doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#18

Już od pewnego czasu miała problemy z bezsennością, a teraz nagromadziło się w jej życiu wiele problemów, które potrzebowały rozwiązania. Jej mózg pracował więc na pełnych obrotach, zarówno w pracy jak i w domu, gdy miała chwilę, w której mogła położyć się i zregenerować siły to nie, jej głowa dalej była na pełnych obrotach. Pełno myśli, szczególnie tych nie do końca pozytywnych kotłowało się pod jej bujną czupryną. Szczególnie mocno rozmyślała nad tym co powinna zrobić z Loganem i jego bardzo brzydkim zachowaniem względem jej osoby. Nie rozumiała go... chyba ktoś powinien jej dać jakiś słownik, w którym byłoby wytłumaczenie męskie zachowanie. Jakim cudem mógł być dla niej taki miły, dobry i romantyczny, zabierać ją na randki i wynajmować całe wesołe miasteczko, by mogli spędzić czas tylko we dwoje, a jednocześnie puszczać ją kantem z jakąś striptizerką. To w ogóle był dla Zoyi jakiś pierdolony absurd. Może gdyby ją zdradzał z prawniczką, lekarką czy jakąś piękną modelką o nogach do nieba to Henderson byłaby to w stanie zrozumieć... ale ze striptizerką!? Czuła się przez to jak skończona frajerka. Jej samoocena sięgała dna, tak samo jak duża część alkoholu w jej barku.
Całe szczęcie, że nie tylko ona miała problemy ze spaniem, bo nie chciała spędzać kolejnej nocy patrząc się przez okno na śpiące miasto, którego chyba sama miała już powoli dość. Może powinna zostać w Londynie po skończonych studiach. Pewnie miałaby tam lepsze i spokojniejsze życie niż to, które zastała tutaj. - Hej - powiedziała bardzo cicho gdy spotkała Judah na korytarzu, nie chciała obudzić wszystkich sąsiadów, bo ich towarzystwa w tej chwili nie potrzebowała. - Chodź, pójdziemy na plażę, może jak się przejdziemy to nas złapie ochota na spanie - odezwała się już normalnie, gdy wyszli z budynku i skierowali się w stronę plaży. - Przyznaj, że w Stanach nie masz takiego doborowego towarzystwa do nocnych spacerów - nie mógł mieć, bo Zoya była najlepsza i jedyna w swoim rodzaju, większość ludzi to rozumiała... oprócz Logana najwyraźniej.

Judah Hirsch
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
— 5 —
Przez ostatnie dwa tygodnie życiem Judaha rządził jet lag - zmuszając go do popołudniowych drzemek, których fanem nigdy nie był w Seattle, pogarszając już i tak złe samopoczucie, czy wreszcie - a może przede wszystkim - zabierając sen w środku nocy, na rzecz chronicznego zmęczenia, które towarzyszyło mu niemal codziennie od dnia przyjazdu do Australii. Mówiąc w skrócie - organizm Judaha nadal przyzwyczajony był do innej strefy czasowej. Nadal żył tak, jakby za oknem rozpościerał się widok na deszczowe Seattle, a dwie przecznice dalej miał swoją restaurację, którą teraz z trudem kierował na odległość, nie mając wglądu w większość tych istotnych spraw, załatwianych coraz częściej przez niechcianego wspólnika. Tak, jakby był w domu - tym, który nigdy nie pozwolił mu poczuć się obco, źle i nieswojo. Nie pozwolił mu poczuć się tak, jak czuł się teraz.
Wszystko to sprawiało, że chciał się stąd wynieść. Chciał kupić bilet na Sri Lankę, do Chin, momentami nawet rozważał Wyspy Bożego Narodzenia. Chciał wyjechać, nie wrócić, zapomnieć o ostatniej wizycie Aurelie. Wyrzucić z głowy to, że pojawiła się pod jego drzwiami tylko po to, by zaraz wyjechać, zaprzepaszczając ostatnie szanse na odbudowanie ich chylącej się ku upadkowi relacji. Chciał zrobić wiele rzeczy, dopóki nie przypominał sobie o jednym - była jeszcze ona. Zoya. Za każdym razem, gdy myślami wracał do wyjazdu, drugą ich część zajmowała osoba, którą poznał tu jako jedną z pierwszych. Z którą spotykał się częściej niż z własnym bratem, z którą rozmawiał codziennie wieczorem, z którą o piątej nad ranem potrafił iść na plażę. I która z uporem maniaka próbowała nauczyć go życia w Australii, jednocześnie chcąc go tu zatrzymać.
