Strona 1 z 3

all my better days are the ones spent with you

: 10 sie 2021, 14:22
Carlie Faulkner
12.

Odkąd Albert powiedział jej o swoim głupkowatym pomyśle, Carlie nie mogła doczekać się jego realizacji. Na myśl o nim odczuwała większą ekscytację, niż kiedy mieli wybrać się na randkę, co świadczyło o tym, że albo naprawdę lepiej sprawdzali się w roli przyjaciół, albo Faulkner miała poważny problem z wyleczeniem własnego serca z faceta, który je złamał. Cokolwiek stało za jej obecnymi odczuciami, nie dało się zaprzeczyć temu, że w ostatnich dniach Albert był dla niej ogromnym wsparciem. Może robił to celowo, a może zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale przyczyniał się do tego, że Carlie stopniowo zapominała o dręczących ją problemach. Przy nim rzeczywiście miała większą szansę na to, aby pozbierać się po tamtym związku, za co powinna być mu ogromnie wdzięczna. I pewnie kiedyś będzie, ale w chwili obecnej starała się nie myśleć o niczym, co miałoby jakikolwiek związek z jej zakończoną relacją. Odcięcie się od tego było dla niej formą terapii, z której korzystała najchętniej, bo dzięki temu nie musiała również zastanawiać się nad tym, czy i ona popełniła jakiekolwiek błędy, a przecież to właśnie to dręczyło ją ostatnio najmocniej.
Teraz jednak nie myślała o tym. Zgodnie z umową wcisnęła się w zakupione przez nich ostatnio ciuchy, w których, swoją drogą, czuła się trochę zabawnie. Miała wrażenie, że w ogóle jej nie pasowały, a to akurat za sprawą tego, iż sama uwielbiała kolorowe, dość oryginalne rzeczy. Tym razem nie miała jednak nic przeciwko pewnym zmianom, ponieważ chciała jak najlepiej wykonać opracowany przez Alberta plan. A skoro o tym mowa, kiedy juz dotarli na miejsce i znaleźli się przed sanktuarium, Carlie była bardzo ciekawa tego, czy Raynott przygotował na dziś coś konkretnego. Ona bowiem spędziła cały poprzedni wieczór na przeglądaniu ciekawostek ze świata zwierząt, głównie takich, które wydawać mogły się odrobinę niestosowne, ale czy nie na tym miała polegać ich dzisiejsza zabawa? Zamiast gadać zupełnie bzdury, wolała najwyraźniej uraczyć innych turystów czymś, co okazałoby się prawdą, choć początkowo wcale mogło na to nie wyglądać. - Mam coś dla nas! - oznajmiła chwilę po tym, jak udało im się przekroczyć próg sanktuarium. W pośpiechu zaczęła grzebać we wlasnej torebce, a później wyciągnęła z niej dwie niewielkie karteczki i marker. Na jednej z nich napisała Alfred, a później oderwała część zabezpieczającą klej i przyczepiła plakietkę brunetowi do piersi. Wyraźnie z siebie zadowolona, podała mu drugą, w ten sposób pozwalając mu czynić honory z własną plakietką. Miała nadzieję, że też wykaże się kreatywnością, bo skoro mieli tu dziś zaszaleć, powinni posługiwać się fałszywymi imionami, prawda?

