instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
07.


Rozstania były trudne i niezależnie od tego czy było się razem trzy lata czy pół roku, zawsze bolało podobnie. Oczywiście decydując się na taką postać rzeczy Presley wiedziała, że nie będzie łatwo, ale ona i Islwyn podjęli decyzję wspólnie i całkiem świadomie. Nie byli dla siebie dobrzy. Ba, nie byli nawet wystarczający, więc niby jakim cudem mieli stawiać fundamenty na czymś, co od początku nie wróżyło przyszłości? No dobra, lekka przesada, na początku fajnie im się układało, wyglądali na szczęśliwych i bardzo zakochanych, jednak czas wszystko zweryfikował - z Islwyna wyszła zazdrość i zaborczość, a z Presley zbuntowana natura rozhisteryzowanej panny, która nienawidziła ograniczeń. Naprawdę szczerze ich nie znosiła. Chyba nic w życiu tak nie wyprowadzało jej z równowagi jak próba kontrolowania tego, co robiła, gdzie była i z kim się spotykała. Brak zaufania to straszne skurwysyństwo w każdej relacji, nie tylko w związku. Dlatego zaczęła robić na przekór i w pewnym momencie przestała mówi Argallowi prawdę. Nie, nie okłamywała go, po prostu nie wdawała się w zbędne szczegóły, chcąc tym sposobem uniknąć kolejnych kłótni. Ale i tak jakimś cudem miejsce jej pobytu zawsze wypływało na wierzch, a on robił jej wyrzuty. Właśnie tak wyglądało życie Prescott - chciała dobrze, jednak wychodziło jak zwykle.
Od zerwania minął prawie miesiąc, ale obowiązki i brak czasu (i pewnie chęci spotkania również) nie pozwalały im na oddanie rzeczy. W końcu zgadali się, więc Pres szczelnie zapakowała to, co należało do Islwyna w nieduży karton i stawiła się pod jego pracą. W pudełko nie było nic szczególnego - kilka jego koszulek, bluza, bransoletka, którą sprawił jej bez większej okazji, jakieś zdjęcia, maskotka pluszowego kangura.
Dłubała trampkiem w ziemi, dopóki nie usłyszała charakterystycznego skrzypnięcia furtki, w której po chwili pojawił się Argall. Dziwnie było go zobaczyć, już od miesiąca nie mieli ze sobą kontaktu. Dobrze wyglądał, jakby wyszczuplał na twarzy? I z tej perspektywy wydał się Presley jakiś taki wyższy.
- Cześć - rzuciła, siląc się na lekki uśmiech i zerknęła wymownie na karton przy swoich nogach. - Nie wiem czy spakowałam wszystko. Gdybyś jednak dopatrzył się, że czegoś brakuje, to daj znać. Nie obiecuję, że znajdę, ale na pewno poszukam - to oznaczałoby kolejne spotkanie, na które chyba żadne z nich nie miało ochoty, chociaż Prescott podświadomie uważała, że miło byłoby znów go zobaczyć.

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
To głupie, ale stresował się. Cały dzień był lekko rozkojarzony, a kiedy nadeszła wreszcie chwila spotkania, to serce waliło mu jak głupie. W wilgotnej od wody dłoni (świeżo myta) dzierżył papierową torbę z rzeczami Presley. Czuł się trochę tak, jakby wynosił śmieci, bo większość z tych rzeczy była niczym losowe klamoty. Szczotka do włosów, dwa staniki, jakaś biżuteria, skarpetki (uprane, felt appropriate) i ładowarka. Miał wrażenie, że potrafiłaby przeżyć bez tych rzeczy i że pewnie nawet nie zauważyła ich braku. To samo tyczyło się też jego pakunku, a więc oznaczało to, że spotykali się w zasadzie bez celu. Nie wiedział co o tym myśleć, ale też nie chciał jej odmawiać. Nadal czuł się dziwnie po ich rozstaniu. Dziwnie było traktować kogoś jak obcą osobę, kiedy naturalnym odruchem na jej widok było przytulenie. Powstrzymał się od tego rzecz jasna, w głowie usprawiedliwiając się tym, że prawdopodobnie śmierdział.
