spikerka radiowa — lorne bay radio
27 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
stuck between idk, idc and idgaf
#2

Wolny dzień można spędzić na tysiąc różnych sposobów. Można nadrobić zaległości filmowe czy książkowe, można po prostu nie robić nic, można też postawić na produktywność i zająć się czymś pożytecznym albo... można wybrać się na całodniową wyprawę do lasu deszczowego. Czy była to spontaniczna i zupełnie nieprzemyślana wyprawa? Jak najbardziej! Jeszcze wczoraj rozmawiała z Phineasem na temat wielkich przygód i o tym, jak bardzo chciałaby jakąkolwiek przeżyć. A dziś - uzbrojona w pokaźnych rozmiarów plecak i wygodne buty - pokonywała dzielnie odcinek trasy, który sobie wspólnie z Woodsworthem obrali. Oczywiście również z przypadku; zupełnie jakby postanowili sobie, że życie jest im niemiłe i najwyższa pora zrobić definitywne żegnaj, świecie. Nie żeby Audrie w ogóle była świadoma niebezpieczeństw, jakie wiązały się z takim podbijaniem leśnych zakątków. W jej głowie zawsze wszystko prezentowało się prosto, nieskomplikowanie i nie podejrzewała, by podczas takiej niegroźnej wycieczki miałoby spotkać ją i jej towarzysza coś złego. Dlatego kiedy po godzinnym przedzieraniu się przez gęste krzaki, nagle na ich drodze pojawił się wściekły wombat, Barlowe była taka zszokowana, że aż jej nogi wrosły w ziemię. Po pierwsze - nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała to zwierzę. Po drugie - nie sądziła, że może ono być agresywne, a ewidentnie było! Z tego też powodu ograniczyła swoją ruchliwość do koniecznego minimum i nachyliła się lekko w stronę Phineasa, łapiąc go przy tym za ramię. - Ej, Fin. Fin, uspokój go jakoś - poprosiła konspiracyjnym szeptem, jakby co najmniej stojące przed nimi stworzenie mogło pojąć sens tych słów i wyrazić swój sprzeciw. Nie mogło. Chyba.

phineas woodsworth
ambitny krab
audrie
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
#4

Bezproduktywność; tym właśnie cechowały się wszystkie dni w Lorne Bay, mijające mu od początku tego nieszczęsnego wygnania. Snuł się ścieżkami przeszłości niczym duch, z nadzieją na rychłe zakończenie. Wszystkiego - od promieni słońca przedzierających się rankiem przez sypialniane żaluzje przez twarze mijanych osób... aż po utracone marzenia i nieokreślony ból rozrywający go od środka. Najgorzej czuł się po odwiedzinach w rodzinnym domu; świat kończył się za hebanowymi drzwiami kryjącymi sekrety Woodsworthów. Przemykał wtedy z pomieszczenia do pomieszczenia w ich sporej posiadłości, pozbawionej życia niczym prawdziwe mauzoleum. Ucieczka stała się dla Phineasa czymś niesłychanie naturalnym, płynącym razem z krwią w żyłach i pompowaną roztrzaskanym sercem. Umykał nie tylko przed spojrzeniem ojca - wiecznie nieobecnego - ale coraz częściej przegrywał walkę z samym sobą pod wzrokiem własnej matki.
Dlatego uciekł; tym razem na leśny szlak za namową Audrie. Niestety jego biedna towarzyszka nie była świadoma tego, iż jeden z uczestników wycieczki faktycznie zamierzał wykrzyknąć ku śmierci głośne żegnaj świecie.
Zwrócił swoje spojrzenie ku dołowi na stworzenie przypominające wiewiórkę zmieszaną z jakimś miniaturowym misiem. Wstyd przyznać, że temu Australijczykowi zajęło tyle czasu do połączenia wszystkich kropek i odkopanie z zakamarków umysłu poprawnej nazwy zwierzęcia. Zdarza się nawet najlepszym, a Phineas do tych oczywiście nie należał. Nie oderwał wzroku od żywej "przeszkody" przed nimi, gdy starsza koleżanka uczepiła się jego ramienia.
- Jak to sobie wyobrażasz? Mam rzucić mu xanax matki? - Nie silił się nawet na wybitnie ściszony ton głosu, poniekąd rozbawiony zaistniałą sytuacją. Naćpanie dzikiego zwierzęcia wydawało się dość groteskowym pomysłem nawet jak na niego, ale nie wykluczało to jednak rozbawienia tańczącego w kąciakach jego ust. W szkole zapewne niezliczoną ilość razy powtarzali im w jaki sposób powinni postąpić w kontakcie z dziką zwierzyną, ale wychodziła calutka natura Woodswortha. Doskonale zapamiętywał wyłącznie rzeczy, które w jakiś sposób go zaciekawiły, a zdecydowanie nie wróżył sobie wtedy walki z wombatami na leśnym szlaku. - Może zarzucimy na niego kurtkę... szybko biegasz? - tym razem i on ściszył głos, jakby w obawie przed zdradzeniem tego niecnego planu. W tym całym absurdzie nie zamierzał jednakże porzucić towarzyszki, choć zabrzmieć to mogło zapewne jak propozycja poświęcenia się dla drużyny.

