lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Max nie dysponowała wolnym czasem. Nawet jeśli by go miała, tak na pewno przeznaczyłaby go na spanie.
Była permanentnie zmęczona. Praca na stajni wymagała wstawania o nieetycznie wczesnych godzinach. Niebo na horyzoncie mieniło się odcieniami pomarańczy i różu, fiolety ustępowały błękitom, a ona ubrana w krótkie spodenki i koszulkę podebraną bratu pedałowała na swoim starym, porysowanym od licznych upadków, rowerze wprost na farmę państwa Huntington. Odcinek drogi, jaki pokonywała w godzinę był niemały, a był to początek jej ciężkiego dnia pracy.
Większość spędzała w niewielkim gabinecie, układając plany fizjoterapii, wychodząc do zwierząt, aby upewnić się, że z nimi wszystko było w jak najlepszym porządku. Przy hodowli koni i prowadzeniu szkółki, w której to zwierzęta dźwigały różnych gabarytów ludzi, Max musiała skupiać się na utrzymaniu ich w dobrej kondycji. Ostatnio najwięcej uwagi skupiał stary i coraz bardziej schorowany wałach o dźwięcznym imieniu Drozd. Ten skarogniady, sięgający stu siedemdziesięciu centymetrów w kłębie przestał być wesołym, zaczepiającym gości zwierzęciem. Z dnia na dzień stał się apatyczny i coraz więcej było w nim niechęci do poruszania się. Objawy nasilały się przy nagłych skokach pogodowych, co wykluczyło w mniemaniu lekarki, urazy mechaniczne. Podejrzewała, że zwierzę cierpiało na zwyrodnienia stawów, przypominając tym samym człowieka na skraju życia. Połączywszy to z urazami nabytymi w młodości, uzyskiwała kulawego, kulącego uszy i kłapiącego zębami konia.
Na całe szczęście były też rzeczy, które wywoływały na jej twarzy uśmiech. Przedszkole, w którym to młode źrebaki uczyły się zachowań w stadzie, czy zajęcia – takie, w których mogła brać udział jako słuchacz, albo instruktor.
Po całym dniu siedzenia za biurkiem, schylania się i garbienia, zawsze korzystała z oferowanej przez farmę końskiej jogi. Pomagało jej to wyciszyć się i nabrać dystansu do wszystkich problemów.
Dlatego też po pracy przebrała się w strój jeździecki i przygotowała konia do zajęć. Starannie wyczesała jego sierść z kurzu i oczyściła kopyta z nadmiaru zeschniętego błota. Następnie zaś założyła mu uzdę i powoli wymaszerowała z nim na plac, gdzie zaczęli skupiać się pozostali uczestnicy. Na dzisiejszych zajęciach niepotrzebny był czaprak i siodło, gdyż koński grzbiet idealnie dopasowywał się do sylwetki jeźdźca. Hammond stanęła gdzieś z tyłu, pozwalając zwierzęciu pochylić łeb i poskubać kępkę uchowanej od promieni słonecznych trawie. Opierając się o jego bok, obrzuciła pozostałych uważnym spojrzeniem. Dłoń ułożyła się na końskiej klatce piersiowej, gładząc go kojącym, podłużnym gestem.
- Czy są już wszyscy? – zapytała Gracia, pojawiając się ze swoim koniem w zasięgu wzroku niewielkiej grupki. Część z nich potaknęła, ktoś inny wydał z siebie pomruk.
- Gotowi? To zaczynamy. Najpierw chciałabym, abyście się trochę porozciągali przy koniach – Gracia zaczęła pokazywać skłony, trzymając linkę luźno przy sobie.
- Nic na siłę, kochani. Wdech na podciąganie się, wydech na schylanie. Tak jest, super!

