the principal difference between a bilby and man
: 16 wrz 2021, 19:08
21.
- Ej, a myślisz, że jakbym sobie włożył to do plecaka, to ktoś by zauważył? - szturchnął Duncana ramieniem, pokazując na stojące wprost przy granicy ogrodzonego wybiegu wielkouchów zwierzę. Wyglądało całkiem niepozornie, chyba nigdy nie widział go z bliska, więc z zaciekawieniem mu się przyglądał. - Patrz, wygląda z pyszczka jak Bob, myślisz, że ma na imię Bob? - dopytał jeszcze, przykucając powoli obok, żeby nie spłoszyć swojego nowego przyjaciela i zupełnie nie zwracał uwagi, że są wśród ludzi. - Bob, chodź do plecaka, zabiorę cię do domu - powiedział, wyciągając nawet przed siebie rękę, jakby chciał go złapać i zabrać ze sobą. Odwrócił się w stronę kumpla, żeby zobaczyć czy w ogóle patrzy, czy raczej zajęty jest bardziej rozdawaniem jakichś ulotek informacyjnych, czy tam zbieraniem pieniędzy do puszki, cokolwiek, po co się zapisali na ten wolontariat, zamiast niego zobaczył jednak pracownika sanktuarium, dość niepewnie i nieufnie na niego patrzącego.
- Eee, nie no, ja tak sobie tylko żartuję, przecież nie będę nic ten, prawda? - powiedział od razu zakłopotany, szybko wstając i szybko podszedł w stronę kumpla, który musiał się przez tę chwilę oddalić. - Staryy, nie mogłeś mi nic powiedzieć? - szturchnął go ramieniem, z wyraźną pretensją w głosie. - Jeszcze nas wywalą z tego całego dnia - dodał i wyjął mu z ręki pojemnik na datki, żeby pracownik, dalej mu się przyglądający, tylko z daleka, nie postanowił wyprosić z chłopaków. - Jeszcze raz, dlaczego my tu musimy stać? - wycieczka do sanktuarium nie była pomysłem Rydera, o nie, musiał jednak przyznać, że ani przez chwilę nie protestował, więc jeśli chciał uzyskać jakieś sensowne informacje, mógł to zrobić wcześniej. - Tak, tak, na wielkouchy, może pani wrzucić, w szczytnym celu! - odpowiedział do jakiejś przechodzącej i zagadującej kobiety z dzieckiem, taki był z niego świetny wolontariusz!
Duncan Winchester
- Ej, a myślisz, że jakbym sobie włożył to do plecaka, to ktoś by zauważył? - szturchnął Duncana ramieniem, pokazując na stojące wprost przy granicy ogrodzonego wybiegu wielkouchów zwierzę. Wyglądało całkiem niepozornie, chyba nigdy nie widział go z bliska, więc z zaciekawieniem mu się przyglądał. - Patrz, wygląda z pyszczka jak Bob, myślisz, że ma na imię Bob? - dopytał jeszcze, przykucając powoli obok, żeby nie spłoszyć swojego nowego przyjaciela i zupełnie nie zwracał uwagi, że są wśród ludzi. - Bob, chodź do plecaka, zabiorę cię do domu - powiedział, wyciągając nawet przed siebie rękę, jakby chciał go złapać i zabrać ze sobą. Odwrócił się w stronę kumpla, żeby zobaczyć czy w ogóle patrzy, czy raczej zajęty jest bardziej rozdawaniem jakichś ulotek informacyjnych, czy tam zbieraniem pieniędzy do puszki, cokolwiek, po co się zapisali na ten wolontariat, zamiast niego zobaczył jednak pracownika sanktuarium, dość niepewnie i nieufnie na niego patrzącego.
- Eee, nie no, ja tak sobie tylko żartuję, przecież nie będę nic ten, prawda? - powiedział od razu zakłopotany, szybko wstając i szybko podszedł w stronę kumpla, który musiał się przez tę chwilę oddalić. - Staryy, nie mogłeś mi nic powiedzieć? - szturchnął go ramieniem, z wyraźną pretensją w głosie. - Jeszcze nas wywalą z tego całego dnia - dodał i wyjął mu z ręki pojemnik na datki, żeby pracownik, dalej mu się przyglądający, tylko z daleka, nie postanowił wyprosić z chłopaków. - Jeszcze raz, dlaczego my tu musimy stać? - wycieczka do sanktuarium nie była pomysłem Rydera, o nie, musiał jednak przyznać, że ani przez chwilę nie protestował, więc jeśli chciał uzyskać jakieś sensowne informacje, mógł to zrobić wcześniej. - Tak, tak, na wielkouchy, może pani wrzucić, w szczytnym celu! - odpowiedział do jakiejś przechodzącej i zagadującej kobiety z dzieckiem, taki był z niego świetny wolontariusz!
Duncan Winchester