audrie barlowe
spikerka radiowa — lorne bay radio
27 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
stuck between idk, idc and idgaf
Czy Audrene mogła mieć stuprocentową pewność, że w sytuacji kryzysowej Phineas nie krzyknie każdy odpowiada za siebie i nie porzuci jej na pastwę losu?
N i e.
Jeśli czegoś nauczyła się w tym swoim niedługim życiu, to przede wszystkim tego, że w obliczu zagrożenia ludzie reagowali różnie. Jedni - niczym Steve Rogers, hehe - bez cienia zawahania rzucali się na granat w celu ochronienia postronnych, natomiast drudzy rzucali na niego kogoś innego. Była też trzecia grupa; grupa cichych obserwatorów, którzy swoją postawą idealnie oddawali mem z jedzącym popcorn Michaelem Jacksonem. Do której zbiorowości się zaliczasz, Phineasie? A może Twoja indywidualność wytyczyła ścieżkę, którą kroczysz tylko Ty?
Jak bardzo by te rozważania fascynujące nie były, wydawały się też być przy tym odrobinę spóźnione. Gdyby teraz zadała swojemu kompanowi pytanie egzystencjonalne i przeprowadziła swoisty dylemat wagonika, to zapewne mogłaby tym kogoś tu rozjuszyć, a to raczej nie było wskazane w sytuacji, gdzie już i tak czyhało na nich niebezpieczeństwo w postaci małego, niepozornego - dobre sobie! - wombata. - Wziąłeś ze sobą xanax i dopiero teraz mi o tym mówisz? - wydała z siebie pełne oburzenia prychnięcie, co śmiało można by porównać do takiego *gasps in spanish* i zlustrowała Phineasa krytycznym spojrzeniem. Słabo, Woodsworth, bardzo słabo! Gdyby nie okoliczności, to zdobyłaby się na umoralniający wykład. Ale że wombat postanowił się poruszyć i pokazać swoje dwa zęby, to Audrie darowała sobie nawracanie towarzysza niedoli. Uniosła jedynie wysoko brwi, gdy zasugerował przykrycie stworzenia kurtką. - Po pierwsze - że co, że kurtką go oślepimy? Po drugie - dlaczego to brzmi, jakbym to JA miała być rzucającą? Po trzecie - a nie możemy po prostu się z nim... zaprzyjaźnić? Jak ten, no, Steve Irwin? - ... który został zabity przez jadowitą płaszczkę, więc może nie najlepszy przykład więzi zwierzęco-ludzkiej.

