26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
5.

Nigdy nie chciała zostawiać Richarda samego w szpitalu, ale też... jakim prawem miałaby tam zostać? Ostatecznie byli tylko obcymi ludźmi, którzy mieli pecha wpaść na siebie w najmniej odpowiednim momencie... i to dosłownie wpaść. Pozostawało jej wierzyć, że faktycznie będzie kłamał i nikomu nie powie o tym zajściu, podobnie wierzyła też, że jednak o niej zapomni, ale jednocześnie, chociaż bardzo chciała inaczej - nie potrafiła tak po prostu kogoś olać. Uznała więc, że ta pozostawiona w szpitalu paczka papierosów z napisem "sorry" i krzywym uśmieszkiem wystarczy, aby... zatrzeć złe wrażenie? Sama nie wiedziała. Miała dość sporo spraw na głowie, a nowy trop doprowadził ją do kontenerów stojących na obrzeżach portów. Jakiś podejrzany ładunek, który mógłby sugerować o nielegalnych interesach grupy przestępczej, najpewniej nie mającej nic wspólnego z całym syfem Hawthorne'a. Musiała to sprawdzić, więc odczekała późnej godziny, a potem, by nie zwracać na siebie uwagi, przeszła większość drogi pieszo, niosąc ze sobą łańcuch, kłódkę i brzeszczot do metalu. Plan był prosty, wdrapać się na kontener, przeciąć stary łańcuch, sprawdzić co jest w środku, a potem założyć nowy z nową kłódką. No i tak... właściciele nie mieli klucza do nowej, ale mimo wszystko niepasujący klucz może mieć wiele możliwości i nie jest tak ordynarnym dowodem na to, że ktoś tutaj węszył. Przynajmniej tak to miało wyglądać, ale niestety... w życiu Pearl wszystko lubi się komplikować.
Z trudem wdrapała się na kontener, podsuwając sobie jakieś dwie stare beczki i palety. W zasadzie wisiała przez moment na jego krawędzi, balansując jakiś czas, zanim udało jej się podciągnąć na tyle, by kolanem dosięgła brzegu kontenera. Tylko, że jak już znalazła się u góry, przypomniała sobie, że zostawiła na dole obok całego tego syfu, jak beczki, palety i jakieś liny, które się tu walają - swój ekwipunek. Zejście też, jak się miało okazać, nie było już tak proste jak wejście. Z góry wszystko wyglądało na o wiele bardziej przerażające, a punkty zaczepienia nie były na tyle nisko, by dosięgnęła beczki. Tradycyjnie więc... przemyślała wszystko tylko do połowy. Mogłaby się w sumie zwiesić... mogłaby też odpuścić i znaleźć sobie normalną pracę. W zasadzie to tylko odpuścić, w pracy nikt nie oczekiwał od niej prywatnego śledztwa, ale niestety, Pearl miała swoją misję i niekoniecznie chciała z niej rezygnować. Nawet jeśli nie był z niej ani żaden detektyw, ani tym bardziej agent specjalny.

Richard Remington
ambitny krab
dezynwoltura
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Te współczesne kopciuszki miały jedną irytującą wadę. Zamiast gubić pantofelki (dzięki temu istniałoby jakieś prawdopodobieństwo odnalezienia), to paliły papierosy jak smoki i pozostawiały po sobie jedynie paczkę fajek z wydzierganym napisem. Normalnie aż się wzruszył, gdy mu to dostarczono. Zapewne głównie przez wzgląd na morfinę, którą mu podawali w śladowych ilościach, ale zawsze. Mógł myśleć jeszcze o odnalezieniu Pearl, ale jego prawa ręka dość jasno dała mu do zrozumienia, żeby się nie wygłupiał i że tego kwiatu jest pół światu. Przynajmniej niektóre z roślinek nie zamieniały jego egzystencji w teatr omyłek przy ubieraniu bądź najprostszych czynnościach, więc pozostawił sobie paczkę na pamiątkę i stwierdził, że spotka jeszcze podobne wariatki.
Może nie takie, których pozbawia dziewictwa i potem robią mu o to wojnę, ale najwyraźniej nie zawsze dobrze szło mu granie roli bohatera. Czasami był również złoczyńcą. Mimo wszystko nie spływało to już po nim jak po kaczce, więc gdy tylko zdjęli mu gips i zostawili temblak, ruszył do portu, by popływać łódką tatusia.
Sam. Bez żadnych panienek, kolorowych pigułek bądź przeświadczenia, że znowu potrzebuje się nachlać. To miał być wieczór dla niego, taki, w którym zajrzy głęboko w siebie… I najwyraźniej filozofia New Age nie była mu pisana, bo w pobliżu kontenerów dostrzegł jakąś dyndającą postać. Nie, niemożliwe. Kto o zdrowych zmysłach wdrapuje się do góry, gdy to wszystko się buja i na dodatek jeszcze jest tak wysoko?
Mógł sobie odpuścić. To miał być przecież wieczór dla niego. Jego samotna podróż do granic świadomości i… a pieprzyć, był zbyt ciekawy, by nie podejść blisko. Zauważył ekwipunek, brzeszczot (kiedyś dostał tym w wiadomą część ciała i do tej pory miał traumę) i z premedytacją stanął na beczce, rozglądając się na boki.
