Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Wracał właśnie z księgarni z pełnym plecakiem książek. Niektóre z nich były naukowe, jeszcze inne kryminalne, a na koniec zostawił sobie takie, które mogłyby mu pomóc w pracy i dalszym rozwoju. Jechał na rowerze, który jeszcze nigdy go nie zawiódł. Co prawda jego jazda była w dniu dzisiejszym lekko ryzykowna. Ciężki plecak nie pozwalał mu się za bardzo rozpędzić i uznał to za pozytywny aspekt wyprawy. W bocznej kieszonce miał schowaną małą paczkę chipsów w razie niespodziewanego głodu. I dlatego też zszedł z rowera kilka metrów przed ulicą żeby otworzyć chrupki i w drodze powrotnej do domu rozkoszować się ich smakiem. Droga była opustoszała, więc wpadający jak zwykle na szalone pomysły Troy wsiadł ponownie na rower i powoli pedałując jechał przed siebie nie rozglądając za bardzo na boki. Przecież miał pierwszeństwo i nic złego nie powinno..
- Jasna anielka! - Zawołał kiedy upadał na ziemię wraz ze swoją przekąską, plecakiem i rowerem, który na końcu lekko przygniótł mu nogę. Po pierwszych, wstępnych oględzinach stwierdził, że na szczęście nie doznał żadnych uszkodzeń ciała. Przynajmniej nie takich, które byłyby widocznie gołym okiem. Dopiero potem zrzucił z siebie dwukołową maszynę i spojrzał w kierunku motorynki winowajcy. Przecież miał pierwszeństwo! Nie miał zamiaru za nic płacić. Co to, to nie!
- Nic mi nie jest. Nic mi nie jest! - Powiedział, ale nie wiedział czy to do kierowcy kierował słowa czy bardziej do siebie. Jednak dłuższe czekanie działało tylko z niekorzyścią i to w obie strony. On miał swoje plany, a ten który w niego wjechał zapewne siedzi na tym motorze w kasku i doznaje właśnie stanu przedzawałowego. Troy wstał z ziemi, podniósł rower i plecak, a potem podszedł do maszyny kogoś kto miał czelność prawie połamać mu nogi. Dopiero wtedy zauważył, że gabaryty prowadzącego motor nie wyglądają na męskie.
- Dzień dobry! Nic mi nie jest! - Rozłożył ręce na boki żeby nieznajoma mogła mu się dobrze przyjrzeć i bez lęku ściągnąć kask. A kiedy już to zrobi to Lovecraft przyjrzy jej się podejrzliwie, ale i zapobiegawczo gdyby chciała uciec. Miał pamięć do twarzy.
- Może mi pani to wyjaśnić? - Spytał i wcale nie chodziło mu o wypadek i o to, że mógł zginąć. Jego wzrok kilka sekund później padł na rozsypaną paczkę chrupek i to chyba ich najbardziej nie mógł odżałować. To była jego ostatnia! A nie miał zamiaru zaglądać już dzisiaj do sklepu.
- Ja rozumiem rower, ale chipsy! Co pani? Działa w jakimś stowarzyszeniu przeciwko niezdrowemu żarciu? - Spytał, ale na ustach nadal miał uśmiech. Gorzej, że tego samego nie mógł wyczytać z jej twarzy ponieważ dalej na głowie dzierżyła kask. Kiedyś znał tylko jedną kobietę, która jeździła na motorze. Kiedyś.. Ale mimo to nadal gdzieś była z tyłu głowy.

sinead henderson
ambitny krab
Troy Hover
30 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
This second chance I know won't last, but it's OK, got not regrets
Wreszcie to z siebie wyrzuciła. To jest nie do końca to wyrzuciła, bo to technicznie rzecz ujmując, wciąż w niej siedziało. Choć była pewna, że decyzję już dawno podjęła to... Dopóki nie spotka się ze starszym bratem, nie może ot tak sobie zadecydować o tym, że to z siebie wyrzuci, chociaż wyrzucić i tak miała.
Nim w ogóle opuściła mieszkanie na dobre, zdążyła po drodze spotkać sąsiadkę, starszą, korpulentną panią, która mierzyła ją zawsze nienawistnym wzrokiem, mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak ohydna łobuziara. No bo damy nie powinny nosić się na motorze, przeklinać jak uderzą w rant stołu małym palcem u stopy, a już najbardziej wracać podchmielone po nicach i dobijać się do jej drzwi. I tu akurat miała rację, ale zamiast puścić w niepamięć, wciąż pielęgnowała starą nienawiść za ten jeden, jedyny raz, gdy Sin wracając do domu z imprezy pomyliła piętra i niemalże wywierciła dziurę jej drzwiach, niepasującym kluczem.
