strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#11

Remi naprawdę starał sie sięgać do swojej pozytywnej natury i odnajdywać coraz to nowsze zasoby pozytywnego myślenia i optymizmu. I to nawet wtedy, kiedy musiał komuś trochę złamać serce i zerwać. Nie lubił siebie za to i nie lubił, kiedy zaczynał go pogrążać typowy dla zerwania smutek, więc po kilku dniach myślenia o tym, jak beznadziejna była to rozmowa i jak kiepsko się czuje, uznał że koniec użalania się nad sobą. Czas przejść do akcji poprawiania sobie humoru. A co lepiej działa od pomagania i sprawiania radości innym? A no właśnie.
W duchu tej myśli Remi postawił przed sobą zadanie, znalazł nowe dwa koty, które zasiliły jego gromadę zwierząt tymczasowych i zdecydował się z nimi wybrać dzisiaj do weterynarza. Jednocześnie był bardzo dumny z Marianne Harding i jej decyzji, żeby złapać za stery i zostać tutaj kobietą biznesu, więc zamierzał jej złożyć odpowiednie gratulacje. Po drodze do kliniki wstąpił więc do cukierni, gdzie miał zamówiony tort na tą specjalną okazję. Tort był całkiem nieźle spersonalizowany, przedstawiał kilka piesków i kotków (część uwieczniona w masie na babeczkach ustawionych na torcie, część bezpośrednio na samym torcie), a także małe zdjęcie Marianne na środku, z koroną na głowie. Remi był z siebie dumny. I tak, zdecydowanie miał zbyt wiele czasu wolnego pod ręką, między dyżurami, skoro zaplanował taki tort.
- Halo halo, gdzie znajduje się wspaniała szefowa tego przybytku? - zapytał, próbując wejść do środka z dwoma kotami w dwóch transporterach i tortem, który na jednym z nich ustawił (oczywiście w pudełku), tak żeby nic nie wylądowało na ziemi! I tak żeby był w stanie otworzyć drzwi, oczywiście - mam do niej same specjalne przesyłki i same słodkie rzeczy - dodał, a kiedy Marianne się pojawiła w zasięgu wzroku, posłał jej szeroki uśmiech - no dobra, dwie z tych przesyłek są trochę zapchlone i brudne, ale wciąż piękne - dodał, bo jednak cóż, kotki bezdomne mają swoje prawa do różnych... dodatkowych kolegów na futerku. A tort był w opakowaniu, więc był na 99,9% bezpieczny przed tymi stworzeniami!
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Kłamstwem byłoby gdyby Mari powiedziała, że wszystko jej się układało. Nowa praca wymagała od niej nie tylko wielu poświęceń, ale także wiedzy, której chwilami jej po prostu brakowało. Zbyt dużo czasu upłynęło odkąd ostatni raz miała kontakt z weterynarią. I nie chodziło tutaj o opiekę czy kontakt ze zwierzętami, ten przecież cały czas miała pracując na farmie i dla rezerwatu. Brakowało jej doświadczenia i pewnych nowości, które przez ostatnie pięć lat zawitały na rynku weterynaryjnym. Nowe technologie, metody leczenia, leki. Wszystkiego musiała uczyć się od zera, więc większość wolnego czasu poświęcała na studiowanie podręczników i artykułów z całego świata, co niestety odbijało się na jej życiu prywatnym. A przecież w domu miała jeszcze energiczną pięciolatkę, która wymagała równie dużej uwagi.
- Co tam się znowu dzieje? – odłożyła książkę na biurko i podniosła się ze swojego krzesła, gdy tylko usłyszała rumor na korytarzu. Wychyliła głowę ze swojego gabinetu i od razu uśmiech pojawił się na jej twarzy. Gestem ręki zaprosiła go do środka i odebrała jeden transporter by nieco mu pomóc to wszystko wnieść. Remi miał wielkie serce i nigdy jeszcze nie przeszedł obojętnie obok zwierzaka, który potrzebował pomocy. Nic dziwnego, że od dawna pomagała mu przy znalezionych kotach, które najpierw ona leczyła a później on szukał im dobrego domu. Wieści jak widać rozeszły się bardzo szybko, więc tylko zajrzała pod wieczko pudełka i aż zaśmiała się widząc tak cudowny tort. – Nie wykręcisz się i pomożesz mi to dzisiaj zjeść! – w podziękowaniu poklepała go po ramieniu, gdy przechodząc obok łapała za swoje słuchawki, które zawiesiła na szyi. I chociaż pierwszy prezent był słodki to ten drugi był jeszcze bardziej i w dodatku nie zawierał żadnych kalorii. Wyciągając pierwszego kociaka z transportera uśmiechnęła się uroczo i przez chwilę pozwalałaby kot ją obwąchał i poczuł się bezpiecznie.