- Ty chyba sobie jaja robisz. Znowu wisisz?! Masz jakiś fetysz czy co? –
im bardziej był zaskoczony, tym więcej wydawał z siebie werbalnych komunikatów, a przecież spotkanie Pearl tutaj było wyższym poziomem szoku. Nie, nie ekscytacji, bo tej doświadczyłby na widok jej w barze, a nie w tej podejrzanej okolicy, gdzie pewnie ludzie przetrzymywali narkotyki i trupy (był na bieżąco z Netfliksem, to wiedział). Ona wręcz prosiła się o kłopoty, ale tym razem zapewne nawet telefon zostawiła na dole, więc raczej nie wezwałaby popsutego strażaka. – A poza tym chciałem ci uświadomić, że mamy braki kadrowe i nie mogę cię wiecznie ratować, panno ratujcie orki bo chyba dlatego tutaj była, prawda?
Ropa, jakieś zagrożone gatunki? Richard nie był zbyt lotny, a od czasu rozsypującego się nosa podejrzewał, że jest nawet cofnięty w rozwoju, więc nie kojarzył za prędko faktów. Lepiej dla niej, bo jeszcze miała czas wymyślić jakąś odpowiednią bajeczkę, którą łyknie jak ten pelikan.

Pearl Campbell
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sprawę należy postawić jasno - radziła sobie. Może nieco balansowała na krawędzi, ale nie szukała pomocy i była gotowa w najgorszym wypadku po prostu zwisnąć na prostych ramionach i skoczyć w dół. Może i by się przy tym nieco obiła, ale przynajmniej byłaby w jednym kawałku. Kiedy tak podchodziła do kwestii zejścia z kontenera, zapomniała na jakiś czas o tym, że musi unikać kontaktów z innymi, w końcu nikt nie powinien jej zauważyć. Wierzyła zwyczajnie, że o tej porze nikogo tu nie spotka, więc musiała mieć wybitnie dużego pecha. Usłyszała gdzieś z mroku męski głos, tak niespodziewany, że wrzasnęła głośniej i podskoczyła, czując, jak ze strachu bije jej serce. W pierwszej chwili nie dopisała znajomego tonu do konkretnej osoby, bo zaskoczenie było zbyt duże, ale kiedy wdrapała się pewniej z powrotem na krawędź i spojrzała z niej w dół, zaklęła w głowie. Nie była pewna, czy widok Richarda świadczy o jej szczęściu, czy może o pechu.
- Jakie znowu orki? - rzuciła. niby głośno, a jednak szeptem. Pojawienie się mężczyzny mocno komplikowało jej zadanie i już wiedziała, że o zaglądaniu do kontenerów tego wieczora, mogła zapomnieć. Usiadła, przekładając nogi przez blaszaną krawędź, tak, że te zwisały swobodnie, gdy ona przyglądała się jego sylwetce, coraz wyraźniejszej na ciemnym, nocnym tle. - Nie dzwoniłam po straż pożarną - wytknęła mu, mrużąc oczy, chociaż nie była pewna, czy mógł to zobaczyć. W sumie... nie spodziewała się, że jeszcze się spotkają. Chociaż wspominała miło ich ostatnią przygodę, to jednak... nie powinna przykuwać za wiele uwagi, nikt nie może się przecież dowiedzieć co robi i po co. No, a już na pewno nie pracownik służb ratunkowych, czy jakiś inny mundurowy, nawet o tak luźnym podejściu, jak Richard. Poza tym, wiedziała, że zwiewanie ze szpitala nie było najwspanialszym posunięciem, więc tym bardziej wierzyć, że z czystej przyzwoitości, powinna od teraz schodzić mu z drogi.
- Nie powinieneś siedzieć w domu i oszczędzać ramię? - rzuciła z przekąsem, teraz przy nim odwlekając moment zejścia, bo mimo wszystko... była prostą kobietą, posiadała swoją dumę i nie chciała tutaj pokazywać, jak nieumiejętnie się do tego zabiera. Niestety, życie poskąpiło jej gracji... nie tylko jej w zasadzie, ale nie na tym się teraz skupiała. - Świetnie sobie radzę, jak widzisz - dodała jeszcze, patrząc na niego wyczekująco. Będzie tak tu stał? Zostawi ją? Zacznie zadawać pytania? Powinna go zabić i wrzucić do wody? Naturalnie ostatnia opcja nie wchodziła w grę z wielu względów, ale w jej głowie pojawiały się teraz różne dramatyczne scenariusze, które skutecznie odsuwały ją on najprostszego wniosku - misja zakończona porażką.

Richard Remington
ambitny krab
dezynwoltura
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie umiał określić, czemu akurat ta dziewczyna sprawiała, że czuł się zaintrygowany. Większość kobiet jego życia (a zwłaszcza tych domniemanych) była dla niego całkowicie obojętna poza łóżkiem, czasami nawet łapał się na tym, że czuje się jak ten pieprzony psychopata, bo był pozbawiony uczuć. Zaś Pearl miała w sobie jakąś siłę przyciągania, która sprawiała, że przynajmniej zaczynał się jakoś przejmować. Nie chodziło o wielkie emocje, o ścisk o gardle, ale to wydawał się całkiem niezły początek, więc brnął w to z uśmiechem na ustach, nawet jeśli doprowadzało go do popełnienia jakiegoś niezłego przestępstwa. Bo włamanie było karalne, jeśli ostatnio nie sprawdzała w kodeksie karnym.
