właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
  • #12
Kiedy tu wracała, myślała, że będzie miała problem z mieszkaniem tak blisko lasu, z którym wiązało się tyle wspomnień – również tych złych. Początkowo może rzeczywiście trochę tak się czuła; przytłoczona tym wszystkim: nagłą sytuacją życiową i powrotem do miasteczka, które mogło okazać się tak kompletnie inne od tego z jej pamięci. Tymczasem minęły już dwa miesiące od jej powrotu, a ona chyba przywykła już do tego klimatu. Może zresztą nigdy tak całkiem z niego nie wyrosła?
Las deszczowy dawniej był miejscem najlepszych zabaw, a potem stał się też jej najgorszym wspomnieniem. W myślach niekiedy wciąż zdarzało jej się odtwarzać śmierć Lucasa – tamtą ciszę przed burzą, śpiew ptaków, a potem tylko krew i ból. Nie mogła jednak unikać lasu, tak naprawdę za bardzo go kochała, mimo cierpienia, którego świadkiem się stał. Postawiła zatem na terapię szokową. Już drugiego dnia po powrocie wybrała się na spacer; z duszą na ramieniu przechadzała się znajomymi ścieżkami, odwracając na każdy najmniejszy dźwięk, ale i tak była z siebie dumna, bo dała radę.
Teraz przychodziło jej to z łatwością. Nadal omijała miejsce, w którym zginął Lucas, ale uznała, że kiedyś będzie gotowa, by tam wrócić – po prostu to jeszcze nie był ten czas. Uwielbiała biegać w tych rejonach, gdzie rzadko natykała się na innych ludzi. Była tylko ona i otaczająca ją natura; a czasem różne zwierzątka, które przemykały gdzieś obok. Miała na uszach słuchawki, z których płynęła muzyka, ale w pewnym momencie Cora przystanęła i wyciągnęła je, wkładając do małej nerki przy biodrze; tej samej, gdzie trzymała telefon. Zeszła z wcześniej obranej ścieżki, powoli przedzierając się przez las, kiedy nagle tuż przed nią coś przeleciało. Było jednak to tak szybko, że nie miała szans się zorientować, co to było.
Co jest, do diabła? – mruknęła pod nosem, a potem znów usłyszała świst i tym razem gwałtowanie się cofnęła, żeby tym czymś nie oberwać. Nie zwróciła uwagi, że tuż za nią leżała gałąź, nad którą wcześniej przechodziła i teraz potknęła się o nią, z okrzykiem przestrachu lecąc do tyłu, by wylądować na ściółce.

Dean Washington
wystrzałowy jednorożec
-
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
010



Lubił opuścić czasem centrum miasta i odpocząć gdzieś na odludziu, w miejscu, w którym nikt go nie znajdzie. Miał dość niebezpieczne hobby, które wymagało nie tylko skupienia, ale również zachowania środków ostrożności, by nikomu nie stała się krzywda. Kolekcja noży, które zbierał już od paru, naprawdę długich lat, coraz bardziej się rozrastała. Miał różne narzędzia, zamknięte w gablotce, w domu. Miały specjalne miejsce do którego nikt nie miał prawa zaglądać, a on trzymał kluczyki od drewnianej, przeszklonej gabloty wraz z kluczykami od samochodu. Dzięki temu wiedział, że nikt nie weźmie tego klucza i nie otworzy jego drogocennych skarbów, a co za tym idzie, nikomu nie stanie się krzywda. Noże były naprawdę ostre i nie chciał, by któreś z bliźniąt wbiło sobie taki w rękę. Może kiedyś, gdy podrosną, będzie w stanie im pokazać co tak naprawdę znajduje się w tych małych, skórzanych futerałach.
Kolekcja była dość pokaźna, zawierała ostrza różnych rodzajów i rozmiarów. Japońskie, chińskie, krótkie, długie, zagięte, proste... Było tego sporo, a on nie bał się wydawać na to pieniędzy. Prawdopodobnie, gdyby kogoś zamordował, a do mieszkania wpadłaby policja z nakazem aresztowania, zainteresowaliby się zawartością tej gabloty. On na pewno zwróciłby na to uwagę, gdyby ścigał domniemanego mordercę, wtedy trzeba być czujnym, mieć oczy dookoła głowy i uważać na wszystko, bo nawet najmniejsza rzecz może okazać się dowodem brutalnej zbrodni.

