komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Załamanie wcale nie przyszło po rozmowie z Lorry. Może i dotarło do niego, że ten związek nie jest perpetuum mobile i coś co niegdyś poruszało niebo, ziemię i wszystkie gwiazdy nagle zatrzymało się w pół obrotu, ale wciąż czuł, że nie wszystko stracone. Inaczej, jak ten naiwny idealista wierzył, że rozpędzą machinę, która zdoła poruszać się bez końca. Już niegdyś kochali tak beztrosko i Dick wierzył, że mogą znowu poczuć to oszołomienie. Wystarczyło tylko dać się ponieść. Do tego celu potrzebował tej małej torebeczki z workiem strunowym. Na trzeźwo przecież nie może go znieść, ba, on sam miał wrażenie, że bez odpowiedniej porcji w gramach rozłazi się na szwach.
Gdy tylko biały puder znikał w jego nozdrzach, znowu stawał się bardziej sobą. To znaczy przynajmniej nie był tym nudnym i zalęknionym chłopcem, którego przerażała własna matka. Edypowy kompleks dotykał go tak bardzo, że nawet tu, w ciemnym zaułku, pośrodku niczego oglądał się przez ramię, będąc przekonanym, że gdzieś czai się kobieta, która zniszczyła mu życie. Zapewne opiekuńczo dopinguje jego próby odnalezienia dilera, który zszedł do podziemi po ostatnim nalocie policji.
Jakże dziwne, że w dwudziestym pierwszym wieku władza nadal narzucała w jaki sposób obywatel może zmarnować sobie życie. Alkohol? Proszę bardzo, prohibicja to takie śmieszne i wymarłe pojęcie.
Narkotyki? Urządźmy mu sąd nad duszą, bo ośmielił się sięgnąć po niedozwolone substancje. I jeszcze te wszystkie teksty o częstowaniu narkotykami młodszych. Richard może i miał pieniądze, ale naprawdę miałby komuś oddawać swoją działkę? Nie po to jego ojciec sprzedał mordę w Netfliksie i ciężko harował na swój sukces, by Dick charytatywnie udostępniał swoje dobra.
Takie właśnie nachodziły go refleksje, gdy stał jak dziwka pod latarnią i czekał na swojego alfonsa dilera, który spóźniał się tak popisowo, że naszła go kolejna niedorzeczna myśl, że może jednak to ustawka i zostanie strażakiem, który został przyłapany na schadzkę z narkotykami.
Gdy tylko o tym pomyślał, z miejsca ruszył przed siebie, wiedząc, że do spacerującego mężczyzny nie przyczepi się nikt. Oprócz oczywiście, bezdomnych, bo wszedł w jakieś nieciekawe otoczenie, otoczony kontenerami. Pewnie tutaj śpią ci biedni narkomani, ci, którzy muszą sprzedawać mikrofalówkę na mieszany towar. Aż zrobiło mu się niedobrze ze względu na te klasowe różnice – biednych ludzi nienawidził równie mocno co głupich – i dopiero po minucie zrozumiał, że nie, to nie obrzydzenie.
To gryzący dym, który unosił się z jego pojemnika. Ktoś tu sobie ognisko urządzał?! Nie dość już Australia się pali… Podszedł bliżej i pewnie skupiłby się na źródle dymu, gdyby nie odkrył czegoś ciekawszego.
Chłopaka z zapałkami.
- Proszę, proszę, mamy podpalacza – i zanim dziecko (bo chyba był znacznie młodszy) rzuciło się do ucieczki, złapał go za obie ręce i zacisnął pięści. Niech go nie prowokuje, w końcu znał się trochę na boksie i był absolutnie wkurwiony, bo kokaina okazała się Kopciuszkiem, który nawet nie zostawia po sobie bucika.