- A to nie ratujesz biednych zwierzątek? Popatrz, masz inne aspiracje? – nie mógł odmówić sobie lekkiego sarkazmu, ale rozejrzał się wokół. Kontenery, podejrzane składowiska. Co robiła tu taka młoda i niewinna panienka? Chyba za dużo seriali obejrzał w trakcie swojego odwyku, bo zaczął projektować sobie wizję międzynarodowego szpiega, który postanawia odkryć spisek rządu międzynarodowego. Z tym, że tacy ludzie mieli trochę lepsze narzędzia niż brzeszczot. Parsknął cicho, gdy zobaczył, że usiadła sobie i zaczęła machać nogami jak mała dziewczynka. Albo była taka dobra w kamuflażu albo faktycznie była nieporadna jak cholera. – Mam tutaj statek, w sensie ojciec ma jacht – przewrócił oczami, bo już słyszał od niej o kompleksie tatusia.
Freud mógłby wręcz zaklaskać w niebiosach.
Nie wracał do szpitala, bo akurat jej nieporządne zachowanie było tym, co Dick doskonale znał. Nikt nie chciał mieć z nim kontaktu dłużej niż było to wymagane i wcale się temu nie dziwił. Był podręcznikowym przykładem sukinsyna i na dodatek bez morfiny mu odwalało, więc… Brawa dla niej.
- Mój komendant miał wypadek. Zastępuję go, moja ręka może poczekać – wyjaśnił jej z uśmiechem, za którym kryła się tona spraw papierkowych, nieprzespanych nocy i poczucie, że on naprawdę puści z dymem tę jednostkę.
Gdy jednak skończyli z uprzejmościami, sam zrozumiał, że to czas na decyzję. Mógł ją zostawić i tak podpowiadał rozsądek, ale jakby był takim rozważnym chłopcem, to siedziałby teraz na Bahamach i popił drinki, a nie angażował się w akcje strażackie, odwyki i całą resztę.
- Przesuń się – ponownie zszedł z drabiny, ale tylko po to, by wziąć jej narzędzia i ruszyć na dach. Dobrze, że nie miał lęku wysokości albo świadomości, że może ktoś ich złapać. – Co piłujemy? – zapytał jak gdyby nigdy nic, normalne zakończenie wieczoru – włamanie do czyjegoś kontenera. Oby tylko nie znaleźli jakiegoś białego proszku, bo takiej próby to on nie zniesie.

Pearl Campbell
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie tak, że po tym, jak porzuciła go w szpitalu o nim nie myślała. Prawda była inna i dlatego teraz to spotkanie wydawało jej się takie absurdalne. Nic o nim nie wiedziała praktycznie, poza tym, że był dupkiem, ale miał też w sobie coś z bohatera. Działał jej na nerwy, nawet teraz, gdy rzucał sobie z dołu sarkastycznymi uwagami, przez które miała ochotę ściągnąć z nogi buta i nim w niego wycelować, jak przystało na dojrzałą i dobrze wychowaną młodą kobietę.
- Typ od ściągania kotków z drzewa nie powinien się odzywać - odpowiedziała od razu, nawiązując do jego profesji. Kompletnie nie wiedziała, skąd się tu wziął, ale w zasadzie sam Richard jej to wyjaśnił. Przewróciła oczami, chociaż nie była pewna, czy w mroku było to widać. - No tak, zapomniałam, że jesteś dzianym księciuniem - on zaczął tą przepychankę, a ona nie potrafiła się ugryźć w język. Poza tym jej złośliwości nie były szkodliwe. Nie chciała mu dopiec, czy go obrazić, raczej odwrócić uwagę od swojej osoby. Taką miała taktykę od lat... - Za dnia ratujesz uciśnionych, wieczorami żyjesz jak burżuj... taki trochę Batman na odwrót - cmoknęła, przekrzywiając głowę do boku. Fajnie byłoby mieć własny jacht - to też przeszło jej przez myśl, ale podobną uwagę wolała zatrzymać dla siebie. Nie, żeby się tego wstydziła. Nigdy nie ukrywała tego, że marzyłoby jej się nieco inne życie, ale trzeba brać to, co się miało. Teraz przynajmniej posiadała jakiś cel.
- Strasznie krusi ci dzisiejszy strażacy - wyszczerzyła się pięknie, co kompletnie nie pasowało do tych słów. Inna sprawa, że pomyślała, że Dick powinien się oszczędzać. Wziąć wolne, zadbać o siebie, skupić na własnym zdrowiu. Wszystkie te słowa pojawiły się w jej głowie, ale po prostu nie potrafiła ich wypowiedzieć. Głupkowate zaczepki były łatwiejsze, niż odpowiedzialne zdania. Trochę się na tej myśli zatrzymała, dlatego jego nagłe pojawienie się na kontenerze tak ją zaskoczyło.
- Jakie piłujemy? - syknęła niby szeptem, a jednak głośno. - Jakie piłujemy? - zapytała jeszcze raz, machając dłonią między nimi, wskazując to siebie, to jego. - Ja tu niczego nie piłuję - pojawienie się dodatkowej osoby wiele komplikowało. Jeszcze strażaka. No chyba lepiej byłoby tylko jakby tu ustawiła się z policjantem. - Na gwiazdy patrzę - znalazła pierwszą lepszą wymówkę, mając w dupie to jak ona brzmi. Będzie zadawał za wiele pytań. Już ją to przerażało. Zbyt długo jej występki przebiegały niezauważenie.

