Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
9.

To nie tak, że jej samochód szwankował od niedawna, raczej długo już jeździł na kreskę, ale Laurissa uważała, że wszystko jest w nim sprawne i nie ma co się tym przejmować. Poza tym miała dużo innych spraw na głowie, niż zajmowanie się wozem. Starała się robić wszystko, by nie myśleć o Anthonym i pewnie dlatego wczoraj poszła w barze w tango, pijąc nieco zbyt wiele. Skończyło się to na tym, że wraz z Judahem zwracali wolność nieswoim owcom na farmie, ale co najważniejsze... obudziła się z okrutnym kacem, zmarnowana, wyciśnięta z wszelkiej energii i jeszcze niesamowicie zestresowana, bo przecież miała poza miastem spotkanie w którym miała dogadać kilka szczegółów odnośnie dostawy nowych roślin. Ostatecznie te udało jej się załatwić, mimo poślizgu za który przepraszała, ale wracając już do Lorne Bay, zanim w ogóle przekroczyła granice miasteczka, jej chevrolet wydał z siebie stłumiony jęk, silnik się wyłączył i tyle...
- To nie może się dziać naprawdę - jęknęła do siebie, gdy uderzyła czołem o kierownicę. Po prostu miała dość tego dnia, ale zaraz sięgnęła do torby, by zadzwonić do swojego partnera, wierząc, że ten byłby gotowy po nią podjechać, tylko, że... - To chyba jakieś jaja - warknęła, widząc, że telefon padł. No tak, jej wina, wracając pijaną nie myślała o tym, że wypadałoby go naładować. Znów jęknęła sama do siebie, a potem zabezpieczyła samochód i wyszła z niego, otwierając maskę, jakby cokolwiek z tej zbieraniny mechanicznego oprzyrządowania rozumiała. Przynajmniej wiedziała, że jest w dupie, ale to ją nieszczególnie cieszyło. Mogłaby iść na piechotę, bo do miasta nie było daleko, ale musiałaby przejść przez całe Sapphire River, a potem co? Wracać tu? Może nie było to taką złą opcją, ale i tak taka wędrówka wiele by jej zajęła. Najlepiej było złapać kogoś z telefonem, to rozwiązałoby jej problemy, więc niewiele myśląc po prostu podeszła do drogi, stając koło samochodu i uniosła kciuka w nadziei, że ktoś jej pomoże. Kilka osób ją olało, ale w końcu jakiś samochód zjechał na pobocze i aż serce zabiło jej z radości, która miała trwać naprawdę króciutką chwilę.
- Jezu, życie mi pan ratuj... - ucięła w połowie zdania, kiedy zobaczyła, kto wychodzi z wozu i zaraz ją zmroziło. To już naprawdę musiał być jakiś przykry dowcip, albo okrutny sen z którego nie potrafiła się wybudzić. Nie dość, że głowa jej pękała, to jeszcze to wszystko.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Anthony usilnie wmawiał sobie, że ponowne pojawienie się Laurissy w jego życiu, nie ma żadnego znaczenia. Byli zupełnie innymi ludźmi, a ona pełniła obecnie rolę organizatora jego ślubu, ślubu z kobietą, którą kochał i zamierzał spędzić z nią całe życie. Z tych właśnie powodów starał się nie rozmyślać, ani nie rozpamiętywać spotkania z Hemingway, ale wielokrotnie działo się inaczej. Szczególnie, gdy odwiedzał, lub mijał jakieś miejsce, istotne w przeszłości dla niego i Rissy. I chyba najgorszym było to, że Lorne Bay było wręcz usiane wspomnieniami, a Tony tak usilnie wracać do żadnego z nich nie chciał. W pracy najłatwiej mógł oderwać się od problemów. Tutaj nie było Laurissy, ani Hope, ani wesela... Anthony zaprzątał swój umysł obowiązkami, a z racji tego, że wolał myśleć o nich, a nie o kłopotach to w biurze spędzał coraz dłuższe godziny. To z kolei odbijało się negatywnie na jego związku, bo zaczęli mijać się z Hope jeszcze bardziej, ale na dniach planowali wziąć dzień wolnego, wyjechać gdzieś poza miasto i odetchnąć od wszystkiego ciesząc się tylko sobą. Jednak nim te sielankowe godziny miały nadejść, wpierw wydarzyło się coś mniej oczekiwanego.
Stojący na uboczu samochód dostrzegł już z daleka i pewnie minąłby go obojętnie, gdyby nie znajoma sylwetka. W pierwszej chwili poczuł niewytłumaczalny skurcz i przeszło mu przez myśl, aby pojechać dalej, ale ostatecznie wrzucił kierunek i z mocniej bijącym sercem zjechał na pobocze. Nie powinien tak reagować, bo przecież nie raz przyjdzie im się jeszcze spotkać, ale ewidentnie tutaj chodziło o coś więcej, bo Tony uświadomił sobie, że poczuł zmartwienie i strach o to co przytrafiło się Laurissie. Zwyczajnie się nią przejął... Pierwszy raz od kilku ładnych lat.
