asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
1.

W jej życiu wiele ostatnio się wydarzyło, ale większość z tych rewelacji nie byłaby dla niej zła, gdyby nie fakt, że powoli zaczęło do niej docierać, dokąd zmierzają wszystkie te badania, którym musiała, a niekoniecznie chciała się poddawać. Całe życie ignorowała swój stan zdrowia, tłumacząc to sobie tym, że tak już ma, a teraz nagle miała uznać siebie za chore i co ważniejsze - osobę pilnie potrzebującą operacji? To niekoniecznie było w jej stylu, ale przede wszystkim przerażało ją coś takiego, dlatego musiała odetchnąć, pobyć nieco sama, mimo że zwykle łaknęła towarzystwa ludzi. Po prostu wyszła z mieszkania i po zastanowieniu się, gdzie mogłabym miło spędzić czas, szybko zdecydowała się na odwiedzenie sanktuarium. Widok zwierząt był jej teraz o wiele milszy, niż jakikolwiek inny, tylko, że stres i nieprzespana noc też swoje robiły. Starała się ignorować to, że robi jej się gorzej, przeszła w jakąś mniej uczęszczaną alejkę, by nikt jej nie zauważył i co ważniejsze, nie martwił się nią - bo była tak bardzo nie racjonalnie myślącą kobietą, ale z każdym krokiem zaczynało jej się robić gorzej. Złapała się balustrady jednego z ogrodzeń, widząc niedaleko ławkę, która miała być jej celem. Ta wędrówka zdawała się przeciągać w nieskończoność, a kiedy w końcu udało jej się zająć miejsce na upragnionym siedzeniu, pochyliła głowę w dół i dotarło do niej, że na ziemię między jej nogami spadło kilka czerwonych kropel.
- Niech to szlag - jęknęła, przykładając natychmiast jedną dłoń pod nos, z którego wydobywał się krwotok. Drugą ręką zaczęła szukać w torebce chusteczek, bo przecież nie telefonu. Poinformowanie kogoś o tym, co jej się dzieje uważała za możliwie najgorszy pomysł, tym bardziej, że już oczami wyobraźni mogła zobaczyć, jakby taka dyskusja przebiegała. Dla niej możliwie niekorzystnie, poza tym widziała, że Jona martwił się jej stanem i też nie chciała mu dodawać dodatkowych stresów. Uznała więc, że po prostu samo jej w końcu przejdzie, a jak już przejdzie, to poszuka jakiejś budki z wodą, czy czymś innym do picia, bo oczywiście w swoim zorganizowaniu, żadnej butelki z płynem ze sobą nie wzięła.

dawsey carleton
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
003.
is there a doctor
in the house?
{outfit}
Nic nie dawało mu tyle satysfakcji w życiu, co praca w szpitalu. Zdecydował się na studia medyczne, bo chciał być potrzebny, chciał leczyć, pomagać, chciał działać. Chyba od zawsze pragnął to robić, a kiedy znalazł się w szpitalu, czuł, że jest w miejscu, w którym powinien być. Trwało to przez długie lata, a potem śmierć Lily i związane z tym sytuacje sprawiły, że coś powoli zaczęło się zmieniać. Mimo tej niechęci, zrobił drugą specjalizację. Miał szczerą nadzieję, że to sprawi, że pomoże jeszcze większej ilości osób, że jego życie wróci na stare tory, o ile to w ogóle było możliwe, skoro jego mała córeczka zmarła. Liczył, jednak na to, że jakoś uda mu się ukoić ten ból i ruszyć naprzód. Rozwód jeszcze bardziej podkopał jego nadzieje, a kiedy wrócił do Lorne Bay sądził, że teraz na pewno wszystko się ułoży. Może rzeczywiście tak było, skoro poznał Wandę, ponownie się zakochał i snuł dalsze plany? To był czas przeszły, bo kiedy w pożarze domu ucierpiał na tyle poważnie, że nie mógł operować, zdecydował się już nigdy więcej nie wracać do szpitala. Ba, przyrzekł sobie, że nikt nie dowie się, że był kiedykolwiek lekarzem. Teraz był opiekunem koali i skupiał się tylko i wyłącznie na swoich zwierzętach. Prawie. Jego lekarski instynkt drgnął, kiedy zmierzał w kierunku głównego budynku, by zjeść śniadanie. W pierwszej chwili, ominął dziewczynę, ale coś go zaniepokoiło, odwrócił się, a kiedy na nią spojrzał, siedziała już na ławce, ale w mocno opłakanym stanie. - Hej, wszystko okej? - zapytał, podbiegając do niej natychmiast. Wyjął chusteczkę z kieszeni i podał jej, by przyłożyła sobie do nosa. - Musisz trzymać tę część nosa przez dziesięć minut, pochyl się bardziej do przodu - polecił. Patrzył na nią uważnie, by w razie konieczności - omdlenia, złapać ją. Teraz wszystko się mogło zdarzyć. - Zawiozę się do przychodni, okej? - zaproponował łagodnie, ale wiedział, że ta propozycja nie musiała spotkać się z aprobatą, dlatego nie naciskał.