Dick Remington
ambitny krab
dezynwoltura
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Doprawdy, po co mu były w życiu niestabilne wariatki? Może to już był jego typ? Jedni jarają się blondynkami z ogromnym biustem, inni blondynami z ogromnym… talentem, a on dostawał jakiegoś kociokwiku na widok dziewczyny z brzeszczotem w ręce. Musiał zapytać psychoterapeuty, czy to też jest związane z kompleksem Edypa czy tak sam z siebie jest popieprzony? Może powinien nawet rozpisać to w jakimś referendum? Potrzebował pilnie odpowiedzi na to naglące pytanie, bo miał wrażenie, że za chwilę Pearl może nakarmić go rybkami, które na pewno wezmą odwet na nim za patologiczne wręcz uwielbienie do kawioru.
Czyli sytuacja w jego życiu była wręcz patowa, ale najwyraźniej nie potrafił sobie odpuścić tego towarzystwa.
- Ty się ciesz, że masz strażaka Sama, bo na tym drzewie siedziała większa cholera od ciebie – te przekomarzanki to była chyba domena ich relacji, bo nie żadne z nich nie potrafiło opanować języka, gdy spotykało to drugie. Nawet jeśli ostatnio oboje uratowali sobie życie (znaczy ona jemu rękę, ale to dla niego to samo), to nadal potrafili być dla siebie szorstcy. Jednak docinki na temat kasy jego starego, która płynęła jak gazociąg z Rosji – z nauk społecznych też był debilem – nie budziły w nim bestii. Mógł tylko żałować ludzi, którzy przychodzą tutaj popatrzeć. Z zestawem narzędzi do obrabowania wszystkiego wokół? Właściwie póki nie jego tatusia jacht, to niech sobie dziewczyna kradnie. Doceniał ludzi, którzy wychodzili z własną inicjatywą i starali się zachapać co się dało z tego świata. Nie mógł jej odmówić przedsiębiorczości, więc skinął z uznaniem głową.
- A ty chcesz być moją catwoman? W sumie mogę ci załatwić lateks jakbyś chciała – parsknął, ale na wspomnienie wypadku komendanta nagle zrobił się śmiertelnie poważny i blady. Mógł Duke’a nienawidzić, bo w życiu nie widział takiego zarozumiałego biurokraty jak ten ciul, ale…
- Wylądował na wózku. To wcale nie jest śmieszne – wyjaśnił grobowym tonem, dając jej dosłownie minutę, by się zreflektowała i poczuła wyrzuty sumienia, a gdy tak się stało (albo taką miał nadzieję), machnął ręką. – Śmiejemy się, że trudno mu się na kółkach zatoczyć – i również spojrzał na przepiękne gwiazdy, doki, a potem na nią, gdy oddał jej narzędzia do ręki. – W gwiazdy z brzeszczotem w ręce. Laska, ty masz jakieś serio problemy z zaufaniem, co? – i pokręcił głową, by dać jej do zrozumienia, że romantyczna historia tu raczej nie przejdzie, a on uwielbiał rozlewać herbatę, więc nie szykuje na grad pytań.
Które pewnie mogły poczekać, bo widział, że ktoś zbliża się do nich. – Połóż się – szepnął jej niemal do ucha, jeszcze tego im brakowało, żeby przyłapał ich ktoś na próbie włamania. Może i papuga tatusia była bardzo wyszczekana i umiała sporo załatwić, ale Pearl byłoby szkoda, gdyby trafiła do paki. Może i w tym serialu Netfliksa więzienie wydawało się super, ale wizja jej jako lesbijki go tak przeraziła śmiertelnie, że postanowił bronić jej wolności jak lew czy tam Batman.

Pearl Campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Uniosła delikatnie brew, nie żałując przy tym cwaniackiego uśmiechu.
- Mam strażaka Sama? - powtórzyła za nim, łapiąc go za słówka. - Nie wiedziałam, że tak szybko ciebie zdobyłam - dodała niby zalotnie, niby żartobliwie, po czym parsknęła, chociaż było to jedynie pozorną nonszalancją. Tak naprawdę wewnątrz drżała z emocji i obaw o swój misterny plan. Świadkowie jej nieszczególnie praworządnych poczynań nie byli tym, czego potrzebowała. W dodatku w przypadku, w którym taki świadek był przystojny i pewny siebie, bywało jeszcze gorzej. Wątpiła, aby Dicka łatwo było zastraszyć lub zbajerować, a i w przypadku szczerbatych meneli nie radziła sobie na tym polu wcale jakoś szczególnie dobrze.
- Chcę wiedzieć skąd masz lateks? - przekrzywiła głowę, odpowiadając pytaniem na pytanie. Chociaż to spotkanie nie było jej na rękę, nie mogła odmówić mu uroku. Wkurzał ją, ale jednocześnie nie było z nim nudno. Ceniła sobie takie osoby, chociaż wolałaby go spotkać przy barze, niż w okolicznościach, w jakich zwykli się spotykać. Na moment zamilkła, bo zamknął jej usta tą uwagą o wózku. Pewnie gdyby nie jego grobowy ton, to z tego również by żartowała. Nie była zbyt taktowna, więc nie nadawała się na dobrą żonę, którą mężczyźni chwalą się przed swoimi rodzinami.
