30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Nawet gdyby wiedziała gdzie Fowler obecnie mieszka, Kayleigh i tak nie udałaby się do jego domu z własnej woli, na dodatek samotnie. Zbyt wiele historii słyszała na jego temat jeszcze w czasie pobytu w Europie — jak żałosne, że myśli teraz o własnym domu w kategoriach kontynentów, nawet nie państw — żeby podejmować tak niepotrzebne ryzyko; o handlu ludźmi, których z pewnością wiedział jak ogłuszyć i związać. Mimo całej swojej wybujałej pewności siebie tak naprawdę nie miała pojęcia jak mężczyzna zareaguje na jej zapewne niespodziewane pojawienie się.

[akapit]

Ona za to od zejścia na ten pierdolony, australijski ląd w Canberry kilkanaście miesięcy temu miała dostatecznie dużo czasu na obmyślenie strategii. Kilku nawet. Na zaplanowanie krok po kroku tego spotkania w najróżniejszych wariantach. Od miłego zaskoczenia Fowlera — duh — poprzez próbę przypomnienia sobie kim ona w ogóle jest, aż na usiłowaniu morderstwa na miejscu kończąc.

[akapit]

Przecież to fiasko w Wielkiej Brytanii to nawet nie była jej wina.

[akapit]

No dobrze, może trochę. Ale kogo to obchodziło? Bo jej z pewnością nie.

[akapit]

W każdym razie wreszcie dotarła do tego punktu w swoim wielkim australijskim śnie, w którym należało przyznać przed samą sobą, że już niedługo będzie potrzebować pomocy. Wszelkiej dostępnej, nawet jeśli pochodzącej od dość niespotykanych na tej stronie globu potencjalnych sojuszników. O ile tylko uda się jej dobrze rozegrać pierwsze spotkanie i zrobić na Fowlerze odpowiednie wrażenie — najlepiej mocne na tyle, żeby całkiem zapomniał skąd ją zna i z czym wiązało się ich ostatnie spotkanie na starym kontynencie.

[akapit]

Żeby zapomniał jak się ludzi knebluje i pakuje do bagażnika starego Mercedesa.

[akapit]

Dlatego właśnie planowała złapać go w tłocznym miejscu, gdzie nie da rady niepostrzeżenie zrobić jej krzywdy. Kluby odpadały — zbyt często ludzie znikali bez śladu po przekroczeniu progu mimo tłumów — ale restauracja była idealna. Choć ciężko byłoby powiedzieć, żeby Kayleigh wiązała się z byciem niezauważoną jakimkolwiek miejscu, kiedy w swoim czarnym futrze, spódnicy tak krótkiej że ledwie zasłaniającej pośladki, za to skórzanymi butami sięgającymi do połowy uda i z wyrazem bezgranicznej pogardy dla ludzkości weszła do lokalu. Spojrzeniem pełnym wyższości dla zebranych tu, z pewnością bogatych ludzi, potoczyła pobieżnie po twarzach, aż wreszcie znalazła tą jedną, której szukała.

[akapit]

Wtedy, wciąż jeszcze stojąc w progu restauracji tuż przy blacie kelnera, usta Kayleigh rozciągnął drapieżny, wyjątkowo bezczelny uśmiech.

[akapit]

Wiedziała, że też już ją zauważył i że dostanie od losu kolejne kilkanaście uderzeń serca na przyglądnięcie się jej, kiedy będzie szła w kierunku stolika. A ona zamierzała wykorzystać każdą jedną, pierdoloną sekundę z tego czasu.

[akapit]

Fowler — rzuciła, nie odrywając już spojrzenia od Zebediaha, po czym machnęła nonszalancko na kelnera zupełnie jak na upierdliwą muchę, kiedy chciał ją zaprowadzić do stołu opatrzonego tym nazwiskiem. Nie mogła pozwolić, żeby jakiś cienias kradł jej show, prawda?

[akapit]

Szła niespiesznie, nieprzesadnie kołysząc biodrami, z okrutną celowością — jakby ćwiczyła ten krok od urodzenia aż do tego momentu. Każdy jeden był wymierzony w ten sposób, żeby przy ostatnim miękko opaść na siedzenie naprzeciwko mężczyzny i ze spojrzeniem wciąż wbitym prosto, wręcz wyzywająco w jego oczy, nachylić się nad stolikiem do przodu w jego kierunku. Zupełnie, jakby w pomieszczeniu nie istniał nikt inny; jakby Zebediah stał się małym centrum jej wszechświata.

[akapit]

A więc chcesz się bawić? — wychrypiała w nawiązaniu do wysłanej mu wiadomości, uśmiechając się przy tym nawet szerzej.

[akapit]

Bez marnowania śliny na nudne powitania. Bez słowa wyjaśnienia; jeszcze nie nadszedł na nie odpowiedni czas. Musiała dać mu chwilę; dać chociaż cień szansy na zrozumienie co właśnie się stało.