Wyglądała bardzo dobrze, jak zwykle z resztą i aż go coś zakuło w środku. To była dobra decyzja, uspokój się.
- Hej, hej - odwzajemnił jej uśmiech, również musząc włożyć w niego pewien wysiłek. Było niezręcznie, oboje to odczuwali, ale chyba oboje postanowili udawać, że tak nie jest. Bardzo w ich stylu, nie da się ukryć. - Spoko - przytaknął powoli głową, przyjmując jej słowa do wiadomości, choć średnio dotarł do niego ich sens. - Nie wiem czy to wszystko, ale jak coś, to też powiedz - podszedł, wyciągając do niej dłoń z torbą, aby mogła ją odebrać. Gdy tak się stało, sięgnął po pudło i zajrzał do jego wnętrza. Nie miał w tym żadnego konkretnego celu, chciał jedynie zobaczyć co w zasadzie u niej zostawił. W oczy rzuciły mu się fanty, których nie chciał odzyskiwać. Chwycił za bransoletkę, drugą ręką podtrzymując karton na swoim biodrze i pokazał jej, jakby wcale sama jej tam nie włożyła. - Serio? Bez przesady - mruknął z wyrzutem, bo jednak oddawanie prezentów było według niego pretensjonalne.

Presley Prescott
ambitny krab
a
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Nie uważała, żeby ich spotkanie było bezcelowe. Niby dlaczego miała nie oddać Islwynowi bluzy, skoro tak bardzo ją lubił? Poza tym ilekroć jej nie prała, to i tak doszczętnie przesiąkła jego zapachem, a to w totalnie w niczym nie pomagało. A ten kangur, który w torbie wcale nie miał kangurzątka tylko małą KOALĘ, też za bardzo jej się z nim kojarzył. Tylko szkoda było go wyrzucać, dlatego stwierdziła, że dorzuci maskotkę do pudełka.
Skinęła głową na znak, że jeśli czegoś brakowało w rzeczach z pewnością powiadomi go o tym. Tylko, że nie pamiętała, co w ogóle u niego zostawiła. Nigdy nie przywiązywała do tego uwagi, jakby zostawianie u niego swoich majtek było najnormalniejszą rzeczą na świecie. Bo było, spotykali się dosyć często, czasem u siebie pomieszkiwali, więc nie powinno to nikogo dziwić.
- Co? - spojrzała na niego, bo początkowo nie wiedziała o co chodziło. Dopiero po chwili Presley dostrzegła, że chłopak wyjął z pudełka bransoletkę. - Może dasz ją jakieś innej czy coś - wzruszyła ramionami, choć nie sądziła, żeby Islwyn dawał nowej dziewczynie resztki i zdobędzie się na gest, żeby kupić jej coś nowego. Tak zrobiłby każdy szanujący się facet, a jednak, pomimo niekiedy trudnego charakteru, Argall był fajnym gościem. A to czy coś brzmiało serio żałośnie.
Zacisnęła usta w wąską linię, spuściła wzrok i ponownie zaczęła wiercić trampkiem dziurę w ziemi. Dziwne to było spotkanie, a najdziwniejsze w tym wszystkim było, że Islwyn był taki nie jej.
- To ten... - głupio było tak milczeć i Presley najchętniej poszłaby już do domu, ale to byłoby jeszcze głupsze. I nie wiedziała już, czy niezręczniej nic nie mówić, czy ewakuować się gdziekolwiek. - Jak tam koale? - wypaliła trochę durnie, żeby podtrzymać rozmowę. Normalnie, gdyby jeszcze byli razem, to bez większego skrępowania wpadłaby do potulić miśki, a tak to nie wypadało. Nie wypadało teraz wielu rzeczy. Na przykład myśleć o oczach Islwyna i o tym, jak dobrze całował. Przestań, już dawno się z niego wyleczyłaś, kretynko. Prescott naprawdę tłumaczyła sobie, że tak właśnie było i że wszystkie sentymenty pozostawiła w tyle. Ale czy na pewno?