- Widzę, że miałeś bardzo pracowity dyżur – uniosła spojrzenie na mężczyznę. Gdy kot poczuł się nieco pewniej, pogłaskała go za uchem i nawet nie musiała prosić by i Remi nieco mocniej go przytrzymał. Tak często przychodził do niej z kolejnymi znajdami, że pewnie sam znał dobrze całą procedurę. Mari najpierw dokładnie obejrzała kota, zajrzała do jego pyszczka, przyjrzała się dokładnie oczom a na koniec uważnie go osłuchała. – Wszystko jest w porządku. Dzisiaj zastrzyk na odrobaczanie i tabletka na pchły. Trzeba obserwować też jego lewe oko czy nie będzie ropieć, bo jest mały stan zapalny. Dam Ci na wszelki wypadek krople, jakby się coś działo to trzy razy dziennie po jednej kropli do każdego oka.

remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Odpowiedzialność za biznes i tyle miejsc pracy to nie lada wyzwanie. Kiedy jest się szefem, jest całe milion rzeczy, o których człowiek nawet nie myślał, że będzie musiał się martwić i o których pamiętać. Remi nie był człowiekiem, który by się porywał na taką odpowiedzialność i presję stanowiska. Pewnie dlatego nie starał się nigdy o pozycje komendanta, czy nawet jego zastępcy. W stu procentach odpowiadało mu wykonywanie rozkazów innych osób i podążanie za ich wskazówkami. I chyba po prostu nie miał w życiu takich ambicji, było mu dobrze teraz, kiedy wszystko sobie poukładał. Ale jednocześnie był dumny z każdej osoby w swoim otoczeniu, niezależnie od tego, czy ta osoba szła podobną ścieżką do tej jego, czy sięgała po swoje marzenia, jak Marianne Harding . I zamierzał się oczywiście cieszyć jej szczęściem i to odpowiednio uczcić. Podziwiał to co robiła, zwłaszcza z dzieckiem na boku, była jak superbohaterka w jego oczach. I on na jej miejscu totalnie by czytał te książki i artykuły dziecku na dobranoc, udając że to nowe bajki.. chociaż może pięciolatka była już zbyt duża, żeby takie kity jej wciskać…
- No na to liczyłem, wybrałem najlepszą cukiernię w okolicy właśnie żeby dostać kawałek samych pyszności - przyznał szczerze, bo co jak co, ale on na słodyczach nie oszczędzał. Żadnych podróbek snickersów albo tych okropnych słodyczy, które wciskało się w ozdobny papier wielkanocny i udawało, że to coś smacznego. Albo jak te byle jakie bombonierki, które ludzie kupują masowo tylko dlatego, że na zdjęciu jest dziecko komunijne i pasuje do okazji… Okropieństwo!
- Tak, te dwa biedaczki spały w starej szopie, która się zapaliła. Jednego nazwałem Steve, a drugiego Steven, bo oboje zrobili miny, jakby im się to imie bardzo podobało i należało - przyznał szczerze, kiwając głową z przekonaniem, bo… no traktował zwierzęta jak ludzi i zawsze sobie z nimi w ten sposób dyskutował.
- To w ogóle kocur, czy kotka? Były takie spanikowane, że nie zaglądałem im pod ogon - przyznał, a potem uśmiechnął się lekko. - Dobra, tak zrobię. Już je zgłosiłem do fundacji, powinni ci przysłać papiery dla nich dzisiaj - dodał, podsuwając jej drugi transporter i drugiego kota - chyba że chciałabyś któregoś adoptować, wtedy może od razu zostać z Tobą - dodał, z ładnym uśmiechem. Zawsze była dobra pora do znalezienia kotu nowego domu przecież! - Albo oba, wydają się ze sobą bardzo związane… - dodał, trochę ciszej, bo wiadomo że ludzie się wahali żeby przygarnąć jednego kota, a co dopiero cały zestaw…
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Mari nie zamierzała zachować całego tortu dla siebie, pewnie by pękła a i tak nie dałaby rady zjeść całego. Starczy i dla niego i dla całego personelu, bo przecież zawsze było warto wkupić się nieco w ich łaski. Dlatego uśmiechnęła się delikatnie i skupiła się na badaniu kotków.