Tym razem zamówił małe nożyki, typowe do rzucania, ściągał je prosto z Chin, podobno tam zostały stworzone z jakiegoś specjalnego metalu. Na metalach się nie znał, więc nie wiedział, co to za specjalny, szlachetny metal. Liczyło się to, że te cztery nożyki były cholernie ostre i bez problemu mógłby zrobić komuś krzywdę. Na wycieczkę do lasu wybrał się rano, wydawało mu się, że o tej godzinie nikogo nie powinno być. Ostatnio był naprawdę wkurzony, zirytowany i wściekły, nie potrafił poradzić sobie z buzującymi wewnątrz emocjami, musiał znaleźć sposób, by odreagować. Na pomoc przyszły te magiczne noże, które mógł sprawdzić i przy okazji, poćwiczyć celność. Nie potrzebował do tego specjalnej tarczy, wystarczyło mu drzewo oznaczone przez geodetów, lub leśników czerwoną kropką, która była jego celem.
Zamachnął się raz, starając się wycelować w czerwoną kropkę, nie trafiając za pierwszym razem w środek. Musiał się uważnie przyjrzeć, skupić i... Rzucić drugi nóż, który tym razem wbił się w cel. W tym, mniej więcej momencie, usłyszał łamane gałęzie i kobiecy krzyk. Nikogo wcześniej nie zauważył, przecież zerkał ciągle w tym kierunku! Nawet nie wiedział, kiedy kobieta podeszła mu prawie pod nóż. Słysząc ten krzyk, miał tylko nadzieję, że nie trafił w tę kobietę, ani nie zrobił jej krzywdy. Odruchowo, pośpiesznym krokiem skierował się do źródła wrzasku, a gdy zauważył leżącą na ściółce kobietę, odetchnął z ulgą. Jeden nóż leżał pod drzewem, drugi wbity w drzewo, więc Corze nic się nie stało.
— Cholera... Nie przypominam sobie, żebym zamawiał ruchomy cel.. — Zażartował z tej sytuacji, wyciągając dłoń w kierunku Cory, żeby pomóc jej wstać.

Cora Westwood
sumienny żółwik
blueberry
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Mieszkanie w Tingaree miało swoje plusy i minusy. Cora wcale nie podjęła decyzji o przeprowadzce tak spontanicznie, jak mogło wydawać się chociażby jej matce. Josephine miała to najpewniej za zachciankę córki, której prędzej czy później znudzi się takie życie w dziczy, jak to określiła podczas jednej z ich rozmów. W takich sytuacjach młodsza Westwood zwykle gryzła się w język, a jednocześnie rosło w niej przekonanie, że nie może doprowadzić do tego, by usłyszeć od matki a nie mówiłam? Nie zniosłaby tego.
Przez trzynaście lat mieszkała w Sydney, które było największym miastem Australii. Przyzwyczaiła się do hałasujących sąsiadów, korków, kiedy jechała rano do pracy, konieczności czekania w kolejkach i dostępu do sieci w każdym możliwym miejscu. Pierwsze dni, tygodnie w Lorne Bay były trudniejsze, niż Cora się spodziewała. Nagła cisza i bliskość z naturą wydawały jej się początkowo przytłaczające, a konieczność wykonywania zleceń głównie wtedy, kiedy była w miasteczku ze względu na brak wi-fi w Tingaree, nieco ją męczyła. Musiała bardzo mocno przeorganizować własne życie, ale powoli zaczynała doceniać te rzeczy, które początkowo zakwalifikowała jako wady.
O rzucaniu nożami, nawet w środku lasu, nie wiedziała co myśleć, prawdopodobnie dlatego, że wciąż była nieco oszołomiona. Całkowicie zasadnym byłoby zatem odebranie pojawienia się mężczyzny jako zagrożenia, ale ta myśl wciąż nie zaświtała w głowie Cory. Spojrzała na wyciągniętą w jej stronę dłoń i po chwili namysłu chwyciła ją, dźwigając się do góry.
W takim razie jestem bardziej skuteczna niż złota rybka, skoro spełniam nawet te niewypowiedziane życzenia – skomentowała pół żartem, pół serio i otrzepała sobie spodnie z tyłu, bo przyczepiło się do nich kilka listów. Dopiero potem przyjrzała się mężczyźnie, nie przejmując się tym, że mogłaby być wzięta za nietaktowną. Rysy jego twarzy były jakby znajome, ale Cora bardzo często spotykała się z tym, odkąd wróciła. Ludzie, których znała kiedyś dorośli i w różnym stopniu przypominali samych siebie z przeszłości. Dawni znajomi ze szkoły, sąsiedztwa czy po prostu dzień w dzień mijani na ulicy. Czas upływał dla każdego, bez wyjątków.
To w ogóle dozwolone? – zainteresowała się, kiwając głową w stronę drzewa, w które najwyraźniej leciały noże. W jej tonie brakowało uszczypliwości, po prostu nigdy się tym nie interesowała i nie miała pojęcia, jak to może wyglądać od strony prawnej.