- Chyba nie takiego wybawcy się spodziewałaś, co? - Dosłyszał słowa Rissy, gdy wysiadał. Poza tym wystarczyło spojrzeć na jej twarzyczkę by domyślić się, że nie była zadowolona z tego co widziała. - Co się stało? - Spytał jeszcze nim podszedł, bo wpierw zdjął z siebie marynarkę i rzucił ją na tylnie siedzenie, a dopiero potem powoli zaczął się zbliżać do auta Laurissy. O ile to co stało na poboczu można było nazwać mianem pojazdu nie ubliżając przy tym sunącym po szosie autom.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Patrzyła na ten biały samochód, byleby nie patrzeć na jego kierowcę, chociaż było to raczej nieuniknione. Dlaczego pech jej nie odpuszczał? Niby Lorne Bay nie było małe, ale przecież szanse na to, że to akurat Anthony się zatrzyma, by jej pomóc, powinny być znikome. Mimo to był tutaj, zbliżał się do niej po tym, jak odrzucił do wozu marynarkę i każdym swoim gestem uświadamiał jej ponownie, jak bardzo nie powinna przebywać w jego towarzystwie. Odżywały bolesne wspomnienia, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego, nawet teraz, gdy męczył ją kac, nie potrafiła uwolnić się od napływających do jej głowy wspomnień. Poza tym kolejny raz, gdy on wyglądał niczym młody bóg, ona wypadała raczej słabo, bo jak nie brudna od ziemi, tak wymęczona piciem do późna.
- Ciebie to śmieszy? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie wiedząc, jak miałaby zareagować. Fakt, była niemiła, nawet niegrzeczna, ale nie potrafiła inaczej. To stanowiło jej jedyny system obronny, by go do siebie zrazić, aby trzymał się z daleka, bo jego bliskość tylko ją krzywdziła, a i bez tego wystarczająco przez niego wycierpiała. Nie chciała mu też mówić niczego o swoich problemach, nawet tych związanych z samochodem, ani patrzeć, jak zniża się do poziomu jej pickupa na którego na pewno spoglądał z wyższością. Dosłownie każdego szczegółu tej sytuacji żywo nienawidziła. - Nic się nie stało, po prostu pewnie akumulator szlak trafił i tyle - wyjaśniła, już niekoniecznie dziękując niebiosom za zesłaną jej pomoc. Sama też ruszyła za nim w kierunku swojego samochodu, ale jakoś tak nie chciała, by mu się przyglądał. - Po prostu wezwę lawetę, już to sobie przemyślałam, nie dotykaj, bo się jeszcze ubrudzisz, ej! - zastąpiła drogę między blondynem, a maską i rozłożyła ręce do boku, chociaż ten manewr odbił się na niej silnym bólem głowy. - Mówię do ciebie coś - zauważyła, karcąc go nieco, jakby był dzieckiem. Zmrużyła przy tym oczy, dając mu do zrozumienia, że naprawdę może sobie odpuścić. Laurissa by mu tego za złe nie miała, a teraz to już w ogóle potrzebowała odpoczynku, bo głowa dosłownie jej pękała, a oczy marzyły o tym, żeby w końcu zamknęła powieki i pozwoliła sobie na trochę wytchnienia. - Już, dzięki za zatrzymanie się, ale ja wcale nie potrzebuję pomocy. Radzę sobie świetnie - dodała jeszcze pospiesznie, opierając się plecami o maskę, jakby naprawdę za punkt honoru obrała sobie nie dopuszczenie go do niej.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Może sytuacja go nie śmieszyła, ale dostrzegał w niej pewien dragi-komizm, z którego wolał się pośmiać, a niżeli użalać nad swoim losem. Zresztą on wobec Laurissy miał zupełnie inne podejście. Oczywiście dziewczyna nie była obojętna Tonemu, a wręcz przeciwnie odkąd zaczęła pełnić dość "istotną" rolę w jego życiu, Anthony nie potrafił przestać wracać myślami do jej osoby. Odżywały wspomnienia, które pacyfikowały jego umysł, a uśpienie ich było problemem odkąd Huntington codziennie przemierzał ulice Lorne Bay.