Hudson Duke
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Okropnie mu się nudziło. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie. Hudson wstał, olał szkołę, wymigując się bólem głowy. Miał swoje migreny, które często stanowiły idealną okazję do tego, by pokazać nieco charakteru i zaszyć się w pokoju na cały dzień. Uwielbiał właśnie takie chwile, gdy mógł spędzić je w swoim własnym towarzystwie, nawet jeśli lubił towarzystwo innych ludzi. Niestety, ostatnimi czasy nie miał ochoty widywać żadnego człowieka, nawet własnych rodziców miał dość. Wszyscy go irytowali, a on powoli zaczynał myśleć o tym, że coś jest z nim nie tak. Dobrym lekarstwem była jednak terapia zakupowa, której Hudson oddawał się z największą przyjemnością. Dlatego też, gdy jego rodzice wyszli z domu, co nastąpiło dość szybko, bo wychodzili oni dość wcześnie, Hudson ogarnął się, zjadł dobre śniadanie i wyszedł na łowy. Był cwanym młodzieńcem, który kilka dni wcześniej wypłacił trochę pieniędzy z konta, żeby rodzice nie mieli wglądu do jego wydatków i nie podejrzewali go o wychodzenie z domu. Chciał bowiem zachować pozory bolącej głowy.
   Terapia oczywiście została uznana za udaną. Hudson wrócił do domu przed obiadem. Przyniósł ze sobą kilka toreb z nowymi ubraniami. Lubił ładnie wyglądać, chociaż strojenie się pozostawiał bardziej dla własnej satysfakcji, niż dla przypodobania się komuś. Jeszcze w czasach kiedy był w związku, to oczywiście starał się, żeby jego wygląd podobał się jego chłopakowi, co jak widać nie przyniosło zbyt dobrych rezultatów, biorąc pod uwagę, że jego były rzucił się na pierwszą lepszą ladacznicę na pierwszej lepszej imprezie… Sama myśl o tym psuła chłopakowi nastrój. Rozpakował więc ubrania, szybko chowając je do szafy. Wtedy właśnie odnalazł zapałki, które kiedyś przyniósł i schował, żeby rodzice nie podejrzewali go o palenie papierosów. W swoim posiadaniu miał również kilka niewielkich petard. Nigdy żadnej nie strzelał, bo huk bardzo mu przeszkadzał, niemniej jednak już od małego lubił przyglądać się palącemu ogniu. Nie uważał się za piromana, którego ulubionym zajęciem jest podpalanie różnych rzeczy, ale często w chwilach wyjątkowego smutku, widok podpalonego byłego, nawet jeśli był on jedynie wytworem wyobraźni, przynosił mu przyjemne ukojenie.
   O ile piromanem nie był, to jednak wpadł na szalony pomysł, żeby podpalić petardy i wystrzelić je gdzieś daleko od domu. Poszedł więc do dzielnicy, w której nie powinien sam przesiadywać, jednak plany jego się zmieniły. Otworzył petardy i wsypał proch, który to podpalił. Nie zdążył jednak odejść na odpowiednią odległość, kiedy to został przyłapany przez jakiegoś faceta.
   – Ja nie… a ty co, policja? – zapytał, bo nie było sensu się tłumaczyć ani też wymyślać głupich wymówek. Było przecież wiadome, że to on podpalił, nikogo innego przecież w okolicy nie było. I oczywiście wszystko uszłoby mu na sucho, gdyby nie jakiś wścibski facet po trzydziestce. Przyjrzał mu się bardzo uważnie, próbując nawet wyrwać się z jego uścisku, ale na nic się to zdało.