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Jakaś część jego chciała, aby Presley nie pozbywała się go kompletnie ze swojego życia. To narcystyczne z jego strony, ale myśl, że mogłaby tę bluzę nosić w sekrecie przed światem, czując komfort ze względu na to, że nim pachniała... jakoś mu to poprawiało humor. Niestety teraz nie będzie mógł o tym fantazjować, bo bluza powróciła do niego. Naprawdę na serio wzięła sobie to oddanie rzeczy. Stawiało to między nimi jeszcze wyrazistszą granicę, której Islwyn wcale nie chciał.
Wywrócił oczami, bo go ta odpowiedź zirytowała. Miał wrażenie, że robiła to specjalnie, aby go wkurzyć. - Nie wygłupiaj się. Kupiłem to dla Ciebie i chyba ręka Ci nie odpadnie jak będziesz ją nosić. Weź - podszedł do niej, wyciągając dłoń z bransoletką w jej kierunku. Chyba naprawdę nie był gotów na takie całkowite odcięcie, bo inaczej nie szło wytłumaczyć jego obecnego zachowania. Na pewno nie dałby jej innej dziewczynie, bo nie był tego typu kolesiem, Miał nadzieję, że nie będzie jej musiał siłą tej bransoletki wciskać, bo to już by było przesadą, ale to ona go sprowokowała, tak?!
Z reguły nie miał aż takiego problemu ze small talkiem, bo w miejscu jego pracy musiał go niestety uprawiać regularnie. Sytuacja była jednak troszeczkę inna, bo losowi ludzie zwiedzający rezerwat nie byli jego byłą dziewczyną do której wciąż coś czuł, ale z którą nie mógł być, bo wiedział, że do niczego dobrego by to nie doprowadziło.
- Umm, w porządku. Ostatnio Alinta zwichnęła łapkę, ale sytuacja już jest opanowana. Noszę ją całymi dniami, udaje, że jej się to nie podoba, ale jak chce ją odłożyć, to nie pozwala - rozchmurzył się na moment, ale doskonale wiedziała, że rozmawianie o swoich podopiecznych zawsze sprawiało mu przyjemność. Potrafił się w tym mocno zatracić i nie patrzeć nawet, czy jego rozmówca był dalej zainteresowany, ale na ogół się hamował nim było za późno. - A co u Jeffa i Nico? - mógł też zapytać jak jej ciągle imprezki, ale darował sobie. Nie chciał się kłócić. Nie wiedział czego od niego oczekiwał, ale nie kolejnej sprzeczki, to na pewno.

Presley Prescott
ambitny krab
a
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
To nie tak, że całkowicie wyrzucała go ze swojego życia, ale te wszystkie rzeczy za bardzo jej przypominały o tym, co było między nimi. A bywało różnie, najczęściej miło, choć te miłe sytuacje często przyćmiewały te przykre, głównie związane ze scenami zazdrości, jakie fundował jej Islwyn. Nie było to nic groźnego, ale z czasem Presley zaczęła mieć dość, bo nie dawała mu żadnych powodów do zazdrości i zawsze była wobec niego w porządku. Po prostu potrzebowała odrobiny zaufania i zrozumienia, a tego w którymś momencie zabrakło w ich związku. Dlatego tak było lepiej, rozstanie miało im służyć, a oddanie rzeczy przegonić narastającą z dnia na dzień tęsknotę.
Nie chciała go wkurzyć, nie po to oddawała mu tą przeklętą bransoletkę. Nic dziwnego, że obruszyła się nieco, kiedy Argall chciał zwrócić ją, na co Presley pokręciła głową, ale finalnie sięgnęła po biżuterię. Przez moment przyglądała się jej, aż w końcu wcisnęła do przedniej kieszeni szortów. Bez zbędnego komentarza, bez marudzenia, choć jej mina musiała mówić sama za siebie. Nie podobało jej się to, ale nie chciała sprzeczać się z nim przed miejsce, w którym pracował. To nie było im do niczego potrzebne.
