lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Marzyła by ostatnie kilka dni okazało się tylko złym snem. By wyprowadzka Donniego, dziesiątki nieodebranych od niego połączeń, nagłe zniknięcie i krótka wiadomość zapisana na samoprzylepnej kartce okazały się wyłącznie wymysłem jej bujnej wyobraźni. By nic z tego, co przeżyła w ciągu prawie pięciu dni, od poniedziałku aż po piątkowe popołudnie, nie znalazło się w jej pamiętniku jako streszczenie całego tygodnia, tylko co najwyżej będący odzwierciedleniem przeżywanego w ostatnich dniach stresu koszmar, o którym zdoła zapomnieć już następnego dnia. Najpóźniej po dwóch.
Wszystko jednak było prawdą. Nieodebrane połączenia od Donniego w poniedziałek, wtorek i środę, sms z czwartku o treści, że muszą wreszcie porozmawiać, na którego nie odpisała przez brak czasu, mijanie się w domu, gdy ona wracała z dwunastogodzinnych zmian w pracy, a on dopiero wychodził do swojej, czy wreszcie pozostawiona na kuchennym blacie jaskrawożółta kartka, z drugiej strony zapisana listą produktów, które mieli razem kupić podczas następnych wspólnych zakupów. I szafy. Puste szafy w ich sypialni, nie pozostawiające cienia wątpliwości, że tym razem nie wyjechał na dzień, dwa, maksymalnie tydzień. Że nie wróci z uśmiechem na ustach, bukietem kwiatów w dłoni, nie wypowie na głos przepraszam, nie kłóćmy się więcej.
Z chwilą, w której wszystko złożyła w całość, przestała myśleć. Nie myślała więc o niczym konkretnym chowając do kieszeni spodni pozostawioną przez Donniego kartkę, nie myślała żegnając się przed zamknięciem drzwi z Pepper, nie myślała pisząc do Dawseya smsa, czy pójdzie z nią na imprezę, na którą dostała wcześniej zaproszenie. Nie myślała nawet wtedy, gdy kasjerka skanując butelkę obrzydliwie drogiego alkoholu zapytała ją o dowód, czy gdy stojąc już przy wejściu na plażę, po imprezie i po kilku godzinach udawania, że wszystko jest w porządku, lekko pijana spoglądała na znajomą twarz, przed którą jeszcze nigdy tak naprawdę się nie rozkleiła. Przed którą mówiła jak jej źle, opowiadała o dawnym życiu, ale nigdy nie płakała. I tym razem też nie miała zamiaru.
– Co to ma znaczyć, Dawsey? – rzuciła szeptem, wyciągając w stronę mężczyzny kartkę, tak jakby to on był jej autorem. Tak jakby to jego pismem napisane były dwa cholernie krótkie i cholernie niezrozumiałe zdania: Dłużej tak nie mogę. Nie dzwoń. – Co to może znaczyć, Dawsey? – poprawiła się, w dalszym ciągu posyłając mu to samo pytające spojrzenie, które ujrzał jako pierwsze, gdy zwróciła się w jego stronę. – To koniec? Zamiast powiedzieć mi to w twarz, zostawił kartkę i... odszedł? – każde kolejne słowo wypowiadała z coraz większym trudem, czując jak emocje ściskają jej gardło. Ale nie było jej przykro. Nie było jej smutno, nie była na skraju płaczu, nie czuła ani przerażającej tęsknoty, ani niewyobrażalnej pustki po człowieku, z którym i tak nie układało jej się od dawna. Czuła się... źle. Zwyczajnie źle. – Kto tak robi? – pełen pretensji głos przebił ciszę raz jeszcze, choć to nadal był tylko szept. I szeptem pozostał - gdy zamiast zrobić cokolwiek innego, otworzyć zabraną z imprezy butelkę, wziąć dużego łyka i spróbować znowu zapomnieć, wpadła w ramiona Dawseya.
Jeśli miała już próbować zapomnieć, nie chciała robić tego sama.