Aż sam nie wiedział co powinien zrobić.
Kiedy jednak telefon wskazywał trzecią w nocy, a Judah po raz kolejny czuł się tak, jakby wypił na raz dwie mocne kawy, wyjście było jedno. To samo wyjście szybko więc wcielił w życie, zgadzając się na plażę, szepcząc na terenie budynku, czy dopiero po wyjściu na zewnątrz wciągając przez nos chłodne powietrze, będące miłą odmianą dla upałów, które już teraz spędzały mu, nieironicznie, sen z powiek. Bo kiedy próbował spać w ciągu dnia - też nie mógł. W jego mieszkaniu robiło się za gorąco. – W Stanach jedyne nocne spacery, na jakie chodziłem, to te od baru do baru, najdroższa – odparł z uśmiechem, mrużąc oczy przez jasne światło ulicznej latarni. – Dlaczego nie spałaś? Udziela Ci się mój jet lag, czy Twój zegar się przestawił, bo za często dzwoniłem o piątej rano? – dzwonił przecież niemal codziennie; zwłaszcza wtedy, gdy za dużo myślał. Na przykład o Aurelie. Więcej nie będę – na znak niemej obietnicy teatralnie ułożył dłoń na wysokości serca. – Mogę za to dzwonić o drugiej. Wiesz, że puszczają wtedy nowe odcinki wróżbity Macieja? Przysięgam, że jeszcze chwila i sam zacznę do niego dzwonić, bo przez brak snu poprzestawia mi się coś w głowie i zacznę wierzyć w te wszystkie bzdury. Może przepowiedziałby mi gdzie powinienem lecieć dalej? Jak myślisz? – mówiąc to zwrócił wzrok w stronę Zoyi, po raz pierwszy tego dnia uważnie się jej przyglądając. – Ładnie wyglądasz, Z.
Tak jak zawsze.

Zoya Henderson
ambitny krab
no ja
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya dobrze wiedziała jak to jest, gdy w grę wchodziła zmiana stref czasowych. Przez 5 lat studiowała w Anglii i miała wielki problem z funkcjonowaniem gdy przylatywała do domu na święta czy wakacje. Musiała swoje się wtedy przemęczyć i z biegiem czasu wiedziała, że nie było warto. Studia na Oxfordzie, super sprawa, ale przez to straciła miłość swojego życia, bo jednak związki na odległość bardzo często nie wychodziły i tak było w przypadku Zoyi i Corvo. Długo zajęło jej pozbieranie się po tym i gdyby mogła cofnąć czas to wybrałaby studia na miejscu. Uważała, że Lorne Bay, może nie jest miejscem idealnym, ale każdy byłby w stanie tu znaleźć miejsce dla siebie... tak samo zresztą jak w całej Australii. Nie chciałaby stąd nigdy wyjechać i pewnie trochę dlatego wszystkich dookoła starała się przekonać, że każdy może poczuć się tu jak w domu. To był powód, dla którego tak uporczywie powtarzała Judahowi, że powinien dać miejscu szansę. Okej, może miała też jeden mały egoistyczny powód, bo w końcu poznała kogoś z "innego świata", kto nie wiedział zbyt wiele o jej dotychczasowym życiu, nie oceniał jej i komu mogła się po prostu wygadać. W tym momencie swojego życia akurat tego potrzebowała, rozmów i towarzystwa w tych najbardziej kryzysowych, nocnych momentach, gdy nie mogła spać i zastanawiała się nad wszystkimi swoimi złymi decyzjami, które podjęła w ciągu ostatnich kilku lat. Gdyby została z tym sam na sam, to pewnie, by zwariowała albo popadła w depresję, a tego nie chciała wiec Judah spadł jej z nieba.
