22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
surfer, który codziennie gada do Ciebie w radiu i stara się nie myśleć o tym, że jego matka prawdopodobnie miała z Tobą romans (lub będzie miała)
Wiedział, że pomysł wypłynięcia na wyspę jeszcze przed pracą nie był dobrym pomysłem.
Wiedział, że spędzi w wodzie zdecydowanie więcej czasu niż mógłby z początku zakładać.
Widząc pogodę za oknem, nie mógł sobie jednak odmówić.
Nawet nie próbował się oszukiwać. Doskonale wiedział, że wyjdzie z wody stanowczo za późno i że w pośpiechu będzie musiał dotrzeć ponownie do Lorne Bay, by w takim samym pośpiechu pognać następnie do radia. Miał przynajmniej ten komfort, że w pracy nie musiał wyglądać w żaden określony sposób. Właściwie przypuszczał, że gdyby nie zwykła przyzwoitość, mógłby wparować tam w kąpielówkach, a i tak nikt nie robiłby z tego większego problemu. Bo przecież liczyło się tylko to, żeby brzmiał dobrze. Słuchacze lokalnego radia i tak nie mieli przecież pojęcia, jak w danej chwili wyglądał, w co był ubrany i czy aby na pewno zostawił sobie odpowiednio wiele czasu, by pomiędzy wypadem na plażę a przybyciem do pracy, zdążyć się jeszcze przebrać.
Oczywiście - nie zostawił.
Nawet przez chwilę nie brał pod uwagę tego, że miałby przed pojawieniem się w pracy odwiedzić jeszcze mieszkanie. Zakładał, że kiedy tylko zacumuje motorówkę w porcie, przesiądzie się pospiesznie do samochodu i - o ile żaden przedstawiciel lokalnej fauny nie postanowił przegryźć mu opon lub kabli pod maską - uda się wprost do radia. Ten plan miałby nawet szanse na to, żeby się powieść. W końcu prezentował się całkiem nieźle, nawet jeśli po zerknięciu na zegarek, Jake mógł uświadomić sobie, że miał najwyraźniej jeszcze mniej czasu niż z początku mógłby zakładać. Ale przecież wszystko szło całkiem nieźle. Ledwie minuty dzieliły go od tego, by znaleźć się na brzegu. I może gdyby nie chwilowe rozproszenie uwagi, na jakie sobie pozwolił, już za chwilę faktycznie mógłby zasiąść przed mikrofonem i przywitać się z słuchaczami.
Pech jednak chciał, że kiedy spojrzał w kierunku kilku zacumowanych w porcie jachtów, przypomniały mu się wypowiedziane niedawno słowa jednego z jego znajomych. Podobno sam powinien pomyśleć o tym, by sprawić sobie taki. Albo raczej - przekonać matkę, że koniecznie powinna kupić mu jacht, bo przecież z własnej pensji nie miał na to zbyt wielkich szans. Na pewno nie w ciągu kolejnych kilku, może nawet nie kilkunastu lat. Wtedy zbył tę uwagę śmiechem i rozbawionym stwierdzeniem, że naprawdę nie potrzebował sobie niczego rekompensować. I również teraz, nawet jeśli pozwolił sobie przez moment zastanowić się nad tym, nie był w stanie dojść do żadnego innego wniosku. Motorówka zdecydowanie spełniała jego potrzeby, działała niemal niezawodnie i była o wiele bardziej praktyczna od wielkiego jachtu.
Chociaż akurat ta jej niezawodność nie miała wcale trwać zbyt długo.
Ledwie bowiem zdążyło to przejść Jake'owi przez myśl, a miał okazję poczuć nieprzyjemne szarpnięcie, gdy prawa burta z głuchym łoskotem zderzyła się z kadłubem łodzi, obok której zamierzał zacumować. Jachtu. Oczywiście, że musiał to być cholerny jacht. Nie było się co łudzić, że jego motorówka miałaby przy tym zderzeniu nie ucierpieć. Biorąc pod uwagę dość spory impet uderzenia oraz gabaryty łodzi, z którą przyszło mu się zderzyć... Złudzeń nie pozostawiało także to, że nawet na tym znacznie większym kadłubie pozostał widoczny ślad. I chociaż Wilson jeszcze tego nie widział, musiał zdawać sobie sprawę z tego, że motorówka ucierpiała znacznie bardziej. Klnąc pod nosem, przechylił się przez burtę, by ocenić rozmiar zniszczeń.
Właścicielem jachtu mógł zacząć martwić się nieco później.
Podobnie jak tym, że prawdopodobnie powinien zadzwonić do pracy i poinformować, że tym razem nie uda mu się dotrzeć na miejsce nawet w ostatniej chwili.