Więc i teraz została zbluzgana po cichutku, a starsza pani nie pozostawiła na niej suchej nitki, plując jadem do momentu, w którym Henderson zniknęła w chmurze siwego dymu, zostawiając ją za sobą. Stała się już tylko kropka na horyzoncie, a i ta w ciągu ułamku sekundy zniknęła.
Nie mogła skupić się na drodze, wciąż jej myśli zaprzątała ucieczka i odwieczne pytanie: postąpiła dobrze, czy źle? Cóż, nie miało to już znaczenia, bo nie było odwrotu. Postanowiła zniknąć i tyle po niej zostało. Nawet na liścik się nie zdobyła. Tchórz.
A może gdyby...
Coś miękkiego, a równocześnie twardego odbiło się od boku jej pojazdu i wylądowało z hukiem na chodniku nieopodal. Chryste! Serce zaczęło jej bić jak oszalałe, bo dopiero co dowiedziała się o ciąży, a teraz jeszcze zdążyła kogoś potrącić. Nie chciała iść do więzienia! Nie chciała być morderczynią. Z takimi tylko jej siostra się przyjaźniła, nie Sin, nie....
- Jezus! Na pewno? Wszystko w porządku?! - głos jegomościa zagłuszał silnik motoru, który kiedy zaczęła odzyskiwać świadomość, wyłączyła. Na głowie wciąż tkwił kask, a chmura dymu wychodząca spod opon, nie ułatwiała w ustaleniu tożsamości, a przede wszystkim sprawdzeniu czy ofiara na pewno ma się dobrze, a nie na przykład majaczy z dziurą w głowie, czy coś w tym stylu.
- D-dzień dobry - wymamrotała. Głos miał znajomy... Raz i drugi pomachała ręką celem przegonienia szarych obłoków, ale te rozchodziły się w wyjątkowo powolnym tempie.
- Ja nie... A zresztą! Zdrowe jedzenie też może zabić. Nie żebym próbowała, ale żeś Pan wlazł mi pod ten motor - wyjaśniła, wciąż skołowana, pół żartem, a równocześnie wciąż dygocząc ze strachu. - Przepraszaaaaam - jęknęła żałośnie, kiedy dotarło do niej, że rzeczywiście mogła przypadkiem faceta sprzątnąć. Zdjęła kask. Włosy opadły jej miękko na ramiona. Od razu lepiej widać i od razu tego pożałowała.
- Um.... Troy? Śledzisz mnie?! - wyrwało jej się, nim zdążyła zatkać sobie usta. - Na pewno nic Ci nie jest? Powinnam Cię zawieźć do szpitala żeby Cię obejrzeli - starała się nie patrzeć mu w oczy. Wciąż czuła się paskudnie z tym, że go zostawiła. I wciąż coś do niego czuła, choć te motylki ktoś powinien zamordować. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby mu coś zrobiła.

Troy Hover
powitalny kokos
sin
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Troy bardzo chciał się przyjrzeć osobie, która spowodowała niespodziewany wypadek, ale było to trochę trudne z powodu dymu, który nadal unosił się w powietrzu. Nawet lekko zmrużył oczy jednak nie był w stanie spojrzeć dobrze nawet na kask, a co dopiero w oczy winowajcy. Ręką lekko przetrzepał powietrze żeby roznieść spaliny na boki. I właśnie dlatego tak bardzo nienawidzi aut i innych środków lokomocji, które produkują ten trujący i śmierdzący dym. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu byłby w stanie to jakoś przeżyć i przejść obok tego obojętnie żeby nie wszczynać kłótni pomiędzy nim, a jego byłą partnerką, ale czasy się zmieniły i na domiar wszystkiego on również zmienił nieco swoją osobowość. Wystarczyła jedna sytuacja. Jedna kobieta.
Pokręcił głową, bo nie chciał o tym teraz myśleć. Jak było widać na załączonym obrazku miał aktualnie o wiele większe problemy niż porzucenie przez dawną miłość.