- Powinniście mu przyczepić koguta na głowę i mielibyście dodatkowy wóz strażacki - podzieliła się swoim paskudnym poczuciem humoru, zdecydowanie woląc rozmawiać o strażaku, niż o tym, co tutaj robiła. Tylko, że Richard chyba nie planował zapominać o powodach ich spotkania. - Pod kontenerem leży mnóstwo syfu, może europalety i beczki też tu ze sobą przyniosłam, hmmm? - nie była mistrzem kłamstwa, ale faktycznie miała problemy z zaufaniem. Powinna je mieć. Mężczyźni ją wykorzystywali, a w pracy obowiązywała ją pewnego rodzaju poufność, którą przy Richardzie trudno było zachować. - Bo na zaufanie to trzeba sobie zapracować, koleś - odpłaciła się pięknym za nadobne, ale mimo wszystko uniosła kącik ust pod koniec tej wypowiedzi, bo wbrew rozsądkowi, trochę ją to bawiło. Na stres, ból, smutek i generalnie większość skrajnych emocji, reagowała rozbawieniem. Załamanie nerwowe było w jej stylu.
W jednej chwili położyła się, gdy jej rozkazał, czując jak serce przyspiesza jej od adrenaliny i jakoś tak odruchowo jego też pociągnęła za ubranie, przykładając mu dłoń do ust - gwoli pewności. Ktoś przechadzał się pod kontenerem, gwiżdżąc wesoło, ale najwyraźniej nie zamierzał się zatrzymywać. Kiedy odszedł, Pearl zwolniła uchwyt na ustach Dicka, ale zaraz wycelowała w niego paluchem.
- Słuchaj no panie strażak, załóżmy, że chciałabym zajrzeć do kontenera... podaj mi powód dla którego mnie nie wsypiesz? - zmrużyła oczy. Znał tylko jej imię... w dodatku stanowiące bardziej pseudonim, bo w dokumentach figurowało coś innego. Jeszcze dało się z tego wyjść obronną ręką, a przynajmniej tak sobie wmawiała.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Przewrócił oczami. Oczywiście, że go miała, bo ładne panienki miały to do siebie, że działały na niego jak magnes, a tu trzeba było dołożyć jakieś śladowe inteligencji, które sprawiały, że sam się pchał w łapy jej misternych planów. Mógłby stwierdzić, że owej mądrości posiada więcej, ale ostatnio zakleszczyła się na drzewie, obecnie na dachu, więc przypuszczał, że są na podobnym poziomie inteligencji. Dzięki temu przynajmniej nie miał wobec niej żadnych kompleksów, a to była podstawa każdej udanej relacji według Dicka Remingtona. Nie jego wina, że może i był bogatszy od części społeczeństwa, ale wielokrotnie czuł się wobec niego jak skończony idiota.
Bądźmy szczerzy, tylko kretyn pakowałby się w to całe zamieszanie zamiast kulturalnie poszukać siebie tam, gdzie go w tej chwili nie ma.
- Miałem specyficzne eks. Do dziś leczę traumę znajomościami z takimi ludźmi jak ty. Co by się przekonać, że na świecie istnieją różne dziwne przypadki – i on doceniał te drobne uszczypliwości, to pozorne wbijanie szpileczki, ale nie na tyle głęboko, by siebie nawzajem skrzywdzić. Może i był popieprzony, ale zawsze doceniał kobiety, które przynajmniej umieją się odezwać. Rozkoszna odmiana po tych co i ust używały przy nim do innych celów.
- Chore – skomentował jej pomysł w taki sposób, że na minutę mogła uwierzyć w to, że czarną on ma jedynie koszulkę, nie zaś poczucie humoru, ale wreszcie stłumił śmiech. – I w razie wypadku w sumie wywalone, bo już na wózku jest. Co może być gorszego? – wchodzenie w dygresje wszelakie zostało mu jeszcze z czasów, gdy kochał się w białej damie. Obecnie (choć na trzeźwo) nadal uwielbiał odpływać w meandry myślowe, czując, że to znikomy dowód na to, że zdarza mu się być myślicielem, a nie jedynie biernym konsumentem dzieł sztuki filmowej, zlokalizowanej w bibliotece Netfliksa, który zacnie wchodził po wszelkiego rodzaju alkoholu.
Nie wypierał jednego uzależnienia drugim, choć ostatnio musiał sobie to powtarzać bez końca.
- I tak przypadkowo znalazłaś brzeszczot? Laska – mało brakowałoby, a zapodałby jej klasycznego facepalma. Jeśli ona naprawdę była kimś w rodzaju australijskiej Maty Hari, to musiała się trochę podszkolić z tematu robienia w wała przypadkowych przechodni. Tacy jak on nie zadawalają się byle czym, a jeszcze żadne tortury wodne nie wchodziły w rachubę. – A gdybyś nie była sobą, to byś była inna – podzielił się z nią własnym ulubionym frazesem, gdy usłyszał ten o zaufaniu, bo Dick tak naprawdę nie znał osoby, której by wierzył. On swoją matkę sprzedałby za strunowy woreczek i choć jego rodzicielka matką była koszmarną i mało kto by mu się dziwił, to i tak musiał przyznać, że jest kawałem bydlaka. Gdyby miała mu zaufać, to sam odwiódłby ją od tego szalonego planu, ale przecież nie przyszła tu z zamysłem słodkiej randki z nim, więc musiała mieć ogólnie jakieś problemy… albo nie chodziło wcale o te pieprzone gwiazdy i jak się okazywało, ten magazyn był strzeżony.