- Tu też możesz to robić, tylko trzeba uważać na aligatory - no Lorne Bay wcale nie było gorsze niż jakieś tam miasto w Stanach, a już na pewno miało lepszą pogodę niż Seattle. - To nie przez to - uśmiechnęła się i pokręciła głową. Jej problemy ze snem nie były jego winą. - Mam za dużo myśli w głowie i nie mogę się wiesz... odłączyć i po prostu zasnąć. Jak już mi się uda to śnią mi się takie głupoty, że równie dobrze mogę nie spać - była zmęczona, to oczywiste, ale wiedziała, że dopóki nie wyjaśni wszystkich problemów z Loganem. - Spokojnie, możesz dzwonić, te telefony to chyba jedyna miła rzecz jaka może mnie spotkać o tej porze - przyznała i westchnęła sobie. Słysząc jego dalszą wypowiedź to parsknęła śmiechem i dobrze, że byli już poza terenem zabudowanym, bo mogłaby tym kogoś obudzić. - Serio? Ty, ale może to jest jakiś pomysł? Może trzeba zadzwonić i się zapytać wróżbity jak sobie radzić z jet lagiem, skoro porady wujka google nie działają - odpowiedziała rozbawiona przyglądając mu się z uśmiechem na ustach. Nie uśmiechała się ostatnio zbyt często więc istniało prawdopodobieństwo, że będzie mieć przez to jakieś zakwasy. - Dziękuję, chociaż mam nadzieję, że kiedyś mnie zobaczysz wyspaną to dopiero będziesz zachwycony - zaśmiała się, bo no cóż, nie była teraz w swojej najlepszej formie. - Dalej myślisz o wyjeździe? - zapytała, chociaż chyba znała odpowiedź na to pytanie. Pewnie zadawała je mu prawie przy każdej rozmowie, żeby być może kiedyś sie zaskoczyć odpowiedzią.

Judah Hirsch
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Jeszcze niedawno najlepszym rozwiązaniem według Judaha był wyjazd. Przeżycie dwudziestu paru godzin w podróży, lot z dwoma przesiadkami w skrajnie odmiennych miejscach, ominięcie kilku stref czasowych, aż wreszcie postawienie stopy na rozgrzanej płycie lotniska w Cairns, skąd czekała go już tylko godzina drogi samochodem do wynajętego przez pośrednika mieszkania. Przeszło dwa tygodnie spędzone na miejscu udowodniły mu jednak, że wyprowadzka z deszczowego, o tej porze roku coraz bardziej ponurego Seattle nie była jedną z dobrych decyzji. Była za to decyzją podjętą w pośpiechu. Pod wpływem chwili, rozpaczliwej potrzeby dokonania w swoim czterdziestoczteroletnim życiu zmian i kierowania się głosem rozumu, podczas gdy serce podpowiadało mu, by został jak najbliżej Aurelie. Nie pozwolił mu kontrolować swoich działań z jednym wyjątkiem - gdy zamiast wyjechać bez słowa, do skrzynki na listy ich wspólnego mieszkania wrzucił kartkę z nazwą miejscowości, sugerując tym wprost, że będzie tam na nią czekać.
I czekał. Ba, doczekał się, po zaledwie szesnastu dniach widząc Aurelie pod swoimi drzwiami. I w trakcie jednej rozmowy pojmując, że tląca się jak dotąd nadzieja wygasła, jednoznacznie dając im do zrozumienia, że nic więcej z tego nie będzie.
Z dnia na dzień coraz lepiej to rozumiał. Z każdą rozmową z Zoyą - nawet jeśli nie wspomniał jej jeszcze o poprzednim związku, ani o wizycie Farrow na aborygeńskiej ziemi - pojmował coraz więcej, jednocześnie dochodząc do wniosku, że Australia też nie jest dla niego. Że jest tu równie nieszczęśliwy co w Seattle, że musi borykać się z problemami życia codziennego w ten sam sposób, w który musiał we własnym domu. Nie zrozumiał natomiast jednego - że ucieczką niczego nie zmieni.
Cichy śmiech wydobył się z jego gardła, gdy zlekceważył słowa Henderson, biorąc je za swego rodzaju żart. Na własne oczy zdążył zobaczyć kangury, koale, a nawet pierwszego pająka większego niż jego kot. Ale nie aligatory. Być może dlatego, że nie zapuścił się jeszcze w głąb miasteczka, zwiedzanie ograniczając do obszarów bliższych plaży, a być może przez łut szczęścia, którego zaślepiony własnym cierpieniem nawet nie dostrzegał. – Jesteś pewna? Jak dla mnie sen brzmi jednak trochę lepiej niż moje telefony – odparł, śmiejąc się pod nosem głównie dlatego, że sam na tym etapie gotów był oddać wiele, byleby tylko przespać kilka nocy pod rząd. Jak dotąd nie miał jeszcze ku temu okazji - na palcach jednej ręki mógł policzyć dni, w które sen przyszedł szybciej, niż się tego spodziewał, pozwalając mu przespać kilka godzin, aż wschodzące za horyzontem słońce rozświetliło niebo. – Myślisz, że wróżbita z własnym programem w telewizji ma lepsze rady niż setki tysięcy ludzi udzielających się w internecie? Chciałbym to zobaczyć – prychnął, kręcąc głową na boki. Będąc o krok od podejmowania coraz to głupszych decyzji, podpuszczanie go przez Zoyę, by o drugiej w nocy wydzwaniał do człowieka, który wierzy, że przepowiada ludziom przyszłość, nie mogło przynieść żadnych dobrych skutków.
