listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
02.

- Ostrożnie - ostrzegł, kiedy próbowali przejść przez kolejne przewalone drzewo. Liście kleiły mu się do nogawek spodni, a im głębiej zapuszczali się w las, tym było coraz chłodniej.
Z jednej strony Otis wiedział, że ta wycieczka jest najlepszym pomysłem pod słońcem, a z drugiej, kiedy tak gałęzie kolejny raz prawie wydłubały mu oko, czuł, że lepiej cofnąć się i wrócić do domu. Ale wtedy nie byłoby przygody, a przecież teraz była pora na przygodę, prawda? Zwłaszcza, że lubił te ich wypady z Gaią, która towarzyszyła mu od samego początku jego komicznego życia. Ile oni razem nie zrobili, czego nie zobaczyli i czego nie przeszli! Niejeden mógł im pozazdrościć tej relacji i przyjaźni od serca.
Z Gaią można było wszystko, a on czuł się przy niej najswobodniej na świecie. Była jak kolejna siostra, następne oczko w głowie, z którego tych oczu nie można było spuszczać, żeby przypadkiem nie zakręcił się przy niej kto niepożądany. Nie, nie był zazdrosny, nie o to zupełnie chodziło. Nie chciał po prostu, żeby ktoś ją skrzywdził, chociaż wiadomo, nie mógł jej uchronić przed wszystkim. Na przykład przed tym, że poślizgnęła się na mokrej, błotnistej ziemi i prawie przekoziołkowała przez konar. Na szczęście w ostatnim momencie zdołał przytrzymać ją za ramię i przyciągnąć do siebie.
- A ty co, Hammond? Balet ćwiczysz? - zaśmiał się głośno, bo takich akrobacji pozazdrościłby jej niejeden baletmistrz. - Co to są w ogóle za buty? Japonki trzeba było założyć - zerknął z politowaniem na jej trampki. Dobrze, że w szpilkach nie wybrała się na tę przechadzkę po deszczowym lesie. Te baby to są jakieś niepoważne, no naprawdę. Zero pomyślunku jakiegoś. But powinien trzymać stopę, a te jej trampeczki to o dupę potłuc. Jego siostry robiły identycznie - odwalały się jak szczury na otwarcie kanału, a finalnie lądowały na imprezach w plenerze, skąd później Otis, jak na wspaniałego brata przystało, musiał je holować. Powinny mu płacić za taką przykładność. Co jak co, ale miały szczęście, że trafił im się taki zajebisty brat.

Gaia Hammond
towarzyska meduza
-
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
barmanka w Rudd's Pub, która nie bierze życia na poważnie i dobrze się bawi, nie przywiązując się do nikogo na dłuższą metę
4
..........Naprawdę nie wie, kto wpadł na pomysł, aby pójść na spacer do mokrego i śliskiego lasu, w którym na każdym kroku czyhają pułapki. Czy może to był Otis, a ona jak głupia się zgodziła, bo gdzieś się zamyśliła i nawet nie wiedziała, na co się godzi, czy może ona na moment straciła zdrowy rozsądek i zaproponowała ten szalony plan. Bo może i spacer po lesie brzmi cudownie, ale, no właśnie, tylko brzmi. W praktyce oznacza to błoto, śliskie i zdradliwe komary, a na dodatek dziwne i niekoniecznie przyjazna stworzenia. Ale skoro powiedzieli już a, to trzeba powiedzieć b, zacisnąć zęby i przejść ten krótki odcinek, który w tym momencie wydaje jej się co najmniej dziesięć razy dłuższy, niż to sobie wyobrażała.
..........Staram się! — wzdycha ciężko, naprawdę uważając gdzie stawia stopy, ale trampki, które wcisnęła przed wyjściem na stopy, niczego nie ułatwiają. No ale skąd mogła wiedzieć, że tak będzie? Wydawało jej się, że będzie odrobinę bardziej sucho, a jej buty wcale nie są tak złe, na jakie wyglądają. No i cóż, nie są, są gorsze. Wcale by nie płakała, gdyby je gdzieś po drodze zgubiła, chociaż z drugiej strony nie uśmiecha jej się łazić po takim terenie w samych skarpetkach. Ach, a mogła wygrzebać lepsze buty z dna szafy, ale nie! Po co! Teraz już wie.