Pięknie, po prostu tak chciał zginąć. O dziwo, jednak jego manewr z opadaniem sprawdził się i nie musiał posuwać się do całowania Pearl, by faktycznie ktoś pomyślał, że to dwójka dzieciaków, która przyszła obserwować gwiazdy. Niemal czuł całym sobą ten zawód, zwłaszcza że zamiast słodkiego tete-a-tete z palcami przy ustach (to było całkiem całkiem) przejechała dłonią na jego pierś i boleśnie wbiła mu szpon między żebra.
- A nie pomyślałaś, że ja też chcę się włamać? Tylko tobie wolno? – nadal szeptał, ale mogła usłyszeć oburzenie w jego głosie. – Zawsze możemy być jak pan i pani Smith, ale już po tym fragmencie jak usiłują siebie zabić – podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na piłkę. – Staniesz na czatach, ja rozwalę kłódkę – może i nie był bardzo lotny, ale był sprawny fizycznie, znał się na włamaniach do cudzych domów (w końcu strażacy różne rzeczy musieli piłować) i na dodatek miał gdzieś, kogo ona chce obrabować albo co zobaczyć. Wspólnik idealny – w swoim mniemaniu, oczywiście.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Uniosła brew na tą wzmiankę o specyficznych eks, ale dopiero, gdy usłyszała, że może być lekarstwem na jego traumy, pozwoliła sobie na parskniecie.
- Jak mam być twoją terapią, to wybitnie równie dobrze mógłbyś leczyć zęby u rzeźnika - pozwoliła sobie na tę uwagę, bo no nie oszukujmy się, wiedziała doskonale, jaka jest. Mogła robić co najwyżej za przykład osoby, której nie należy naśladować. Daleko było jej do przykładnej kobiety, za dużo piła, zbyt chętnie paliła i wypowiadała się wulgarnie. Śmiała się też zbyt głośno, nie wiedząc czym jest subtelność. Usłyszała kiedyś, że wygląda dobrze, ale gdy się odzywa, wypada to średnio. Usłyszała też, że wygląda raczej, jak laska, którą wyrywa się w barze, a nie materiał na żonę. Generalnie usłyszała w swoim życiu wystarczająco wiele komentarzy, by już nie karmić siebie zbędnymi złudzeniami.
Przywykła do tego, że ludzie milkli, gdy ona żartowała, ale jednak cieszyło ją, że ostatecznie Dick się zaśmiał. Pstryknęła też na niego, tym samym dając do zrozumienia, że plan ten jest jak najbardziej korzystny i powinien faktycznie się nad tym zastanowić. Szkoda tylko, że ich rozmowa nie mogła się ograniczać do podobnych dowcipów.
- Zasadniczo to ty tu wgramoliłeś się z brzeszczotem, koleś - cmoknęła, mrużąc przy tym oczy. - Może powinnam zacząć krzyczeć o pomoc? - odwróciła kota ogonem. Niezbyt subtelnie, ale działała w dużym stresie i musiała mocno improwizować. Spojrzała jeszcze na niego, zadzierając odrobinę głowę. - Twoja eks miała to wytatuowane? - zripostowała, bo znów schodzili na przepychanki słowne, które najwyraźniej miały być nieodłącznym elementem każdego ich spotkania. Całkiem to było zajmujące, ale okoliczności mimo wszystko nie sprzyjały i szybko mieli się o tym dowiedzieć. Serce biło jej jak młotem, za każdym razem w takiej chwili wyrzucała sobie, jaką jest idiotką i że się do tego nie nadaje, ale kiedy znów zostali sami, tradycyjnie głos rozsądku został przygnieciony wszystkimi innymi emocjami, nawet myślą o tym, że zjadłaby dobrą kanapkę.
- Strażak włamujący się do kontenerów? No popatrz, umknęło mi to - mruknęła, przyglądając mu się uważnie, zła na to, że użył słowa "włamać". Przejrzał ją, oczywiście, że tak. - Jak mnie wsypiesz, zamienię ci życie w piekło - ostrzegła go, czując, że pęka. Nie miała wyboru i chciała wierzyć, że jej groźba brzmiała wiarygodnie, bo też... co mogła mu zrobić? Przy odrobinie szczęścia mocno kopnąć pozbawiając go możliwości reprodukcyjnych, ale znając własne szczęście trafiłaby w kieszeń z telefonem i złamała palec u stopy. - Bo co, bo jestem kobietą? - nadmuchała się nieco, słysząc jego plan. - To ja tu dowodzę - przypomniała mu, jakby musiała walczyć o swoją pozycję. Trochę, jak dziecko, które przypomina dorosłym, że nie powinni gadać o polityce na jego przyjęciu urodzinowym, gdzie na tapecie mogą być tylko jednorożce. - Zgoda... - ale mimo wszystko musiała na to przystać, nie myśląc co się stanie, jeśli ewentualnie ją wyda. To nie były żarty. - Ale pośpiesz się - dodała tylko i puściła go już, chociaż cóż, skłamałaby mówiąc, że jego bliskość była dla niej nieprzyjemna. Odwróciła się natychmiast i przysiadła tak, aby ostrożnie wszystko obserwować.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Posłał jej tylko rozbawiony uśmiech, ona naprawdę była jedną z tych dziewcząt, którym się wydaje, że targają na ramionach wszystkie nieszczęścia świata i dlatego powinno się ich unikać. Znał to, sam był przekonany, że akurat znajomość z nim dla nikogo nie kończy się zbyt szczęśliwie, ale Pearl była… Właściwie nie umiał tego zdefiniować i to chyba sprawiało, że jeszcze był tutaj, a nie na swoim nowobogackim jachcie z przyjaciółmi, wśród których lał się nieustannie szampan. Blichtr już dawno mu się znudził, a włamywać się nigdy nie próbował. Gdyby mu się chciało, to nawet sporządziłby sobie specjalną listę czynności, które chce wykonać przed śmiercią i takie przestępstwo pod osłoną nocy znalazłoby się na wysokiej liście. Zwłaszcza z blondynką, z którą z chęcią napiłby się w końcu piwa. Najwyraźniej jednak normalne czynności nie były im wcale pisane ani też konwersacje bez swoistego ciętego języka.
