28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Chociaż ja wiedziałam, że będzie musiał przyjść moment, kiedy jednak postawisz mnie na tej ziemi.
Nic nie zrobisz - nie wygrasz z siłą grawitacji.
Początek
Taki look
wieczór, choć na zewnątrz jeszcze jasno. Dopóki słońce nie zniknie za horyzontem

Are you, are you
Coming to the tree?
Where I told you to run
So we'd both be free
Strange things did happen here
No stranger would it be If we met at midnight
In the hanging tree

Czemu myślała teraz o piosence z Igrzysk Śmierci?

Mocno, a nawet aż za bardzo, objęła swoje ręce. Skrzyżowała je i zacisnęła swoje palce na skórze za łokciami być może przesadnie. Paznokcie, które wbiła starały się postawić ją na ziemię. Zawaliła. Spierdzieliła wszystko i sama nie wiedziała co teraz. Nigdy nie sądziła, że będzie w stanie coś takiego zrobić kiedykolwiek. Zrobić to mu. I nawet jeśli nie myślała tylko o sobie, kiedy pakowała walizkę podczas jego nieobecności, zostawiając mu jedynie krótką notkę "przepraszam" - to jednak wyszło, że postąpiła egoistycznie. Przecież mąż by jej nie potępił, a jednak czuła się wtedy niedoskonała i zrobiła co zrobiła. Ten miesiąc, kiedy jej tutaj nie było miał być jej ratunkiem. A możliwe, że okazał się jej zgubą. Kto wie.
Lubiła podróżować. Przez dwa lata po wypadku zwiedziła wiele miejsc. I choć osiadła w Lorne Bay już całkiem, trwając przy swoim mężu, tak w momencie, kiedy wyszła od lekarza czuła, że ciężko jej się oddycha.
Miesiąc musiał minął, żeby dotarło do niej, że to nie przez miejsce, a przez beznadziejność tego wszystkiego co ją spotkało i z czym nie potrafiła się pogodzić. Ale mniejsza z tym. Wróciła. Wzięła głęboki wdech i nie było tak ciężko jak wtedy, choć może powinno.
Sama jakby wykopała sobie dołki w które miała być może, niebawem wpaść. I nie tak, że o nich zapomniała. Doskonale wie, że tam są. Pole minowe - które może jej nie zabije, jeśli postawi nogi rozsądnie.
Oparła się o barierkę miedzy latarnią, a rozpościerającymi się wodami. Skuliła swoja głowę i powędrowała spojrzeniem na swój bagaż, którego nie odstępowała przez ostatnie tygodnie. Z tym, co spakowała, kiedy wychodziła z domu i tym, co być może przywiozła z miejsc w których była. Telefon w dalszym ciągu miała wyłączony. Wyłączyła go jakiś czas temu, kiedy dostała jedną z kilkunastu wiadomości od męża, gdzie omal do niego nie wróciła. Tak bardzo przecież chciała wrócić, ale nie potrafiła.
Czy wszystko z nim dobrze? Czy jadł, wysypiał się? Czy mógł ją znienawidzić? W końcu od miłości do nienawiści jeden krok... Ah, tak bardzo by tego nie chciała. Tylko czemu czuła niepokój i tak obawiała się, co spotka jak wróci.
- Co teraz? - wyszeptała. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas.
Duke Buckley
powitalny kokos
Q
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Buckley ostatnimi czasy nie wierzył w szczęście i spokój, który obiecywała mu Sage. Słowa, jakoby wszystko się miało ułożyć, były wypełnione pustką i zszarganych nerwami. Bynajmniej, nie chodziło tu przecież o ich związek. Z Rudowłosą dogadywał się zazwyczaj dobrze, powoli opanowując jej ognisty temperament i zmienną naturę. Jego dziewczyna była pełna werwy i planów, które zmuszały jego dupsko do uniesienia się i próbie nadążania za nią. Mimo tego, Duke nie zamieniłby jej na nic innego: uwielbiał wspólne wieczory na kanapie, kłótnie o to, jaka postać w serialu jest lepsza i dyżury w strażackiej remizie. Nie spodziewał się, że kiedy wreszcie się poddał i pozwolił jej do siebie zbliżyć, poczuje się lżej. Lepiej.
Kiedy więc w sferze emocjonalnej powoli zmierzało wszystko ku lepszemu, tak na pozostałych płaszczyznach większość obalała się tak, jak domek zbudowany na klifie. Trzęsichatka dygotała od nadmiaru fal uderzających o skarpy, aż finalnie osuwała się w przepaść. To chociażby praca i brak zwierzchnika, którym miał zostać mianowanym w przyszłym tygodniu. Zdawał sobie sprawę z tego, że Sage będzie niepocieszona, bo cała masa wspólnych planów pójdzie w odstawkę na rzecz służbowych obowiązków.
Ale to najmniej budziło w nim złości i niepokoju. Wiedział przecież, że dogada się z ognistowłosą, a w pracy wreszcie zapanuje spokój.
To jego brat sprawiał, że czuł złość i obawę o to, czy nie zrobi sobie czegoś głupiego. To jak przechylał kieliszek, jak bełkotał i nie radził sobie z bólem po tym, jak zostawiła go żona. Patrzył na swojego bliźniaka i… pierwszy raz nie wiedział co zrobić.
Pisał do Mads, próbował dzwonić, aż dotarło do niego, że brunetka postanowiła wypisać się z życia Jaspera raz, a porządnie. Nie chciała uczestniczyć w ich wspólnych kłopotach, śmiać się i kochać go w zdrowiu i chorobie, jak przecież sobie przysięgali. Był wkurwiony. Rozżalony. Wielokrotnie łapał się na tym, że burczał do Sage, chociaż nie zasłużyła na takie traktowanie i czuł się przez to jeszcze gorzej.
Podczas samotnego biegania coś podkusiło go do tego, aby tu zajść. Przecież rozmawiał z Maddy o tym, że lubiła to miejsce. Uciekała do niego, aby wiatr wypchnął z jej głowy wszystkie problemy i troski. Nie spodziewał się jednak tego, że ją tutaj zastanie.
Pot kapał mu ze skroni, z nosa i niknął w gęstej brodzie. Odznaczał się na opiętej, szarej (chyba, Duke przecież był daltonistą) koszulce. Z wrażenia wyjął z uszu słuchawki do biegania, które specjalnie kupiła mu jego ruda.
- Myślałem, że wyjechałaś na dobre - powitał ją dość ochryple i chrząknął, chcąc pozbyć się guli, jaka rosła mu w gardle. Miał olbrzymią ochotę splunąć, lecz powstrzymywał go fakt, że Buckley była w pobliżu.

