27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
#6

Znośne soboty w Lorne Bay smakowały jak flat white i kanapka z camembertem. Wiedziała, że to połączenie, które mogło wzbudzać równie wielkie poruszenie jak wiadomość o tym, że simsy mogą wychodzić z basenu bez drabinki (heloł, mamy 2021, to akurat żadna nowość), ale Dianie pasowało. Stanowiło też pewną gwarancję… spokoju? Choćby chwilowego. Znikała z domu, w którym problemy z mężem i, jak się okazuje, pasierbem, powoli stawały się nie do zniesienia, żeby spędzić leniwy poranek w kawiarni, gdzie przynajmniej przez chwilę nikt nie będzie zawracał jej głowy, a największym wyzwaniem stawali się ludzie, którzy usiedli za blisko i prowadzili irytującą rozmowę.
A przynajmniej było tak do momentu, w którym ten dziwny facet dosiadł się do niej po raz pierwszy. Od tego czasu tak jak niektórzy po maturze chodzili na kremówki, ona i Miles chodzili w sobotę na kawę. Nie umawiali się, ale nie było w tym niczego trudnego, bo jeśli nie miała w sobotę dyżuru, spontanicznie nie uciekała z miasteczka choćby na weekend ani mąż nie dał jej akurat w twarz, przez co wolała się przez chwilę nie pokazywać ludziom, o dość stałej porze można było spotkać Dianę w kawiarni. Nie wiedziała, jak często Milesowi zdarzało się przyjść i jej nie zastać; jej przytrafiło się to już kilka razy. Czasami trochę ją to rozczarowywało i zostawała przy stoliku tych pół godziny dłużej niż planowała, na wypadek gdyby jednak się pojawił, a czasem jego nieobecność była Dianie na rękę.
Dziś jednak absolutnie nic nie było jej na rękę. Jej pasierb rósł na małego kryminalistę, a jego matka najwyraźniej nie widziała w tym problemu. Raczyła odezwać się do Diany akurat chwilę po tym, jak usiadła przy stoliku w ogródku ze swoją kawą i wszyscy w najbliższej okolicy mogli usłyszeć, jak Puchalska mówi podniesionym głosem coś w stylu „Daryl, przestań mnie wkurwiać i ogarnij dupę swojemu dziecku”. Właśnie się rozłączyła i wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, gdy zobaczyła Milesa. Wyciągnęła jedną fajkę i po prostu przesunęła opakowanie w jego stronę, a sama położyła głowę na stoliku i wydała z siebie dziwny odgłos, coś między oznaką wkurwienia a bezsilności. - Nienawidzę, kurwa, ludzi – poinformowała, gdy zebrała się w sobie na tyle, by się podnieść. Założyła włosy za uszy i zapaliła papierosa, od razu głęboko się zaciągając. I niech tylko ktoś spróbuje zwrócić jej uwagę na palenie w ogródku.

Miles Vanderberg
ambitny krab
pianka#9491
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Mój ojciec już od dziecka wpajał nam wszystkim złotą zasadę — „Jak coś Cię wkurwia, synu, to mów, że Cię wkurwia, a nie że złowrogo szumią wierzby czy duch Twój na rozżarzone węgle gołą dupą usiadł”. Jestem przekonany, że musiał to gdzieś przeczytać albo usłyszeć, bo sam by tego nie wymyślił. Była to taka perełka, tak ratowało przy zdrowych zmysłach, że nic dziwnego, że praktycznie nigdy nie kłócili się matką, skoro szedł do niej i bez ceregieli mówił, co go denerwuje. Przez ostatnie minione lata zdołałem zapomnieć o tej regule, dławiąc się wyrzutami sumienia i tłumiąc wściekłość na wszystkich i wszystko dookoła. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo potrzebuję rozmowy z kimś całkowicie nieznajomym, do momentu, w którym czara się przelała i któregoś dnia, będąc w swojej ulubionej kawiarni w mieście, a może i na całym bożym świecie, nie podszedłem do obcej brunetki, która wyglądała, jakby sama była nieźle wkurzona. Ot, po prostu przysiadłem się, powiedziałem „wal śmiało”, a ona, pomimo początkowego zaskoczenia, zaczęła mówić. Potem przyszła moja kolej i tak to się zaczęło. Nie wiedzieliśmy o sobie niczego, z wyjątkiem imion. Nie wiedziałem, czym się zajmuje, kim jest, skąd jest i czy to o mężu, czy o chłopaku czasami napomina — wiedziałem tylko, że wiele rzeczy ją irytuje. Czasami się mijaliśmy, czasami nie pojawiałem się w sobotę, bo coś mi wyskoczyło, a przecież nie miałem jak jej powiadomić. Zresztą co miałbym napisać, nawet jeśli miałbym jej numer — „sorry, ale dzisiaj mam dobry humor, kiedy indziej pokurwimy?”. Nasza relacja była dziwna, skusiłbym się na stwierdzenie, że całkowicie popieprzona, ale odpowiadało mi to i z niemalże utęsknieniem, wypatrywałem jej w gąszczu stolików.
