CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"


riley caldwell
Całe pół dnia zeszło mu na różnych spotkaniach, szukał ludzi do klubu ale wolał neutralne miejsca na rozmowę o tym. Jakaś kawiarnia, czy nawet gdzieś na świeżym powietrzu, w ostateczności zapraszał ich do swojego domu, pełnego przepychu i forsy, którą czuć było w powietrzu. Wiele zamieszania było w tym dniu, dodatkowo miał małą stłuczkę, przez co chodził może i rozkojarzony ale tez wkurzony co raz bardziej. W dodatku popołudniu zorientował się, że gdzieś wcięło jego portfel który miał w tylnej kieszeni spodni. Nie bylo to najbardziej mądre miejsce na niego, ale taki już był Bastian. Po za tym mało co nosił gotówki w nim, jedynie wiele ważnych dokumentów w tym złotą kartę kredytową, której było trochę szkoda. Niby wszystko miało jakąś blokadę i jeden telefon do banku też by sprawę załatwił, tak jednak Hendrix nie miał do tego głowy i za łatwiejsze wyjście uznał szukanie zguby. Odtwarzał w głowie trasę swoją dzisiejszego dnia, fakt że jeszcze z rana bardziej go miał, bo przy stłuczce wyjął dowód i wcześniej też zrobił małe zakupy, toteż nie widział sensu, w którym to miejscu na osi czasu, mógł mu ów portfel zginąć. Dom przeleciał wzdłuż i wszerz, auto przeszukał kilka razy, wrócił się do marketu i dalej też po ulicy idąc próbował szukać punktu zaczepienia. Ostatnim przystankiem zatem została kawiarnia, do której zajrzał jakoś później, po to aby odbyć ostatnią rozmowę z jakimś tam pseudo barmanem. Tam zapłacił za sernik i kawę, no i potem zdaje się ślad się urywał jeśli chodziło o możliwości. Z tego też przypadku powrócił na miejsce i stając przy blacie, zadzwonił jakimś takim starodawnym dzwoneczkiem albo czymś, aby przywołać któraś z kelnerek. Chciał się zapytać, czy nie znalazły portfela albo nie widziały czy i jak potem gdy zapłacił, coś się z nim nie wydarzyło. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia, prawda?
przyjazna koala
nick
brak multikont
kelnerka — once upon a tart
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
kelnerka w once upon a tart, choć planowała swojego czasu zostać wielką panią architekt... plany się zmieniły diametralnie, a ona próbuje żyć zwyczajnie - z dnia na dzień, nie przeszkadzając komukolwiek i nie chcąc narobić sobie żadnych kłopotów
001. | outfit

Tak naprawdę nie było dzisiaj szaleńczego ruchu - nie tak, jak to bywa w pierwszym dniu tygodnia. Poniedziałki są rzeczywiście najgorsze, niezmiernie się ciesząc że akurat ten, który już minął, był dla Ray dniem wolnym. Warto pocieszać się takimi małymi rzeczami, bo ten przyszły za to już należy do niej... Nieważne, nie to jest tematem dzisiejszego dnia. Dziś jest dzisiaj, choć wiem iż brzmi to jak jakaś głęboka sentencja rodem z internetu podpisana mianem Paulo Coelho, to jednak miało to swoje odniesienie do rzeczywistości.
Jak zawsze, skoro pracuje w kawiarni, zaczęła pracę od porządnej dawki kofeiny w towarzystwie koleżanek, jak tylko obsłużyły pierwszą klientelę. Nikt szczególny nie zwrócił dziewczęcia uwagi (nawet jeśli w drugą stronę działało to całkowicie odwrotnie, co ignorowała za każdym razem), a godziny mijały raz szybciej - raz wolniej. Przerwa - jak to przerwa - błysnęła jak za pstryknięciem palców, a Riley nim się obejrzała - zostało jej zaledwie dwie godziny do zakończenia swojej zmiany.