Albert Raynott

: 10 sie 2021, 14:53
Albert Raynott
04.
W jego przypadku było nieco inaczej. Chociaż podobnie jak ona był podekscytowany wizją zrealizowania swojego planu, ta ekscytacja była nie mniejsza i nie większa od tej, którą odczuwał, gdy wybierali się na randkę, ponieważ tamto wyjście również ogromnie go cieszyło. W przeciwieństwie do niej, on zdążył oszaleć na jej punkcie, dlatego cieszyła go każda możliwość spędzenia z nią czasu, a teraz, gdy zapadła decyzja o tym, że na razie może zadowolić się wyłącznie przyjaźnią z nią, właśnie z tego czerpał swoją radość. Bo niezależnie od tego kim dla niego była, spędzanie z nią czasu zawsze zapewniało mu ogrom frajdy i czuł się przy niej dobrze. A dziś, mając przed sobą niepowtarzalną okazję, żeby wreszcie, po latach czekania zrealizować swój głupkowaty plan, nie mógł doczekać się aż to zrobią. Przez to w nocy nie mógł spać. Zawsze gdy na coś bardzo czekał, później miał problem ze zmrużeniem oka, dlatego przespał góra trzy godziny, a przez resztę czasu albo przeglądał sieć, albo coś oglądał, albo pisał do znajomych, próbując namierzyć kogoś, kto podobnie jak on był nocnym markiem. Nawet Carlie załapała się na listę osób, które dostały od niego wiadomości o treściach zupełnie randomowych jak to, że z okna widzi jak tłucze się dwóch meneli lub to, że w lodówce ma tylko wysuszony ser i jest głodny. Nudził się, tak po prostu, ale w końcu czas mu upłynął, a on mógł przygotować się do wyjścia i wcisnąć się w swój nowo zakupiony mundurek, w którym on również czuł się nieswojo. Ten strój znacząco odstawał od tego, co Raynott normalnie nosił, ale tym starał się teraz nie przejmować.
Kiedy na miejscu Carlie ogłosiła, że ma coś dla nich, wyraźnie zaciekawiony Albert zerknął na nią, czekając aż ujawni o co chodziło. I gdy to stało się jasne, z rozbawieniem spojrzał na plakietkę na swojej piersi, a później ponownie na Faulkner. - Alfred, huh? - mruknął, odbierając od niej plakietkę oraz marker. Dał sobie krótką chwilę na zastanowienie się nad tym jak chciał ją nazwać, ponieważ chciał wymyślić coś z sensem. Nie mogło to być nic zupełnie randomowego, czego nie udałoby im się zapamiętać i coś, co w razie potknięcia będzie dało się naprostować jak ten Alfred, którego on dostał. Gdy wyznaczył sobie ramy co może wymyślić, prędko wpadł na coś, co wysmarował na jej plakietce. Po skończeniu pisania odkleił papierek zabezpieczający i przykleił plakietkę do piersi Carlie. - Miło mi cię poznać, Carol - poruszył zaczepnie brwiami, zadowolony z tego co wymyślił. Podobało mu się to, że Faulkner rozbudowała jego plan o fałszywe imiona i przygotowała się na tę okazję, dostarczając plakietki.

Carlie Faulkner

: 10 sie 2021, 22:46
Carlie Faulkner
Te przypadkowe wiadomości były kolejnym, co poprawiało jej humor. Choć nie zareagowała, kiedy jej telefon zaświecił się w nocy, Carlie przebudziła się i zerknęła na jego ekran. W pierwszej kolejności pomyślała o tym, że może to jej były partner choć trochę tęsknił za nią i postanowił dać jej o tym znać, ale to nie okazało się prawdą. Zamiast ckliwego smsa, na ekranie dostrzegła imię Alberta, a także jakąś przypadkową uwagę z jego nocnego życia, która sprawiła, że Faulkner wracała do dalszego snu z uśmiechem. Nie miała pojęcia dlaczego, ale właśnie w ten sposób działał na nią niezależnie od tego, co robił. Po prostu był takim światełkiem, którego potrzebowała, kiedy nagle jej życie wydawało się trochę zbyt mroczne. Niewykluczone, że przez to przywiązywała się do niego trochę za bardzo, co nie powinno mieć miejsca, jeśli miała zamiar stąd wyjechać. I nie, bynajmniej nie chodziło tu o żaden aspekt uczuciowy, a raczej o fakt, że teskniłaby za nim cholernie. Chcąc utrzymać tę przyjaźń, na pewno sporo by ze sobą pisali, może też dzwonili czasami, ale czy to rzeczywiście byłoby to samo? Perspektywa oglądania jego uśmiechniętej twarzy niemal codziennie naprawdę jej odpowiadała i była to jedna z tych rzeczy, których nie chciała zmieniać. Carlie, choć nie była tego świadoma, coraz bardziej przekonywała się do pozostania w Australii, a to w pewnym sensie było jego zasługą. Miał na nią znacznie większy wpływ, niż którekolwiek z nich mogłoby przypuszczać.
Wzruszyła ramionami z miną niewiniątka, kiedy wyłapał swoje nowe, udawane imię. Wiedziała już wtedy, że po nim będzie mogła spodziewać się tego samego, dlatego nie zawiódł jej, kiedy już plakietka znalazła się na jej piersi. Właśnie wtedy uśmiechnęła się z rozbawieniem, później ponownie przenosząc wzrok na bruneta. Po raz kolejny w jego towarzystwie nie potrafiła przestać się uśmiechać. Swoją drogą, gdyby jeszcze tydzień temu ktoś powiedział jej, że będzie umiała tak dobrze bawić się tutaj bez Grishama, nie uwierzyłaby. A jednak Albert sprawdzał się w roli jej towarzysza znacznie lepiej. Miał na nią naprawdę dobry wpływ. - Ciebie również, Alfred. Słyszałam, że to twój pierwszy dzień, więc… chodź, oprowadzę cię po naszym sanktuarium - odparła, zachowując przy tym należytą powagę. Najwyraźniej zdołała już wejść w rolę, z której teraz nie zamierzała wychodzić, dlatego nie czekając na Alberta, pomaszerowała w stronę jednej z alejek. - Tu trzymany… tukany! - oznajmiła, a później sama lepiej przyjrzała się ptakom, których widok wywołał na jej twarzy uśmiech. Wcześniej nie miała z podobnymi do czynienia, więc było to dla niej nowe doświadczenie. Może nie zachowywała się teraz jak bardzo wiarygodny pracownik, ale trochę chyba mogła sobie odpuścić, prawda? Chciała wyciągnąć z tego wyjścia coś więcej, niż sama realizacja jego planu.