Richard Remington
sumienny żółwik
Hudson
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Boże, jak on potrzebował kokainy. Zaledwie kilka maleńkich gramów, nawet nie pogardziłby marnym, pojedynczym kryształkiem, który tylko połaskotałby jego błonę śluzową nosa. C o k o l w i e k. Zamiast tego musiał użerać się z jakimś dzieciakiem, który postanowił zabawić się w piromana. Przed tym zetknięciem myślał, że dzień jest wyjątkowo paskudny, ale teraz już ledwie oddychał z wściekłości. Tak naprawdę przez tego szaleńca znalazł się w wyjątkowym potrzasku. Nie mógł przecież wezwać swoich kolegów, by go spisali, bo musiałby gorączkowo wymyślić jakiś niezgrabny pretekst jego obecności tutaj.
Najlepiej zrobiłby, gdyby całkiem go zignorował, ale za szybko pomyślał i teraz już trzymał za ręce jakiegoś gówniarza, który szarpał się jak zranione zwierzątko. Pięknie, Richard, mógł teraz wręczyć sobie medal za odwagę i niesamowitą głupotę.
- Prawie! Nie wiesz, że puszczanie petard jest zabronione?! – wykrzyczał i kiedy dopiero do niego dotarły własne słowa, spojrzał w dół na dymiące zawiniątko. Jednym ruchem przycisnął chłopca do ściany, chroniąc ich piękne twarze przed wybuchem.
Więc tak, sylwester w tym roku mają zaliczony, a on patrzył na tego gówniarza z odległości kilku milimetrów. Może miał również kokainę? Wyglądał na jednego z tych bogatych i zbałamuconych życiem, a z takimi Dick często miał do czynienia. Może dlatego, że sam taki był. Nie chciał wracać pamięcią do lat młodzieńczych, ale jakoś przy tym dziecku porównania nasuwały się same. Szkoła, która nigdy nie była dla niego drugim domem. Rodzina, na papierze wyglądająca na porządną, ale tak naprawdę skalana nałogiem, pieniędzmi i całą masą hipokryzji. Wreszcie on, bon vivant, któremu na wszystko pozwalano i usiłowano na siłę swatać z córką znajomych, byle by tylko połączyć dwa świetne rody. Zaś ona, ona zaś pod stołem robiła mu dobrze, gdy dyskutował z jej ojcem o polityce i ekologii, usiłując pokazać komukolwiek, że jest warty znacznie więcej.
Nie był, to kokaina bardzo łatwo i szybko weszła mu w krew, bo po niej był elokwentny, durny w ten dobry sposób i przyjemnie gładki. To po niej zaliczył swoją korepetytorkę i pierwszego chłopca. Dziwne, że był podobny do tego blondyna, który nadal czuł się zapewne nieswojo, przygnieciony przez prawie dwukrotnie starszego mężczyznę.
Ciekawe, czy już był legalny.
- Dobra, to teraz powiedz mi, na cholerę, puszczasz te petardy? Nie pomyślałeś o bezpańskich zwierzakach? Fundujesz im piekło – odezwał się obrońca środowiska, który zaraz dostanie erekcji z powodu braku dilera za rogiem.
Najwyraźniej był kiepskim strażakiem i przede wszystkim bardzo źle zarządzał swoją terapią, skoro wystarczyły trzy miesiące, a on już fantazjował o kokainie i o ustach tego młodego chłopaka, który pewnie po prochach oddałby mu się cały.
Bez? Marne szanse.

Hudson Duke
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Znajdował się w potrzasku, dosłownie. Na całe szczęście z każdej sytuacji dało się jakoś wyjść. Głupio było, że postanowił przyjść właśnie w to miejsce, mógł przecież podpalić ten proch w ogródku czy zrobić jakieś inne głupstwo, które pewnie by mu się udało i nie musiałby się użerać z jakimiś starszymi panami. Lubił użerać się z panami, ale przy innych sytuacjach i dotychczas wszystkie takie akcje działy się w jego rozmarzonej głowie. No i chyba takiego scenariusza nigdy nie rozgrywał, więc przyszło mu improwizować. Szarpał się więc, ale przeciwnik był nieugięty i trzymał tak mocno, że jak Hudson próbował przekręcić swój nadgarstek, to nie dość, że coś mu tam chrupnęło lekko, to jeszcze zamrowiły go paluszki, co nie wróżyło niczego dobrego. Nie mówiąc już o tym, że doskonale wiedział, że znajduje się w podejrzanej dzielnicy, więc może mieć do czynienia z podejrzanymi typami. Pech tylko, że nie pomyślał o tym wcześniej.
