barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Swoje już przeżył i można nawet powiedzieć, że swoje już stracił – to było też powodem dla którego nie planował już się więcej zakochiwać i znowu cierpieć. Cierpienie nie jest fajne, było, minęło, przeżył, ale było mu bardzo ciężko i doświadczenie tego po raz kolejny nie było czymś, o czym marzył, by przeżyć ponownie. Cóż, z człowieka, który wierzył w miłość ewoluował w takiego, który w to uczucie nie wierzył i został prawdziwym hedonistą, bo teraz naprawdę liczyła się dla niego tylko przyjemność. Wiedział, że Rose patrzy na to i wiele rzeczy inaczej, ale… nie wymuszał na niej zmiany swoich postanowień i zasad, tak samo wolał, by ona nie wymuszała niczego na nim.
— Nieee… — Przeciągnął to słowo, dając do zrozumienia, że no może jednak trochę tak, bo faktycznie czasem mu to jeszcze wypominano, chociaż nie było to już tak świeże jak kiedyś i pojawiał się ten temat tylko w żartach. I jego na początku trochę to irytowało, no ale standardowo z biegiem czasu po prostu przywyknął.
Kiedy dojechali do danego punktu, Luca biorąc przykład z siostry zsiadł z grzbietu konia i pozwolił mu się paść (chyba tak się to mówi?) na polanie obok wierzchowca, którego dosiadała Rose. Stanął obok niej i w sumie jakby ktoś na nich spojrzał teraz, to naprawdę można by było ich uznać za rodzeństwo, bo było między nimi jakieś podobieństwo!
— No dobra, ale u Ciebie to wszystko miało sens, tak? Zresztą… rozumiem Twoją sytuację. Mimo wszystko przecież jakbyś go „zatrzymała na dziecko”, to by było trochę wymuszone, nie? A jakby się zgodził bez tego, to wszystko byłoby inaczej. — Zauważył, bo faktycznie, jakby zagrała kartą „będziesz ojcem”, to facet mógłby się nie tyle co wystraszyć, ale w jakimś stopniu poczuć się zmuszonym do tego, by tu zostać. No a wtedy raczej ciężko byłoby im o szczęście, jeżeli jedynym punktem zaczepienia dla nich byłoby wspólne dziecko – nie żeby coś o tym Luca wiedział, ale wydawało mu się, że nie byliby wtedy szczęśliwi za bardzo.
— Nie wiem, mogła mi chociaż zostawić kartkę, cokolwiek, wiesz? — Zauważył. W sumie kartkę zostawiła, ale nie było tam nic, co by go pocieszyło, czy niczego, co by wyjaśniło tę sytuację i jej zniknięcie. Dlatego tak ją za to znienawidził. No, ale to mimo wszystko było tylko gdybanie, bo przecież nie pojawi się dzisiaj na tej farmie.
— Co ja niby obiecuję? Weź się, Rose… — Pokręcił głową, bo zawsze starał się dawać do zrozumienia wszystkim, że nie jest kandydatem na partnera i, że nie myśli o czymś więcej z nikim. A jeżeli ktoś sobie coś więcej wyobrazi? To nie jest to jego wina, zdecydowanie. — Nic nie obiecuję, jak sobie robią nadzieję to jest ich wina, nie moja. Ja zawsze staram się stawiać sprawy jasno, może nie mówię „słuchaj, numerek i siema”, ale raczej z takich spotkań nie powstają związki. — Powiedział, zgodnie ze swoimi odczuciami.
— Nie zależy mi na niczyim cierpieniu. A jeżeli ktoś cierpi? To przez to, ze same sobie coś wmówiły. — Powiedział. Trochę pokrętna logika, ale naprawdę w to wierzył i nie miał zamiaru mieć wyrzutów sumienia. Był pewien, że Amelia ich nie miała.
— No, tak powinnaś zrobić. Powiedzieć mu, jeżeli to faktycznie on, żeby wiedział. Tak jak mówisz: czasu nie cofniesz. — Przyznał jej racje i nawet przytaknął głową w potwierdzeniu, bo wszystko co teraz powiedziała było w stu procentach zgodne z prawdą.
Przybrał trochę znudzony wyraz twarzy, kiedy Rose powiedziała mu o zabezpieczaniu się. Westchnął ciężko. — Rose, przecież wiem, nie? Zawsze się zabezpieczam. — Powiedział, może nawet będąc teraz trochę obrażonym, że musiała się w tej kwestii upewniać.