- Och - wyrwało jej się, słysząc, że jedna z podopiecznych Islwyna miała problem z łapką. Ale potem uśmiechnęła się, bo najwyraźniej nic nie zagrażało życiu koali. A może to uśmiech byłego chłopaka sprawił, że ten pojawił się również na twarzy Presley? Argall miał zaraźliwy uśmiech. I śmiech. Trzeba przyznać, że zawsze rozśmieszał ją po mistrzowsku, a to udawało się wyłącznie nielicznym. - Na pewno jej się podoba, tylko udaje taką obojętną - powiedziała i nawet mrugnęła do niego porozumiewawczo? Islwyn super nosił na rękach i super przytulał, tego nie można było mu ująć. Nic więc dziwnego, że Alinta nie chciała się odczepić.
- Nicholas dostał jakieś nowe zlecenie, więc ciągle biega gdzieś z aparatem. A Jeff dużo pracuje. Ostatnio przyjął się dodatkowo do zakładu pogrzebowego na kierowcę karawany. Czaisz? Nie wiem, co to za frajda przewozić trumny, ale podobno dobrze płacą - dla Presley nie brzmiało to jak praca marzeń, ale ważne, żeby hajs się zgadzał, co nie? - Myślisz, że mogłabym kiedyś wpaść i pobawić się z koalami? - zapytała od czapy, ale serio tęskniła za tymi miśkami i przez pół roku, czyli przez cały ten okres czasu, kiedy byli razem, zdążyła je pokochać całym sercem. Oczywiście miała to być niezobowiązująca wizyta w Wildlife, bez żadnych podtekstów, na bezpiecznym terytorium. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś głupiego miałoby im strzelić do głowy. Może przyjaciółmi nie zostaną, ale sporadyczni mogli się widywać, prawda?

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Ulżyło mu, że nie obyło się bez fizycznego zmuszania, ale był naprawdę zdeterminowany do tego, aby jednak coś z nią zostało. Nawet jeśli widział, że była z tego powodu niezadowolona, to zdecydował się zignorować ten fakt. Nie musiała przecież nawet jej nosić, bo nie miał jak tego sprawdzić, ale wystarczyła mu sama fantazja na ten temat. Teraz mógł się zawsze pocieszyć w chwili tęsknoty, że być może i ona myślała o nim w podobny sposób, zerkając na ten nieszczęsny dowód jego uczuć.
- Pewnie tak, ale mam już doświadczenie z takimi - uniósł sugestywnie brew, patrząc na nim z rozbawieniem i wręcz flirciarsko. Dopiero wtedy przypomniało mu się, że przecież zerwali. Fuck. Uciekł wzrokiem gdzieś na bok, marszcząc brwi bo sam siebie wybił z rytmu, a jednak musiał szybko ponownie znaleźć stabilność, bo inaczej rozmowa mogłaby się skończyć w niezadowalający go sposób. Całe szczęście, że spytał o jej braci i miał przez to czas na ochłonięcie.
Parsknął głośno, bo co jak co, ale życie Jeffa przybrało nieoczekiwany obrót. - Serio? Wow, chciałbym go zobaczyć w akcji, to musi być zabawne... mimo całej reszty - no bo jednak pogrzeby do najśmieszniejszych nie należały. W swoim życiu był na kilku jako dzieciak, więc niewiele pamiętał z tamtego okresu, ale ten matki niestety wrył mu się w głowę aż zbyt dobrze i życzył sobie, aby nie musiał nigdy więcej przeżywać pochówku tak bliskiej sobie osoby, bo naprawdę łamało to człowiekowi serce.
To zły pomysł, Is. - No jasne, na pewno się za Tobą stęskniły - tak jak ja. Nie wyobrażał sobie jak miałoby to wyglądać, ale był gotów spróbować. Chciał przecież, aby nadal była częścią jego życia i skoro sama proponowała na to sposób, to dlaczego miałby oponować? - Kiedy można się Ciebie spodziewać? - zapytał od razu, bo może jeśli teraz by się już ugadali, to potem nie byłoby problemu z pisaniem do siebie w sprawie terminu etc.

Presley Prescott
ambitny krab
a
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Gdyby Islwyn zaczął się z nią szarpać i siłą próbowałby założyć jej bransoletkę na dłoń, to pewniejsze niż śmierć, że dostałby po pysku. Nie miała zamiaru nosić prezentu, ale z grzeczności schowała go do torby, a po powrocie umieści podarek na dnie szuflady. Ale w tym momencie nie chciała robić scen w miejscu, w którym pracował Argall, tym samym zaoszczędzając mu wstydu. A Presley potrafiła zgotować piekło. Przez lata ciężko zapracowała sobie na miano histeryczki i furiatki, prawdziwej królowej dramatu, więc lepiej, żeby nikt jej umyślnie nie prowokował.