Callum Pearce
sumienny żółwik
13#9694
lorne bay — lorne bay
28 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You don't need me, I don't need you
Callumowi właściwie trudno było uwierzyć w to, co się działo. Jego półroczny święty spokój wypełniony głównie użalaniem się nad sobą, dymem papierosów i posiłkami na dowóz został w końcu przerwany. Widocznie tyle właśnie było potrzebne aby wyczerpała się cierpliwość przydzielonego mu psychologa. Niestawianie się na planowe wizyty oraz unikanie konsultacji wideo zapewne też nie pomogło. Koleś miał tupet, żeby nakapować na Pearce'a jego przełożonym. Pierdolił coś o braku postępach, apatii i emocjonalnym regresie. Mądre terminy, których zapewne nauczył się na studiach. To właśnie z winy mężczyzny Callum ostatecznie został postawiony przed ultimatum - albo zacznie przestrzegać wytycznych albo trafi na oddział. Chcieli zamknąć go z nienormalnymi, dobre sobie. Już wolał kozetkę i analizowanie czy to, że moczył łóżko w wieku 5 lat wpłynęło jakoś na jego dorosłe życie. Tak przynajmniej wyobrażał sobie terapię. W życiu by nie zgadł, że można ją też przeprowadzać na farmie.. z końmi. Śmierdzącymi , ważącymi po kilkaset kilo nieprzewidywalnymi zwierzętami, które srały pod siebie. Miodzio.
Zgodził się tylko i wyłącznie dlatego, że miał blisko. Rodzinę Hammond też trochę kojarzył, dlatego liczył, iż uda mu się rozegrać kartę poszkodowanego weterana i załatwić kilka podpisów pod swoją obecnością z góry. Prędzej założy sukienkę niż zbliży się do czterokopytnych. Na miejsce dotarł oczywiście swoim ryczącym Harleyem. Jego strój do jogi też się średnio nadawał, ale jakiś chłopak i tak wskazał mu odpowiedni kierunek. Problem w tym, że jeszcze zanim tam dotarł do punktu (z odpaloną fajką w zębach), dostrzegł osobę prowadzącą. Cóż, to rozwiązywało sprawę. Bez namysłu chłopak zawrócił na pięcie, żeby poszukać sekretariatu czy czegoś w tym stylu i jak najszybciej zmienić instruktorkę lub zwyczajnie zrezygnować. W sumie to mogli mu już szykować kaftan bezpieczeństwa w szpitalu, miał to w dupie. Wszystko tylko nie ona.



Maxine Hammond
Obrazek
I feel the pressure building until I can't breathe
And it takes everything
And it all spills out
ambitny krab
Stasz
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Callum był obecny w życiu dziewczyny już od wczesnych lat młodości – to on siedział przed nią w szkolnej ławce i to chyba (bo nie pamiętała) jemu rozbiła na głowie książkę, kiedy to próbował o coś ją zapytać.
Max nie była dobrym dzieckiem. Rodzice mieli z nią dwa zupełnie odmienne światy. Swoje niezadowolenie najczęściej przedstawiała w ten sposób, że darła się niczym prześcieradło na pobliskim płocie lub też tupała i biła. Była wyjątkowym, ekspresyjnym dzieckiem. Lata zajęło jej opanowanie zasad kultury i jak widać – nie bez ofiar.
Z Pearcem od tamtego pamiętnego dnia zaczęła łączyć ją więź silniejsza, niż wszystkie inne. To nie miłość, a czysta nienawiść jawiła się na korytarzach, czy szkolnej stołówce, kiedy to odsuwała mu krzesło i z lubością obserwowała jak obala się na ziemię wraz z tacą pełną jedzenia. Robiła mu przytyki odnośnie aparatu na zębów i dźgała go w fałdki tłuszczyku, kiedy musiała usiąść obok niego na szkolnym przedstawieniu.
Nie lubiła go, choć przecież nic jej nie zrobił. To ona pastwiła się nad nim przez kilka lat, aż wreszcie szkoła średnia i plany na przyszłość rozdzieliły ich na lata. Maxine nie interesowała się tym, jak się czuł i co robił. Zapomniała o nim tak, jak zapomina się o koszmarze tuż po przebudzeniu.
