23 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
and everything
we need
is just too far
#2

Zapach sędziwych książek, stron, zażółconych korozją bezlitosnego czasu, opraw pokrytych drobnym osadem kurzu, składały się w doskonale znajomy kolaż codzienności, która, jak gdyby wierne, poczciwe psisko, nie miała w swoim zwyczaju zostawiać go choć na krok, od kiedy znalazł posadę sprzedawcy w antykwariacie. Cząsteczki woni, zbijane w ciasne, wiszące w powietrzu bryłki, toczyły się z zawziętością po stromym szlaku rozpoczynanym przez nozdrza, drażniły, przy zaczerpniętym oddechu i opadały na dno spracowanych płuc. Zapach, towarzyszący niektórym woluminom, był aromatem doświadczeń, był porzuceniem, niekiedy, na niedostępnej półce zaniedbanego regału i odzyskaniem nowego, zasłużonego życia. Książki, jak koczownicze plemię, musiały ciągle wędrować, przekazywane, z biegiem lat, w ręce młodszych pokoleń, w przeciwieństwie do ludzi zyskując status wyśnionej przez Horacego, podniosłej nieśmiertelności. Tkwiło coś niezwykłego w tych egzemplarzach, oczekujących na nowych, oddanych im czytelników, egzemplarzach trzymanych dotąd pod korcem roztargnienia, przynoszonych, przez różnych, niekiedy stałych klientów przy nadarzonych okazjach i wybieranych przez innych, odwiedzających sklep.
Zwyczajnie lubił tę pracę.
Była – oczywiście – mniej płatna niż wymarzony przez ojca-despotę zawód, jednak, w przeciwieństwie do porzuconej kariery architekta, dostarczała mu ostatecznie sporo zadowolenia. Niekiedy gorzko żałował, że potrzebował tak wielu lat, aby nareszcie postawić się wymaganiom, które, niczym przymała klatka, więziły go jak bestialsko przetrzymywany okaz. Mógł, przecież – w teorii – studiować jeden spomiędzy wymarzonych kierunków. Mógł, gdyby miał czelność poprosić dalszą rodzinę, mógł, gdyby miał w sobie większe, dostępne pokłady odwagi. Wszystko, czego dokonał, powinien w rzeczywistości uczynić zdecydowanie wcześniej, niemniej, nie miał obecnie w planach rozliczać się z kompozycji blizn, rozproszonych na skórze jego własnej przeszłości, łudzącej się, że pogodzi dwie, całkowicie sprzeczne potrzeby – własną, modelującą się wizję i suchy, bezkrwisty szkielet rodzicielskich wymagań.
Tego dnia, przez wnętrze antykwariatu przewijało się stosunkowo skromne grono klientów. Szefowej dzisiaj nie było, a sam, po dłuższej chwili spędzonej biernie za ladą, postanowił uporządkować tytuły, narażone, bez wyjątku, na zaniedbania ze strony części odwiedzających. Stojąc tuż przed regałem i przyglądając się zawartości półek, usłyszał odgłos, na który był wyczulony – odgłos otwierających się drzwi.

peggy sue hitchhiker
Obrazek
ambitny krab
pierogi leniwe#8581
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Boleśnie przeżyła rozczarowanie po Laurencie. Była rozczarowana nie tylko nim, ale przede wszystkim sobą. Tym, że mogła być tak głupio ślepa na te wszystkie diabelskie znaki, które mu towarzyszyły. Przecież to było jasne, że doberman musi być piekielnym ogarem, że nie może być boskim posłańcem. Nosiła w sobie mocne postanowienie poprawy osądu względem ludzi, zwłaszcza tych nowopoznanych. Mocne postanowienie pochamowania entuzjazmu i wreszcie mocne postanowienie nie ufania obcym.
Kolana bolały od grochu, ale wcale nie przeszkadzało jej to w tym, żeby dosiadła swój różowy rower z białym koszem i dyndającymi tasiemkami, które tańczyły na wietrze, gdy zawzięcie kręciła mechanizmem, by to cudo techniki wiozło ją do Lorne Bay. Lady dziś miał swoje psie sprawy do załatwienia i wyjątkowo nie towarzyszył jej w szaleńczym wyścigu do miasteczka. Właściwie dobrze się składało. Potraktowała to jak znak z jasnego nieba. Zatrzymała pojazd przed antykwariatem. Oparła go o witrynę, odgarnęła rozwiane trochę włosy, przyklepując je do niestarannie zaplecionego warkocza. Naciągnęła za długie rękawy cieniutkiego sweterka i trzymając je w dłoniach, ściśniętych niemal w pięści weszła do wnętrza antykwariatu. Od razu uderzył ją zapach staroci, którym przesiąknięte było wnętrze. Trochę jak w domu ciotki Barb, tylko nie było tak duszno i nikt nie starał się zamaskować tego swoistego zapaszku ciężkimi olejkami ambry, jak ciotka. Z resztą, u niej w domu i tak wszystko pachniało formaliną i stęchlizną. Wizyta w antykwariacie była o wiele bardziej przyjemna.