Albert Raynott

: 11 sie 2021, 08:43
Albert Raynott
Chociaż nie rozpoczął żadnej kampanii pod tytułem muszę za wszelką cenę zatrzymać Carlie w Australii, miał cichą nadzieję, że może uda mu się zmienić jej zdanie na ten temat i nawet jeśli nie zdecydowałaby się zostać tu na zawsze, dałaby szansę temu miejscu przynajmniej na trochę dłużej. Jeśli nie było im pisane być razem, dałoby im to szansę chociaż na to, żeby zbudować solidne podstawy dla ich przyjaźni, jeśli później czekała ich relacja na odległość. Albert bał się tego kontaktu na odległość, ponieważ nie wiedział czy po powrocie do Stanów Faulkner nie zapomni o nim. Miała tam swoje życie, znajomych, więc dlaczego miałaby zawracać sobie głowę jakimś gościem, który żyje na innym kontynencie i którego może już nigdy więcej na żywo nie zobaczy? Chociaż był moment, gdy pozytywnie odnosił się do myśli związku na odległość, ostatnio więcej myślał o tym jak ich relacja mogłaby wyglądać po jej powrocie do domu i teraz nie wiedział już czy nawet przyjaźń wypali.
Nie spodziewał się tego, że Carlie tak szybko wczuje się w swoją nową rolę, dlatego w pierwszej chwili popatrzył na nią zaskoczony, jednak uśmiech prędko rozpromienił jego buzię. Rozbawiło go to, że jemu przypisała rolę nowego, podczas gdy z ich dwójki to raczej on mógł uważać się za bardziej doświadczonego w temacie sanktuarium… Jeśli rzeczywiście mógł brać pod uwagę tę wizytę sprzed wielu lat, w co jednak odrobinę wątpił, bo coś czuł, że trochę się tu pozmieniało, a wiele rzeczy on sam zapomniał, więc jego przewaga w wiedzy o tym miejscu wcale nie musiała być jakaś znacząca. Mimo to przyjął swoją rolę nowicjusza i pomaszerował za Carlie, która zamierzała oprowadzić go po tym miejscu. Podczas pierwszego przystanku z rozbawieniem obserwował podekscytowaną Faulkner, już teraz dochodząc do wniosku, że dobrze zrobili, przychodząc tutaj. - A słyszałaś o tym, że Aztekowie wierzyli, że dzioby tukanów są zrobione z tęczy? To miała być ich nagroda za bycie posłańcami bogów - wyrecytował to z uśmiechem, który mógł sugerować, że jedynie wciskał jej wymyślony na poczekaniu kit, ale równie dobrze mógł to być fakt, który wyczytał gdzieś w sieci, bo Carlie wcale nie była jedyną, która przygotowała się do przyjścia tutaj. Albert również poduczył się, zamierzając przeplatać prawdziwe informacje z jakimiś bzdurami, które sam by wymyślił lub gdzieś o nich usłyszał. Jednak na początek swoimi mądrościami postanowił podzielić się nie z gośćmi sanktuarium, tylko z Carlie, choć tak w sumie ona też była tu przecież jedną ze zwiedzających.