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
006.
with emptiness
all around
{outfit}
Rozterki Dawseya zaczynały być już nudne. Ba, męczyły nawet samego zainteresowanego. Chyba dlatego zdecydował się iść na imprezę. Tak, to było coś szokującego i niesamowitego, że Carleton postanowił się w końcu wyluzować. Tak naprawdę nie miał w swoim słowniku tego słowa i było ono dla niego swoistą zagadką. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz pozwolił sobie na psychiczny odpoczynek. Wszystkie sprawy związane z jego córką, rozpadającym się małżeństwem, Wandą, ich rozpadającym się związkiem, który ratował resztką sił, a później dzieckiem, które miało się narodzić, pożarem i rzuceniem pracy w szpitalu doprowadzały go do paniki. Chciał w końcu żyć normalnie, choć to słowo również dawno, dawno temu zostało wykreślone z jego słonika. Nie sądził, by owa normalność miała kiedykolwiek nastąpić, ale bardzo na to liczył. Niekoniecznie na to zasłużył, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że wiele razy zawiódł jako człowiek, ale miał dość pokutowania.
Wandzie powiedział, że idzie wyskoczyć na miasto. Jeszcze kilka razy zastanawiał się czy na pewno powinien zostawiac ją samą, skoro jej hormony zupełnie wariowały. Nie zamierzał jednak mówić tego na głos, ale upewniwszy się trzy razy, że w razie czego do niego zadzwoni, że Dawsey będzie pod telefonem i wróci w każdej chwili, że Wanda ma co robić, spędzi miło ten wieczór i ma się nie przejmować, wyszedł. ODetchnął, ale wcale nie poczuł ulgi. Poczuł ją dopiero później, kiedy na jakiejś imprezie w Opal Moonlane wlał w siebie duże ilości alkoholu. Towarzyszyła mu Alma. Nie wiedział, kiedy ostatnio tyle się śmiał z takich głupot, na które normalnie patrzyłby z politowaniem.
Ostatecznie opuścili imprezę i wylądowali na plaży. - Że jest nienormalny. Który normalny facet zostawiłby taką dziewczynę jak ty? - zapytał, biorąc od niego karteczkę. - Nie wspominając o tym, że który normalny facet zrobiłby to w taki sposób? - westchnął, poważniejąc. Przez cały wieczór próbował sprawić, by na moment zapomniała o swoim byłym, który ją porzucił. Ale wiedział, że ten temat powróci, kiedy tylko muzyka ucichnie i zostaną sami. Doskonale ją rozumiał, bo przecież też rozstał się z żoną. Można powiedzieć, że w podobny sposób. Tyle, że Dawsey na to zasłużył. Otworzył swoją butelkę, którą zabrał z imprezy i wypił łyk alkoholu. - Posłuchaj, to pieprzony dupek, okej? Kiedyś, kiedy go spotkam, skopię mu tyłek. A ty poznasz kogoś, kto cię pokocha tak, jak na to zasługujesz. Bo zdradzę ci tajemnicę, ale każdy kiedyś spotyka swoją miłość. Ci, którzy na nią nie zasługują również - miał na myśli siebie, ale czy rzeczywiście spotkał swoją jedyną i niepowtarzalną miłość, czy Wanda rzeczywiście nią była? Czy tak mu się tylko wydawało?
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Słysząc słowa Dawseya, czuła jak z każdą mijającą sekundą w jej gardle rośnie coraz większa gula. Jak stopniowo osiąga niewyobrażalne rozmiary, powstrzymując ją przed wypowiedzeniem zdań, które choć cisnęły się na usta, nie powinny dobiec uszu Carletona. Tak jak i niektórych rzeczy po prostu nie powinna mówić na głos. W odejściu Donniego widziała w końcu własną winę. Dostrzegała jak kłamstwa, zatajanie przed partnerem prawdy i omijanie niewygodnych tematów wpłynęły na jej związek, niszcząc wszystko co przez ostatnie lata zbudowali, zanim sama zdążyła zdecydować, że nie chce go więcej ratować. Nie powinna więc mówić, że Donnie był zły. Że zachował się okropnie, że jest nienormalny. Bo jeśli on był - o sobie musiałaby powiedzieć to samo.
