żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
#6


czytamy listy umarłych jak bezradni bogowie,
ale jednak bogowie, bo znamy późniejsze daty


Zejdź mi z oczu - rozchodziło się niczym echo ojcowskim głosem między chaotycznymi myślami. A on na długo później nadal płonął ze wstydu, iż w żaden sposób nie zdołał zareagować na to przepełnione niechęcią zachowanie. Tyleż to razy podejmował się słownej batalii, obnażając w niej wszelkie słabości ojca i robiąc to bez najmniejszej oznaki litości. Kiedyś - teraz po własnym upadku, przegrywał pod ciężarem spojrzenia pełnego rozczarowania. Dlatego też z dziecinnym trzaskiem drzwi opuścił rodzinną rezydencję, nie żegnając się również z niewzruszoną niczym matką. Naiwne ze strony Phineasa było oczekiwanie czegokolwiek innego od rodziców - choć oni okropnie zniekształcali znaczenie tego słowa, będąc tak po prawdzie w większej części jego dzieciństwa jedynie cichymi obserwatorami. W dodatku dostrzegającymi wyłącznie potknięcia własnych dzieci, które przysłaniały wtedy całe ich osoby. Nosząc nazwisko Woodsworth musiałeś nieustannie dążyć do perfekcji, a ostateczni i tak okazywało się to niewystarczające. On taki był - ze słabą duszą, zbyt delikatną do politycznych rozgrywek pana W.
I zszedł mu z oczu, żałując przy tym, że niezdolny jest zniknąć sprzed własnych - wszakże to on stał się najgorszym dla siebie wrogiem, jakby pisanym mu w gwiazdach od samych cholernych narodzin. A w tej burzy emocji pozostanie w pustym mieszkaniu, wydawało się jedną z gorszych opcji, więc instynktownie nie wrócił nawet w jego okolice - kuszenie losu nie było najmądrzejszym posunięciem w tejże sytuacji. Cmentarna kraina zawsze jednak witała go z otwartymi ramionami, nawet wtedy, gdy nie przychodził tu w celach zarobkowych jako żałobnik. Taki obraz Twój, Phineasie - z salonów i filharmonii trafiłeś między kamienne nagrobki, gdzie nie grała już Twoja muzyka.
Zwolnił kroku, dostrzegając w oddali smukłą sylwetkę - okalaną ciemnościami i tańczącym w konturach postaci delikatnym światłem ze zniczy. Idź dalej; szeptał mu cicho rozsądek, lecz zbyt łatwo ginący wśród innych myśli.
- Niedługo zamykają główną bramę - wraz ze słowami uprzejmego ostrzeżenia opuszczającymi jego usta, zatrzymał się o krok - a może i dwa - od nocnej zjawy, którą nadal trzymał w granicach własnego spojrzenia. Chciałoby się rzecz, iż więził ją przed czmychnięciem w otaczający ich mrok, lecz oczywiste było, iż zwyczajni śmiertelnicy nie dysponują takimi umiejętnościami. Nieśpiesznie sięgnął dłonią po paczkę fajek w kieszeni kurtki, by w niemej propozycji wyciągnąć ją ku nieznajomemu.


Philip More
25 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Jego dni nigdy nie były spokojne. Dziwna zdolność do komunikacji ze zmarłymi nie pozwalała mu się nudzić. Na całe szczęście Philip zdążył się już do tego przyzwyczaić. Nie tylko jeśli chodziło o ciągły widok zmarłych, ale również fakt, że niewiele osób brało go na poważnie. W końcu kto wierzyłby człowiekowi, który twierdzi, że potrafi rozmawiać z duchami. Było to mało wiarygodne i pewnie sam Philip nie byłby w stanie uwierzyć, gdyby ktoś przyszedł do niego z takim wyznaniem. Jeśli miał być szczery, to nie wierzył w takie zeznania nawet teraz. W całym swoim życiu spotykał ludzi, którzy twierdzili, że potrafią to samo co on, zwłaszcza po tym, gdy dostał swoje reality-show. Program ten wywrócił jego życie do góry nogami i to nie zawsze w pozytywny sposób. Początkowo oczywiście cieszył się niesamowicie z tego, że mógł pojawiać się w telewizji i zarabiać na tym niemałe pieniądze. Nie mówiąc już o tym, że nie musiał się przy tym specjalnie wysilać. Rozmawianie z duchami przychodziło mu bowiem łatwo, tak jakby miał rozmawiać z ludźmi i nigdy nie traktował tego jak pracę. Dopiero w trakcie trwania programu zrozumiał, że nie było to takie miłe, jak początkowo mu się wydawało. Im był starszy tym gorzej się w tym wszystkim czuł. Najbardziej przeszkadzało mu to, że obcy ludzie zaczęli zbyt mocno ingerować w jego życie i interesować się nim, no ale chyba na to zasłużył, skoro zgodził się na udział w reality-show… a przynajmniej tak myślał przez większość czasu. To też skłoniło go do wszelkich używek. Z tymi uzależnieniami musi męczyć się już do końca swojego życia.