Południowa pora zawsze rządziła się swoimi prawami. Raz miało się więcej klientów, raz mniej; to drugie miało w tym momencie miejsce. Dzięki temu mogła załoga kelnerek w pewnej części siedzieć na tyłach i plotkować, wymieniając się za jakiś czas z tymi na sali, żeby nie było iż tylko konkretne jednostki robią całą robotę, a reszta się obija. Potrafiły się dogadać, nie robiąc sobie pod górkę. W końcu - w jedności siła, a jakby zaczęły się kłócić bądź przepychać kto ma robić większą część obowiązków, doszłoby zapewne prędzej czy później do nieporozumień. Nikomu to zdecydowanie nie było potrzebne.
- Ray, a widziałaś jak ten nasz “stały klient” się znów na Ciebie gapił? Nawet nie wiesz jak ubolewał nad tym, że nie zostanie przez swoją ulubienicą obsłużony! - zażartowała jedna z koleżanek, a druga zachichotała, na co panienka Crawford jedynie wzruszyła ramionami i przewróciła teatralnie tęczówkami.
- Niech sobie płacze czy co tam innego - odparła zbywająco, by nie dawać dziewczynom powodów do przedłużania tematu.
- Ty, a on przypadkiem ostatnio do Ciebie nie zgadał? - tu już powiedziała ta druga, szczerze zaintrygowana, oczekując na odpowiedź na swoje pytanie.
- Owszem, zagadał. Ale od razu powiedziałam, że nie jestem czymkolwiek zainteresowana. Jak widać - nie dotarło - wyjaśniła na spokojnie, biorąc małego kęsa croissanta i upijając łyka kawy. Tak się zaczęło plotkowanie o klientach i dziewczynach tu pracujących, a gdy przerwa minęła, Ray przywdziała firmowy fartuszek, przepasując go na biodrach. Zajęła się czyszczeniem stolików oraz odbieraniem zamówień, starając się szybko je ogarniać.
Godzina do końca pracy.
Nagle na całą kawiarenkę rozległ się dzwonek, jaki został położony na ladzie. Nie wiedziała po dzień dzisiejszy po co szef postawił to cholerstwo, niemniej z uniesionymi kącikami ust podeszła do odpowiedniego miejsca, przechodząc z zaplecza wraz z sparzonymi filiżankami, jakie miała zamiar odwiesić na miejsce. - Dzień dobry, witamy w Once Upon a Tart. Co podać? - jak zawsze powitała kolejnego klienta, nie mając nawet przez chwilę fałszywego uśmiechu na ustach. Co jak co, ale lubiła swoją pracę, toteż nie musiała udawać miłej i przyjaznej. W międzyczasie zrobiła to, co zamierzała od samego początku z naczyniami, jakie za moment wylądowały na odpowiednich półeczkach, jednakże nie omieszkując przyjrzeć się dyskretnie mężczyźnie po drugiej stronie.
Nie powiem… Przystojny.

Bastian Hendrix
powitalny kokos
patsy
CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"
Bywał rozkojarzony i zawiany, ale nie na tyle aby cos kiedyś zgubic i potem szukać sto razy, bez skutecznie. Chociaż czasami gdy ktoś na niego spoglądał to mógł inne wrażenie odnieść, w końcu był szalonymi czasami, momentami za bardzo wyluzowany i ogólnie, miał wrażenie że ludzie myśleli że skoro jest właścicielem klubu to wiecznie chodzi na bani. Nic z tych rzeczy, bo jakoś musiał wszystkim zarządzać, auto prowadzić i w ogóle, stąd ten jego trik, że pił ale tylko i wyłącznie colę. Sorry, ale w taki sposób szybko i prędko by został alkoholikiem, przez to. No ale mniejsza, szukał punktu zaczepienia i jak znalazł to postanowił się tym kierować w szukaniu zguby. Co prawda na pieniądzach mu tak nie zależało jak na tych wszystkich kartach i dokumentach co tam miał. Wyrabianie tego wszystkiego i blokowanie, potem może zgłoszenie na policje - już on to widział oczami wyobraźni cały ten skomplikowany proces i problem za problemem. Stąd walczył, chociaż to była walka trochę z cieniem, bo portfel mógł zgubić wszędzie i nigdzie - bo co jak padł ofiarą jakiegoś kieszonkowca? Szukaj wiatru w polu, hulaj dusza.