- Zdecydowanie kocur – wskazała na tego, którego zdążyła już zbadać, więc imię Steve pasowało bardzo dobrze. Jeszcze raz pogłaskała go za uchem, bo chociaż podchodził bardzo niepewnie do niej i co chwilę z niezadowoleniem merdał ogonem pokazując swoją irytację to na dzikie koty wyglądały bardzo spokojnie. Co też ją zastanowiło. – Chcesz mnie puścić z torbami? Wystarczy, że Lily przynosi ciągle do domu nowe zwierzaki – zaśmiała się, bo dotychczas farma to było takie małe zoo. Poza zwierzętami hodowlanymi, którymi zajmowali się właściciele działki, były tam konie, lamy i psy. A w sanatorium dla zwierząt, które prowadziła Mari były jeszcze kangury, koale, kolorowe papugi i kotki. I chociaż bardzo chciałaby przyjacielowi pomóc to jej doba musiałaby być dwa razy dłuższa. Wtedy może ogarnęłaby to wszystko. Dlatego uśmiechnęła się przepraszająco i przy jego pomocy schowała kocura do transportera, zabezpieczyła go i postawiła na stole drugi.
- Ale możesz wywiesić ogłoszenie w poczekalni, może tak szybciej znajdziesz dla nich nowy dom – tyle mogła zrobić, ewentualnie udostępnić post w mediach społecznościowych by zwiększyć zasięg poszukiwań. Sama wiele razy szukała maluchom dobrego domu, więc puści informację wśród znajomych i na pewno ktoś zakocha się w tych maluchach. – Masz mały problem, musisz znaleźć inne imię, bo to kotka – wskazała na badanego właśnie kocura, który okazał się piękną kotką. – W dodatku w ciąży, to początek, ale nie mam wątpliwości – zerknęła z nad stołu na przyjaciela, bo to na pewno utrudniało opiekę nad kotami. Kocia ciąża wiązała się z kolejnymi kociętami, które będą musiały znaleźć dla siebie miejsce. Więc jeśli nie znajdzie się dla niej miejsce w przeciągu kilku tygodni naprawdę będzie musiała pomyśleć nad przygarnięciem jej do siebie.
- Wiesz co mnie zastanawia? One nie żyją na wolności przez całe swoje życie. Dziki kot nie dałby się dotknąć, nie wyszedł by nawet z transportera… Myślisz że ktoś mógłby je tam porzucić? Znasz tego kogoś do kogo należała da szopa?


remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Personel zdecydowanie mógł się częstować, Remi zdecydowanie wiedział jak się dzielić z innymi. W końcu miał brata bliźniaka, od małego żył na dzieleniu się i zabawie z innymi! I zdecydowanie był tym bratem, który zawsze się uginał pod prośby drugiego, często brał też na siebie winę za to co Logan nawyrabiał i no generalnie był tym grzecznym w rodzinie, który pomagał mu się z tarapatów wykaraskać. O ile oczywiście o nich wiedział…
- O widzisz Steve? Trafiłem - rzucił zadowolony po słowach Marianne Harding chociaż no, miał szanse typowo 50/50, to nie tak że odgadł numery w totka. Ale hej, trzeba się przecież cieszyć w życiu z małych rzeczy i sukcesów, a to akurat Blackwell też wiedział jak robić!
- No weź, koty wcale aż takie drogie nie są, jeśli odejmiesz od tego koszty leczenia, które będziesz miała po… zniżce pracowniczek - zauważył z lekkim rozbawieniem, bo no co jak co, ale rachunek od weterynarza potrafił nieźle człowieka zwalić z nóg. A jak sama mogła się zajmować leczeniem i miała ceny hurtowe za ewentualne lekarstwa, to same plusy! Ale nie naciskał, bo jednak wiedział, że zwierzęta to nie zabawki i nie ma co ich komuś na siłę wciskać.
- A jak tam mała? Podekscytowana nadchodzącą wiosną? - zapytał za to, bo pamiętał jakie życie jest piękne i beztroskie w tym wieku, no nic tylko pozazdrościć, że Lily nie musi harować w robocie ani zadręczać się sprawami dorosłych, które czasem nieźle człowieka potrafią dobić.
- Jasne, zrobię zdjęcia i podrzucę ci wszystko. No chyba że Lily chce podrasować ogłoszenie jakimś brokatem i innymi błyskotkami, które przyciągną wzrok - zaproponował, podejrzewając, że jego zwykłe ogłoszenie przyciągnie mniej spojrzeń, niż kolorowy twór dziecka. Grunt to dobra reklama!
- O kurcze - rzucił, a potem zastanowił się przez chwilę - chociaż wiesz, w sumie to jestem fanem nazywania dziewczynek męskimi imionami. Tak jak James u Blake Lively, czy Chris… nie ma co się zamykać w sztywnych ramach płciowych - zdecydował po chwili - prawia Steven? - zapytał mruczka, który wydawał się strasznie przestraszony zamieszaniem wokół niego. A potem westchnął cicho - a co zalecasz, sterylizację z aborcją? - zapytał, bo wiedział, że to skomplikowany zabieg, no ale lepszy niż kolejne pięć kotów, które będą bez domu. Był odpowiedzialny w tym temacie, swoje koty też miał wykastrowane i wysterylizowane. Pieska zresztą też.