Peggy Sue nie lubiła staroci, ale nie dostawała żadnych pieniądzy na własne wydatki, więc każdy uciułany grosz trzeba było dobrze zainwestować. Ona inwestowała w książki. Odkąd musiała zapłacić karę w miejscowej bibliotece za książkę, którą w natchnionym szale zniszczyła jej madka. (Dokładnie - madka, matka nie zniszczyła by książki). Potem Peggy Sue musiała nieźle kombinować, żeby zarobić na to pieniądze. To doświadczenie nauczyło ją kupować używane książki, ale potem trzeba było się ich pozbyć niczym dowodów zbrodni. Z tym, że ruda nie była głupia. Zamiast je wyrzucać albo oddawać - odsprzedawała, albo wymieniała w pobliskim antykwariacie. Czytanie książek było najtańszą formą kulturalnej rozrywki, na jaką mogła sobie pozwolić. Poza tym, na tym składowisku staroci dało się znaleźć całkiem porządne rzeczy mające tą przewagę nad popierdułkami z wielkich sieciówek, że nie zamieniały się szybko w śmieci. Jakby zyskując drugie życie zyskiwały równocześnie punkty do nieśmiertelności.

Dzisiaj przypedałowała do antykwariatu z misją. Skończyła wreszcie 16 lat i czuła się na tyle dojrzała, by wydać się za mąż. Jej wspaniały mężczyzna marzeń zasługiwał na to, co najlepsze, a ona potrzebowała skądś się dowiedzieć jak mu to najlepsze dać. Rodzina trzymała ją z dala od szkoły i rówieśników, na farmie nie byo telewizora ani innych wynalazków szatana, więc Peggy Sue musiała radzić sobie tak, jak umiała.

Pchnęła drzwi i weszła do środka sklepu mącąc jego niemal antyczną ciszę swoją głośną osobowością.
- Dzień dobry. - zaszczebiotała, chociaż nie dostrzegła jeszcze sprzedawcy. Była grzeczna i uprzejma. Wszędzie gdzie wchodziła, zachowywała kulturkę. Poczłapała do wnętrza nucąc przy tym piosenkę o bałwanku, który sprzedał Rudolfa na zamarzniętym torfowisku? Wydawało się, że słowa dobiera przypadkowo, czasem z uporem maniaka w jedną i tą samą melodię podkładała nowe słowa (zawieszając się przy tym), dopóki nie znalazła dźwięcznego rymu i wychodził jej z tego literacki koszmarek. Była jednak z siebie całkiem zadowolona. Przytupywała sobie przy tym w rytm nóżką fałszując po cichu i przeglądając jakieś stare książki i poradniki dla pań domu, które zawierały najnowsze porady, dobre dla młodych gospodyń z lat 50' poprzedniego stulecia. Przeglądała porady kulinarne jak upiec idealną kaczkę. Szukała jednak czegoś ważniejszego. Czegoś co pozwoliłoby jej na zdobycie męża. Zacnego i szanowanego. Konkretnie - Jebbediah Ashworth'a.

W końcu, wlepiła swoje sarnie oczy w sprzedawcę, zatrzepotała rzęsami i pąsowa od wstydu, który pokrył ją od czubków palców u stóp aż po końcówki włosów cichym, ledwie słyszalnym głosem wydukała.
- Szukam poradnika dla idealnej żony i pani domu. Znajdę coś takiego? - na ladzie kładąc jakieś dwa szmatławe romanse i Annę Kareninę. Ta ostatnia w całkiem nie najgorszym stanie. Taką dziś przyniosła walutę na wymianę. Spąsowiała od wstydu, że szuka tytułu tak niedopasowanego do jej stanu cywilnego, że chce zapłacić książkami czy że wśród nich są te dwa szatańskie szmatławce? Chyba sama nie wiedziała co było bardziej wstydliwsze.

