detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
005

Dzień wolny od pracy to rzadkość w przypadku Lary w ostatnim czasie - kobieta raczej całkowicie poświęciła się pracy, szczególnie teraz, kiedy Lancelot wrócił do zdrowia i Lara nie spędzała już każdego dnia na szpitalnym krześle. Oczywiście stan zdrowia jej chyba byłego narzeczonego był kwestią sporną. Wciąż nie istniała w jego wspomnieniach, a przez co także w jego sercu. Dilara nie pokazywała nawet w połowie tego, jak źle znosi tę całą sytuację. Jednakże nawet teraz musiała zrobić sobie chociaż dzień przerwy. I nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Samotność w czterech ścianach, które miały stać się początkiem dla jej rodziny zabijało ją od środka. Powoli ją spalało. Musiała wyjść i to jak najszybciej, dlatego postanowiła odwiedzić swoją siostrę w klinice. I tak chciała z nią porozmawiać, bo kilka tygodni spędzonych w samotności pchnęło ją w ramiona pomysłu o sprawieniu sobie czworonożnego przyjaciela. Chyba on o niej nie zapomni, prawda?
Wsiadła do swojego SUVa i za chwilę już wychodziła pod kliniką. Zapytała o siostrę, która siedziała na przerwie i zapewne została zaprowadzona przez panią na recepcji w odpowiednim kierunku. Na widok Marianne, Lara uśmiechnęła się nieznacznie. Jeżeli w kimś znajdowała pocieszenie bez mówienia, że go potrzebuje to na pewno w rodzinie. Jasne, zapewne kłócili się, tak jak każde rodzeństwo, ale Hardingowie stali za sobą murem. - Cześć piękna - rzuciła na powitanie. Przytuliła siostrę i zajęła miejsce obok. - Przyniosłam obiad - dodała, jakby w ten sposób chciała rozpocząć jakieś przekupstwo.

Marianne Harding
ambitny krab
nikt
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Podekscytowanie? Nie, to zdecydowanie za mało. Mari czuła w sobie taką energię, która tylko upewniła ją w przekonaniu, że zrobiła dobrze. Szalone pomysły, spontaniczne decyzje… To było tak bardzo w jej stylu, więc chyba nikogo nie powinno dziwić, że jej życie nigdy nie było nudne i poukładane. Chciała się tym wszystkim podzielić z bliskimi, ale dozowała sobie moment zaskoczenia na każdego z nich indywidualnie. Zaprosiła starszą siostrę do kliniki, nie mówiąc nic co się ostatnio wydarzyło. I tak miała wyrzuty sumienia, że przy jej życiowych rozterkach zrzuca na nią jeszcze swoje sprawy. Lara przechodziła tak trudny okres w swoim życiu, ale miała nadzieję, że siostra poczuje motywację gdy spojrzy na działania tej młodszej.
Dlatego, gdy w gabinecie zobaczyła tą burzę ciemnych loków od razu odłożyła stos dokumentów na biurko i podeszła do niej by mocno ją przytulić. Starsza Harding zawsze była dla niej wzorem do naśladowania; silna, biorąca od życia to co chce. W dodatku zawsze stały za sobą murem, więc codziennie dziękowała za taką cudowną rodzinę.
- O nie, nie. To wymaga czegoś więcej niż smaczny obiad – wyciągnęła z jednej z szafek szampana, którego wcześniej schłodziła i kilka minut temu przeniosła do gabinetu wraz z dwoma kieliszkami. – Dzisiaj świętujemy! – uśmiechnęła się i chociaż chwilę męczyła się z korkiem od butelki, po chwili rozlała alkohol do wysokich kieliszków. Siostrze należały się też wyjaśnienia, ale kurcze, była tak podekscytowana, że nie wiedziała jak ubrać to w słowa by w skrócie streścić wszystko co się wydarzyło. – To będzie nie długo moje, wiesz? Wszystko – wskazała dłonią dookoła mając na myśli nie tylko ten gabinet, ale również cała klinika. – Alec postanowił sprzedać klinikę. Na razie poczeka z tym aż uzbieram chociaż połowę, ale już teraz oddał ją w moje ręce.