   – Petardy?! A widzisz żeby tu coś wybuchało? Podpalam proch, żeby zobaczyć czy działa – wypalił, próbując się wytłumaczyć. Nie podpalał przecież petard, bo za bardzo się bał, że te wybuchną mu w rękach i straci palce, a te były mu przecież potrzebne, jeśli chciał dostać się na tę jebaną medycynę. Niestety petardy czy też proch, nie zmieniało to faktu, że coś podpalał, co chyba nie było do końca legalne. Nie robił tego jednak w parku albo lesie, gdzie mógłby doprowadzić do pożaru a w warunkach, które całkowicie, no osiemdziesięciu procentach, kontrolował. Jakby coś poszło nie tak, to przecież przydeptałby ogień bucikiem. Specjalnie ubrał takie z grubą podeszwą, żeby sobie nie poparzyć stopy.
   Pech chciał, że szybko został przyparty do muru, dosłownie. Wtedy też spanikował, bo nie miał pojęcia, co się zaraz może wydarzyć. Szarpał się więc gorzej niż ryba wyciągnięta z wody, aż obił sobie łopatki o ceglastą ścianę budynku. W głowie też rysowały mu się niemiłe scenariusze, bo jakby nie było, to obaj byli teraz tak zajęci sobą, że żaden z nich faktycznie nie pilnował ognia. Wystarczyłoby, żeby nogawka jednego z nich stanęła w płomieniach. I co wtedy?
   – Puść mnie! Lubisz obmacywać osiemnastolatków? – krzyknął. Było mu już obojętne, czy usłyszy go ktoś inny. Mogli ich przyłapać. W końcu komu by uwierzyli? Było #metoo i to on był tutaj biednym siedemnastolatkiem trzymanym przez ewidentnie starszego pana. Pewnie to nawet jego wzięliby za podpalacza. Przecież Duke chciał mu tylko powiedzieć, że nie wolno rozpalać ognisk w podejrzanych uliczkach. Tak, policja na pewno łyknęłaby taką historyjkę.
Richard Remington
sumienny żółwik
Hudson
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Obaj znajdowali się w potrzasku. Racja, Hudson w tym dosłownym, gdy musiał znosić stalowe obrączki dłoni Dicka. Remington musiał przyznać, że treningi z Lorenzo się opłaciły i mógł teraz bez trudu zgnieść te cienkie patyczki, które robiły u tego dziecka za ręce. Z tym, że nie do końca wiedział, czy tego właśnie tego chce. Racja, złapał go na gorącym (ba, dosłownie!) uczynku i co z tego? Chyba nie w tym celu włóczył się po mieście, więc to była skrajna głupota. Niestety, zamiast przemyśleć to całkiem dobrze, postanowił zadziałać. Nie sądził, że kiedykolwiek instynkt strażaka weźmie górę nad jego zdrowym rozsądkiem, ale najwyraźniej cuda się zdarzały i zamiast poszukiwać dilera ze złotym dla jego ciała proszkiem, postanowił… cóż, dokonać obywatelskiego zatrzymania. Cudownie, doprawdy wspaniale, tylko co teraz zrobić z tym pieprzonym fantem. Nie do końca wiedział. Był przekonany, że Duke najpierw zmyje mu głowę za takie zabawy z gówniarzami, a potem zorientuje się od słowa do słowa, że chciał sobie popudrować nosek. Następnym razem, gdy wpadnie na myśl zadawania się z tego typu gówniarzami, to sam sobie postanowi podpalić łeb, by skupić uwagę na czymś innym.