- To zależy, prawdę mówiąc. Czasami koty są wyrzucane, bo się znudziło albo ktoś się wyprowadza, a czasami ludzie w okolicy je dokarmiają i czują się bezpieczne w towarzystwie człowieka. A jak potem są małe kotki, to dzieci z sąsiedztwa często je przychodzą głaskać i oswajać, przez co się potem ludzi nie boją - przyznał, a potem pokiwał głową. - Ale prawdziwej historii nigdy nie poznamy - dodał, wyginając usta w podkówkę - chociaż może to i lepiej, nie chciałbym wiedzieć co moje koty i pies mi mają do powiedzenia... - dodał, z rozbawieniem. Zwłaszcza Flerken, jego rudy kot mu zawsze rzucał oceniające spojrzenie, kto wie jaki komentarz by się za tym chował!
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Jej piorunujące spojrzenie znaczyło tylko jedno; żadnych nowych zwierząt w domu. I tak miała mało wolnego czasu dla siebie, bo jak nie zajmowała się córką, to siedziała w przychodni starając się w jak najkrótszym czasie zdobyć jak najwięcej zawodowego doświadczenia. Przez jej dom i tak przewijało się wiele bezdomnych zwierząt, którym szukała nowego domu. Remi był w tym równie dobry, więc tym razem umywała ręce od tego wszystkiego.
- Ostatnio ma cięższe chwile odkąd Jerry wyjechał na ten swój staż. Na szczęście miesiąc minął bardzo szybko i za kilka dni będzie znowu w domu. Mam wrażenie, że tym ekscytuje się bardziej niż zbliżającą wiosną – rozłożyła bezradnie ramiona, bo pięcioletnie dziecko nie bardzo rozumiało tę sytuację. Zawsze miała swojego tatę blisko siebie, nawet po rozstaniu rodziców mieszkali od siebie kilkaset metrów. Praktycznie mogła przebiec łąkę i pole by znaleźć się u ojca. Kilka tysięcy kilometrów nie były tak proste do pokonania. – Będzie zachwycona – uśmiechnęła się w stronę przyjaciela – Wpadnij to nas jutro popołudniu, możecie razem przygotować ogłoszenia – zaproponowała, bo w tym jej córka była akurat specjalistką. Potrafiła podrasować kolorowymi obrazkami nie jedno nudne ogłoszenie, przez co zwierzak szybciej znajdował kochającą rodzinę.
- Na pierwszy rzut oka kotka wygląda na zdrową, pobiorę jednak krew, zlecę kilka badań i zobaczę czy ciąża jest prawidłowa czy bardziej skomplikowana. Jeśli to nie zagraża jej życiu zaleciłabym donoszenie ciąży a po wszystkim sterylizację – nie była zwolennikiem usuwana ciąż u zwierząt jeśli nie wiązały się one z poważnymi komplikacjami. Nawet jeśli na świecie miało pojawić się kilka kotków więcej. Ale takie małe kocięta szybciej odnajdą dom niż dorosłe osobniki. – Może masz rację. Ale naoglądałam się na własne oczy tyle porzuconych w lesie czy przy drogach zwierzaków, że zawsze zakładam najgorsze – rozłożyła bezradnie ręce i przygotowała wszystko do pobrania krwi. Podała przyjacielowi specjalne rękawice mające ochronić jego skórę gdyby kot zaczął się wyrywać i poczekała aż je założy i mocno przytrzyma futrzaka. Sama najpierw wygoliła jedno miejsce na łapce a potem wbijając igłę, pobrała dwie fiolki krwi.
- Gdybyś miał jakieś pytania czy wątpliwości co do kociej ciąży dzwoń do mnie. A gdyby sytuacja Cię przerosła później z maluchami to znam ludzi, którzy zajmują się całą kocią rodziną a później szukają im domów. Bo opieka nad takimi kociaki w pierwszych tygodniach ich życia jest bardzo absorbująca – dodała naklejając na fiolki taśmy z danymi i ponownie spojrzała na przyjaciela. Przy jego pracy opieka nad kocią mamą i jej dziećmi mogła być problematyczna.

remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
I to był właśnie dowód na to, że kobiety nie dość, że były o wiele twardsze od facetów, to jeszcze miały o wiele lepsze zdolności przywódcze. W domu Marianne Harding to ona nosiła spodnie i rozstawiała wszystko po kątach, a w domu Remiego… no cóż, to on był rozstawiany przez koty i jego psa. Jednego rodzynka, na szczęście totalnie kochającego koty. Nie ma co ukrywać, jest sporo prawdy w tym, że zwierzęta upodabniają się do właściciela, Bucky był taką samą słodką kluską, jak Remi!
