lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
Zmiany były czymś, przed czym Phillips nieprzerwanie wzbraniał się z różną skutecznością, wraz z każdą kolejną wiosną na karku. Im był starszy, tym bardziej ciągnęło go do skrzętnie wypracowanej rutyny, do tego co znał i cenił, bez zbędnych udziwnień. Aż dziw, że za namową bliskich zgodził się w końcu odremontować nietknięte od sześciu lat mieszkanie. Tak na dobrą sprawę zbierał się do tego jakże szalonego remontu dobry rok jeśli nie dłużej. Poprzedni wystrój pamiętał jeszcze jego pierwsze dni po odejściu z wojska i mimo setek wspomnień, wiążących się z wyblakłą boazerią, zdecydowanie nie był tym, który miał cieszyć oczy bruneta, choć jeden dzień dłużej, nie wspominając już o kolejnych latach. Zresztą nagłe zawirowania w jego życiu prywatnym tylko utwierdziły go w przekonaniu, że czasem warto otworzyć się na to co nowe.
Tak, więc postanowił odłożyć w czasie długo planowany wyjazd do Melbourne i zamiast buszować między ofertami biur podróży, zdecydował się powęszyć na równie zagadkowym dziale artykułów sklepu meblowego. Z początku nie zapowiadało się zbyt różowo, bo Phillips, mimo iż dysponował całkiem satysfakcjonującym zasobami to był nieco zielony jeśli chodzi o dekorowanie wnętrz. Cenił sobie funkcjonalność, a estetykę owszem doceniał, ale nie miał głowy do tego, by odtworzyć ją na swoich zasadach. Tak, więc gdy tylko przyszło mu przedzierać się przez tuziny narzut i poduszek w Zara home, czuł jak całe życie, przelatuje mu przed oczami.
Tak czy inaczej, fantazjowanie na temat nowych kanap, zasłon i wykładzin musiało trochę poczekać, bo praca wzywała. Wtorkowe popołudnie zgodnie z zaplanowanym grafikiem zwiastowało niezłe papierkowe urwanie głowy. Z też względu Phillips postanowił rozpocząć przygotowania do zmierzenia się z lotniczą dokumentacją od wyśmienitego posiłku w ulubionej restauracji i jakże intrygującego towarzystwa. W prawdzie pozostawiając wiadomość na poczcie głosowej pewnej brunetki, nie miał gwarancji, iż tego dnia humor dopisze jej na tyle, by zechciała mu potowarzyszyć. Może właśnie dlatego tak zabiegał o każde kolejne spotkanie? Wśród całej masy rutynowych czynności, które narzucał sobie Phill, jej nieprzewidywalność była tym, co bez dwóch zdań dodawało życiu Winfielda barw.



Posy O'Brallaghan
ambitny krab
e.
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.

Brak zmian gwarantował pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, którego wielu osobom brakowało. Posy przez długi czas tkwiła w swojej mydlanej bańce, nie potrafiąc otworzyć się na to, co oferowało jej życie, a wszystko za sprawą tego, iż była małą, przerażoną dziewczynką. Bo owszem, właśnie tak wyglądała znaczna część jej życia, kiedy to jeszcze przyzwyczajona była do faktu, że to rodzice podejmowali za nią większość decyzji. Do nastoletniego wieku na nic tak właściwie nie miała wpływu, a kiedy pewne wydarzenia sprawiły, że w końcu zyskała prawo głosu, zupełnie nie wiedziała co z nim zrobić. Jej osobowość ukształtowała się zatem z biegiem czasu, ale teraz była już na tyle wyraźna, iż O’Brallaghan nie bała się sięgać po to, czego naprawdę pragnęła. Jedynym wyjątkiem była oczywiście płaszczyzna związkowa, na której nadal popełniała błędy, a może raczej zwykła popełniać je w przeszłości, ponieważ od długiego czasu nie pakowała się w nic, co mogłoby skończyć się długotrwałą relacją.