- Świetnie wam idzie – krzyknęła dziewczyna odpowiedzialna za rozgrzewkę, nim pozwoliła Hammond na to, aby rozpocząć. Ta jednak stała jak wryta, rozglądając się dookoła.
Gdzie jesteś?, przemykało jej w myślach. Zastanawiała się, czy wciąż wyglądał tak samo. Czy dalej bywał taki irytujący, czy może coś uległo zmianie. Nie spodziewała się przecież tego, że nawet go nie rozpozna. Tak jak i właściwie tego, że życie zadrwi z nich na tyle, by znów spleść ich losy ze sobą.
Callum Pearce
sumienny żółwik
13#9694
lorne bay — lorne bay
28 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You don't need me, I don't need you
Jeśli kiedykolwiek czymkolwiek zawinił Maxine Hammond, nie miał o tym pojęcia. Coś musiał zrobić na pewno, aby zasłużyć na takie traktowanie. Jasne, brunetka nie była jedyną osobą w szkole, która dawała mu w kość, ale jej chyba sprawiało to najwięcej frajdy. Tak, obrywał od dziewczyny. Do tego ślicznej. Takiej z którą wolałby się raczej umówić niż znosić poniżanie, jednak taka była już jego rola. Jak to wpłynęło na samoocenę Pearce'a? W połączeniu z oczekiwaniami ojca, których nigdy nie był w stanie spełnić, wręcz śpiewająco. Chłopak odżył dopiero po wyjeździe z Lorne, z dala od nich wszystkich. Właściwie to zaczynał się zastanawiać po co wrócił.
Na pewno nie po to by znów przeżywać to co w szkole średniej, choć teraz na pewno nie pozwoliłby się potraktować podobnie. Znał swoją wartość i nie dawał sobą pomiatać nikomu. Aktualnie wolał po prostu załatwić sprawę po cichu. Obstawiał, że Hammnodówna czułaby się w jego towarzystwie równie niezręcznie co on, a to nie sprzyjało przecież nastrojowi całych zajęć. Byli dorośli, wiele się zmieniło. Poza tym może przesadzał? Pewnie nawet by go nie pamiętała.
Tak czy siak pozostanie w jej grupie nie wchodziło w grę, więc swoje kroki wojskowy skierował wprost do miejsca, w którym zamierzał sobie przeniesienie załatwić. Pewnie mógłby zwalić ten obowiązek na psychologa, ale wtedy musiałby mu wszystko wyjaśniać. Powracania do przeszłości wolał zaś zdecydowanie unikać. Miał też pecha, bo osoby decydującej nie było aktualnie w biurze. Ta za biurkiem też okazała się niezbyt pomocna.
- Po prostu proszę przenieść mnie do innego trenera
- W innych grupach brak już wolnych miejsc.
- Proszę mnie gdzieś wcisnąć. To nie fizyka kwantowa - cierpliwość, tej zdecydowanie nie miał ostatnimi czasy zbyt wiele. Od powrotu szybciej się irytował, łatwiej wybuchał. Żył w stresie i ciągłym strachu przed niewiadomym. Ostatnie trzy lata spędził w miejscu, gdzie trwał stan wojny domowej. Ciężko się było przestawić. W nocy zrywał się z łóżka za sprawą najmniejszego szelestu, a pod poduszką zawsze trzymał swój nóż bojowy.
- Będziesz się musiał z kimś zamienić Złotko, za zgodą trenera rzecz jasna - odparła niewzruszenie kobieta. Cóż, podskoczyła w miejscu dopiero gdy pięść blondyna walnęła o blat. Zacisnął też zęby z wysiłkiem układając je w koślawy uśmiech.
- Żeby zrezygnować z zajęć też potrzebna mi jest zgoda trenera? - zapytał z ironią Callum. Spędził tu co najmniej dwadzieścia - trzydzieści minut próbując dogadać się ze staruszką bez żadnych efektów.