Carlie Faulkner

: 11 sie 2021, 10:57
Carlie Faulkner
Gdyby jednak się na to zdecydował, warto wspomnieć, że miałby spore szanse powodzenia. Nie dlatego, że to właśnie on mógł ją tu zatrzymać, a głównie przez to, że Carlie i tak rozważała już podobny scenariusz. Wiedziała niby, że nie trzymało jej tu nic, a zatem powinna wrócić w rodzinne strony i tam jakoś naprostować swoje życie, ale tego naprawdę się obawiała. Po raz pierwszy odczuwała intensywne poczucie porażki, dlatego bała się stawić czoła swoim bliskim. Zabawne, prawda? Przez całe swoje życie popełniała błędy i podejmowała idiotyczne decyzje, ale potrzebowała wynieść się na inny kontynent w pogoni za facetem, który pewien czas później ją zostawił, aby w końcu dojść do wniosku, że może to nie los uwziął się na nią, tylko ona sama postępowała niewłaściwie. Z tego powodu zastanawiała się nad tym, jak jej życie mogłoby wyglądać tutaj, ale nie miała na tyle odwagi, aby powiedzieć sobie, że to właśnie Australia była miejscem, w którym powinna zostać. Może naprawdę potrzebowała kogoś, kto popchnąłby ją do podjęcia tej decycyzji?
Była pod ogromnym wrażeniem tego miejsca, co zresztą dość wyraźnie wymalowało się na jej twarzy. Jeszcze w Stanach niejednokrotnie miała szansę odwiedzić zoo, ale to, co zastała tutaj, zdawało się być z innej bajki. Carlie naprawdę była tym widokiem oczarowana, a przy okazji miała wrażenie, że będą bawić się tu świetnie. Mieli swój plan, który zamierzali zrealizować, a przecież w towarzystwie Alberta i bez tego czuła się wyśmienicie, więc to naprawdę miał być dobry dzień. I może właśnie stąd entuzjazm, z którym podeszła do prezentowania mu miejsca, którego w ogóle nie znała? To nie przeszkadzało jej w tym, aby wczuć się w rolę. - Widzę, że straszny z ciebie mądrala - rzuciła z przekąsem, a jej usta wykrzywiły się w zaczepnym uśmiechu. Tym razem to jego zlustrowała spojrzeniem, a później skinęła głową w stronę kolejnego wybiegu. - A o tym co masz do powiedzenia? - zapytała, a wyraz jej twarzy jasno mówił, że w ten sposób rzucała mu wyzwanie. Szkoda tylko, że sama nie była w stanie zlokalizować czegoś, co znajdowałoby się w środku, dlatego niemal przykleiła twarz do klatki w nadziei, że coś tam jednak dojrzy. - Dlaczego nic tu… - pisk. Jej pytanie przerwał pisk, a wszystko za sprawą tego, że jakaś niesforna małpka zawisła jej przed twarzą, szczerząc swoje zęby. Carlie cofnęła się odruchowo i gwałtownie, przez co plecami zderzyła się z Albertem. Potrzebowała chwili, aby wyjść z pierwszego szoku i być w stanie się uśmiechnąć. Musiała przyznać, że ten mały nicpoń, który teraz wydawał jej się uroczy, w pierwszej chwili naprawdę napędził jej stracha.

Albert Raynott

: 11 sie 2021, 11:36
Albert Raynott
Albert raczej obrał mniej oczywistą taktykę i zamiast wprost mówić jej, że chciał, żeby została, wolał po prostu pokazać jej jak wiele oferowała Australia, a także samo Lorne Bay. Nie miał pojęcia czy to przyniesie oczekiwane skutki, ale może przynajmniej sprawi, że rozważy opcję pozostania tu choć chwilę dłużej? Jeśli nie, to nic, bo przynajmniej miło spędziliby czas, a więc jego próby wcale nie poszłyby na marne. Niestety nie miał pojęcia co działo się w jej głowie, dlatego nie wiedział o tym jakie wątpliwości nią targały. Gdyby było inaczej, pewnie spróbowałby jej zasugerować, że jeśli obawiała się stawić czoła bliskim, a także i tak musiała zacząć wszystko od nowa, równie dobrze mogła zrobić to tutaj, a nowe miejsce mogło przecież otworzyć przed nią nowe, wcześniej nieznane jej możliwości. I może wtedy zaskoczyłaby nie tylko siebie, ale też bliskie sobie osoby? To jednak było rzeczą, do której chyba sama musiała dojść, skoro swoimi troskami nie podzieliła się z Raynottem.
Albert zmarszczył nos i skrzywił się, gdy Carlie wytknęła mu bycie mądralą, ale gdy już skończył ten pokaz, uśmiechnął się do niej rozbawiony. Zanosiło się na to, że naprawdę czekała ich dziś dobra zabawa, co było dobrym znakiem, skoro czekało ich kilka godzin w sanktuarium. To miejsce było ogromne, więc jeśli chcieli zobaczyć wszystko, musieli być przygotowani na to, że spędzą tutaj niemal cały dzień, na co zresztą Raynott się przygotował, zabierając ze sobą jakieś kanapeczki, jak na oszczędnego człowieka przystało. Przekąski w punktach gastronomicznych w takich miejscach potrafią osiągnąć takie ceny, że Albert na koniec miesiąca musiałby żyć na suchym chlebie.
Kiedy Faulkner poprosiła go o kolejną garść ciekawostek, Raynott spojrzał na wskazaną przez nią klatkę, starając się namierzyć jej mieszkańca, jednak było to na tyle trudniejsze, że nie mógł się żadnego dopatrzyć dopóki jeden nie postanowił wyskoczyć wprost na twarz Carlie. Co zabawne, brunetka nie była jedyną osobą, która w tamtej chwili krzyknęła. On zrobił dokładnie to samo, ale prędko się otrząsnął i gdy zderzyła się z niego plecami, próbował udawać, że nic się nie stało, a on wcale przed chwilą się nie wystraszył. - Cykor - skomentował i uśmiechnął się zadziornie. Tuż po tym wychylił się przez ramię Faulkner, żeby zerknąć na tabliczkę obok klatki. - Twój nowy przyjaciel to jeden z niewielu gatunków małp, który regularnie wydaje na świat bliźniaki - przeczytał kolejną ciekawostkę, którą podzielił się z Carlie, choć pewnie liczyła na to, że błyśnie własną wiedzą, gdy rzuciła mu tamto wyzwanie. Niestety wiedzą na temat tych zwierzaków nie był w stanie się pochwalić.