Rose Hepburn
sumienny żółwik
mkj
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Luca Hepburn

Rose uważała że dojrzałe podejście do sprawy jest wtedy gdy mimo zranienia i złamanego serca wierzymy w to, że czas wyleczy nasze rany i będziemy mieć szansę na stworzenie nowego i do tego prawdziwego związku, tego już na całe życie. Kiedy też uznamy, że tamten nie był po prostu zwyczajnie tym właściwym. Miała też wrażenie, że jej brat jeszcze do tego nie dorósł, bo on wciąż żył przeszłością i jego rana w sercu wciąż była rozdarta i bolesna, a ona zwyczajnie nie chciała by Luca cierpiał.
- Okej, czyli rozumiem, że tak. Naprawdę od tego czasu nie mieliście żadnej takiej buntowniczki jak ja? - na początku ją to potwornie urażało, że koledzy jej brata zamiast ją wspierać i rozumieć tę sytuację, się z niej potwornie nabijali, ale to mężczyźni, ich nigdy nie zrozumiesz, ich dziecięcej natury także. Ona sama również stała się mniej emocjonalna wobec tej sprawy i przede wszystkim potrafiła się z siebie śmiać, dlatego też się obecnie zaśmiała. I owszem, konie się pasły, a pani weterynarz co jakiś czas doglądała swoich ulubieńców i spoglądała dookoła, by zauważyć w porę coś, co mogłoby ewentualnie spłoszyć konie. Nie uśmiechałoby jej się iść taki kawał drogi do stajni, a potem do domu. Na słowa brata wzruszyła ramionami.
- Owszem, miało. Z biegiem czasu widzę to, że gdybym mu od razu powiedziała o dziecku to on by nie był szczęśliwy, zawsze by mi wypominał że przeze mnie został mimo tego, że morze go wzywało. Ale ja chciałam poważnego związku, a nie wiecznego czekania na niego, bo nie wyobrażałam sobie czekania z dzieckiem za każdym razem i zamartwianie się czy w ogóle wróci i czy nie poznał jakiejś kobiety w innym porcie. Wiesz co mówią o marynarzach. A on niczego mi nie ułatwił, dlatego tylko się pokłóciliśmy i tak to się skończyło. - wtedy była na siebie zła, że mu nie powiedziała o ciąży, zaczęła od czegoś bzdurnego. Teraz uważała że dobrze zaczęła, tylko Julien powinien dać szansę jej skończyć. Wtedy by zdążyła wyznać mu miłość i oświadczyć, że będzie ojcem. Zamiast tego postawiła mu ultimatum że albo morze, albo ona, bo nie zamierzała więcej na niego czekać, a on wybrał to, co kochał najbardziej. Czy powinna go za to winić? Sama również kochała taniec i zwierzęta nad życie i gdyby ktoś kazał jej wybierać między nim, a jej pasją to pewnie postąpiłaby tak samo. Jednak dla dziecka byłaby gotowa porzucić wszystko, co dotychczas kochała.
- Skąd wiesz, że nie pisała kilkukrotnie listu pożegnalnego, ale każdy z nich wyrzucała, bo żaden nie okazywał tego, co czuła pisząc go? - zapytała czysto teoretycznie, wiedząc jakie to było trudne, gdyż sama napisała list i zapakowała go do butelki, by posłać ją morzem. Dopiero potem uznała swój pomysł za naiwny i idiotyczny wręcz, bo skąd butelka z listem miałaby wiedzieć gdzie dotrzeć? Wszystko zależało od prądów morskich, pewnie ktoś na plaży w innej części globu go przeczytał, albo leży wciąż gdzieś na dnie, nadjedzony przez rybki.
- Może zacznij je uprzedzać? Mów od razu, że nie jesteś stworzony do związków, albo że i tak nic z tego nie będzie, jedynie czysta przyjemność. Wtedy niech zadecydują czy chcą w to wejść czy nie. - uznała, uważając to za oczywistą oczywistość i tym samym pewnie zmniejszając ilość kochanek u brata. Powiedzmy sobie szczerze, wiele kobiet ma oczekiwania i nie zgodziłoby się na jeden numerek, no chyba że dla nich też liczy się tylko i wyłącznie przyjemność. Jeśli zaś potem zrobią sobie nadzieję to będzie tylko i wyłącznie ich wina, jego zresztą też że jest tak dobry w te klocki.
- Mówiłam ci już że my kobiety inaczej patrzymy na seks. Dla was to jedynie zaspokojenie potrzeb, a dla nas to jest uprawianie miłości. Najczęściej oczywiście. - wiedziała o czym mówiła, bo sama się złapała w sidła tego, że to co początkowo było jedynie romansem, zaspokojeniem potrzeb i pożądaniem z czasem przeradzało się w bliskość, której się pragnęło nie tylko dolną partią ciała, ale i sercem. Dlatego panna Hepburn nie sypiałaby już z nikim na tyle regularnie, by się w tej osobie przypadkiem nie zakochać.