Haydn Greenwood
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
23 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
and everything
we need
is just too far
Mimo swojej oszczędnej, nieskorej do ujawniania iskier odczuć natury, lubił pracować z ludźmi; zwłaszcza, jeśli profesja, w której był zatrudniony, łączyła się naturalnie z posiadanymi pasjami. O książkach – czy też o całej, szeroko pojętej sztuce – mógł dyskutować bez przerwy, próbując pomóc klientom goszczonym w progach niepozornego antykwariatu. Pamiętał, kiedy sam, jeszcze całkiem niedawno przemykał między wąskimi rzędami alejek w charakterze tylko-kupującego, łudząc się, że odnajdzie poszukiwany tytuł. Nie wszyscy, pojawiający się w tego rodzaju miejscach, mieli przed oczami konkretne, domagające się przeczytania dzieło – błądzili w oczekiwaniu, aż wybierze ich, przykuwając uwagę, określony wolumin.
Przywitał się; odpowiedział podobnie, pełnym serdeczności dzień dobry. Nie chciał sprawiać zawodu właścicielce, ani samemu sobie – podjął się, po raz pierwszy pracy, w której czuł się szczęśliwy, która, co za tym idzie, sprawiała mu satysfakcję. Do jego uszu wlała się w międzyczasie cudaczna, jak stwierdził przed samym sobą, piosenka – urwana przez skierowanie się z prośbą drobnej pomocy.
Niech pomyślę… – porzucił swoje zajęcie (klient jest najważniejszy!), wykradając w ten sposób kilka niezbędnych na krótkie zastanowienie sekund. Nie wiedział, z jakiego powodu kobieta (dziewczyna?), poszukuje podobnej książki o przestarzałym, konserwatywnym wydźwięku, zresztą nie musiał wiedzieć; nie był osobą mającą za zadanie oceniać cudze wybory. Rozliczenie się z tytułami, które przyniosła ze sobą, zostawił na odrobinę później, podczas całości podsumowania zakupów.
Poradniki są na tych półkach. Mamy też trochę starszych wydań czasopism – powiedział najzupełniej neutralnie. Ludzie przynosili im różne, najrozmaitsze rzeczy; części nie mieli serca wyrzucać, licząc, po cichu, że znajdzie się litościwy nabywca. Sam, nie należał do miłośników porad – uważał, że niespecjalnie znajdują swój udział w życiu – poświecił się, mimo tego, wskazanej tematyce, idąc niespiesznym krokiem w stronę właściwego regału.
Gotowanie? „Sekrety urody”? „Instrukcja obsługi małżeństwa”? – zaczął się dopytywać, sięgając po kolejne tytuły, by wręczyć je koniec końców do przeglądnięcia. Poszukiwał reakcji, która pomoże mu dostatecznie zrozumieć, czego właściwie szuka.
Jest też przewodnik po randkowaniu – pokusił się o podobny, zauważony szczegół. Gdyby miał mówić szczerze, pasowałby do niej prędzej niż zagadnienia wiążące się z instytucją małżeństwa.

peggy sue hitchhiker
Obrazek
ambitny krab
pierogi leniwe#8581
16 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
małoda, ufna, łatwo...wierna, ale na swój sposób mądra. Poczuła już wolę bożą, więc jej największe życiowe marzenie na tą chwilę - dobrze wydać się za mąż i to jak najszybciej. Dobrze, znaczy z miłości. Całe życie szuka tatusia...
Antykwariaty miały to do siebie, że nie wychodziły z gotowym, zaprogramowanym przez osaczające ludzkie umysły mass media, produktem do klienta. To klient, nie skażony konsupcjonistycznym modelem narzucanych norm wchodził do tej jaskini pełnej skarbów i szukał tego jedynego przeznaczonego tylko dla niego, niszowego produktu. Czasem niebywale drogiego i cennego dla wielu ze względu na swoją faktyczną wartość, czas powstania i ilość wyprodukowanych egzemplarzy. Czasem ze względu na chęć posiadania przez wielu. Czasem niemal bezwartościowy, bo przez lata zalegał tylko na półce. Przerzucany z kąta w kąt zbierał tylko kurz. W ciszy tego miejsca czekał na swój moment. Gdy ten przemijał – tracił na wartości zupełnie.

Zainteresowanie sprzedawcy jego uprzejmość i podejście już w tej małej, rudej główce stworzyło kolejną iluzję. Oto ona, przyszła Ashworthowa jest poważana niczym jej jeszcze nie narzeczony, a już przyszły mąż i odpowiada się jej na zadane pytania. Nie przegania z kąta w kąt i nie mówi, że jest głupiutka. Urosła z dobre sześć centymetrów, jak nie sześć i pół. Uśmiechnęła się do chłopaka. Polubiła go od razu, bo ktoś kto traktuje ją jak dorosłą jest wart polubienia. Taki sprzedawca to fachowiec i zna się na swoim fachu. Miło się z nim robi interesy.