Carlie Faulkner

: 11 sie 2021, 21:38
Carlie Faulkner
Nie powiedziała mu o niczym, bo jej matka i babcia nie były jedynymi osobami, przed którymi wstydziła się swoich klęsk. Carlie nie chciała rozmawiać o nich z nikim, ponieważ doskonale wiedziała jak idiotycznie to wyglądało. Swoimi obawami podzieliła się zaledwie z jedną osobą, ale to byłoby na tyle. Albertowi nie mogła tego powiedzieć, ponieważ z jakiegoś powodu chciała, aby on nie myślał o niej tak źle. Może więc ich randkowa klęska wcale nie oznaczała, że Faulkner nie była nim zainteresowana? Gdyby traktowała go tylko jak kolegę, prawdopodobnie byłaby zdania, że Albert zaakceptuje ją z wszystkimi jej wadami, ale jej zależało na tym, aby nie miał jej za kompletną porażkę. Lubiła go, może nawet trochę bardziej, niż sama przypuszczała, ale powstrzymywała się przed dojściem do takich wniosków, bo z tyłu głowy cały czas miała myśl o katastrofie, jaką okazał się jej poprzedni związek.
Chciała zobaczyć jak najwięcej, ale może niekoniecznie z tak bliskiej odległości? Kiedy ta małpka pojawiła się przed jej twarzą, Carlie omal nie zeszła na zawał. Humor poprawił jej jednak fakt, że nie była jedyną, która spanikowała, zatem nie, Albertowi nie udało się całkowicie wyjść z tego z twarzą. Faulkner zorientowała się, że to jego krzyk musiał jej zawtórować, ponieważ nikogo innego nie było w dostatecznie bliskiej odległości, ale, o dziwo, postanowiła tego nie komentować. Najwyraźniej nie chciała go zawstydzać, a przecież takie rzeczy z jakichś powodów zawsze godziły w męską dumę. Faceci lubili udawać nieustraszonych i choć Carlie nie miała pewności, że Raynott zaliczał się do tego właśnie grona, wolała jednak tego nie testować. Nie w miejscu, w którym mógłby rzucić ją na pożarcie tygrysom. - Jak moja ciotka Mitsy. Trzy ciąże, każda podwójna. I w sumie trochę jest z niej taka małpa - stwierdziła, a później niedbale wzruszyła ramionami. Teraz, kiedy małpka nie była w stanie zaskoczyć jej po raz kolejny, Faulkner zdecydowała się przyjrzeć jej z bliska. - Co to jest to małe na jego brzuchu? - zapytała, ponownie przysuwając twarz bliżej klatki. Dopiero po chwili odsunęła się gwałtownie i spojrzała na Alberta tak, jakby nagle doznała olśnienia. - Czy to jego…? - nie dokończyła pytania, zamiast tego wykonała dziwaczny gest palcem, co najwyraźniej miało w jakiś sposób przedstawiać przyrodzenie, ale ciężko byłoby zorientować się w symbolice, gdyby nie jej wymowne spojrzenie. Carlie najwyraźniej zaliczała się do grona tych turystów, których nie interesowały takie fakty, jak pochodzenie, bardziej interesując się głupotami.