- Raczej zaskakuje, ale jak sądzę tobie to niespodziewane spotkanie wcale nie przypada do gustu - odpowiedział lekko, aczkolwiek spojrzał na Rissę znacząco wypowiadając ostatnie słowa. Kiedyś zwykł tak na nią spoglądać, gdy doskonale wiedział co było na rzeczy, ale dziewczyna starała się przed nim nieumiejętnie zakryć prawdę. Do teraz pamiętał jak pomyliła wosk do deski surfingowej z bazą i chociaż nie było to wielkim problemem, to upierała się, że przy niczym nie grzebała... - Skoro to akumulator to możemy go odpalić od mojego auta - oznajmił, ale gdy podszedł jeszcze kilka kroków Laurissa zastąpiła mu drogę. Dobrze wiedział, że nie chodziło o usterkę, a o niego. Nie chciała by to Tony udzielał jej pomocy, miała to wręcz wypisane w swoim spojrzeniu. - A ja ciebie słucham, ale ignoruję, bo wiem co jest na rzeczy - oświadczył, po czym zatrzymał się na moment i uniósł lekko brew ku górze. - Gdzie masz kluczyki? - Spytał, bo oczywiście, że chciał wpierw auto odpalić by móc zerknąć na deskę i posłuchać jak pracuje, albo nie pracuje silnik. Kiedyś sam miał starego pickupa, więc co niego znał się na wozach. Tym bardziej, że za młodu nie planował bujać się w mercedesach, a szczytem jego marzeń był dobry właśnie dobry pickup, na którego chciał zarobić pracując jako stolarz. - Nie radzisz sobie wcale, skoro kiwałaś na kierowców. Pewnie nawet nie masz telefonu, bo jak ciebie znam wpierw wybrałabyś kogoś zaufanego by ci pomógł, a dopiero potem szukała wsparcia u obcych - wyjaśnił, aby sekundę później westchnąć ostentacyjnie. Przekręcił też głowę do boku i spojrzał wyczekująco w stronę Hemingway. - Zerknę na to co masz pod maską, a ty odpal go w tym czasie... Może jeszcze uda się coś z niego wycisnąć, ale widzę, że staruszek ma najlepsze lata już za sobą. - Przeszedł się wokół przednich nadkoli i zerknął na rdzę widoczną praktycznie na każdym kawałku karoserii. Ewidentnie było widać, że wóz już ledwo co zipiał. Może gdyby jeździł nim jakiś fanatyk który poświęciłby też nieco czasu by zadbać o gruchotka, ten byłby w lepszym stanie. Tony pamiętał jednak o tym, że Rissa nigdy nie miała ani serca, ani ręki do samochodów.


Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Znów to robił. Zamiast przemilczeć z kurtuazji pewne kwestie, on jej je wytykał, aby sie wstydziła tego, że nie cieszy ją jego widok, a przecież miała cholernie dużo powodów, aby nie pałać do niego sympatią. Naprawdę nie rozumiała, jak mógł być tak krótkowzroczny. A może on nie rozumiał, że ją zranił? Może dla niego to nigdy nic nie znaczyło, a zerwanie było błahą sprawą? Jeśli tak, to wolała już uważać go za chama, bo wówczas... wówczas poczułaby się jeszcze gorzej z samą sobą.
- A co? Ty się cieszysz na mój widok? - odbiła piłeczkę, bo nie była już nastolatką, by w rozmowie zawsze dostawać tą przegraną, poddańczą wręcz pozycję. - A wozisz w samochodzie te... czincze, czy jak to się nazywa? - wykonała palcami taki ruch, jakby miała na ręce pacynkę, który miał zasugerować klamry od kabli, którymi mogliby naładować akumulator. - Szczerze w to wątpię - uśmiechnęła się z przekąsem, spoglądają na jego biały samochód. Oczywiście, że nie miał tam takich kabli, bo po co mu. Jej by się akurat przydały, ale... no niestety też ich nie posiadała. - Nie dam ci kluczyków do mojego wozu, to nieodpowiedzialne dawać je nieznajomym - burknęła, bo skoro on sobie z nią pogrywał, ona wcale nie musiała być lepsza. Poza tym przecież tym właśnie teraz dla siebie byli, prawda? Dwójką ludzi, których na tym etapie niewiele łączyło i którzy niekoniecznie o sobie wiedzieli zbyt wiele. No, ale Anthony musiał uderzać w inną kartę i grać jej tym samym na nerwach. Aż się trzęsła, gdy z jego ust padało to jak ciebie znam. Jeszcze gorszy był fakt, że miał racje, a przecież wcale jej nie znał! Nic o niej nie wiedział! Niech się stąd zabiera i zjeżdża do swojego wielkiego miasta, pełnego szkła, stali, drogich markowych samochodów i musującego wina w porze lunchu. - Jak mam odpalić, skoro pierdolną akumulator, co? - nie wytrzymała. Było jej niedobrze, głowa jej pękała, a przy tym czuła już, jak cała się trzęsie. Powinna była wziąć rano leki, ale nie wzięła. Spieszyła się, nie pomyślała, a teraz były tego efekty. Potrzebowała ucieczki i naprawdę rozważała po prostu pójście stąd na piechotę do Lorne Bay, byleby zwiększyć dystans między nią, a Huntingtonem, który udawał, że wcale nie był niczemu winny. Zachowywał się tak, jak gdyby nigdy nic. Jakim prawem? A może cudem? Jakim więc cudem wszystko mus się tak doskonale układało, kiedy ona... ona nadal tkwiła w miejscu? Nadal bała się własnego cienia, rozpamiętywała to co było, nie potrafiła nikogo do siebie dopuścić, bojąc się, że znów powtórzy się ta sama historia. Zwiesiła głowę, delikatnie masując czoło. - Nie obrażaj mojego