Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Uniósł kącik ust w reakcji na jej odpowiedź. Odebrał ją jako zadziorną, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że Divinę o tego typu wypowiedzi oskarżać ciężko. Sam uważał, że na głupią uprzejmość nie zasługiwał, ale odnajdywał ją chociażby w tym, że nadal stał z Norwood na pustym cmentarzu i prowadził jeden z najosobliwszych dialogów w jakim kiedykolwiek przyszło mu brać udział.
- A ty jak mogłaś się wybronić z winy, którą pozwolił abyś się obarczyła? - Zapytał wprost, bo wielce niesprawiedliwym wydały mu się słowa V. Oczywiście niesprawiedliwość ta tyczyła się jej osoby, dla której dziewczyna wydawała byś się przeraźliwie surową. - Poza tym gdyby stanął teraz przede mną powiedziałbym mu te same słowa, bez chwili zwątpienia - dodał nadal trzymając się własnych przekonań i argumentów.
Jego matka, nie zasługuje na miano rodzica. Podobnie jak i ojciec Diviny. Ani jedno, ani drugie nie wywiązało się z roli, którą przyszło im pełnić, więc czemu potomstwo miałoby ich szanować? Czemu miałoby być im winne jakiekolwiek sentymenty, szacunek, wdzięczność? Za co?
Pierwsze kroki ich wspólnego spaceru minęły im w ciszy. Wyszli z cmentarza, za którego bramą Nathaniel odpalił wreszcie upragnionego papierosa. Zaciągnął się nim powoli, wsłuchując się w odgłos swoich kroków, bo te Diviny były ledwo co słyszalne. Kilka tygodni temu, gdy siedział na przeciwko niej trzymając na szali jej życie, nigdy nie spodziewałby się tego, że przyjdzie mu za jakiś czas iść z nią w ramię w ramię. I owszem, spotkanie to miało mieć inny charakter, ale nikt nie powiedział, że zamiany są złe. W przypadku Norwood, Hawthorne dokonywał ich niezwykle często.
- Nie ciebie? - Zerknął w bok czekając na odpowiedź dziewczyny. Przy tym przyjrzał się jej lepiej, dostrzegając swego rodzaju grację i lekkość z ją się poruszała. Znów skojarzyła mu się ze zjawą, duchem, który mógłby w każdej chwili zniknąć przeistaczając się w niewyraźną mgłę. Dziwne to były myśli. Rzadko kiedy pozwalał sobie na takie metafory. Kiedyś, może robił to częściej, gdy czasem spokojne wieczoru spędzał z Lean, szkicując i przyglądając się jej z daleka. Ona także miała w sobie pewien mistycyzm, ale w Norwood był on nader dostrzegalny. - Czujesz to wszystko patrząc na mnie? Te słowa opisują kogoś mojego pokroju, a nie Ciebie. - Rzucił wprost. Szczerze poruszyły go jej słowa, może nawet przeraziły, bo nikt nie zasługiwał by myśleć o sobie w ten sposób, a już na pewno nie ona... Zaciągnął się mocniej papierosem, czując nagły przypływ gniewu, chociaż nie umiał znaleźć konkretnego celu, przeciw któremu urastały w nim te emocje. - Moim zdaniem unikasz głównych dróg, bo jesteś tchórzem... Nie zgadzasz się z tym co myślą o tobie inni, ale całe życie przyjmowałaś role, które narzucili ci inni i boisz się sama cokolwiek zmienić - odpowiedział zgodnie ze swoimi przekonaniami. Zdążył już zauważyć jak okrutnie życie doświadczyło Norwood i coraz bardziej wkurwiało go to, że ona na to pozwalała. Nie powinna, nie miała powodów. - Kurwa... - Parsknął rozbawiony tym tragikomizmem. - Jesteś dobrym człowiekiem, V. Tylko, że ludzie są ślepi, a ciebie nikt nigdy nie nauczył otwierać im oczu - dodał, a dopalony papieros wylądował pod jego butem, gdy zatrzymał się na moment. Mieli zejść z chodnika i przejść leśną ścieżką w stronę domu Norwood. Tylko, że do niego prowadziła też inna droga, krótsza i mniej wyboista, przez osiedle i to nią chciał iść Hawthorne.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jego pytanie przyłapało ją trochę na nieprzygotowaniu i przez moment, nie wiedziała, jak ma mu odpowiedzieć. Nie chciała jednak, aby wyszło na to, że się z nim zgadza, że jego słowa były w stanie zachwiać jej pogląd na tą sprawę.