A może była w błędzie? Może podświadomie tkwiła w czymś, co z boku mogło wyglądać jak zalążek związku, choć ona sama nie chciała tego do siebie dopuścić, ponieważ w jej głowie nadal echem odbijało się to, jak skończyła się jej poprzednia relacja? Bo owszem, śmierć partnera, nawet takiego, do którego uczucia wypaliły się już wcześniej, odbijała się w jej głowie sporym echem. Właśnie dlatego próbowała jakoś je zagłuszyć, a najskuteczniejszym rozproszeniem okazała się być znajomość z Phillipsem. Początkowo irytował ją jak nikt inny, ale z czasem zaczęła łapać się na myśli, iż lubiła te jego uszczypliwości. Lubiła również jego towarzystwo i poranne przyzwyczajenia. Było w zasadzie wiele rzeczy, które w nim lubiła, a do czego nie przyznałaby się na głos, nie chcąc dawać mu żadnej satysfakcji. Dziś jednak była tu, w restauracji, w której on akurat przypadkiem postanowił zjeść obiad i ściągnąć ją do siebie. Gdyby nadal obstawała przy tym, co powiedziała mu w trakcie ich pierwszego spotkania, wcale by się tu nie pojawiła, a jednak teraz przekroczyła próg tej knajpy, chcąc spędzić z nim popołudnie. - Myślałam, że w każdej kwestii masz marny gust, a jednak wychodzi na to, że restaurację umiesz wybrać nieźle - rzuciła zadziornie, nie czekając na specjalne zaproszenie, aby zająć miejsce naprzeciw niego. Może to kwestia tego, że w Lorne nie było wielu miejsc, do których można było wyjść, ale lubiła tę knajpę. Serwowali tu naprawdę dobre jedzenie, które ona potrafiła docenić. Swoją drogą, miło było zauważyć, że jednak istniały rzeczy, w których kwestii nie musieli sprzeczać się o to, kto z nich miał rację i najwyraźniej jedną z nich był właśnie wybór restauracji.

Phillips Winfield
sumienny żółwik
Magda
lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
A poczucie bezpieczeństwa było tym luksusem, którego nie potrafił sobie odmówić, odkąd jako kilkuletni chłopiec, trafił do domu Winfieldów po wielu miesiącach tułaczki w rodzinach zastępczych. To nie pieniądze, dobra posada ani inne materialne dobra były tym, co najbardziej cenił w swoim życiu. Kluczowe były dla niego rzeczy, które w pewnym sensie mógł brać za pewnik. Im coś coraz silniej spajało się z jego codzienną rutyną, tym stawało się bliższe jego sercu. Niechętnie się do tego przyznawał, ale w tym całym szaleństwie i zabawach, które sobie fundował, to spokój cenił najbardziej. Właśnie dlatego tak niechętnie otwierał się przed innymi. Z dobrze znaną sobie rezerwą podchodził do nowych znajomości. Podobnie było i w przypadku O' Brallaghan. Nawet po czasie, wciąż obłudnie liczył na to, że nabierze samego siebie, zawzięcie powtarzając w myślach, że to, co się między nimi dzieje to nic więcej, a kolejna z gierek, w które brnął by oderwać się od prozy życia.
Jednak przyszła, stawiła się na miejscu wbrew jego domysłom. Na usta cisnęło mu się coś zupełnie innego niż słowa, które to finalnie wyszły z jego ust, lecz w porę skierował swe myśli na właściwe tory. Te wszystkie złośliwości były być może dziecinną gierką, ale bez dwóch zdań napędzały ich do kolejnych spotkań. Rękawica pozostawała rzucona, a ktoś zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Nawet jeśli momentami chciał to wszystko przerwać, to po raz kolejny łapał się na swojej słabości do rutyny. Nie miał gwarancji, że w innym przypadku to wszystko nie skończy się tak szybko i nieoczekiwanie jak zaczęło. Nieważne jak wyglądały ich spotkania, ważne, że relacja trwała a gra toczyła się dalej. Bacznie śledził więc, jak z każdą chwilą zbliżała się do zajmowanego przez niego stolika. Zajęła miejsce bez zbędnych ceregieli, jak zawsze z resztą.
-Też tak myślałem, ale jak się okazuje, nie mam nosa tylko do ludzi.- wyszczerzył się niby to złośliwie, ale po chwili obdarzył ją subtelnym, lecz szczerym uśmiechem. Z czasem, gdy jej widok nie działał na niego niczym płachta na byka, musiał wysilić się nieco bardziej by z miejsca nie wyjść na mniej parszywego złamasa zwykle. Wciąż uwielbiał się z nią droczyć, ale w tej całej złośliwości nie był już tak zadziwiająco perfidny. A w każdym razie do takich wniosków doszedł, między kolejnymi spotkaniami z Posy, których to przecież wcale a wcale nie chciał. -Od zawsze mam problem z pakowaniem się w złe towarzystwo, z resztą i ty powinnaś coś o tym wiedzieć- ciągnął, licząc, że wie doskonale, do czego zmierzał. -Wczoraj mijałem jakąś demonstrację i o dziwo na ciebie nie wpadłem. W pojedynkę rujnowałaś dzień jakiemuś miłośnikowi futer czy po prostu zabrakło ci czasu na stworzenie nowych transparentów?- zapytał po chwili, uśmiechając się przy tym perliście. W całej swojej wspaniałomyślności był skoro nawet powieść ją do najbliższego targetu by na sekcji "powrót do szkoły'' mogła skompletować nowe narzędzia zbrodni. Czego to się nie robi dla dobra środowiska?

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
e.