Szła za nim wsłuchana w jego wywody niczym świnia w grzmoty. Jaki on był mądry i znał się na swojej działce. Taki powinien być każdy sprzedawca. Oglądała grzbiety książek wyczytując z nich tytuły, słuchając też tych umieszczonych nieco wyżej, które Greenwood jej przytaczął. Niektóre wydawały się nie przydatne, inne nawet dla niej – nieco przestarzałe, jeszcze inne aż nadto nowoczesne. Doskonale wiedziała, że idealna żona powinna być żywcem wycięta z lat pięćdziesiątych minionego wieku i jej największym zmartwieniem powinno być zadowolenie męża. Tylko właśnie świat pognał tak daleko do przodu, że już nikt nie pamiętał o tym jak tego męża zadowolić. Jak mu kawę przyrządzić, żeby ja wypił ze smaczkiem. Jak koszule wyprasować, żeby go nie uwierały. Wiedziała, że takie oddane kobiety pochwala Biblia. Wiedziała też, że święte księgi zawierają zbyt ogólne porady, których szczegółowe rozwinięcie znajdzie we właściwej literaturze. (Liczyła przy tym, że Bóg jednak jest nieco ślepawy i nie widzi, co to ona po ciemku, w lesie przy dogasającym blasku ogniska wyczytuje w tych romansidłach z końca wieku, z wypiekami na policzkach i uszach.)

Peggy Sue gustem nie grzeszyła. Jej pomysły czasem były tak oderwane od rzeczywistości, że już nawet nie śmieszne, a czasem wręcz przykre. Tak pewnie było i tym razem, skoro młody antykwariusz, (który z całą pewnością mógłby być synem jej uosobienia cnót wszelakich, Jeba) zauważył nieadekwatność prośby, która dysonowała z jej wiekiem. Fakt, że nie komentował, tylko czytał jej tytuły i był gotów je zdjąć z półki, sprawiły, że wygrał jej szacunek, a to w sumie nie było łatwe zadanie.

Gotowanie?- Może. – nie do końca o to jej chodziło, ale matka ciągle jej powtarzała, że jak mąż w domu sobie właściwie podje, to nie chodzi po innych domach resztek dojadać.
Sekrety urody? -Nie koniecznie. – bo niby jakie mogłyby być takie sekrety? Każda, porządna farmerka wiedziała, że wystarczy gorąca woda i trochę mydła. I od czasu do czasu, byle nie za często, kąpiel z odrobiną koziego mleka. Ot i cały sekret.
Instrukcja obsługi małżeństwa - O tak, idealnie, o to chodziło. – powiedziała rozentuzjazmowana. Klasnęła nawet radośnie w dłonie i zrobiła obrót tak zamaszysty, że gdyby była w sukience – ta aż by zawirowała. Radość taka ją napadła, że niemal gotowa była Haydna wycałować po piętach, że jej taki skarb do tego przybytku ściągnął i teraz oferował. To był cud, że udało mu się napomknąć o przewodniku po randkowaniu i jej drobne uszka mimo euforii, którą rozsiewała dookoła instrukcji obsługi pochwyciły ten tytuł. Parszywe serduszko Peggy Sue nie było wcale tak kryształowo niewinne jakim chciała je widzieć dziewczynka.

Podeszła jeszcze w tą część antykwariatu, gdzie wskazał jej miejsce przechowywania czasopism. Wzięła dwa losowe z cyklu „Porady Perfekcyjnej Pani domu na każdą okazję”, licząc, że zanim wróci po kolejne części, nikt jej ich sprzed nosa nie zgarnie.
-Dużo kobiet pyta o takie książki?- zastanawiała się ile ma czasu, by zebrać całą kolekcję poradników i czy ewentualnie sprzedawca nie mógłby jej skontaktować z jakimiś oczytanymi w temacie żonkami. Pod tym kątem mu się przyglądała zastanawiając się, czy uda jej się wyczytać z mowy ciała czy skontaktowałby ją z taką grupą.

Haydn Greenwood
"Cytując Hamleta, akt piąty, scenę pierwszą, wers 425: NIE"

POSZUKIWANIA
Szukam rodzeństwa/ich małżonków/dzieci. Peggy Sue jest najmłodsza. Na farmie mieszka ze starszym bratem - ten powinnien być jeśli nie fanatycznie, to jednak bardzo religijny, przynajmniej pozornie. Reszta zupełnie może się odcinać od tej nawiedzonej gałęzi rodzinki. Nie musisz mieć tego przypałowego nazwiska.
powitalny kokos
anubis#9958
ODPOWIEDZ