Zebediah Fowler
ambitny krab
Kayleigh
yo — cm
about
1.
wygląd

O godzinie 22:36 Zebediah leżał oparty łopatkami o wezgłowie łóżka w swoim wynajętym apartamecie, mając przed sobą laptopa ze strzelanką oraz blond czuprynę Lucy, Leeny czy innej Layli. Zabijał cyfrowych przeciwników z zaangażowaniem dysocjacyjnego nastolatka – podobnym do tego, z którym rozprawił się pół godziny temu z blondynką, a w myślach już planował następne godzinki, choć plan był generalnie prosty – tak jak blondynka. Roztropnie zamienił dźwięk powiadomienia na samą wibrację i teraz przyjmujący smsa telefon tylko zadygotał na szafce.
- Fuck - oznajmił Zeb, dokończył poziom w gierce i sięgnął po aparat. Przeczytał.
- Whadda fuck?
Przeczytał jeszcze raz i pacnął palcem w pauzę na gierce. Głowa blondynki się poruszyła, ale Zeb nie okazał zainteresowania. Zamiast tego po prostu spod niej się wyślizgnął nie dbając o to czy się to Lisie spodoba czy nie. Stał i gapił się w wyświetlacz,coraz bardziej zbity z tropu, a w końcu niezadowolony. Nie było dobrym znakiem, że ktoś mu wysyła takie esy z nieznanego numeru. To niezadowolenie odbiło się na jego twarzy i wróżyło poważną refleksję.
- Coś się stało? - zapytała sennie Lara, czy inna Lily podnosząc się na łokciu, co Zeb zauważył kątem oka. - To chyba nic ważniejszego ode mnie, prawda? Chodź tu...
- Wypierdalaj – warknął tylko Zeb starając się dociec po jakimś message info, co to za jaja, ale nic nie wskórał.
- Co?
To pytanie Lindy Zeb zignorował, po prostu wziął lapka, ściągną gierkę do docka i zabrał się za wyszukiwanie podanej w smsie miejscówy.
W tym czasie blondynka wstała i najwyraźniej zamierzała wjechać mu w atencję więc posłał jej krótkie spojrzenie, rzucił - Won. - i pokazał niedbale drzwi.
Po kilku chwilach siedział sam i przeglądał w myślach skomplikowaną mapę swoich kontaktów, próbując ustalić źródło tej pieprzonej zaczepnej jak diabli wiadomości.

I nie wymyślił nic aż do dziewiątej wieczorem nazajutrz.
Ale nie dało się ukryć, że siedząc w Beach Restaurant przy całkiem intymnie wciśniętym pod jakąś araukarię stoliku Zebediah Fowler był już tak samo wkurzony, jak ciekaw. Zakładał przynajmniej tyle, że nie wparują mu tu jacyś agenci, nie planował się wystawiać na przynętę z jednego żałosnego esemeska. Siedział wygodnie oparty, z jedną ręką na blacie wielką dłonią gładząc krawędź lampki z idiotycznie drogim gewürtztraminerem, drugą ręką w kieszeni spodni obracając fiolkę z niekoniecznie korzystną dla układu nerwowego zawartością. Ale w jednej chwili obie dłonie znieruchomiały, gdy podniósł wzrok w rekacji na sunące ku niemu tornado rudych kudłów. Nie zmienił pozycji, ale w nieco szerzej otwartych teraz oczach miał jedno wielkie niedowierzanie: Ona? Poważnie – ona? "Ona" ona? Najwyraźniej. Właśnie kroczyła tym swoim zwycięskim krokiem przyćpanej modelki, a on nie zdążył się pohamować przed próbą dojrzenia, gdzie kończy się jej miniówka (wyglądało na to, że kończyła się mniej więcej tam, gdzie się zaczynała) oraz co w takim razie ma pod tym kretyńskim (jak na klimat Down Under) futrem. Ma tam coś w ogóle? Więc wyszło na to że wbrew swej woli pozostania gburowatym skurwysynem przyprowadził ją wzrokiem aż do stolika. Ją, tę całą...
- Donovan.
Westchnienie i pokręcenie głową w najwyższej dezaprobacie to było wszystko, co miała dostać w ramach kurtuazji. Plus spojrzenie, którym bez żenady planował się wedrzeć między poły jej wierzchniego okrycia gdy się nachyliła nad stolikiem. Spojrzenie, które musiał podnieść, żeby odbić jej wyzywający, i przeze to kpiący wzrok. Co za bezczelna suka...
Podniósł powoli kieliszek zamoczył usta i odstawił. Czy chce się zabawić?
- Jasne - odparł, starając się nadać nonszalanckiej obojętności swojemu tonowi. Pewne jak śmierć i podatki, że nie pojawiła się w Australii, na zadupiu na końcu świata, żeby się z nim napić pieprzonego gewürtztraminera. Tym bardziej, że na stole stał tylko jeden kieliszek. Po co więc przylazła? Na pewno kuma ryzyko. Nie ma dwóch zdań, że jest przekonana że ma w rękawie jakąś kartę. Czy to jest as, to się okaże. - Jeśli chcesz zrobić na mnie wrażenie przyjeżdżając aż tutaj żeby mi dostarczyć zabawy to jesteś na początku trasy. Nic nie będziesz pić? - rzucił Zeb zerkając na salę w poszukiwaniu kelnera. Coś powinna pić, chyba że chciała wyglądać na doktorantkę probującą wydębić od recenzenta lepszą recenzję, albo na kogoś kogo przygnało tu coś ważniejszego niż sączenie trunków wśród nieszczerych uśmieszków i pretensjonalnego poprawiania rudych kudłów, których konkretny chwyt dłoń Zebediah chętnie zamieniłaby za fiolkę w kieszeni. Ale to potem - bo teraz postanowił być dobrym daddy i jej pomóc:
- Skąd masz mój numer - zapytał zamieniając kpiące zdumienie na lodowate skupienie.

@Kayleigh Donovan
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Czasem wydawało jej się, że mężczyźni mają jakąś tajemną broń, uwarunkowaną genetycznie przewagę przekazywaną z pokolenia na pokolenie wraz z chromosomem Y. Że posiadają coś, co pozwala im panoszyć się na tym świecie zupełnie jakby był w ich władaniu — że naprawdę w czymś są lepsi od kobiet. Tak postrzegała na ojca, tak samo widziała braci, dorastając w społeczności nasączonej patriarchatem i kultem męskości. Stawianie ich na piedestale i pozostawanie wiernie w cieniu ich rozbuchanego ego było przecież podstawową, do bólu schematyczności utartą rolą kobiety w przestępczym świecie; a może nie tylko w nim?