Cudowna perspektywa. Ostatnio tylko takie roztaczały przed nim w tym jakże kiepskim życiu bez grama kokainy, morfiny czy innego paskudztwa, które zazwyczaj przenosiło go w zupełnie inny wymiar przyjemności.
- To nielegalne, gówniarzu! Nic mnie nie obchodzi, co podpalałeś – wyjaśnił mu jakże obrazowo swój niepokój, czując, że zaczyna wariować i dodatkowo nie ma obok żadnego bodźca, by się mógł uspokoić. Tak doradzał mu sponsor. Zawsze znaleźć coś, co przynosi mu ukojenie i co sprowadzi na niego wyciszenie. W gniewie bywał przerażający, a musiał przyznać, że to dziecko skutecznie wyprowadzało go z równowagi. Tak bardzo, że gdy padły kolejne słowa, po prostu złapał go za poły jego koszulki i przycisnął do swojej twarzy.
- Obmacywać to ja cię mogę zacząć, ale uwierz, nie opowiesz mamusi, że było ci wtedy dobrze – spojrzał na niego całkiem zimno, po czym puścił go i wytarł sobie dłonie o spodnie, zupełnie jakby się brzydził tego diabelskiego pomiotu, ale prawda była na wskroś inna. Richard wstydził się samego siebie oraz własnej rozbuchanej reakcji na coś takiego jak wybryki dzieciaka, który pewnie miał nierówno pod sufitem.
Umiał rozpoznać ten typ – niesamowicie inteligentny, wyszczekany, a pod kopułą aż się dymiło od jakiejś nieprzepracowanej traumy, która w przyszłości miała zaowocować jakimś wybitnym potknięciem. Przewidywał, że wówczas nie będzie już czego zbierać.
- Zgaś to – rozkazał jeszcze, a sam zapalił papierosa, rozglądając się na boki. W poszukiwaniu zaginionego… dealera, część druga, którą jeszcze nie zdążył wydać Proust.

Hudson Duke
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Sytuacja nie rysowała się zbyt dobrze. Nie podobało mu się, że znalazł się w potrzasku, bo zazwyczaj wszystko uchodziło mu na sucho, a jeśli już coś się nie udawało, to zazwyczaj konsekwencje były dość błahe. Jednak w tym wypadku został przyłapany na podpalaniu, co oczywiście nie było błahym zdarzeniem. Wiedział doskonale, że nie wolno nic podpalać, ale przecież nie miał zamiaru rozpalać tu ogniska i zostawiać go. Podpalił jedynie odrobinę prochu, który i taj szybko się wypali. A przynajmniej tak mu się tylko wydawało. Tak czy siak i tak miał to wszystko ugasić i nie pozwolić na to, by ogień rozniósł się dalej. Teraz jednak, jak tak obaj zajęci byli sobą, nikt nie pilnował ognia i ryzyko wzniecenia pożaru rosło z każdą chwilą. No ale to nie była już wina Hudsona, tylko faceta, który go trzymał i nie pozwalał się ruszać.
   Próbował więc jakoś z tego wyjść. Szukał więc każdej możliwości, której mógłby się chwycić. Niewiele jednak widział. W końcu facet był większy i silniejszy, więc jakakolwiek bójka nie wchodziła w grę. Poza tym, wydawało mu się, że nieznajomy jest z tych, którzy biją po twarzy, a Hudson nie planował żadnych zmian w tej części swojego ciała. Coś jednak musiał wykombinować. Wpatrywał się więc w mężczyznę, żeby dostrzec jego słabe strony.
   – A ty co, Batman, że cię tak interesuje przestępczość? – zapytał. Jeśli nieznajomy faktycznie chciał walczyć z nielegalnymi rzeczami, to mógł chociażby sprzątać chodniki z porozrzucanych śmieci albo zająć się miejscowymi dilerami, a nie niewielkimi ogniskami, które były całkowicie pod kontrolą.