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Traktowała tę znajomość jako coś, czego nie było konieczności analizować. Znajdując się w jego towarzystwie nie zastanawiała się dziesięć razy nad tym, co mogła zrobić, a czego robić nie powinna. Było to przyjemną odmianą, ponieważ w ciągu ostatnich dwóch lat kierowała się wyłącznie takimi rozważaniami, a one wcale nie zaprowadziły jej do miejsca, w którym czułaby się szczęśliwa. Nie, jedyne, co udało jej się w ten sposób osiągnąć, to zaspokojenie własnego poczucia moralności, co wiązało się z faktem, że kiedy bliska jej osoba potrzebowała jej, Posy zrezygnowała z tego, co mogło zapewnić jej szczęście i w zamian zajęła się kimś, kto sam nie dałby sobie rady. Rzecz w tym, że im więcej czasu mijało, tym głośniej atakowały ją wyrzuty sumienia, których wcześniej nie chciała do siebie dopuścić. Bo nie, to nie tylko troska popchnęła ją do podjęcia takiej decyzji, ale również zwykły, ludzki egoizm. Musiała bowiem popełnić wcześniej kilka błędów, które tamtym gestem próbowała sobie zrekompensować. Chciała wybielić się we własnych oczach, ale tego nie zdołała osiągnąć. Nie oszukała swojego sumienia, które momentami nadal ją atakowało, a kolejnym z powodów, które mogłyby te ataki pogłębić, byłoby wejście w nowy związek. Unikała tego, bo przecież nie tak dawno temu pochowała swojego wieloletniego partnera i prawdopodobnie powinna cały czas go opłakiwać. Ale nie robiła tego. Zamiast tego siedziała w restauracji i słała uśmiechy facetowi, który wkurzał ją jak nikt inny, ale też jak nikt inny ją intrygował. Właśnie dlatego nie umiała powiedzieć sobie nie, zamiast tego bezustannie wmawiając sobie, że cokolwiek ich łączyło, nie znaczyło nic. Bo przecież właśnie tak było, prawda?
Uśmiechnęła się, wcale nie odbierając jego słów jak przytyku. Po tych kilku miesiącach, w trakcie których skutecznie uprzykrzali sobie życie, zdołała już przekonać się do tego, że wszelkie docinki wcale nie pociągały za sobą faktycznego ataku. Nie, oni w ten sposób okazywali sobie sympatię, co niektórym wydać mogłoby się dziwne, ale Posy naprawdę to odpowiadało. Relacja z Phillipsem była po prostu inna, a ona, choć nie zawsze lubiła zmiany, tym razem nie umiała się tym nie cieszyć. - Mijałeś jakąś demonstrację czy po prostu poszedłeś tam z nadzieją, że mnie tam spotkasz? - nie odpowiedziała na jego pytanie, zamiast tego zgrabnie odbijając piłeczkę. Nie trzeba było czekać długo, aby na jej twarzy wymalował się zaczepny uśmiech, który w jego towarzystwie prawie nie schodził jej z twarzy. Swoją drogą, kiedy się poznali i tylko ją denerwował, ten grymas nie towarzyszył jej prawie w ogóle. Pojawiać zaczął się dopiero z czasem, kiedy ona uświadamiała sobie, że w jakiś dziwny i pokrętny sposób naprawdę zaczynała go lubić. Drażnił ją, ale w jakiś przyjemny sposób. - Przykro mi, że cię rozczarowałam. Ale wiesz, następnym razem możesz po prostu mnie zaprosić - dodała, a później lekko przechyliła głowę na bok. Gdyby to zrobił, pewnie by mu odmówiła, a później i tak pojawiła się na miejscu, ale ten schemat i on powinien znać już na pamięć. Przez cały ten czas udawała przecież, że wcale nie chciała spędzać z nim czasu, a później i tak miękła. Nie wiedzieć czemu inaczej po prostu nie umiała.

Phillips Winfield
sumienny żółwik
Magda
lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
Zastanawiającym w tym wariackim zestawieniu charakterów, mogłoby być to, iż Phillips przed pięcioma laty nie podjął się zrezygnowania z realizacji własnych celów dla kogoś niezwykle mu bliskiego, w rezultacie doprowadzając się do punktu, w którym w zasadzie odczuwał pustkę może nierówną tej, która przydarzyła się O' Brallaghan, ale w pewnym sensie zbliżoną. Tkwił w przeświadczeniu, w myśl którego nie będzie szczęśliwym, gdy przyjdzie mu utracić część siebie dla drugiej osoby, ostatecznie jednak spełniając jej niemą prośbę zupełnie poniewczasie. Wywracając swoje życie do góry nogami, w nagłym, nieprzemyślanym impulsie. Tak, więc jak dotąd był w stanie poświęcić wiele, lecz tylko w przypadku, gdy w grę wchodziły jego własne, niekiedy hedonistyczne zachcianki.