   Do swoich zdolności ma mieszane uczucia. Początkowo chciał pomagać duszom w znalezieniu spokoju po śmierci, ale szybko zdolność ta przerodziła się w coś, na czym można zarobić. Wiadomo, pieniądze są potrzebne i lepiej jest je mieć, niż nie, ale z drugiej strony Philipowi nie podobało się to, że marnował się zaczepiając obcych ludzi przed kamerami. Mógł przecież pomagać policji czy też rozwiązywać jakieś poważniejsze sprawy. Tyle o tym czytał w Internecie… Prawdziwą ucieczką są dla niego wizyty na cmentarzu. O dziwo właśnie tutaj jest w stanie się skupić. Tej nocy nie było mu to jednak dane, bo od razu po przekroczeniu bram cmentarnych zaczepił go duch kobiety. Była to pani po siedemdziesiątce, która zmarła na skutek zawału serca. Philip starał się nie rozmawiać z jednym duchem zbyt długo, bo wydawało mu się, że wtedy dusza mogłaby się do niego zbytnio przywiązać, a ostatnim czego potrzebował to ściąganie zmarłych do siebie. Kobieta nie miała jednak zamiaru opuszczać cmentarza, co pozwoliło Philipowi na dłuższe przebywanie w jej towarzystwie. No i stał tak sobie spokojnie przy jednym z nagrobków, gdy nagle usłyszał męski głos.
   – Co? Ach… spokojnie, znam wyjście nawet gdy bramy są zamknięte – uśmiechnął się blado. Potrafił rozpoznać, gdy miał do czynienia z żywym lub umarłym. Towarzystwo chłopaka nie spodobało się jednak kobiecie, która szybko zaczęła krążyć wokół niego, pokazując dłońmi we wszystkie strony, próbując wygestykulować, co tak właściwie jej w nim nie pasowało. Nie pierwszy raz widział takie zachowanie, czasami duchy nie lubiły, gdy ktoś przerywał im rozmowę z jedynym żywym, który był w stanie je zobaczyć. Duchy były niesamowicie atencyjne, zwłaszcza takie starsze panie, które z całą pewnością chciałyby sobie poplotkować.
   – Pracujesz tu? Szukam nagrobka Katherine MacDaniels – powiedział, bo tak właśnie nazywał się duch kobiety, która krążyła obecnie wokół nich.
phineas woodsworth
ambitny krab
Philip
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
Raz, dwa, trzy - nie wahał się więcej, gdy stał w bez ruchu z wyciągniętą dłonią. Powoli schował ponownie paczkę papierosów do kieszeni kurtki, uprzednio wyjmując dla siebie jedną fajkę - tę po krótkich wewnętrznych dywagacjach ostatecznie wsadził za ucho. Da radę jeszcze moment poczekać z puszczaniem znaków dymnych ku nocnemu niebu. Zapewne po jakiejś części wolał również uniknąć sprzeczki, będąc zbyt zmęczonym na ostre wymiany zdań na temat palenia nad nagrobkami nieznajomych.
- Gdy wszystkie bramy...? Nie przeskakujesz chyba przez ogrodzenie? - Phineas nie krył zaciekawienia w głosie, starając się odszukać w myślach możliwe wyjścia z tej cmentarnej scenerii. Skoki przez mur nie wydawały się najlepszą opcją, gdyż ostre zakończenie zapewne niejednego przyprawiło już o uraz. Znał to zbyt dobrze z autopsji, kiedy nierozsądnie postanawiał skrócić sobie drogę powrotną i w najlepszym wyjściu rozedrzeć w paru miejscach kolejne spodnie. Przystąpił z nogi na nogę, zastanawiając się, co właściwie nie pasowało mu w tej rozmowie. Wydaje Ci się - powtarzał sobie w myślach, nie będąc pewnym czy po prostu czegoś nie przeinaczył w tych niewielkich szczegółach. Nieznajomy w pewnym momencie ich krótkiego spotkania patrzył gdzieś nieopodal Phineasa, który instynktownie prawie to zwrócił twarz w tamtym kierunku. Powstrzymał się, jednak gdy kątem oka nie zaobserwował nic niepokojącego. Niepotrzebnie szukał problemu tam, gdzie go najwyraźniej nie było, ale jak nic na tym polegało całe istnienie P.M. Woodswortha.