Lucas Polanski
powitalny kokos
-
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
Jadł właśnie śniadanie z blond pięknością, która nie miała więcej niż 21 lat. Fancuski croisant z odrobiną dżemu, który przepijał siarczyście mocną kawą. Wschodzące słońce przeglądało się w tafli wody. Poranek był spokojny i dość cichy. Jessica (tak, dla niego każda to była Jessica, Mary Anne czy jak tylko przychodziło mu do głowy, by je nazywać) co chwila szczebiotała radośnie, gdy palnął co i rusz coś głupiego, nieznośnie nieprzyzwoitego lub powiedzmy że, dwuznacznego przy wtórze nadaktywnych tego ranka rąk.
Właśnie wcielał się w rolę nieokiełznanego wilkołaka, gdy uszu jego dobiegł stłumiony huk, po którym nastąpił nieprzyjemny dla ucha dźwięk świadczący o... Nie chciał w to wierzyć. Momentalnie dobry humor i końskie zaloty ustały sprawiając, że wytężył słuch. Dźwięk powstających otarć wywołał pochód ciarek i zmusił go, by wychylił się przez burtę, gdzie zobaczył nieszczęśnika, który śmiał zburzyć mu piękno poranka.... i o zgrozo! przygrzmocić w burtę ukochanego jachtu, który Lucas niemal wielbił. W końcu - o nic tak nie dbał jak o ten jacht. Lucas aż przetarł oczy z niedowierzania. Nie! Takie historie mu się nie przydarzały! A jednak.
Wychylił się mocniej za burtę wykrzykując:
- Chuju złamany, zatrzymaj tą diabelską machinę zanim nas zabijesz! - przesadzał, o żadnym zabijaniu nie mogło być mowy, chyba, że mowa o tym, iż w tej właśnie chwili... Lucas miał ochotę zabić Jake'a. Polanski machał rękami, żeby w razie, gdyby przez warkot silnika i dźwięki otoczenia winowajca nie słyszał jego rozpaczliwego krzyku - zaprzestał tych bezeceństw, które wyprawiał z lakierem jego maleństwa.
Wybiegł na pomost opuszczając pokład i czekał na pomoście na sprawcę, żeby się z nim rozmówić. Wściekłość malowała się na jego twarzy. Ciśnienie zaczynało barwić skórę w czerwone wykwity. Szczęka chodziła mu nerwowo, chociaż postawa jego ciała - nadal oskarżycielska, a jednak dość spokojna, trzymana na wodzy nadszarpniętego spokoju, dawała jasny komunikat, że niewiele mu potrzeba, by ruszyć i bezceremonialnie, w akcie zemsty i frustracji zrobić coś głupiego i lekkomyślnego. Jednak nie zabrała na tyle zdrowego rozsądku i Lucas rozglądał się po łódce w poszukiwaniu jej nazwy i zanotowaniu wyglądu. Gdyby mu chłopaczek uciekł, żeby wiedział czego szukać. Z całą pewnością lepszą pamięć miał do przedmiotów niż do ludzi. Taka przypadłość.
Oddychał głęboko, żeby nie denerwować się niepotrzebnie jeszcze bardziej, ale dużo go to kosztowało. Pięści już miał zaciśnięte...

Jake Wilson
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
surfer, który codziennie gada do Ciebie w radiu i stara się nie myśleć o tym, że jego matka prawdopodobnie miała z Tobą romans (lub będzie miała)
Mimo złości, która oczywiście musiała się pojawić, prawdopodobnie byłby skłonny rozwiązać tę sprawę w możliwie najbardziej pokojowy sposób. Nie należał przecież do osób, które każdą okazję musiały wykorzystać do wszczęcia awantury, a póki co jego zdenerwowanie dotyczyło w głównej mierze jego samego i jego braku uwagi. Tak przynajmniej było do czasu, gdy z pokładu jachtu dotarł do niego okrzyk mężczyzny i kiedy uznał, że będąc już na wstępie określonym mianem "chuja złamanego", nie za bardzo wciąż miał ochotę stawiać na pokojowe załatwianie sprawy.
Nawet, jeśli wina wciąż w całości leżała po jego stronie.
Nie odpowiedział na to przyjacielskie powitanie, a zamiast tego ze złością wyłączył silnik motorówki, którą ostatecznie i tak musiał przecież przycumować do brzegu. Nawet, jeśli aktualnie ewidentnie wymagała solidnej naprawy, Jake był raczej daleki od tego, by pozwolić jej po prostu swobodnie podryfować w dal. Choćby dlatego, że wciąż znajdowała się na niej jego deska.
Nie mógłby nie zauważyć złości właściciela jachtu, która malowała się na twarzy mężczyzny tak wyraźnie, że pewnie można było obawiać się, czy ten lada moment nie padnie tutaj na zawał. Co, tak właściwie, pewnie wcale nie byłoby taką najgorszą opcją. Zwłaszcza, że Jake obrzucił go wcale nie mniej poirytowanym spojrzeniem, które faktycznie mogłoby sugerować, że wcale nie miałby nic przeciwko temu, by facet padł na deski pomostu po tym, jak już serce odmówi mu posłuszeństwa.