Maxine Hammond
Obrazek
I feel the pressure building until I can't breathe
And it takes everything
And it all spills out
ambitny krab
Stasz
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Max nie wiedziała, czy było coś czym zawinił. Właściwie to nawet nie zawracała sobie tym głowy. Po prostu tak było.
Czasami życie odwracało kota ogonem i obierało sobie nowe, niezbadane dotychczas ścieżki. Równie dobrze za skórę mogła zaleźć jej ta kruczowłosa, prześliczna Hannah z równoległej klasy, lub Scotty, ten przystojny sportowiec ze starszego rocznika. Nikt nie był przysłowiową zupą pomidorową, aby musiano go lubić.
Callum zaliczał się więc do grona, za którym Hammond niekoniecznie przepadała i okazywała to na każdym możliwym kroku. Nie było w tym nic personalnego. W końcu dokuczała nie tylko jemu, choć na pewno robiła to intensywniej, niż wśród pozostałych.
Teraz jednak nie w głowie były jej uszczypliwości. Przecież nie miała tych nastu lat, a na podorędziu miała jeszcze młodsze rodzeństwo, dzięki któremu Pearce mógł czuć się bezpiecznie. Nie była tą samą Max, co kilkanaście lat temu. Teraz była spokojna, stateczna. Miała zupełnie inne plany na życie, chciała zmieniać świat i czynić dobro. Tak jakby pragnęła odpłacić się karmicznej instytucji za to wszystko, co wyrządziła pozostałym ludziom.
- Trzeba. – potaknęła tuż za jego plecami. Kiedy ciemnowłosy się odwrócił, dostrzegł drobną, choć wysoką kobietę. Opierała się o framugę otwartych na oścież drzwi. Otulona szczelnie ramionami przy piersiach, wgapiała się w niego z charakterystycznym dla siebie uśmiechem. Wyglądała dokładnie tak, jakby ktoś wyjął ją ze szkolnego zdjęcia. Może twarz tylko straciła dziecięce krągłości i odrosła trochę od ziemi.
- A co, nie podoba Ci się? – zagadnęła go miękko, a następnie gestem zaprosiła go do wyjścia na zewnątrz.
W przeciwieństwie do niej, Pearce diametralnie się zmienił. Przestał wyglądać jak pulpecik. Jego ramiona były napięte, a pod koszulką wyraźnie odznaczały się mięśnie. Żuchwa rysowała się prostą linią, która ginęła pod niedbałym zarostem. Nie rozpoznałaby go, gdyby nie fakt, że gdzieś w tle posłyszała jego głos. Ten sam, który krzyczał na korytarzu donośne odpieprz się, Hammond!. Dopiero teraz przypomniało jej się, że słyszała to tak często, że zatraciła świadomość posiadania zwyczajnego imienia. Każdy zwracał się po nazwisku – a zwłaszcza on.
Przygryzła policzek od środka, włączając w głowie boomboxa, aby odgonić niepotrzebne wspomnienia. By myśli znów powróciły na właściwe tory, by te nie krążyły i nie wywlekały na światło dzienne tego, jakim była okropnym nastolatkiem. I pomyśleć, że to Marevicka najczęściej spisywano na straty…
- Ja to załatwię – uniosła delikatnie dłoń, chcąc uspokajającym gestem zasugerować koleżance, że nie ma powodu do obaw i nerwów.
- Chodź Pearce, porozmawiamy jak dorośli. – poprosiła go, robiąc krok w tył, na zewnątrz.
Przyjemny przeciąg owiał jej ciało, kiedy znów stanęła w drzwiach, czekając na Calluma. Miała nadzieję, że posłucha się i nie rozpęta się tutaj nieprzyjemna sytuacja. Choć, prawdę mówiąc, wątpiła.
Czuła w kościach, że wszystko potoczy się nie tak, jak powinno.