Zmrużyła ślepia, przyglądając się jego twarzy. Zaraz, czy on próbował z nią flirtować? I czy właśnie sugerował, że w jeszcze nie tak odległej przeszłości była obojętna na jego zaloty? Pff, co za pomówienia. No dobra, Presley czasem taką zgrywała, ale z czystą premedytacją, żeby Islwyn musiał się bardziej starać i żeby nie pomyślał, że była taka łatwa.
- Jakbyś do niego zadzwonił, to pewnie zafundowałby ci darmową przejażdżkę - powiedziała, poprawiając sobie torbę na ramieniu, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, jak to mogło zabrzmieć. - To znaczy, wiesz, na miejscu pasażera. Nie w trumnie - kretynka. Niedawno co zerwali, a ona już dawała mu do myślenia, że chciała dla niego jak najgorzej, co wcale nie było prawdą.
Kiedy można było jej się spodziewać? W każdej chwili. Presley lubiła niezapowiedziane wizyty, chociaż nie znosiła, gdy ktoś robił jej podobne niespodzianki. Albo jakiekolwiek niespodzianki. Po prostu nie lubiła być zaskakiwana, bo to zaburzało jej stabilność poznawczą. Bo to, co znajome było już maglowane tysiące razy i nie trzeba było się z tym oswajać. Tak było komfortowo i znacznie bezpieczniej.
- Właściwie, skoro już tutaj jestem... - och, lepiej się zamknij. - To może teraz? - zerknęła niepewnie na Islwyna, ale co poradzić, że chęć przytulenia Islwyna koali była silniejsza niż zdrowy rozsądek? No nic. Kompletnie nic. I w ten sposób nie zabierze mu czas innego dnia. Czy to nie brzmiało jak plan istnie doskonały?

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Domyślał się, że tak by się to skończyło, ale niestety potrafił być bardzo zaparty w kwestiach w których nie powinien. W przypadku Presley było jeszcze gorzej, bo chęć posiadania racji przewyższała tę normalną. Nie bez powodu ich związek wyglądał momentami jak rywalizacja, w gruncie rzeczy, o nic. Oczywiście teraz tak o tym nie myślał, bo mu jej brakowało, ale nie mógłby z czystym sumieniem wyprzeć tych wszystkich sporów i nieprzyjemnych chwil.
Uniósł wysoko brwi, bo faktycznie jej słowa zabrzmiały dwuznacznie w kontekście nowego zawodu jej brata. Zaraz jednak roześmiał się cicho, kręcąc lekko głową. - Jasne, jasne. Lepiej zacznę się bardziej pilnować, bo widzę właśnie jakie masz wobec mnie plany - wiadomo, że dziewczyna nie byłaby zdolna do umyślnego zamordowania Islwyna, choć samo wyobrażenie go bawiło. Ludzie dla których zawód miłosny był wystarczającym powodem do odebrania życia (komukolwiek, nawet sobie) go niestety żenowali, ale też nie było ich jakoś wiele. On na pewno z nikim takim nie miał do czynienia, a przynajmniej taką żywił nadzieję. - Jak poczuję pewnego dnia potrzebę, to na pewno się do niego odezwę - dodał w końcu, choć wiedział już na sto procent, że nigdy tego nie zrobi. Podświadomie traktował kolegowanie się z jej braćmi jako coś niestosownego w obliczu ich zerwania. Miał tylko nadzieję, że nie żywili do niego negatywnych emocji przez to. Nie sądził, aby sobie na to zasługiwał, ale rodziny były znane z ślepej lojalności.
