28 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Malarz, którego całe życie kręci się wokół sztuki, kocha kobiety, ale na odległość, swe uczucia przelewając na płótno oraz kartki papieru. Ponury wykładowca, którego dłonie oraz mankiety białych koszul zawsze poplamione są farbą.

[akapit]

pierwszy

Jakby walił głową w mur.
Ciągle zastanawiał się czy pochopny wyjazd w nieznane miejsce był aż tak dobrym pomysłem. Wystartował z zupełnie niczym; miał pieniądze i wpływy, najpierw powinien wynająć detektywa, dokładnie zbadać całą sprawę oraz rozważyć wszelkie za i przeciw, a dopiero potem sprzedawać stary dom mamy oraz opuszczać byłe miejsce zamieszkania. To zupełnie do niego nie pasowało; jeszcze kilka miesięcy temu nie pozwoliłby sobie na aż takie szaleństwo, ale wiele rzeczy się w jego życiu zmieniło. Kiedyś nie pozwoliłby sobie na malowanie w terenie, gdzie ktoś może go spotkać, nakryć, poznać nietypową słodko - gorzką tajemnicę, a jednak stał teraz na przeciwko drogiej sztalugi i płótna, kreśląc nierówne linie i krzywe okręgi, powoli tworząc kobietę, którą spotkał w herbaciarni.
Nie była specjalna; ktoś mógłby powiedzieć, że nie należy do kobiet urodziwych, ale dla Thaddeusa takie nie istniały; każda z nich miała w sobie to coś - czy to starsza pani w sklepie, której zmarszczki związane z wiekiem oraz ciężką pracą na jednej z farm dodawały majestatu albo młoda dziewczyna o mlecznej skórze, jakby nigdy nieskalanej promieniami słońca i niebieskich oczach przypominających sztorm na oceanie; chociaż różniły się skrajnie, to w jego oczach były tak samo inspirujące i tak samo wspaniałe. W praktycznie żadnej z nich nie widział obiektu miłosnego, pomimo to nie potrafił oderwać oczu od ich twarzy, mowy ciała, drobnych gestów.
Pies (zdrajca), nie ruszył się nawet o milimetr, korzystając z przyjemnego cienia, w którym skąpane były ich sylwetki oraz kilku podmuchów wiatru, rozganiającego przeokropny upał, zdający panować wszędzie indziej tylko nie w lesie.
Westchnął ciężko, nie mogąc sobie przypomnieć krzywizny nosa tajemniczej kobiety i tego niezwykłego błysku w oczach, zupełnie jakby dalej miała dziesięć lat i planowała coś zbroić. Dopiero nieznaczny ruch, który dostrzegł kątem oka oraz trzask łamanej gałązki obudził go z artystycznego letargu, w który miał zwyczaj wpadać, gdy malował. Błękitne oczy rozchylił się szeroko, panikując; chciał zwiewać, uciekać, gdzie pieprz rośnie, zostawić za sobą ukochanego psa, sztalugę oraz zarys sylwetki z powoli malującą się, gdzieś u góry twarzą, ale nie potrafił. W taki sposób pokazałby jej/jemu, że jest jeszcze większym dziwakiem. Ponownie westchnął, powoli odwrócił w stronę nieznajomej sylwetki i przełknął głośno ślinę. Chyba wolał spotkać na swej drodze kangura, który mógłby go pobić albo wiejskiego idiotę, który momentalnie zadzwoniłby na policję i zostałby zwinięty, co najmniej spisany. Życie pisało jednak dużo gorszy scenariusz, bo stanęła przed nim ona. Kobieta.
- Proszę, tylko nie krzycz - wyrzekł spokojnym, choć słabym głosem. Na nic więcej nie był w stanie się odważyć, wielokrotnie jedynie przeklną samego siebie (oczywiście nie na głos), mając cichą nadzieje, że ona sobie tak poprostu pójdzie i zostawi go samego, a on się spakuje, odjedzie w siną dal i już nigdy więcej, nie pójdzie malować w cholerne miejsce publiczne.

Cora Westwood
powitalny kokos
nick
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
#4

Kiedy Josephine zadzwoniła tego ranka, Cora przez piętnaście minut opowiadała o tym, jak świetnie wiedzie jej się w Lorne Bay; jak inne jest tu życie poza tym wielkomiejskim chaosem, w którym funkcjonowała przez ostatnie kilkanaście lat, jak dobrze jest prowadzić herbaciarnie, zamiast codziennie rano stawać się częścią korporacyjnego świata, ciągle napędzanego wyścigiem szczurów. Wreszcie – jak miło budzić się przy akompaniamencie śpiewu ptaków, a nie dźwięków ulicy.
A potem nacisnęła czerwoną słuchawkę, a wraz z nią w eterze zniknął też pełen optymizmu głos i szeroki uśmiech, przyklejony do twarzy, jak gdyby obawiała się, że matka nawet przez telefon będzie potrafiła wyczuć choćby najmniejszą zmianę nastroju. Bo tak naprawdę wcale nie była tak pewna, że zrobiła dobrze, wracając tu. Może po prostu minęło zbyt mało czasu? Nie chcąc dłużej nad tym rozmyślać, Cora założyła luźne ciuchy, w których zwykle chodziła po lesie i wyszła z domu – tym razem skierowała się jednak w zupełnie innym kierunku, w stronę farm. Szła szybko, niekiedy nawet truchtając. To, za czym rzeczywiście tęskniła przez te wszystkie lata, gdy mieszkała w Sydney to długie spacery po miejscach, które mamiły najpiękniejszymi widokami, jakie Cora kiedykolwiek widziała.
Zbyt późno dostrzegła samotną postać. W pierwszej chwili chciała się wycofać – nie miała ochoty na typowe pogawędki z którymś z mieszkańców, od przyjazdu tutaj przeprowadziła ich przecież tysiące; ale nieopatrznie nadepnęła na gałąź i nim zdołałaby wykonać kolejny ruch, mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Stali zbyt blisko siebie, by mogła udawać, że go nie zauważyła. Poza tym – byli sami. Rozchyliła nieznacznie usta, planując się odezwać, kiedy nieznajomy – jak zauważyła, kiedy już mu się przyjrzała, nie rozpoznając w nim nikogo znajomego – ją uprzedził.
Dobrze, nie będę – powiedziała, zanim miałaby czas, aby zastanowić się nad taką reakcją mężczyzny. – Nie widzę powodu, dla którego miałaby to robić. Chyba że często zdarza się, że kobiety krzyczą na twój widok i po prostu weszło ci już w nawyk, by tak zaczynać rozmowy? – zapytała nieco przekornie; nie poświęciła zbyt wiele uwagi na próby odczytania mowy ciała nieznajomego, w innym wypadku pewnie by jej to dało do myślenia; tymczasem zrobiła krok w jego stronę, nie wyglądając przy tym, jakby miała zamiar odwrócić się i odejść. Wręcz przeciwnie.

Thaddeus Hawthorne
wystrzałowy jednorożec
-
ODPOWIEDZ