- To nie ojciec zrzucił na mnie winy, to ja sama na nie zapracowałam - powiedziała w końcu, ale też nie była jakoś szczególnie dumna z tych słów. Na pewno mogły one zabrzmieć o wiele lepiej, ale na ten moment to było wszystko, na co mogła się zdobyć. Uznała więc, że nie ma sensu tego kontynuować na siłę, nie była wcale wielkim mówcą i ostatecznie nie chciała wcale zmienić poglądów tego człowieka, który tak różnił się od niej samej.
Szła przed siebie, trochę dziwnie czując się z tym, że nie jest sama. W zasadzie liczyła na to, że szybko go zgubi i nie będzie musiała dłużej dzielić z nim swojego czasu. Najbardziej nie przerażał jej jednak sam Nathaniel, a myśl, że w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, to nie budziło w niej takiej odrazy. Owszem, nadal uważała go za niegodziwca, pamiętała do czego jest zdolny i nie planowała się z nim zgadzać, ale rozmawiał z nią... jakby interesowało go jej zdanie. Było to czymś, czego nie doświadczała tak często, więc tym bardziej musiała się od tego człowieka uwolnić... był dobry w mydleniu oczu.
- Nie - pokiwała przecząco głową na jego pytanie. - Gdy na pana patrzę, czuję głównie niezrozumienie i żal. Był lęk, ale już go nie ma... lęk bierze się z niewiedzy, a ja wiem już do czego jest pan zdolny - przyznała, wzdychając cicho. Wiadomo, w sytuacjach mogących jej zagrażać, za sprawą adrenaliny pewnie pojawiłby się i strach, ale teraz go nie było. Nazwał ją tchórzem tak, jak wiele innych osób przed nim. Mógł w to wierzyć, nie czuła potrzeby zaprzeczać. - Skoro pan tak uważa - była nikim, ale i tak czuła się przy nim oceniana nawet bardziej niesprawiedliwie, niż zwykle. Przywykła do tego, że ludzie sami kreują sobie obraz jej osoby, jakby uważali, że na podstawie zdobytych informacji znają ją doskonale, jednak nikt wcześniej tak zażarcie nie próbował jej wmówić głupstw, jak Nathaniel. Wiele razy próbowała zmienić swoje życie i nawet chciała mu o tym powiedzieć, a to już było sygnałem, by zniknąć. Zdystansować się. Zaczął w niej rozpalać emocje, które tylko by ją skrzywdziły, jak zawsze. - Zabawne, że nazywa mnie dobrym człowiekiem ktoś taki, jak pan. Co pan w ogóle wie o dobrych ludziach? - pytanie retoryczne, wcale nie złośliwe. Widziała, jak się zatrzymał i zrozumiała, co toczy się w jego myślach. - To pan potrzebuje chodzić główną drogą, by poczuć, że ma pan władzę... nie jestem panem. Dobrej nocy - dodała i po prostu skryła się w gęstwinie, wybierając takie przejścia między zaroślami, przez które rosłemu mężczyźnie trudno byłoby przejść. Z resztą nie słyszała, aby Nathaniel próbował. Sama też nie czuła się jak podczas ucieczki. Jak na nich było to wybitnie ludzkie podżeganie, a Divina chciała wierzyć, że to ostatnie.

<koniec> <3

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