W to akurat nie wątpię. Możemy się o tym przekonać wychodząc jutro na lunch. O ile nie masz jeszcze żadnych planów – chociaż chciał zabrzmieć tak, jakby była to niezobowiązująca propozycja, liczył, że Zoya się zgodzi. Że spędzą trochę więcej czasu razem, zanim... Judah wyjedzie. – Dalej chcesz mnie przekonać, żebym tu został? – odbił zręcznie piłeczkę z pytaniem, przerzucając odpowiedzialność udzielenia odpowiedzi na kobietę. – Jeszcze chwila i zacznę myśleć, że wcale nie chodzi o pokazanie jak piękne jest Lorne Bay i jak dobrze się tu żyje. Przyznaj się Henderson, będziesz za mną tęsknić – ostatnie cztery słowa wyraźnie zaakcentował, pozwalając, by w międzyczasie na usta wkradł mu się niewinny uśmiech. – Mogę zabrać Cię ze sobą. Zaoszczędzę przy okazji na pocztówkach, bo będziesz mogła kupić je sobie sama.

Zoya Henderson
ambitny krab
no ja
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Czasem decyzje podjęte pod wpływem emocji wychodziły ludziom na dobre. Odrobina szaleństwa nie każdemu zaszkodzi, a czasem mogła nawet przynieść zbawiennie skutki. W końcu wiele można zyskać jak sie wyjdzie za swoją strefę komfortu i trochę do tego Zoya namawiała swojego nowego kolegę. Nie warto też było oceniać książki po okładce, może Lorne Bay w oczach mężczyzny nie było jeszcze spełnieniem jego marzeń, ale kto wie co wydarzy się za tydzień czy dwa? Warto było dać temu miejscu szansę i Zoya w to naprawdę i z całego serca wierzyła. - Nie ma się tu co śmiać - powiedziała ale sama trochę się rozbawiła obserwując jego reakcję. - Aligatory to poważne zagrożenie, obyś żadnego nie spotkał na swojej drodze - ona na przykład większy problem miała z pająkami, które były tak obrzydliwe, że nie mogła tego znieść. Brak tych potworów był jednym z plusów mieszkania w Londynie, ale tylko jednym z niewielu. - Gdybym rzeczywiście mogła spać to może... wiesz mam już swoje lata, ale nie mam ich na tyle, żeby nie wiedzieć jak się w razie co wycisza telefon - gdyby nie chciała z nim rozmawiać, to by po prostu nie odbierała, wyciszyłaby dźwięk, albo całkiem wyłączyła komórkę i tyle. - Jak na razie nie mam z tym problemu, więc jeżeli kiedyś nie odbiorę to istnieje dość spore prawdopodobieństwo, że coś mi się stało - albo, że w końcu udało jej się porządnie zasnąć, ale w to chyba na razie nie wierzyła. Mieszkając przez ścianę z seryjną morderczynią, zdecydowanie ta pierwsza opcja była bardziej prawdopodobna. - No na bank, typ ma pewnie te słynne trzecie oko, czy co oni tam mają - zaśmiała się, ale chyba byłaby na jego miejscu już skłonna spróbować różnych rzeczy. Na przykład znaleźć dżina, tak jak w wiedźminie to było. - Wierzysz, że ludzie mają jakieś takie nadprzyrodzone zdolności? Nie mówię tu oczywiście o wróżbitach z telewizji - bo akurat to była ściema na maksa. Ona pewnie sądziła, że istnieją ludzie, którzy mają jakąś większą wrażliwość i silniejszą intuicję i może potrafią wyczuć jakieś niebezpieczeństwo. Jak Spiderman.