lara harding
towarzyska meduza
kwiatek
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Ostatnio ciężko było jej wykrzesać chociażby krztynę podekscytowania. Miała nadzieję, że z każdym dniem będzie coraz lepiej. Oddychać, wstawać, jeść głupie śniadanie, w głupie kuchni, w której słyszała jedynie głos speakera. Nie wiedziała, jak bardzo nienawidziła samotności, dopóki ta nie stała się jej codziennością. Nie chciała zrzucać tego na barki swojego rodzeństwa, dlatego przy rodzinnych spotkaniach uśmiechała się szeroko, śmiała się z żartów i sama nawet zdobywała się na kilka niezbyt dobrych dowcipów, które były jej popisowym numerem. Starała się jakoś żyć, ale było coraz trudniej. Może dlatego, że nie umiała pójść dalej, zamiast tego trzymała się kurczowo tego, co było, z irracjonalną nadzieją na to, że Lance do niej wróci, chociaż oddalał się z każdym dniem.
Uśmiechnęła się na widok siostry i objęła ją mocno na powitanie. Były od siebie zupełnie różne, ale to nigdy nie stanęło na drodze ich siostrzanej relacji. Owszem, sprzeczały się, to normalnie przy tak odmiennych charakterach, ale zarówno dla Marianne, jak i dla każdego Hardinga była w stanie zrobić naprawdę wszystko. Dilara była zaskoczona takim obrotem sprawy, dlatego niepewnie odstawiła siatkę z piankowymi pojemnikami na blat. - Szampan? W pracy? - mruknęła, unosząc brew. Jeszcze przecież nie wiedziała, że Mari od dzisiaj była sobie sama sterem, żeglarzem i rybą. Nie chciała się dalej wymądrzać, jak to miała w zwyczaju. Przynajmniej chciała dać jej szansę na wyjaśnienia. - Świętujemy? No wykrztuś to z siebie - powiedziała, sięgając po kieliszek z szampanem. Dobra, może coraz bliżej jej było do emocjonalnego wraku, ale ciekawość nadal wkradała się do jej emocji. I omal nie rozbiła kieliszka, kiedy Marianne w końcu postanowiła podzielić się ze starszą siostrą radosną nowiną. Aż się zakrztusiła własną śliną, bo przecież jeszcze nie piła. Zapowietrzyła się chyba. - Mari, ja, nie wiem. Gratulacje! - wydusiła z siebie w końcu, a jej wybełkotane gratulacje zwieńczone zostały szerokim uśmiechem. Odstawiła również kieliszek i ponownie przytuliła siostrę. - Jestem dumna - dodała, kiedy już przestała ją ściskać.