..........Nosz kurwa mać — wyrywa jej się, gdy czuje, jak usuwa jej się grunt pod nogami. Wyciąga na ślepo rękę, by w ostatniej chwili złapać cię Otisa, któremu całe szczęście udaje się ją podtrzymać, a nie wywalić razem z nią. — Oj, cicho, dobra? — prycha po chwili, wywracając teatralnie oczami na jego komentarz. Nie nałożyła ich po to, aby ładnie wyglądać, bo gdyby chciała się wystroić, jak stróż w boże ciało, to włożyłaby coś zupełnie innego. Nie, po prostu one jako jedyne były pod ręką, nie miała czasu szukać innych butów. Już i tak się spóźniła i gdyby Otis musiał czekać na nią dłużej, niewątpliwie musiałaby znosić jego komentarze. Ale, jak widać, musi tak czy inaczej.
..........Dobra, trzymam się, możemy iść dalej — rzuca w końcu, gdy upewnia się, że stoi w miarę stabilnie i jest na takim terenie, że po kolejnym kroku znowu się nie wywali. — To jest ostatni raz, gdy idziemy tą trasą. Następnym razem po prostu pójdziemy wzdłuż lasu i tyle. Albo w ogóle pójdziemy do baru, o — mamrocze niezadowolona, ale na tyle głośno, by Otis ją słyszał i miał świadomość, że nigdy więcej tego nie powtórzą.

Otis Goldsworthy
ambitny krab
nonsens#5543
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
To bardziej niż pewne, ze to właśnie Otis był pomysłodawcą tej wyprawy do lasu. On zawsze miał najbardziej niedorzeczne idee, a potem ciągnął za sobą Gaię i jeszcze wściekał się na nią w myślach, że nie uważała. Wiało hipokryzją. Ale to, co mówił, wynikało z czystej troski. Martwił się o nią, okej? Nie chciał, żeby cokolwiek jej się stało. Zupełnie, jak w przypadku jego sióstr, dla których zawsze chciał najlepiej i których jednak nie potrafił uchronić przed niepowodzeniami całego świata. I wcale nie miał do Hammond pretensji, tylko te trampki... No trudno, lepiej tak niż żeby miała kicać po lesie boso.
- No już dobra - aż teatralnie uniósł ręce w obronnym geście. Miał być cicho, to będzie cicho. Przynajmniej przez chwilę, kiedy ją tak podtrzymywał. Bo jednak wygadany był z niego chłopak, właściwie gęba mu się nie zamykała i paplał bezustannie. Najczęściej były to same głupoty, dziwaczne historie i w ogóle totalnie niestworzone rzeczy, ale właśnie taki już był - głośny, gadatliwy, głupkowaty i wiecznie uśmiechnięty. Goldsworthy śmiało mógłby robić za plasterek na skaleczenie. Taki lek na całe zło. Prywatny poprawiacz humoru. Jasne, miewał gorsze dni, jak każdy, ale był nakręcony optymizmem. Chodzący entuzjasta, bez dwóch zdań.
Upewnił się czy aby na pewno Gaia stoi mocno na nierównym, błotnistym podłożu i dopiero wtedy zabrał rękę, poprawiając na ramionach plecach, w którym transportował wodę i jakieś kanapki.
- Przestań tak jojczeć, co? Za ładną mamy pogodę, żeby siedzieć w barze. Ostatnio ciągle pada, więc nigdzie nie da się wyjść. Taki spacer dobrze nam zrobi. No wiesz, dotlenisz się, złapiesz trochę witaminy D - wprawdzie rozpostarte korony drzew i gęste liście nie pozwalały promieniom słonecznym do nich dotrzeć, ale to taki niewielki szczegół. - No przyznaj, że jest fajnie. Jesteś ze mną, więc musi być fajnie - sprzedał jej zadziornego kuksańca w bok, żeby trochę poprawić jej markotne samopoczucie. A potem wykonał zamaszysty gest ręką, bo jakiś OGROMNY robal przeleciał my tuż przy uchu. - To była ważka? Gaia, czy to była ważka?! Nienawidzę ważek! - aż się wzdrygnął, chociaż powinien być przyzwyczajony, przecież mieszkali w Australii. U rodziców na farmie nie raz napotykał na pająki wielkości pięści. Wychował się wśród karaczanów, jętek, pustynnych tajpanów, skorpionów. Ważka to przy tych najbardziej jadowitych stworzeniach najmniejszy pikuś, serio.