Spojrzała na niego z uśmiechem i kiwnęła głową. Może nawet, by się zarumieniła, ale było ciemno więc i tak, by tego nie zauważył. - Jasne, możemy iść... nawet jak miałam jakieś plany to właśnie je zmieniłam - będzie musiała sie tylko wyrwać z pracy na trochę, a patrząc na jej obecną sytuację to zdawała sobie sprawę, że wyjdzie jej to na lepiej. Im mniej czasu będzie spędzać w towarzystwie Logana tym pewnie lepiej, nawet jeżeli tęskniła za ich spotkaniami i chciałaby żeby wszystko było jak dawniej. - Oczywiście, że tak. Nie mam zbyt wielu chętnych na nocne spacery - odpowiedziała bez cienia zażenowania, bo nie widziała w tym nic złego. Tęskniłaby za nim, bo zdążyła się już trochę przywiązać przez te dwa tygodnie. - I nie udawaj, że Ty byś nie tęsknił za mną, bo po dwóch tygodniach w jakimś dziwnym, ponurym miejscu wracałbyś do Lorne Bay w podskokach tylko po to żeby ze mną iść na lunch - zażartowała sobie, chociaż miała trochę nadziei, że tak by było. Chciała być dla kogoś ważna, szczególnie teraz gdy przez Blackwella jej samoocena spadła na samo dno i czuła się prawie nic nie warta. Całe szczęście udawało jej się ukrywać te swoje ponure myśli pod maską pozornej pewności siebie i humoru. - Naprawdę? I gdzie byś mnie zabrał? - Zapytała zerkając na niego z uśmiechem. Pewnie gdyby to wszystko było o wiele łatwiejsze to byłaby skłonna rzeczywiście wyjechać. Na chwilę, bo szybko, by zatęskniła za rodzinnym miasteczkiem. - Usiądźmy tam sobie - powiedziała i złapała go pod rękę żeby go poprowadzić w stronę odpowiedniego miejsca, gdzie w końcu usiadła tyłkiem na piasku. - Zapalisz? - Nie była egoistką i jak już wyciągnęła paczkę papierosów to go poczęstowała.

Judah Hirsch
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Potrafił zrozumieć, co kierowało Zoyą. Dlaczego chciała go przekonać do Lorne Bay, dlaczego z uporem maniaka poświęcała tyle wolnego czasu, by poznał miasto lepiej, dowiedział się o nim czegoś więcej i pokochał taką miłością, jaką od lat darzyli je mieszkańcy z większym stażem. Potrafił dostrzegać nawet wymieniane przez nią plusy, potrafił wyobrazić sobie siebie w tym miejscu za pięć lat, żyjącego w domku bliżej plaży, z pierwszą własną restauracją na zupełnie nowym kontynencie. Nie było to wyolbrzymienie - niemal od samego początku Judah potrafił to wszystko zrobić, na swój własny sposób tłumacząc powody nadzwyczajnej determinacji Zoyi, której on, w stosunku do drugiego człowieka, biorącego pod uwagę przeprowadzkę do Seattle na stałe, nigdy by nie miał.
Problem leżał jednak nie w tym, że nie chciał, nie umiał lub nie próbował spojrzeć na to wszystko z perspektywy Zoyi, a że zwyczajnie nie chciał. Na równi z jet lagiem jego życiem kierowała niechęć - do australijskiego klimatu, wysokich temperatur, wielkich pająków i spotykanych na drodze aligatorów. I choć tych ostatnich na własne oczy nie widział, nie zdając sobie sprawy z istniejącego zagrożenia (nie bez powodu przecież głupio się uśmiechał, milczeniem podsumowując słowa Zoyi), licznie wymieniane przez Henderson podczas ich rozmów plusy były niczym w porównaniu do wymyślonych przez niego minusów. Na chwilę obecną nic więc nie było w stanie zmienić jego zdania - nie, gdy zaledwie kilka dni wcześniej żegnał Aurelie w drzwiach nowego mieszkania, czując gorycz większą niż w momencie, w którym z pozoru idealny, zmierzający w dobrą stronę związek rozpadł się na jego życzenie.
Uważać na aligatory, będę pamiętał – odparł, śmiech zmieniając w przyjazny uśmiech, tak by nie mogła mu więcej zarzucić, że bagatelizuje wyjątkowo realny problem. – Czyli jak kiedyś nie odbierzesz, mam ściągać pod Twoje mieszkanie cały zastęp straży pożarnej i wszystkich pracujących w tym mieście policjantów? O tym też nie zapomnę – żartował! Żeby to podkreślić, głośno się zaśmiał, tym bardziej, że... zaraz potem przeszli do tematu wróżbity i nadnaturalnych umiejętności, nad którymi nigdy przesadnie się nie zastanawiał. – Nie. Chociaż nie, nie wiem. Wywoływanie duchów się liczy? – wypalił nagle, pewnie ze względu na ostatnio obejrzane odcinki Zaklinaczki duchów, których powtórki też musiały lecieć w nocnym paśmie na jednym z podstawowych kanałów telewizyjnych, które Judah miał w swoim mieszkaniu. Inaczej nigdy by na to nie wpadł.