Albert Raynott

: 11 sie 2021, 22:01
Albert Raynott
Niepotrzebnie się tym przejmowała. Gdyby poznał całą jej historię, wcale nie wziąłby jej za porażkę. Była młoda, nie miała jeszcze sprecyzowanego pomysłu na siebie, to normalne, że chciała próbować nowych rzeczy i rezygnować z tych, które się dla niej nie sprawdzały. Ryzykowne decyzje są wpisane w bycie młodym, tak samo jak drobna lekkomyślność i brak zapasowych planów. To była głupota, w porządku, ale kto młody nie popełnia głupot? Albert chociaż miał spokojne życie zawodowe, to wcale nie znaczy, że jego życie było wolne od podejmowania decyzji, przez które jego bliscy później stukali się w głowy, mając go za lekkomyślnego głuptasa. Może nigdy nie zdobył się na aż takie szaleństwo jak Carlie, ale to wcale nie znaczy, że oceniałby ją.
Gdyby wytknęła mu jego panikę, na pewno spróbowałby się z tego wyłgać. Może nie miał fioła na punkcie swojej męskości, ale na pewno niechętnie przyznałby się do tego, że przestraszył się małej małpki w klatce, dlatego może dobrze Carlie zrobiła, że nie próbowała mu tego wytykać? Przynajmniej biedaczysko nie będzie musiało czuć się tak, jakby wygłupił się przed nią, a przecież nie jej jedynej zależało na opinii tego drugiego w tym duecie. On też chciał, żeby postrzegała go jak najlepiej, dlatego wolałby unikać przed nią wszelkich potknięć. Kiedy Faulkner opowiedziała mu o swojej ciotce, Albert parsknął śmiechem, co miało być jego jedynym komentarzem w temacie ciotki, za którą brunetka najwyraźniej nie przepadała. Zaraz i tak skupił się na dokładniejszemu przyjrzeniu się małpce i w tym celu zbliżył się do klatki, żeby mieć lepszy widok na jej brzuch. Długo nie zajęło mu zorientowanie się czym był to coś, o które Carlie go zapytała. I jej najwyraźniej również. Gdy się odezwała, rozbawiony Raynott zerknął na nią kątem oka i pokiwał głową, potwierdzając jej podejrzenia. - Dokładnie. I wygląda na to, że bardzo cię lubi - ostatnie zdanie mówił już przez śmiech, nie potrafiąc zwalczyć rozbawienia. Najwyraźniej Carlie każdemu potrafiła prędko zawrócić w głowie i nie miało znaczenia to, że był przedstawicielem innego gatunku. Jednak taka konkurencja Alberta ani trochę nie martwiła, dlatego mógł się z tego pośmiać. - Powinienem zostawić was samych? - zapytał i szturchnął ją łokciem, kiedy już zapanował nad śmiechem, po którym musiał przetrzeć kąciki oczu, ponieważ pojawiły się łzy. Małpka wzięła go tym z zaskoczenia, dlatego nie mógł nic poradzić na to, że aż tak to go bawiło.

Carlie Faulkner

: 12 sie 2021, 12:13
Carlie Faulkner
Każdy miał mankamenty, do których bał się przyznać przed resztą świata, prawda? Carlie, choć do niedawna zdawała się w ogóle tym nie przejmować, w końcu zaczynała dostrzegać, że nie każda z podjętych przez nią decyzji była tą właściwą. Mało tego, popełniała całą masę błędów, czując się trochę tak, jakby nigdy nie zdecydowała się na nic dobrego. Z jakiegoś powodu nie chciała, aby Albert widział ją w takich barwach, dlatego własne obawy trzymała dla siebie. Mogła uporać się z nimi sama, podobnie zresztą jak mogła zatrzymać dla siebie to, że przyłapała go na gorącym uczynku, jakim był ten krzyk z powodu małpiego ataku. Może jakaś jej część wiedziała, że i on nie chciał się przed nią wygłupić, dlatego zdecydowała się nie budzić w nim obawy, że tak właśnie było?
Kiedy postanowił sobie tak bezczelnie z niej zażartować, nagle nie miała ochoty być już aż tak litościwa. Zmrużyła oczy, przez chwilę rozważając odgryzienie mu się, ale szybko doszła do wniosku, że o wiele lepiej wyjdzie na czymś innym. Korzystając z tego, że grupka starszych pań mijała ich właśnie, Carlie skrzyżowała ramiona na piersi, a później spojrzała na niego z udawanym wyrzutem. - Faceci... To takie typowe. Jednego dnia zabawiasz się ze mną w sklepowej przymierzalni i obiecujesz, że nie liczy się nikt inny, a teraz co? Próbujesz pozbyć się mnie w ten sposób? Pieprz się, Alfred - obróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku kolejnej klatki, przy okazji natykając się na starsze panie, które posłały Raynottowi oceniające spojrzenie. Najwyraźniej jej scena przyniosła zamierzony skutek, co zresztą znalazło odzwierciedlenie w uśmiechu, który wymalował się na jej ustach, kiedy już przystanęła przy kolejnej klatce i spojrzała na bruneta, nie przestając się cieszyć. Z jakiegoś powodu naprawdę lubiła mu dokuczać, choć tak naprawdę nie chodziło wcale o to, aby zagrać mu na nosie. Nie, były to zaczepki podobne do tych, które dziecko w wieku gimnazjalnym stosowało na koledze, który akurat wpadł mu w oko. I może w przypadku Carlie działało to podobnie, choć ona za nic w świecie nie przyznałaby się do tego, że mogła polubić go trochę bardziej. Uważała zresztą, że nie było to możliwe, skoro zaledwie kilka dni temu zaliczyli wspólnie tę koszmarną randkę, on odrzucił jej propozycję wspólnej nocy, a poza tym nie zdołała nadal posklejać złamanego serca. Nie mogła na niego lecieć, bo to nie pasowało do wizji, którą miała w swojej głowie.