-Zdecydowanie cię szukałem. Widzisz, to trochę krępujące, ale ostatnio zamiast indyka kupiłem burger z ciecierzycy i stwierdziłem, że kto jak nie ty doradzi mi jak zjeść to plugastwo z szacunkiem do samego siebie i bez morza Srirachy.- prychnął, choć w rzeczywistości wcale nie był tak zajadłym mięsożercą. Fakt, faktem nie raz zdarzało mu się podśmiewać ze wszystkich wymyślnych roślinnych smalców, pasztetów i kebabów, ale nie był w tym na tyle obłudny, by nie rozumieć przesłania idącego za tym całym ruchem. No, chyba że mógłby tym samym zagrać na nosie Posy. W takim wypadku był w stanie przysięgać na własne życie, że ziemia jest płaska, a szczepienia powodują autyzm. no, może to drugie jest nieco przesadzone, ale z pewnością byłby w stanie wyznać wyższość zmielonych torebkowych popłuczyn nad tradycyjną liściastą herbatą, którą delektował się niemalże codziennie.
-Gdy postradam rozum i zechcę walczyć o dobro planety, będziesz pierwszą osobą, do której się zgłoszę. Może nawet pożyczę ci wtedy moje brokatowe markery i neonowy brystol.- odparł z teatralną powagą, jak gdyby składał jej własne niezwykle uroczystą przysięgę. W rzeczywistości z trudem powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. Poza jego udawaną i tą szczerą niechęcią do tego typu wydarzeń to na prawdziwym proteście najpewniej odnalazłby się niczym słoń w składzie porcelany. Nienawidził, gdy ktoś nie przyznawał mu racji, pozostając w pełni usatysfakcjonowanym tylko, gdy jego słowo było tym ostatnim. Tak, więc w najlepszym przypadku skończyłoby się na koncercie siarczystych przekleństw autorstwa Phillipsa Winfielda, a w tym nieco gorszym ktoś musiałby odbierać go z komisariatu, gdy wyprowadzony z równowagi przyrżnął niewinnemu zjadaczowi mięsa swoim popioswym transparentem.
-A skoro już o zaproszeniach mowa, przygotuj wygodne buty na weekend. Najlepiej takie za kostkę, nie będę holować cię do najbliższego szpitala jeśli sobie coś skręcisz.- poinformował, przerywając na chwilę tę jakże zachęcającą ofertę, gdyż na horyzoncie pojawił się kelner. Marzył mu się mały wypad za miasto i postanowił zachęcić swoją towarzyszkę do uczestnictwa w tym przedsięwzięciu w jakże czarujący i typowy dla siebie sposób. Poza tym wiedział, że do ostatniej chwili, tak czy inaczej, pozostawałaby sceptyczna nawet gdyby zadziwił ją swoją smykałką do organizowania wycieczek. Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, ale on był raczej zdania, że nic tak nie działa na człowieka jak natura. Może właśnie dlatego postanowił wyciągnąć Posy za miasto? W końcu nigdzie nie czuł się tak rozluźniony i szczęśliwy jak w miejscach, w których nie przytłaczały go drapacze chmur.

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
e.
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Nie było to wiele, a jednak delikatnie drgnięcie kącika jej ust, które miało miejsce, kiedy wyrzucił z siebie ten komentarz, dobitnie świadczyło o tym, że kształt ich relacji zmienił się na przestrzeni ostatnich miesięcy. Poznali się w zupełnie innych okolicznościach, ale jedno wyglądało dokładnie tak samo – również wtedy oboje opowiadali się po przeciwnych stronach, a może raczej to Posy opowiadała się po jednej z nich, czego Phillips wówczas nie był w stanie zrozumieć. Od tamtej pory jedynie utwierdzała się w przekonaniu, że ich spojrzenia na świat drastycznie się od siebie różniły, a jednak nie umiała pozbyć się wrażenia, że było to w pewien sposób czarujące. Kiedy tak twardo obstawał przy swoim, ona wcale nie odnosiła już wrażenia, że był przemądrzały i za wszelką cenę chciał być górą. Nie, kiedy przemawiali się ze sobą, te dyskusje niosły za sobą zupełnie inne przesłanie i tak naprawdę nie kryła się za nimi ta bezpośrednia głębia, o którą można by ich podejrzewać. Gdy sprzeczali się o środowisko, to nie ono było głównym przedmiotem ich zainteresowania. Nie, z biegiem czasu celem stało się dokuczenie sobie nawzajem, które w którymś momencie przeistoczyło się w objaw zainteresowania, może nawet sympatii. Bo owszem, choć za nic w świecie nie przyznałaby tego na głos, Posy naprawdę go lubiła. I gdyby obserwował ją teraz ktoś naprawdę spostrzegawczy, bez wątpienia dostrzegłby w jej oku ten błysk, który jej samej umykał i, na co ona sama na pewno by liczyła, nie dostrzegał go również brunet.