Nie wpadłby też na propozycję lunchu, gdyby nie... – Tak? – poprzednie słowa Zoyi. I choć liczył, że kolejne popołudnie również spędzi w jej towarzystwie, mimo wszystko nie spodziewał się tak szybkiej odpowiedzi. Ba! W myślach powoli przygotowywał już pokaźną listę argumentów za tym, żeby olała pracę lub inne, ustalone wcześniej plany, zamiast tego poświęcając mu trochę więcej czasu, zanim zdąży wyjechać. I zatęsknić, to oczywiste. – Może po dwóch tygodniach nie, aleee... trzech? Góra czterech! – szeroki uśmiech wykrzywił twarz Judaha, gdy chwilę później usiadł tuż obok Henderson na piasku i kręcąc na boki głową odmówił papierosa. – Nie wiem jeszcze najdroższa, musimy zadzwonić do wróżbity, żeby coś nam zaproponował. Chociaż ostatnio rozważałem Wyspy Zielonego Przylądka albo Grenlandię. Myślisz, że da się tam wytrzymać zimą? – choć nadal żartował, przez jego słowa przebił się cień prawdy - gdyby rzeczywiście za jakiś czas miał wyjechać, na ten moment nie miał wyznaczonego planu dokąd. Brak snu, jet lag i ostatnie spotkanie z Aurelie sprawiły, że żadne miejsce na świecie zdawało się nie dać mu ponownie utraconego niedawno szczęścia.

Zoya Henderson
ambitny krab
no ja
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya pewnie trochę też widziała, że po prostu jest do tego wszystkiego negatywnie nastawiony i zamiast wymyślać rzeczy, które mu tu nie pasują, to powinien sie nieco bardziej otworzyć na te miłe rzeczy, które mogłyby go tu spotkać. W końcu poznał tu ją, więc już powinien to miasteczko wychwalać pod niebiosa, bo w innym miejscu świata nie miałby tyle farta. A ona była naprawdę wdzięczna losowi, że jej podrzucił Judaha pod nogi, akurat w takim momencie życia. Potrzebowała kogoś z kim będzie mogła po prostu siedzieć i rozmawiać o sprawach łatwiejszych i trudniejszych. Czasowo zgrali się idealnie, bo gdyby nie miała swoich problemów ze snem, to pewnie nie byłaby aż tak chętna na nocne spacery, prędzej zostałby im telefon, gdzie kazałaby mu opowiadać swoje życie i zasypiałaby wsłuchując się w ton jego głosu.
- Tak, właśnie tak powinieneś zrobić - zaśmiała się - ale tak w razie, gdybym jednak była cała i zdrowa to wybierz tylko tych co przystojniejszych strażaków i policjantów - dodała dalej nieco rozbawiona. - Możesz też zadzwonić wtedy do wróżbity i zapytać czy Twoja koleżanka zza ściany żyje czy nie, może będzie wiedzieć - tak jeszcze w temacie wróżbity Macieja. - Pewnie się liczy - kiwnęła głową. - Czyli wierzysz w duchy? - To było ciekawe. Zoya w sumie sama nie wiedziała, chociaż chyba dla własnego spokoju wolałaby sądzić, że nie ma czegoś takiego jak duchy. Nie była też jakoś wybitnie religijna, żeby sądził, że jest jakieś niebo, piekło czy coś w tym stylu. Chyba była zwolennikiem tego, że gdy się umiera to po prostu Cię nie ma i tyle. Puff i znikasz.
- Tak, a czemu jesteś taki zdziwiony? - Zapytała uśmiechając się. - Lubię jeść w dobrym i bezstresowym towarzystwie, bo nie chcę się nabawić wrzodów, więc lunch z Tobą brzmi lepiej niż obiad w socjalnym z całą bandą współpracowników - w sumie sama nie wiedziała czemu mu się właściwie tłumaczy. Może nie chciała wyjść na jakąś desperatkę co rzuca wszystkie swoje plany dla znajomych. - Czterech!? Nie ma takiej opcji... przy trzech już, by Cię bolało serduszko - zaśmiała się, ale cóż, ona pewnie, by tęskniła i nalegała na to, żeby jej wysyłał jakieś zdjęcia z miejsc, w których był i za każdym razem, by starała się mu je obrzydzić porównując do tego wspaniałego miasteczka, w którym się teraz znajdowali.