Przytaknął powoli, a jego uśmiech powoli się poszerzył. - W sumie... racja - odparł, po czym chwycił za pudło i gestem głowy zaprosił ją za bramę, gdzie mogli udać się do jego małego biura, odłożyć rzeczy i przejść do jego podopiecznych. Nie zajęło to zbyt wiele czasu i już po kilku minutach wchodzili na tereny zasiedlone przez koale. Ledwo przekroczyli w próg, a jedna z koali już do nich podeszła. - No już Cię poję, już - mruknął czule, kucając przy niej i wyciągając zza pasa butelkę wody, którą zaczął ją poić. W międzyczasie koala złapała go łapkami za wolną dłoń, zupełnie jak małe dziecko. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał przez ramię na Presley, bo był to naprawdę uroczy moment.

Presley Prescott
ambitny krab
a
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Oboje byli zbyt uparci i zawzięci, i często żadne nie chciało odpuścić, tak dla świętego spokoju, żeby załagodzić kłótnię i pozwolić, żeby znów to nad nimi zawisło, a później spadło ze strojoną siłą. Nie, lepiej było ciągnąć sprzeczkę do samego końca, co kończyło się hukiem zatrzaskiwanych drzwi i nie odzywaniem się do siebie przez nawet dwa dni. No dobra, może krócej, bo Presley jednak nie potrafiła wytrzymać bez napierdalania wiadomości. W ogóle była mocno uzależniona od telefonu, więc nie było co się dziwić.
- Weź już sobie nie pochlebiaj sobie, Islwyn - spojrzała na niego pobłażliwie, bo jeśli uważał, że była tak zdesperowana zawodem miłosny, to był w ogromnym błędzie. Decyzję o rozstaniu podjęli wspólnie, prawda? Prawda. Każde z nich na swój sposób czuło się rozczarowane. Najbardziej tym, że po prostu nie wyszło. Tak zwyczajnie i całkiem po ludzku.
W przeciwieństwie do Argalla, Preska nie widziała nic złego w tym, że by chłopak, a raczej były chłopak, utrzymywał kontakty z jej braćmi. Rozstali się w zgodzie i za porozumieniem stron, a Islwyn w żaden sposób nie skrzywdził Prescott, więc jej rodzina nie miała mu niczego do zarzucenia. Co innego, gdyby typek ją zdradził, złamał serce (a pamiętajmy, że nikt do tej pory nie złamał serca Presley Prescott), robił sobie z niej worek treningowy czy narażał na jakiekolwiek inne niebezpieczeństwo. Wtedy jej bracia inaczej porozmawialiby sobie z Islwynem. Oj, to na pewno. Ale nie ma co się oszukiwać, ona nie była dziewczyną, która pozwoliłaby sobie na takie traktowanie. Prędzej pogruchotałaby mu kości, niż przystała na to, żeby jakikolwiek mężczyzna podniósł na nią rękę.
Odwzajemniła uśmiech, zacisnęła palce na torbie z odzyskanymi rzeczami i ruszyła za nim do biura. Przez całą krótką drogę wpatrywała się w jego plecy i uważnie przyglądała znajomej sylwetce. Dopiero teraz złapała się na tym, że za nim tęskniła, chociaż już wcześniej miewała chwile słabości. Strasznie to było porąbane, trzeba przyznać. Tak porąbane, jak drzewo w ogrodzie dziadka Prescotta.
Koala trzymający Islwyna dłoń rzeczywiście był przeuroczym momentem, dlatego Preska pokręciła głową z nieudawanym niedowierzaniem. Jakim cudem te miśki były tak urocze? I jakim prawe Argall był tak uroczy w ich towarzystwie? No jakby mu ktoś pozwolił czy coś.
Podeszła bliżej i przykucnęła przy zwierzaku, żeby móc podrapać je za uszkiem.
- Mogłabym mieć takiego w domu - rozmarzyła się na moment. - Przynajmniej znowu miałabym z kim spać - jakoś nie zorientowała się, jak dziwnie mogło to zabrzmieć. Czy właśnie przyznawała się do tego, że brakowało jej Islwyna i mówiła o tym na głos z własnej, nieprzymuszonej woli? Bardzo możliwe. - Masz najlepszą pracę na świecie, wiesz? Naprawdę - dodała jeszcze, bo chociaż ona kochała swoją całym sercem, to jednak jego wydawała się taka przyjemna i totalnie bezstresowa.