   – Och i jeszcze groźby… – westchnął, chociaż nawet on wiedział, że może lepiej było po prostu ugryźć się w język. Niestety duma mu na to nie pozwalała. Adrenalina ciągle płynęła mu w żyłach, więc przychodzące na jego usta słowa, musiały znaleźć swoje ujście. Zatupał jednak rozpalony proch. Wystarczyło trzy razy tupnąć nóżką, by płomienie zgasły, więc nie miał pojęcia, o co tyle było nerwów.
   – Proponuję ugodę, ja zapomnę o tym, że mnie tutaj zaatakowałeś, a ty, że widziałeś mnie podpalającego coś – zaproponował, ale nie wiedział, czy nieznajomy przystanie na taką propozycję, jak również nie miał pojęcia, jak ten zareaguje na to. Jedyną pewną rzeczą było to, że musiał kupić sobie gaz pieprzowy albo paralizator w razie kolejnych takich ataków.
Richard Remington
sumienny żółwik
Hudson
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Może to było głupie, ale Richard w jakiś sposób widział, że są do siebie podobni z Hudsonem. Strój tego chłopaczka sugerował, że ma całkiem dzianych rodziców, więc nie potrzebował takich ulicznych rozrywek, a jednak coś skłoniło go do tego, by znaleźć się tutaj. Dobrze pamiętał, że był takim gówniarzem, który odczuwał irracjonalną złość i gniew. Próbował znaleźć ich ujście za pomocą agresji, niebezpiecznych walk, by wreszcie spocząć w gościnnych ramionach kokainy. Która teraz przedawniła się za sprawą piromana. Miał ochotę zatłuc go na śmierć i był całkiem bliski tego czynu, ale tak naprawdę wiedział jedno.
Był strażakiem. Jak nie ugasi tego jebanego pożaru za chwilę, to zaczną zjeżdżać się wozy i obaj wpadną jak śliwka w kompot, co wcale mu się nie podobało. Dlatego reagował tak nerwowo. I dlatego, że do cholery, chciał się naćpać, a nie toczyć jakieś dziwne dysputy z własnym odbiciem lustrzanym. Tak właśnie widział tego pieprzonego, bogatego chłoptasia, który dla żartu podpalał proch.
Za to on w ramach dowcipu, na odwyku kupował sobie kokainę. Który z nich był bardziej żałosny?
- A co ty Joker in spe? Coś ci słabo idzie – odgryzł się, gratulacje, że potrafił, skoro dochodził do takich wniosków i było mu niedobrze na myśl o samym sobie.
I tak, wzrok Dicka sugerował wyraźnie, że naprawdę mógłby się zamknąć i nie dyskutować ze starszymi, mądrzejszymi, et cetera… Tak naprawdę chodziło o to, że każde takie zdanie rozjuszało już i tak poirytowanego Remingtona. Nie zamierzał mu tłumaczyć jak to jest, gdy zamiast kokainy płynie w twoich żyłach czysty wkurw, pomieszany z bólem.
W takich chwilach uzależnienie bolało wręcz jak cholera.
- Czekaj, czekaj. Jeszcze cię nie zaatakowałem – zauważył z cwanym uśmiechem i wtedy poczuł, że to jak luka w prawie. Aż korciło, żeby ją wykorzystać i po prostu strzelić z pięści tego młodego cwaniaczka, oczywiście w celach wychowawczych. Jak on bowiem nie lubił takich mądrujących i wyszczekanych dzieciaków, którym jeszcze nie odpadło mleko spod nosa, ale wydawało się im, że zawojują świat. Zamierzył się nad nim, ale wreszcie jego dłoń przejechała po murze nad jego głową.
To on miał problem. To on przyjechał tutaj, żeby znaleźć dilera.
Na trzy miesiące po odwyku i obietnicach, że skończy z tym razem na zawsze. Odetchnął ciężko i otarł pot, który spływał obficie z jego czoła.