– Ty byś nie zostawił? – spytała z nikłą nadzieją w głosie, której nie byłoby w tym miejscu, gdyby tylko Alma nie była po kilku drinkach. Nie, wróć - wtedy nigdy nie zadałaby takiego pytania. Nie postawiłaby ich w niekomfortowej sytuacji, której przez krążące w żyłach procenty sama prawie nie odczuła, nie zwracając uwagi na to, czy atmosfera przez wypowiedziane przez nią słowa gęstnieje. Czy pytanie o coś takiego z tej perspektywy jest nieodpowiednie, gdy stojący przed nią człowiek jest w związku i spodziewa się dziecka. – Już raz kogoś takiego poznałam, Dawsey. Ale ten ktoś nie żyje. Wykorzystałam swoją szansę – odparła chłodno, odwracając głowę w drugą stronę. Nie było więc pewne, czy Carleton ją usłyszał. Czy zrozumiał o czym mówiła, czy połączył kropki w całość, domyślając się, że wspomina Jasona. Mówiła mu o nim kiedyś. Wspominała, że była zakochana, planowała ślub, sądziła, że jej życie będzie podsumowaniem dodawanego na koniec każdej bajki i żyli długo i szczęśliwie. Nic się jednak nie sprawdziło - Jason nie żył długo, a ona od tamtej pory szczęśliwie. – Nie, nie chcę o tym myśleć. Nie mooogę o tym myśleć – przeciągnęła, nieświadoma tego, że z każdym kolejnym łykiem zabranego z domówki alkoholu język plącze jej się coraz bardziej. Że z imprezy wyszła wstawiona, ale niedługo będzie pijana. Że pod wpływem, tak jak zawsze, przyjdą jej do głowy coraz to głupsze pomysły, których następnego dnia może żałować - jednocześnie walcząc z mdłościami, migreną i złym samopoczuciem, na które skazywała się sama, zabierając z rąk przyjaciela butelkę. – Chcę popływać. Popływamy? – spojrzeniem odszukała z powrotem twarz Dawseya, na widok której szeroki uśmiech wykrzywił jej usta, niosąc za sobą nadzieję, że chociaż w tym stanie nie będzie umiał jej odmówić. – Chodź! – nie czekała jednak na odpowiedź. Nie czekała też na samego przyjaciela, nim ściągnęła z siebie szorty, koszulę i w samej bieliźnie pobiegła w stronę wody, wchodząc do niej mimo chłodu i pojawiającej się na całym ciele gęsiej skórki. Była przecież wiosna, do tego środek nocy. Było okropnie zimno, ale Alma tego nie czuła.
Bo była pijana. I jak nigdy lekkomyślna.

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Przecież tu nie chodziło o to, żeby znaleźć teraz winnego. Owszem, możliwe, że Alma zrobiła parę rzeczy, które mogły nadszarpnąć fundamenty ich związku, ale nie znika się tak po prostu. Nie zostawia się idiotycznej karteczki, nie ucieka się, tylko rozmawia. Jeśli miał jej za złe ukrywanie czegoś, brak kontaktu, to dlaczego zachował się jak skończony hipokryta i zrobił dokładnie to samo? Bo był nienormalny. I Dawsey zamierzał obstawiać przy swoim zdaniu. Po za tym, tak jak wspomniałam, nie chodziło o znalezienie winnego, chodziło o to, by polepszyć nastrój Almy. Mieli się dobrze bawić. Nie chciał, żeby myślała o facecie, który ją zostawił. Chciał jej jakoś pomóc i szukał właśnie sposobu. - Oczywiście, że nie - odpowiedział, ale sam nie był pewien czy zrobił to dla świętego spokoju, czy to rzeczywiście była prawda. Przecież swojemu Aniołowi również obiecywał, że nigdy jej nie zostawi. Kochał ją szalenie, a ostatecznie okazało się, że zniszczył swoją małżeństwo. Dlatego już nie mógł obiecywać takich rzeczy. Nikomu. Almie mógł, bo te obietnice nie miały pokrycia, to po pierwsze, a po drugie - była pijana. Powiedziała to wyłącznie dlatego, że była oszołomiona alkoholem i opuszczona przez swojego partnera. Pokręcił głową. - Skoro ta osoba nie żyje to nie wykorzystałaś. Jesteś jeszcze młoda i będziesz miała naprawdę wielką szansę, tylko poczekaj - poprosił. Albo był naiwny, albo głupi, co wiązało się z tym pierwszym, albo świetnie kłamał. Sam nie wiedział, ale teraz był zbyt pijany, by być racjonalnym. Teraz klepał trzy po trzy, wyłącznie po to, by Alma poczuła się lepiej. - Myślę, że to głupi pomysł - powiedział. Morze było spokojne, ale czy naprawdę powinni to robić pod wpływem alkoholu? Oczywiście, że nie! Dawsey był o tym przekonany w stu procentach. Alma jednak rozebrała się szybko, nim jego szare komórki ruszyły się, by ją zatrzymać. - Kurwa! - wrzasnął i rozebrał się, by pobiec za nią. Przecież nie mógł zostawić jej samej. Trzydzieści sekund później wpadł do zimnej wody. Natychmiast poczuł gęsią skórkę - znak, że nie był aż tak pijany jak mu się wydawało. - Jest najlepiej - zawołał, unosząc się na wodzie. Podobało mu się. Nie sądził, że spodoba mu się aż tak bardzo. - Alma, gdzie jesteś? - zawołał, bo było ciemno, a ona zniknęła mu z pola widzenia. Wystraszył się jak jasna cholera!