[akapit]

A później, stając twarzą w twarz z mężczyzną, Kayleigh z satysfakcją rozlewającą się niczym miód na podniebieniu zdawała sobie sprawę, że to wszystko gówno prawda. Nie mieli niczego poza brutalną siłą – ani jednej komórki w mózgu zdolnej powstrzymać ich przed ślinieniem się na widok laski w sukience z głębszym dekoltem. Do bólu nieskomplikowani i podatni manipulacji, kiedy tylko przedarło się przez wierzchnie warstwy oddzielające ich od świata.

[akapit]

Może nie wszyscy.

[akapit]

Ale z pewnością ten tu przed nią.

[akapit]

Wyczuwała napięcie, nawet irytację Fowlera w każdym jego słowie i w spojrzeniu, kiedy tak rozglądał się po restauracji w pożal się Boże poszukiwaniu kelnera.

[akapit]

Nie jestem pewna czy odważne założenie, że miałabym przyjechać na ten wypizdów dla twojej rozrywki jest bardziej rozczulające czy śmieszne — odpowiedziała, jednocześnie odchylając się powoli do tyłu, aż w końcu łopatkami natrafiła na oparcie krzesła. Rozparła się na nim wygodnie i wyciągnęła nogi pod stołem przed siebie, ale nie oderwała spojrzenia od jego twarzy nawet na sekundę. W kącikach jej ust wciąż tańczył ten sam, lekko ironiczny, z pewnością wyzywający uśmieszek, który był niemą, ale wyraźną wskazówką co do uczucia, do którego się skłaniała. — A wrażenie już zrobiłam — dodała i zmrużyła oczy. Cóż za żałosne, wielkopanieńskie założenie; kolejne z jego strony. — W innym wypadku siedziałabym teraz przy stoliku sama.

[akapit]

Jak do tej pory Fowler poza groźnymi minami nie wyraził żadnej chęci mordu. W ten sposób Kayleigh założyła, że pierwszy sukces jest za nią; jak sam to ujął, początek trasy został pokonany. A teraz już tylko pierdolona autostrada do zwycięstwa.

[akapit]

Wodę — odparła swobodnie na pytanie o alkohol, nie czując potrzeby tłumaczenia się Fowlerowi z takiej decyzji; jeśli więc czekał na jakieś rozwinięcie tematu, musiał się zawieść.

[akapit]

Pytanie o numer zignorowała kompletnie. Nie zamierzała sprzedawać Fowlerowi ani swoich ścieżek informacyjnych, ani metod docierania do ludzi, którzy nie chcą być odnalezieni.

[akapit]

Wiesz, przez cały ten czas — podjęła, tylko pozornie bez związku z tematem, nonszalancko wręcz zwracając uwagę na tą drobną przewagę w postaci świadomości o jego obecności w mieście; sądząc po jego zaskoczeniu, on nie słyszał o niej niczego i nie potrafiła odmówić sobie tej przyjemności — najbardziej zastanawiało mnie to jedno; co Zebediah Fowler, taki światowy człowiek z dobrą renomą w naszych kręgach robi nie tylko w Australii — to słowo niemal wypluła z obrzydzeniem — ale na dodatek w jakiejś jebanej dziurze na wybrzeżu, gdzie gosposie konkurują o miano najlepszych babeczek wypiekanych na osiedlu w niedzielę po kościele, a dorośli mężczyźni chodzą w sweterkach w serek. Przecież ty tutaj nie pasujesz. — Rozłożyła ręce na boki geście kompletnego niezrozumienia i pokręciła wolno głową. Ale nie dała sobie wejść w słowo i natychmiast kontynuowała: — A później rozejrzałam się i zrozumiałam. Ci sami do bólu nudni faceci nocą przychodzą ruchać dziwki w Shadow albo w kwasie szukać odskoczni od swojego żałosnego życia. Te same kury domowe potrzebują morfiny na uspokojenie, kiedy napalony sąsiad pójdzie wreszcie do siebie po zostawieniu swoich płynów ustrojowych między ich nogami i traum w głowach dzieci wcale jeszcze nie śpiących w swoich łóżkach na piętrze. Ci sami gówniarze sięgają po amfę, żeby sobie jakoś poradzić z rzeczywistością — urwała i uśmiechnęła się szerzej. Jej błyszczące z ekscytacji oczy nie pasowały do słów, które opuszczały krwiście czerwone usta. — Miasto jak miasto. Nieważne jak malownicze na pocztówkach, zamieszkujący je ludzie to tylko banda zwykłych skurwieli. A w takich miejscach nie dość, że interes kwitnie, to jeszcze są ładne widoki i ciepły ocean z rafą koralową. Nieprawdaż?

[akapit]

Nie mówiła głośno — nie musiała, bo stolik był irytująco niewielki i dzieląca ich przestrzeń ponad nim też nieszczególnie duża — a jego usytuowanie na uboczu zostawiało jakieś pole do względnie prywatnej rozmowy, która nie powinna sięgnąć uszu osób siedzących nieopodal.