- Musisz po cichu naprawdę o tym marzyć, skoro już zaopatrzyłeś się w materiały. W dodatku nie byle jakie - zauważyła z przekąsem, zgrabnie odbijając piłeczkę. Coś było jednak w stwierdzeniu, że zupełnie nie pasował do tego typu przedsięwzięć. Posy mogła oczywiście się mylić, ale nie potrafiła wyobrazić go sobie na którymkolwiek z protestów, ponieważ miała wrażenie, że bardzo szybko wpadłby w irytację, na skutek czego jego temperament mógłby dać o sobie znać. Właśnie dlatego nigdy nie zaproponowała mu tego na poważnie, choć czasem łapała się na myśli, że miło byłoby go tam zobaczyć, choćby przez wzgląd na to, że dzięki temu mógłby lepiej poznać jej punkt widzenia. Ilekroć uciekała myślami w tamtym kierunku, prędko się za to ganiła, ponieważ nie powinna chcieć, żeby poznawał ją lepiej. Ich relacja była czymś przelotnym, nie znaczyła wiele i powinni zamknąć ją w ramach, w których trzymana była obecnie. A jednak, kiedy Phillips odezwał się po raz kolejny i odrobinę ją swoją propozycją zaskoczył, Posy wcale nie doszła do wniosku, że powinna ją odrzucić. Nie, uniosła ku górze jedną brew, wyraźnie tym zaintrygowana. - Buty za kostkę - powtórzyła po nim powoli, ostrożnie ważąc słowa, jakby wspominała teraz o czymś szczególnie istotnym. I może tak było, skoro chodziło o kwestię bezpieczeństwa? - I do czego te buty miałyby mi się przydać? - zapytała, o dziwo wcale nie podważając hipotezy, wedle której miałaby gdzieś z nim pojechać. Gdyby zapytał wprost, na pewno powiedziałaby, że się zastanowi, ale oboje wiedzieli w jaki sposób się to skończy. Umiała odmawiać mu tylko w teorii, dlatego przy nim wiele z wypowiadanych przez nią słów okazywało się być takimi, które rzucała na wiatr. Po prostu nie chciała przyznać się do tego, że mogła polubić spędzanie z nim czasu, bo przecież pozornie nie łączyło ich nic, a na samym początku uznała go za gbura. Nie było możliwym, żeby polubiła kogoś takiego, prawda?

Phillips Winfield
sumienny żółwik
Magda
lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
Z całą pewnością ich pierwsze spotkanie nie wskazywało na to, iż z tej znajomości nawet w jakże odległej przyszłości można byłoby wykrzesać coś ponad niewyszukaną wrogość. Z początku, gdy emocje wciąż w nim buzowały, nawet nie przypuszczał, że ktoś taki jak ona były w stanie wywołać na jego twarzy uśmiech inny niż ten przepełniony politowaniem. Nie przypuszczał, ale z całą pewnością doświadczy tego wszystkiego, gdy dotarło do niego wyobrażenie O' Brallaghan, które gdzie sam sobie między wierszami utworzył, różniło się od tego, jaką kobieta zdawała się być przy bliższym poznaniu.
-A może po prostu nie chce by w grudniu nawiedziło mnie stadko rozszalałych duchów, jak u tego biedaczyny Scrooge'a?- bohatera "Opowieści Wigilijnej" jednego z ulubionych dzieł Winfielda. Nigdy nie rozumiał tych wszystkich niepochlebnych opinii kierowanych w kierunku leciwego mężczyzny, który ewidentnie miał głowę na karku i nie dawał sobie w kasze dmuchać. Być może okazjonalna, niezbyt częsta refleksja nad uczuciami innych była tym, co ujęło go w nim najbardziej. W zasadzie znajomość z Posy momentami działała na niego w podobnie zadziwiający sposób co odwiedziny jednego z czterech duchów. Była wprawdzie zdecydowanie nie tak dramatyczna i przerażająca, ale z pewnością sprawiała, że Phillips się zmieniał. Choć niechętnie się do tego przyznawał, to wielokrotnie łapał się na tym, że obecność Posy dostrzegał w swym życiu w naprawę prozaicznych momentach. Kulinarne miksy, na które normalnie kręciłby nosem? Cóż, tyle o nich mówiła, więc może warto dać im szansę. Piosenka, której słuchał podobno ''jak na torturach'', gdy raczyła go nią w samochodzie? W zasadzie okazała się nie najgorsza.
