prawniczka — kancelaria w melbourne
40 yo — 154 cm
Awatar użytkownika
about
prawniczka i alkoholiczka, świat wokół niej wali się i płonie, a ona do ugaszenia tego pożaru ma tylko burbon
Outfit

Rodziny się nie wybiera, czego Polly jest boleśnie świadoma. Przecierpiała większość czasu, który było jej spędzić w domu, choć połączenie traumy i złych wspomnień sprawiało, że milszy jest nawet tylny parking za najbardziej obskurnym barem w całym Lorne Bay, gdzie swoją bazę miało kilkoro bezdomnych. I czułaby się tam lepiej, niż w czterech ścianach budynku, który zmuszona była dzielić ze swoim ojcem.
Mimo wszystko jest coś pokręconego w tym, że nie nienawidziła wszystkich członków swojej pożal się Boże rodziny, bowiem od przyjazdu jej myśli czasem wędrowały w kierunku przyrodniego brata i ogólnie tego co u niego. Są popieprzeni po równo i Polly wie, że nie jest łatwo nosić ten krzyż. Choć nie popiera tej niezdrowej obsesji na punkcie religii, która to sprawiła, że Sweeney służy u stóp jednego z takich drewnianych artefaktów i ucieka, przynajmniej pozornie, w te dziwne, paranormalne rejony.
Wraca akurat ze spotkania w lokalnym sądzie, gdy jej taksówka mija plebanię. Polly nagle daje kierowcy znać by się zatrzymał i wysiada wcześniej, choć płaci za cały przejazd. Kościół jest otwarty i pusty, więc stukot jej butów roznosi się nieprzyjemnie, a w powietrzu wisi zapach kadzidła i płynu do pielęgnacji moheru - jest tego z jakiejś przyczyny pewna, choć sama beretów nie nosi.
Rozgląda się na boki ze sporą dozą niepewności i nie musi głośno mówić, by struktura kościółka wprawiła fale dźwiękowe w upiorny rezonans.
”Swee?” rzuca pytanie w eter, jednakże nie było tu ani jej przyrodniego brata, ani dziwnego szafarza, ani nawiedzonej sprzątaczki. O ile wciąż żyli, Polly nie była w temacie.
Nie trwa to długo, aż rezygnuje ze swojego pierwotnego zamiaru rozmowy z młodszym półbratem, jednak w jej głowie brzęczy mały, psotny dzwoneczek, gdy widzi uchylone tabernakulum a w nim butelkę mszalnego. Chyba ma coś w sobie z kleptomaniaczki, bo ostatnimi czasy nader często zdarza się jej zwijać trunki z różnych miejsc (równocześnie już postanowiła jak się Adamowi odwdzięczy za kradzież wybornej whisky, prosto ze Zjednoczonego Królestwa) - żwawym krokiem wdrapuje się na podest i mija ołtarz, po czym wyjmuje z błyszczącej szafki butelkę i zadowolona z siebie rusza do wyjścia, na sam koniec wystawiając w kierunku wszystkich świętości środkowy palec.
Chrzanić tę sektę.