Wchodząc do kawiarni liczył na to, że sprawa się sama rozwiąże a on znajdzie swoją własność. Cóż, na to nie liczył jakoś bardzo, ale czasami podobno gdy się o czymś bardzo myśli i na tym skupia to jest się w stanie to wydarzyć, więc czy pytanie było jedne czy Bastian miał akurat tyle szczęścia. Nie miał pojęcia jaki jest sens istnienia tego dzwonka, ale podobał mu się zawsze, więc teraz miał okazję go użyć. Przywitała go oczywiście jedna z ładnych i młodych kelnerek, których w takich kawiarniach było pewne. Młode, najczęściej studentki dorabiały sobie w ten sposób, aby jakos związać koniec z końcem i tak daalej. Przywitała go chyba najbardziej popularną formułką jaką mogła, a on już dał jej to zrobić po to jej praca, więc niech będzie i tak. - Cześć, nie wiem czy mi możesz. Ale byłem tu jakiś czas temu, chyba zgubiłem portfel i go szukam, odtwarzając swoją drogę. To jeden z przystanków, więc chcąc czy nie, muszę o niego zapytać. - rzucił, w stronę kobiety, która czekała chyba na jakieś zamówienie z jego strony, tudzież coś na pewno innego niż otrzymała. Niby mógł też coś zamienić bo czasami płacił telefonem ale nie w głowie miał teraz kawki, ciasta i inne tego typu pierdoły - miał palący problem który chciał jak najszybciej rozwiązać do momentu aż się nie zacznie ściemniać. Dał sobie tą godzinę czy dwie na poszukiwania, co w sumie i tak było aż za dużo. Najwygodniej byłoby zacząć procedurę, ale co jeśli właśnie znalazł miejsce pobytu portfela, albo co gorsza miał go przy sobie cały czas lub utknął w aucie w szczelinie. Potem by go znalazł i by się tak to skończyło - głupia i śmieszną historia jednocześnie. Pomijając, uśmiechał się ładnie do pani zza lady, jakby liczył że to mu w czymkolwiek może i ten portfel się czarodziejsko odnajdzie.

riley caldwell
przyjazna koala
nick
brak multikont
kelnerka — once upon a tart
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
kelnerka w once upon a tart, choć planowała swojego czasu zostać wielką panią architekt... plany się zmieniły diametralnie, a ona próbuje żyć zwyczajnie - z dnia na dzień, nie przeszkadzając komukolwiek i nie chcąc narobić sobie żadnych kłopotów
Nie spodziewała się, że przybyły mężczyzny tak szybko przejdzie do niej per Ty, ale czy jej to jakkolwiek przeszkadzało? Szczerze mówiąc - nie, bo przecież nie wydawał się być od niej wiele starszy, także nie miała zamiaru robić mu z tego tytułu problemu. Tym bardziej, gdy w tej pracy co druga osoba stała się dla niej niejako znajomym, z racji swojego codziennego przychodzenia do kawiarni. Chcąc nie chcąc - kojarzy przybyłe osoby w większym lub mniejszym stopniu na ulicy, nawet z niektórymi się witając i uśmiechając delikatnie. W końcu - co w tym takiego strasznego? Najnormalniejsza rzecz na świecie, w szczególności iż Ray nie wstydziła się profesji, jakiej się podjęła, zamiast robić to, co tak naprawdę kocha.... a raczej kochała robić.
Skupiła się jednak całkowicie na swoim obecnym rozmówcy, który już początkiem wypowiedzi zdradzał, iż nie przyszedł tutaj po kawę, ciastko czy cokolwiek innego, co posiadają w swojej ofercie. Przerwała wszystkie czynności, pokazując iż posiada uwagę dziewczęcia, bo przecież nie chciała wyjść na niekulturalną.
Zgubiony portfel… Problem, jaki w tej kawiarni ma miejsce średnio dwa razy w tygodniu, gdzie rzeczywiście ów rozwiązanie ostatecznie kończy się na tym, iż zguba znajduje się na ich zapleczu, czekając na prawowitego właściciela. Jeśli ten nie wróci po rzecz w przeciągu dwóch godzin, zazwyczaj starając się natychmiastowo zadziałać - umieszczając odpowiednią informację na internecie, a jeśli ktoś zostawił w środku wizytówkę, to wykonują telefon do ów osoby, aby przyszła po to, co do niego należy. Tym razem jednak nie miały czasu, można powiedzieć. No i sama Ray nawet nie zdawała sobie sprawy z faktu zgubionego portfela, jeśli takowy został przez którąś z dziewcząt odnaleziony.