Tak jak dzisiejszego popołudnia, kiedy to zdołałem wejść do lokalu i mój wzrok od razu ją odnalazł. Posyłam jej uśmiech, jednak mnie nie widzi. Wygląda na to, że kłóci się z kimś przez telefon, a wyraz jej twarzy, świadczy tylko o tym, że przyszedłem w porę. Jeśli ma kogoś zamordować po drodze do domu, niech najpierw się wygada. Czekając, aż skończy rozmowę, odbieram swoją zamówioną przed chwilą kawę i bez żadnego przywitania, rozwalam się na krześle naprzeciwko, przekrzywiając nieco głowę w pytającym geście.
I kiedy tylko padają ostatnie słowa, a ona wreszcie mnie zauważa, wyraźnie rozbawiony jej reakcją odpowiadam tylko — Jak miło, że jesteśmy po tej samej stronie — częstuję się papierosem, wsadzam sobie ją pomiędzy zęby i zanim zdołam ją odpalić, poświęcam jej całą swoją atencję. Co prawda wypaliłem jedną przed wejściem tutaj, ale odmówić proponowanej szludze? Toż to grzech! — Opowiadaj, Halina. Kto tym razem Ci podpadł? — jakby miało to znaczenie, skoro i tak nie podajemy nazwisk. Bardziej chodzi o esencję historii; o to, by nie leżało jej to na sercu, by mogła się tego pozbyć, a ja mógłbym jej doradzić, licząc na to, że i ona doradzi później mnie samemu. Sam miałem o czym opowiadać, w końcu nie miałem jeszcze okazji opowiedzieć o mojej jakże wspaniałej, aczkolwiek irytującej współlokatorce, która paradowała czasem w zbyt kusych piżamkach.

Diana Puchalska
przyjazna koala
naleśnik puchaty
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Miała wrażenie, że znając jej imię, Miles bez trudu mógł dowiedzieć się o niej więcej – w końcu ile Dian (a przecież uparcie przedstawiała się tak, jak jej imię czytałaby jej babcia, żadne Dajany czy inne Dajen, łatwiejsze do przyswojenia dla szkockiego czy australijskiego ucha) mieszka w niewielkim Lorne Bay? Nie mogła jednak w żaden sposób tego sprawdzić, dlatego mogła tylko ufać Milesowi, że tego nie zrobił, bo wtedy straciliby całą frajdę. On być może bardziej kontrolowałby się przy kimś znajomym, kto zna zarówno jego współlokatorkę, jak i partnerkę, a Diana… Diana nie lubiła być żoną Remingtona. I skoro przynajmniej podczas ich sobotnich spotkań nie musiała nią być, chętnie korzystała z tej okazji.
Żeby być fair, ona też mogłaby się łatwo czegoś dowiedzieć. Miles było nieco popularniejszym imieniem niż Diana, ale Lorne Bay nie było żadną metropolią, w której wszyscy są anonimowi. Była gotowa się założyć, że wystarczyłoby spytać basistkę, która przygotowała jej dziś kawę, kim jest ten facet, by poznać nazwisko panieńskie jego babci, wykonywany zawód i wszystkie wątpliwe wybory modowe na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Rzecz w tym, że gdyby była tego ciekawa, mogłaby spytać jego, ale… czasami chyba łatwiej było nie wiedzieć.
– Nie mów do mnie Halina – odparła, wciąż dość mocno zirytowana i z miną kogoś, kto jest gotowy obrazić się absolutnie na cały świat, niezależnie od powodu. Zmarszczyła nieco czoło, wyraźnie niezadowolona z życia, a potem westchnęła. - Dlaczego ludzie myślą, że możesz robić sobie, cholera, dziecko, a potem zapomnieć, że trzeba się nim zająć? A najgorzej, jak i matka, i ojciec okazują się nieprzystosowani do rodzicielstwa… to znaczy, okazują się po prostu egoistycznymi zjebami… i przerzucają się tym dzieckiem, więc nic dziwnego, że ten mały gnojek rośnie na cholernego psychopatę – poinformowała wreszcie i z tego wszystkiego musiała wgryźć się w kanapkę. Gdy przeżuła, spojrzała na Milesa i spytała: - Znasz jakiegoś dzieciaka, który najpierw był głupim gnojkiem w szkole, a potem wyszedł na ludzi? Jeśli nie znasz, możesz go teraz zmyślić. Ja znam tylko takiego, który potem wpadł pod pociąg… teraz pomyślałam, że gdyby przeżył ten pociąg, to byłaby o wiele ciekawsza historia – poinformowała go, udowadniając, jaka z niej miła i empatyczna dziewczyna.

