about
people confuse me.
food doesn't.
food doesn't.
05
Phoenix Hirsch&Ephraim Burnett
Krzątała się po pomieszczeniu z nieludzką szybkością, zaglądając przez ramiona pozostałym gotującym, by wreszcie dotrzeć do swojego stanowiska. Błyskawicznie podłożyła trzymaną łyżkę pod wodę, a następnie zanurzyła ją w sosie. — Bleh. — Wymamrotała, krzywiąc się przelotnie. — Czemu to jest takie mdłe? — Spytała się w głównej mierze samej siebie, ale spojrzenie kierując też na współpracownika po swojej lewej. — Eee… Bo miałaś doprawić Phoe, nie? Ale poszłaś potem robić jakieś paluszki rybne dla dzieci. — Zerknął na nią jak na wariatkę, kiedy sama pokręciła głową z rezygnacją na swoje zachowanie. — Faktycznie. Zaraz za… O! Hej panie Burnett! — Odwróciła wzrok, kierując go na przeciwległy kraniec sali i machając energicznie do dwójki nowoprzybyłych. — I kogo moje piękne oczy widzą, księżniczka Teresa nawiedza skromne progi żabiego królestwa! — Uśmiecha się szeroko, a z gardła płynie gromki i szczery śmiech. — Dobra Bert, zerknij mi tu na ten sos, doprawiłam go już, taka zalatana jestem wybacz, a ja tylko przywitam kogoś. — Klepnęła kucharza po ramieniu, gdy ten jak to miał w zwyczaju, coś zaczął narzekać pod nosem, sama zaś przeskoczyła ladę i z zarzuconą na ramię ścierką skierowała się ku gościom. — Koniecznie musicie zająć królewskie miejsce, na tronach! — Zagaiła do swojej niegdysiejszej podopiecznej, wskazując zamaszystym ruchem ręki dwa dobrane nie do pary krzesła na skraju sali, graniczące z balustradą, która wyglądała na malownicze, niższe partie parku narodowego. Frogs daleko było do dystyngowanej restauracji. Chociaż miejsce zachowywało wyjątkową czystość i bezpieczeństwo na miarę surowych możliwości Kurandy, to nikt nie oszukiwał się, że przystępne ceny zapewniają wyjątkowy i surowy czar. Stoliki przybierały różne kształty i rozmiary, krzesła pyszniły się wielobarwnymi zdobieniami, każde spod ręki innego rzemieślnika. Ściany ozdobione były malunkami lokalnych artystów, często szczególnie tych mających ścisły związek z Aborygeńską społecznością, a szczególne miejsce przy barze zajmowała korkowa ściana polaroidów, wypełniona po brzegi zdjęciami stałych smakoszy, z których każdy mógł zostawić również karteczkę samoprzylepną z poleceniem ulubionego aspekt wizyty.
— Co dzisiaj dla pana panie Burnett? Bo dla ciebie moja droga, mam specjalną przygodę, której godna jest tylko największa z najdzielniejszych dziewczynek. — Mrugnęła do Teresy, wyjmując zza ucha ołówek, a z kangurzej kieszeni fartucha, obklejony naklejkami notesik.
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
twenty
phoenix & ephraim
Tego dnia kapitan miał swój dyżur opiekuńczy i chociaż normalnie zorganizowałby coś bardziej specjalnego dla córki, postawił pójść na łatwiznę i przystał na żądanie domagającej się wizyty we Frogs Teresy. Po ostatnim spotkaniu z Sole wciąż szumiało mu w myślach i nie potrafił odpowiednio zinterpretować sytuacji. Wcześniejsze niespodziewane spotkanie kochanka żony nie ułatwiało rozeznania, dlatego rozstrojenie — jeszcze większe niż wcześniej — utrudniało podejmowanie jakichkolwiek kreatywnych działań. Mała Burnett świetnie to wyczuła i prowadziła tatę — oraz jego kartę kredytową — tam, gdzie tylko sobie wymarzyła. Miała już na sobie komplecik wpasowujący się w ton ojcowskiego garnituru i nosiła go z dumą, dlatego też weszła z uniesionym podbródkiem do Frogs Restaurant, jakby doskonale wiedziała, że była tam gościem honorowym. I oczywiście momentalnie zauważonym. Krzyk jednej z pracownic sprawił, że Ephraim skierował swoje zamyślone spojrzenie w kierunku dziewczyny i skinął jedynie głową. Nigdy nie był specjalnie responsywny i nie uważał, że zachowanie Phoenix odpowiadało jej wiekowi — wszak niekiedy wydawała się wyjątkowo dziecinna — ale nigdy tego nie komentował. Najważniejsze dla niego było w końcu to, że Teresa widziała w dziewczynie kogoś zaufanego. A jeżeli tak było, to i Ephraim bardziej przychylnie patrzył na młodą kobietę. Uczył się… Chociaż to miasteczko w żaden sposób mu tego nie ułatwiało. Nie znał jej za dobrze — przez większą część czasu, gdy Hirsch zajmowała się małą Burnett, był poza krajem. Nie jego zadaniem było także poszukiwanie niani dla dorastającej kilkulatki. Ta wyjątkowo przypadła do gustu córce kapitana i cieszyła się na każde ukazywane jej zainteresowanie. Dlatego też przejęła inicjatywę całkowicie.
- Papa weśmie to siamo co ja! - zawyrokowała wyjątkowo zdecydowanie blondwłosa dziewczynka, a Ephraimowi nie zostało nic innego, jak poddać się jej rozkazom. Rozłożył jedynie ręce, delikatnie wzruszając ramionami na oznakę podjętej decyzji z mało poważną miną, co od razu spowodowało wybuch radosne chichotu blondyneczki. Rączka powędrowała jej także do buzi, gdy przebierała z podniecenia nóżkami w powietrzu. Tak. Te drobne radości były niezwykle wyjątkowe i bezcenne. Zaraz jednak Teresa zwróciła się do dziewczyny, a mężczyzna nieco się spiął. - Sieniks. Kiedy przyjsiesz się mnom znofu zajońc?
- Przepraszam - zwrócił się do Hirsch, nie chcąc przeszkadzać jej w pracy, po czym spojrzał na córkę i wyłapał jej jasne spojrzenie. - Rozmawialiśmy o tym. Nie potrzebujesz opieki. Przynajmniej na razie. - Na ten moment zajmował się nią praktycznie całą dobę i wcale mu to nie przeszkadzało. Ale nie mogło to trwać w nieskończoność. Znowu w końcu miał wyjechać. Znowu miała zostać tylko z Leonie. I z tym jej kochankiem? Nie wiedział, jak wyglądało życie Huntera Williamsa, ale nieważne czego chciał Ephraim — nie miał wpływu na, to kiedy miał odpowiedzieć przed dowódcami. Do tego ojciec ostrzegał go o reperkusjach związanych z Rosją i możliwej walce zbrojnej. Konflikt znów miał być żywy i prawdziwy. - Poproszę jeszcze jedną kawę - dodał jeszcze, prostując się i zerkając na wciąż stojącą obok ich stolika Phoenix.
phoenix hirsch