- Na jej miejscu też bym pewnie miał takie podejście… - przyznał, z lekkim rozbawieniem. A potem spoważniał - a jak Jerry na tym stażu? Pochłonął go w całości, czy jeszcze pamięta o dawaniu znaków życia? - zapytał, bo jednak on mu nie chciał przeszkadzać, pogada z nim jak ten wróci. No i Remi też miał trochę szalony system życia, praca strażaka nieźle człowiekowi przestawiała harmonogram!
- Ekstra. Niech przygotuje prawdziwą herbatkę dla księżniczek, jak już skończymy pracę to nam się przyda - rzucił, z rozbawieniem, chociaż nie żartował. Nie miał problemu z dziećmi, które wkładały mu korony na głowę, skrzydła wróżki na plecy i zapraszały do herbatki na niby z ich lalkami i zabawkami. Sam miał w sobie małego dzieciaka wciąż! No i trochę sam czasem myślał o tym, że chciałby mieć swojego brzdąca…
- No dobra, odizoluje je do czasu wyników - pokiwał głową, bo nie ma co ryzykować zdrowia reszty kotów, jeśli były chore. Trochę się też zdziwił, że Marianne nie zaproponowała sama sterylizacji aborcyjnej, skoro większość weterynarzy by miało takie zalecenia przy bezdomnych kotach. Wiadomo jak wiele kotów rodzi się każdej wiosny, nie ma szans znaleźć im wszystkim dobrego domu, a co dopiero jeszcze kolejnym kilku. O tak, Remi był promyczkiem i słoneczkiem, ale w sprawach zdrowia zawsze był pro choice. Ludzkim i kocim.
- I często niestety masz rację - pokiwał głową - gdyby ludzie byli odpowiedzialni, to nie miałbym u siebie tyle kotów, które szukają domu. Nie mówiąc o tych przepełnionych schroniskach… - podsumował, bo niechciane ciążę kocie brały się też stąd, że ludziom było szkoda kasy na sterylizacje i kastracje. I nie było tej naturalnej kontroli urodzeń. I przez to mamy statystyki, że gdyby koty postanowiły przejąć władzę nad światem i rozpoczęły wojnę, to każdy człowiek musiałby się zmierzyć z kilkunastoma kotami. A co roku ich przybywa w wielokrotnych liczbach. Koty mogą zawładną światem, jeśli będą chciały!
I Remi owszem, założył rękawice, a potem złapał bezpiecznie kota za kark i za dupkę, tak żeby i futrzakowi i jemu nic się nie stało. Kot był silniejszy niż się spodziewał, ale zdecydowanie miał to pod kontrolą - wiem że boli troche, no przepraszam cię, ale zaraz będzie po wszystkim, zobaczysz, nic się nie martw. Potem znajdziemy ci jakieś dobre jedzenie i będziesz mieć święty spokój - zapewnił kicię spokojnym głosem, bo wiadomo że cała ta wizyta była dla niego super stresująca.
- Wiesz, dopiero co inna kotka mi się okociła, taka ciąża z zaskoczenia trochę - przyznał z rozbawieniem - i dlatego już mam pięć małych - dodał, bo był doświadczony i to nie tylko przez tą kicię o której jej mówił. - Właściwie to jestem kocim tatą na pełen etat, nic dziwnego że nie mam czasu na własne śluby i robienie ludzkich dzieci - dodał, w ramach żartu, chociaż… no była to smutna prawda!
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Kiwnęła potwierdzająco głową, bo każde dziecko na jej miejscu postąpiłoby tak samo. A Lily była wyjątkowo związana z ojcem i taki długi wyjazd niósł za sobą swoje konsekwencję. Zamiast odliczać do wiosny, dziewczynka odliczała dni do powrotu ojca z wyjazdu.
- Codziennie rozmawiamy, więc chyba nie jednak pamięta jeszcze o czymś innym niż kości i stare naczynia. Nawet spędziliśmy razem weekend, bo Lily umierała z tęsknoty – uśmiechnęła się delikatne, bo pomimo ich rozstania, które miało miejsce rok temu ich relacje były… dość skomplikowane. I nie zanosiło się by cokolwiek się w tej kwestii zmieniło, jednak nie sądziła by Remi zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego. Dlatego nie wdawała się w szczegóły, pewnie sobie pogadają po jego powrocie i jeśli Jerry będzie chciał powiedzieć coś więcej to sam to zrobi. – Pamiętasz, że moja córka nie ma w sobie nic z księżniczki? To dziecko wychowane na farmie, które pluska się w błocie i zajmuje zwierzętami zanim nauczyła się dobrze chodzić – tym razem się zaśmiała, bo nawet pokój małej dziewczynki nie był już różowy i dziecięcy. Kazała sobie go urządzić jak na pięciolatkę, która nie długo idzie do szkoły. Nie chciała mówić, że pod łóżkiem i tak trzyma swoje lalki, którymi bawi się gdy nikt nie widzi. Szanowała jej decyzje, jej samodzielność i chęć bycia traktowanym jak dorosłą.
