Striptizerka — Shadow
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
I wanna be your slave
I wanna be your master
I wanna make your heart beat
Run like rollercoasters
Późnowieczorne powroty do domu zawsze wzbudzały w niej lekki niepokój. Tyle się słyszało o tym, że ludzie, ze szczególnym naciskiem na kobiety, nie powinny wracać same. Jakkolwiek szowinistyczne to nie było, było poniekąd prawdziwe. Dzielnica była szemrana, a ona kończyła zawsze niewiele później, niż wychodzili ostatni klienci. To znaczyło, że czasem musiała liczyć się z tymi, których na prywatny pokaz nie było stać, a to, co widzieli na scenie głównej, nie było dla nich wystarczające. Dla swojego własnego bezpieczeństwa nosiła więc ze sobą gaz pieprzowy, tak by mogła go sięgnąć niemal jednym ruchem.
A dziś miała wyjątkowe złe przeczucia. Przez jednego pajaca w klubie, prawie złamała nogę, a to by wykluczyło ją z pracy na przynajmniej kilka tygodni. A przecież z tego się właśnie utrzymywała.
Ale niepokój nie opuścił jej już do końca zmiany. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Jednak nie w taki sposób, jak zazwyczaj ma to miejsce w klubie. Jednak pośród zwyczajnie wyglądających gości nie umiała odnaleźć zagrożenia.
Wracała tą samą drogą, co zawsze, a jednak odwracała się co kilkanaście metrów.
Nic.
Widziała już koniec uliczki portowej, skąd była już prosta droga do jej domku, gdy w miejscu, gdzie nie dochodziło światło latarni, bo najbliższa była zepsuta, pojawił się cień.
Ciemna sylwetka zastąpiła jej drogę, a ona nie wiedziała, czy to tylko gra światła i cienia, czy on trzymał w dłoni nóż.
- Oddawaj wszystko, co masz dziwko. - Głos miał jakby znajomy, ale w tym świetle i naciągniętej nisko czapce z daszkiem nie umiała rozpoznawać nikogo. - Kasę z kurwienia się, telefon… wszystko, co masz wartościowego. - Jej praca była często mylona z prostytucją. Zwykle ich poprawiała, ale nie dzisiaj. Nie śmiała wchodzić w dyskusję z człowiekiem, który mógł ją zabić.
- Już… spokojnie… - Głos jej drżał, podobnie jak dłonie, gdy sięgała do torebki. Lepiej stracić kasę, niż życie.
- Zamknij mordę… - Warknął ją facet, wychodząc nieco z cienia. - A potem zdejmij kurtkę.
Lucy drgnęła, żeby zaraz stanąć jak sparaliżowana.
- Ogłuchłaś? - Jego głos zdradzał coraz większą wściekłość, a ona nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Zrobiło jej się gorąco i niedobrze.

Oscar Callister
przyjazna koala
Bunny
36 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
"36 letni adwokat samego diabła" a prócz tego prawie przykładny mąż i obywatel.
Dzisiejszy późny wieczór był szczególny. Oscar od samego rana chodził podenerwowany próbując skoncentrować się na rozprawie jaka miała mieć miejsce kolejnego dnia. Masa dokumentów, zeznania świadków, kilka faktów przemawiających na korzyść jego klientki. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Wewnętrzne przeczucie, że kobieta mimo tego, że mąż tłukł ją latami, nie była całkiem szczera ze swoim obrońcą. A przecież dla dobra sprawy a nawet samej siebie, powinna.
Zbyt duża ilość wlanych w siebie kaw spowodowała, że Callister niewiele myśląc zarzucił na siebie kurtę, zabrał z domu paczkę fajek, ogień i wyszedł na spacer. Ruch i świeże powietrze to zawsze dobre połączenie jeśli w grę wchodzą rozmyślania. Przynajmniej ten mechanizm u niego działał bez zarzuty więc pewien, że i tym razem uda mu się uspokoić skołatane myśli, wybrał się na spacer.
Układając wszystkie rozważania w odpowiedniej kolejności, był tak zajęty, że nie użył nawet słuchawek jakie wcisnął do kieszeni tuż przed wyjściem, ani nie odpalił papierosa. Szedł przed siebie patrząc pod nogi niczym obrażony na cały świat chłopiec. Zbieg okoliczności, fart i kilka innych czynników spowodowało, że do jego uszu dobiegł męski głos. Początkowo wcale nie wychwycił słów i kontekstu ale sam ton nie był z grupy przyjaznych. Nasłuchując źródła skręcił w prawo, przeszedł szybkim krokiem krótką uliczkę i znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Kilkanaście metrów przed nim stała kobieta, blondynka, tyle dostrzegł w tej chwili, a tuż przed nią facet o bardzo przeciętnym wyglądzie idealnie pasującym do tych wszystkich złych typów z filmów.
– Ej! – krzyknął gardłowo ruszając w stronę typa pewnym krokiem. – Zgubiłeś się? – rzucił ostrzegawczo ale po rabusiu został tylko smród tchórza. Koleś nie był w ciemię bity i doskonale zdawał sobie sprawę, że w czasie szarpaniny kobieta mogła wezwać gliny. Asekuracyjna ucieczka była dobrym wyjściem dla nich wszystkich, serio.
– Nic Ci nie jest? Zrobił Ci coś? – obrócił dziewczynę w swoją stronę chwytając ją wcześniej za zgięcie łokcia. Z ofiarami przemocy miał do czynienia każdego dnia więc wiedział, że strach potrafi odebrać mowę albo wywołać skrajne emocje. Nie było w tym nic dziwnego. – Już wszystko okej – odszukał wystraszone spojrzenie damskich tęczówek.

Lola Kenzington
ambitny krab
Oscar
ODPOWIEDZ