- Przykro mi to słyszeć… - no bo mimo wszystko - to nie jest przyjemne, gdy tracisz jednak tak osobistą i ważną rzecz, jak portfel. Załatwianie od nowa dokumentów, dzwonienie żeby blokować karty płatnicze i nie wiadomo co jeszcze… Tragedia. Nie przeszła tego nigdy - na całe szczęście - ale domyślała się jak wielkim wrzodem na tyłku może być latanie po mieście, żeby to i tamto ogarnąć, zamiast zająć się codziennymi obowiązkami.
- Wiesz… - skoro on pozwolił sobie na odpuszczenie zwrotów grzecznościowych, to i sama Ray przeszła z nimi do przeszłości. - Ja nic nie słyszałam, ale poczekaj sekundę. Zapytam koleżanek, może się orientują w temacie - nie chciała, aby wyszedł stąd z niczym w rękach, toteż szybko poinformowała o zamierzeniach, jakie wdrożyła od razu w życie. Przeprosiła z uśmiechem na ustach, po czym przeszła na tył, aby zapytać o ewentualnie odnaleziony przedmiot, gdzie jedna z koleżanek zaczęła coś kojarzyć sytuację.
- A to nie ten cały… matko, jak on się nazywał… Coś na B… No, ten właściciel klubu, wiesz o którego mi chodzi… - odezwała się do niej brunetka, widząc przez odpowiednie okienko jegomościa, o jakim rozmawiają, gdzie Ray aż uniosła brew ku górze.
- Nie wiem kto to jest, klient jak klient. Obsługiwałaś go i zostawił przy Tobie portfel? - chciała szybko załatwić sprawę, żeby poszukiwacz nie musiał długo oczekiwać przy ladzie.
- Boże, Ray, ale to jest takie ciacho! I to w dodatku wolne ciacho, z którym masz możliwość zagadać na dłużej, niż na czas odbierania i przekazywania zamówienia! - no naprawdę… serio? Czy ona - jak zwykle zresztą - próbuje ją zeswatać z jednym z przychodzących tu facetów? Zaczynało jej to powoli działać na nerwy…
- I na co mi jakiś właściciel klubu, który ma z całą pewnością laseczek wokół siebie na pęczki? Skup się, Rebeca. Widziałaś ten portfel czy nie? - traciła zdecydowanie cierpliwość, gdzie wtedy kumpela z pracy nagle wyjęła portfel z szuflady, gdzie zawsze trzymały odnalezione przedmioty, jakie klienci zostawili na terenie lokalu. - Jak zwykle musisz wszystko zepsuć… - poskarżyła się.
- Jak zwykle musisz się bawić w swatkę, o co Cię nie prosiłam nawet raz - skwitowała na koniec, przewracając tęczówkami, po czym przechwyciła portfel, wychodząc z zaplecza.
- No cóż… - zaczęła, jak tylko jej spojrzenie spotkało się z tęczówkami mężczyzny, jaki nadal oczekiwał - o dziwo dla niej - w tym samym miejscu. - Nie dowiedziałam się zbyt wiele… - po co to robiła? Przeciągała, tak naprawdę bezcelowo?
Po tych słowach jednak wyciągnęła zza pleców portfel, jaki trzymała pewnie swoimi palcami. - Czy to jest ten portfel?