- Nie, myślę, że tak ważnej rzeczy, bym nie zostawiała w rękach wróżbity i chociaż Afryka brzmi dość kusząco, to jednak Greenlandia wydaje mi się być ciekawsza - w końcu Zoya większość swojego życia spędziła w upalnej Australii, fajnie byłoby zobaczyć jakieś chłodniejsze miejsca. - A co byś powiedział na Wyspy Owcze? Słyszałam, że to piękne miejsce... chciałabym w ogóle mieć kiedyś możliwość założyć prawdziwą zimową kurtkę i mieć takie typowe święta Bożego Narodzenia, jak te w filmach, wiesz ze śniegiem i całą resztą - w Australii święta wypadały na środek lata więc było trochę ciężko o taki typowy klimacik.

Judah Hirsch
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Choć w ciągu czterdziestu czterech lat swojego życia Judah wyjątkowo często przybierał na twarz maskę, skrywając pod nią to prawdziwe oblicze, dość szybko zauważył, że w towarzystwie Zoyi nie musi tego robić. Przy niej czuł się swobodnie. Nie musiał niczego ukrywać, nie czuł potrzeby by coś przed nią zatajać. Gdy chciał się z czegoś śmiać - śmiał się. Gdy chciał przeklinać ruch lewostronny i jeżdżących zdecydowanie za wolno Australijczyków - przeklinał. Gdy pojawiało się zwątpienie - mówił o nim otwarcie. Nie krył prawdziwych uczuć za fasadą zadowolonego z podjętej decyzji człowieka, któremu zaklimatyzowanie się na oddalonym o tysiące kilometrów od Seattle kontynencie przyszło łatwo.
Był przy niej sobą.
A jednak na pytanie o duchach odruchowo pokręcił na boki głową, za głupotę uznając to, że w wieku czterdziestu czterech lat nadal w nie wierzy. – Nieeeee – odparł więc, siląc się na sztuczny uśmiech, gdy spojrzeniem napotkał uważny wzrok Zoyi. – No dobra, wierzę. Tak trochę. Ale tylko trochę! – zarzekł się z nadzwyczajną powagą w głowie, delikatnie trącając ją łokciem w ramię. Zanim jednak zrobił to mocniej, jednocześnie pozwalając, by usta wykrzywiły się wreszcie w prawdziwym i szerokim uśmiechu, musiał zapytać Henderson o to samo. – A Ty wierzysz? Wiesz, w takie duchy, które zostawiają otwarte szafki i straszą zawsze wtedy, gdy akurat zostałaś sama w domu? – głupi uśmiech, z którym zwrócił się do Zoyi musiał wystarczyć, by nie wzięła jego pytania na poważnie. Bo nie pytał na poważnie. Nie był nawet do tego pewien czy chce, by sama Zoya jego odpowiedź na zadane wcześniej pytanie odebrała właśnie w ten sposób, uznając że facet, który miał na koncie dwa rozwody, dopiero co nieudany związek i trójkę dzieci na innym kontynencie, sam zachowując się niczym dziesięcioletni chłopiec wierzył jeszcze w duchy.
Dlatego uśmiechał się - cały czas. Po chwili i tak miał już do tego powód, gdy Henderson zgodziła się wyskoczyć z nim na lunch. – Dobrym i bezstresowym towarzystwie, huh? Nie dlatego, że byłby to lunch ZE MNĄ? I wybacz najdroższa, ale jakie LEPIEJ? Wbijasz mi nóż prosto w serce, auć – chcąc pokazać, że to co powiedziała naprawdę mogło go zaboleć, dodając do swoich słów odrobiny dramatyzmu dłoń ułożył na klatce piersiowej, gdzieś na wysokości rozpadającego się na małe kawałeczki serca. – Wiesz co Zoya, mogłabyś wreszcie przyznać, że nie ma w tym mieście lepszego towarzystwa niż moje. Ile my się znamy? Dwa tygodnie? Przecież to prawie całe życie – jęknął wyraźnie niezadowolony, marszcząc przy tym brwi, jednak wystarczyła krótka chwila, by znów się uśmiechnął. – Dobra, niech będą trzy tygodnie. Tylko pamiętaj o nich jak już wyjadę, bo po dwudziestu jeden dniach będziesz musiała odebrać mnie z powrotem z lotniska – czy rzeczywiście wracałby do Lorne Bay po kilku tygodniach w innym miejscu? Nie potrafił tego przewidzieć. Nie wiedział, czy w innym kraju i na innym kontynencie byłoby mu lepiej niż w upalnej nawet o tej porze roku Australii. Wiedział za to jedno - że nigdzie indziej poza Seattle, Lorne Bay i kilkoma izraelskimi wioskami nie ma czekającej na niego rodziny. A żadne z tych miejsc nie było w oczach Judaha tym, w którym chciał zostać na dłużej.