Gaia Hammond
towarzyska meduza
-
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
barmanka w Rudd's Pub, która nie bierze życia na poważnie i dobrze się bawi, nie przywiązując się do nikogo na dłuższą metę
..........Nie, żeby Gaia nie miała żadnych niedorzecznych pomysłów, bo i jej się takowe zdarzają. Trafił swój na swego, jak to się mówi. Może dlatego tak dobrze się ze sobą dogadują? I pewnie dlatego też w dzieciństwie nie raz wpadali w kłopoty — bo żadne z nich nie mówiło stop, nie, to niebezpieczne, tylko kiedy jedno mówiło zróbmy to!, drugie kiwało głową z entuzjazmem. I nic się w tej kwestii z biegiem lat nie zmieniło, żadne z nich nie zmądrzało, chociaż oboje powinni wiedzieć już lepiej, że ich niektóre pomysły powinny zostać tylko tym.
..........Spogląda na niego podejrzliwie, nawet przez sekundę nie wierząc w to, że weźmie jej słowa do serca i przestanie gadać. Tak, może na minutę albo dwie, ale na pewno nie dłużej, już ona go dobrze zna. Czasem ma nawet wrażenie, że zna go lepiej, niż siebie, choć to chyba nic dziwnego — w końcu znają się od pieluch i wiele rzeczy robili wspólnie. Razem poszli na pierwszą domówkę, razem po raz pierwszy pili alkohol, chodzili na wagary, łazili po nocach po miasteczku, robili wycieczki do Cairns i wiele, wiele więcej. Nie mogła więc pozwolić na to, by na spacer po lesie poszedł sam, bo gdzie on, tam i ona. Teraz jednak zaczyna tego żałować, szczególnie kiedy spogląda na swoje trampki i zauważa, że są mocno pobrudzone błotem. Krzywi się na ten widok, ale wzdycha cicho pod nosem, odgarnia włosy, które spadły jej na twarz, po czym rusza w dalszą drogę.
..........To wystarczyło pójść na plażę, skoro tak bardzo chcesz się dotlenić i złapać witaminę D! — Wywraca teatralnie oczami, bo o wiele bardziej wolałaby w tej chwili leżeć na ciepłym piasku i się opalać, niż łazić po mokrym i zdradliwym lesie. A wystarczyło powiedzieć nie! Cóż, następnym razem będzie wiedzieć; następnym razem wybije mu ten durny pomysł z głowy i tyle. — Fajnie będzie, gdy stąd wyjdziemy i będę mogła wejść pod prysznic. W tej chwili czuję się brudna i spocona — mówi, wzdrygając się lekko, bo czuje, jak jej skóra lepi się od potu. To właśnie to uczucie sprawia, że prze do przodu tak chętnie — chce po prostu jak najszybciej stąd wyjść.
..........Jezu, uspokój się! Przecież ważka cię nie zje — prycha, choć sama nie znosi niektórych robali i na pewno, gdyby spotkała je na swojej drodze, zachowywałaby się identycznie, jak Otis. — Serio, ostatni raz idziemy na spacer do lasu po takiej pogodzie i tą drogą. Na pewno są jakieś łatwiejsze trasy, nie wiem dlaczego musia… KURWA MAĆ! — krzyczy, gdy jej noga ześlizguje się z kamienia, a ona ląduje tyłkiem na ziemi, gdy czuje przeogromny ból w swojej prawej nodze. — O nie, o nie, chyba złamałam nogę! Otis, do kurwy nędzy, chyba złamałam nogę! — piszczy przestraszona, wyciągając rękę w jego stronę, aby zacisnąć dłoń na jego koszulce. No bo jak noga boli, to oznacza, że na pewno coś złamała, tak? Przynajmniej w jej mniemaniu.