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Zbyt późno zrozumiała wydźwięk własnych słów, czując jak mimo alkoholu, ogarniającej błogości i zapomnienia o świecie rzeczywistym, jej policzki przybierają czerwonawą barwę, ku jej nieszczęściu ledwie widoczną w bladym księżycowym świetle. Zamroczony drinkami umysł od zawsze podsuwał jej najmniej odpowiednie słowa w najmniej odpowiednim momencie. A jednak nadal, po latach i wielu takich sytuacjach, nie nauczyła się go ignorować - nawet tym razem, gdy kilka chwil później w zapomnienie odeszło wypowiedziane na głos pytanie i satysfakcjonująca, choć uformowana pod wpływem alkoholu odpowiedź. Zamiast nich skupiła się już na czymś innym. Prośbie Dawseya, na którą pokiwała nieznacznie głową, pełnym nadziei spojrzeniem odszukując ponownie znajomą twarz, która starała się pocieszyć ją przez większą część tego wieczora. Która wysłuchała jej, zabrała kartkę zostawioną przez Donniego i mówiła słowa, jakich nigdy wcześniej nie słyszała. Że jeszcze ktoś pokocha ją tak, jak na to zasługuje.
Na moment w to uwierzyła. Uśmiechnęła się, poczuła przypływ trudnej do opisania radości i, ku własnemu zdziwieniu, w kilka sekund podjęła decyzję, żeby wykąpać się w spokojnym o tej porze morzu. Biegnąc w stronę wody zdawała się nie słyszeć więc próbującego ją zatrzymać Dawseya, który niedługo później, nie mając innego wyjścia, do niej dołączył. Którego twarz wykrzywił taki sam szeroki uśmiech jak ten jej, gdy na ich ciałach w zetknięciu z zimną wodą pojawiła się gęsia skórka. Może więc też nie była aż tak pijana? Może uciekała myślami od Donniego nie przez alkohol a starania, jakie Dawsey od początku tego wieczora wkładał w to, by skierować je na inny tor?
Nie wiedziała. Nie wiedziała też gdzie jest jej przyjaciel, gdy na krótką chwilę i on zniknął jej z oczu, odnajdując się po kilku sekundach zaledwie parę metrów dalej. – Tuuutaj, Dawsey, tutaj! – pomachała beztrosko w jego stronę ręką, unosząc się swobodnie na powierzchni wody, gdy ponownie tego dnia utraciła grunt pod nogami - choć tym razem w ten dosłowny sposób. Oddalając się od brzegu, od piaszczystego dna, od mężczyzny, którego radość, mimo dzielącej ich odległości, i tak była w stanie dostrzec, wyraźnie rysującą się na jego twarzy. – Dawsey?! – tym razem to ona krzyknęła, choć ton głosu podniosła nie do końca świadomie. Był przecież blisko. Na tyle blisko, by mogła nagle zniknąć pod powierzchnią wody i zaledwie chwilę później wynurzyć się tuż obok, chlapiąc na boki niczym dziecko, które po raz pierwszy od dawna weszło do morza. – Mówiłeś coś, że to głupi pomysł? – mógł być głupi, lekkomyślny, mógł być kompletnie nieodpowiedzialny - Alma i tak się tym nie przejęła, ze śmiechem dźgając go palcem w klatkę piersiową, zanim śmiało zarzuciła ręce na szyję Carletona. Zanim przylgnęła do jego ciała, prawdopodobnie przekraczając pewną granicę, z której istnienia chwilowo nie zdawała sobie sprawy. – Myślisz, że są ludzie, którzy przez całe swoje życie są szczęśliwi? Ale tak naprawdę szczęśliwi? – ona w to wierzyła; nie radząc sobie z irracjonalną zazdrością, że sama nie jest jedną z tych osób.