samochodu - miało to zabrzmieć groźnie, ale zabrzmiało jakoś tak... żałośnie, może nawet płaczliwie, chociaż prędzej rzuciłaby się pod nadjeżdżający pojazd, niż popłakała przy tym człowieku. - Może i nie jest najnowszy, ale nie wszyscy ludzie wymieniają coś uszkodzonego na lepszy model - dodała kwaśno i zdała sobie sprawę z tego, jak to brzmiało... jakby wcale nie dotyczyło samochodu. Miała już dość, przerastało ją to wszystko. Chociaż było tak gorąco, objęła się ramionami, czując dziwne dreszcze i dopiero wtedy na niego spojrzała. - Jedź do domu, Anthony. Poradzę sobie - przełknęła ślinę, ale gula rosnąca w jej gardle wcale nie malała. Pewnie będzie tak rosła, dopóki Huntington nie wyniesie się z miasta. Wtedy znów to odchoruje i za jakieś pięć lat stanie na nogi. Normalna akcja.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Gdyby nie był takim ignorantem pewnie dowiedziałby się o tym do kogo należała największa kwiaciarnie w Lorne Bay, oferująca poza samą florystyką także pomoc w organizacji ślubów. Gdyby tylko ruszył głową i chociażby zapytał Francisa o zdanie, pewnie ten szybko by mu wyjaśnił, że to nie najlepszy pomysł. Jednak Anthony jak zwykle postanowił zrobić wszystko po swojemu i takim to sposobem wmieszał swoją byłą miłość, w obecny związek. I może nie byłoby to aż tak trudne do rozegrania, gdyby nie fakt, że Laurissa zdecydowanie gorzej radziła sobie z zaistniałą sytuacją. Ewidentnie była na niego wściekła. Z jednej strony Tony nie mógł mieć o to do niej żadnych pretensji, ale z drugiej zaczynał dostrzegać w tym jej gniewie coś czego widzieć chyba nie powinien, a nawet i nie chciał, bo i jemu zaczynało to mieszać w głowie.
- A chcesz usłyszeć odpowiedź na to pytanie? - I on nie dawał za wygraną odbijając piłeczkę w stronę Rissy. Niby stosował jakąś zasłonę dymną, ale chyba także przed samym sobą, bo nie miał pojęcia co czuł patrząc na stojącą przed nim Hemingway. - Kable rozruchowe masz na myśli? - Starał się, aby rozbawienie nie ukazało się na jego twarzy, ale kąciki ust same powędrowały ku górze. W jego głowie pojawiła się krótka i zbędna myśl o tym, że Rissa nadal jest urocza, gdy się złości, ale coś nie idzie po jej myśli. Zawsze gubiła się wtedy, a Anthony jak nią byłby zły, rozczulał się nad jej zamotaniem. - Sądząc po stanie twojego wozu obstawiałem, że ty je masz... W zasadzie powinnaś mieć - skomentował zerkając przy tym na rdzewiejącego pickupa, który porzucony na uboczu pewnie uznawany byłby przez innych za stary, zdezelowany wrak, który od lat nie ruszył się z miejsca. - Nieznajomym? - Powtórzył niedowierzając. Coraz bardziej dochodziło do niego co jest grane. Naprawdę nie chciał patrzeć na to co teraz działo się między nimi przez pryzmat ich dawnego związku, ale miał wrażenie, że będzie to niemożliwe, póki i Rissa to robiła, a.... Robiła to prawda? Przecież wciąż nakierowywała myśli Tonego w stronę przeszłości, a on chociaż nie chciał, sam wracał do tego co kiedyś ich łączyło. - Daj spokój, IrRissa - przejęzyczył się, ale też w tym momencie potarł dłonią zarost i usta, mając nadzieję, że jakoś tym ruchem stłumił swój głos. - A mogę ci wierzyć, że to akumulator? Czy mam ci przypomnieć jak pomyliłaś wskaźnik benzyny z termometrem i o mały włos nie ugotowałaś chłodnicy w moim aucie? - Do teraz miał przed oczami widok pary i kłębów dymu unoszących się spod maski, gdy Laurissa wreszcie zajechała na farmę, a stara furgonetka ledwo co dawała radę. - I niczego nie obrażam, a stwierdzam fakt - burknął, a na jej kolejne słowa wpierw chciał powiedzieć, ale tylko otworzył usta, po czym je zamknął, gdy Rissa dodała kolejne i kazała mu odjechać. - Przestań... Nigdzie nie pojadę, wiesz o tym... Nie zostawię cię... tu - w połowie wypowiadania tego zdania zdał sobie sprawę jak niefortunnie to zabrzmiało. - Proszę, odsuń się i pozwól mi zerknąć pod maskę - dodał jeszcze, ale już dobrze wiedział, że nic z tego nie będzie. Ostatecznie faktycznie laweta będzie niezbędna, ale nie oznaczało to, że miałby zostawić tutaj Hemingway samą.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Kiedy odbił jej pytanie swoim własnym, poczuła, jak się w niej wszystko zagotowało. Nie trzeba jej było teraz wiele, od kilku lat nie była stabilna emocjonalnie i chociaż miała tego świadomość i próbowała z tym walczyć, w tej chwili daleka była od lekcji wyniesionych z salek terapeutycznych. Nie potrafiła też myśleć o tym, jak powinna zachowywać się dojrzała kobieta, świadoma własnych osiągnięć, nie uzależniając samooceny od osób z jej otoczenia. W tej chwili po prostu liczyło się tylko to, że stał przed nią człowiek, który skrzywdził ją, jak nikt inny i zamiast wziąć za to odpowiedzialność i po prostu się nie pokazywać, śmiał tylko pogarszać jej i tak już lichy stan, udając, że przecież nic złego nie robi.
