rzeźbiarka, znachorka — florystka w fleuriste
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
rzeźbi, sprzedaje kwiatki i odgania złe duchy czające się w ciemnych kątach
Nieproszony gość gniewnie, od niemalże godziny, uporczywie stukał w szyby. Początkowo z wyraźnym znudzeniem, bawiąc się tylko niewinnie i ziewając głośno; drzewa rosnące w pobliżu szumiały wówczas wściekle, niezadowolone, że przedwcześnie budzi się je ze snu. Od kilku minut jednak deszcz począł wyśpiewywać nową melodię, w której na próżno szukać było rytmu - bębniąc w szyby niewielkiej kwiaciarni wskazywał jasno swe rozżalenie. Brissie, przyodziana w wełniany kolorowy sweter, ciemne spodnie i czerwone kalosze, biegała radośnie w przylegającym do lokalu ogródku, pomagając odradzać się tym roślinom, których nikt nie chciał. Poniekąd była jak one, tak więc nic dziwnego, że je kochała najmocniej. I tak jak one, kochała te deszcze nawiedzające miasto, usiłujące przedrzeć się przez szklane szyby do rozgrzanych miejsc. Te krople w ułamku sekundy wiążące się z nagą skórą, drżącą majestatycznie w odpowiedzi na ich pocałunki. To te dni lubiła najmocniej; dni przeklinane przez innych, chowających swe twarze pod szarymi parasolami.
Usłyszawszy melodyjny dzwoneczek wskazujący, że do kwiaciarni zajrzał niespodziewany gość, porzuciła swe roślinki w ogrodzie i otrzepując się z wody, wejściem służbowym wkroczyła do środka. Rozwiązując wstążkę, służącą jej jako podpora dla koka, zafalowała mokrymi włosami i lekko zziębnięta ruszyła w kierunku ciemnej czupryny wystającej zza jednej z półek. — To złotnik, niezbyt urodziwy i popularny, ale warto się z nim zaprzyjaźnić. Leczy różne rany i jest całkiem dobrym słuchaczem — słowa wypowiedziane jak cicha melodia przecięły powietrze nim Briss mogła zostać zauważona. Oplatając się ciasno wilgotnymi rękawami swetra, z uśmiechem w oczach zjawiła się jednak w końcu tuż obok chłopaka. — Kiedyś był ładniejszy, wiesz? Apollo zsyłał go jako dar po deszczach, ale ludzie byli zbyt zachłanni i doprowadzili do śmierci prawdziwego silphium. Czy to nie przykre, że niektóre rośliny już nigdy nie odżyją? Że nigdy ich już nie zobaczymy? — smutek kryjący się w jej głosie brzmieć mógł jak fałszywa nuta, lecz kryła się w nim prawdziwa melancholia. Tęsknota za czymś nieznanym wymówką jednak była ku prawdziwej rozpaczy, którą Briss skrywała głęboko w sobie. Może gdzieś pod sercem, kruszącym się z dnia na dzień. Dopiero teraz z policzkami zaróżowiałymi od kąsającego je ciepła większą uwagę zwróciła na twarz chłopca stojącego tuż obok; twarz dobrze jej znaną, a jednak nie na tyle dobrze niestety, by znać każdy jej zakamarek. — Chcesz coś kupić czy uciekasz przed deszczem? — spytała przyjaźnie, wbijając w niego spojrzenie. Nie wiedziała, co właścicielka powiedziałaby na tego typu praktyki, ale Briss nie widziała nic złego w wykorzystywaniu kwiaciarni jako chwilowego przystanku w ciężkiej drodze.

elijah johnston
Obrazek
powitalny kokos
.