Miles Vanderberg
ambitny krab
pianka#9491
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Całkowita anonimowość, to właśnie podoba mi się w naszym duo. Jak często spotyka się osobę, z którą tak wiele nas łączy, ale nie są to informacje znane wszystkim? Po co było mi jej nazwisko, wiek czy nawet dzielnica, skoro i tak potrafiliśmy przeprowadzać długie, owocne rozmowy o wszystkim i o niczym jednocześnie? Szczegóły były tylko szczegółami, nie dodawały nic do gruntu naszej znajomości. Owszem, parę razy przychodziło mi na myśl, by ją znaleźć na social media, w końcu nie byłoby to takie trudne. Lorne Bay nie jest metropolią, każdy praktycznie zna siebie nawzajem, nie przysporzyłoby mi to wielu trudności, by wypytać paru znajomych i zapukać do jej drzwi. Z pewnością zaoszczędzilibyśmy na kawie, bo nie raz się zdarzało, że zostawaliśmy na nieco dłużej, zamawiając dawkę kofeiny jedną po drugiej i nakręcając się jeszcze bardziej na cały ból świata. Pytanie tylko po co? W jakiś sposób byliśmy inni od reszty, odbiegaliśmy od norm, spotkaliśmy się przypadkiem i musiał być w tym większy cel, którego za cholerę nie miałem zamiaru się doszukiwać. Po prostu cieszyłem i cieszę się chwilą.
I jej kolejną barwę historią, która właśnie na mnie czeka.
— Sorry, kiedyś natrafiłem na jakiś denny filmik na youtubie, gdzie laska skojarzyła mi się z Tobą, kiedy o czymś opowiadała i miała właśnie tak na imię. To było chyba po polsku — śmieję się, nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo bliski jestem prawdy o jej pochodzeniu. Bo i skąd miałbym wiedzieć? Kiedyś coś takiego pojawiło mi się w proponowanych i uznałem, że gorszego serialu nie widziałem. Mąż alkoholik, o jakże zacnym imieniu Ferdynand, masa żółtych puszek z piwskiem i łysy, gburowaty sąsiad — jednym słowem — bajka. Słucham jej uważnie, sącząc wciąż ciepły napój z papierowego kubka i zaciągając się dymem na przemian. Moje płuca wkrótce mi za to ładnie podziękują. Na razie jednak słucham, od czasu do czasu przytakując dla zachęty, chociaż nie jest konieczna. I tak Diana powie mi wszystko, co powinienem wiedzieć.
— Masz rację, to byłoby znacznie ciekawsze — prycham śmiechem. Co jak co, ale to nie jest świat dla miłych ludzi. Skurczybyki zawsze dostają to czego chcą, a wrażliwe i dobre osoby cierpią. Moja współlokatorka jest tego żywym przykładem, ale nie chcę teraz o niej myśleć. Violet. Nie, i koniec.
— Myślałem, że zdołałaś już się przekonać, ile osób tak naprawdę ma mózg i z niego korzysta. Egoizm od zawsze był i będzie dominował w człowieku, znajdź mi chociaż jedną osobę w dzisiejszych czasach, która jest zasraną Matką Teresą — z całym szacunkiem do Tereski, oczywiście — Szkoda tylko dzieciaka, bo przez rodziców zjebów będzie myślał, że taki musi być. W jakiś sposób pewnie są dla niego przykładem — ciągnę, wzruszając ramionami. Sam miałem do czynienia z debilami na porządku dziennym, ale w ustach Diany określenie psychopata musiało być bardzo trafne. Zwykle dziewczyna nie przesadzała, nazywała po prostu rzeczy po imieniu. — Czyli co ten psychopata — tu wyraźnie akcentuję użyte przez nią słowo, dorzucając gest „zajączka” zrobił, że tak Cię zdenerwował? To z nim gadałaś?

Diana Puchalska
przyjazna koala
naleśnik puchaty
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Nie chciała zabrzmieć dramatycznie (mam wrażenie, że tak często zaczynają zdanie ludzie, którzy brzmią dramatycznie), ale chyba była przekonana, że gdyby Miles jakimś cudem stanął pod drzwiami jej domu, to byłby koniec ich sobotnich spotkań. Wydawało jej się, że Miles zwyczajnie nie chciałby spędzać czasu z kimś takim jak Diana, no bo… dlaczego by miał? Spotykając się z nim, czuła się trochę jak oszustka. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że Miles uważał ją za kogoś ciekawszego, fajniejszego, może nawet mądrzejszego niż była naprawdę. Gdyby zobaczył jej dom (to znaczy: dom, który wybrał i kupił jej mąż bez konsultacji z Dianą, absurdalnie ostentacyjny i z japońskim ogrodem w cholernej Australii), gdyby poznał jej męża (jeszcze bardziej absurdalnego i ostentacyjnego niż jego dom, a przecież jego posiadłość naprawdę trudno przebić) albo dowiedział się więcej o przeszłości Diany, prawdopodobnie znalazłby sobie inne miejsce na kawę. Nigdy nie była szczególnie lubiana, ani w szkole, ani na studiach, dlatego myśl, że Miles tak zwyczajnie mógłby polubić , Dianę, wydawała jej się co najmniej absurdalna.
