właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
006
To była ich tradycja. Rok w rok siadali przy rodzinnym grobowcu, pili najstarsze wino z rodzinnej winnicy i gadali. O wszystkim i o niczym. Nie było przecież tak, że widywali się tylko raz w roku, a później zero kontaktu. James miał wrażenie, że ta tragedia ich zbliżyła, a już na pewno wpłynęła na to, że wrócili do Lorne Bay nawet jeżeli nie do końca to planowali. Każde z nich dzierżyło własną butlę. Siedzieli na schodkach rodzinnego grobowca, które było mauzoleum. Osiem lat temu dodano tutaj cztery, świeże groby. Siedzieli przy rodzicach i najmłodszym rodzeństwie, czasami akceptowali to co się stało. Innymi razy zastanawiali się, co mogliby zaradzić, żeby ich śmierć nie miała miejsca. Nie okłamujmy się, mamusia Rockwell poszalała i nie było czego ukrywać. Podłożyła ogień, ale nie ze względu na długi – nie było ich. Była już tym wszystkim zmęczona, o czym James jak i pozostała część jej dzieci na pewno słyszała. Ojciec im był starszy, tym bardziej był zafiksowany i nie pozwalał sobie życia ułatwić. O wprowadzeniu maszyn nie było mowy, traktor to już było dla niego świętokradztwo. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego właśnie tak było. Cała tradycja ekologii i życia w zgodzie z naturą wyszła od Aborygenów, a to właśnie matka pochodził z takiej rodziny. Babka się jakoś w grobie nie przewraca po tym co na farmie wyprawia James. Powiedział, że farma będzie tylko ziemią i domem – skupił się na winiarni i wcale źle na tym nie wyszedł.
James już dawno zrzucił z siebie marynarkę i kamizelkę, a koszulę miał rozpiętą do połowy. Rękawy podwinął, bo słońce rozpuszczało każdą komórkę jego ciała. Upił kolejny łyk wina i spojrzał na Foggiego i Marceline:
- Nie mówiłem wam, ale pewnie już wiecie. Na farmie znaleźli wczoraj trupa. – Spojrzał na nich, czekając na ich reakcje. Wy Lorne Bay nic nie jest tajemnicą. Nie mniej jednak od wczoraj niekoniecznie mogli jeszcze coś usłyszeć w tej sprawie. Znalezienie ciała nie było niczym przyjemny, ale on sam miał alibi i sprawny monitoring. Liczył na to, że Ruth ogarnie szybko sprawę, bo policja ciągle przebywając na terenie, przywoływała za dużo wspomnień: - Ta ziemie jest chyba przeklęta. – Skrzywił się i znowu przyłożył butelkę do ust, upijając kolejną porcję wina.

Marceline Rockwell & Foggy Rockwell
ambitny krab
cattitude#5494
grafik komputerowy — gdzie bądź
34 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
nie potrafiąca usiedzieć na tyłku graficzka zajmująca się głównie reklamą i PRem; kolejny raz wróciła do miasta po latach włóczenia się po świecie

Nigdy nie pogodziła się w pełni z wydarzeniami sprzed ośmiu lat - pożar stał się wymówką, motorem napędowym do wyjazdu z miasta. Pięć długich lat włóczyła się po świecie, wracając tu dwa razy do roku - na Boże Narodzenie i w rocznicę śmierci rodziców - tylko dla nich, dla braci stanowiących teraz jedyną jej jedyną rodzinę, na której mogłoby jej jeszcze zależeć. Tęskniła za nimi, dlatego od swojego powrotu starała się poświecić im więcej czasu niż wcześniej, próbując w ten sposób nadrobić stracony czas. Nawet jeśli czasem zdarzało się być im nadopiekuńczymi dupkami, którzy próbowali zastąpić jej ojca, zapominając, że to oni uczyli ją jak sobie radzić w życiu na długo przed pożarem, który stał się rodzinną tragedią Rockwellów.
Nie przejmując się dość prawdopodobną zmianą koloru beżowej marynarki i materiałowych spodni, rozsiadła się na schodach, podpierając się przedramionami na wyższym stopniu nieopodal grobu matki. Wyciągała szyję w stronę słońca starając się nieco bardziej opalić bladą skórę, przysłuchiwała się uważnie rozmowie pomiędzy braćmi z zamkniętymi powiekami dopóki z ust najstarszego z rodzeństwa nie padło słowo klucz:
- Trupa? - zamrugała kilkukrotnie i przeniosła wzrok na Jamiego, unosząc do ust butelkę wina, z której pociągnęła solidny łyk alkoholu. - Jakaś świeża sprawa czy raczej powinni wzywać archeologów na wykopaliska? - zapytała, usilnie próbując powstrzymać się od śmiechu - w końcu każde z nich pamiętało policjantów pracujących w winiarni po pożarze - poza tym połowa lokalnego komisariatu błąkająca się po jego ziemi i chociażby tracenie czasu na składanie zeznań było marną przyjemnością. Jednak nie wytrzymując dużo dłużej, gdy padło coś o przeklętych gruntach, z jej gardła wyrwał się zduszony śmiech. - Klątwa Rockwella za tę zautomatyzowaną produkcję i te wszystkie maszyny bezczeszczące jego ziemię... To na pewno to, mówię ci - rzuciła wyraźnie rozbawiona, czując jak wino rozlewa się w jej ciele przyjemnym ciepłem… Gryząc się w język dopiero wtedy, gdy poczuła na sobie karcące spojrzenie braci. Może nie powinna żartować z ojca - w końcu o zmarłych mówiło się dobrze albo wcale... Ale kto miałby zrozumieć jej żarty lepiej niż rodzeni bracia?

Jamie Rockwell & foggy rockwell
wystrzałowy jednorożec
:>
może kiedyś 8)
ODPOWIEDZ