Dean Washington
wystrzałowy jednorożec
-
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Przeprowadzki były ciężkim tematem. Każda osoba, która choć raz się przeprowadzała stanęła przed tym całym dylematem – czy będzie warto? Było to całkowicie zrozumiałe, lęk człowieka przed nowościami był czymś, co towarzyszy wszystkim od lat, jest po prostu zakorzenione. Dawniej, gdy człowiek się formował, wychodząc z jaskini nigdy nie wiedział, co czeka go na zewnątrz. Codzienność była obawą, nie wiadomo czy danego dnia takiego człowieczka nie pożre tygrys szablastozębny, czy zostanie zgnieciony przez kroczącego dumne mamuta. Teraz nie było takich zagrożeń, ale ludzie wciąż czegoś się obawiali. Stresujące sytuacje zdarzały się często, ale równie często to co stresujące okazywało się tylko błahostką, która obok strasznej rzeczy nawet nie stała. Jedyna wyprowadzka Deana, którą miał w życiu, była ze swojego domu, do mieszkania Luny. Był natomiast w częstych rozjazdach, dostając wezwanie do Sydney, musiał tam pojechać i zostać trochę czasu. Nigdy jednak na stałe, dlatego nie brał ze sobą zbyt wielu rzeczy. Pomieszkiwał tydzień, czasem półtora, w zależności od długości sprawy, a niektóre potrafiły ciągnąć się naprawdę długo... Czasem miał już tego dość, dlatego wbrew pozorom, odeszło mu trochę obowiązków, gdy odszedł z policji.
Bardzo cieszyło go jednak to, że ten cały stres związany z przeprowadzką go ominął, starał się podchodzić do tego na spokojnie, bez zbędnych emocji, które często były wyznacznikiem wątpliwości.
Podniósł kobietę w górę, gdy tylko chwyciła jego dłoń i zaśmiał się na nawiązanie do ruchomego celu.
— Zdecydowanie muszę popracować nad celnością... — Podsumował, zerkając na Core z delikatnym uśmiechem. Nie chciał zrobić jej krzywdy, dlatego, choć żartował, to naprawdę cieszył się z tego, że nic się nie stało. Musiałby później odpowiadać przed sądem, albo wpłacać odszkodowanie, a kasy mu na to brakło. Wszystko przegrał i teraz trochę dziadował, a przynajmniej do następnego wieczora, bo wtedy miał zamiar jechać do kasyna.
Nie uznał za nietaktowne to, że mu się przyjrzała. Właściwie, dla niego naprawdę było mało nietaktownych rzeczy, ciężko było wyprowadzić go z równowagi takimi rzeczami. Wiedział, że byli ludzie, którzy rzucali się o krzywe spojrzenie, ale jemu było wszystko jedno, tak na dobrą sprawę. Też zdążył się przyjrzeć kobiecie i doszedł do wniosku, że na sto procent ją zna. Musiał sobie tylko przypomnieć imię i.... I w tym momencie mu zaświtało.
— Mam wrażenie, że... Cię znam — Zastanowił się na głos, przyglądając uważnie kobiecie. Nie mógł połączyć tak w stu procentach kropek, ale był tego pewien. Być może była to jedna z tych licealnych dziewczyn, a może poznał ją na targu? Różnie mogło być.
Przejechał dłonią po karku, słysząc pytanie odnośnie legalności. Spojrzał na blondynkę z błyskiem w oku i szeroko się uśmiechnął.
— Dopóki nie pojedziesz na komisariat, to uznajmy, że jest to legalne — Zażartował, po czym podszedł do drzewa i wyjął nożyk, który był wbity w korę.

