinformowała go, opierając się o zimną ścianę i wbijając wzrok w niebo. Wieczór nie należał do najcieplejszych, ale przyjemnie grzał ją alkohol — dawno nie miała okazji wypić, więc jeden czy dwa szoty delikatnie już na nią podziałały. Nie była pijana, ale ciepło i uczucie przyjemnego szumu w głowie były zdecydowanie pomocne przy wyluzowaniu się.
Zaśmiała się tylko. Cóż, obaj byli od niej znacząco więksi, ale gdyby wpadła w jakąś furię, to pewnie by sobie z nimi poradziła. Dzisiaj jednak nie miała humoru na wpadanie w furię i czuła się całkiem… wesoło. A nie zdarzało jej się to w ostatnich miesiącach zbyt często.
Ocknęła się z lekkiego zamyślenia, słysząc kolejne słowa Maeve. Zioło zdecydowanie nie było jej obce, pierwszy raz spróbowała jakoś w liceum, a później zdarzało jej się czasem jarać, głównie na jakichś imprezach. Nigdy jednak nie eksperymentowała z twardymi narkotykami — trochę ze strachu, a trochę z braku okazji i odpowiedniego towarzystwa. Dzisiaj też nie była przekonana czy to aby na pewno dobry pomysł, ale nie zamierzała wymiękać, a już na pewno nie po tym, co nagadała Orpheliusowi o wyzwaniach. Zerknęła na reakcję Marcellusa i wzruszyła ramionami.
Jak chcecie — odparła. Dobra, trochę bała się, że jej organizm kiepsko zareaguje i że nie dotrze później do własnego mieszkania, ale jednak mogła liczyć na pomocną dłoń bardziej wprawionych kolegów. Chciała się dzisiaj bawić, potrzebowała trochę szaleństwa i luzu.
Tutaj chyba łatwo znaleźć kogoś takiego, tak sądzę.

Marcellus Charlemagne, Orphelius Maeve
ambitny krab
scarlett
ODPOWIEDZ