- Zmykaj – mruknął i spojrzeniem pokazał mu, że naprawdę nie ma sił na jego odzywki i z następną wybije mu wszystkie zęby bez zastanowienia.

Hudson Duke
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Życie ludzi bogatych nie było łatwe. Oczywiście miało się swoje plusy, ale prawda była taka, ze Hudson, pomimo tego że pochodził z bogatej rodziny, musiał mierzyć się z problemami, których pieniądze nie potrafiły rozwiązać. Męczył się z dorastaniem, szkołą czy też dzieciakami, które uprzykrzały mu życie. Nie miał łatwo i chociaż faktycznie mógłby rzucić pieniędzmi na prawo i lewo, by przykryć problemy, to jednak niczego to nie rozwiązywało. No i jakie to niby miało przynieść efekty na przyszłość. Hudson nie był głupi. Nie robił głupot ze względu na to, że nie wiedział, jakie konsekwencje mogą one przynieść. W większości przypadków pragnął wiedzieć, co może się stać, a w niektórych przypadkach po prostu chciał zwrócić na siebie uwagę. Wiele rzeczy, które robił było starannie wywarzone i przemyślane. Jak chociażby ten wybryk z podpaleniem prochu, chociaż nie przewidział, że w tej dzielnicy znajdzie się jakiś jebany pseudo-bohater, który będzie chciał go powstrzymać. W końcu niby co miałoby się stać, skoro Duke miał wszystko pod kontrolą? Przyniósł nawet ze sobą butelkę wody, by ogień ugasić.
   On SAM zbytnio nie przyglądał się mężczyźnie. Nie interesował on go tak bardzo, by pokusić się o głębsze dywagacje na temat jego natury, charakteru i pochodzenia. Owszem, był on zadbany, więc nie mógł być jakimś biedakiem, mieszkającym w ciemnych zaułkach, ale myśli Duka nie odbiegały od tego opisu zbyt daleko. Nigdy nie oceniał ludzi po pozorach, więc również nie przypisywał obcemu mężczyźnie żadnej konkretnej łatki, poza tym, że był okropnie agresywny, biorąc pod uwagę to, jak się teraz zachowywał. Spokojni i opanowani ludzie zaczynają raczej od spokojniejszej rozmowy, a nie rzucają się z łapami na nastolatków. Ewidentnie facet miał problemy.
   – Gdybym się spodziewał, że chodzą tędy tacy bohaterowie jak ty, to wybrałbym inne miejsce – odpowiedział. Te ich przekomarzania zaczęły go już powoli denerwować. Nie miał pojęcia, jak długo sobie będą tutaj jeszcze gawędzić. Z resztą kogo normalnego interesuje, co robią inni ludzie w podejrzanych dzielnicach. Hudson z całą pewnością nie pchałby się do czegoś takiego, gdyby był na miejscu nieznajomego.
   – Niechciany dotyk jest napaścią – powiedział. Tyle pamiętał jeszcze z tych lekcji samoobrony, na które zapisał go dawno temu jego ojciec. Nie spodobało się to Hudsonowi, więc dość szybko przerwał te lekcje. Nie był on agresywnym człowiekiem i daleko mu było do fizycznego rozwiązywania problemów. Niemniej jednak w takich chwilach jak ta, w której właśnie się znalazł, uzmysłowił sobie, że mógł nie kończyć tych zajęć.
   – Następnym razem zajmij się swoimi problemami i nie szukaj sobie nowych – powiedział do niego, kiedy ten już kazał mu zmykać. Nie miał on większej ochoty na rozmowy z facetem, który nie panował nad sobą. Po całym tym wydarzeniu zgarnął swój plecak i poszedł spokojnie w kierunku drogi prowadzącej do domu.
ztx2

Dick Remington
sumienny żółwik
Hudson
ODPOWIEDZ