24 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Czasami każdemu się wydaje, że wszyscy ludzie to jakieś wybrakowane urządzenia. Ten moment w zależności od sytuacji nazywa się oświeceniem lub załamaniem nerwowym.
- 1 -

Wymawiając się wszechobecnym skwarem, do pracy przyszła wcześniej. Żałowała, że zamiast samochodu z klimatyzacją, wybrała przejażdżkę rowerem. Krótki podkoszulek, choć sięgał jej wysoko ponad pępek, lepił się teraz do jej ciała. Wygrzebanie kluczy do restauracji z wypchanego po brzegi, niewielkiego plecaka, graniczyło z cudem. Dłonią lawirowała pomiędzy starymi paragonami, gumami do żucia, które kupiła pod wpływem chwili, nie otwierając ich ani razu i jakimiś bezużytecznymi szpargałami, których już dawno miała się pozbyć. Wreszcie udało się dosięgnąć chłodnego metalu, a klucze zabrzęczały wesoło w jej dłoni.
Było pusto, ciemno, a przede wszystkim chłodno. Mogła zostawić plecak na zapleczu i zająć się czyszczeniem stolików albo baru, ale jakaś wewnętrzna siła przyzywała ją do kuchni. Ścienny zegar, którego nikt nie mył od dłuższego czasu, spod szarej warstwy kurzu pokazywał, że ma jeszcze przynajmniej piętnaście minut nim ktokolwiek się zjawi. Może dłużej, ale nie warto było ryzykować, zwłaszcza, że planem jaki urodził się w jej głowie, mogła śmiało konkurować z wściekłymi trzynastolatkami, które zamierzały się odegrać na przyjaciółce za to, że kupiła sobie taką samą parę butów. Ale o tym nie miał się nikt dowiedzieć, więc nie czuła się w żaden sposób zawstydzona, czy winna. Wrodzona złośliwość przejęła kontrolę nad nogami, a potem nad rękoma, które sięgnęły do szuflady i w kilka sekund znalazły ten nóż. I jeszcze kilka innych, tak na wszelki wypadek.
Raz jeszcze spojrzała przez ramię, zanim skierowała się w stronę niewielkiego składziku na końcu zaplecza. Wspięła się na jedną ze skrzyń i wcisnęła swój stalowy łup o drewnianych rączkach, na sam koniec najwyższej półki. Nie było to ani rozsądne, ani godne podziwu, ale czuła rosnącą satysfakcję, schodząc na ziemię, w ostatniej chwili uniknąwszy spadnięcia na regał za plecami.
Dopiero teraz mogła zająć się czyszczeniem tych pieprzonych stolików i żaden...
- O, Neville - ... nie był dzisiaj w stanie zepsuć jej dnia. Przywitała go zwykłym mruknięciem, siląc się na obojętność, choć każde spotkanie w pracy sprawiało, że równocześnie walczyła z chęcią przylgnięcia do niego i wydrapania mu oczu.
Wlepiła wzrok w przybrudzone trampki, jakby tam znajdowały się wszystkie odpowiedzi na pytania, które wałęsały się jej po głowie i odwróciła się na pięcie w stronę ścierek i płynu do czyszczenia.
- Dzisiaj podobno ma być jakaś większa rezerwacja, jakaś integracja firmowa czy coś w tym stylu - kolejny pomruk wydarł się z jej ust. Przybrała wyraz twarzy kogoś, kto autentycznie chciał pomóc, a nie sabotować ukrywaniem głównych narzędzi pracy.