– Czemu ci się ze mną skojarzyła? – spytała, mieszając kawę, zanim odłożyła łyżeczkę i wzięła łyka. Była ciekawa, jak widzi ją Miles, za to wzmianka o Polsce nie zainteresowała jej ani trochę. Gdyby chciała o niej rozmawiać, to by tam została, zamiast uciec gdy tylko trafiła się okazja. I choć kojarzyła ze swojego dzieciństwa serial, o którym myślał Miles, gdyby to wiedziała, raczej nie zareagowałaby zbyt entuzjastycznie. Polska nie była czymś, co chętnie wspominała, niech najlepiej świadczy o tym to, że w Australii wmawiała wszystkim, że jest ze Szkocji.
Przez chwilę wpatrywała się w mężczyznę bez słowa, zaciągając się papierosem. Dopiero gdy wypuściła dym, odezwała się, półświadomie obracając papierosa w palcach – była zdenerwowana, więc musiała coś zrobić z ciałem, bo najchętniej walnęłaby w ten głupi stolik. Albo w twarz Daryl, o. To byłoby coś. - Ktoś, kogo ty mógłbyś uznać za zasraną Matkę Teresę, prawdopodobnie będzie największym egoistą na tym kontynencie. A że jest mały, to nie takie znowu osiągnięcie – przedstawiła mu swój punkt widzenia, może odrobinę cyniczny. Pomaganie, zdaniem Diany, zwykle wynikało z egoistycznych pobudek. Rzadko celem jest pomoc komuś innemu, przede wszystkim chcesz pochwalić się własną dobrocią, niezależnie czy zrobisz to w Internecie, przed dziewczyną czy przed samym sobą, żeby podnieść swoje własne mniemanie o sobie: jasne, palę, choć mi szkodzi i zdradzam partnerkę, ale przynajmniej pomogłem tym biedakom! A skoro o biedakach mowa, Diana wzruszyła nieco lekceważąco ramionami. - Pewnie wyda pieniądze rodziców na trzyletnią terapię. Chyba że wcześniej trafi do cholernego więzienia – chciała, ale nie mogła się zdobyć na wiele współczucia dla głupiego, ale bardzo uprzywilejowanego gnojka. Sięgnęła po filiżankę, ale nie uniosła jej do ust, zamiast tego pokręciła głowa. - Nie, nie z nim. O nim – wyjaśniła i odbiła pałeczkę: - A co u ciebie, Halina? – nazwała go tym samym imieniem, bo przecież Halina to głównie stan umysłu.

Miles Vanderberg
ambitny krab
pianka#9491
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Uśmiecham się półgębkiem, widząc jej z lekka zafrasowane spojrzenie. Gdyby była kimś innym, pewnie to nie byłby uśmiech, a jedynie nieznaczne wykrzywienie ust jak u paralityka, który próbuje, ale mu nie wychodzi. Przy Dianie jednak nie trzeba było udawać niczego — nie wiedziała, kim jestem, nie miała zielonego pojęcia o mojej przeszłości, jak i za równo planach na przyszłość, pomijając te momenty, kiedy zapierałem się, że w najbliższym czasie kogoś zamorduję, bo tak jestem wkurwiony. Odnoszę wrażenie, że człowiek ma wiele twarzy i danej osobie pokazuje jedynie te, które wpasują się w schemat. Wystarczyłoby, żeby w tym momencie przedstawiłaby mi się imieniem i nazwiskiem, podałaby mi wszystkie taka bardzo znaczące dla społeczności detale, a on i tak nie zmieniłby o niej zdania. Nie przychodził tutaj, by rozmawiać o konkretach, o tym mógł gadać z każdym. Przychodził, bo wiedział, że oboje tego potrzebują — kogoś, kto nie będzie oceniał, nie mając podstaw, kogoś, kto wysłucha i nie będzie robił wyrzutów. Co prawda nie byłem jeszcze na tyle gotowy, by zwierzyć jej się ze wspomnień tamtej nocy, ale każde spotkanie utwierdzało mnie jedynie w przekonaniu, że Diana jest odpowiednią osobą do tego, by poznać całą resztę. To wręcz komiczne — nie potrafię otworzyć się do tego stopnia przed Lindsay, swoją drugą połówką, za to obcej dziewczynie z widocznym jak na dłoni bagażem emocjonalnym? Oczywiście!
Hmm, może to przez to wieczne narzekanie — i aby nie wzięła tego jako przytyk i nie odeszła od stolika, pokazuję jej język. Przekomarzanki były moim hobby, a szczególnie z tą tutaj.
Podążając jej śladem, zaciągam się głęboko, smakując rozkoszną woń tytoniu. Również ją obserwuję, bez słowa kręcąc pokrywką od kubka. Widzę, że jest zdenerwowana i najchętniej chce mieć cały ten dramat za sobą. Bez wątpienia wygląda też na taką, która chętnie przywaliłaby komuś. Nie wiem, czy jest to odpowiedni moment do proponowania swojego policzka, by mogła się wyżyć, choć wizja dostania z liścia nie była najprzyjemniejsza. Mógłbym zabrać ją do Moonlight i przygotować coś mocniejszego, tylko czy to nie wykroczyłoby poza nasz harmonogram? Co jeśli cała magia naszej znajomości ucieknie, kiedy znajdziemy się w innym miejscu niż ta mała kawiarnia?