- Zasadniczo powinnaś mi podziękować, bo jakbyś po niego zeszła, to by cię złapali – wypunktował z uśmiechem człowieka, który najlepiej bawi się w chaosie, ale to akurat musiała już zauważyć wcześniej. Richard Remington może i był zmuszony do prowadzenia nudnego życia dziecka po terapii i ze złamanym sercem (które już się goiło), ale nie zamierzał dać się tak łatwo przezwyciężyć rutynie człowieka czystego. – Akurat miała na tyłku napis WSTĘP WOLNY, czasami zastanawiam się czemu nam nie wyszło – i nie mogła wiedzieć, czy Dick mówił na serio czy może po prostu naigrywał się z niej swoim starym sposobem. Wyczuwał swoim szóstym zmysłem – a może to ta bliskość i szybkość jej serca (?) – że biedactwo się denerwowało. Nie wiedział jeszcze dlaczego i czy to dobry znak. Może tak naprawdę trafił na kogoś obrzydliwie złego i pomaga mu w skoku stulecia? Z tym, że jeśli Pearl by tak bardzo chciała włamać się do czegoś wartościowego, to na logikę wybrałaby coś lepszego niż stare magazyny, na przykład jacht jego ojca, do którego mogła mieć bezpośredni dostęp. Jego spracowane i zharatane przez kokainę szare komórki pracowały jak te trybiki w podupadłej maszynie i chyba nie doszedł do żadnych pasjonujących wniosków.
Postanowił więc skupić się na tym, na czym się zna.
- Bo jestem strażakiem i potrafię używać tego – machnął brzeszczotem i mogła nawet poczuć się w tej chwili zagrożona, ale minął ją z gracją i nie omieszkał złożyć na jej włosach przelotnego pocałunku. Tak na szczęście. Widział przecież, że żołnierzy się całuje, gdy idą na wojnę, a on właśnie toczył bitwę z kłódką, którą piłował zawzięcie i która w końcu puściła, a on ustąpił jej miejsca. – Teraz ty – a on jak ten wybitny szpieg oparł się o wejście, obserwując, czy ochrona nie wraca.
Najwyżej tutaj zginą i tyle z jego bycia hot czterdziestolatkiem, a już widział te wszystkie rozkładówki.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Może i faktycznie powinna była mu podziękować, ale zamiast tego uśmiechnęła się w sposób, który jasno sugerował, że na to jeszcze się nie zanosi. Nie potrafiła prosić o pomoc, przyznawać się do błędu i dziękować, gdy podziękowania dotyczyły jej własnej porażki. Niestety. Nie świadczyło to o niej zbyt dobrze, ale nic nie mogła na to poradzić. Duma była jednym z większych bagaży, jakie nosiła na własnych barkach, bojąc się momentu, w którym powinna schować ją w kieszeń. Poza tym wierzyła, że Richard i tak nie oczekiwał tego po niej... może nie znali się długo, a tak w zasadzie to wcale, ale też było pewne sprawi widać po niej od razu.
- Może dlatego, że inni też korzystali z zaproszenia? - myślała na głos, ale nie jej oceniać jego byłe związki. Sama na koncie miała tylko takie, które nieszczególnie dobrze się skończyły. Aktualnie nie szukała, bo też przestała wierzyć w sens takich poczynań. Wino i śpiewanie w wannie jawiło jej się jako lepsza opcja, niż kolejny zawód miłosny.