Callum Pearce
sumienny żółwik
13#9694
lorne bay — lorne bay
28 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You don't need me, I don't need you
Chyba rozsądniej byłoby, żeby Maxinne nie mówiła mu o swoim braku konkretnego powodu do dręczenia go. Kto wie jakby zareagował na wieść, że właściwie był tylko przypadkową ofiarą, szczególnie w jego aktualnym stanie. Momentami Pearce przypominał tykającą bombę, przez co tak skwapliwie unikał od dłuższego czasu ludzi. Irytowali go, drażnili. Chcieli pomagać, nie mając o niczym zielonego pojęcia. Starał się już właściwie tylko dla matki i Stelli, najmłodszej siostry. Resztkami sił przywoływał na swoją pokiereszowaną gębę uśmiech oraz pogodny ton. Robiło mu się niedobrze na samą myśl o tych szopkach, ale wierzył, iż w ten sposób oszczędzi krewnym zmartwień.
A życie, jak to życie, nie zamierzało mu ułatwiać. Od momentu narodzin aż do dnia dzisiejszego wiecznie wędrował pod górkę. Musiał nieźle nawywijać w poprzednim wcieleniu i czasem chodziło mu po głowie by przejść już do następnego. Udawanie normalnego zwyczajnie chłopaka męczyło.
Słysząc znajomy głos za swoimi plecami, Callum zaklął siarczyście pod nosem. Oto też zjawiła się wisienka na tym torcie spierdolenia zwanym terapią. Jego prywatna Nemezis, o której usiłował zapomnieć od momentu ukończenia liceum. Na serio nie znalazł się żaden śmiałek, który zrobiłby jej dzieciaka i wywiózł z Lorne? Maxinne miała buźkę na tyle ładną, że powinna wynagrodzić jej koszmarny charakter i wewnętrzne zepsucie.
- Albo przeniesiesz mnie do innej grupy, albo pierdolę cały ten cyrk - postawił sprawy jasno Pearce, olewając starszukę, która zerknęła na niego ze zgorszeniem. Był ich klientem, australijska armia płaciła im za jego 'leczenie', więc jakieś warunki na pewno mógł stawiać. Wdzięczność za obronę ojczyzny też się teoretycznie należała.
I choć nie było to blondynowi na rękę, zebrał swój kask ze stolika w rogu ruszając za Hammond. Mieli rozmawiać jak dorośli? Świetnie. Okręci to tak, żeby sama brunetka zadzwoniła do jego psychologa z pretensjami. To też powinno załatwić sprawę. Za swoimi plecami kobieta zapewne poczuła już gryzący, papierosowy dym. Pearce jeszcze odruchowo poprawił tkwiący za uchem aparat. Bardzo go kusiło, żeby wyłączyć go w ogóle, bo wątpił, żeby Hammond miała mu cokolwiek ciekawego do powiedzenia.


Maxine Hammond
Obrazek
I feel the pressure building until I can't breathe
And it takes everything
And it all spills out
ambitny krab
Stasz
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Maxine nie spodziewała się go tu spotkać. Nie spodziewała się także tego, że będzie pamiętał wszystkie okropności, które przez nią doświadczył. Dla niej były to zwykłe, nastoletnie popisy, o których zapominała już w drodze do domu.
Callum nie wydawał się wtedy być szczególnie poruszony. Ani w przypadku kradzieży plecaka, czy narysowania kilku niewybrednych słów w zeszycie do języka angielskiego. Za każdym razem próbował z nią walczyć - a ona brała to za pewnik tego, że sam bawi się tak samo dobrze, jak ona.
Czy były momenty, w których przesadziła? Na pewno. Dobrym przykładem było podstawienie mu nogi w stołówce, czy odsunięcie krzesła, na które próbował usiąść, czego następstwem było uderzenie się w kant ławki i cztery szwy na skroni. Ale on nie był jej przecież dłużny.
Raz nawet przyprawił ją o limo, gdy grając w zbijaka cisnął piłkę z taką siłą, że ta rozpłaszczyła jej nos.