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Być może Dawsey nie odebrał jej słów podobnie, bo traktował ją bardzo przyjacielsko? A w przyjaźni wydawało mu się, że ludzie się nie zostawiali. Tak po prostu. Nawet, jeśli czasami było źle, to po prostu wyjaśniali sobie pewne kwestie, tak? Nie był ekspertem w tych sprawach, skoro już wielu ludzi w swoim życiu stracił, ale starał się wszystko naprawiać. Nie był też ekspertem w miłości, w związkach i w umysłach kobiecych, dlatego nie odebrał jej słów w taki sposób. Nie musiała, zresztą przy Dawseyu czuć się zakłopotana, nawet jeśli odebrałby jej słowa w taki sposób, ponieważ rozmawiali czysto hipotetycznie, prawda? Gdyby on z nią był, nie zostawiłby jej. A gdyby miał to w zamiarze, porozmawiałby z nią jak dorosły facet z dorosłą kobietą, którzy są w dorosłym związku. Chyba właśnie tak to działało.
Był lekko przerażony. Woda nie nastrajała optymistycznie, mimo wiosny i generalnie przyjemnej temperatury. Australia mogła się cieszyć wyjątkowo ciepłym klimatem. Ludzie nie znali tutaj śniegu. Dawsey znał go wyłącznie z wycieczek poza swój ukochany kontynent, na którym się wychował. Uspokoił się, kiedy zobaczył ją całą i zdrową. Podpłynął do niej, by mieć choć minimalną kontrolę nad tym, co się z nią dzieje. Był pijany, owszem, ale nie aż tak, by w razie czego pozwolić jej utonąć. - Kurwa - syknął i znów podpłynął w jej kierunku, ale Alma najwyraźniej postanowiła sobie z nim igrać i świetnie się przy tym bawiła. - Tak, nadal uważam, że to nie jest najlepszy pomysł. Cofnijmy się trochę - poprosił, chwytając ją za rękę. Przyciągnął ją do siebie i ruszył w kierunku miejsca, gdzie woda sięgała im maksymalnie do piersi. Objął ją w pasie. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale czując jej ramiona wokół swojej szyi, odrobinę się rozluźnił, choć przecież powinno być odwrotnie. Wandzie nie spodobałby się ten widok, ale w tym momencie osoba Wandy nie przyszła mu w ogóle do głowy. - Myślę, że nie. Zawsze zdarzają się jakieś chwile zwątpienia - odpowiedział. Nie tylko dlatego, żeby ją pocieszyć, ale również dlatego, że Dawsey nie był optymistą. Nie był też pesymistą, ale to była prawda. To był. Nie ma ludzi, którzy ciągle byliby szczęśliwi. Choćby dlatego, że coś ich boli, umiera ktoś bliski, tracą pracę albo ktoś jest niemiły. Nie zawsze możliwe jest, by mieć na twarzy uśmiech. Czasami można nie chcieć czerpać w stu procentach z życia, a to się chyba ze sobą wiązało.
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
Wykrzywione w grymasie usta nie były jedyną reakcją ze strony Almy na pomysł, by cofnąć się w kierunku plaży. Były natomiast jedyną, którą w słabym księżycowym świetle Dawsey mógł dostrzec - jednocześnie rozumiejąc, że pijanej Mulligan nie przypadła do gustu jego propozycja, na którą nie miała żadnego wpływu. Bo zanim się obejrzała, byli bliżej brzegu. Zanim zdążyła coś powiedzieć, Dawsey ułożył na jej talii dłonie, a z jej ust wydobył się cichy mimowolny chichot, którego nie próbowała powstrzymać nawet wtedy, gdy zamienił się w głośny, odbijający się echem śmiech. Gdyby nie byli nad morzem sami, oczy wszystkich prawdopodobnie zwrócone byłyby już w ich stronę - teraz jednak czuła na sobie jedynie nieustępliwe spojrzenie Carletona. Zwłaszcza wtedy, gdy sama tęsknym wzrokiem spoglądała w kierunku, z którego dopiero co przypłynęli. – Mogliśmy tam zostać, Dawsey, przecież ja umiem pływać. Mam ci pokazać, żebyś uwierzył? – mimo powagi swojej propozycji, nie puściła przyjaciela tak łatwo - siłą rzeczy to przy nim czuła się w wodzie bezpieczniej i to właśnie wtedy, gdy tylko odrzuciła na plecy mokre włosy, przysunęła się jeszcze bliżej, smutne spojrzenie wbijając w jasne oczy Dawseya, w których nie dostrzegła niczego innego oprócz własnego, niewyraźnego odbicia.