Kiwnął głową na potwierdzenie, choć pamiętanie wszystkich nieboszczyków spoczywających w tym miejscu na pewno nie leżało w jego zakresie zadań. Z drugiej strony porzucenie go bez pomocy odrzucił na samym początku, by ta jego bliska osoba zbyt długo nie czekała na odwiedziny. Bądź niebliska, ale to wydawało się zbyt nietypową opcją - choć zapewne szalenie ciekawą zdaniem Phineasa! Liczył wyłącznie na to, iż następnego dnia nie przyjdzie mu prowadzić wielogodzinnych rozmów w sprawie cmentarnego złodziejaszka, który rozkradł grób jakiejś biednej kobiety.
- Katherine MacDaniels? Nie jestem do końca pewien, ale to może być w tamtej alejce - wskazał po chwile namysłu głową w stronę ciągnącej się w prawo od nich ścieżki. Dość nierównej jakby wyniszczonej od ciągłych wędrówek i cięższych sprzętów; wszakże niejednokrotnie widział grabarza wędrującego między grobami z taczką. Zabawnie wtedy łapał równowagę niczym akrobata, by cudem nie zniszczyć żadnego kamiennego pomnika.
- Radziłbym jednak uważać, niedawno rozkopali kilka miejsc nieopodal i bardzo łatwo samemu jakieś przypadkiem zająć - Takie przywłaszczenie miejsca wiecznego spoczynku było nierozsądnym pomysłem z wielu powodów, a o śmierci Phineas pomyślał na samym końcu. Ustaw się w kolejce; chciałoby się rzecz, gdy obserwował, jak prędko wykupywane zostawały kolejne kwatery. Sam przecież nie tak rzadko ostatnio przechadzał się po pracy, w sercu już wybierając sobie własną mogiłę. Przyglądał się wyżłobionym nazwiska, starając odgadnąć, kim byli być może jego przyszli sąsiedzi w tej wieczności po drugiej stronie granicy życia. Wolał tej kwestii nie pozostawiać do rozwiązania własnym rodzicom, gdyż znając ich postawiliby na najgorszą opcję - a ojciec najchętniej za płotem, by potępiony syn na wieki został już zapomniany i wymazany z jego historii.
- Mogę Cię zaprowadzić jeśli chcesz - kolejna prośba zawisła między nimi, kołysana przez chłodny wieczorny wiatr. Nie zamierzał jednak nalegać, rozumiejąc przede wszystkim rodzaj miejsca, w jakim się znajdowali; cmentarz nie dla wszystkich był przestrzenią na prowadzenie rozmów przy spacerach.


Philip More
25 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Papierosy były przyjemną ucieczką, a w tej chwili jedyną, na jaką mógł sobie pozwolić. Alkohol i narkotyki już dawno poszły u niego w odstawkę i tylko papierosów, nie mógł sobie odmówić. Wiedział, że gdyby to zrobił, to pewnie by zwariował. Na szczęście nie palił dużo, ale więcej niż powinien. W dalekiej przyszłości oczywiście widniało nad nim widmo rzucenia niezdrowego nałogu, jednak nie teraz. Coś musiało go uspokajać i musiał znajdować jakieś zajęcie dla rozbieganych dłoni, zwłaszcza w chwilach, kiedy to budził się w środku nocy z poczuciem, że coś musi zrobić. I chociaż zapalenie papierosa nie było wielkim wyczynem, pozwalało mu się uspokoić i dać dłoniom zajęcie, zanim znów pójdzie spać. Od taki jego brzydki rytuał.
