17 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Josie po ostatnich wydarzeniach miała niezłego kaca po biwaku, obiecała sobie, że więcej nie wypiję. Chociaż te obietnice zakończą się na tym, że kiedy poczuje się lepiej i znowu będą mieli jakąś imprezę to napije się tak, że nie będzie pamiętała o Bożym świecie, i zapewne będzie trzeba ją ogarniać. Poza tym to nie wiadomo co jeszcze odwali innego, no bo to Josie, a kto ją zna to wie, że potrafi wiele rzeczy odwalić, więc no tak jest z nią. Zresztą odwaliła nieźle na biwaku. I to właśnie z Royce'em. A propo od tego momentu stara się go unikać, bo jakoś jej głupio, ale znając jej szczęście zapewne w ogóle jej się to nie uda. Po obudzeniu się w domu wrzuciła do szklanki aspirynę i wlała sobie z butelki wody mineralnej niegazowanej. Kiedy usłyszała rozpuszczającą się aspirynę zamknęła oczy.
- No tak jeszcze głośniej - Mruknęła pod nosem, wypijając później całą aspirynę. Poszła na górę po czym wzięła szybki prysznic. Wiedziała, że nie będzie miała siły sobie zrobić jakiekolwiek śniadanie. Więc po tym jak wzięła prysznic, ogarnęła włosy, zrobiła sobie makijaż po czym ubrała się. Przed wyjściem z domu stanęła przed lustrem biorąc okulary przeciwsłoneczne, po czym wyszła z domu. Ruszyła wolnym krokiem w stronę restauracji mając nadzieje, że zje coś dobrego. Coś co postawi ją na nogi. Kiedy się tam znalazła weszła do środka usiadła przy stoliku, po czym wzięła do ręki menu. Po dłuższym zastanawianiu się zamówiła sobie coś lekkostrawnego, ale pożywnego i dobrego. Coś co postawi ją na nogi i pomoże przetrwać ten dzień. Czekając na zamówienie zauważyła jak do restauracji wchodzi właśnie nie kto inny jak Royce. Widząc go natychmiastowo pobladła. Nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zasłoniła sobie twarz menu udając, że je czyta. Miała po prostu wielką nadzieję, że ten jej nie pozna, bo nie ma ochoty jak na razie tłumaczyć się z tego co wyszło na biwaku.
- Wiem udam, że w ogóle nie pamiętam co się stało i jakby nigdy nic zacznę z nim rozmawiać.... Chociaż i tak mam wielką nadzieję, że tu nie podejdzie. - Pomyślała sobie spoglądając jednym kątem okaz zza karty w jego stronę.

Royce Callahan
powitalny kokos
---
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'm not afraid to tear it down and build it up again It's not our fate, we could be the renegades
I'm here for you
Are you here for me too?
Ten biwak całkiem niezłym rozpoczęciem wakacji. Właściwie, dawno nie spędził tyle czasu w towarzystwie swoich przyjaciółek. Udało mu się w końcu z nimi porozmawiać, pośmiać się, pożartować i poopowiadać historie, których byli świadkami, a także te, które mogli wymyślić. Spędzili czas miło, ognisko, rozmowy do rana, a później spanie w namiotach. No dobra, było coś jeszcze... Moment, w którym wszyscy, albo może większość miała już nieźle w czubie i wraz z Josie poszli do lasu, żeby zapalić. Nie były to papierosy, jak można się domyślić. Koniec końców, efekt był taki, że się pocałowali. Jak do tego doszło? Nie wiedział, naprawdę, nie był w stanie sobie przypomnieć jak do tego w tym lesie doszło. Nie uważał, że było to złe. W końcu mnóstwo ludzi na świecie się całowało, ale zupełnie inaczej to wszystko wyglądało, gdy wchodziło się w zbyt... Bliskie relacje ze swoimi przyjaciółmi. Jemu tak na dobrą sprawę wcale to nie przeszkadzało, choć czuł się z tym odrobinę dziwnie. Długo leżał na łóżku i rozmyślał o jedwabnych ustach Josie, dochodząc do wniosku, że to nie powinno się tak do końca wydarzyć.
Następnego dnia, w południe, gdy już wstał z łóżka, zjadł śniadanie i się ogarnął, postanowił wybyć na miasto. Pewnie wyciągnąć kogoś znajomego na deptak, może na ciastko, albo czekoladowe lody. Miał teraz mnóstwo czasu, mógł korzystać z dni wolnych i świetnie się bawić. Nie miał jeszcze rozległych planów na te wakacje. Na pewno wiedział, że musi zrobić coś ambitnego. Obdzwonił swoich znajomych, a gdy zebrał grupkę, umówili się w barze, który stał na plaży. Royce pojawił się jako pierwszy, prawdopodobnie dlatego, ponieważ miał najbliżej.
Wszedł do środka, rozglądając się po wnętrzu i zatrzymał wzrok na... Josie. Zdumiony jej obecnością tutaj, zastanowił się przez kilka porządnych minut, co powinien teraz zrobić. Nie mógł jej zignorować, zachowałby się nieodpowiednio, nie chciał też czekać sam przy stoliku, dlatego bez chwili zawahania, po prostu do niej podszedł.
Oparł dłonie o blat stołu, nachylając się nieco nad Josie.
— Psst... Nie ignoruj mnie. Widzę, że zerkasz — Była dyskretna, odrobinę, lecz ciut za mało. Podchodząc bliżej zauważył, że ewidentnie nie chciała zostać przez niego zauważona.