Albert Raynott

: 12 sie 2021, 16:35
Albert Raynott
Widocznie każdy ma coś takiego, co wolałby ukryć przed całym światem, żeby zachować twarz. Trudno jest w pełni odsłonić się przed każdym, nie wiedząc czy twoje słabości nie przesądzą o tym, że druga osoba zacznie postrzegać cię w negatywnym świetle, szczególnie, jeśli ta osoba jest kimś, przed kim chce się wypaść jak najlepiej. Dla Alberta Carlie zdecydowanie była kimś takim, dlatego zależało mu na tym, żeby odsłonić przed nią swoje atuty, a ukryć wszelkie winy. Dlatego gdyby wiedział, że przemilczała jego krzyk z myślą o nim, na pewno doceniłby to, że brała pod uwagę jego samopoczucie i postanowiła tego nie skomentować.
Raynott zupełnie nie wiedział co się teraz działo. Gdy Faulkner ni z tego ni z owego wyskoczyła z tymi pretensjami, wyglądał na bardzo zdezorientowanego. Nie wiedział jak ma na to zareagować, dlatego wyraźnie zagubiony po prostu wgapiał się w nią, aż nie odwróciła się na pięcie i nie zostawiła go samego. - Ale Carol… - już na tyle oswoił się z jej nowym imieniem, że nawet zdezorientowany potrafił go użyć, nim jednak zdążył dokończyć swoją myśl, dostał dobrą podpowiedź w kwestii tego, co ona kombinowała. Starsze panie już nie tylko patrzyły na niego potępiająco, ale też zaczęły go pouczać, żeby zostawił tę biedną dziewczynę w spokoju. Jedna nawet zaczęła grozić mu laską, z czego on nie potrafił się wybronić, bo nie dawały dojść mu do słowa. Biedny musiał jakoś je wyminąć i zostawić za sobą, choć słyszał jeszcze za swoimi plecami jakieś komentarze o tym, że mężczyźni w tych czasach są straszni i nie potrafią dorosnąć, co on postanowił zignorować, choć zdobył się jeszcze na pokręcenie głową i głośne westchnięcie. Kiedy wreszcie znalazł się obok Carlie, Albert posłał jej mordercze spojrzenie i bez ostrzeżenia pociągnął ją lekko za policzek. - Jesteś podła, Carol. Jak mogłaś rzucić mnie im na pożarcie? - zapytał przejęty i puścił jej policzek. Dopiero po tym na jego twarzy pojawił się uśmiech, który świadczył, że jego również tamta sytuacja mimo wszystko bawiła. Żałował, że sam na to nie wpadł i nie postawił jej w podobnej sytuacji, bo było to świetnym numerem, za który musiał Faulkner przyznać punkt, nawet jeśli nadal uważał, że okropnym było rzucenie go na pożarcie starszym paniom, które nie miały dla niego litości. I przy których przez chwilę naprawdę bał się tego, że któraś z nich zdzieli go laską, ale do niczego takiego na szczęście nie doszło i skończyło się jedynie na groźbach bez pokrycia. No cóż, przynajmniej wiedział po tym, że ze starszymi paniami nie można zadzierać.

Carlie Faulkner

: 12 sie 2021, 20:04
Carlie Faulkner
Kiedy wyskoczyła z tymi pretensjami, działała impulsywnie. Nie zaplanowała sobie tego wcześniej, po prostu skorzystała z okazji, na którą nagle zwróciła uwagę, i która ani trochę jej nie zawiodła. Wystarczyło bowiem, że Albert wydukał pod nosem jej udawane imię, aby Carlie nie była w stanie powstrzymać uśmiechu, który sam cisnął jej się na usta. Musiała jednak przyznać, że kiedy usłyszała te pogróżki i dostrzegła kątem oka, jak Albert nie był w stanie uwolnić się od tamtych pań, trochę zrobiło jej się go szkoda. Tylko trochę, bo nadal czuła się bardzo z siebie zadowolona. Jeśli planował dalej sobie z niej żartować, musiał wiedzieć, że miał do czynienia z naprawdę trudnym przeciwnikiem. Carlie zaliczała się bowiem do grona tych osób, które naprawdę trudno było zawstydzić. Mało tego, miała do siebie taki dystans, iż zupełnie nie przeszkadzało jej narobienie sobie dodatkowego wstydu, byle tylko się na nim odegrać. Chyba nadal wychodziła z założenia, że tutaj przecież nikt jej nie znał, a w dodatku nie miała zagościć tu na długo, więc co tak właściwie miała do stracenia? Poza szacunkiem kilku starszych pań niewiele.
Kiedy pociągnął ją za policzek, Faulkner odruchowo zmrużyła oczy, posyłając mu w ten sposób złowrogie spojrzenie. Prawdopodobnie powinna grać teraz nadąsaną, ale wcale nie zależało jej na tym, aby starsze panie nadal uważały jej przedstawienie za wiarygodne. To, czego potrzebowała, zdołała już od nich dostać. - Nie wiem o czym mówisz, Alfred - odparła z miną niewiniątka, ale uśmiech, który chwilę później wymalował się na jej twarzy, całkowicie ją zdradzał. Carlie oblizała usta, zmierzyła go spojrzeniem, a później wzruszyła lekko ramionami. Nie przeszli jeszcze do kluczowej części swojego planu, a ona już bawiła się znakomicie. A skoro o tym mowa, jak na życzenie pojawiło się przy nich małżeństwo w średnim wieku, które postanowiło zapytać o zwierzęta znajdujące się w klatce obok. Carlie rzuciła na nie wzrokiem, nie mając pojęcia co to tak właściwie było, dlatego po raz kolejny tego dnia postanowiła wpakować Alberta w drobne wyzwanie. - Świetnie państwo trafili. Alfred to prawdziwy specjalista w tej kwestii, na pewno odpowie na każde pytanie, prawda? - kończąc zwróciła się do bruneta, któremu po raz kolejny posłała zadowolony uśmiech. Była ciekawa tego, jak sobie z tym poradzi, przy czym wydawało jej się, że powinien wybrnąć z tego zadania bez większych trudności, bo przecież do tej pory udowadniał, że granie roli tutejszego pracownika wychodziło mu znakomicie.