- Na pewno! Chociaż nie wiem.. Podobno gdy człowieka nic nie boli to znaczy, że już nie żyje. - Wzruszył ramionami jakby chciał natychmiast wywołać jakieś bóle w okolicy uderzenia, ale na próżno. Naprawdę nie czuł się w żaden sposób poszkodowany cieleśnie. Jedynie jego rzeczy materialne poniosły uszkodzenia. Wystarczył szybki rzut okiem na rower żeby zauważyć, że koło jest do wymiany, a kierownica oberwała na tyle że trzeba będzie ją pomalować.
- Co zrobiłem? - Spytał lekko zdezorientowany jednocześnie czuł jak w środku adrenalina rozchodzi się po kościach. On jej wszedł pod motor? Miała czelność go oskarżać? Nie chciał być niemiły i niesympatyczny, ale powoli czara goryczy się przelewała. Odkaszlnął szukając jakiś odpowiednich słów w głowie chcąc bronić swego mienia. - Ja wszedłem pod motor? Tam jest znak pierwszeństwa! Pier-wszeń-stwa. To znaczy, że to motor powinien stanąć przed tamtą linią i mnie przepuścić. Prze-puś-cić! - Wskazał palcem na wielki romb, a potem na trójkąt żeby wszystko co mówił było jasne i skazitelne. Nie będzie mu tutaj wmawiała, że jest winny i że powinien płacić za szkody. Nie chciał nigdzie tego zgłaszać, ale jeśli nadal będzie mu podskakiwać to załatwi to inaczej. Miał już zbyt wiele na głowie ostatnimi czasy.
Zamknął na chwilę oczy, by uspokoić nerwy i dojść do jakiegoś porozumienia z neuronami, a gdy je otworzył to miał nieodparte wrażenie, że jednak dostał w głowę i to mocno.
- Sin? - Spojrzał na nią intensywnie kiedy dym opadł w dół. To była ona. Cała i zdrowa. - Co? - Jak to śledził.. A no tak. - Nie. Tego ranka kiedy wróciłem z pracy miałem Ci powiedzieć, że mnie tutaj przenoszą, ale jak wiesz nie miałem okazji żeby Cię o tym poinformować. - Powiedział bez żadnych wyrzutów w głosie choć w sercu czuł ból. Pamiętał tamtą nocną zmianę i powrót do domu. Pamiętał jak wolał jej imię i szukał po wszystkich pomieszczeniach. Jak otwierał każdą szafę i widział puste półki. Zrobiła to bez zapowiedzi, bez informacji. - Nie. Naprawdę jest w porządku. - Kiwnął głową na potwierdzenie słów jakby chciał pokazać Sinead, że nie złamał karku.
Między nimi nastała jakaś niezręczna cisza. Kochał ją, chyba nawet nadal kochał choć miał już swoje życie i zaczął je sobie powoli układać. Mimo wszystko to spotkanie ponownie otworzyło szufladę ze wspomnieniami.
- Co u Ciebie? - Spytał jakby właśnie wpadli na siebie w kawiarni po kilku latach milczenia.

sinead henderson
ambitny krab
Troy Hover
30 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
This second chance I know won't last, but it's OK, got not regrets
Przez kilka dłuższych chwil próbowała dostrzec coś poza zarysem sylwetki wśród gęstego, unoszącego się dymu. Na próżno. Głos jednak był znajomy. Może tylko podświadomie wypierała go, bo tak naprawdę od samego początku, od tej durnej, rozgniecionej paczki chipsów, wiedziała, że to Troy. Po prostu... Liczyła na to, że może jednak nie? Że po tym jak go zostawiła, już nigdy na siebie nie wpadną, a on o niej zapomni, tak jak zapomina się o brzydkiej pogodzie, o stłuczonym kolanie albo o mące podczas wyprawy do sklepu.
- Z jednej strony tak, a z drugiej niebezpiecznie tak myśleć, no bo co jeśli człek bliski śmierci, a on rozmyśla o tym, że jak boli to żyje, więc wszystko dobrze? - odparła trochę nerwowo, a ton głosu naszpikowany był wyrzutem, jakby to on umyślnie się pod ten motor rzucił! W rzeczywistości była spanikowana, a facet był przemiły. Żeby nie powiedzieć prze-uroczy. Na jego miejscu opierdzieliłaby siebie równo, nie pozostawiając po tym nawet jednej, suchej nitki.