Neville MacLerie
ambitny krab
triss
27 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
People are strange when you're a stranger
Faces look ugly when you're alone
Women seem wicked when you're unwanted
Streets are uneven when you're down
W gruncie rzeczy, to nawet lubił swoją pracę. Nigdy by nie pomyślał, że będzie się spełniał w gotowaniu, pracą pod presją czasu, wymyślaniu nowych kombinacji smaków i dań. Poza tym no nie ma się co oszukiwać. Neville naprawdę lubił, gdy mu coś wychodziło, gdy był w centrum uwagi, gdy coś znaczył. Od dziecka tak było, a z wiekiem było coraz gorzej. Ale absolutnie nie zamierzał tego zmieniać. Naprawdę było mu dobrze, tak jak było teraz. Był szczęśliwy i zadowolony, Dobrze zarabiał, niczym się nie martwił, a adrenalina w pracy tylko go nakręcała.
No dobra, od dwóch miesięcy wcale nie było aż tak kolorowo. Było, dopóki 162 centymetrów drobnej brunetki nie zmieniło się w jadowitą żmiję. Wiedział, naprawdę wiedział, że rozstania nie są łatwe. Nigdy nie były ( co prawda on dużo rzadziej odczuwał te niemiłe dolegliwości) no ale takie jest życie co nie? Dlatego jazda i do przodu. Jednak Astrid była jak cholerny kamień w bucie. Nie miał ochoty jej oglądać, choć z drugiej strony nie mógł sobie pożałować, żeby jej nie dopiec. Nie było to typowe uczucie, które towarzyszyło mu na myśl o byłej. Zazwyczaj pryskał, znikał z pola widzenia. Hej, na razie i tyle go widziała. Był cholernym mistrzem nieodpisywania, ghostowania, ignorowania. Robienia z siebie idioty, że zupełnie nie pamięta imienia byłej dziewczyny. Boże, mógłby przecież ubiegać się o Oscara.
Jednak z Astrid nie było to aż takie proste. Po pierwsze razem pracowali, a każda kolejna zmiana spędzona razem sprawiała, że Maclerie miał wrażenie, że siwych włosów na głowie to mu tylko przybywa. Nie zamierzał jednak zmieniać pracy – zamiast tego dokładał wszelkich starań, żeby to Astrid zrezygnowała. Jak widać, z marnym skutkiem. No ale nie ważne, nawet przestał sprawdzać, czy mają tę samą zmianę. Nie wiele to w końcu zmieniało.
Gwiżdżąc pod nosem jakiś szlagier Eltona Johna, wsadził klucz w drzwi i pewnym krokiem wejść do środka. Wchodząc na zaplecze, gdzie zostawił swoje rzeczy, zamarł, słysząc odgłosy dobiegające z sali. Kto by pomyślał, że pusta knajpa ma taką dobrą akustykę.:
- Mhm, cześć – mruknął, a z tonu jego głosu chyba nawet głuchy wywnioskowałby, że nie jest szczególnie szczęśliwy z tego, że spędzą razem więcej czasu, niż przewidywała zmiana.:
- A no, dlatego jestem wcześniej, bo przecież ten nowy chłopak szybciej sobie odetnie palce, niż skroi pomidora – wrócił oczami, przypominając sobie młodszego od siebie, pryszczatego chłopaka. Sięgnął przez bar po butelkę wody, niby przypadkiem wywracając kubek ze słomkami:
- Wiesz, może czy była wczoraj wieczorem dostawa warzyw? – zapytał, przyglądając się tyłowi jej głowy z nieco bucowatym uśmiechem na twarzy. Nagle przestało mu się aż tak śpieszyć do kuchni, jego noży i the Doors sączących się z głośnika.

astrid baker
powitalny kokos
oszit#1116
24 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Czasami każdemu się wydaje, że wszyscy ludzie to jakieś wybrakowane urządzenia. Ten moment w zależności od sytuacji nazywa się oświeceniem lub załamaniem nerwowym.
Wbrew powszechnej opinii, musiała kiedyś przyznać, że zaczęło jej się podobać w Lorne Bay. Ale o tym głośno nigdy nie mówiła, bo jeszcze rodzice zaczęliby być dumni z tego fantastycznego pomysłu przeprowadzki, a jedyny order jaki mogłaby im dać w zamian byłby ulepiony z gówna, wprost z szamba w jakie ją wpakowali. Nawet praca była niczego sobie. Zaczynała się adaptować, podobały jej się częste przerwy, na których wypalała nie jednego, a dwa fajki, klienci, którzy bywali wrzodami na dupie znacznie rzadziej niż zakładała, napiwki i ekipa, z którą pracowała. Z pominięciem rzecz jasna jednej osoby, jej osobistego nemesis w postaci byłego chłopaka, który jak nikt potrafił wyprowadzić ją z równowagi.
Był jedyną osobą, która potrafiła niejednokrotnie w ciągu raptem jednego dnia, sprawić, że czuła się jak skończona idiotka. Na przykład wtedy, kiedy próbowała odzyskać swój ulubiony, sprany, koncertowy t-shirt Iron Maiden, a on nie odpisał jej na żadnego z trzech smsów. Trzy razy musiała napisać do niego, łudząc się, że zachowa się jak człowiek, a nie ostatni dupek i chociaż napisze jej, że wystawił go na trawnik przed dom czy coś. Ale tam ewidentnie stała ściana, bo ani be, ani me, ani spierdalaj.
Dzisiaj też ignorowała to narastające wewnątrz uczucie bezradności, śmiechu na sali i pożałowania samej siebie. Powinna być ponad to, unieść się honorem, wypiąć do przodu pierś i spisać na straty wszystkie rzeczy, które u niego zostawiła, tak jak zrobił to on, po rzuceniu ostatniego "nara". Ale szkopuł w tym, że Astrid nie potrafiła odpuszczać i choć nie było to ani zdrowe, ani mądre, pielęgnowała w sobie plan osobistej vendetty.
- A no tak, skaranie boskie z tymi pomidorami - mruknęła, odczuwając cichą satysfakcję z doboru nowego pracownika, bo każde nieszczęście na drodze Nevilla, było miodem na jej duszę, serce i wszystko co mogło zostać tym miodem posmarowane. Choć chyba nie o to chodziło w tym powiedzeniu, ale to było najmniej istotne.
- Nie było - ale to nieprawda, bo była i gdyby miał odrobinę rozumu to nie pytałby jej o to tylko poszukał na własną rękę, bo Astrid nie zamierzała współpracować. - I możesz uważać? Jak nie potrafisz wyciągnąć wody bez rozpierdalania mojej ciężkiej pracy, to trzeba było powiedzieć, podałabym Ci - syknęła, w myślach marząc wręcz o tym żeby sięgnąć po najostrzejszy nóż, który schowała na zapleczu i rozorać nim jego twarz, serce i wszystko co tylko się da. Świat byłby piękniejszy bez Neville'a Macleriego.

Neville MacLerie
ambitny krab
triss
ODPOWIEDZ