-Do największej przygody twojego życia.- stwierdził niczym najprawdziwszy przewodnik, którego zadaniem było dbanie o słabnące morale swej grupy podróżniczych malkontentów. -Ewentualnie do uniknięcia kontuzji, ale o tym później.- dodał po chwili na myśli, oczywiście wciąż nawet przez ułamek sekundy nie zakładając, że mogłaby się nie zgodzić na uczestnictwo w tej eskapadzie. W końcu zaplanował to wszystko tylko po to, by sprawić jej przyjemność a w zasadzie i nieco zaskoczyć. Choć gdyby drążyła temat, z pewnością sprostowałby, że, tak czy inaczej, marzył mu się wypad za miasto, a jej towarzystwo jest mu zupełnie obojętne. - Wspaniałomyślnie uwzględniłem nawet twoje bezmięsne ciągoty, planując nasz podróżniczy prowiant.- gałązka oliwna, a może tym razem chciał dać się polubić? Jedno jest pewne, momentami naprawdę nie wiedział, czego chciał. Udawać czy popchnąć tę relację na właściwe tory? Gdyby nieco otworzył się przed Posy, grając z nią w otwarte karty, być może uniknęliby tych wszystkich zbytecznych przytyków i niedomówień. Jednak tylko w teorii było to tak proste do wykonania.

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
e.
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Prostota nie pasowała do żadnego z nich, podobnie zresztą jak nie pasowała do tej relacji. Choć szczerą rozmową wiele mogliby sobie ułatwić, Posy nigdy nie próbowała się na nią zdecydować, ponieważ miała to nieodparte wrażenie, że w ten sposób pozbawiliby się pewnego uroku. No bo właśnie, to, co inni uznać mogliby za komplikację, dla O'Brallaghan było źródłem dobrej zabawy. Te docinki, wzajemna zgryźliwość i sugerowanie sobie nawzajem, że wcale nie pałali do siebie sympatią, było grą, którą ona pragnęła z nim rozgrywać. Nie chciała też w żaden sposób definiować tego, co było między ich dwójką, ponieważ obawiała się, że to jedynie wszystko by zepsuło. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie tak, jak było. Nie musieli dziesięć razy zastanawiać się nad kolejnym krokiem, ponieważ wszystko przychodziło z jakąś łatwością. Posy chciała, żeby właśnie tak pozostało. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to kolejne zamieszanie.
- Za pomocą brystolu i markerów natury nie oszukasz, Winfield. Obawiam się, że w tej kwestii twój los jest już przesądzony - rzuciła zaczepnie, a jej usta wykrzywiły się w podobnym uśmiechu. Nigdy nie zwróciła na to uwagi, ale na pierwszy rzut oka właśnie kogoś takiego Phillips mógł przypominać. Kiedy go poznała, uważała go za gburowatego i zgorzkniałego faceta, dopiero po czasie dostrzegając, że miał do zaoferowania znacznie więcej. Choć nie mówiła tego na głos, wydawało jej się, że on po prostu na siłę starał się zgrywać zdystansowanego i krył w sobie głęboko jakąś delikatniejszą naturę. Wydawało jej się również, że czasami bliska była jej odkrycia, ale ilekroć się do niej zbliżała, Winfield na nowo wznosił wokół siebie mur obronny, co wcale nie musiało być czymś złym. Nie, to chyba właśnie to sprawiało, że nigdy nie przekroczyli granicy, która nie pozwoliłaby im już definiować tej znajomości jako zwykłej zabawy. A skoro o zabawie mowa, musiała przyznać, że ją zaintrygował i właśnie z tego powodu jedna z jej brwi powędrowała ku górze. Była ciekawa tego, co dla nich zaplanował, a jednocześnie starała się nie zadawać zbyt wielu pytań, aby przypadkiem nie pomyślał sobie, że była za bardzo zainteresowana. No i znów to udawanie, tego w swoim towarzystwie nie oduczą się chyba nigdy. - Zabierasz mnie gdzieś i jeszcze dbasz o to, żebym nie głodowała? Dorzuć do tego noc na łonie natury i pomyślę, że jednak trochę mnie lubisz, Phillips - spoiler alert: już tak myślała, ale była to jedna z tych rzeczy, o których nie wspominała na głos. Nie mówiła o tym i nie pytała, bo tak było prościej, przynajmniej pozornie. - Co dzisiaj jemy? - zapytała po chwili, bo przecież snuli tu już plany na przyszłość, a nadal odpowiednio nie zadbali o to, aby już teraz czymś się posilić.

Phillips Winfield
sumienny żółwik
Magda
lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
Prostota, mimo iż kusząca nigdy nie była tym, co kręciło Phillipsa. Być może sytuacja stałaby się mniej skomplikowana, gdyby naświetlili sobie pewne kwestie, omówili wszystkie trapiące ich bolączki i przede wszystkim otworzyli się wzajemnie na to co tak naprawdę czują. Z pewnością komplikacje stałyby się czymś zupełnie do przeskoczenia, ale z pewnością istniało pewne ryzyko. Ryzyko, którego na ten moment Winfield nie chciał podejmować, nawet za cenę komfortu, jakim był spokój. Co jeśli po grze w otwarte karty, rozgrywka okaże się nie tak absorbująca i intrygująca jak przedtem? Co jeśli to wszystko, co dotąd zbudowali, rozsypie się niczym domek z kart? Nawet jeśli to, co ich łączyło było nieco nieszablonowe i mniej oględnie rzecz ujmując dziwaczne, to przede wszystkim istniało. A to na ten moment musiało im wystarczyć.