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Próbowała nie panikować, z resztą to nie pierwszy taki wypadek, te zdarzały się naprawdę często, nawet jeśli w ostatnim czasie zaczynało ją to niepokoić. Mimo wszystko wyznawała jednak zasadę, że nic jej nie jest, a podobne sytuacje są kwestią jej urody. Niektórzy często kichali, jej równie często leciała krew z nosa. Normalna akcja. A że szły za tym inne objawy, to nieistotne. Poza tym najbardziej pilnowała teraz tego, aby nie poplamić sobie ubrań. Nie była na dzisiaj umówiona z Jonathanem, ale podświadomie zawsze w takich momentach w pierwszej kolejności uważała na to, by nie zostawić żadnych dowodów, jakby Wainwright miał mieć jakiś tajemny radar, który zaraz wyczuje, że coś jej się stało. Nie chciała go po prostu martwić i bez tego był zbyt przejęty jej stanem zdrowia. Nikogo w zasadzie nie chciała martwić, dlatego poderwała się niespokojnie, kiedy usłyszała jakiś męski głos, a zaraz potem dostrzegła nieznajomego, który podawał jej chusteczkę.
- Tak, dziękuję - odpowiedziała pospiesznie, niezbyt zgodnie z prawdą, ale przecież to też nie było niczym istotnym. Mimo to wzięła od niego chusteczkę, trochę zażenowana tą sytuacją. - Jasne, to nie mój pierwszy raz - odpowiedziała, przykładając chusteczkę do nosa. - W sensie nie mój pierwszy krwotok, o - zaśmiała się nieco niezręcznie, nie wiedząc do końca co powinna mu powiedzieć, ale przy tym tradycyjnie nie potrafiła po prostu milczeć. Tylko, że o ile póki co była względnie spokojna, o tyle wzmianka o przychodni zaraz ją przeraziła. Aż drgnęła, podnosząc do góry wolną rękę. - Nie, nie! Nie trzeba kompletnie! - powiedziała to tak szybko, że prawie język jej się zaplątał. - Proszę się mną nie przejmować! Dla mnie to naprawdę chleb powszedni, zaraz mi przejdzie i będzie w porządku - obiecała, jakby to ona powinna teraz jego uspokajać. Nie chciała, by ktoś obcy się o nią martwił. W szczególności, kiedy ten obcy mężczyzna wydawał się taki miły, szkoda by było, gdyby miała swoją osobą uprzykrzyć mu w jakimś stopniu dzień.