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
- Ja tylko mówię co słyszę, Pres. Nie uśpisz mojej czujności - dalej się wygłupiał, ale po tej fali niezręczności i ekscesie z bransoletką, to zrobiło się jakoś tak... normalnie? Nie było to w stu procentach to samo co kiedyś, ale pozory były naprawdę ogromne. Niestety przez to wzmagała się jego tęsknota i zaczynał znów się zastanawiać czy jej obecność była dobrym pomysłem. Cholernie ciężkie było nawigowanie relacji po rozstaniu, wcześniej nie miał podobnej sytuacji, więc badał teren po omacku. Z tego co widział, to Presley również, więc chociaż tyle dobrego, że oboje czuli się dziwnie.
- Nawet nie wiesz ile razy to rozważałem - zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym głową. Niestety nie był to żart. - Jak mnie zwolnią, a któryś zniknie, to nic o tym nie wiesz - posłał jej poważne, wręcz ostrzegawcze, spojrzenie i zaraz znów się zaśmiał. Niestety potencjalnie nie żartował, ale wolał aby Preska myślała, że wziąć się wygłupiał. Nie zapowiadało się jednak na to, aby miał stracić pracę albo wyjechać, więc mógł się delektować obcowaniem z koalami do woli. Często też zostawał tutaj nawet do godzin nocnych i patrzył jak harcują, bo były to przecież zwierzęta nocne, więc wtedy działy się tu najciekawsze rzeczy. Raz zaprosił nawet na takie obserwacje Prescott. Wspaniała noc. Cudem nie rozwalili kanapy w pokoju socjalnym, kiedy magiczna atmosfera wzięła górę i pozwolili sobie na własne harce.
Zerknął na nią z bliżej nieokreśloną emocją, kiedy padł komentarz o samotnych nocach. Czy celowo go prowokowała? Nie bardzo wiedział bowiem jak na to zareagować. - Wiem, oj wiem - uśmiechnął się, wciąż jednak patrząc na twarz dziewczyny. Zamieniłby ją wyłącznie na wielką karierę muzyczną, ale do tej było mu jeszcze daleko. Wzrok zjechał na jej wargi, a potem znów na oczy. Co Ty robisz? Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale koala w porę pociągnęła go lekko w przód i zawróciła na siebie jego uwagę. Czyżby wiedziała co zamierzał i postanowiła go uratować? A podobno to on opiekował się nimi...

Presley Prescott
ambitny krab
a
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Nigdy nie chciała rozstawać się z nim w kłótni. Właściwie w ogóle nie planowała rozstania, bo gdyby wiedziała, że tak to się zakończy, to nigdy nie wpakowała się w ten związek. Tylko jeśli człowiek zawsze wychodziłby z takiego założenia, bałby się rozwijać jakiekolwiek relacje. Byle się nie sparzyć, byle nie bolało. Bo mając świadomość, że i tak gówno z tego wyjdzie, po co próbować? Ale Presley absolutnie niczego nie żałowała. Była wdzięczna Islwynowi za wiele pięknych chwil i wspomnień. Nie wyszło, ale najważniejsze, że spróbowali.
Zaśmiała się głośno, bo sama chętnie wzięłaby takiego koalę do domu. Pewnie byłaby skłonna uprowadzić jednego jeszcze dziś, ale wiedziała, że Argall stał na straży i w życiu nie pozwoliłby jej na taki wybryk. No trudno, chyba będzie musiała zainwestować w pluszowego misia, bo pluszową maskotkę w postaci kangura oddała byłemu chłopakowi wraz z pozostałymi rzeczami.
Doskonale pamiętała wspólnie spędzoną noc w sanktuarium. Jak mogłaby zapomnieć? Jakby tak miała sięgnąć pamięcią do wszystkich podobnych sytuacji, to było ich naprawdę wiele. Potrafili być spontaniczni i chyba to w ich związku było najfajniejsze. Z dnia na dzień decydowali, że robią sobie wypad za miasto, nie zastanawiając się w nieskończoność czy to odpowiedni pomysł, czy mają na to czas i czy mogą sobie na to pozwolić. Nie, piłka zwykle była krótka i po wymianie kilku wiadomości tekstowych, pół godziny później byli w drodze do Sydney. Bo dlaczego nie?