phineas woodsworth
ambitny krab
audrie
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
Audrie nie wiedziała, jak przeokropnie myliła się w tym wypadku, posądzając go o stawianie się na pierwszym miejscu. W dodatku przed nią, gdy nawet w tym emocjonalnym chaosie pozwalał się jej prowadzić nieznanymi szlakami Loren Bay. Nie porzuciłby jasnowłosej tylko z powodu własnych braków do dalszej egzystencji, lecz również z odczuwanej do dziewczyny sympatii. Niekiedy zachodzącej mgłą demonów jego dawnego życia - zakończonego bolesnym upadkiem - lecz nadal obecnej w tym obumarłym przez smutki sercu. Wszakże to do niej słał listy w czasie swojego studenckiego istnienia; nawet gdy drżącą ręką zapisywał pojedyncze słowa na skrawkach wygniecionej kartki skroplonej jego własnymi łzami.
W pierwszym odruchu zamierzał odpowiedzieć dość prosto w jego mniemaniu - a Ty nie nosisz ze sobą maminego xanaxu? Co w umyśle Phineasa wydawało się w tym momencie dość logicznym założeniem, które sprawdzało się u niego każdego dnia od powrotu do tego przeklętego miasteczka. Wtem jednak zdał sobie sprawę, jak daleko zbłądził własnymi myślami. Tym samym sposępniał nieznacznie, lecz starając się nie dać po sobie poznać, z jak wielką burzą emocji właśnie się mierzył. Och, Phineasie! Nierozsądnym jest posądzanie wszystkich rodzin o tak destrukcyjne zwyczaje. - Nie było okazji - urwał dość krótko, nie czując się na siłach do kontynuacji zwierzeń. Uciekał? Nieszczęśliwie wykorzystywał ich obecnie trudną sytuację do wyminięcia tej emocjonalnej przeszkody. Wrócił spojrzeniem do Audire z nadzieją, że dziki wombat nie wykorzysta jego braku uwagi do niespodziewanego ataku. Naprawdę zaskoczyła go tym brakiem entuzjazmu po usłyszeniu jego pomysłu, który dla niego wydawał się genialnym rozwiązaniem problemu. - Myślisz, że trafiłabyś w niego kurtką? Chodziło mi bardziej o uciekanie... - rzucił konspiracyjnym tonem, powoli rozdrażniony stawianiem go w tak złym świetle. Sporo dało się zarzucić Phineasowi, lecz w tym przypadku zamierzał kłócić się o swoje raczej przeciętne dobre imię. - A wiesz, jak on skończył? Wolałbym umierać w bardziej poetycki sposób... - powiedziane tak lekko wcale nie oddawało prawdziwości wypowiedzianych słów.
spikerka radiowa — lorne bay radio
27 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
stuck between idk, idc and idgaf
Z reguły nie była AŻ taka sceptyczna; raczej śmiało można by ją zaliczyć do grona ludzi, którzy starali się - niekiedy bezskutecznie - swoim optymizmem zarazić otoczenie. Z jej twarzy rzadko znikał promienny uśmiech, a melancholijne stany były niemalże czymś zupełnie obcym. Pomimo to jednak bywały momenty, kiedy nawet i ona podawała w wątpliwość pewne rzeczy.
I ludzi. W końcu ideały nie istniały, prawda? Poza tym najwyraźniej i naiwność Audrie Barlowe miała swoje granice. Jeszcze kilka lat temu ślepo założyłaby, że wszyscy kierowali się w swoim życiu dobrem wspólnym, jakimś poukładanym systemem moralnym - dziś już wiedziała, że były to jedynie pobożne życzenia.
- Jeszcze o tym porozmawiamy - zaznaczyła stanowczo, niejako z góry informując Phineasa, że nie zamierzała przyjmować odpowiedzi odmownej. - O ile wyjdziemy z tego cało - dodała już nieco ciszej, mrucząc to bardziej do siebie niż do swojego towarzysza, oczy wznosząc prosząco ku niebu mimo że daleko jej było to przykładnej katoliczki. Te jednak milczące modły nie potrwały zbyt długo, ponieważ ziemskie sprawy domagały się niezwłocznej uwagi, jeśli nie chciała skończyć z ugryzieniami, które z całą pewnością wywołałyby niejedną salwę śmiechu w miejscowym szpitalu. Dlatego też posławszy Woodsworthowi pełne niedowierzania spojrzenie, ściągnęła z ramion skórzaną kurtkę i wyciągnęła ją w jego kierunku. - Myślę, że jesteś lepszy w rzucaniu do celu - na swój sposób był to komplement, okej? Wcale nie było to próbą zrzucenia na niego nieprzyjemnego zadania - WCALE. - Dobra, po prostu... Zobaczymy, co się wydarzy - zadecydowała w końcu, po czym dzielnie wzięła rozmach i pożegnała się ze swoją kurtką, która wylądowała na ewidentnie zaskoczonym zwierzęciu. Przez chwilę nic się nie działo, Audrie aż oddech wstrzymała na jakieś kilka sekund, machinalnie łapiąc przy tym Phineasa za ramię. - Nie sądziłam, że to zadziała - skomentowała z ulgą i odrobinę zbyt szybko, ponieważ zaraz wombat się z tej pseudo-pułapki uwolnił i wcale nie wyglądał przy tym na zadowolonego. - Okej, myślę, że to czas uciekać i to najlepiej już zanim wezwie posiłki - czy coś takiego mogło się przydarzyć? Czy groził im najazd wściekłych wombatów, będących krewnymi tego tu obecnego? CZY TO BYŁ KONIEC?