- Oczywiście, że chcę - wycedziła przez zęby. Nie chciała. Bała się, że prawda, której się domyśla, ubrana w słowa ją zmiecie, ale sama wkładała rękę między drzwi. Kiedy więc ona ważyła swoje losy, wierząc, że trwają w jakimś dramatycznym zawieszeniu, on znów udawał, że całego ciężaru tej sytuacji teraz nie było! Po prostu sobie z niej żartował, a ona nie potrafiła sobie tego wszystkiego w głowie poukładać. - Skoro rozumiesz, to dobrze wyjaśniłam - burknęła więc w odpowiedzi, bo samo tak nie przeszłoby jej przez gardło. Przewróciła też tylko oczami, kiedy już oboje wiedzieli, że wspomnianych kabli nie mają. Wcale tego nie przewidziała! Nawet była nieco dumna z siebie, że w tej kwestii się nie pomyliła. Spanikowała na moment dopiero, gdy sam powtórzył jej słowa, a potem miało być tylko gorzej, bo prawie ją tak nazwał... Iris. Nie miał prawa tego robić. Znów poczuła, że traci grunt pod nogami i agresja miała być jedyną tarczą obronną. Tylko za tym umiała się ukryć, nie znając innego ratunku. - Minęło wiele lat! - warknęła głośniej. Dlaczego to robił? Aż z taką łatwością przychodziło mu cofanie się do tych wspomnień? Dlaczego w ogóle o nich pamiętał? Wszystko przewróciło się w jej żołądku i przez moment była pewna, że będzie musiała odejść na bok i zapaskudzić pobocze, ale jednak udało jej się to opanować. Była przerażona tym, jak Anthony na nią działał. - Zapewniam cię, że nie mam nic wspólnego z osobą, którą kiedyś znałeś - musiała to podkreślić raz, a porządnie. Sądziła, że uda się tego uniknąć, tego kłamstwa, do którego w zasadzie nie miała żadnego prawa. Była wciąż tą samą osobą w skali jeden do jeden. Nie zaszły w niej żadne zmiany, jakby mijające lata jej nie dotyczyły. Nie potrafiła pójść na przód, a jego obecność tutaj nie miały na pewno jej w tym pomóc. - A to jakaś nowość - wyrwało jej się, zbyt szczerze. Zacisnęła mocno wargi, zła na siebie za te słowa i już czuła, że musi się na coś zgodzić, bo inaczej da mu za wiele do myślenia. Obiecała sobie w głowie, że ostatni raz robi sobie podobną krzywdę, chociaż najpewniej i samą siebie próbowała oszukać. - Nie. Nie pozwolę i tyle. Jak chcesz się na coś przydać, to zawieź mnie do miasta, bo padł mi telefon - zawyrokowała, wierząc, że im szybciej przyjmie pomoc, której przyjmować wcale nie chciała, tym szybciej przynajmniej uda im się zakończyć to niewygodne spotkanie. Wybrała po prostu mniejsze zło, nie widząc lepszej opcji.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Cholera... Głupio obstawiał, że Laurissa nie będzie chciała ciągnąć tego tematu, że utnie go nie oczekując od Tonego szczerej odpowiedzi. Przeliczył się jednak i nie miał jak uciec przed szczerością, a dobrze wiedział, że nie była ona dobra. Kłamstwo także nie wchodziło w grę. Na własne życzenie wpakował się w tą patową sytuację.
- Cieszę się - wyznał, stawiając na prawdę. Nawet jeśli Rissa miałaby przyjąć ją za kłamstwo. Nie miał też zamiaru tłumaczyć się z tych słów, wiedział bowiem dobrze, że dodanie wyjaśnień niczego by nie zmieniło, a już na pewno nie na lepsze.
Wolał skoncentrować się na zadaniu, a więc powrócił do tematu popsutego rzęcha Hemingway. Naprawdę nie pojmował jak mogła jeździć tak rozklekotanym wozem. Właściwie jej kwiaciarnia wyglądała na całkiem dobrze prosperujący biznes. Tony obstawiał więc, że ma z niego jako taki zysk, ale najwidoczniej musiało być inaczej skoro poruszała się czymś, co tylko z nazwy przypominało pickupa.