Otis Goldsworthy
ambitny krab
nonsens#5543
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
To niedobrze, że żadne nie oponowało, kiedy drugie wybiegało za daleko i zbyt odważnie z głupimi, często niebezpiecznymi pomysłami. Aż dziwne, że oboje jeszcze żyli i nie zrobili sobie większej krzywdy. Zwykle ich przygody kończyły się zadrapaniami i siniakami, ale jak mieli ich uniknąć, kiedy maszerowali po lesie między gałęziami i potykali się o wystające z ziemi korzenie?
Gaia miała rację - Otis nie potrafił być cicho dłużej niż przez moment. Ale czy to jego wina, że tak bardzo lubił rozmawiać i to dosłownie o wszystkim? Miał to po ojcu, któremu z reguły jadaczka również się nie zamykała. I tak obaj pieprzyli trzy po trzy, a mama i siostry nie mogły już tego znieść, więc jednym uchem wpuszczały, a drugim wypuszczały ich słowa. A podobno to kobiety są większymi paplami, ale jak widać Goldsworthowie potrafili idealnie nie wpasować się w ten kanon.
- Wiesz co, Gaia? - machnął ręką, jakby wciąż próbował odgonić tę ważkę, która prawie go pożarła. - Przysięgam, jak żyję nie znam bardziej marudnej osoby od ciebie - nawet jego trzy siostry tak nie marudziły. No chyba, że wszystkie razem wzięte, to już tak. - Nie możesz po prostu cieszyć się ładną pogodą i moim towarzystwem? Tak trudno wykazać trochę entuzjazmu? Okej, może droga nie jest najłatwiejsza, ale... - urwał, słysząc donośne przekleństwo z ust przyjaciółki; zatrzymała się, a on gwałtownie wlazł w jej plecy, jakkolwiek to brzmiał. - Co jest? - mruknął, ale bardziej do siebie niż do niej. Dopiero fakt, że zaciskała palce na jego koszulce sprawił, że wlepił ślepia w jej nogę. - Poczekaj, powoli - znów ją podtrzymał, bo jeśli faktycznie Hammond źle stanęła i coś sobie złamała, to lepiej, żeby nie nadwyrężała tej kończony.
Otis pozwolił, żeby podparła się na nim i wspólnymi siłami dokuśtykali do dużego kamienia, gdzie dziewczyna mogła przycupnąć. Z kolei Goldsworthy klęknął na ziemi i rozwiązał jej trampka. A po chwili oboje patrzyli na nieco spuchniętą, zasinioną kostkę.
Zacisnął usta w wąską linię i zerknął niepewnie na Gaię z przekonaniem, że za moment znów mu się oberwie. Wszak zapewne w mniemaniu przyjaciółki to również była jego wina, jak zawsze.
- Chyba skręcona, a nie złamana - nie był lekarzem, ale wiedział, że skręcenia i zwichnięcia bywają niekiedy poważniejsze niż złamania. - Bardzo cię boli? - dopytał z nieukrywaną troską w głosie. Martwił się, cholera, co było chyba zrozumiałe, przynajmniej dla niego.

Gaia Hammond
towarzyska meduza
-
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
barmanka w Rudd's Pub, która nie bierze życia na poważnie i dobrze się bawi, nie przywiązując się do nikogo na dłuższą metę
..........Po prostu, najwidoczniej, mają cholerne szczęście — inaczej tego wytłumaczyć się nie da. Bo to na pewno nie dzięki swoim rozumom wychodzą cało z tych głupich sytuacji, skoro najpierw z własnej woli się w nie pakują, udowodniając, że ten rozum, nawet jeśli go mają, to niestety nim nie grzeszą. W dzieciństwie jeszcze nikt im się nie dziwił, bo dzieci przecież zazwyczaj tak mają, że podejmują głupie decyzje, ale, wydawać by się mogło, że kiedy już podrosną, to takie zachowanie im minie i pewne rzeczy zrozumieją. Cóż, jak widać, wcale się tak nie stało.