— Może z tego wyrośnie? — pytam z udawaną nadzieją, chociaż oboje wiemy, że skoro młody przejawia tak solidne dawki egoizmu już teraz, to strach pomyśleć co będzie potem. Przydałyby mu się prawdziwe warunki do wychowania, stabilizacja, poczucie bezpieczeństwa — wszystko, czego prawdopodobnie rodzice nie mogli mu zapewnić. Mimo tego w jak bardzo paskudnym świetle przedstawia go moja towarzyszka, rośnie we mnie odrobina sympatii do tego gnojka. W końcu to nie jego wina, że rośnie na popaprańca, czyż nie? — Terapię? Więzienie? To, o jakim wieku tutaj mówimy? Bo miałem wrażenie, że mówimy o małym gnojku około dziesięciu lat. Wątpię, by w takim wieku poszedł siedzieć — kontynuuję, jednak milknę, kiedy frustracja Diany osiąga wręcz zenitu — Dobra, masz rację. Zmiana tematu. Nie musisz na niego tracić nerwów — przyznaję, chcąc dać jej jakiekolwiek, marne pocieszenie. Zbyt długo czekałem na to spotkanie — no na pewno tydzień, a to maks długo, co nie? — by teraz wpędzić nas w grobową atmosferę swoimi niekończącymi się pytaniami. Słysząc przydomek, który wcześniej zdążyłem jej nadać, szczerzę zęby w kolejnym uśmiechu. Spodobało jej się! — Ach wiesz — z jednej strony mam ochotę machnąć ręką i udać, że nic takiego się nie dzieje. W końcu nowa współlokatorka to nie jakaś apokalipsa, o której mógłbym opowiadać i opowiadać. Temat jednak ciąży mi na sercu, a skoro mogę się tym pochwalić, to czemu i nie — Zgłosiła nam się dziewczyna na wynajem — mówię powoli, zaciągając się po raz kolejny. Jeszcze dwa buchy, dla podkreślenia całej dramaturgii tego wydarzenia, ponawiam — DZIEWCZYNA!

Diana Puchalska
przyjazna koala
naleśnik puchaty
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
– Ja nie narzekam – odparła spokojnie, najwyraźniej dość nieczuła na przytyk Milesa. Zaraz jednak dodała, chcąc wyjaśnić swój tok myślenia: - Ja kurwię. To przynajmniej trochę zabawniejsze niż narzekanie – wytłumaczyła, półświadomie strzepując papierosa prosto na ziemię, skoro – dziwna sprawa – w kawiarni, w której nie powinno się palić, na stolikach nie postawiono popielniczek. Rozejrzała się wokół, szukając jakiegoś stolika, od którego dopiero przed chwilą odeszli klienci, porzucając na blacie puste filiżanki. Idealnie nadawałyby się przecież, by wrzucić do niej pety i nie martwić się, że brudzą, ale niestety nie dopatrzyła się niczego takiego. Albo pracownicy kawiarni dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków, albo była po prostu sobota. Pewnie niektórzy ludzie, tacy, którzy mieli bardziej udane życie niż Diana czy Miles, mieli w weekendowe poranki lepsze rzeczy do roboty niż palenie w kawiarni i kurwienie na świat.
Z drugiej strony, w tym cholernym Lorne Bay było tak gorąco, że nie rozumiała, jak ktokolwiek mógłby mieć udane życie w tym mieście.
– Myślisz, że to jest recepta na cokolwiek? – spytała, przyglądając się Milesowi nieco uważniej. - Mi zawsze się wydawało, że to bzdura, wyrosnąć można z butów, ale nie wiem, czy wyrośniesz z bycia… jakimkolwiek – bo jakim cudem? Jeśli Joe już teraz znęcał się nad słabszymi dzieciakami, wiek tutaj niczego nie zmieni. Przeciwnie, wydawało jej się, że im jesteś starszy, tym bardziej twoje wady wychodzą na wierzch. Nie uważała, że jej pasierb może z tego wyrosnąć, jeśli już, to pewnie w ciągu najbliższych lat nauczy się lepiej ukrywać i skuteczniej zastraszać inne dzieciaki, żeby nie doniosły nauczycielom, przez co wszystko będzie się tylko rozwijać. A przecież Diana aż za dobrze wiedziała, do jakiego etapu mogą rozwinąć się podobne zachowania. Do bicia, kopania i ciągania za włosy, i do brania wszystkiego, kiedy tylko ci się podoba. - A powinien – odparła krótko i dość zdecydowanie, zaraz jednak wywróciła oczami – dobrze wiedziała, że przesadza. - Może posyłanie dzieciaków na kilka tygodni do więzienia zamiast na jakieś drogie obozy to całkiem skuteczna metoda wychowawcza? – dopytała, całkowicie celowo ignorując pytanie o wiek Joego. Nie taka była między nimi umowa, nie chciała opowiadać mu o szczegółach.