Słuchała opowieści o tym, jak przyjaciel został ostatnio niespodziewanie kocim tatą, który opiekował się maluchami. To była trudna, długa i wyczerpująca robota, więc sterylizacja kotek była podstawą. Nie mogli pozwalać na tak szybkie rozmnażanie się kolejnych kotów, którymi nie miał się kto zaopiekować. Dlatego westchnęła ciężko i spojrzała najpierw na kotkę a później na mężczyznę. – Mogę porozmawiać z drugim weterynarzem. Jeśli on podejmie się usunięcia ciąży to ja nie będę Ci tego odradzać. Miałam za długą przerwę w praktyce by podejmować się takich trudnych zabiegów – wyjaśniła szczerze, bo przecież odkąd urodziła dziecka nie praktykowała. Przez ostatni czas nadrabiała wszystkie teoretyczne informacje, czytała stare podręczniki i aktualizowała wiadomości. Jednak praktyka to wciąż pozostawała kwestia, którą wolała ćwiczyć i przypominać sobie pod okiem kogoś bardziej doświadczonego.
- A planujesz robić ludzkie dzieci? – uniosła brew ku górze z wyraźnym rozbawieniem.

remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
- I jak, podobało wam się tam? - zapytał z zaciekawieniem, bo ostatnio przy rozmowie z Loganem zauważył, jak niewiele świata widział i zdecydował, że chyba wypada to trochę nadrobić. Co prawda nie miał jeszcze jakichś super konkretnych planów, w końcu był strażakiem, który nie zarabiał jakichś kokosów, a do tego jeszcze pomagał charytatywnie zwierzętom i co zaoszczędził, to dość szybko wydawał, ale… no planował zrobić fundusz podróżniczy.
I tak, Remi był absolutnie ślepy na takie niuanse między dwójką ludzi, więc jeśli Jer, ani Marianne Harding nic mu nie powiedzieli, to był jak dziecko we mgle.
- Nie każda księżniczka zaczynała w zamku - zauważył, z rozbawieniem - no i co powiesz o Annie z Frozen? Księżniczka, ale do szyku typowej księżniczki to jej wieeelee brakuje. O, albo Merida? - wymieniał, bo owszem, Remi swoje o bajkach wiedział! I o filmach familijnych, wolał takie filmy, niż horrory i dramaty. Niby kryminały były fajne, ale no i tak raczej sięgał po komedie na swoich wieczorach filmowych. I komedie romantyczne…
- Pomyślę o tym i dam Ci później znać - zdecydował po chwili, bo tak, trzeba było to rozważyć. - To co, ze szczepieniami czekamy na wyniki badań, tak? I odrobaczamy? - zapytał więc, wracając do tego co mogli zrobić tu i teraz. Standardowa procedura, obok odpchlenie i czyszczenia uszek, których Remi nawet nie sprawdzał i nie wiedział, czy nie krył się tak jakiś świerzb. Ale nie oceniał kotków, nawet jak miały wszędzie robaczki!
- No… czasami wiesz… no trochę o tym myślę…. bo skończyłem już 35 lat - odpowiedział, trochę zmieszany, że o tym rozmawiają. A potem zmarszczył lekko brwi. - Ale jak tak myślę, to… to nie jest na pewno taki zły pomysł, tylko no, najpierw trzeba znaleźć kogoś, kto ma takie same pomysły na życie - dodał, bo trochę słabo fantazjować o rodzinie z dziewczyną, jak się nawet jeszcze dziewczyny nie miało!
- To co, próbujemy ten tort? - więc szybko uciekł od tematu w sprawy przyjemniejsze, a co jest fajniejsze, niż właśnie jedzenie?
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
- Bardzo – natychmiastowa odpowiedź wyrwała się jej z gardła zanim w ogóle zdążyła pomyśleć nad tym czy faktycznie jej się tam podobało. Obie były zachwycone nie tyle, co miejscem a spotkaniem z Jerrym, którego nie widziały dwa tygodnie. Nawet gdyby miejsce było koszmarne a pogoda jeszcze gorsza to z tego wyjazdu wywiozłaby same dobre wspomnienia. – Lily była zachwycona. Jerry zorganizował dla niej prawdziwe wykopaliska. Dzień wcześniej poukrywał razem ze swoim zespołem różne przedmioty i pół dnia spędzili kopiąc w ziemi – uśmiechnęła się wyjaśniając skąd takie entuzjazm. Jednak wizja dłuższego pobytu w większym mieście dla Mari nie była taka pozytywna. Kochała Lorne, kochała to co miała tutaj. Brak natury, oceanu i zwierząt na dłuższą metę dałaby jej w kość, więc koniec końców cieszyła się wróciła do domu.