Niech więc będą Wyspy Owcze – przytaknął, z cieniem uśmiechu przyglądając się rozmarzonej Zoyi. – Możemy polecieć tam na święta. Albo po świętach, bo jeśli nie wrócę do Seattle na Chanukę i świąteczną kolację mojej matki będzie próbowała mnie zabić. Już i tak chciała to zrobić, gdy usłyszała, że wyjeżdżam – dodał niemrawo, przypominając sobie reakcję Rachel, kiedy w ich rozmowie padło po raz pierwszy słowo wyprowadzka. – Ale jeśli będziesz chciała zostać tam na stałe, to jeszcze Ci przypomnę kto jako pierwszy chciał porzucić Lorne Bay – i kto z ich dwójki narzekał na życie w Australii więcej niż wszyscy mieszkańcy razem wzięci. – Zostaniemy na wschód słońca? – dopytał po chwili, zerkając na przejaśniające się niebo z nadzieją, że kiedy na plażę zjadą się turyści, on będzie mógł wreszcie normalnie zasnąć.

Zoya Henderson
ambitny krab
no ja
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Pokręciła głową. - Nie, nie wierzę w coś takiego... w sensie nie w takiego rodzaju duchy - wydawało jej się, że takie rzeczy istnieją tylko na filmach i w powieściach. - Ale myślę, że duchy mogą istnieć i czasem można wyczuć ich energię. Moi rodzice zmarli jak byłam mała i lubię myśleć, że może są gdzieś w pobliżu i załamują ręce patrząc jak potrafię sobie spierdolić życie na każdym kroku - rzuciła z uśmiechem na ustach, może to było głupie i naiwne, ale gdy była mała to wszyscy jej mówili, żeby pamiętała, że jej rodzice zawsze z nią będą, nawet jeżeli nie żyją i, że patrzą na nią z góry trzymając kciuki żeby wszyscy poszło tak jak sobie to zaplanowała. Gdy kończyła szkołę, czy studia na Oxfordzie to naprawdę chciała wierzyć, że gdzieś tam istnieją i są z niej teraz dumni.
- OKEJ, OKEJ! Oczywiście, że z TOBĄ będzie lepiej, właśnie dlatego, że będzie z TOBĄ - zaśmiała się, lubiła z nim spędzać czas, nawet jeżeli mieliby porozmawiać o najnowszych wróżbach, może powinni zainwestować w kilka gazet i czytać sobie wzajemnie horoskopy. Szczerze mówiąc Henderson bardzo obawiała się tego momentu, w którym Judah przyzwyczai się już do innej strefy czasowej, a ona dalej będzie cierpieć na bezsenność. Co wtedy? Zostanie sama włócząc się po nocach jak cień, albo jeden z tych duchów, o których wcześniej rozmawiali. - Żebyś wiedział, dla takiej muszki owocowej to rzeczywiście prawie całe życie - powiedziała starając się zachować powagę, ale ciężko jej to szło. - No widzisz i Ty chcesz mnie tu zostawić pozbawiając tego najlepszego towarzystwa w mieście... how dare you - spróbowała jego słowa przechylić na swoją korzyść. - Zaznaczę sobie w kalendarzu i ustawię przypomnienie, od razu też zacznę robić karton powitalny z Twoim imieniem - Zoya miała dobrą pamięć tym się nie musiał martwić! Gdyby się zobowiązała do odebrania go z lotniska to bankowo, by to zrobiła.
- Możemy polecieć na sylwestra, albo kiedykolwiek... nie mam na razie żadnych planów na przyszłość więc dostosuje się do Ciebie - co było trochę smutne, ale już trudno. Zoya nie chciałaby spędzać świąt z własną rodziną, nienawidziła swojego wujka i wiedziała, że będzie super dziwnie. Mogłaby równie dobrze gdzieś wyjechać, zaszyć się na końcu świata i spędzić ten czas w spokoju. - Jasne, jasne... wtedy nie będziesz chciał tego mi przypominać tylko siedzieć tam ze mną - pogroziła mu palcem. - Jasne, zostańmy - pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz przyszło im przywitać nowy dzień siedząc na plaży po nieprzespanej nocy. W takim towarzystwie jednak kolejne godziny bez snu nie były jej straszne.

2xzt

Judah Hirsch
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