Zebediah Fowler
ambitny krab
Kayleigh
yo — cm
about
Czasem wydawało mu się, że kobiety mają jakąś tajemną broń, uwarunkowaną genetycznie przewagę przekazywaną z pokolenia na pokolenie wraz z chromosomem X. Że posiadają coś, co pozwala im wobec dominacji mężczyzn w świecie przeczekać ten ich samczy pałerek, bezbłędnie grać rolę słabszej płci żeby uśpić ich czujność, a jednocześnie swoimi kobiecymi metodami przejmować stery które mężczyznom wydaje się że trzymają. Zresztą razem z mężczyznami. Że potrafią owładnąć duszami i że na koniec dnia, kiedy ululani poczuciem siły mężczyźni idą słodko spać, one gdzieś tam po ciemku piszą całą pieprzoną historię. Takie coś wyczuwał w swojej pierwszej żonie i nauczony tą obserwacją takie coś wyczuwał w zasadzie w każdej kobiecie, z którą się spotykał, przy czym najczęściej były to kobiety, które sam wybierał poniekąd właśnie dlatego: że miały to coś, że chciały wepchnąć mu się przed kierownicę, że dobrze wiedziały, jaką posiadają władzę. Pozwalał im na tę władzę na pewnym etapie, bo podniecało go to, jak chętnie i szczerze okazują się sukami, żeby móc to osiągnąć.
A potem – siedząc twarzą w twarz z taką Kayleigh Zeb widział, jak ładnie im to wychodzi. Zresztą uważał, że białe kobiety mają w sobie, choćby w swojej urodzie, naturalnie genetycznie więcej tej suki. Taka Kayleigh na przykład. Ubrała się jak nie "ostatnia dziwka", co raczej jak Pierwsza Dziwka, przecież ta spódniczka szersza niż dłuższa była po to, żeby na przykład on (nie no, nie "na przykład", tylko raczej właśnie on) myślał teraz, czy ona tam ma majtki, ten futro-płaszczyk miał się rozchylać na piersiach akurat na tyle, by jego, właśnie jego dekoncentrować zmuszając do tęsknego wyczekiwania na chwilę, gdy jakiś jej ruch spowoduje nieopatrzne (ups!...) rozchylenie się futerka na boki. Że ta jej mina to jest esencja bezczelności, i ona o tym wie bardzo dobrze, i że jej plan jest taki że jemu opada garda, a podnosi się coś innego, ekhem, i że wszystko to razem to jest właśnie ten w przypadku tej całej Donovan naturalny instynkt przetrwania. I zaśmiał się na to wszystko. Najpierw w duchu a potem, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem, na głos. One myślą, i najczęściej słusznie, że to musi działać. No bo ej, jak taka Kayleigh Donovan może "nie działać" na faceta, nie? Powinna robić wodę z mózgu każdemu, i każdy by za tym polazł jak pies za suką, prawda?
Może każdy. Ale nie on.

Zebediah H. V. Fowler był czujnym wyrachowanym skurwysynem. Fakt, lubił się zabawić, najdelikatniej mówiąc. I fakt, chętnie by zrobił pauzę tym ludziom tu na około, ściągnął tę irlandzką zdzirę za włosy z krzesła i nie patrząc, czy sobie radzi w tych jednoznacznym butach ze stawianiem kroków, zawlókł w jakąś ciemną bramę, a może lepiej do swojego mieszkania, i tam zrobił takie małe sympatyczne rendez-vous w formie przesłuchania. Dowiedziałby się w mig wszystkiego w sprawie posiadania lub nie posiadania przez nią czegoś pod tą mini, albo pod tym futerkiem bezsensownym w środku australijskich upałów, albo w sprawie całego jej pojawienia się tutaj, które wyglądało mu na pojawienie się "dla niego". To ona go znalazła i to w sposób którego nie chce zdradzić, a więc tego już się jakby dowiedział, bo ciężko było zakładać, że tego smsa napisała na randomowy numer.
Na szczęście dla niego, była tak samo wyszczekana, jak ją zapamiętał, i jego ironiczne słowa wzięła na tyle do siebie, że teraz zrobiła z nich ripostę. Rozczulające czy śmieszne było to, że uznała je za coś, co należy przyatakować, podczas gdy i tak było dla niego pewne, że umówiła się z nim z konkretnego powodu. A nawet to, że raczej była w jakiejś srogiej potrzebie, jeśli chciała ryzykować spotkanie akurat z nim, i to na takim zadupiu, na które raczej nie przyjechałaby przecież dobrowolnie nawet na wakacje.
Ale to wszystko tak czy siak była gra. Więc Zeb postanowił się rozerwać – i zagrać. Na to, na co miał ochotę, przyjdzie jeszcze czas.
- Oczywiście że zrobiłaś wrażenie. Pytanie czy korzystne – powiedział tym swoim przydymionym przesterowanym niskim barytonem, upijając łyczek wina i pozwalając jej mówić.
A ona mówiła - i mówiła... i mówiła.
I mówiła.
W połowie zdjął z niej spojrzenie i zainteresował się nadrukiem na serwetce. Przed ostatnią ćwiartką przeniósł atencję na dziewczynę siedzącą dwa stoliki dalej po skosie, miała niewyobrażalne nogi i szkoda byłoby ich nie liznąć spojrzeniem. Na koniec spojrzał łaskawie znów na Kay.
- Strasznie dużo słów - westchnął jak człowiek który musi tolerować męczące okoliczności. - Chodziło ci o... co kurwa konkretnie? Że tu nie pasuję, tak? I wnioski masz takie, że w takim razie nie jestem tu dla przyjemności, tylko dla interesu - nagle przeniósł ciężar do przodu, oparł się o stolik i bez oporów błyskawicznym ruchem chwycił w kciuk i palec wskazujący jej podbródek, lekko sobie obracając jej głowę. Cóż, stolik był irytująco niewielki i dzieląca ich przestrzeń ponad nim też nieszczególnie duża — a jego usytuowanie na uboczu zostawiało jakieś pole do względnie prywatnej rozmowy, która nie powinna sięgnąć uszu osób siedzących nieopodal, jak również do takich właśnie zachowań, które dla Kayleigh pewnie nie były wcale obcesowe, w końcu jej uśmieszek i cała osoba mówiła teraz, że jest w trybie "suka przejmuje stery, bo ma tajne kody". Ta, niezłe. - Czy mam rozumieć, że interesują cię moje interesy? tak? Chcesz o nich posłuchać? Tutaj czy w lepszym miejscu?
Puścił jej podbródek i odgiął się na oparcie, czyli na bezpieczną odległość (cholera wie, czy ta bicz go zaraz nie ugryzie w nos, albo coś!) i teraz patrzył na nią poważnie, bardzo poważnie, jakby chciał jej wywiercić dziurkę w czole, ale jednocześnie spokojnie, jakby wiercenie dziurek miało być obopólną przyjemnością.
- Normalnie powiedziałbym że dziewczyny ubierają się i zachowują tak jak ty teraz, kiedy czegoś bardzo potrzebują. W twoim przypadku jest trudniej, bo ubierasz się tak i zachowujesz chyba zawsze... - udał zadumę nad tymi wiekopomnymi słowami - Ale zagrajmy w twoją grę. Spierdoliłaś mi biznes wtedy w Europie. Spierdoliłaś go nawet chyba nie w ramach strategii, tylko raczej głupoty, ale okej, byłaś młodsza - uniósł dłoń i zrobił minę która mogłaby wybaczać, choć pod pewnymi warunkami - a ja policzyłem ile przez ciebie straciłem i wiesz co, Donovan? Kurwa mać? Jesteś mi winna jakieś trzy bańki euro. Sama sobie to przelicz na aussie-dolce albo roboczogodziny, pewnie będzie ci łatwiej. Więc jeśli łapiesz mnie na telefonie, to albo chcesz przeżyć coś, czego możesz nie przeżyć, albo masz coś dla mnie – na koniec wycelował w nią palec, choć wolałby nadać mu nieco inne, głębsze cele. - Więc skoro już marnujesz mój czas i wywalasz giry pod stołem, to słucham. Masz trzydzieści sekund. I nie marnuj ich na pierdolenie o sweterkach w serek, błagam cię. Na pierdolenie jest czas zupełnie inny.
I wątpliwe, żeby sama tego nie wiedziała.
- Chyba że chcesz zacząć właśnie od tego i w ten sposób dotrzeć do sedna - rzucił z kpiącym uśmiechem, ale zerkając na nią bacznie. Był za stary i w swoim mniemaniu za fajny, żeby chciało mu się ukrywać, jak chętnie przeniósłby się z nią do siebie na jakieś bardziej rzeczowe, podrasowane paroma kreskami negocjacje. - O ile masz coś do powiedzenia poza przemądrzałymi bzdetami i coś do pokazania poza... - opisał ją luźnym gestem z kiści - No, wiadomo.