- W takim razie mu powiem. Jeżeli nadal jest w mieście i zatrzymał się w domu rodzinnym to go odwiedzę, złożę kondolencje z powodu śmierci brata i powiem o wszystkim. - postanowiła nareszcie, nie wiedząc jeszcze że los zamierza pokrzyżować jej plany. Miała też nadzieję że wyznanie tego sprawi, że kamień spadnie z serca kobiety, bo na tym jej naprawdę zależało. Kiedyś trzeba zamknąć dany rozdział i ruszyć do przodu.
- Ja tylko przypominam, bo jak sam wiesz z mojego przykładu, zabezpieczenia nie zawsze pomagają. - dodała, krzywiąc się nieznacznie, bo u niej zawiodły, nie życzyła jednak tego samego u brata. Bo wtedy to on musiałby podjąć się odpowiedzialności za tę małą istotę, a wpadka to nie jest nic przyjemnego.
happy halloween
nick
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Sam Luca chyba niestety był tym typem, który nie chciał po prostu pozwolić swoim ranom się zabliźnić. Wiedział, że Rose miała do tego inne podejście i ona swoje rany traktowała całkowicie inaczej, niźli on. Jakby nie patrzeć, to na tym etapie po prostu powinni myśleć o tym, jak spore mają te blizny na duszy, natomiast sam Luca tej blizny po prostu nie posiadał. On ciągle tę swoją ranę miał otwartą i pewnie też dlatego ciągle zachowywał się tak, jak się zachowywał. U niego ta rana ciągle się jątrzyła i nie wyglądało na to, by szybko miało się to zmienić.
— No wiesz jak jest. — Wzruszył ramionami. — Na pewno mieliśmy, w końcu to klub, nie? No ale inaczej się wypomina komuś kogoś, niż mówi o kimś, kogo się nie zna. — Zauważył, bo tak też faktycznie było – wypominanie komuś znajomemu czegoś było zdecydowanie „przyjemniejsze”, niźli takie postępowanie względem obcych jednak ludzi.
— No rozumiem, dlatego też Twoja sytuacja była trochę inna od tej mojej. — Pozwolił sobie zauważyć i poniekąd wrócić do tego, kiedy mówiła, że każdy ma swoje powody. Ona chociażby była świadoma tego, że Julien byłby nieszczęśliwy, wiedziała, że mieli różnicę w podejściu do tematu związku i chociaż faktycznie jej też tego nie ułatwił, to przynajmniej wiedziała na czym stoi. Natomiast sam Luca do dzisiaj nie wiedział co się wydarzyło, że został w tym Paryżu sam. Poza tym, chociażby sam fakt, że Rose była w stanie mu postawić ultimatum i to na tym poniekąd się skończył ich związek już pozwalał spojrzeć na to całkowicie inaczej.
— Rose, czy naprawdę myślisz, że mnie to interesuje? Miała milion możliwości, czy to zostawić coś, czy też później się odezwać, nawet nie bezpośrednio, ale chociaż przez kogoś. Czy nawet na głupiego maila mi napisać. A ona nic. — Odparł, znowu się trochę irytując, co było też słyszalne w jego głosie, który zaczął lekko drżeć z poirytowania.
— Jeżeli któraś z nich wierzy, że z tego może być związek, albo szuka rycerza na białym koniu w takich miejscach, to same są sobie winne. — Odparł trochę chłodno, bo naprawdę nie chciał być teraz moralizowanym, nie interesowało go to.
Nie interesowały go cudze oczekiwania, bo cudze oczekiwania, to cudzy problem. A skoro cudzy, to nie jego. Uważał, że w takim miejscu zawsze taki rozwój relacji był oczywiście niczym poważnym, a tym bardziej niczym zobowiązującym, więc uważał takie „uprzejmości” po prostu za niepotrzebne.
— To ich problem. — Dodał ponownie, ucinając temat.
— Chyba najlepsze wyjście. Trzymam kciuki Rose. — Powiedział, zmieniając szybko podejście, i obdarzając ją lekkim uśmiechem.
— Wiem, wiem. Spokojnie. W miarę regularnie się badam i zawsze się zabezpieczam, więc powinno być w porządku. — Powiedział, lekko przewraając oczami, bo czasami Rose naprawdę traktowała go jak dziecko. Był jej młodszym bratem, ale równocześnie był już dorosły i chciałby, by go tak traktowała.
Potem zarówno Rose jak i Luca po wymianie kilku więcej zdań pewnie ponownie dosiedli swoich wierzchowców i kontynuowali swoją przejażdżkę, kontynuując rozmowę na jakieś mniej, lub bardziej ważne tematy, by finalnie oczywiście udać się do stajni, a niewiele potem się pożegnać i udać do domów. Z różnymi postanowieniami, lub bez żadnych, jak w przypadku Luci.

Rose Hepburn z/t x2
sumienny żółwik
mkj
ODPOWIEDZ