Napiła się więc kawy i przyjrzała się Milesowi nieco uważniej niż do tej pory, gotowa wysłuchać jego porcji kurwienia. Może nawet wiedziała, że musiał szukać nowego współlokatora, ale gdy usłyszała o tej dziewczynie, mimowolnie uniosła brew do góry, nie będąc w stanie ukryć rozbawienia. - Nie – zawołała dość teatralnie i pokręciła głową. - Mówisz poważnie? Prawdziwa dziewczyna? W twojej męskiej jaskini? – powtórzyła i rozsiadła się na krześle nieco wygodniej, gotowa wysłuchać tego, co zapowiadało się na dobrą historię. - Jaka jest? – to, kim było, przecież jej nie interesowało.


Miles Vanderberg
Violet Swan-Vanderberg buzi
ambitny krab
pianka#9491
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
— Masz całkowitą rację, Diano. W Twoim wypadku samo kurwienie jest już sztuką — to była prawda, inaczej by tutaj nie przychodził co sobotę i nie współtworzył z nią. Sam ostentacyjnie gasi swój niedopałek o blat stołu, zakłada ręce za głowę i tylko przymyka oczy, co jakiś czas otwierając jedno ślipie, by na nią zerknąć. Uwielbiał te popołudnia, serio. Nie musiał siedzieć w mieszkaniu i wysłuchiwać płaczów i żali, nie pracował, po prostu lenił się przy gorącym kubku kawy z całkiem ładna i totalnie obcą dziewczyną i po prostu pieprzył trzy po trzy. Było to coś na wzór terapii — nawet jeśli owszem, było go stać na zapewnienie sobie kilkudziesięciu lat psychoterapeuty do przodu, tak Miles uważał, że jemu to jest absolutnie niepotrzebne do szczęścia. Po co miałby roztrząsać, zwierzać się komuś, nawet iść do spowiedzi i zrzucić z siebie taki ciężar, skoro przyzwyczaił się do tego jak jest? Chociaż nie mógł wyjawić Puchalskiej dosłownie wszystkiego, była to jedna z trzech osób, która z nim wytrzymywała — jak nie na porządku dziennym, to chociaż w soboty.
— Kiedyś musi dorosnąć i stać się mądrzejszy. Ty nie przypalałaś mrówek pod lupą, kiedy miałaś 5 lat? — jego siostra to robiła. Odkąd tylko pokazali jej z Finnem, w jaki sposób można jeszcze użyć przedmiotu, dosłownie smażyła mrowiska. Potem przeszła na kartki, potem pewnie jeszcze miała fazę na papier w wersji pokarmu, później zastąpiły je smarki z nosa. To wszystko były etapy dorastania, wszyscy Vanderbergowie przez nie przechodzili, więc czemu i nie inne dzieciaki w okolicy? — Daj mu czas — po czym po chwili dodaje — Albo poprawczak.
Szczerze powiedziawszy, nie zauważył tego, jak zgrabnie ominęła jego pytanie. Gdzieś z tyłu głowy pewnie i tak zapaliła mu się czerwona lampeczka, by nie pytać o żadne szczegóły, ale rozmowa, którą toczyli sama się o to prosiła. — Tak, a potem usłyszałabyś, że wsadzono mu bakłażana od dupy strony i wylądowałabyś na jego pogrzebie, za traumę, którą mu spowodowałaś — wykręca oczami. Pomysł nie był najgorszy, aczkolwiek niewykonalny. A po cholerę gdybać o rzeczach nierealnych? Mogliby zamienić się w Dianę i Milesa Marzycieli, pójść gdzieś pod drzewo w parku i zamiast kurwić, to marzyć. Byli jednak osobami dorosłymi, bliżej niż dalej było im do wieku średniego niż do nastoletnich lat — no dobra, tylko w przypadku Milesa, okej — a to wymagało tego, co robili dotychczas. — Plan jest prosty. Porywamy dzieciaka, zakładamy mu worek na głowę, zastraszamy go, tak by aż zesrał się w spodnie, a potem odwozimy go do domu. Mam maski królika w garażu, coś się wymyśli. — poprawka, nie były jego, ale z pewnością jego współlokator nie miałby nic przeciwko tymczasowemu przywłaszczeniu.
Tak — odpowiada, równie teatralnym głosem, kiedy temat schodzi na jego Violet. To znaczy, Violet. Nie jego. Nawet udało mu się machnąć łapką, kiedy kontynuował, tak jak robili to w RuPaulu, gdy ktoś rzucał w nich shadem. — Słuchaj, to był chyba piątek. Albo czwartek. Nieważne. Byłem po nocce, a ktoś o szóstej rano zaczyna walić do drzwi. Nie był to mój kumpel, on ma klucze, a kto inny miałby przyjść o tej godzinie? Otwieram, a tam jakaś zapłakana blondynka, ściska gazetę w dłoni. Jak chciałem ją przegonić, podkreślając, że nie szukamy FACETA, to co? Wpieprzyła się na środek korytarza, usiadła na walizce i koniec. Musiałem lecieć po ścierkę kuchenną, żeby osuszyła łzy. NO I ZOSTAŁA! — to ostatecznie, to już krzyknął, przyciągając do siebie zainteresowane spojrzenia ze strony stolika obok. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że kiedy opowiadał, w emocjach znacznie nachylił się do swojej towarzyszki, dlatego jednym ruchem odepchnął się od stolika i zaczął bujać się na dwóch tylnych nóżkach krzesła. — Jest okropna. Non stop wyje, tak, że słychać ją w moim pokoju — co nie było trudne, skoro dzielili ścianę — Wycieraczkę kupiła, prawie wbiłem do czyjegoś mieszkania. No i zostawia wszędzie swoje kosmetyki. Raz zaspany chciałem się ogolić, nie zauważyłem jej pianki, a potem przez pół dnia śmierdziałem lawendą!!!