Maddy Buckley
sumienny żółwik
13#9694
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Chociaż ja wiedziałam, że będzie musiał przyjść moment, kiedy jednak postawisz mnie na tej ziemi.
Nic nie zrobisz - nie wygrasz z siłą grawitacji.
To nie tak…
Cholera dziewczyno, co nie tak?! Uciekła. Nie czuła się ze sobą dobrze i nie widziała innego wyjścia z sytuacji na tamten moment, jak właśnie ten. Czy można uważać ją za złą babę? Ona naprawdę źle nie chciała. Po prostu nie potrafiła dojść do siebie z tym, że być może pomimo starań i tak nie będzie miała dziecka. Powinna jednak wierzyć jednemu lekarzowi?
Gdzie była?
Tak wiele pytań. Żadnych odpowiedzi.
I tylko ona zna prawdę, ale jeszcze jej nie powie, bo nie może. Słowa ciężko przedostają się na zewnątrz przez jej gardło. A przynajmniej nie swobodnie.
Ta latarnia wydawała się stała. Była tu od zawsze. Wygrywała z wielkimi falami i sztormami. Po prostu była i nic nie wskazywało na to, że się to zmieni. Chociaż doskonale wiedziała iż nawet coś tak stałego, może rozstać rozbite na kawałki. Jej małżeństwo było stałe. Była szczęśliwa, miała wszystko czego jej było trzeba. Nigdy nie żałowała bycia panią Buckley. Kochała męża. Jednak nawet tą stałą latarnię może coś kiedyś rozwalić na kawałki. Czy da się to odbudować? Oby. Nie chciała znikać z jego życia na zawsze. Po prostu nie wiedziała, co dalej. Bo przyszedł problem z którym nie mogła sobie poradzić, tak jak zawsze sobie radziła z każdym z problemów w jej życiu. Z nim, czy też i sama.
Dlaczego aż tak uderzyło to w jego brata? Nie chciała by miało to wpływ na kogokolwiek. To co dotyczyło jej i męża, powinno być tylko ich sprawą. A jednak stało się inaczej, bo niewiele myślała odchodząc. Tak wiele myśli miała wtedy w swojej głowie. Tyle mieszanych emocji, zagubienia i pustki. Była niczym tykająca bomba, którą powinno się jak najszybciej zlikwidować i zabrać, nim wybuchnie i zrobi niezły bałagan. Ale jak widać jej ucieczka miała podobne ujście. Tak, nie myślała. I dlatego wróciła. Tak, jakby jednak myślała. Doskonale jednak zdając sobie sprawę, że może być w ciemnej… no.
Jak mogło być coś z nią nie tak? Jak mogła być taka niedoskonała w środku, kiedy na zewnątrz wydaje się jakby niczego jej nie brakowało?
Spotkanie z Duke było czymś czego się nie spodziewała. Zapominając pewnie, że wie o tym miejscu. O jej miejscu. Najlepiej dalej by uciekła, ale obiecała sobie, że nie będzie już więcej uciekać, bo to i tak nic nie da. Gdzieś z dala od Lorne Bay szukała jednak rozwiązań, które mogłyby być jej wybawieniem. Tak się jednak nie stało. Usłyszała dokładnie to samo tam, co tutaj. Nigdzie nie mogło być inaczej. Drgnęła na jego głos, który spowodował, że zatrzymała swoje brązowe tęczówki na jego osobie dłużej, jak powinna.
- Duke… To nie tak – wyrzuciła cicho, odwracając się na pięcie szybko w stronę rozpościerających się wód. – Wszystko się pochrzaniło – mruknęła, zaciskając dłonie na barierce przed sobą i zamykając przy tym machinalnie oczy.
Może jak je otworzy zaraz wszystko okaże się niechcianych snem?

Duke Buckley
powitalny kokos
Q
ODPOWIEDZ