Cora Westwood
sumienny żółwik
blueberry
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Czy bała się powrotu do Lorne Bay? Może trochę. Wiedziała, że to może być zarówno strzał w dziesiątkę, jak i kompletne niepowodzenie, chociaż akurat tej drugiej opcji starała się nie dopuszczać do głosu. W końcu to nie tak, że nie było jej tu kilka miesięcy lub kilka lat, które można byłoby ewentualnie określić krótką przerwą. To było trzynaście lat. Wprawdzie przyjeżdżała w tym czasie, żeby odwiedzić babcię, ale i tak coraz bardziej oddalała się od tego miejsca i wtedy nawet nie spodziewała się, że jeszcze tu wróci. Prawie połowę swojego życia spędziła w Sydney i w pewnym momencie wydawało jej się, że to już na zawsze. Ale potem zaczęła kwestionować dotychczas robione plany.
Nie polecam się na przyszłość – zaśmiała się. Teraz, kiedy już pierwszy szok związany z całą tą sytuacją opadł, Cora doszła do wniosku, że jeśli mężczyzna potrzebował miejsca, w którym nikt by go nie niepokoił to wybrał idealnie. Gdyby nie to, że bardzo dobrze znała ten las i nie bała się zapuszczać w głąb, prawdopodobnie by tu nie trafiła. Owszem, z pewnością można byłoby znaleźć takich śmiałków, którzy za nic mieli zdrowy rozsądek, ale to były raczej odosobnione przypadki.
Cora zerknęła na mężczyznę z pewnego rodzaju zaskoczeniem, gdy z jego ust wydobyło się niemal dokładne odzwierciedlenie jej własnych myśli. Kiedy tu znów zamieszkała, trochę zdziwiła się tym, ilu jej dawnych znajomych również powróciło na stare śmieci, jeśli w ogóle zdecydowali się na wyjazd, a ilu nigdy tego nie zrobiło.
Jesteśmy w Lorne. Tu większość osób się skądś zna, jeśli nie osobiście to z widzenia lub słyszenia – powiedziała, dając sobie jeszcze trochę czasu na rozpoznanie swojego rozmówcy. Powoli, ale skrupulatnie przeszukiwała w pamięci obrazy ludzi, z którymi miała styczność, próbując dopasować to do twarzy, na którą w tym momencie patrzyła. I rzeczywiście, rozwiązanie zagadki znajomego-nieznajomego przyszło dość szybko, a Cora była zaskoczona, że nie rozpoznała go od razu. Podczas gdy jej rozmówca wyciągał nóż z kory, ona przesunęła się i pochyliła, by podnieść ten, który leżał na ziemi. Przyjrzała mu się w zamyśleniu.
A jako przykładna obywatelka powinnam to zrobić? – zapytała nieco przekornie, unosząc rozbawione spojrzenie na mężczyznę. To jasne, że nie planowała takiego ruchu. – Dean, prawda? – odezwała się po chwili, uznając, że to odpowiedni moment. – Cora Westwood. Chodziliśmy razem do szkoły – wyjaśniła, zakładając kosmyk włosów za ucho.

Dean Washington
wystrzałowy jednorożec
-
ODPOWIEDZ