..........W zasadzie, gdyby tak na nich spojrzeć, to niewiele się zmienili przez ostatnie lata. Jedyną odznaką dorosłości w ich życiu to praca i wyprowadzka od rodziców — poza tym naprawdę są tacy, jacy byli te dziesięć lat temu, gdy jeszcze chodzili do szkoły średniej.
..........Ach, szkoła! Czasem naprawdę tęskni za tymi czasami. Oczywiście nie za nauką, odrabianiem lekcji czy zostawaniem po godzinach w ramach głupich projektów, ale za tą wolnością i beztroską. Niczym nie musieli się wtedy przejmować — nie musieli pracować, płacić rachunków, sprzątać całego mieszkania, a jedynie swój pokój, nawet w gotowaniu wyręczała matka. No właśnie, matka, kolejny powód do tęsknoty za tamtymi czasami — wtedy bowiem jeszcze żyła i miała się całkiem dobrze.
..........Oj, już nie przesadza, dobra? — prycha, bo wcale nie uważa siebie za jakąś wielką marudę. Owszem, czasem jej się to zdarza, jak to każdej kobiecie, ale gdyby naprawdę tak bardzo marudziła, w ogóle nie zgodziłaby się na ten spacer, bo już przy samym pomyśle zaczęłaby gadać, że jej się nie chce. — Och, przecież wykazywałam entuzjazm na samym początku! Byłam przecież pozytywnie nastawiona. Ale jak mam się cieszyć, jak gałęzie mnie atakują, a korzenie chcą zabić? — pyta, ale dialog ten bardzo szybko zostaje przerwany przez jej mały wypadek, który oczywiście musi wyolbrzymić. Nie wie jednak, co jej się stało, wie tylko tyle, że cholernie boli i, prawdopodobnie, o własnych siłach już dalej nie dojdzie.
..........Auć, auć, auć — jęczy przeciągle z każdym krokiem, choć naprawdę stara się nic z tą nogą nie robić. A nie jest to takie trudne, dzięki temu, że ma oparcie w Otisie, który podprowadza ją do kamienia, na którym się wygodnie usadawia. Krzywi się nieznacznie, gdy but zostaje ściągnięty, po czym wbija spojrzenie w swoją opuchniętą kostkę. Świetnie.A czy to coś zmienia? Tak czy inaczej, nie mogę chodzić! I jak teraz wrócimy, co? Przecież zabijesz się niosąc mnie na rękach. Może trzeba po kogoś zadzwonić? — zaczyna zastanawiać się na głos, próbując nie myśleć o bólu, co nie jest takie proste. — Boli, jak cholera — odpowiada, znowu się krzywiąc. Cóż, czyli chyba czeka ją kilka dni, a może nawet i tygodni, na zwolnieniu. Bo niby jak ma pracować w takim stanie? Najpierw jednak powinni się zacząć martwić, jak w ogóle dotrą z powrotem do miasta.

Otis Goldsworthy
ambitny krab
nonsens#5543
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Niejednokrotnie powtarzano, że Otis miał więcej szczęścia niż rozumu. Nie ma co się okłamywać, nie był nazbyt bystry, ale nadrabiał poczuciem humoru i radosnym usposobieniem, Ale ogólnie daleko było mu do inteligenta. Nie był też szczególnie oczytany, nie miał znajomości słów w małym palcu, nigdy nie przykładał się za bardzo do nauki, ale za to wyróżniał się pracowitością, bo w domu, kiedy jeszcze mieszkał na farmie, zawsze było coś do roboty i matka (ojciec od rana do wieczora przesiadywał w stoczni) pilnowała, żeby cała czwórka rodzeństwa nie nudziła się za bardzo. Ale na farmie na nudę nie można było narzekać, bo codziennie trzeba było czegoś doglądać, coś przynieść, w czymś pomóc. Ale czy to czyniło go w czepku urodzonym? W żadnym wypadku, daleko było mu do szczęściarza, mimo że był szczęśliwy.