dawsey carleton
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Rzeczywiście panika nie była wskazana, ale była zrozumiała. Dawsey starał się wczuć w skórę swoich pacjentów i kiedy czasami w nerwach mówili coś, czego później żałowali, to rozumiał ich. Siedzenie przed lekarzem i słuchanie o swoim niekoniecznie dobrym stanie zdrowia, mogło wprowadzić człowieka w złość, smutek czy panikę. A kiedy ujrzał zakrwawioną dziewczynę, natychmiast chciał jej pomóc. To dziwne, jak silną tęsknotę za szpitalem poczuł. Mógłby tam wrócić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mógłby. Oczywiście, nie do operacji, jego ręka nie była tak sprawna, jakby tego chciał, ale mógł zostać na onkologii. Tylko czy potrafił? Po tym wszystkim, co spotkało Lily? Potrafiłby patrzeć jak rak odbiera ludziom najpierw chęć do życia, a później wszystko inne aż do samego końca? Nie był tego pewien. Bał się, sam również wpadał w panikę, kiedy o tym myślał, dlatego odsunął od siebie wspomnienia - miękkość szpitalnego fartucha, zapach SORu, metaliczność sprzętu medycznego, który tak często dzierżył w dłoni, pikanie aparatury, która informowała o stanie zdrowia pacjentów, wibracje pagera. - Robiłaś badania? To nie jest normalne - powiedział. Owszem, krwotok może się pojawić, choćby z przemęczenia czy z powodu uderzenia, ale pojawianie się ich nagminnie nie zwiastowały niczego dobrego. - Jeśli nie chcesz, to… okej, ale uważam, że i tak powinnaś zrobić komplet badań. Odwiozę cię do domu, okej? Chyba dalsza wycieczka nie ma sensu - zaproponował. Nie mógłby jej tu zostawić, nie pozwalało mu na to sumienia i przysięga Hipokratesa. - Jestem Dawsey Carleton, pracuję tutaj - przedstawił się, by dziewczyna czuła się przy nim choć trochę bezpiecznie, choć nie wiedział czy to możliwe po pięciu minutach znajomości.
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Cóż, to nie tak, że pierwszy raz w podobnej sytuacji ktoś się nią zainteresował, ale i tak zaskoczył ją stopień, w jakim mężczyzna chciał okazać jej pomoc. Zaskoczył, ale też wyczulił, bo jednak... Miała w sobie wykrywacz do lekarzy, za którymi nie za bardzo przepadała. Tylko, że jakiego musiałaby mieć pecha, żeby trafić w miejscu takim jak to, na kogoś o wspomnianej profesii? Przyszła tu by odpocząć od tych wszystkich badań i tematów około medycznych, a tym czasem widać, jak jej to wyszło. W tym wszystkim po prostu nie czuła się najlepiej, ostatnimi czasy te krwotoki, zawroty głowy i zasłabnięcia zdarzały się coraz częściej. Tłumaczyła sobie, że żyje po prostu intensywniej, stresował ją też rozwód kuzynki, nawet jeśli ten był teraz historią i musiała zwyczajnie się w tym wszystkim odnaleźć.
- Dla mnie to normalka - obruszyła się nieco, ale nie dlatego, że była niemiła, po prostu ostatnio bywała zbyt często gościem szpitala i kiedy jej bliskich nie było w pobliżu,o żyła na odcięcie się od tego tematu. Najwyraźniej ten powinna już uznać za nieodzowny element swojego życia. - Chodzę na badania, okey? Naprawdę proszę się mną nie przejmować - tym razem już się do niego uśmiechnęła, chcąc tą wypowiedź zabarwić nieco żartobliwym tonem, by zrehabilitować się za poprzednie słowa. Z jednej strony nie powinna chyba wsiadać z obcym mężczyzną do samochodu, ale z drugiej nawet Mari czuła, że nie da rady kontynuować wycieczki. Najchętniej by się położyła i zasnęła na kilka godzin. Poza tym kiedy powiedział, że tu pracuje, wyraźnie jej ulżyło. - Och, to dobrze... Już się bałam, że jest pan lekarzem - posłała mu uśmiech, czując przy tym, że krwotok nieco zelżał na sile. Odjęła więc chusteczkę od twarz, ale jej dłonie nadal pokryte były zaschniętą czerwoną cieczą, co wywołało u niej nieprzyjemny grymas. - Mari Chambers... Podałabym rękę, ale raczej w tym stanie mi nie wypada - przedstawiła się nieco zażenowana samą sobą. Definitywnie wolała poznawać ludzi w całkiem innych okolicznościach, kiedy miała nieco więcej energii i mogła zrobić znacznie lepsze wrażenie.