Diana Puchalska
przyjazna koala
naleśnik puchaty
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Parsknęła cicho, ni to z rozbawieniem, ni to z pogardą. - Myślisz, że mogłabym zacząć to robić zawodowo? Skoro inni ludzie utrzymują się ze swojej sztuki… albo przynajmniej dorabiałabym tym moim kurwieniem, na przykład w weekendy. Robiłabym to samo co zawsze, tylko teraz brałabym za to kasę – podzieliła się z nim swoimi genialnymi przemyśleniami. Nie powiedziała jednak na głos jeszcze jednej myśli, która wpadła jej do głowy: Diana, w gruncie rzeczy, wcale nie musiała zastanawiać się, czy uda jej się z czegoś utrzymać. Jako stażystka w szpitalu zarabiała pewnie niewiele więcej niż zarabiałaby jako przymierająca głodem artystka (malarka czy kurwiąca Dianka, wszystko jedno), a mimo to mieszkała w willi z basenem, kupowała ubrania zaliczane raczej do tych droższych i jeździła autem pełnym różnych absurdalnych bajerów, które nie były jej do niczego potrzebne. Wszystko to kupowała za pieniądze męża lub, co zdarzało się chyba równie wszystko: kupował jej to mąż. Niby się przyzwyczaiła, ale wciąż czuła jakiś dyskomfort związany z tym wszystkim. Dlatego tym bardziej cieszyła się, że ona i Miles wcale się nie znali i nie musiała się tłumaczyć ani z pieniędzy, ani z ich braku. Ani z tego drogiego samochodu, który stał zaparkowany za rogiem. Na wszelki wypadek.
– Myślę, że nawet gdybym przypalała, to byłoby mi teraz głupio się do tego przyznać – odparła szczerze, wzruszając przy tym ramionami. Przypalanie mrówek brzmiało jak coś okrutnego, ale chyba wciąż widziała różnicę między robieniem głupich rzeczy, gdy masz pięć lat, a znęcaniem się nad kolegami jako nastolatek. Pewnie reagowała przesadnie, bo znała ojca tego nastolatka od jego najgorszej strony i… wcale nie chciała dawać Joeyowi czas. Przeciwnie, naprawdę bała się, co on zacznie robić dalej, na szczęście jednak Miles wspomniał o tym poprawczaku, przez co musiała się uśmiechnąć. - Czas albo poprawczak? Brzmi całkiem dobrze, mogę na to pójść – zapewniła i napiła się kawy. - Nie umierasz przez traumę – zaprotestowała, bo najwyraźniej, jak na doskonałą macochę przystało, życzyła swojemu pasierbowi wszystkiego co najlepsze, łącznie z tym bakłażanem w dupie. Zmarszczyła jednak czoło, gdy usłyszała, jak Miles przyczepił się do tej części ciała biednego dzieciaka (pewnie zmarszczyła się przede wszystkim przez myśl, że to ona musiałaby zrobić pranie, gdyby Joe posrał się w jakimś lesie) i postanowiła spytać o to, co uznała w tym wszystkim za najbardziej zastanawiające. - Miles, dlaczego ty trzymasz te maski w garażu? – spytała. Dobrze, że wciąż byli w miejscu publicznym, to może nie będzie próbował jej zabić, gdy zdradzi jej swój sekret?
– Wycierała sobie buzię kuchenną ścierką? Chyba już wiem, po co wam te maski – zauważyła, patrząc na Milesa z coraz większą konsternacją. Była przecież lekarką, jasne, że wypróżnienie robiło na niej dużo mniejsze wrażenie niż brudna, wilgotna ściera ze wszystkimi zarazkami na niej, którą ktoś przykładał sobie do twarzy. - Stary, kup chusteczki. Jednorazowe – doradziła mu, wciąż mocno przejęta tą historią. - Wyje? To może jak, kurwa, wyje, to trzeba ją spytać, czego ona ciągle wyje i czy nie potrzebuje pomocy? – spytała trochę napastliwiej niż do tej pory, wyglądając, jakby chciała trzepnąć Milesa w ten jego pustawy łeb. No ale serio, nie wiedział co się robi jak ktoś płacze? - To czekaj, ona zostawia swoje rzeczy czy to ty korzystasz z jej rzeczy bez pytania? – uniosła nieco brwi, wciąż bardziej w nastroju na opierdol niż ojojanie. Może już jej się solidarność jajników włączyła.