Sweeney Pollard
mistyczny poszukiwacz
polly / kocialka#3936
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
jestem księdzem proboszczem, ale wierzę jedynie w siebie i pieniądze
Wici, które udało mu się rozpuścić wśród członków swoich karygodnej rodziny sprawdzały się doskonale. Na tyle, że jakimś cudem bądź zrządzeniem boskim udało mu się dowiedzieć, że Jordan wreszcie zaszczyciła miasteczko swoją obecnością. Może wystarczyło iść po śladach wszystkich okolicznych barów, ale nie bluźnił przeciwko siostrze swojej. Wręcz przeciwnie, był ciekaw, czy pojawi się tutaj jak zwykle w takich przypadkach, wprowadzając jego ciało w dziwne drżenie.
Owszem, Pollard nie mógł i nie chciał ją obwiniać za ciąg nieprzyjemnych wydarzeń ze swojego życia (jakże teraz podchodził do tego lekko, zupełnie jakby dotyk proboszcza był zaledwie muśnięciem palców i nie powodował siniaków), ale takie historie nie zawsze łączą. Czasami pragnął je oddzielić tak dotkliwie jak mięso od kości.
Właśnie to pragnął uczynić ze swoimi agresorami, łącznie z ich wspólnym ojcem, który nie krępował się przed spłodzeniem kolejnych dzieci i zrobieniem z ich życia telenoweli tak zagmatwanej, że każda jego parafianka oglądałaby z rumieńcem na twarzy. I może ze skrępowaniem, gdy małego chłopca… Z tym, że już o tym nie myślał.
Dopóki nie widział swojej małej (choć starszej) siostrzyczki. Czasami ta relacja i to dziwne powiązanie czerwonymi sznurkami w miejscu śladów po pobiciu sprawiało, że sam miał ochotę ją uderzyć. Może dlatego nie szukał jej wcale między wierszami miasteczka, podejrzewając, że prędzej czy później sama się zjawi. I faktycznie był właśnie w konfesjonale i modlił się do Ducha Świętego o brak penitentów, gdy usłyszał jej głos.
Ciekawie, ile już wlała w siebie. Jemu wystarczyłby skromny litr, by zapomnieć o całym piekle na ziemi i skupić się na tym powyżej (bądź poniżej). Gdyby tylko nie te ambiwalentne uczucia, które trzymały go jak przypiętego gwoździami do tej przeklętej szafy. Nie był w stanie poruszyć się ani zawołać jej, uznając, że tak będzie lepiej.
Kolejne okrągłe stwierdzenie, które Sweeney uwielbiał. W ogóle był taki ogólnikowy, zazwyczaj bez emocji, odczuć, rumieńca wstydu bądź zmarszczki gniewu na czole. Chyba dlatego obawiał się jej, rozedrganej alkoholiczki, która sprawiała, że zaczynał czuć. Najgorsze, że nie do końca wiedział co, a to już w ogóle budziło jego wewnętrzny sprzeciw.
Jak i jej kradzież – rany boskie, nie z tabernakulum, świętokradztwo! – którą obserwuje przez malutkie szparki w konfesjonale. Już wie, że nie wytrzyma i zanim zdąży wyjść, sam otwiera drzwiczki i właśnie jemu prezentuje znak pokoju w ich rodzinie.
- Pollard, do mnie! – strofuje jak nauczyciel, jak ojciec, który przyłapuje dziewczynkę na złym uczynku, nie rusza się z konfesjonału, stuła to jakiś rodzaj bezpieczeństwa, chyba że Jordan zdecyduje się wdrapać się mu na kolana.
Marzenia starego klechy?

Jordan Pollard
powitalny kokos
enchante #8234
prawniczka — kancelaria w melbourne
40 yo — 154 cm
Awatar użytkownika
about
prawniczka i alkoholiczka, świat wokół niej wali się i płonie, a ona do ugaszenia tego pożaru ma tylko burbon
Kątem oka wyłapuje ruch, dlatego też nie podskakuje jak uczennica gdy Sweeney nagle gramoli się ze swojej ciepłej kryjówki w ciemni konfesjonału - Polly nie ma żadnych wątpliwości, że ma tam nie tylko skarbczyk i różaniec, ale także saszetkę z jakimś proszkiem, lub chociaż małpkę nieprzyzwoicie mocnego, lokalnie pędzonego trunku.
Robi elegancki półpiruet na wysokich obcasach (jeszcze dziś nie piła, więc czuje się jakby miała grację nie jednej, a całego zespołu primaballerin), aż są twarzą w twarz, choć dobrych kilka metrów od siebie. Uśmiecha się krzywo i staje w nonszalanckiej pozie, po czym otwiera wino i bezceremonialnie pociąga łyk. Nawet jak na jej niewygórowane standardy, mszalne jest kiepskie. Kwaśne i ciężkie.
Odpowiadające atmosferze panującej w tej niewielkiej świątyni. Swee nie zmienił się nic a nic, dalej wywołuje w niej bardzo destabilizujące, ambiwalentne odczucia. Niby brat, rodzina i więzy krwi, ale też coś, co przypominało jej węża, a - o zgrozo - mówimy dalej o księdzu.
”No proszę, jednak wypełzłeś ze swojej mrocznej jaskini. Wyspowiadałeś już wszystkie bogobojne grzesznice?” rzuca z lekką drwiną. Koniec końców powinni się chyba cieszyć. Ze wszystkich potomków przeklętego, starego Pollarda tylko oni wyszli na ludzi. Pozory mylą, wszak daleko im było do ideału cnót, ale też poprzeczki nie mieli zawieszonej wysoko.
Usiłuje przypomnieć sobie cóż takiego jej strzeliło do głowy, że postanowiła się tu pojawić. I co ją wciąż tu trzyma? Wedle wszelkiej logiki powinna natychmiast opuścić to (nie)święte miejsce, gdzie w marzeniach Jeba przysięgaliby przed księdzem i Bogiem dozgonną miłość i wierność. A jednak wciąż stoi, więc niewiele myśląc pociąga kolejny łyk wina. Smakuje dalej jak popiół i krew.
”Stary jeszcze żyje?” pyta, choć zna odpowiedź. Nawet do niej dotarłaby radosna nowina, gdyby ich o j c i e c wreszcie zdechł (w możliwie największych męczarniach), a na jego grobie zatańczyłaby jedynie makarenę i wgniotła rozżarzone pety we wszystkie ewentualne stojące nań kwiatki.

