34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
we are stardust brought to life, then empowered by the universe to figure itself out—and we have only just begun
#1


Mała Halley dzisiejszego poranka wstała prawie wraz z promieniami słońca próbującymi przedrzeć się między grubymi zasłonami do wnętrza sypialni Phoenixa. Przed podniesieniem się z łóżka, przymknął oczy na moment, by uświadomić sobie oczywiste fakty. Nierzadko potrzebował z rana takiego otrzeźwienia umysłu, który plątał się nadal po ścieżkach utkanych z sennych marzeń. Labiryntów wyselekcjonowanych wspomnień... pozbawionych najmniejszych zmartwień oraz trudności dnia codziennego. Wszystkiego, z czym został zmuszony mierzyć się od niespełna dwóch lat - och, jakby nieszczęścia własnego dzieciństwa kiedykolwiek zniknęły... Młody ojciec dawno nie widział córki będącej tak podekscytowaną czymkolwiek - ostatnim razem padło na wielkiego pluszaka w kształcie dinozaura, który jednak po tygodniu stracił prawie całą atencję dziewczynki. Jeszcze zaspany bez większego sprzeciwy pozwolił się pozbyć tych kilku dodatkowych godzin snu i powstrzymując w duchu wszelkie narzekania, rozpoczął typową rutynę wolnego dnia. Młoda dama nie potrafiła przez dłuższą chwilę zdecydować się na śniadanie, więc ostatecznie udało się mężczyźnie wynegocjować talerzyk kanapeczek z dżemem - chleb wycięty w kształt gwiazdek, gdzie pozostałości oczywiście trafiły na jego talerz. Zdążył już przywyknąć do takich drobiazgów, które niegdyś nie przeszłyby mu nawet przez myśl. Dzisiaj jednak dzień był dość wyjątkowy - przyszedł czas na odhaczenie obietnicy z listy prezentów ciągnących się od początku lipca. Wycieczka do stadniny! Na taką specjalną okazję Halley wybrała swoje ulubione ciemne legginsy w gwiazdki i koszulkę w chmurki w tęczowych kolorach - kompletnie nie pasowały do siebie, ale Harrison tym bardziej tego nie dostrzegał.
Gdy już dotarli na miejsce, pracownik w recepcji skierował ich pod stajnię, pod którą mieli czekać Kuuuucyk - przeciągnęła melodyjnie mała dziewczynka, wskazując rączką na konia wyprowadzanego ze stajni przez jednego z pracowników. - Nie, Hallie. To jest koń, dla Ciebie przygotują kucyka. - odpowiedział spokojnie, porywając córkę w ramiona. Niekoniecznie spodobał się dziewczynce ten obrót spraw, ponieważ była już prawie gotowa, by puścić ojcowską dłoń i pobiec do upatrzonego rumaka. Na szczęście Phoenix dość prędko wypatrzył potencjalną reakcję małoletniej, więc uniknęli pierwszego możliwego wypadku. Czy rodzice zawsze są tacy poddenerwowani? Nix kompletnie nie potrafił zachowywać się jak Ci wszyscy opiekunowie z rodzinnych reklam - nawet jego sposób wysławiania się do dziecka niewiele różnił się od tego jak zwracał się do dorosłych osób. Pogłaskał córkę po jasnej główce, pragnąc zapobiec wybuchowi rozgniewanego dwulatka.