- Zawsze potrafiłem zrozumieć twój pokręcony tok myślenia - uśmiechnął się z nadzieją, że tym żarcikiem nieco rozładuje sytuację, ale oczywiście się mylił. Nie miał pojęcia jaką nienawiścią darzyła go obecnie Rissa i trochę bagatelizował to co między nimi zaszło patrząc na rozstanie ze swojej perspektywy. Najprościej rzecz ujmując był dupkiem, bo przez myśl mu nie przeszło jak cholernie musiał skrzywdzić Iris. Z drugiej zaś strony bał się sam stwierdzić, że mogłoby tak być. W końcu nie chciał jej urazić, a spytać wprost się bał. I nie chodziło tutaj o pytanie Laurissy, bo to nie wchodziło w grę. Nawet Francisa nigdy nie wypytywał o to co działo się z RIssą, ale każdą wzmiankę o jej osobie chłonął jak gąbka wodę.
- Wybacz, po prostu... - Jej uniesiony ton sprawił, że na moment zabrakło mu języka w gębie. Rozumiał, że była do niego uprzedzona, że nie pałała do niego żadną sympatią, ale w tamtej chwili wręcz miło od niej wspomnienie wszystkiego tego, czego przecież wspominać nie chciała mówiąc, że zupełnie się zmieniła. - Wykłócałbym się, ale sądzę, że nie powinienem - dodał w odpowiedzi na jej stwierdzenie. Sam fakt, że miała kwiaciarnię, że nadal nie umiała prowadzić, że reagowała emocjami, że spoglądała na niego mrużąc oczy i przygryzając wnętrze policzka sprawiał, że widział przed sobą tą samą Iris, co kilka lat temu. Nic się nie zmieniła, ale mogły to być tylko pozory, w które tylko on wierzył.
Jej kolejne słowa kompletnie pozbawiły go argumentów. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, bo nie spodziewał się takiej szczerości. Sądził, że żadne z nich nie będzie chciało wracać do wydarzeń z przeszłości i roztrząsać je na nowo, a właśnie w tamtym momencie otrzymał jak na tacy wyrzut, którego dość mocno się obawiał.
- Dobrze, rozumiem i nie nalegam - odpuścił. Zerknął na nią jeszcze, po czym odszedł w stronę mercedesa, by otworzyć drzwi dla Laurissy. - W takim razie wsiadaj - oznajmił, a jeszcze nim odjechali Tony odszedł kawałek, by ustawić trójkąt ostrzegawczy. Dopiero potem wrócił do Rissy i ruszyli w stronę miasta.


Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nic mu nie odpowiedziała, po prostu skierowała się do samochodu, wychodząc z założenia, że musi jakoś to przetrwać, jego obecność, jak i mądrzenie się na jej temat, jakby miał to tego prawo. Kompletnie nie rozumiała, co on sobie myślał. Że co? Wróci i będą rozmawiać, jak gdyby nigdy nic? Jakby rozstali się normalnie i na sprawiedliwych zasadach, a nie przed świętami, kiedy to zabrał ją na kolację, rzucił i wyjechał. Nie radziła sobie z tym wszystkim przez lata i teraz też nie miało być inaczej, w dodatku przez ilość wypitego poprzedniego dnia alkoholu, teraz była ledwo żywa, a on zamiast jechać, jeszcze rozstawiał jakieś trójkąty!
- Możemy już jechać? - zapytała, jak tylko znalazł się w samochodzie, chyba tylko po to, aby uniknąć ciszy, albo co gorsza, aby dać mu przestrzeń do odezwania się pierwszym. Samochód był elegancki, w porównaniu z jej pickupem, nie dało się tego ukryć, że nie pasowała do tego wnętrza i do mężczyzny, który siedział obok, a którego kiedyś uważała za jedynego, z jakim mogłaby wiązać przyszłość. Czasy się zmieniły, nie byli już tymi ludźmi, co kiedyś. Skrzywdził ją. Zniszczył, jak nic innego, ledwie pozbierała kawałeczki, na które ją rozsypał i chyba najbardziej bolało ją to, że zachowywał się tak, jakby nie wiedział.... mówił, że ją znał, a jednocześnie ignorując przeszłość, najlepiej pokazywał, że nic nigdy o niej nie wiedział.
- Wywal mnie gdzieś w centrum, przejdę sobie - dodała, żeby od razu wiedział, gdzie ma jechać. Niekoniecznie chciała, aby wiedział, gdzie mieszka, bo wówczas... wówczas myślałaby o tym, że gdyby chciał - mógłby ją odwiedzić. Idiotycznie liczyłaby, że tak postąpi, jednocześnie wiedząc, że nie wpuściłaby go do środka. Jego obecność była po prostu zagrożeniem. Miała swoje życie, była w nowym związku, wyszła z choroby, radziła sobie... bez niego. Anthony stanowił przeszłość, która nie powinna mieć nic wspólnego z jej teraźniejszością... a mimo to na własne życzenie organizowała jego wesele, raz po raz wkładając palce między drzwi i z uśmiechem czekając, aż ktoś w nie uderzy, raz po raz.