Bastian Hendrix
powitalny kokos
patsy
CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"
riley caldwell

Nie wyglądała na starszą od niego to raz, a dwa to raczej logiczne że widząc młode osoby staramy się nawiązać między sobą spokojne i luźne relacje, prawie jak ze znajomym. Nigdy nic nie miał do tych biednych pań kelnerek, nawet jeśli chamsko im czas utrudniał robotem, zostawiając po sobie syf, to cóż - jakiś szacunek jednak miał. Jakby nie spojrzeć z czasem Hendrix nieco dorósł i poznał życie, a także wartość pieniądza, stąd no czasami mu się robiło żal tych kobiet. Nie wiedział jak tam ich sytuacja, ale co druga dorabiała na studia czy inne tam potrzeby - a to był jakiś wybór zawsze lepszy niż taniec albo sprzedaż ciała za hajs. Mniejsza jednak o to, bo on po coś się pojawił w tej kawiarni i o dziwo to nie była dawka kofeiny kolejna tego dnia. Zaginął mu dosyć istotny przedmiot życiowy, który posiada chyba każdy człowiek i który oprócz telefonu jest najważniejszym atrybutem. Stąd pewnie nieco był też sam Bastian poruszony, że nie zwracał uwagi na to czy ktoś mu się przygląda w dziwny sposób, czy też coś tam świruje jarząbka. Na tamten moment jedyne co pragnął to, żeby kelnerka oznajmiła mu cudowną nowinę, że znalazła zgubę i zaraz mu ją odda.
- No niestety, takie rzeczy się każdemu zdarzyć mogą. Padło na mnie. - rzucił, skrzywiając się lekko bo na samą myśl o lataniu i załatwianiu spraw z dokumentacją, robiło mu się słabo. Już pal sześć portfel, pal sześć jakieś drobne - najistotniejsze to te dokumenty, w tym karta i dowód, który chyba byl z tego najważniejszy. Jeszcze ktoś by znalazł ten cały full pakiet i potem by się okazało, że ma pustek konto albo multum pożyczek na nim. - Będzie mi miło jak się zorientujesz w temacie. - odpowiedział z miłym uśmiechem i chyba cierpliwe przestąpił z nogi na nogę, modląc się w duchu aby wróciła z tego zaplecza z dobrą nowiną. Odprowadził ją wzrokiem, denerwując się tym co się wydarzy za chwilę - ostatni ratunek widział w tej kawiarni, inaczej zguba przepadła i nic by z tego nie wyszło - tak myślał. Zajęty tym, nawet nie zwracał uwagi, czy ktoś mu się nie przygląda za długo, przez okienko na zapleczu czy gdzie tam. Któraś kelnerka może i go poznała, jak co druga osoba prawie - musiała go kojarzyć jeśli chociaż trochę się interesowała życiem towarzyskim. Nie rozgłaszał nic nikomu, ale fama szła do kogo to należy klub w okolicy, co chcę konkurować z Shadow, ale pomijając. Gdy wróciła, jego wzrok chyba zdradzał więcej niż tysiąc słów i ogólnie to oczekiwanie, powodowało że nerwowo zaciskał rękę na blacie o który się oparł. No w sumie nawet nie zauważył czy laska przeciąga czy nie, liczyło się tylko aby wiedział czy to jego portfel czy nie. Chociaż serio, nie musiał nawet sprawdzać, bo gdy wyciągnęła rękę do niego z zgubą, to aż podskoczył na palcach, uradowany jak dziecko co wygrało darmowy kawałek szarlotki czy innego słodycza. - Złote kobiety! Taaak. - zaczął rozradowany, biorąc od niej ten portfel, który przejrzał dla formalności, ale widząc już swoje dokumenty, aż odetchnął głęboko z ulgi. Pewnie i z ust jego poleeciały jakieś wulgaryzmy, ale to było tylko i wyłącznie w dobrym geście, że no wszystko tak się ułożyło.
- Kurwa, to cud. Znaczy się przepraszam za słownictwo - ale tak się bałem że go zgubiłem. Dosłownie zawał, te papierki i latanie za dokumentami nowymi, to chyba by było najgorsze. - mruknął, ze śmiechem, trochę się nachylając bliżej w jej stronę. - Co chcesz za to? Albo chcecie? Nie wiem która to z was, ale coś się należy zawsze. Znaleźne! Tak, to mi chodziło po głowie. - zaczął, z uśmiechem co raz większym na ustach, w takim jakimś miłym geście to robił. Nie żeby miał w głowie ją podrywać, chociaż niby się wydawała spoko - póki co! Nie żeby coś ale Hendrix nie zwrócił na początku na nią uwagi nawet boo chyba się zraził trochę do kelnerek, chyba przez ostatnią którą zachęcał do chorego układu typu - zostań moją fake narzeczoną. Ale hej! Nic nie jest przesądzone, że tutaj będzie inaczej - w końcu Basti nadal poszukiwał takowej.
przyjazna koala
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