Dlaczego więc był taki wrogi? Skąd ta złość? Nie miała pojęcia. Każdy, kto ją znał, wiedział jednak, że działało to na nią jak płachta na byka. Im bardziej ktoś się zapierał, tym i ona była nieustępliwa.
Słysząc więc słowa mężczyzny, tylko nadęła policzki.
- A niby dlaczego miałabym to zrobić? - zapytała. Callum był niegrzeczny. Nieuprzejmy i wulgarny, na dodatek bardzo źle obszedł się z panią w recepcji.
- I co właściwie ma mnie interesować to, że się poddasz? - nie pierwszy raz widziała, jak coś odpuszczał. I zapewne nie ostatni. Nie wiedziała, że miał umowę z terapeutami i był tu z przymusu. Większość jej podopiecznych przychodziła sama z siebie i z chęcią poddawała się medytacji na koniach. Zawsze twierdzili, że zwierzęta działały na nich kojąco i po wszystkim wracali po jeszcze: tymczasem Pearce nawet nie spróbował.

Callum Pearce
sumienny żółwik
13#9694
lorne bay — lorne bay
28 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You don't need me, I don't need you
Niby czemu miałaby go oczekiwać w stadninie? Ba, nawet w mieście. Wyjechał z Lorne zaraz po ukończeniu szkoły i można powiedzieć, że ślad po Pearce'ie zaginął. Głównie dlatego, że nie miał z kim utrzymywać kontaktu. Z resztą, i tak wolał zapomnieć o całej sprawie, zacząć życie od nowa na studiach. Szkoła wojskowa dla pilotów to oczywiście nie były przelewki, ale i tak lepsze to niż liceum w rodzinnym mieście. Tam dręczenie go przynajmniej miało jakiś cel. Zrobić z niego mężczyznę, czy coś takiego. Bo nawet jeśli wydawało się, iż armia przygotuje go do tego co czekało na froncie, było to stwierdzenie bardzo dalekie od prawy. Nikt i nic nie było w stanie przygotować Calluma na to, co widział w Sudanie.
Gdyby zestawić te sceny w wymyślnymi sposobami Hammond na dogryzanie mu, całkowicie traciły one na znaczeniu. Z drugiej jednak strony, jak widać, nie tylko wojna zmuszała ludzi do odkrywania nieludzkiego oblicza. Czasem wystarczyło kilka pryszczy, aparat na zęby i nadprogramowe kilogramy by stać się czyimś wrogiem. Ładna, popularna, otoczona rodziną, Maxine nie miała zapewne pojęcia jak bardzo była i nadal jest uprzywilejowana. Callumowi nie chciało się nawet na nią patrzeć, co dopiero z nią rozmawiać. Udział w zajęciach, które prowadziła zwyczajnie nie wchodził w grę.
- No tak, do tego musiałabyś być miła i uprzejma - zakpił blondyn, rozbawiony własnym 'żartem' i dopalił papierosa - Wykazać się empatią czy coś - dodał, gasząc peta podeszwą skórzanego buciora. Wykazał się naiwnością sądząc, że coś wskóra u czarnuli. Nadal miała w nosie jego i zapewne resztę swoich klientów, więc Callum po prostu wsunął na głowę kask, zaraz zapinając sprzączkę - Sprawdź sobie definicję w słowniku i wykreśl mnie ze swoich durnych zajęć - rzucił już prawie na odchodne, odwracając się tylko by wycelować w nią swoje trzy nadal mocno zabandażowane palce - Musisz mi uwierzyć na słowo Hammond, że pokazuję Ci fucka - pożegnał ją ostatnim gestem, zaraz wskakując na motor i oddalając się ryczącą wściekle maszyną.


Maxine Hammond
Obrazek
I feel the pressure building until I can't breathe
And it takes everything
And it all spills out
ambitny krab
Stasz
ODPOWIEDZ