Marianne Harding
ambitny krab
nikt
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Jak na impulsywną i działającą pod wpływem emocji osobę dość długo potrafiła potrzymać siostrę w niepewności, budując jeszcze większe napięcie. Chciała wykrzyczeć całemu światu jak jest szczęśliwa, że w końcu ktoś zmotywował ją do podjęcia tego szalonego kroku. Pewnie gdyby niezaskakująca decyzja przyjaciela, jeszcze długo zastanawiałaby się czy wrócić do zawodu czy pozostać przy swoim dotychczasowym zajęciu. Widok malującego się zaskoczenia na siostrzanej twarzy, który po chwili zastąpiony został szerokim uśmiechem sprawił, że poczuła się znacznie pewniej. Tyle osób w nią wierzyło, że teraz poczuła się w obowiązku by temu sprostać.
- Będziesz dumna jak mi się to wszystko uda. To na razie skok na głęboką wodę, bo nie praktykowałam odkąd Lily skończyła roczek a prowadzenie całej przychodni? To sporo – przyznała szczerze, bo przecież nie będzie ukrywać, że wszystko to dla niej pestka i odnajdzie się w każdej sytuacji. Czasami pomagała przyjacielowi w papierkowej robocie, czasami przyglądała się jego pracy nie związanej ściśle z weterynarią, bo jednak to przerażało ją najmniej. Ciągły kontakt ze zwierzętami czy to na farmie czy to w rezerwacie sprawiło, że nie wypadła do końca z biegu. Ale to? Papierki, faktury, zaopatrzenie, organizowanie pracy innych pracowników? Sporo się będzie musiała w najbliższym czasie nauczyć. – Tutaj mam też do Was wszystkich ogromną prośbę. Jerry do końca miesiąca siedzi w Adelaide na swoim stażu na wykopaliskach, więc czy nie będziesz zła, jeśli będę podrzucać popołudniami małą do Was? Rozmawiałam już z rodzicami i nie widzą problemu by odebrać ją z przedszkola, ale nie chciałabym zwalać na nich wszystkiego. To tylko do końca miesiąca. Potem moje godziny pracy powinny wrócić do normy, Jemi wróci do domu – spojrzała wręcz błagalnie na siostrę, bo jej pomoc też byłaby nieoceniona w tej sytuacji. Ostatecznie mogła przygotować tutaj córce jakiś kącik gdzie przez godzinkę czy dwie mogła się pobawić czy porysować, ale jednak nie mogłaby jej poświęcić tyle uwagi ile wymaga ta energiczna pięciolatka. Gdyby rozłożyć opiekę nad małą raz na rodziców, raz na brata i raz na Larę to w sumie może by ich tak bardzo nie obciążyła?
- Wiem, że masz teraz sporo własnych spraw na głowie… Bo wszystko u Ciebie dobrze, Lara? Gdyby coś się działo to byś mi powiedziała, prawda? – nie wiedziała czy może poruszać te wciąż świeże sprawy, które sprawiały, że oczy kobiety nie śmiały się tak jak kiedyś. A Lara, w odróżnieniu od Mari trzymała wszystko w sobie i trudno było cokolwiek z niej wyciągnąć.

lara harding
towarzyska meduza
kwiatek
detektyw — komisariat w lorne bay
32 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza córka państwa Harding, miejscowa pani detektyw, posiadaczka nieokiełznanej burzy ciemnych loków i uroczych piegów. Uśmiechem maskuje swoją własną tragedię i okłamuje swojego partnera.
Jasne, była to wiadomość, której się dzisiaj nie spodziewała. Kiedy siostra nalegała na spotkanie, Lara obawiała się, że będzie chciała znowu wykrztusić z niej jakieś zwierzenia albo zaoferować dobrą radę, której teoretycznie wcale nie potrzebowała, ale w praktyce stara się ją zastosować, głównie dlatego, że kończyły się jej już jakiekolwiek opcje. Naturalnie Dilara była chyba jedną z najbardziej zamkniętych osób w rodzinie, także nie było w ogóle mowy o tym, aby przed rodzeństwem przyznała się do swoich najczarniejszych myśli. Lepiej było udawać, że wszystko jest w porządku i perfekcyjnie radzi sobie z obecną sytuacją.
- Hej, jeżeli komuś ma się to udać, to właśnie tobie, Mari - wykrztusiła z siebie i to prawdopodobnie było największe słowne wsparcie na jakie było ją stać. Starsza z sióstr Harding nie była człowiekiem słowa, może dlatego oddała swoje serce pisarzowi? Było to jakieś wytłumaczenie dla tej nieoczywistej pary. Oczywiście, że Marianne mogła liczyć na wsparcie Lary, nawet jeżeli ta nie do końca wiedziała w jaki sposób mogłaby pomóc, bo na prowadzeniu czegokolwiek innego niż auta w ogóle się nie znała.
- Serio musisz nawet oto pytać? Nie ma najmniejszego problemu, podrzuć mi tylko kiedy potrzebujesz opieki dla małej to ewentualnie spojrzę w grafik. Larson wisi mi kilka przysług, także nie będzie najmniejszego problemu. Damy radę - no, w sumie na okazję do bycia pomocną nie musiała zbyt długo czekać. Akurat czas spędzony z siostrzenicą nie był dla niej żadnym problemem. Zapewne już wcześniej oferowała swoją pomoc przy pięciolatce, w końcu ktoś musiał zająć stanowisko tej cool ciotki, a na razie - przynajmniej zdaniem Lary - wygrywała to dostępem do odznaki i radiowozu. Mała Lily nie miała wyboru i musiała wyrosnąć na feministkę!
- Tak, jasne. Nie martw się o mnie. Radzę sobie, naprawdę - och, kłamstwa na ten temat wypadały z jej ust niemalże odruchowo. Czasem chciałaby w nie wierzyć i w momencie wypowiadania tych słów nawet udało jej się przekonać samą siebie do ich prawdziwości. - To co? Za twój sukces - rzuciła, unosząc delikatnie kieliszek do góry w geście toastu. Byleby tylko uciec od nieprzyjemnych tematów.