Albert Raynott

: 12 sie 2021, 21:57
Albert Raynott
Teraz już wiedział, że miał przed sobą wymagającego przeciwnika, po którym powinien spodziewać się najgorszego. I szczerze? Cholernie mu się to podobało, bo było to gwarancją dobrej zabawy w towarzystwie Carlie. Albert nie mógł doczekać się kolejnych numerów, które sobie wywiną i miał nadzieję, że będzie ich wiele, a co za tym szło, Faulkner zbyt szybko nie ucieknie mu z Australii. Cieszył się, że jej pobyt tutaj na razie się przeciągał i liczył, że to będzie dalej trwało, a nim się brunetka obejrzy, może postanowi uczynić to miejsce swoim domem? W końcu gdyby było jej tutaj tak źle lub gdyby bardzo zależało jej na ucieczce do domu, do bliskich i daleko od byłego, który ją zranił, już dawno by jej tutaj nie było, prawda? W takim razie podejrzewał, że jednak coś ją tutaj zatrzymywało i kto wie czy nie zatrzyma na jeszcze dłużej? On na pewno bardzo by tego chciał.
- Nie wiem o czym mówisz, Alfred… - przedrzeźnił ją, krzywiąc się przy tym, a gdy skończył mówić, dźgnął ją palcem w bok i dopiero po tym ponownie przywołał na twarz uśmiech. - Doskonale wiesz o czym mówię, paskudo - dodał i pokręcił głową, podczas gdy rozbawienie wciąż było wyraźnie wymalowane na jego twarzy. Jak widać wpychanie biednego Alberta na miny się nie skończyło, a on już chwilę później znów musiał z winy Carlie zmierzyć się z wyzwaniem, jednak tym razem nie było to nic, z czym nie mógłby sobie poradzić, w przeciwieństwie do grupki starszych pań. - Odpowie? - w pierwszej chwili zapytał niepewnie, spoglądając na Carlie, jednak prędko się otrząsnął i spojrzał na małżeństwo. - Oczywiście, że odpowiem. Proszę pytać o... - urwał na krótką chwilę, żeby zerknąć kątem oka na klatkę i sprawdzić o jakich zwierzętach tak właściwie miał mówić. - Diabły tasmańskie - dodał prędko, a później dzielnie odpowiadał małżeństwu, serwując im kilka faktów, które pamiętał… Skądś. Nie miał już pojęcia skąd konkretnie, ale były to rzeczy, które usłyszał już dawno temu. A gdy czegoś nie wiedział, improwizował, plotąc bzdury, które miały zabrzmieć mądrze i prawdziwie. - Dokładnie tak… I nie wiem czy państwo o tym słyszeli, ale diabły tasmańskie, zresztą podobnie jak na przykład koale i kangury, mają trzy waginy… Dokładnie, trzy… Tak - pokiwał głową i dzięki bogu, po tej ciekawostce w końcu dali mu spokój. Wcześniej zdążyli zasypać go gradem pytań, a jemu powoli zaczynały kończyć się odpowiedzi, dlatego postanowił podzielić się z nimi ciekawostką, którą kiedyś przeczytał w sieci. Nie miał pojęcia czy była to prawda, ale najważniejsze w tej chwili było dla niego to, że tamta para z jakiegoś powodu poczuła się zakłopotana, gdy rozmowa zeszła na takie tematy, a Albert mógł w końcu odpocząć. - I jak? - obrócił się, żeby zerknąć na Carlie, której posłał zadziorny uśmiech.

Carlie Faulkner