- Też potrafię tego używać - burknęła, ale już nie zamierzała z nim się kłócić, skoro tak się wyrywał i jasnym już było, że nie wmówi mu jakiejś głupiej historyjki na temat tego, skąd się tu wzięła. Poza tym zaskoczył ją jego gest. Na moment ją wcięło, straciła azymut, tylko po to, by po chwili uśmiechnąć się głupkowato, jakby była nastolatką. Dobrze więc, że zajęty był kłódką i tego nie widział. Dotknęła przelotnie własnych włosów, a potem pokiwała głową na boki. To zły pomysł, Pearl - mruknęła sama do siebie we własnej głowie i wlepiła wzrok w przestrzeń, by faktycznie w porę ich ostrzec przed ewentualnym zagrożeniem. Kiedy więc Dick poinformował, że skończył, wyciągnęła z kieszeni bluzy latarkę i ostrożnie pociągnęła za drzwi, otwierając je zaledwie na niewielką szparę. - Jakby ktoś ciebie zauważył, po prostu mnie tu zostaw - mruknęła na tyle cicho, by nie przykuło to niczyjej uwagi i na tyle głośno, żeby na pewno ją usłyszał. Odpaliła latarkę i zaczęła się rozglądać. Nie była pewna co tu zastanie, może nieco bardziej uporządkowaną przestrzeń, a nie kilka kartonów ułożonych w nieładzie i stary stolik, jakiś regał. Najpierw podeszła do stolika, leżała na nim mapa, której zrobiła zaraz zdjęcie. Czerwonym markerem ktoś zaznaczył Lorne Bay i kilka pobliskich mieścin. Potem otworzyła pierwsze pudło... jakieś ubrania, śmierdziały, ale były względnie czyste. W innym kombinezony i dopiero w trzecim jakieś teczki. Niewiele myśląc opadła na kolana otwierając je jedna po drugiej. Dopiero w trzeciej znalazła zdjęcia jakiś ludzi. Ładne kobiety i niczym nie wyróżniający się mężczyźni. Imiona i nazwiska, nic poza tym. Mimo to wszystko sfotografowała, nieco sfrustrowana. Kiedy miała się podnosić, zauważyła, że blat biurka jest dość gruby... jakby znajdowała się nim szuflada. Niewiele myśląc zaczęła ściągać z niego przedmioty, by następnie unieść ruchomą płytę. - O kurwa... - mruknęła pod nosem, widząc broń, jakieś cążki, gilotynę do cygar. Niby nic szczególnego, nic co mogłoby być podstawą wyroku, ale jednak widok wiele sugerował. Podobnie jak zeszyt, a w nim zakładka z adresem jakiegoś klubu w Cairns i dopisek "hasło: biały delfin".

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Proszę cię, kto by MNIE zdradził? – oboje byli szalenie pewni siebie, choć jeszcze nie odkrył, czy w jej wypadku było podobnie jak u niego i nadmiernym wyszczekaniem zakrywała część problemów. Może gdyby był bardziej skupiony na jej głowie (a nie ciele), to zapytałby, co w niej ma, by siedzieć w porcie po ciemku i prosić się niemal o jakąś niecną i paskudną zbrodnię. Mogła w końcu trafić na kogoś znacznie gorszego niż strażak, łamane przez wannabe włamywacz, który miał do niej jakąś dziwną i niewytłumaczalną słabość. Pewnie ci z biura Departamentu Tajemnic już na tym gdybali, a przynajmniej tak sugerowała ostatnia część Harry’ego Pottera, którą przyszło mu oglądać.
Może dlatego jak ten nawiedzony idiota już ją całował i witał się z gąską, zanim do cholery, zacząć od randki, kwiatów i wszystkich bajerów, które lubiły standardowe laski. Tyle, że coś mu mówiło (a wręcz krzyczało i tłukło w jego głowę brzeszczotem), że Pearl klasyczną dziewczyną nie jest i nie wyrwie ją na designerski wóz od tatusia, na jacht tatusia czy ogólnie na pieniądze tatusia, więc przynajmniej mógł przeciąć jej kłódkę.
Niektórzy dla potencjalnych romansów zabijali i podpalali domy (miał skomplikowanych przyjaciół), więc jego czyn wydawał mu się haniebnie żałosny.
- Nie zostawiłbym cię na pastwę kogokolwiek – odpowiedział więc prawie rycersko, a potem gdy ona zajęta była szperaniem, szukaniem i znajdywaniem na kogoś haków, on z lekkością w sercu obserwował świat i powstrzymywał swój głupi umysł przed zapaleniem papierosa. Pewnie mógłby tak robić cały czas, gdyby nie ten przeklęty ochroniarz. Nie namyślał się długo, po prostu zacisnął nową kłódkę i zamknął kontener bez słowa wyjaśnienia. Naprawdę miał nadzieję, że dziewczyna przynajmniej zachowa spokój, bo inaczej już mogli iść spać z rybami, a słyszał, że tu to nie takie proste, bo te żarłoczne potwory obgryzą ich mięso do samego szkieletu. Tyle się napracował nad mięśniami, że aż było tego stracić. Na razie jednak zeskoczył z kontenera i podał rękę karkowi.
- Obserwuję mój jacht – wyjaśnił z pewnym uśmieszkiem. – Przepraszam, że na waszej blasze, ale widać stąd jak moją dziewczynę rucha jakiś hipis. Na takich to zawsze lecą, co? – za chwilę mogła usłyszeć ich wspólny śmiech i jakieś obco brzmiące słowa. Czyżby był takim poliglotą czy tak dobrze ściemniał, jeśli chodzi o rosyjski?
Nie dane jej było się dowiedzieć, bo znowu przeszedł na angielski.
- Ależ Alosza, zawsze możesz wpaść z chłopakami. Napijemy się siwuchy, poobserwujemy z oceanu twoje garaże. Ja ci pomogę, ty mi, bo ty równy chłop jesteś! – a on się zachowywał jakby faktycznie czegoś się już zdążył naćpać, ale kupował jej tym czas jak tylko mógł i miał nadzieję, że w stęchłym otoczeniu nie spotka jakiegoś szczura i nie okaże się, że cały ich plan diabli wzięli. A tak bardzo chciał jej zaimponować (ponownie, do kogo nie wiedział dlaczego) i sprawić, by przynajmniej nie patrzyła na niego jak na idiotę.
Pożegnał się więc i znowu szarpał się z kłódką, ale tym razem puściła dzięki kluczykowi z boku.
- Wiejemy! – rzucił jej, miał nadzieję, że ma wystarczająco dużo zdjęć, a Alosza zaraz miał wrócić z alkoholem i musiał przedstawić mu swoją dziewczynę.

pearl campbell
ODPOWIEDZ