- Dobra, zatrzymaj się! - wyrzuciła w którymś momencie, bo przez cały czas wlepiała wzrok w swoje kolana i niestety było to dużym błędem. Próbowała udawać, że nie, ale jej organizm miał inne pomysły na tą przejażdżkę. - Mówię serio, niedobrze mi! - dodała, żeby sobie nie myślał, że dramatyzuje, bo naprawdę niekoniecznie chciała przy nim zwymiotować, w jego pięknym i pachnącym samochodzie. Czyszczenie cudzej tapicerki było ostatnim wydatkiem, na jaki aktualnie miała ochotę.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Zaczynała go drażnić niechęć bijąca od Laurissy. Rozumiał, że między nimi sprawy nie były proste i jasne, ale na litość boską byli dorosłymi ludźmi, którzy już dawno pokierowali swoje życia w dwie różne strony. Dlaczego więc Hemingway nie mogła odpuścić i na każdym kroku dawała znać Huntongtonowi jak jego towarzystwo jest jej nie na rękę. Sam nie cieszył się tym, że akurat to ona musiała zostać wkręcona w planowanie jego ślubu. Tylko, że obydwoje unieśli się honorem i niekoniecznie radzili sobie ze skutkami swoich nieprzemyślanych decyzji.
- A możesz przestać narzekać? - Burknął pod nosem. - Trójkąt ostrzegawczy powinnaś wystawić już dawno... - dodał z pretensją w głosie, chociaż w zasadzie nie był zaskoczony tym, że tego nie zrobiła. Jak dobrze pamiętał przepisy ruchu drogowego były dla Rissy niezwykle trudne do przyswojenia. Nie mniej jednak ten jej gruchot stanowił zagrożenie dla innych kierowców, więc powinien zostać oznakowany. - Dokąd ciebie zawieść? - Zapytał po chwili, ale odpowiedź Hemingway nie była takiej, jakiej oczekiwał. - Centrum to dość ogólnikowy kierunek. Podrzucę cię gdzieś, gdzie będziesz mogła skorzystać z telefonu i ogarnąć ten twój gr...samochód - oznajmił szybko, może nazbyt szybko, bo prawie przejęzyczył się określając auto Laurissy w jedyny właściwy sposób... Całe szczęście udało mu się w porę skłamać. - Jezuuu, musisz, nie? - Syknął, gdy kazała mu się zatrzymać. - Przecież zawiozę cię tam gdzie chcesz. Nie musisz mi tak dobitnie okazywać tego jak cholernie nie chcesz, abym ci pomagał - rozwinął swoją myśl, bo irytacja jaką odczuwał od początku ich spotkania, sięgała w nim już zenitu. Dopiero po chwili zorientował się, że Rissa chciała wysiąść z innych powodów. Zerknął na jej bladą twarz i palce, które zaciskała na kolanach starając się jakoś powstrzymać mdłości. - Już, czekaj... - Od razu spuścił z tonu, a potem wbił kierunkowskaz i zjechał na pobocze. Całe szczęście nadal znajdowali się poza granicami miasta, więc nie było to większym problemem.
Nim wysiadł z wozu, zabrał ze sobą butelkę wody, bo w zasadzie oprócz tego nie miał ze sobą nic, co mogłoby jej pomóc. Nie miał też pojęcia skąd taka reakcja u Rissy, ale kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie domyślał się kilku powodów. Aczkolwiek w szczególności myśląc o jednym z nich poczuł dziwny dyskomfort, co trochę go zaskoczyło. Jednakże myśl o tym, że Laurissa mogłaby być w ciąży była dość trudna do zniesienia dla Tonego.
- Co ci jest? - Zapytał podchodząc bliżej i niepewnie proponując dziewczynie wodę, którą trzymał w dłoni.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Skoro tak trudno było mu znosić jej niechęć, to ciekawe jakby sobie poradził, gdyby to jego kilka lat wstecz, rzuciła i porzuciła w miejscu, z którego wspólnie mieli wyjechać w poszukiwaniu szczęścia. Uczynił z Lorne Bay więzienie Laurissy, więc jedyne, do czego nie miał prawa, to teraz się po nim panoszyć. Sam spisał ją na taki los.
- Możesz mnie wysadzić, jeśli nie odpowiada ci moje towarzystwo - odpowiedziała na wzmiankę o jej narzekaniu. Naprawdę nie prosiła się o to, żeby jej rycerzem na białym koniu okazał się właśnie Huntington. Wolałaby dosłownie każdego od niego. Nawet swojego pożal się boże szwagra, który - jak zabawnie, był kuzynem Tony'ego. Przypadek? Nie sądzę. - Gdzie będę mogła skorzystać z telefonu? Serio? - spojrzała na niego, nie rozumiejąc tego toku myślenia. - Po prostu pójdę do domu i stamtąd zadzwonię - burknęła, bo dla niej rozwiązanie tego problemu było znacznie łatwiejsze, ale o tym już nie miała jak mu powiedzieć, skoro późniejsze wydarzenia tak mocno wpłynęły na ich sytuację. Nic mu już nie odpowiedziała, bo czuła, że jej żołądek ledwo daje radę. Wyskoczyła z wozu, jak tylko Anthony go zatrzymał i pobiegła w zarośla, nieszczególnie chcąc wymiotować przy nim. Niby nie było źle, bo żołądek miała praktycznie pusty, ale z tym, co jednak wypiła, się pożegnała, opierając się smętnie o konar drzewa. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę, którą otarła usta, na moment przed tym, jak dostrzegła zbliżającego się Huntingtona. Świetnie. Wymiotowanie przy byłym, który ciebie rzucił, to totalne spełnienie marzeń.