Maxine Hammond
powitalny kokos
morana#5229
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Max sama pamiętała czasy wczesnego dzieciństwa, podczas których to ojciec – dość osobliwy naukowiec, specjalizujący się w biologii – zabrał ją do stadniny koni. Sama wstała na tyle wcześnie, by zorientować się, że za oknem świat powoli rozjaśniały pierwsze promyki słońca. Miała może pięć lat, a więc ubieranie się stanowiło enigmę. Zakładając na siebie spodenki, zapomniała o majtkach, a koszulkę z kucykami zarzuciła na lewą stronę. Nie przeszkadzała jej metka dyndająca z przodu i zaczepiająca brodę, ani także drapiący materiał krótkich szortów, bo tata obiecał jej spełnić jedno z (bardziej) realnych marzeń. Od tamtej pory miłość do zwierząt tylko się wzmogła i do tej pory nie zmalała.
Nie przeszkadzało jej wstawanie o wczesnej porze i krzątanie się po kuchni rodzinnego domostwa, w którym to wszyscy jeszcze spali. Swąd siana wtopiony w bawełnę t-shirtu oraz bryczesów przestał być dla niej wyczuwalny, stając się czymś w rodzaju woni charakteryzującej ją oraz jej pracę.
Jako lekarz weterynarii, Hammond była odpowiedzialna nie tylko za zwierzęta na farmie, ale także i w azylu czy miejscowej lecznicy. Mimo znikomej ilości czasu, wciąż miała siły i chęci na to, aby zarażać pasją jeździectwa mniejszych i większych.
- Cześć! – przywitała się, wychodząc na zewnątrz stajni i stając naprzeciwko ojca i córki, wyciągnęła do niego dłoń.
- Phoenix i Hallie? – zapytała i uśmiechnęła się ciepło, kierując wzrok na małą dziewczynkę. Od razu dostrzegła w niej to, co sama doświadczyła przed laty. Przypominając sobie własną radość, pozazdrościła jej tego, że mogła przeżywać ekscytację na nowo.
- Jestem Max i będę dzisiaj waszym trenerem. Czy to wasza pierwsza przygoda z końmi? – nie chciała zniechęcać ich lub przypadkiem przeoczyć coś ważnego. Podstawą przecież było zachowanie bezpieczeństwa i nauczenie dziewczynki obchodzenia się z końmi. Były to zwierzęta niesamowicie inteligentne, ale również i płochliwe. Zbyt intensywne ruchy mogłyby je spłoszyć, a wtedy istniała spora szansa na to, by zrobić im krzywdę.
- Chodźmy do środka, troszkę wam opowiem o tym miejscu i mieszkańcach. No i oczywiście zobaczysz swojego kuca. Bo rozumiem, że to na nim będziesz dziś jeździć, tak? – upewniła się, przenosząc pytające spojrzenie orzechowych oczu na mężczyznę, który był jej ojcem. Na koniach jeździli nie tylko starsi kursanci, Max sama ledwo odrosła od ziemi, kiedy dosiadła starszego wałacha.

Phoenix Harrison
sumienny żółwik
13#9694
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
we are stardust brought to life, then empowered by the universe to figure itself out—and we have only just begun
Obrazy z ojcowskich wypraw spychał w głąb umysłu, jakby w desperackiej próbie odgrodzenia się rozrywających uczuć - na miliony kawałków przy kolejnym biegnij, Phoenix. Od umierającej nadziei, gdy w sobotni wieczór zasypiał z pustym brzuchem, gdy nie wytrwał do powrotu rodzica o trzeciej nad ranem. I nie chciał za wszelką cenę stać się tym ojcem; pozostawiającym zamiast radosnych wspomnień blizny na psychice własnego dziecka. Spoglądając na córkę, pojawiał się strach, że w pewnym momencie historia zatoczy koło. Jak on nigdy nie poznała własnej mamy, skazana tylko na miłość, jaką do zaoferowania miał samotny rodzic.
Mała Hallie z uśmiechem od ucha do ucha pomachała do nowoprzybyłej kobiety, z podekscytowania prawie witając się głosem podniesionym o dwa tony. - Dzieeeeeń doooobry - uwieszona ojcowskiej szyi, w końcu zdołała się wyswobodzić z objęć dorosłego i już dumnie stojąc na ziemi odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Ta-ak - przeciągnęła słowo, przez moment zapewne łącząc imię mężczyzny z własnym tatą. Czuła się jednak niezmiernie ważna, że właśnie takie pytanie zostało zadane jej! Phoenix za to przyglądał się szatynce w lekkim zamyśleniu. Coś nie dawało mu spokoju, przemykając chaotycznie gdzieś z tyłu głowy między zatartymi pogłosami przeszłości. Teraz te powoli budziły się do życia, po powrocie do Lorne Bay jaśniejąc w ciemnościach niepamięci.
- Max? Maxine Hammond, siostra Oriona? - wyrzucił w końcu z siebie, gdy prawdopodobnie połączył ze sobą wszystkie kropki oraz domysły. Nie ukrywał, że istniała szansa na strzelenie gdzieś w płot taką odkrywczą myślą. Mijające lata nachodziły mgłą na znajome twarze z przeszłości, niekiedy czyniąc z tych rysów prawdziwe niewiadome. Wszakże najlepiej pamiętał siostrę przyjaciela z okresu dzieciństwa, kiedy to przesiadywał od czasu do czasu w ich rodzinnym domu. Ile to zmyślonych historii wymyślał, wędrując palcem po mapie nieba! Od konstelacji do konstelacji z kolejną fikcyjną przygodą stworzoną na poczekaniu.
- Ona już pewnie wybrałaby największego konia, ale tak... dla niej kucyk, najlepiej o stalowych nerwach - zaśmiał się cicho, z ulgą zauważając, iż jego latorośl jeszcze nie dostrzega takich żartów. Na szczęście dzieliła go daleka droga do nastoletniego buntu Hallie i nieustannych tekstów padających z jej ust; tato, nie zawstydzaj mnie.

Maxine Hammond
powitalny kokos
morana#5229
ODPOWIEDZ