Kayleigh Donovan
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Oczywiście, że korzystne.

[akapit]

Chociaż nie odpowiedziała na głos, uśmiechnęła się tylko krzywo na dźwięk jego słów. Gdyby nie było korzystne, cóż... On już by tutaj przed nią nie siedział z tą swoją śmiesznie zirytowaną miną przesadnego męczennika, a ona dawno byłaby na stacji żeby kupić bilet pociągowy na zadupie po drugiej stronie Australii albo tankowała Kawasaki do pełna żeby odjechać chociaż do najbliższego miasta bez względu na niekoniecznie sprzyjającą o tej porze roku pogodę.

[akapit]

Prychnęła za to otwarcie, kiedy mruknął coś pod nosem jak obrażone dziecko. Dużo słów? Cóż, nigdy nie uważała go za idiotę, który z trudem może przetrawić więcej niż jedno pełne zdanie wypowiedziane w odpowiednim szyku, ale może powinna zmienić swoje nastawienie. Ostatecznie wcale go tak dobrze nie znała, jeśli nie liczyć dużej ilości opowieści o jego wyczynach w całej Europie. Więc może słowa — raptem kilka szybkich zdań składających się w całkiem zgrabną w jej opinii całość — naprawdę go tak niewiarygodnie męczyły.

[akapit]

Widać czyny działały na Fowlera lepiej.

[akapit]

Nie miała czasu zastanowić się dłużej nad tym prostym wnioskiem, bo właśnie wtedy mężczyzna niespodziewanie przechylił się również w jej stronę ponad stolikiem. Kątem oka dojrzała ruch ręki, ale nawet jeśli Kayleigh w jakiś sposób tego ruchu wyczekiwała, okazała się nie dość przygotowana kiedy wreszcie nadszedł. Poddała się jego sile, kiedy przekrzywił jej głowę; to było nawet podniecające. Poza tym drobnym płomyczkiem ekscytacji, ledwie przelotną myślą nie do końca zależną od niej, Fowler wkurwił ją tym okrutnie. Potraktował ją jak pierwszą lepszą cizię, którą może dotykać jak chce i kiedy chce — a na to Kayleigh nigdy nie zamierzała się godzić. Ani robić żadnych wyjątków, niezależnie od pozycji i płci, niezależnie od przeszłości i możliwej przyszłości. Najwyraźniej jej mina wiele mu powiedziała na temat takiego zachowania, bo szybko się opamiętał i ją puścił — zanim zdążyła wyrazić swoje niezadowolenie. Powstrzymała swoje szalone zapędy.

[akapit]

A co, mylę się? Jesteś tutaj na pierdolonych wakacjach na wsi? — zapytała, wbijając w niego ostre spojrzenie. Jego pytanie o miejsce rozmowy taktownie zignorowała; gdyby się odezwała, najpewniej nie mogłaby ręczyć za słowa, które opuściłyby jej usta. Wypowiedziane jak zwykle zbyt szybko i pod wpływem impulsu.