   – Oczywiście, że nie… mam wytrychy – powiedział, uśmiechając się lekko. Przeskakiwanie przez ogrodzenie oczywiście było bardziej efektowne, niż klęczenie przed bramą i kręcenie jakimiś drucikami. Początki oczywiście były trudne, gdy musiał spędzać kilkanaście minut nad próbą otwarcia bramy. Obecnie jednak, gdy już wiedział czego używać i w jaki sposób, stało się to szybkie i mógłby to robić nawet z zamkniętymi oczyma. Skakać przez ogrodzenie nie potrafił, a nawet jeśli to bałby się, że zrobi sobie poważną krzywdę. Był realistą i doskonale wiedział, że nie wylądowałby w taki sposób, że nic by mu się nie stało. Życie było filmem, w którym on grał rolę statysty, a takim przydarzają się wszystkie nieszczęścia, których unikają głowni bohaterowie. Nawet lekko uśmiechnął się na to porównanie, bo wiele razy oglądał filmy, zwłaszcza te przepełnione akcją, w których głównych bohaterów nie dosięgają żadne wystrzelone w ich stronę kule, w przeciwieństwie do tych bohaterów, którzy nie są już potrzebni. No ale filmy były fikcją, nie musiały się więc trzymać sztywnych reguł prawdopodobieństwa i logiki. I mówił to człowiek, który gadał z duchami… gdzie w tym było prawdopodobieństwo i logika? Wiele osób zarzucało mu zmyślne udawanie albo niezwykłe szczęście i umiejętność odczytywania ludzi. Ciężko było mu przekonać niedowiarków, że nie ma gromady ludzi, którzy przeszukują Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na temat człowieka, którego przypadkowo zaczepił w supermarkecie. Za czasów jego reality-show właśnie tak to wyglądało. Obecnie zaprzestał już takich praktyk. Nie podchodził do ludzi, bo wbrew pozorom duchy nie miały potrzeby, by komuś coś powiedzieć i odzywały się jedynie jeśli ktoś o nie zapytał. Były jednak takie dusze, które czegoś potrzebowały, ale większość z tych rzeczy nie dotyczyła życia ziemskiego. To co zostaje po ludziach na ziemi przestaje mieć znaczenie po śmierci. W końcu tam już nie są potrzebne pieniądze i relacje. Nie są nawet potrzebne emocje, nawet jeśli duchy ukazują się Philipowi dość rozemocjonowane. Miał już bowiem do czynienia z radosnymi, jak i tymi złośliwszymi duszami. Wszystkie interakcje odbywały się jednak dość spokojnie. Fikcją bowiem było wszelkiego rodzaju opętania czy paranormalne rzeczy. More wiedział, że w towarzystwie duchów był bezpieczny, chociaż niektóre formy, które przybierały, były dość niekomfortowe. No i o ile duchy nie miały parcia, by rozmawiać i dawać znaki swoim bliskim, to nie miały problemów z tym, by zaczepiać Philipa. Doskonale bowiem wiedziały, kto może, a kto nie może z nimi rozmawiać.
   – Mówiła mi, że mam nie pozwolić na rozkopanie jej nagrobka – stwierdził, kiwając lekko głową. Och, starsze duchy nie lubiły, gdy mieszało się w miejscach ich pochówku. Nie miał jednak pojęcia dlaczego akurat tym się tak bardzo przejmują. Może chodziło o nietykanie kości? W końcu w wielu filmach i serialach widział, jak to duchy były do swoich szczątków bardzo przywiązane. No i oczywiście można tym źródłom zarzucać pewną wątpliwość, ale skąd miał czerpać swoją wiedzę? Nigdzie nie było podręczników dotyczących bycia medium. Możliwe, że tym wyznaniem się zdradził, bo nie wydawało mu się, żeby nieznajomy go kojarzył.
   – Uroki ograniczonej przestrzeni, co? – postanowił nawiązać jakąś rozmowę. Rozkopywanie grobów było dla niego smutne, ale wiedział, że taka była konieczność. Wiele nagrobków nie miało już ludzi, którzy je odwiedzali. Popadały więc w ruinę i zapomnienie. Niepotrzebnie zajmowały miejsce, które można było w jakiś sposób wykorzystać. Nasuwało się więc pytanie, czy pochówki w ogóle były logicznym wyjściem, ale wystarczyło jedynie spojrzeć na twarz Katherine, by wiedzieć jaka była odpowiedź. Kobieta nie była pocieszona, a Philipowi zaczęło się nawet wydawać, że duch zaczyna czytać w jego myślach. Oczywiście nie było to możliwe. Tak samo, jak niemożliwym było czytanie w myślach im.
   – Spokojnie, jak mówiłem, nie jestem tu pierwszy raz – powiedział, uśmiechając się słabo. Oczywiście przy rozkopywaniu grobów, krajobraz cmentarza ciągle się zmienia. Nie dało się więc przewidzieć i zaplanować dokładnie swoich kroków, bo nie znało się topografii. No i można było źle skończyć, jeśli się nie uważało.
   – Nie odmówię pomocy – odpowiedział. Samemu na pewno szukanie zajęłoby dłużej. – A ty, co tu robisz? – zapytał z ciekawości, bo z doświadczenia wiedział, że niewiele osób lubiło spacerować nocami po cmentarzach.
phineas woodsworth
ambitny krab
Philip
ODPOWIEDZ