- No dobra, mój błąd - burknęła pod nosem, bo mężczyzna bezsprzecznie miał tutaj świętą rację. Nawet nie chciała na ten znak spoglądać, bo doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Może gdyby w ostatnim czasie nie była tak zatopiona we własnych myślach, uniknęłaby wzięcia udziału w "o włos od tragedii"! - To znaczy... Przepraszam, naprawdę. Wiem, że to niewiele i chętnie zabiorę pana do szpitala albo za taksówkę zapłacę, i za rower oczywiście! Po prostu... Ostatnio chyba nie jestem sobą - a kiedy to powiedziała, a zasłona dymna opadła, naprawdę pożałowała, że tym razem jest Sinead Henderson, a nie kimś innym.
Widziała rozczarowanie w jego oczach. Wystarczyła chwila żeby na kilka sekund jej oczy zaszły mgłą. Kika sekund bezbrzeżnej chęci wypełnionej potrzebą bliskości, przylgnięciem swoim ciałem do jego klatki piersiowej. Spleceniem smukłych palców z jego dłonią. Wsłuchaniem się w rytm bijącego serca. Zaciskając powieki na wieczność, która równocześnie była ułamkiem sekundy, zwykłym mrugnięciem, w głębi duszy liczyła na to, że to wszystko okaże się złym snem. Koszmarem, z którego wybudzi ją ponowne otworzenie oczu i wszystko będzie jak dawniej. Jego zapach wodzący jej zmysły, tchnienie oddechu, ginące wśród jej włosów i zupełne nic rosnące w jej brzuchu.
Mrugnęła. Raz. Drugi. Ale nic się nie zmieniło.
Choć siła woli jaką wkładała w omijanie wzrokiem jego oczu była godna najznamienitszego gracza pokerowego, nie powstrzymało to kilku ukradkowych spojrzeń. Wystarczyły żeby na nowo w jej wnętrzu rozgorzała burza. Wartkie tsunami, pędzące by przelać czarę goryczy. Kiedyś w jego oczach odnajdywała to czego brakowało w życiu. Teraz w ciągu ułamka sekundy, powtarzała proces rozpadania się na atomy, raz za razem topiąc się w ciemnych tęczówkach. Widziała to co straciła.
- Ja... Miałam powód, Troy - rzuciła, jakby to wszystko wyjaśniało. Całe to jej zniknięcie bez słowa i zapadnięcie się pod ziemie. A gdyby tylko zaczekała chwilę albo odważyła się mu powiedzieć...
Dzień, w którym postanowiła opuścić ich mieszkanie, miejsce pełne wspomnień, pełne jego, miał być tym, który pozwoli odciąć jej się od niewidzialnej pępowiny łączącej jej z tym miejscem. Ale jego widmo było wszędzie. Jego zapach wciąż tkwił na jej ubraniach. Nawet na skórze, mimo tego, że z zacięciem szorowała ją w kąpieli każdego ranka i wieczora. A gdy odeszła - nawet kilka razy dziennie. Niezdolna wyrzucić go na dobre z myśli, ani pokonać palącego pragnienia, które namawiało ją do powrotu. Ale przecież nie mogła.
- Nie jestem pewna, czy sam powinieneś to orzekać. Mogę z Tobą chociaż zostać przez jakiś czas? Dopóki nie dowiemy się czy nie masz wstrząśnienia mózgu czy coś? - zapytała nieśmiało, bo choć nie miała prawa od niego tego wymagać, nie pozwoliłaby mu wsiąść z powrotem na rower i odjechać, a przy okazji na przykład wpaść tym razem pod samochód. Wciąż był dla niej ważny, chociaż próbowała tego po sobie nie pokazywać.
- U mnie... Um... To skomplikowane. Jestem... chora - jakby ciąża miała być chorobą. Ale musiała coś powiedzieć, jak już zdecyduje się zrobić szereg badań albo wybrać do kliniki aborcyjnej, w razie gdyby ją zobaczył, dobrze było mieć jakieś uzasadnienie. Poza tym nie była gotowa powiedzieć mu o ciąży. Tak samo jak nie była w dniu, w którym się o niej dowiedziała i w dniu, w którym postanowiła opuścić ich wspólne życie. - A co u Ciebie? Jak się trzymasz? - próbowała zabrzmieć pogodnie, ale wyrzuty sumienia zżerały ją od środka.

Troy Hover
powitalny kokos
sin
ODPOWIEDZ