[akapit]

Później Fowler spoważniał, a na słowa o trzydziestu sekundach i ilości pieniędzy, które RZEKOMO mu wisiała nawet poczuła coś na kształt dreszczu spływającego wzdłuż kręgosłupa i to wcale nie z tych przyjemnych. Najpewniej był to sygnał, że należy zacząć zachowywać się grzecznie. A Kayleigh uśmiechnęła się wyjątkowo wrednie.

[akapit]

Strasznie dużo słów, Fowler — prychnęła, małpując bezczelnie jego własne słowa. Jak na wcześniejszą irytację, sam się wyjątkowo dużo produkował, więc postanowiła spróbować inaczej. Miała nadzieję, że mężczyzna siedzi w typowy dla samców alfa sposób, czyli z szeroko rozstawionymi pod lichym stolikiem kolanami. Pierwsze pięć z odliczonych łaskawie trzydziestu sekund Kayleigh poświęciła więc na czyny; żeby sprawdzić, czy przemówią do niego dosadniej. Wycelowała na oko, nie zerkając w dół i nie dając żadnej podpowiedzi co do tego, co zamierza zrobić. Ostatecznie podeszwa jej szpilki oparła się o jego krocze płaską częścią pod śródstopiem. Nacisnęła nieco mocniej, kiedy jej usta opuszczało proste pytanie: — Podobają ci się moje nogi?

[akapit]

Uśmiech na jej twarzy nie był już wcale kpiący, a pytanie przez chwilę wisiało w powietrzu. Przecież widziała doskonale, że najbardziej chciałby ją przelecieć i po wszystkim zostawić gdzieś w otchłani pamięci razem z fajnym numerkiem. Zbyt jasno wyrażał to wprost w słowach. Zbyt dobrze znała te męskie spojrzenia — skoro ubrała krótką sukienkę, znaczyło że jest łatwa i zrobiła to specjalnie dla niego. Znała też miny tych samych facetów, którzy odchodzili z niczym.

[akapit]

Miała ochotę cofnąć nogę, ale zbyt kręciło ją ewentualne ryzyko; zminimalizowane, bo przecież wszędzie dookoła byli tu ludzie.

[akapit]

Bardzo mnie ciekawi w jaki sposób sobie to tak sprytnie wyliczyłeś — zaczęła, nie czekając na odpowiedź. Ta zdawała się jej być więcej niż oczywista, naturalnie twierdząca. — Opierając się, kurwa, na czym? Federalni ci podali te twoje straty? — warknęła, ale nie zamierzała za bardzo zagłębiać się w ten temat. Być może faktycznie popełniła wtedy błąd, ale wina nie leżała po jej stronie i nie zamierzała się do tego przyznawać. A teraz, cóż, skoro tu był, Fowler mógłby jej bardzo pomóc w niejednej sprawie. Pomóc wyrwać się z tego zadupia i wrócić do prawdziwych interesów. Dlatego lekko obracając stopę w prawo na materiale jego jeansów, dodała: — W każdym razie przynajmniej w jednym się nie mylisz: mam coś dla ciebie. Właściwie to mam dla ciebie bardzo dużo ciekawych rzeczy, Fowler. Możesz zjeżdżać po białych łąkach do końca życia, osobiście zaręczam za jakość. Możesz złapać wyjątkowo korzystny kontrakt w Tajlandii, bo tak się składa, że poznałam w Sydney kilku ludzi gotowych porządnie zapłacić za twój... towar. — Nie skrzywiła się ani na sekundę, wypowiadając ostatnie słowo. Nawet jeśli gardziła handlem ludźmi; handlem dziewczynkami sprzedawanymi starym zboczeńcom bogowie raczą wiedzieć po co. Ale teraz — i zawsze — jej życie oraz jej kariera były ważniejsze niż cokolwiek innego na świecie, nieważne za jaką cenę niewinnych ludzi. Przecież to nie ona przyczyniała się do ich losu; pośredniczyła tylko w przekazie danych, ręce miała czyste. Prawie, kurwa, prawie. — A może nawet więcej niż to? — dodała, zawieszając sugestywnie głos i pozostawiając dla wyobraźni Fowlera co też jeszcze Kayleigh ma do zaoferowania.

[akapit]

Musiał się domyślać, że przyjemnie się z nią gra.