- Nie mam na to teraz czasu - warknął, ledwie na moment zawieszając spojrzenie na mężczyźnie i zajmując się następnie ściąganiem z pokładu motorówki swojej deski. Oczywiście zdawał sobie przy tym sprawę z tego, że sprawa wymagała jednak jak najszybszego rozwiązania, a on pewnie i tak nie miał już szans dotrzeć do pracy na czas. Równie dobrze mógł więc spróbować dogadać się z właścicielem jachtu tu i teraz, ale coś podpowiadało mu, że byłby to bardzo nietrafiony pomysł. Ani on, ani tym bardziej bliski zawału facet nie mieli chyba w tym momencie ochoty na jakiekolwiek dogadywanie się.
- Zostawię ci swój numer - dodał, nadal nie patrząc na mężczyznę. Po tym, jak już ułożył deskę na pomoście, zajął się zbieraniem z pokładu motorówki reszty swoich rzeczy. Co prawda pewnie przynajmniej część z nich mógłby ze spokoju zostawić na łodzi, ale na tę chwilę pozbieranie absolutnie wszystkich zbędnych drobiazgów wydawało się być dużo lepszym pomysłem niż przywalenie facetowi, na co miał irracjonalną ochotę. Oczywiście, dalej miał świadomość tego, że to on tutaj zawinił i że pewnie powinien w związku z tym okazać jakąś skruchę, może nawet przeprosić i zapewnić, że oczywiście zapłaci za powstałe szkody. Niestety, musiał trafić na gościa, który w jakiś niezrozumiały sposób sprawiał, że Jake nie brał nawet pod uwagę takiego rozwiązania sprawy. Obawiał się nawet, że gdyby faktycznie spróbował mężczyznę przeprosić, to prędzej by się tymi przeprosinami udławił i sam padłby wtedy na pomost, nie mając już najmniejszych szans na dotarcie do pracy nie tylko po czasie, ale już w ogóle.

Lucas Polanski
powitalny kokos
-
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
Lucas też nie należał do pieniaczy. Wolał poświęcać swoją energię na inne aktywności, ale nie potrafił radzić sobie z emocjami, gdy ktoś niszczył jego własność. zwłaszcza własność, z którą był emocjonalnie związany. Jacht nie był tanią zabawką, a Polanski inwestował w niego krocie i pielęgnował w każdej wolnej chwili.
- Kurwa!- zaklął. - No jasne. Najlepiej wbić się w czyjś jacht, a potem spierdolić.- Lucas był sfrustrowany. Nie przyzwyczajony do tego, że coś mogło się nie układać tak, jakby sobie tego życzył. W swoim biurze był bogiem. Jego słowo stanowiło prawo, a tu... życie postanowiło dać mu pstryczka w nos. Lucas, delikatnie mówiąc - nie był zachwycony takim obrotem sprawy. Chociaż mężczyzna mówił niewiele i zdawkowo starając się wyrwać z tej nakręcającej się wokół spirali nienawiści, właśnie tą zdawkowość odebrał tak źle.
- Chwila. - położył rękę na barku mężczyzny, zmuszając go wręcz do tego, żeby zaprzestał robienia tego, co robił. Zaniechał ucieczki. - Numer telefonu? Jaja sobie robisz koleś? - lekko go potrząsnął czy też szarpnął. Nie bardzo w tej chwili oburzenia nad sobą panował, chociaż jak na poważnego obywatela przystało, starał się zachowywać w miarę kulturalnie. Nie zależało mu na łatce pieniacza. I tak wszyscy wiedzieli, że lubił zaglądać do kieliszka i pod spódniczki. Wystarczyło tego złego PRu.
- Numer, to możesz sobie dać jakiejś lali poznanej w podrzędnym barze. - Polanski nie dawał się zbyć. - Nie umawiamy się na sex, do którego nie dojdzie, tylko PUKNĄŁEŚ mój jacht! - po tym, jak wykrzyczał ostatnie słowa, przetarł ręką zmarszczki na czole, co wydawało się go nieco uspokoić. Przestał krzyczeć. - Potrzebuję więcej. Jakieś oświadczenie, jakieś dane, ubezpieczenie, bo chyba masz takie, synu? - był wkurwiony, ale nie był furiatem. Myślał racjonalnie i pierwsze emocje, które przez niego przemawiały zaczynały się stabilizować i cichnąć. Dlatego chciał wyciągnąć od chłopaka jak najwięcej informacji, żeby załatwić sprawę jak najszybciej i wrócić do przyjemniejszej części dnia.

Jake Wilson
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
ODPOWIEDZ