Na te wszystkie propozycje bajek, gdzie księżniczki wcale nie są takie dziewczęce i poubierane w fikuśne różowe suknie do ziemi uśmiechnęła się, bo jej córka taka właśnie była.
- Jeśli masz pół godziny możesz poczekać na wyniki, powinni się w tym czasie uwinąć – zapakowała wszystkie próbki, jeszcze raz sprawdzając czy je dobrze opisała i wyjrzała z gabinetu by poprosić jedną ze stażystek o zaniesienie badań do laboratorium. Dzisiaj nie mieli zbyt wielu pacjentów, więc jeśli nie będzie żadnych opóźnień nie powinno to potrwać dłużej niż godzinę. – Planowałam dzisiaj wolniejszy dzień od czworonożnych pacjentów. Papierkowa robota jest dla mnie znacznie trudniejsza do nauczenia niż sama praca weterynarza – wywróciła oczami wracając do gabinetu, spoglądając na dwa transportery, w których znajdowały się kociaki. Dalej nie mogła uwierzyć, że ludzie bywają tak bezwzględni wobec zwierząt pozwalając im żyć w takich warunkach.
- Szczerze? Cały czas zapominam, że jesteś ode mnie siedem lat starszy. To ja czuję się jak ktoś, kto zbliża się do kryzysu wieku średniego – zaśmiała się i spojrzała na przyjaciela żartobliwie. Dziecko, dom, skomplikowane relacje z byłym, własny biznes. Zdecydowanie czuła się jakby miała na karku nie dwadzieścia osiem a czterdzieści lat. Wiedziała jednak, że dla niego nie są to tematy do żartów, więc oparła się o postawiony na środku gabinetu stół i spojrzała na niego poważnie. – Nie wiem jak to działa i dlaczego tak wielu super ludzi nie potrafi znaleźć tej bratniej duszy. Łatwo się mówi, że miłość sama Cię znajdzie, że najczęściej trafia się ona przypadkiem. Ale szukaj do skutku i się nie poddawaj – może i brzmiało to mało pokrzepiająco, ale Mari naprawdę chciała by Remi w końcu poznał kobietę, która będzie miała dokładnie takie same marzenia. W końcu dzieci są wspaniałe i nawet gdy ma się ochotę wcisnąć je do okna życia w wieku pięciu lat to ostatecznie jeden ich uśmiech rozwiewa wszystkie czarne chmury. – Będziesz świetnym ojcem, tego jestem pewna – skinęła głową na znak o torcie i wyjęła z szafki potrzebne sztućce, nastawiła ekspres i przygotowała dwie filiżanki czarnej kawy. – Czyń honory – podała mu nóż by podzielił tort a sama dostawiła do swojego biurka dodatkowe krzesło.

remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Remi by skłamał, gdyby powiedział, że widok szczęśliwych par nie budził w nim odrobiny smutku. Nie był zazdrosny ani zły, że mają poukładane życie, czy po prostu, że mają siebie, bo w ich przypadku nie do końca można chyba mówić o parze, ale… no dobrze było mieć kogoś, na kim można polegać i z kim wychowywać dziecko. I trochę w takich chwilach myślał o tym, że jemu też tego brakowało. Ukrywał to oczywiście pod wesołym uśmiechem, bo nie lubił się nad sobą użalać.
- O wow, na takie coś to sam by się wybrał! A co to były za przedmioty? Jakieś związane z ich wyprawą, czy niespodzianki tylko dla niej? - zapytał zaintrygowany - już wiem co powiedzieć bratu, że chcę na święta - dodał z rozbawieniem, chociaż nie do końca żartował! Chyba. No dobra, wiedział że raczej o to brata nie poprosi, ale wizja była ekstra!
- I jak jej poszło, ma potencjał poszukiwacza, czy to nie jest rodzinne? - zapytał więc po chwili, wracając do poważniejszych tematów i przyglądając się Marianne Harding z zaciekawieniem.
- Jak nie będę ci przeszkadzać - rzucił, bo to ona była tutaj w pracy, mogła go wygonić jeśli chciała się zajmować innymi rzeczami. Albo mogła się z nim obijać i wcinać ciasto, to na pewno był dobry deal dla niej.
- Tak, to musi być straszne. To jeden z powodów przez które sam się nie staram o awans w pracy, za duża odpowiedzialność i właśnie papierki - przyznał, kiwając lekko głową, z lekkim uśmiechem. Dodatkowo nie miał też większych ambicji w swojej pracy, bo lubił to co robił i był w pełni szczęśliwy na swojej pozycji, ale tego już wolał nie dodawać.