Zebediah Fowler
ambitny krab
Kayleigh
yo — cm
about
Jeśli Kayleigh miała o Zebie wrażenie że jest mistrzem szachowym i że pisze przemowy kolejnym prezydentom USA, to cóż, musiała się liczyć z zawodem. Był sprawnym na swojej planszy graczem, to fakt, ale sprawny oznacza że był bezwzględnym i sprytnym draniem, a nie mrhocznym władcą dusz i umysłów. Zresztą nie udawajmy że Kay sięgała po swoje cele w jakiś zdumiewająco niebywały sposób - to akurat dowiodła jej podeszwa wciskana w jego krocze pod stołem. Zeb powstrzymał się przed najprostszą reakcją ale mięśnie żuchwy mu się naprężyły i zacisnął usta a w oczach miał raczej dość pospolitego wkurwa.
Chyba oboje w tego typu sytuacjach gadali chętnie - może miało to przykryć „w sferze publicznej” czyny które zaczynały wyłazić z nich na wierzch - ale Zeb puszczał mimo uszu zarówno jej ripostę o wielu słowach jak i pytanie o nogi. Na to pytanie potrafił sobie odpowiedzieć sam, nie planował na razie dawać jej tej satysfakcji że owszem, cholernie. I nie tylko nogi ale i wyobrażenie które uruchomiła tym pytaniem. Wkurzył się wtedy dodatkowo bo wyczuł że zachodząc go z tej strony Kay może rzeczywiście łatwo zacząć uzyskiwać lekką przewagę. Oj, nie mógł jej na to pozwolić.
- Wreszcie przechodzisz do konkretów, Kay… co prawda z trudem, ale zawsze - odparł cicho gdy skończyła paplać. Ambicje żeby nie pokazać po sobie że najpierw chciałby „załatwić” jedną konkretną sprawę (czy była nią sama Donovan?) i to niekoniecznie tutaj, a potem gadać o interesach, te ambicje dodatkowo go wkurzały. - Nie martw się - zakładam że blefujesz z tym towarem w Tajlandii, nie za bardzo masz skąd wiedzieć o moich interesach ale doceniam rozpoznanie bojem - pokiwał głową i wbił jej w oczy swoje spojrzenie jak jakieś zatrute ostrze, potrzymał i jeszcze pokręcił na boki. - Jeśli naprawdę uważasz że masz coś, co mnie nakłoni do marnowania z tobą czasu, to wyskakuj z tego. Tutaj - albo w lepszym miejscu. Na razie przede wszystkim mnie wkurwiasz ale nie sądź że w ten sposób przejmiesz jakąś kontrolę, maleńka.
Oderwał spojrzenie, skinął na kelnera żeby przyniósł rachunek i wrócił do Kay. - I albo zabierasz ten swój zajebisty bucik z mojej gaśnicy, albo dociskasz i bierzesz na siebie konsekwencje.
Nie zmieniając pozycji na krześle pochylił się znów nad stolikiem i wyciągnął dłoń. I może nieoczekiwanie pogładził Kay po boku twarzy, ale na koniec zjechał palcami do jej ust, kciukiem zahaczył za dolną wargę i odgiął ją mocno w dół.
- Hm? Czy może mam to z ciebie jakoś szczególnie wyciągać? Bo strój eskortki i agresywne próby zwrócenia na siebie mojej uwagi nie uratują ci dupska jak przyjdzie co do czego. Ale jeśli ty masz coś dla mnie to powiem ci jedno - wcisnął kciukiem jej wargę i nagle puścił, na koniec poklepując dwa razy po policzku: - Wtedy i ja coś mogę mieć dla ciebie. Jedną niezłą okazję - odgiął się na oparcie żeby wyjąć z kieszeni kartę i przytknąć ją do czytnika podanego przez kelnera - „a może nawet więcej niż to”… - dodał jej słowami, szykując się do powstania. - Jeśli traktujesz siebie tak samo ryzykownie jak poważnie Kay, to znam dobre miejsce. I nawet mogę cię tam teraz podwieźć. - wstał i tylko raz za nią zerknął - Dajesz dupy? Czy dorzucasz do puli? - i ruszył do wyjścia ale w takim tempie żeby mogła pójść za nim bez wyrzutów, że kazał jej go gonić. Jeszcze potraktuje jej dumę tak jak na to zasługuje, nie musiał jej tego robić akurat tutaj.

Kayleigh Donovan
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Przewróciła teatralnie oczami. I poza tym jednym, wymownym gestem kompletnie zignorowała jego samcze popisy władczości i wyższości którym dawał wyraz wyłącznie w słowach oraz całą resztę rzucanych gróźb bez pokrycia. Póki co tylko gadał, gadał i jeszcze raz gadał, a jedynie ona z ich dwójki przechodziła tutaj do czynów. Nie była na tyle odważna, żeby blefować w tak istotnej sprawie jak interesy z Fowlerem, ale nie skomentowała jego słów — na konkrety z pewnością będzie jeszcze czas. Zaczynała się już nawet po cichu zastanawiać, czy Fowler przypadkiem nie zdziadział do reszty na tym zadupiu, kiedy mężczyzna wreszcie zaczął zachowywać się jakby miał w głowie miejsce na coś więcej niż niezbyt skrywana chęć na szybki numerek i ograniczanie się do gapienia na jej cycki.

[akapit]

Z gaśnicy? — powtórzyła, cedząc sylaby i uniosła obie brwi w bardzo wymownym wyrazie. Ile on miał lat, piętnaście? Mimo tej myśli odbijającej się w czaszce, Kayleigh posłusznie cofnęła stopę i ponownie skrzyżowała nogi pod stolikiem, nie spuszczając z mężczyzny czujnego spojrzenia.

[akapit]

Jednak nie nogi. Miał coś do jej pierdolonej twarzy, bo wciąż jej dotykał i zaczynał jej tym mocno grać na nerwach. Odchyliła się gwałtownie do tyłu na krześle, nie dając mu więcej szansy na pchanie łap tam, gdzie nie powinno ich być. Jeśli oceniał ją po stroju i zachowaniu, straciła tylko czas na próbę kontaktu z nim.

[akapit]

Kurewsko dużo czasu.

[akapit]

W milczeniu przyglądała się mężczyźnie kiedy płacił, jednocześnie rozważając wszystkie za i przeciw. Właściwie miała ochotę tylko odwrócić się i wyjść, zapomnieć o tym bezowocnym spotkaniu... Ale ostatecznie zwyciężyła jej chorobliwa ciekawość, która zapewne pchnie ją kiedyś wprost do zimnego, płytkiego grobu.

[akapit]

Podbijam — mruknęła właściwie już sama do siebie kiedy Fowler się oddalił, jednocześnie na moment zawieszając spojrzenie na kelnerze, który nie zdążył się jeszcze zmyć.

[akapit]

Czasem zdarzało jej się grać w pokera, chociaż nigdy nie była w nim zbyt dobra; wymagał opanowania, a z tym słabo sobie radziła. Właśnie z taką myślą i tajemniczym uśmiechem na ustach podniosła się od stołu i ruszyła niespiesznie w ślad za Fowlerem, nie starając się go dogonić ani nie patrząc na jego plecy.