phineas woodsworth
ambitny krab
audrie
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
To do niczego i tak ich nie zaprowadzi, błądząc ścieżkami eleganckich wymówek. Kiwnął Audrie głową na swego rodzaju groźbę, doskonale przy tym wiedząc, iż nigdy nie dojdzie do tej rozmowy. Przez lata swojego marnego życia stał się arcymistrzem w zbywaniu ludzi; niekiedy rozbrajającym uśmiechem wyćwiczonym od małego w pierwszych rzędach na politycznych debatach ojca.
- Jestem? - powtarza za nią prawie jak echo, zachodząc w głowę, z jakiego powodu doszła właśnie do takich wniosków. Wprawdzie na korzyść jego rzutu mógł wpływać wzrost, lecz nadal nie był to zbytnio sztampowy komplement, którego powinien się spodziewać. Tak samo jak przystąpienia do wymyślonego przez niego plany - nikt zazwyczaj nie brał słów Woodswortha na poważnie. Uniósł w zdziwieniu brwi, gdy zaczęła ściągać z siebie własną kurtkę i chwilę później nią wymachiwać. Nie zakładał przecież, że to właśnie garderoba panny Barlowe zostanie poświęcona w tej walce.
O tyle dobrze, że ten upadły artysta był niezdolny do wejrzenia w głąb jej duszy, a przynajmniej nie potrafiąc uchwycić z niej pojedynczych myśli. Wszakże nie powstrzymałby się od wybuchnięcia nieadekwatnym do niebezpiecznej sytuacji śmiechem, gdyby namalowała mu w umyśle obraz maszerujących do wojennych bębnów wombatów. Jednak nie tracił czasu po sugestii Audrie i spontanicznie sięgnął ku niej, zaplatając swoje palce z jej w uścisku. W taki sposób oboje zrywają się do desperackiej ucieczki, szaleńczym tempem pokonując kolejne metry wąskiej ścieżki. Trudno orzec, którego z ich dwójki nogi zaplątały się w tym tańcu uciekinierów, ale pociągnął swojego partnera w dół. Przez ułamek sekundy Phineas czuł się niczym ptak, lecz jego wolność prędko gaśnie przy twardym lądowaniu - a tylko w tym krótkim locie istnieli wyłącznie oni. Sturlali się wzdłuż zbocza, z impetem przedzierając się przez krzaczaste mury. I ten pęd wyrwał filigranową dłoń przyjaciółki spomiędzy zaciśniętych na niej palców bruneta. Żyje - świadczy o tym ból rozchodzący się po ciele, choć i przy tym waha się jeszcze chwilę w myślach. Gdziekolwiek nie trafiłby po przekroczeniu granicy życia i śmierci, zapewne czekały go nieziemskie tortury za wszelkie słabości z poprzedniej egzystencji. Pierwszym czego dokonał po uniesieniu powiek, było odszukanie leżącej nieopodal jasnowłosej dziewczyny. Zdawało mu się, iż wstrzymał oddech do czasu, kiedy nie spostrzegł u niej delikatnie unoszącej się klatki piersiowej. Podczołgał się śpieszno w jej kierunku, ignorując krzyczące do niego w błaganiach obolałe ciało.
- Audrene - dokładnie wypowiada każdy dźwięk składający się na jej imię, a spojrzeniem uważnie błądzi po twarzy przysłoniętej gdzieniegdzie włosami. Wyciąga drżącą dłoń, by delikatnie odgarnąć je z policzków dziewczęcia i co najważniejsze - wyciągnąć z nich pojedyncze liście przyozdabiające jasne pasma; lśniące teraz złotem we wpadających przez korony drzew ostatnich promieniach słońca. Sam również nie wygląda lepiej, przystrojony w koronę z gałązek zaplątanych w ciemne loki, lecz nie swoim stanem się w tym momencie martwił - ani w żadnym innym. - Nic Ci nie jest?