- Mogę ci polecić dobre kremy przeciwzmarszczkowe - rzucił i uśmiechnął się jak mały chłopiec, który coś spsocił - żartuję, nie używam. I ty też nie potrzebujesz - dodał, unosząc lekko brwi. - Ale jak czujesz się zmęczona, czy coś to.. może potrzebujesz odpoczynku. Z małą teraz tylko na Twojej głowie i całym tym biznesem… no to sporo rzeczy o które się musisz martwić i stresować - przyznał, przyglądając jej sie oczywiście z troską w tym momencie. - Ale na pewno nie wyglądasz, jak ktoś kto ma kryzys, a tym bardziej jest w średnim wieku - dodał jeszcze, już poważniej, bo naprawdę uważał że wyglądała bardzo młodo. I była piękna, ale tego już nie dodał, bo jej tutaj nie podrywał przecież, tylko po przyjacielsku sobie mówił.
- Chyba wrócę do randkowania. Nie wiesz może przypadkiem jakie teraz są modne? - zapytał z lekkim rozbawieniem, chociaż naprawdę był trochę poza modą na takie rzeczy. Czy ludzie umawiali się online? Na jakichś grupowych spotkaniach? No nie wiedział.
- Moje dotychczasowe dzieci chyba się z Tobą zgodzą - przyznał, zamykając kotki w transporterach, a potem myjąc ręce, bo skoro mieli jeść to raczej bez kocich włosków i zarazków. Ale jak już były czyste, to wziął nóż i ładnie pokroił kilka pierwszych kawałków. - Ile osób masz dzisiaj w pracy? - dopytał, żeby wiedzieć ile kawałków ukroić. - Ale nie próbuj mnie umawiać z pracownicami, myślę że chce znaleźć kogoś, z kim po prostu wszystko naturalnie wyjdzie - dodał, kiwając lekko głową.
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
- Planował to chyba dłuższy czas, bo to były przedmioty wyglądające jak typowo stare naczynia, jakieś części ceramiki, wisiorki. Totalnie wszystko było w klimacie prawdziwych wykopalisk – uśmiechnęła się, bo nie wnikała za bardzo w to, co działo się podczas ich popołudnia, gdy oboje grzebali w piasku. To był bardziej taki dzień ojca z córką i nawet jeśli chcieli jej wszystko opowiadać to też potrzebowali swoich tajemnic. – Nie wiem czy to rodzinne, ale w tym roku na zbieranie cukierków Lily chce się przebrać za damską wersję Indiany Jonesa, więc to nie przypadek – tym razem roześmiała się, bo dziewczynki w jej wieku marzyły jednak o zupełnie innych kostiumach. Trochę było jej nawet przykro, bo rok temu pięciolatka nie mogła przestać opowiadać o tym, że zostanie weterynarzem jak mama, albo lepiej, prawdziwym lekarzem dla ludzi. Zamiast tego zmieniła swój kierunek zainteresowania na grzebanie godzinami w ziemi. Aż się bała, co takiego może usłyszeć za rok!
Gdy jednak Remi zaczął opowiadać o kremach przeciwzmarszczkowym i o tym, że Mari potrzebuje odpoczynku, ale że na pewno nie wygląda na kogoś w średnim wieku, jedynym jej komentarzem było uniesienie brwi ku górze. Jej spojrzenie jednak było łagodne a uśmiech błąkający się po jej twarzy podkreślał tylko, że nie bierze tego wszystkiego do siebie.
- Chyba musisz trochę poćwiczyć prawienie komplementów zanim udasz się na te randki – wytknęła mu z wyraźnym rozbawieniem i obserwowała jak kroi tort. Resztę schowa w pokoju wspólnym by każdy, kto będzie miał ochotę się poczęstował. Na razie sama zamierzała za apetytem spałaszować swój kawałek, bo potrzebowała odrobiny kalorii. Te zawsze poprawiały jej nastrój i motywowały do dalszego działania.
- Nie zawsze wszystko wychodzi naturalnie. Jerry mówił Ci kiedyś jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie? - zaśmiała się, oblizując swoją łyżeczkę. Zanim zdecydowała się jednak skrócić mu tę opowieść, spróbowała jeszcze kawałek ciasta, które było wyśmienite. – Wziął mnie za złodzieja, który zawziął się na pomidory jego babci. Próbował mnie pogonić widłami z farmy dziadków a ja miałam mu ochotę wsadzić te widły w cztery litery. Także sam widzisz, czasami miłość ma różne oblicza – próbowała zachować powagę, ale za każdym razem, gdy myślami wracała do tamtego spotkania ogarniał ją trudny do opisania sentyment. Wtedy wszystko wydawało się takie proste. – Ale jeśli stawiasz na bardziej tradycyjne metody to spróbuj na imprezie z okazji Halloween. Na pewno będzie tam sporo fajnych dziewczyn, które przyszły bez partnera


remi blackwell
towarzyska meduza
kwiatek
ODPOWIEDZ