– Zawsze? – nie podobała jej się ta odpowiedź. Chciała myśleć, że szczęśliwi ludzie istnieją; że kiedyś też będzie jedną z tych osób, że pojawiające się wątpliwości znikną, problemy przestaną się nawarstwiać, a ona... po prostu poczuje się wreszcie szczęśliwa. – Nie chcę tak żyć, Dawsey – stwierdziła nagle, odrzucając na bok obawy, z którymi zetknęła się po raz pierwszy, gdy po skończonej w szpitalu zmianie nie znalazła w domu niczego, co należało niegdyś do Donniego. Bo choć bała się wielu rzeczy, zwłaszcza gdy kolejne dni, tygodnie i miesiące miała spędzić w domku po dziadkach sama, nie chciała tego. Nie chciała zastanawiać się, martwić, przejmować. Nie chciała wątpić - niezależnie od tego czy we własne szczęście, czy w działania, które mogły ją do niego zbliżyć. Wolała je podejmować; bez przemyślenia i przewidywania ciągnących się za nimi konsekwencji.
Być może dlatego, czując jak jej własne myśli wymykają się spod kontroli, spojrzenie zamiast na oczach przyjaciela ostatecznie zawiesiła na wysokości jego ust. Bo tej utraconej już kontoli nie zamierzała odzyskiwać. Zamierzała natomiast zrobić to, na co nie odważyłaby się, gdyby nie zamroczony alkoholem umysł - pocałować go. Tu i teraz, nim dotrze do niej jak bardzo jest to nieodpowiednie.
I że w ten sposób prawdopodobnie żadne z nich nie stanie się nagle szczęśliwe.

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Bardzo nie chciał się teraz zirytować. Ale niestety w jego głowie tkwiła jakaś szalona wizja tego, że za chwilę utoną. Dlatego Alma musiała pogodzić się z jego paranoją i pozwolić mu zaprowadzić się na brzeg. Widział jej niechęć, ale niestety, był w tej kwestii nieugięty. Nie chciał mieć jej na sumieniu, dlatego powinna się cieszyć, że całkowicie nie wyprowadził jej z wody. Zamiast tego, trzymał ją mocno, by nagle nie postanowiła mu się wyrwać. Jej śmiech był zaraźliwy. Po chwili również Dawsey zaczął chichotać. - Ufam ci, ale wolałbym nie ryzykować - odpowiedział. Zrobił jeszcze kilka kroczków, a później zanurzył się z Almą aż po samą szyję. Robiło mu się chłodno. To była chyba odpowiednia pora, żeby wrócić do domu. Nie chciał sprawiać przykrości swojej przyjaciółce, bo wiedział, że to był dla niej ciężki okres, dlatego postanowił, że po prostu zaprosi ją na swoją kanapę. Wanda pewnie nie miałaby nic przeciwko. Skinął głową. Najwyraźniej znów powiedział coś, co nie spodobało się Mulligan. - Wiesz, że gdyby nie te chwile zwątpienia, to nie doceniałabyś swojego szczęścia? Myślałabyś, że tak już musi być zawsze albo że jest niewystarczająco, nigdy nie byłoby naprawdę dobrze, bo zawsze brakowałoby ci czegoś - odpowiedział. Takie momenty sprawiały, że człowiek jeszcze bardziej doceniał wszystko to, co było dobre. Dawsey przekonał się o tym na własnej skórze. Po wszystkich przejściach, teraz starał się brać garściami z tego, co miał. Ukochaną narzeczoną i dziecko w drodze, które w jakiś sposób miało wypełnić pustkę, która pojawiła się po śmierci jego córki. - Uwierz, że chcesz. Będzie lepiej, zobaczysz, szybciej niż ci się wydaje. A teraz chodźmy już, prześpisz się na mojej kanapie, co? - zaproponował. Nie chciał zostawiać jej teraz samej. A przynajmniej czuł to przez tę jedną chwilę, bo kiedy go pocałowała… sam już nie wiedział. W jednej chwili delikatnie odwzajemnił jej pocałunek, a w kolejnej już wyplątywał się z jej ramion i wychodził na brzeg. Tak, zostawił ją w wodzie, ale wiedział, że gdyby pozwolił sobie tam zostać, mógłby zrobić coś, czego nie powinien. W tym momencie za cholerę sobie nie ufał. Nie ufał też Almie. Chciał na nią nakrzyczeć, powiedzieć jej, że zrobiła coś nieodpowiedniego, ale nie potrafił. Bo w tej jednej chwili nie czuł się… nieodpowiednio. - Wracajmy - zawołał i sięgnął po swoje ubrania, by założyć je na mokre ciało. Tak, musieli już wracać.
lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
W pierwszej chwili chciała się zgodzić. Chciała kiwnąć głową, przystać na jego propozycję, wyswobodzić się z objęć i zabrać ciasno oplecione wokół szyi Carletona ręce. Była nawet skłonna wyjść na brzeg, zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu, resztę pozostałego w butelce alkoholu zostawiając gdzieś po drodze lub nazajutrz wylewając do zlewu, gdy niczym mantrę powtarzałaby w kółko, że już nigdy więcej tyle nie wypije. W tej jednej chwili naprawdę chciała to zrobić - nie myśląc jeszcze o tym, co przyniesie ta następna. Ta, w której poczuła na swoich wargach ciepło ust Dawseya, słodki smak drinka, którym podzieliła się z nim jeszcze na imprezie i... cień poczucia winy.
Bo to pojawiło się nagle - ale zniknęło jeszcze szybciej. Nie pozostawiając po sobie śladu, dzięki któremu Alma mogłaby zrozumieć, czym tak naprawdę było; dzięki któremu dotarłoby do niej, że decyzja podjęta szybko i bez przemyślenia, czyli tak jak jeszcze przed chwilą tego chciała, może okazać się przykra w skutkach. Tym razem nie chodziło przecież tylko o nią - całowała nie przypadkowego mężczyznę poznanego w barze, na imprezie, czy przez wspólnych znajomych, a swojego przyjaciela, który miał wszystko: narzeczoną, dziecko w drodze, pozornie ułożone życie. Życie, które jedną nieprzemyślaną decyzją mogłaby zniszczyć.
Zdawała sobie jednak sprawę, że był to impuls. Jakby zamroczony alkoholem umysł nie kontrolował tego co mówi, robi, tego co ma w planach. Jakby reakcje w odpowiedzi na jej myśli podsuwał z na tyle dużym opóźnieniem, by nic nie dało się już zrobić - przemyśleć jeszcze raz dobrane w myślach słowa, przeanalizować swoje zachowanie, zamiast krok do przodu postawić dwa do tyłu. Zapobiec, zanim zrobi coś, co mogłoby wszystko zmienić.
I choć najłatwiej byłoby zrzucić to na alkohol, tym razem nie mogła tego zrobić. Nie wiedziała dlaczego go pocałowała; ani dlaczego, odprowadzając wzrokiem oddalającą się w stronę plaży sylwetkę Carletona, żałowała, że nie trwało to dłużej. Sama nie wiedziała już czy była po prostu głupia, czy cholernie lekkomyślna. Czy może jedno i drugie - zwłaszcza, gdy czując na ciele przeszywający chłód wody nadal stała w miejscu. Jeszcze przez chwilę - nim dotarły do niej słowa Dawseya i nim w ślad za nim wyszła na brzeg, wciągnęła na tyłek zrzucone wcześniej szorty i - choć z trudem - zapięła guziki jasnej, lnianej koszuli. – Wrócę do siebie – obco brzmiący, zachrypnięty głos przerwał nagle ciszę, na moment dając Almie złudne poczucie, jakby słowa te wypowiedział ktoś inny. – Pepper nie powinna zostać sama – ale to była ona. I tak samo ona, bez cienia zawahania odwróciła się przodem do mężczyzny, robiąc w jego stronę kilka kroków - by w ramach stałego elementu ich pożegnania musnąć ustami pokryty delikatnym zarostem policzek. Jakby tamten pocałunek niczego między nimi nie zmienił; a jej zachowanie nie było opracowaną do perfekcji grą pozorów, do której zmuszała samą siebie, gdy wszystko zaczynało się sypać.

koniec

dawsey carleton
niesamowity odkrywca
n.
ODPOWIEDZ