- Mogłabym na nie patrzeć godzinami - wyznała zgodnie z prawdą, zerkając na podopiecznych Islwyna, a potem podniosła nieznacznie głowę i jej oczy spotkały się oczami chłopaka. I na ciebie też. Znała te oczy, bo większość czasu za nimi tęskniła. Miała kilka zdjęć, ładne, ale wolałaby patrzeć w nie częściej. Zero sentymentów, idiotko. Wyczuła jego spojrzenie na swoich ustach i już miała go skarcić, żeby tego nie robił, żeby nie skradał jej pocałunku, bo pewnie odwzajemniłaby każde muśnięcie ust, a przecież to prowadziło zupełnie donikąd i było całkiem bez sensu. Na szczęście koala w porę zareagować, a Pres odetchnęła w myślach z dziwną ulgą.
Miała do Islwyna dziwną słabość i zawsze ciężko było jej się oprzeć, kiedy tak na nią spoglądał. Trochę tak, jakby był jej piętą achillesową, co wcale jej się nie podobało.
- Głupio wyszło - zaczęła nagle, choć powinna zamknąć te lekko rozchylone usta i siedzieć cicho. A raczej stać. - No wiesz, że tak to się potoczyło - ewidentnie mówiła o ich zerwaniu i sama nie wiedziała, dlaczego ciągnie ten temat. Wszystko mieli wyjaśnione, to po co dodatkowo wkładać kij w mrowisko?

Islwyn Argall
towarzyska meduza
.
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
On z pewnością wszedłby w tę relację po raz drugi, nawet gdyby miał świadomość, że nie będzie jej w stanie uratować. Nie był w stanie patrzeć na związki w kontekście tego czy mu się opłacały. Uważał, że nawet najkrótsze romanse dawały mu pewnego doświadczenia, obycia oraz zrozumienia własnych potrzeb. Wciąż był młody i nie łudził się nawet, że wkrótce zdecyduje się osiąść z jedną osobą. Owszem, zakochany myślał zupełnie inaczej, ale obiektywnie rzecz biorąc nie był to jeszcze jego czas na ustatkowanie.
Niestety, ale miała rację. Choćby obiecała mu, że spróbują się zejść, to nie byłby w stanie podarować jej jednego ze swych podopiecznych. Ich miejsce było w sanktuarium, z nim, tak jak i Presley...
Brakowało mu tej spontaniczności w życiu. Kiedy miało się kogoś bliskiego z kim często spędzało się czas, to można było próbować naprawę wielu różnych rzeczy. Obecnie nie miał już nikogo takiego, a jego grono znajomych wolało rytuały zamiast przygód. Szanował to, ale sam miał też inne potrzeby.
- Nigdy się nie nudzi, potwierdzam - zaśmiał się, bo serio miał przyjemność tego doświadczać. Chciał jej dać do zrozumienia, że i ona miała taką możliwość, ale w porę ugryzł się w język. Może przesiadywanie razem przez parę godzin nie było najlepszym pomysłem. Kiedy jednak łypał z tęsknotą na jej wargi, to rozsądek szybko wyparowywał. Dobrze, że koale miały go w swej opiece.
Spojrzał na nią zdezorientowany, kiedy podjęła się tajemniczo tematu ich relacji. Nie był głupi i od razu wiedział do czego piła, ale nie wiedział dlaczego. Czyżby wiedziała, że zamierzał ją pocałować? - No... zgadzam się - niewiele tym wniósł, ale jego pierwszym pomysłem było zażartowanie w stylu okej, no to wracamy do siebie. Pomyślał jednak, że Presley by to wcale nie rozbawiło. - Nie wiem, jakoś teraz mam wrażenie, że przecież nie było żadnego problemu - zmarszczył brwi, uśmiechając się lekko pod nosem z konsternacją. Wiadomo, że obraz ich (wielu) kłótni od razu stawał mu przed oczami, ale przecież teraz było tak miło i fajnie... Dlaczego nie mogli znów ze sobą być?

Presley Prescott
ambitny krab
a
ODPOWIEDZ