Prawda, niewiele się zmienili odkąd chodzili do szkoły. No chyba, że weźmiemy pod uwagę wzrost Otisa, który w ostatniej klasie szkoły średniej wystrzelił pod niebiosa. Wysoki był, to po dziadku. Ale poza tym zupełnie nic się nie zmieniło. Ani w życiu (dalej miał pustą głowę), ani między nim i Gaią. Przyjaźń kwitła i takiej mógł im pozazdrościć niejeden mieszkaniec Lorne.
- Może wystarczyło patrzeć pod nogi? - zapytał trochę ironicznie, ale mimo to zaistniałą sytuacją przejęty był nie na żarty. - Albo założyć inne buty? - dodał jakoś zgryźliwe, jednak szybko się na tym złapał. Nie był taki, nie powinien złościć się na przyjaciółkę za nieszczęśliwy wypadek. - Przepraszam - dodał z pokorą, przyglądając się jej opuchniętej kostce. Cholera, robiła się fioletowa, a to nie świadczyło o niczym dobrym. On sam kilka razy miał pokręcone kostki - na boisko zakładał nieodpowiednie obuwie, ale to dlatego, że rodziców nie było stać na takie profesjonalne do gry w kosza. - No co ty, zaniosę cię - odparł natychmiast obruszony, że Hammond nie wierzy w jego umiejętności i koordynację ruchową. - Wskoczysz mi na barana. No co? Jesteś lekka jak piórko. Tak lekka, że mogłabyś wsiąść na komara i odlecieć - komplement pierwsza klasa, nie na to tamto.
Ale hej, Gaia naprawdę była szczupła. A z niego był rosły chłop i wzięcie jej na plecy nie stanowiło wielkiego wyzwania, przecież niejednokrotnie już tak ją dźwigał. Co mogło się stać? Żadne korzenie nie powstrzymają ich wyjścia z deszczowego lasu. Ani korzenie, ani zarośla, ani mokra, śliska gleba, już Otisa w tym głowa.

Gaia Hammond
towarzyska meduza
-
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
barmanka w Rudd's Pub, która nie bierze życia na poważnie i dobrze się bawi, nie przywiązując się do nikogo na dłuższą metę
..........Od dawna wiadomo było, że Gaia nie będzie żadnym wybitnym umysłem. Nie zostanie ani lekarką, ani prawnikiem, a już na pewno nie zajmie się fizyką czy chemią, której zresztą w szkole nie znosiła. Poniekąd przez to, że nie do końca ją rozumiała, ale po części przez okropną nauczycielkę. I choć ta zmieniła się dość szybko, w Gai pozostał niesmak do tego przedmiotu. W zasadzie do wszelkich przedmiotów szkolnych, bo od samego początku nie była wielką fanką tejże instytucji. Kazali siedzieć w ławkach, a ona nie znosiła siedzieć w miejscu. Kazali się uczyć nudnych rzeczy, które w ogóle ją nie interesowały, zamiast tych ciekawych, które czasem widywała w programach przyrodniczych w telewizji. Czasem ma wrażenie, że to z nich wyniosła więcej, niż ze szkoły. A już na pewno to dzięki nim tak bardzo zafascynowała się archeologią, którą koniec końców i tak porzuciła, bo wiedziała, że ze swoimi wynikami na takie studia się nie dostanie.
..........Ma wrażenie, że to właśnie przez ten wadliwy system nauczania nigdy nie miała wielkich ambicji. Ale tak, łatwiej jest obwiniać wszystkich i wszystko dookoła, niż siebie, bo prawda jest taka, że dużo winy leży po jej stronie. Bo wystarczyło się czymś zainteresować i tego się trzymać, wystarczyło więcej się uczyć, niż psocić, a teraz mogłaby się znajdować w zupełnie innym miejscu. Tymczasem wylądowała jako barmanka, bez większych perspektyw na swoją przyszłość. Nie, żeby narzekała! Wbrew pozorom lubi swoje życie, włącznie ze swoją pracą.
