onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
004.
first
awkward meeting
{outfit}
Hormony były czymś nieodgadnionym. Nie tylko dla Dawseya, dla samej chyba Wandy również. Starał się jednak wspierać ją, kiedy znienacka wybuchała płaczem, bo zdarzyło się, coś, co on zbyłby machnięciem ręki. Przy niej, jednak nie mówił tego na głos. Właściwie milczał większość czasu. Dla niego cała sytuacja była równie trudna. Nie dlatego, że w jego ciele hormony robiły spustoszenie i rozwijał się mały człowiek. On był zwyczajnie przerażony. Jego doświadczenia z dziećmi nie były w żadnym stopniu pozytywne. Nigdy nie przywykł do śmierci Lily i nie sądził, by mogło się to wydarzyć. Mimo tych kilku lat bez niej, ból nadal tkwił w jego sercu. Nie dzielił się z Wandą swoimi wątpliwościami, żeby nie dokładać jej zmartwień, ale modlił się, choć nie wierzył w boga, o zdrowie dla ich dziecka. Na samą myśl, że mogłoby się coś wydarzyć, wpadał w ogromną panikę.
Chcąc umilić Wandzie ten czas, postanowił kupić jej kwiaty. Nie wiedział, skąd w nim takie pokłady romantyzmu, ale naprawdę chciał, by czuła się dobrze. Wiedział, że swoim izolowaniem się, mocno ją ranił, ale musiał to zmienić. Nawet, jeśli wydawało mu się to dość skomplikowane. Po pracy wpadł do ich ulubionej restauracji, by wziąć jakieś jedzenie na wynos i poszedł do kwiaciarni. Zamawiał bukiet kwiatów, sam nie wiedział jakich, po prostu wybierał te, które podobały mu się wizualnie. Zupełnie nie zastanowił się nad tym, że mógł wybierać te o zapachu najmniej rzucającym się w nozdrza, ale cóż. Był zupełnie niedomyślnym facetem. W pewnej chwili poczuł się zupełnie nie na miejscu. Nie wiedział, jak to możliwe, że poczuł na ramionach gęsią skórkę, kiedy pogoda na dworze była naprawdę ładna. Nad drzwiami zadzwonił dzwoneczek. Odwrócił się, żeby powiedzieć dzień dobry, ale słowa zamarły na jego ustach. Gapił się na Gię zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Serce waliło mu jak młotem. Nie widział jej tak długo, a przecież była tak cholernie piękna.
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
pediatra po rozwodzie, od czterech lat z dziurą w sercu po śmierci córeczki
2.

Powrót do Lorne Bay wzbudzał w niej zarówno pozytywne jak i negatywne emocje. Z jednej strony w Adelaide zupełnie nic jej nie trzymało, z nikim bliżej się tam nie związała, a praca nie była spełnieniem marzeń. Za ten stan rzeczy i alienację mogła podziękować tylko i wyłącznie sobie, miała to wszystko na własne życzenie. Celowo unikała ludzi i przez ostatnie lata właściwie wegetowała. Czuła się tak jednak znacznie lepiej i bezpieczniej. Zbyt wiele w swoim życiu już straciła i wiedziała, że kolejnego ciosu od losu po prostu nie dźwignie… Z drugiej zaś strony w Lorne Bay było wiele ludzi, którzy znali jej historię i którzy wiele jej przypominali. W Adelaide nikt nie wiedział o Lily czy Dawsey’u dzięki czemu nikt nie pytał i nie rozdrapywał ran. Zupełnie odwrotnie miało być w LB, ale czy mogła odmówić chorej mamie pomocy? No w życiu. Nowotwór. To okropne słowo znowu na stałe zagościło w jej życiu, ale na szczęście u Pani Lazcano zostało to dziadostwo dość szybko wykryte. Mimo wszystko leczenie miało było agresywne i kobieta potrzebowała wsparcia. Gianna nie odmówiła i tak oto znalazła się w rodzinnych stronach. Trochę wbrew sobie, ale stało się.
Gia wiedziała, że prędzej czy później spotka byłego męża. To była tylko kwestia czasu, jednak nie zakładała, że jego widok wzbudzi w niej aż takie emocje. Serce zabiło szybciej i aż zakręciło jej się w głowie, gdy wymienili spojrzenia w tej urokliwej kwiaciarni. Świetnie wyglądał. Zresztą jak zawsze.
- Dzień dobry - rzuciła, sama nie wiedząc czy to do Carletona czy do ludzi, przebywających w środku. Uznajmy, że to było tak „do wszystkich”. Zupełnie nie wiedziała jak się zachować, dlatego też niepewnie zrobiła ku niemu parę kroków, krzyżując ręce na klatce piersiowej i jakby lekko się kuląc. Nie trzeba było być znawcą mowy ciała, aby dostrzec jak nieswojo się czuła. - Ja… przyjechałam tu tylko na jakiś czas - powiedziała, jakby próbując się wytłumaczyć z tego ich spotkania, co było głupie, bo przecież Dawsey nie miał Lorne Bay na wyłączność. Miała takie samo prawo tu być, tak jak i on. Mimo wszystko poczuła się winna, że staje na jego drodze. Szczególnie, że wszystko zaczynało mu się układać. Od matki wiedziała, że się zaręczył. I dobrze. Życzyła mu jak najlepiej, choć poczuła żal i ukłucie w sercu na te rewelacje, ale niestety kompletnie nad tym nie panowała. Czy o ciąży wiedziała? Uznajmy, że nie. Będzie ciekawiej.

dawsey carleton
powitalny kokos
gia
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Miasteczko było taką oazą, miejscem spokoju i wyciszenia. Może wszystko, co tutaj przeżył nie było dobre, ale kochał Tingaree, kochał mieszkańców, kulturę, pasował tutaj idealnie. Wiódł życie, które uwielbiał. A mimo to, nie czuł się w stu procentach szczęśliwy. Nic dziwnego, nawet Tingaree nie mogło wymazać śmierci Lily, nie mogło również wymazać jego rozwodu, pożaru i tego co czuł, kiedy dowiedział się o ciąży Wandy. Mógł próbować o tym wszystkim nie myśleć i zwykle mu się to udawało, że bywały momenty, że zakopywał się w swojej melancholii coraz bardziej i ciężko było mu się z tego wydostać. Nigdy nie był szczególnym optymistą, miał siebie za realistę, ale teraz czuł, że pesymizm wsiąka w niego coraz bardziej. Że pod wpływem przeszłości, w żaden sposób nie ufał teraźniejszości i cholernie bał się przyszłości. Nie chciał do tego wszystkiego wracać, a obecność Gii przypomniała mu o wszystkim. Patrzył na nią, a przed oczami przelatywały im obrazy - najpierw szczęśliwego życia, za którym tak cholernie tęsknił, później coraz więcej strachu, bólu, pierwsza strata, a później kolejna. Papiery rozwodowe. Czy zrobiłby cokolwiek w tym kierunku, gdyby Gia ich nie zostawiła? Był pewien, że nie rozwiódłby się z nią. Nie potrafiłby jej zostawić - obojętnie czy z poczucia winy, czy z miłości. Nie potrafiłby. - Dzień dobry - odpowiedział w końcu, kiedy przypomniał sobie, jak zmusić mózg do mówienia. - Przestań - powiedział. Nie chciał, żeby mu się tłumaczyła. Właściwie, wydawało mu się, że to on powinien się zacząć tłumaczyć. A przynajmniej… przeprosić? - Wszystko w porządku? - zapytał. To pytanie miało zastąpić standardowe co słychać?, ale nie potrafił być tak bezosobowy.
ODPOWIEDZ