dawsey carleton
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Potrafił ją zrozumieć. Gdyby był pacjentem, również nie lubiłby lekarzy. Właściwie… nie będąc nim, nadal ich nie lubił. Przynajmniej części. Chyba dlatego również nie chciał tam wracać, bo ciągle wydawało mu się, że jego córka by żyła, gdyby ktoś nie popełnił błędu. Oczywiście, w rzeczywistości, do której Dawsey nie chciał się przyznać, nic takiego się nie wydarzyło, ale nadal zafiksowany był na tej jednej, upartej myśli - jego córka nadal żyłaby, gdyby operacja została dobrze przeprowadzona. Dlatego nie przyznawał się również, że jest lekarzem. Jego dyplomy tkwiły gdzieś w najczarniejszym miejscu, gdzie nikt nie miał do nich dostępu. W zamkniętej szufladzie jego biurka. Kluczyk wyrzucił do rzeki, bo przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie wróci do szpitala. W żadnym celu. - W porządku. Nie będę naciskać, jesteś dorosła - odpowiedział, unosząc ręce w geście poddania. Naprawdę nie miał żadnych złych intencji, po prostu zwyczajnie, po ludzku się martwił, a dziewczyna wyglądała na kogoś, kto potrzebuje pomocy. Nie potrafił się nie przejmować. Chyba od zawsze miał w sobie jakąś dużą dozę empatii, a kiedy zmarła Lily, tym bardziej nie potrafił odwrócić się od kogoś, kto jego zdaniem, miał jakiś poważniejszy problem. Przełknął ślinę, bo zupełnie nie potrafił i nie chciał kłamać. Nigdy tego nie robił, czasami po prostu zatajał prawdę, ale starał się, patrząc komuś w oczy, nie opowiadać mu czegoś, co nie miało miejsca. Mimo to, pokręcił głową. - Nie jestem - powiedział, odwracając wzrok. Spojrzał na klatki zwierząt tuż obok. - Nie jestem - powtórzył, chyba wyłącznie po to, żeby przekonać samego siebie. A potem spojrzał na nią i uśmiechnął się, jakby jej słowa go rozbawiły, choć wcale tak nie było. - Mamy umywalkę w środku, jeśli chcesz umyć twarz i dłonie, a później cię odwiozę, w porządku? - zapytał, bo wolał jednak stawiać jej pytanie niż mówić, co powinna zrobić. Najwyraźniej działało to na nią jak płachta na byka. I również starał się to zrozumieć, nawet jeśli wydawało mu się, że nie robi niczego złego. Jednak dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, prawda? A jemu już dość długo udawało się unikać tego miejsca.
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wyraźnie jej ulżyło, kiedy powiedział, że nie będzie naciskał. Wcale nie była do tego przyzwyczajona, bo jednak w ostatnim czasie w kwestii zdrowia raczej nie liczono się z jej opinią. Miło było więc bez problemu komuś wyjaśnić, że nie trzeba się nią przejmować. Wiedziała też, że gdyby pojawiła się w szpitalu, czy w przychodni, to jeszcze Jonathan by się dowiedział i potem czekałaby ją nieprzyjemna rozmowa o tym, że gdzie ona w ogóle poszła i czemu nie zadzwoniła i inne bla bla, którego wolała uniknąć.