..........A może wystarczyło mnie tu nie zabierać? — rzuca, przedrzeźniając odrobinę swojego przyjaciela, któremu jeszcze na koniec pokazuje język, niczym pięcioletnia dziewczynka. Zaraz jednak wywraca teatralnie oczami, bo wcale nie przejęła się jego słowami. Bo to pierwszy raz tak się do siebie odzywali? Może i są przyjaciółmi od piaskownicy, może wiedzą o sobie praktycznie wszystko, ale to wcale nie znaczy, że dogadują się zawsze. Czasem nawet i im zdarzy się pokłócić — życie. — Daj spokój, przecież wiesz, że się nie gniewam — wzdycha cicho, bo takie słowa naprawdę nie robią na niej wrażenia. Nie jest aż przewrażliwiona, szczególnie że po części Otis ma rację. Gdyby wybrała lepsze buty, może w ogóle nic takiego by się nie stało.
..........Jesteś pewny? — Spogląda na niego niepewnie, bo owszem, jest wysoki i na pewno dużo silniejszy, niż ona, ale chodzenie po tak nierównym i śliskim gruncie jest naprawdę trudne, a co dopiero z drugą osobą na plecach. — No dobra, dobra — odpowiada w końcu, wstając powoli z kamienia. Krzywi się lekko, gdy czuje przeszywający ból w kostce, ale zaciska mocno zęby i, skacząc na jednej nodze, zbliża się do Otisa. Chwilę później wskakuje mu na plecy, uważając na swoją zranioną kostkę. — Liczę na ciebie — mruczy, poprawiając się odrobinę na plecach przyjaciela, aby przypadkiem nie spaść zaraz na ziemię. Jeszcze tego by brakowało, aby obiła sobie tyłek!

Otis Goldsworthy
ambitny krab
nonsens#5543
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Och, przymknij się już, bałagam - czy ona naprawdę myślała, że zabrał ją tutaj z premedytacją, żeby skręciła sobie kostkę? Gdyby wiedział, że tak to się skończy, zostaliby w domu. Ale niestety Otis nie miał magicznej mocy przewidywania przyszłości. W ogóle nie miał żadnej mocy, więc nie można oczekiwać od niego cudów, okej? Starał się chłopak jak mógł i chciał, żeby ta wyprawa była fajną przygodą. To miało być coś innego od przesiadywania w barach, co zwykle uskuteczniali. Już i tak wystarczająco czuł się winny, więc Gaia naprawdę mogła sobie odpuścić takie gadanie. I nawet jak zapewniła, że wcale się nie gniewała, to i tak wyrzuty sumienia wcale nie stały się mniejsze, o czym świadczyła niemrawa mina Otisa.
Kiwnął zachęcająco głową, dając jej do zrozumienia, żeby w miarę możliwości wlazła mu na plecy, a potem podrzucił ją lekko, poprawiając ją sobie na ramionach. Taki powrót to niemałe wyzwanie, ale kto miał sobie z tym poradzić, jak nie on?
- Panuję nad sytuacją - zapewnił, chociaż na każdym kroku ślizgał się na mokrych liściach i zapadła w wilgotną ziemię. Jeszcze tego brakowało, żeby wdepnął w jakieś bagno. I to dosłownie, a nie w przenośni. - Jak tam na górze? W porządku? - zerknął z ukosa na przyjaciółkę.
Kręte, nieco górzyste ścieżki niczego nie ułatwiały, ale Goldsworthy twardo szedł przed siebie, co jakiś czas omijając kolejne przeszkody w postaci przewalonych drzew i wystających korzeni. Na domiar złego zaczął padać deszcz, jak to lesie deszczowym bywało, a to tylko utrudniało widoczność.
- Chyba już niedaleko - oznajmił, gdy skręcił w lewo i miał nadzieję, że wybrał właściwą drogę, a nie tę okrężną. Bo jeśli nie, to czeka ich przechadzka naokoło, a wtedy zdążą przemoknąć do suchej nitki. Dobrze, że chociaż liście nieco chroniły ich przed natarczywymi kroplami deszczu. - Widzisz gdzieś wyjście z lasu? - musieli być blisko, Otis w ogóle nie brał pod uwagę innej opcji, w końcu szli już pół godziny, jak nie dłużej, a nie zapuścili się aż tak głęboko, żeby teraz błądzić przez kilka godzin. No chyba, że rzeczywiście zgubili się i teraz powrót graniczył z cudem.

Gaia Hammond
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