- Wciąż liczę, że jest dla mnie ratunek. Musimy być tylko dobrej myśli.- odarł, śmiejąc się przy tym perliście. Nie mógł już nic poradzić, a utrzymanie grobowej miny z każdą minutą i tak stawało się nazbyt wymagające. Ich ekologiczne zaczepki bawiły go ostatnio ponad wszystko i choć coraz bardziej popierał jej argumenty, to dla zasady upierałby się przy swoim, byleby tylko móc zaspamować jej skrzynkę propozycjami głupawych haseł na kolejne demonstracje, które koniecznie powinna wykorzystać. -Noc na łonie natury? Okej, widzę, że mam tu do czynienia z wprawionym traperem. Niech będzie. - przytaknął, bo w zasadzie i tak planował camping, ale co mu tam. W zasadzie ulżyło mu trochę, gdy pociągnęła temat bez kategorycznej odmowy i podawania stu jeden pretekstów, byleby wykręcić się z tego całego przedsięwzięcia. Gdyby to zrobiła, najpewniej musiałby wytężyć wszystkie szare komórki, by utwierdzić ją w błędnym przekonaniu, że, tak czy inaczej, jest mu wszystko jedno. Całe jednak szczęście, że tym razem Posy odpuściła mu popis rodem z kiepskiego teatru, za który z całą pewnością Phillowi byłoby bliżej do otrzymania złotej maliny niż Oscara. - A kwestię mojej rzekomej sympatii poruszymy, gdy nie odpadniesz na pierwszej prostej.- odparł ze śmiechem na ustach, bo w zasadzie nie chciał tym razem wyprowadzać jej z błędu. Owszem na tym etapie nie był w stanie wprost przyznać jej racji, ale jak to mówią, małymi kroczkami do celu. Oczywiście jeśli po drodze nie potknie się jeszcze o własne nogi, ale to już inna para kaloszy. -Mają tu świetne risotto z grzybami i tartę z pieczonym bakłażanem.- odparł, przesuwając spojrzeniem po pozycjach w menu. Jadał tu już wielokrotnie, ale w pojedynkę. Tak, więc po cichu liczył, że jego propozycje przypadną jej do gustu i nie strzelił sobie w kolano, sugerując jej dania, w których jak na złość była składniki na, które pech chciał, miała alergię. To byłoby bardzo w jego stylu, jednak wolał uniknąć wspólnej wycieczki do szpitala.

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
e.
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
I chyba to właśnie było kluczem do sukcesu. Posy bowiem zbyt wiele osób w swoim życiu straciła, a już na pewno było tak w obliczu ostatnich miesięcy. Doskonale znała gorzki smak straty i nie chciała mierzyć się z nim po raz kolejny. Gdyby to wszystko rozegrało się między nimi pewien czas temu, kiedy ta znajomość była jeszcze świeża, a Phillips rzeczywiście nie był dla niej nikim więcej, jak przypadkowym, wybitnie irytującym facetem, którego spotkała na ulicy, nie ucierpiałaby na tym ani trochę. Teraz jednak sprawy zabrnęły nieco dalej, a ona, choć nie zamierzała przyznawać się do tego na głos, polubiła go trochę bardziej, niż planowała. Nie chciała więc, żeby zmusił ją do wyrzucenia go z jej życia, ponieważ wnosił do niego wiele. Ostatnio to w jego towarzystwie czuła się najlepiej i nie chciała musieć z tego rezygnować.