Sweeney Pollard
mistyczny poszukiwacz
polly / kocialka#3936
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
jestem księdzem proboszczem, ale wierzę jedynie w siebie i pieniądze
- To bogobojne czy grzesznice? – zauważa ten śmieszny oksymoron, pozwala mu wręcz rozpuścić się na jego języku i zaczyna pojmować, czemu unikał towarzystwa Jordan. Jezus miał swoją Marię Magdalenę, z którą wedle apokryfów doczekał się dzieci, a Sweeney, och Sweeney miał swoją przyrodnią siostrzyczkę, która robiła mu zamieszanie w głowie.
Nie, nie do końca tego typu, o którym pewnie dyskutowałyby naczelne plotkary w Lorne, ale to była wszak wada ludzi ograniczonych. Relacje ludzkie widzieli na prostym wykresie, który roboczo nazwał stokrotką – kocha, nie kocha, jakie to płaskie i jednokierunkowe myślenie!
Tymczasem rodzina Pollard, ze swoją najbardziej pijaną i niską przedstawicielką była naznaczona tak wieloma traumami i bliznami, że nie zamierzał skupiać się na byciu opiekuńczym bratem, nawiedzonym kaznodzieją czy uroczym kochankiem. Zamierzał być wszystkim naraz, więc po dłuższej chwili zawahania (obejmującej jej wygibasy, picie wina w kościele na czas i uśmiechy godne primabaleriny po występie) łapie ją w swoje objęcia i unosi, by złożyć na jej głowie ojcowski pocałunek.
Z całej tej rodziny pełnej postaci jak z gabinetu strachów Jordan jawiła się mu jako ta wybrana, jako ta, z którą wiązał największe nadzieje, ale najwyraźniej los bywa przewrotny. Zamiast fetować starego i jego odejście do domu Pana (albo smażenie w piekle za znęcanie się nad dziećmi) bezalkoholowymi trunkami to dziewczę żłopało wińsko jak szanowny ojczulek.
Dobrze, że i on nie przejmował nawyków, bo już w Kościele głośno było o takich przyjemniaczkach.
- Nie byłaś u nich? Po co w ogóle przyjechałaś? Bóg cię opuścił? – i nie opuszczając jej (do plebanii ma trzy kroki, a nie chce tracić czasu) idzie z nią przed siebie, wiedząc, że w jego barku znajduje się coś mocniejszego i że właśnie igra z samym diabłem, ale czasami i pokusy są potrzebne, by się oddać Bogu.
Przynajmniej tak sobie pięknie wykoncypował, czując, że zaczyna czuć się nieznośnie lekko, a to, droga siostrzyczko, zawsze zwiastowało niebezpieczeństwo.

Jordan Pollard
powitalny kokos
enchante #8234
ODPOWIEDZ