Marianne Harding
ambitny krab
nikt
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Właśnie dzięki tak wielkiej wierze bliskich i ich motywujących słowach sama była w stanie uwierzyć, że naprawdę jej się to wszystko uda. Bo jednak wciąż czuła się jakby to był sen a ona sama miała się zaraz obudzić. W końcu jeszcze kilka tygodni temu nie śniła nawet o tym by mogła tak łatwo i szybko wrócić do porzuconego pięć lat temu zawodu a tutaj czekała na nią niespodzianka. Chociaż z drugiej strony sama sytuacja, w której do tego doszło nie była taka pozytywna. Wyjazd najlepszego przyjaciela był dla niej trudny i dopóki nie zdecydował się na dobre sprzedać jej kliniki wierzyła w jego powrót. Dziwnie się tutaj żyło bez niego.
- Lily oszaleje jak się dowie, że spędzi z Tobą trochę czasu. Za każdym razem jak wraca do domu buzia jej się nie zamyka. Myślałam, że tylko chłopcy w tym wieku szaleją za mundurami i policyjnymi radiowozami – zaśmiała się, bo chyba powinna się przyzwyczaić, że jej córka była niezwykłym dzieckiem. Nie tylko cholernie sprytnym i ciekawskim. Gdyby tak spojrzeć na pięciolatkę to nie było w niej nic z księżniczki. Uwielbiała biegać po farmie, niezależnie od pogody, łapała w stawie żaby i zajmowała się zwierzętami, kompletnie nie przejmując się pobrudzonymi getrami czy bluzkami. Szalone dziecko, za którym naprawdę trudno było nadążyć, więc nic dziwnego, że Mari nie chciała cały czas obciążać rodziców. Swój wiek już mieli i należało im się trochę spokoju. – W ramach podziękowania wpadaj do nas częściej na obiad. Dziwnie gotuje się tylko dla dwóch osób, więc możesz czuć się codziennie zaproszona – uśmiechnęła się ciepło w stronę siostry, bo nie dość że miałyby więcej okazji do spotkań to jeszcze liczyła na to, że uda jej się Larę oderwać od wszystkich problemów. Nikt tak lepiej nie zajmował myśli niż wesoła dziewczynka, która potrafiła rozgonić wszystkie czarne chmury swoim uśmiechem. Może na swoją ciocię Lily rzuciłaby taki sam urok?
- Lara… - zaczęła z troską, jednak siostra szybko zmieniła temat i uniosła kieliszek do góry, tym samym wznosząc za Mari toast. W sumie po to ją tutaj zaprosiła, by podzielić się swoim sukcesem. Ale przecież dobrze wiedziała, że siostra ma na razie tylko pod górkę i nie wiedzie jej się tak kolorowo. Można powiedzieć, że każdy ma jakieś problemy, ale Lara ciągle się z nimi kryła, udawała, że wszystko jest w porządku a Marianne po prostu czuła w środku, że to tylko gra. Nigdy nie rozumiała dlaczego jest ona tak zamknięta w sobie. W końcu jednak upiła łyk szampana, ale nie zamierzała jej odpuszczać. – Nie będę drążyć, ale obiecaj mi tylko, że jak będziesz gotowa porozmawiać to do mnie przyjdziesz, dobrze?

lara harding
towarzyska meduza
kwiatek
ODPOWIEDZ