[akapit]

Zupełnie jakby nie opuszczała tej restauracji w jego towarzystwie.

/zt (?)

Zebediah Fowler
ambitny krab
Kayleigh
yo — cm
about
Wtedy też taka była - chyba, bo Zeb nie pamiętał wszystkiego, ale to jedno zapamiętał dobrze, ten jej cholerny seksapil którym szafowała jakby nie rozumiała że nie musi. A może rozumiała, a ta jej kontrolowana wulgarność tylko miała tu być jakby przyprawą? Wiadomo że dziewczyna która chce grać w takie gry w jakie grywał Zeb i ludzie ze środowiska w którym miała (nie)szczęście wzrastać i się obracać, musi być sukowata jakby z założenia. Cóż, jej to wychodziło tak naturalnie a jednocześnie bawiła się tą cechą z taką swobodą że nie mogło to nie przyciągnąć uwagi Zeba. A w zasadzie to zaczynało go to interesować conajmniej tak samo bardzo jak problem teoretycznie ważniejszy.
Kay dobrze wiedziała co robi, nawet jeśli nie do końca wyczuwała na ile - teoretycznie - może sobie pozwolić. Zeb nie ustąpiłby, nawet gdyby nacisnęła podeszwą jego krocze pod stołem dwa razy mocniej ale na pewno by to zapamiętał. Jednak Kayleigh cofnęła stopę co Zeb odruchowo uznał za małe ale miłe zwycięstwo, kolejne do jego kolekcji w jego zadufanym rozumowaniu. Inna rzecz że chętnie by zajrzał jak szczeniak pod ten stół - a tak mógł patrzeć na nią, na jej bezczelną twarz i tylko sobie wyobrażać miejsca powyżej końca tych butów sięgających gdzieś ponad połowę uda. Ale cofnęła nie tylko nogę - jego dłoń została w powietrzu gdy dziewczyna umknęła twarzą i to już mu się nie podobało. A w zasadzie podobało ale, inaczej. W sposób który wymagał przeskoczenia w tej ich szybkiej grze na kolejną planszę.
Potaknął krótko na jej słowo, jakby chciał w niej wzbudzić wątpliwości czy aby na pewno ona ma dość w kartach żeby podbijać, ale nawet gdyby nie miała…
Ale to jej „podbijam” miało też drugie dno choć mogła o tym nie wiedzieć bo Zeb, faktycznie miał na ten wieczór pewną koncepcję. Choć w zasadzie więcej w tym było instynktu niż pomyślunku. Instynkt zaś podpowiadał Zebowi zasadniczo jedno, i robił to, coraz bardziej natarczywiej. Przestawał go aż tak martwić co też ta wścibska baba może o nim wiedzieć, nawet ten interes, którym chciała do niego pogrywać mógł jego zdaniem poczekać. Natomiast nie za bardzo mogło czekać coś innego. Kilka metrów od samochodu odwrócił się o 180 stopni - trochę po to żeby ją sobie obejrzeć od przodu. Trzeba przyznać że ta suka potrafiła zadbać o to żeby strój jasno mówił wszem i wobec jakie są jej atuty. I Zebowi coraz mniej chciało się udawać że gonie interesują.
Spojrzał na nią, celując najpierw w miejsce gdzie rozchylane w szybkim kroku poły jej dziwnego futerka mogły ukazać długość (czy raczej brak długości) spódniczki, potem wślizgnął się wzrokiem w górę żeby zobaczyć co ma pod nim, a potem nagle złapał ją drugą dłonią za rękę albo to co tam się dało chwycić, zakręcił nią tak że zahamowała plecami na burcie samochodu, a sam oparł się rękami po obu jej bokach o krawędź dachu i zawisł nad jej twarzą. - Koniec kręcenia, Kay. To jest chwila w której ja się dowiaduję po co mnie znalazłaś. Jeśli powodów jest więcej niż jeden, możesz śmiało odpalić wszystkie naraz, nie mam dwóch godzin na myślenie czy zareagować dopiero w domu czy już tutaj. Zbliżył twarz do jej, nie bez przyjemności wchłaniając jej zapach. I nie chodziło mu nawet o perfumy czy szampon / odżywkę czy inne kosmetyki. Ciągnęło go niżej i niżej, a w zasadzie szczerze mówiąc - głębiej. Jedyny powód dla którego dawał sobie (i jej) jeszcze kilka sekund to to, że gdyby ona go teraz chciała jakoś wymanewrować, to - pominąwszy jakie się z tym wiązało ryzyko i czy je rozumiała - Zeb uznałby to za rozgrywanie go. A na to nie pozwoli, nawet jeśli w Kayleigh drugim co cenił była jej zbytnia śmiałość i całe to jej mocne hop do przodu.
- Chcesz robić ze mną interesy? - dorzucił jeszcze po czym capnął za poły jej futerka i odciągnął na zewnątrz. I - pomacał ich wnętrze, być może w poszukiwaniu jej broni czy innych szczegółów które wolał poznać teraz. Chuć chucią, suczość Kayleigh suczością, ale cholera wie czy na przykład nie pracowała teraz dla policji? Aż się ciepło robiło na myśl o tym, gdzie mogłaby dać sobie wetknąć pluskwę podsłuchu… Zresztą zależnie od tego co znalazł - po tym sprawdzeniu z zaskoczenia dłonie miał wolne, prawda? I mógl z nimi zrobić co chciał o ile, nie wpłynęło na nie to, co znalazł lub nie znalazł, zobaczył czy nie zobaczył.

Kayleigh Donovan
ODPOWIEDZ