- Nic - prędzej by skonała pod tym drzewem, niż przyznała się do kaca. Nie miała pojęcia, że Tony podejrzewał ją o ciążę, więc cóż... niefortunnie się złożyło i nieporozumienie miało przeciągnąć się nieco bardziej. - Masz zbyt intensywny odświeżacz powietrza w samochodzie... zemdlił mnie - oznajmiła, co wcale nie było aż tak dalekie od prawdy. Mimo całej niechęci, przyjęła jednak od niego wodę i pogładziła się po sfatygowanym brzuchu, który tego dnia szczególnie jej nienawidził. - Możesz się tak na mnie nie patrzeć? Czuję się tak, jakbym co najmniej zwymiotowała ci do szoferki - burknęła, już nie próbując zrobić dobrego wrażenia. Jakby zdawała sobie sprawę z tego, że na tym etapie będzie to misją z góry skazaną na porażkę. Musiała sobie na moment przysiąść więc oddaliła się od miejsca hańby jeszcze bardziej i przycupnęła na trawie, przecierając twarz dłonią. Ile by dała, żeby to wszystko okazało się tylko okropnym snem.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Z jednej strony był trochę zmartwiony stanem Laurissy, ale z drugiej czuł dziwny niepokój szukając przyczyny dla której jego była dziewczyna czuła się tak, a nie inaczej. To uczucie pogłębiło się jeszcze bardziej w momencie, w którym Rissa wspomniała o zapachu odświeżacza, który ją zemdlił. To była jakby wskazówka, której Tony potrzebował by połączyć kropki. Nie umknęło też jego uwadze jak pogładziła się po brzuchu i jakoś tak... Zastygł z rękę nadal uniesioną ku górze, nawet już po tym jak szatynka zabrała z niej butelkę z wodą.
- Odświeżacz... - Powtórzył pod nosem, a gdy dotarło do niego, że Laurissa się przemieściła ocknął się wreszcie i podążył za nią tych kilka metrów. - Wyciągnę zapach jak sprawia ci dyskomfort. Mogłaś o tym powiedzieć wcześniej... Zrozumiałbym - burknął, ale oczywistym było, że by nie zrozumiał. Nie umiał pojąć tego dlaczego czuł się tak skołowanym. W końcu Rissa powinna być mu totalnie obojętna. Miał brać ślub z Hope, jego życie było już zaplanowane, więc dlaczego myśl o ciąży Hemwingway wprawiła go w taki cięzki i podły nastrój. - Na pewno już ci lepiej? Może powinienem kogoś wezwać? - Dopytał i zaraz pożałował swoich słów. Najzwyczajniej w świecie nie miał ochoty na konfrontację z jej gachem o ile jakiegoś miała, ale z drugiej strony na bank miała skoro... - Martwię się, okej? Mogłabyś już przestać narzekać.. .Zdążyłem zrozumieć, że nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia, ale w takim wypadku na jaką chlerę zgodziłaś się organizować ten pieprzony ślub? - Poniosło go. Ostatnio w jego życiu nie działo się za dobrze, a napływ kolejnych, niezbyt przyjemnych informacji sprawił, że frustracja wzięła nad nim górę.
Oczywiście nie chciał się przyznać przed samym sobą, że był najzwyczajniej w świecie zły na Rissę... Tylko o co? O to, że ułożyła sobie jakoś życie? Że prawdopodobnie była z kimś w związku i nosiła jego dziecko? Wydawało się to absurdalne, a jednak z jakiś powodów, o których myśleć nie chciał, poczuł gniew i irytację uzmysławiając sobie, że właśnie taka mogłaby być prawda.
- Ehh... Chodź, po prostu odwiozę cię do domu. Nie do centrum, nie do kwiaciarni, a do domu. Wyglądasz kiepsko i ktoś powinien ci pomóc z tym autem - burknął na sam koniec i chociaż chciał podejść i pomóc jej wstać to po kilku krokach zatrzymał się. Jakby w spojrzeniu dziewczyny dostrzegł, że nie powinien tego robić. Zresztą może sam nie chciał tego robić. Myślał, że uda mu się udawać, że łącząca go z nią przeszłość już nic nie znaczy, ale jak widać chciał oszukać nie tylko samego siebie, ale też wszystkich wokół i chyba powoli zdawał sobie sprawę, że nie będzie to takie łatwe...

Laurissa Hemingway
ODPOWIEDZ