Josie Marrwick
ambitny krab
blueberry#4059
17 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak niby wszyscy są razem w szkole, ale jednak każdy jest zajęty swoimi zajęciami szkolnymi i obowiązkami, że tak na prawdę nigdy nie mają czasu żeby poświęcić sobie chociaż chwili i ze sobą porozmawiać i pobawić się na spokojnie bez żadnego spięcia. A wakacje i biwak to dobry sposób by właśnie to zrobić. Szczególnie, że wakacje są właśnie czymś co pozwoli im się rozluźnić i nie myśleć o obowiązkach szkolnych. Tak te ich historie to dla Josie było coś okropnego, ponieważ ona potem się strasznie bała tam spać. Dlatego też, mówiła, że będzie spać z Royce'em w namiocie. Z czego chyba nie wszyscy byli do końca zadowoleni. Tak alkohol na prawdę robił swoje, z mieszanką pewnego zioła dawało na prawdę niezłego kopa. No co skutkowało właśnie ich zbliżeniem. Swoją drogą ona też nie wie jak do tego doszło i czuła się z tym na prawdę dziwnie. No i jak widać Royce'owi wcale to nie przeszkadzało, skoro rozmyślał o jej "jedwabnych ustach", więc musiało mu się chyba podobać. Swoją drogą sama Josie musiała przyznać, że na prawdę dobrze całował. Chociaż sama nie wierzyła, że to przed sobą przyznała, ale tak właśnie to zrobiła. Kiedy się tutaj zjawił czuła jakby chciała się zapaść pod ziemię. Dlaczego to zawsze jej musi się przydarzyć. Wtedy kiedy nie chcę kogoś zobaczyć, bo przed nim jest jej głupio on się właśnie tutaj zjawia. Nawet nie zauważyła jak zaczął się nad nią nachylać ponieważ zasłaniała się menu z zamkniętymi oczami modląc się żeby jej nie zauważył. Kiedy go usłyszała odsłoniła się ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- O heej, nie zauważyłam cię... byłam zajęta czytaniem tego co by zjeść. - I w sumie nadszedł kiepski moment, bo kelnerka właśnie przyniosła jej jedzenie, które sobie zamówiła.
- Ale jak widać, już mi je przynieśli. - Mówiąc to zaczęła się śmiać niekontrolowanie z zażenowania. Ona to dosłownie ma pecha.
- Więc... emm jak się czujesz.... po biwaku? - Postanowiła, że nie ma co unikać tego tematu.

Royce Callahan
powitalny kokos
---
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I'm not afraid to tear it down and build it up again It's not our fate, we could be the renegades
I'm here for you
Are you here for me too?
Jemu nie było łatwo spędzać czasu z przyjaciółmi. Dziewczyny były w liceum, miały w wakacje więcej czasu, w roku szkolnym również. On, jako student musiał dzielić ten czas na dojazd do uczelni, naukę, powrót do domu i między przyjaciółkami. Nie było to proste zadanie, a najwięcej czasu miał właśnie w weekendy. Teraz, gdy były wakacje, miał go nieco więcej, dlatego wybrał się na biwak z przyjaciółkami, który był naprawdę... W porządku, nie miał nic do zarzucenia dziewczynom. Może czasem były zbyt zgryźliwe wobec Josie i głupotą ze strony całej trójki było straszenie jej. Liczy się niby fun, ale dla kogo ? No na pewno nie dla Josie, bo ona serio się bała. Tak czy inaczej, przeprosił ją za tę głupotę, żeby nie było dziewczynie przykro.
Modlitwy Josie, jak dało się zauważyć, nie zostały wysłuchane. Royce pojawił się w tym samym lokalu co ona i jeszcze zagadał, jakby nigdy nic się nie stało. Pozwolił sobie nawet, nie pytając o zgodę, usiąść na przeciw niej i złożył ręce na stoliczku. Przekręcił pytająco głowę, przyglądając się jej i zerknął na kelnerkę, która właśnie przyniosła zamówienie dziewczyny. No nie do końca udało jej się go wkręcić, więc westchnął cicho i odchylił głowę do tyłu.
- Naprawdę? Czyli rozumiem, że to jakaś wasza... Telepatyczna więź, skoro wiedziała co Ci przynieść, a Ty nie zdążyłaś złożyć zamówienia.
Zauważył bystro, uświadamiając ją, że nie powinna tak pogrywać, bo on głupi nie był. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że próbowała go unikać i wcale się nie dziwił. Dla niego to też była dziwna, nowa sytuacja, bo przecież... Przyjaźnili się tylko, ale teraz nie miał wpływu na to co się stało, dlatego wydawało mu się, że to wszystko jest totalnie bezsensu.
- Ja czuję się świetnie, tak jak zwykle. Z Tobą chyba trochę gorzej. Daj spokój, Jos. Wiem o co Ci chodzi. Udawaj, że nic takiego nie było, albo, że to nie byłem ja, tylko ktoś inny. Nie musimy nikomu o tym mówić.
Naprostował. Dla niego to nie było nic szczególnego, albo raczej... Nie przykładał do tego pocałunku aż tak dużej uwagi, czego nie mógł powiedzieć o Josie. Nie chciał, żeby czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie, bo nie o to w tym wszystkim chodziło.
Obejrzał kartę menu, zastanawiając się co zamówić i postawił na jakąś przekąskę, bo później razem z kumplami mieli przecież zjeść porządny obiad, a skoro ich jeszcze nie było, mógł spędzić trochę czasu z Josie.

Josie Marrwick
ambitny krab
blueberry#4059
ODPOWIEDZ