Miles Vanderberg
ambitny krab
pianka#9491
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
— Brzmi zbyt idealnie. Zostałabyś miliarderką w przeciągu paru tygodni, a potem się tłumacz rządowi, że nie robisz nic nielegalnego, tylko wrzucasz innym — odpowiada ze śmiechem. Wizja takiej roboty perfekcyjnie pasowała mu do Puchalskiej. Patrząc po markowych ciuchach i samym samochodzie, którym zajeżdżała pod kawiarnię i skrupulatnie chowała za rogiem, co nieraz udało mu się zobaczyć, kiedy na nią czekał — no cóż, nie radziła sobie tak najgorzej. Nie pytał o bogatego faceta, wolał sam dopowiedzieć sobie historię. Przy takiej inteligencji i sprycie, wyobrażał ją sobie jako znakomitą prawniczkę czy lekarkę. Nie pytał skąd na to wszystko ją stać, bo nawet z taką pensją, musiałaby pracować lata w swoim zawodzie, by udało jej się kupić bez problemów takie auto. Istniała też inna opcja, była kolejnym dzieciakiem z bogatej rodziny. Biorąc pod uwagę to, że w jego rodzinnym domu układało się lepiej niż dobrze, a Vanderbergowie pławili się w pieniądzach, Miles z wiadomych powodów odciął się od dobrobytu i liczył tylko na siebie, odsyłając co miesiąc czeki ojca. Praca za barem wystarczała mu na to, by utrzymać apartament — nawet jeśli był wcześniej przez nich sprezentowany wraz z samochodem — a oszczędności z poprzedniej szpitalnej roboty, jak i słone napiwki, pozwalały mu nadal prowadzić życie na jakimś poziomie. Jakimś, teraz nie można porównać grubości jego portfela z tym, jaki nosił wcześniej.
— Mam młodsze rodzeństwo, wiem, jak skwierczą mrówki — skwitował wzruszeniem ramion, po czym potrząsnął pustym już kubkiem. Chętnie zamówiłby kolejną, ale wtedy musiałby zostawić Dianę w takim momencie, a przecież nie mógł jej tego zrobić. Aktu kurwienia nie można przerywać, to byłaby zniewaga w najczystszej postaci. Tym bardziej że chciała czy nie chciała, całe to zajście z dzieciakiem jawnie ją trapiło. Podejrzewał, że istniało drugie dno, ale musiałby zapytać o szczegóły. Wcześniej wielokrotnie dawała mu znak, że ich rozmowa zmierza w nie tym kierunku co trzeba, i Vanderbergowi przez swoją gapiostwo, robiło się wręcz głupio. Nie przyszli tu po to, by zmierzyć się z niezręcznością, chociaż gdyby usłyszał kiedyś od Dianki, że mąż ją tłucze jak żona powinna tłuc gary w niedzielne poranki, to skoczyłby mu do gardła i miałaby problem z głowy. — Nie umierasz, ale jak wjedzie Ci coś na psychikę, będzie męczyć po nocach, a Ty będziesz marzył, tylko o tym żeby się powiesić albo strzelić sobie w skroń starym rewolwerem ojca, to owszem, umierasz — odparł. On już zbyt dobrze miał do czynienia z traumatycznymi przeżyciami, o czym wolał jej nigdy nie wspominać.
— To mojego współlokatora, nie zadaję mu żadnych pytań na które nie chcę znać odpowiedzi — błysnął zębami w kolejnym uśmiechu. Puchalska jest jedną z niewielu osób, przy których wciąż pamięta jak to się robi, co zasługuje na miano niemałego komplementu — Naprawdę myślisz, że dałbym jej brudną ścierę, może jeszcze do podłogi? Ścierka, ręcznik, chuj wie co to jest. Białe, rwiesz na kawałki i rozpada się pod wpływem wilgoci. Ręcznik kuchenny, tak to się nazywa? — nie był gosposią, niech już lepiej nie łapie go za słówka — A przepraszam bardzo, czy to moja sprawa? Wiesz Diano, mam swoje problemy. Pozwoliłem jej zostać, tylko dlatego, bo wyglądała jak zbity szczeniak, nie dlatego, że nie mam co robić i marzę o tym, by założyć poradnię psychologiczną. — och, no ta rozmowa przybrała nie taki kierunek, jaki powinna! Miles jednak miał trochę nadziei, że koleżanka stanie po jego stronie. Przez to wszystko zapomniał, że prawie jej nie znał, nie wiedział też, że jest taką zawziętą feministką! — Nie grzebię jej w rzeczach — Kłamczuszek Miles się kłania — To ona zostawia całe to gówno, gdzie popadnie! Wiesz co, Diana, czuję się jawnie urażony Twoim brakiem wiary w moją personę! — i tak, aby przypieczętować swoją tyradę, wciska kolejną szlugę pomiędzy zęby i nawet jej nie częstuje.

Diana Puchalska
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