audrie barlowe
spikerka radiowa — lorne bay radio
27 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
stuck between idk, idc and idgaf
Jak głosiło powszechnie znane powiedzenie, tonący brzytwy się chwyta, a że ich aktualne położenie było naprawdę niewesołe, Audrie nie miała żadnych oporów przed wdrożeniem planu Phineasa w życie.
Bo się bała. Oczywiście mogłoby się to wydawać niektórym śmieszne - wszakże chodziło o małego, nieszkodliwego wombata - ale Barlowe nie była fanką nieprzewidywalności. Kojarzyła jej się bowiem ona z opowieściami matki, gdy miasto tonęło od plakatów z podobizną starszej siostry blondynki; gdy wystarczył jeden nieuważny moment, by dziewczynka przepadła bezpowrotnie. Jeden moment, by i życie Audrene zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, ponieważ od tamtego czasu rodzice stali się nadopiekuńczy pod każdym względem. Jej los został przypieczętowany serią nakazów i zakazów, a wszystkie wynikały z miłości, choć przechodząc młodzieńczy bunt, nie do końca potrafiła to pojąć. Nieświadomie też wyhodowała sobie przy tym strach przed zmianami, więc nic też dziwnego, że obecnie serce rozpaczliwie łomotało jej w klatce piersiowej, a wargi zdawały się lekko drżeć. Z ulgą przyjęła moment, kiedy wreszcie zdecydowali się na ucieczkę - z ulgą tak wielką, iż wystarczyło kilkunastosekundowe rozproszenie uwagi, by nogi sprawiły zdradzieckiego psikusa, a oni stoczyli się na sam dół zbocza.
Ciepło dłoni Phineasa zastąpił chłód ziemi, a ona sama odnosiła wrażenie, jakby jej ciało z całym impetem zderzyło się ze ścianą. Bolało ją wszystko, w tym wybitnie lewa ręka, ale wolała powstrzymać się od szybkiego zerknięcia, gdyby się miało okazać, że jest z nią coś nie tak. Jak nic na taki widok wpadłaby w panikę, a jednak była ona wysoce niewskazana w obecnej sytuacji. Dlatego leżała bezwładnie, z całych sił zaciskając powieki i powoli przy tym wciągając powietrze do płuc. Musiała się uspokoić; nie był to odpowiedni czas na stany lękowe, musiała zmusić się do działania albo chociaż dać się ponieść resztkom adrenaliny. Dopiero na wypowiedziane swoje imię, Audrene wolno uniosła powieki, krzyżując spojrzenie z Phineasem, ale tylko na kilka sekund, ponieważ automatycznie zaraz przeniosła je na jego ozdobione drobnymi gałązkami włosy. - Wyglądasz, jakby Ci ptaki próbowały na głowie założyć gniazdo - stwierdziła rzeczowo, a lekki uśmiech przyozdobił jej twarz, choć uniesienie kącików ust wydawało się być nie lada wysiłkiem. Głos też nie brzmiał tak jak powinien; rozdygotany, chrapliwy i nawet naturalna wesołość nie była w stanie tego zamaskować. - Żyję. Ale proszę, chodźmy już stąd - zażyczyła sobie słabo, podnosząc się - zapewne przy pomocy Phineasa - do pozycji siedzącej, a następnie i stojącej, krzywiąc się przy tym z bólu. - Następnym razem jak nam się zapragnie przygód, to wybierzemy park - burknęła marudnie, pragnąc w ten sposób ukryć fakt, że nie czuła się najlepiej, a stawianie kolejnych kroków wprawiało ją w głęboki dyskomfort. Dlatego opierając się o Woodswortha, ujęła go pod ramię. - Tak będzie łatwiej - wytłumaczyła prędko, nie tłumacząc dla kogo. Zamiast tego para odkrywców ruszyła w końcu w drogę powrotną, zapewne na długie lata odkładając ponowną wizytę w lesie deszczowym. Albo przynajmniej do następnego tygodnia.

phineas woodsworth

// zt x2
ambitny krab
audrie
ODPOWIEDZ