Uśmiechnęła się, tak po prostu, bez jakiegokolwiek wpływu na tę reakcję. Rzecz w tym, że lubiła oglądać go w takim wydaniu, co było kolejną rzeczą, o której nie wspomniałaby na głos. Niby miała go za gbura, a jednak coraz częściej utwierdzała się w przekonaniu, że była to tylko maska. Maska, którą czasami przy niej ściągał, a ona za każdym razem z fascynacją oglądała to, co kryło się pod spodem. Działał na nią w sposób, który trudno jest opisać, a Posy do tej pory nie umiała zdefiniować czy to aby na pewno było właściwe. - Czyli będziemy oglądać gwiazdy? - zapytała niby to z przekąsem, w ten sposób sugerując, jakoby wcale nie chciała tego robić, ale może właśnie w ten sposób chciała osiągnąć przeciwny skutek? Przecież właśnie tak to u nich działało. Oboje zapierali się, że robili coś wyjątkowo niechętnie, aby nie musieć nadawać czemuś większego znaczenia. I właśnie dlatego ten wyjazd miał w ich ustach być wyłącznie wyprawą z braku laku, a kolejna kolacja w swoim towarzystwie sposobem na zabicie nudy. Żadne z nich otwarcie nie przyznałoby tego, że czerpali z tego przyjemność, bo… Bo tak było prościej, a przynajmniej tak odbierały to ich pokręcone umysły. - W takim razie już możesz przygotowywać się do najszczerszych wyznań, Winfield - odparła, a na jej ustach już teraz pojawił się triumfalny uśmiech. Tak, była pewna swego, bo jako osoba, która przez całe życie do czynienia miała ze sportem, nie mogła zbyt łatwo dać mu za wygraną. I mógł być pewien tego, że skoro już się zobowiązał, po pierwszej wyprawie Posy rzeczywiście go przyciśnie, chociaż… Może wtedy dojdzie do wniosku, że to może być dla ich relacji szkodliwe? - Wymienimy się - zarządziła ni z tego, ni z owego. Zamierzała sprawdzić jego propozycje, w dodatku obie, ale samodzielnie nie byłaby w stanie wcisnąć z siebie dwóch dań. Lepszym pomysłem wydało jej się natomiast zamówienie ich wspólnie i podzielenie się tym, co przyniesie im kelner. W ten sposób nie ubrała tego jednak w słowa i nie pytała go również o to, czy w ogóle miał na to ochotę, ponieważ to zmusiłoby ich do kolejnej gry w podchody. Tym razem zdecydowała się przejąć inicjatywę.

Phillips Winfield
sumienny żółwik
Magda
lorne bay — lorne bay
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause there we are again in the middle of the night
We're dancing 'round the kitchen in the refrigerator light
Cóż, przeszłość zawsze w pewien sposób rzutuje na przyszłe wybory, stanowiąc nierozerwalną część z tym co tu i teraz. Wszystkie doświadczenie zgromadzone, więc przez Phillipsa podczas jego wkrótce czterdziestoletniego żywota, miały wpływ na to, w jaki sposób podejmował wybory, chociażby przypadku swojej znajomości z Posy. Wciąż nie potrafił wyzbyć się pewnych schematów, wzorców zachowań i całej tej otoczki, którą niezależnie od wszystkiego wdrażał w życie z każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiał się ktoś nowy. Swoista bańska bezpieczeństwa, jaką sobie fundował, musiała jednak w końcu pęknąć.
-Ewentualnie rakiety satelity i samoloty. Na noc spadających gwiazd już się niestety spóźniliśmy.- stwierdził nieco rozbawiony jej reakcją. Na gwiazdach wprawdzie się nie znał i jego zamiarem były raczej piesze wycieczki, ale widać na horyzoncie poza konstelacjami pojawił się plan na najbliższe kilka dni. Jakiś poradnik małego astronoma na you tube? W końcu wiedza zawsze się przyda, a przecież nie może dać jej satysfakcji swoją bezkresną niewiedzą, prawda? Czy to już ten moment, w którym zorientował się, że i ona z nim pogrywa, w rzeczywistości nie będąc tak sceptyczną, na jaką chciałaby pozować? W zasadzie nie do końca. Wciąż łapał się jeszcze na wątpliwościach. Usilnie przekonując samego siebie, że ta farsa w końcu się zakończy. Cóż, bez dwóch zdań, aby pogodzić się z rzeczywistością, najpierw sam przed sobą musiałby przyznać, że to on w pierwszej kolejności traktuje ich relację w sposób zupełnie rozbieżny pierwotnym planem. Planem, który w żadnym wypadku nie zakładał najmniejszej życzliwości czy sympatii skierowanej w stronę zadziornej brunetki. Kto by przypuszczał, że w tak krótkim czasie, wszystko ulegnie diametralnej zmianie.
-Ależ ja jestem otwartą księgą. Drugiego tak otwartego człowieka nie spotkałaś nigdy moja droga.- prychnął, bo przecież nie miał zupełnie nic do ukrycia. Zupełnie. No, może poza tym co akurat chciał przed nią ukryć, ale to już inna para kaloszy. Jedno jest pewne, jego oczekiwania względem tego wyjazdu były większe niż, chciałby jej to przyznać. Mimo że pozował na zupełnie obojętnego, odparowującego wszystkie jej sugestie z nonszalanckim uśmiechem to naprawdę chciał by nastąpił pewien przełom. Dobry, zły? Nieważne. Obecny stan rzeczy przez dłuższy czas był satysfakcjonujący, ale każda gra kiedyś musi dobiegnąć końca. Zwłaszcza gdy podświadomie już czujemy, że finałowe pola czekają tylko na moment, by zrzucić nas z planszy. - Prospołeczna postawa. Jestem za.- odparł z uśmiechem, który pewnie pozostał mu ta twarzy, gdy kilka chwil później składali zamówienia. Cóż, może jednak nie pozabijają się podczas tego wyjazdu?
Posy O'Brallaghan
zt/x2
ambitny krab
e.
ODPOWIEDZ