- To dobrze - przyznała, wierząc mu naturalnie, bo jednak była dość naiwna i okłamanie jej nie należało do najtrudniejszych zadań. Nie widziała też niczego dziwnego w tym, że mężczyzna powtórzył dwa razy to zaprzeczenie. Sama zachowywała się osobliwie, więc kim ona była, aby jemu coś wypominać. - Och, gdybym mogła się umyć, byłoby cudownie - uśmiechnęła się do niego, bo niekoniecznie widziało jej się paradowanie w krwi wśród ludzi. Naprawdę miała duże szczęście, że trafiła na kogoś tak przyjaznego. Poza tym po raz kolejny doszła do wniosku, że w Lorne Bay żyją sami przystojni mężczyźni, albo może sam Bóg za to, że całe życie spędziła w zatęchłym Adavale postanowił jej zadość uczynić i stawiał na jej drodze takich panów, na których przyjemnie było zawiesić oko. - Nie chciałabym ci sprawiać problemów z tym odwiezieniem - przyznała, gdy już podniosła się do pionu i oceniła, czy kręci jej się w głowie, czy nie. Było całkiem w porządku, więc obawy o nagły upadek odsunęła na dalszy plan. - To gdzie ta umywalka? - zagadnęła jeszcze i pewnie skierowała się tam, gdzie Dawsey ją poprowadził, już nie mogąc się doczekać, kiedy zmyje zaschniętą ciesz z dłoni. - Macie bardzo ładne to sanktuarium, będę musiała tutaj wrócić i następnym razem bardziej na siebie uważać - zażartowała, próbując to swoje nagłe nieszczęście obrócić w żart, zgodnie z ulubioną taktyką. Nigdy nie lubiła nikomu sprawiać problemów, poza tym sama sobie wmawiała, że czuje się doskonale, ale siłą rzeczy dostrzegała, że jej zdrowie się pogarsza. Nie chciała się przed sobą do tego przyznać, ale przerażało ją to wszystko. Samo to, że obcy musieli jej pomagać, bo nie potrafiła poradzić sobie sama było na swój sposób uwłaczające i w jej własnych oczach podkopywało jej pewność siebie.

dawsey carleton
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Nie chciał być uznany za natręta, nie był też jej ojcem, przyjacielem ani lekarzem. Był właściwie nikim, skoro nawet nie chciał przyznać się do swojego prawdziwego zawodu. Czyścił klatki i nie miał prawa wtrącać się w cudze życie, nawet jeśli nie było ono w najlepszej kondycji. Postanowił pomóc jej wyłącznie na tyle, na ile tego chciała i na tyle, na ile kazał mu obywatelski obowiązek, bo zostawienie człowieka w takiej sytuacji nie leżało w jego naturze.
Uśmiechnął się, choć nie był to szczery uśmiech. Chciał ją w jakiś sposób pokrzepić, ale jego szpitalna historia uderzyła w niego ponownie. Automatycznie spojrzał na swoją dłoń, którą ledwie mógł zwinąć w pięść. Od pewnego czasu odmawiała mu posłuszeństwa, a to oznaczało, że nie mógł już operować. Ta myśl sprawiła, że zrezygnował z wszystkiego, co kochał. Gdy teraz, po pół roku od wypadku i podjęcia tamtych decyzji o tym myślał, zastanawiał się dlaczego był taki głupi? Tyle, że teraz wydawało mu się za późno… na wszystko. Skinął głową i sprawdził czy trzeba pomóc jej wstać, ale kiedy sama to zrobiła, ruszył w kierunku głównego budynku, który służył również za klinikę weterynaryjną. - To żaden problem. Poproszę tylko kolegę, by przez chwilę mnie zastąpił - powiedział. Wskazał jej umywalkę, a sam oparł się o futrynę. Przyglądał jej się uważnie, jakby nie chcąc spuścić z oczu momentu, gdyby ponownie miało jej się coś stać. - Następnym razem mogę cię oprowadzić - zaproponował, choć sam nie wiedział, dlaczego. Chyba ją polubił. Ostatecznie była miłą i ładną dziewczyną. Oczywiście, nie myślał o tym w kategoriach randki. Może po prostu chciał być równie uprzejmy?
Kiedy Mari się umyła, ruszyli w stronę parkingu. Odwiózł ją we wskazane przez nią miejsce. Poprosił ją również o numer telefonu, tłumacząc się chęcią dowiedzenia się o stanie jej zdrowia. Pożegnali się, a Dawsey wrócił do pracy.

[z.t.]
ODPOWIEDZ