30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
Już chciała zacząć protestować. Że jego matka patrzyła na nią, a nie na niego z jakąś panną i że to spora różnica, ale nie. Zamilkła. Kącik ust drgnął jej w rozbawieniu i naprawdę niewiele brakowało, żeby się po prostu roześmiała, ale nie. Udało jej się powstrzymać od śmiechu – Przyjrzeć, popodziwiać… tak, zdecydowanie podoba mi się to, co widzę. – zażartowała, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Pogodnym, radosnym… jakby naprawdę wszystko było dobrze. Chociaż przez chwilę! Nawet jeśli nie miał pewności, czy jej spokój i radość były naturalne, czy wynikały ze wspomagania farmakologicznego – i tak wyglądała na szczęśliwą, a to chyba dobrze.
Co do Aurelie… no cóż, Josephine Alderidge nie była najlepsza w dawaniu miłosnych rad, więc tego nie robiła. Zamiast tego zmniejszyła dystans między nimi i zbliżyła się do męskiego policzka – Ogarniesz to – zapewniła bez cienia wątpliwości, bo naprawdę w niego wierzyła. W niego i w to, że poradzi sobie z tym całym bałaganem emocjonalnym, które wzbudzają uczucia i związki. Na co to komu? Musnęła przelotnie i po przyjacielsku jego policzek, okazując swoje wsparcie i uśmiechnęła się do niego najładniej jak potrafiła.
- Lecimy do Meksyku. – niby tylko żartowali, ale jakiś głosik z tyłu głowy Josephine mówił jej, żeby to zrobić… żeby po prostu sprawdzić loty, bilety i je kupić. Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie… szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu. Tak jak romantyczna wycieczka do Paryża, ta… no cóż. Chyba tak bardzo się na niej skupiła i zawiesiła, że miał kilka sekund przewagi.
- Ej! – bo jak to tak? A co z tym, że dziewczynom ustępuje się pierwszeństwa i tak dalej? Ale już się nie ociągała. Odrzuciła na piasek okulary przeciwsłoneczne, zabrała swoją maskę z płetwami i ruszyła za Judahem, wpadając do wody tuż za nim. A właściwie to wpadając na niego. Krótkim uwaga ostrzegła i jak gdyby nigdy nic wskoczyła mu na plecy, oplatając nogami w pasie i wskazując kierunek, w którym powinien ruszyć do tej wody. Na szczęście była drobna, nie powinien mieć problemów z podniesieniem jej ani z utrzymaniem równowagi – Oboje nie chcemy tu być, ale jesteśmy… nie wiemy na jak długo, ale korzystajmy z tego. To Australia, nawet jeśli jest tu dopiero początek wiosny to… korzystajmy z wakacji. – zaproponowała swobodnie i tak, czy mógł być bardziej wakacyjny obrazek niż oni teraz?


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Ogarnie to.
Zaledwie kilka tygodni temu nie był tego pewny. Nie wiedział, czy pozostałe po zakończonym związku piętno zdoła odejść w zapomnienie, zostawiając miejsce na nowe relacje i nowe znajomości. Nie potrafił wyobrazić sobie siebie szczęśliwego, chodzącego na randki, stawiającego drinki obcym kobietom poznanym kilka minut wcześniej w barze. Nie snuł planów, w których nie było Aurelie - nawet lecąc na drugi koniec świata zadbał o to, by i ona mogła polecieć za nim. By bez trudu wsiadła w samolot, odnalazła miasteczko, do którego przeprowadził się za bratem, by mogła zjawić się na nowo w jego życiu, zamieniając żywą i bolesną tęsknotę w szczęście, a przykre wspomnienia w nowe i radosne.
Teraz też nie był. Wiedział za to jedno - że musi ruszyć do przodu. Stawiał więc drinki poznanym w barze blondynkom, udawał przed nimi szczęśliwego, rozważał powrót do randek. Wypełniał swój wolny czas zwiedzaniem miasteczka, poznawaniem okolic, korzystaniem z wakacji. Tak jak i teraz korzystali razem z Josephine. Z wakacji. Które w rzeczywistości wakacjami nie były nawet przez moment.
Tak. Jutro? Czy pojutrze, żebyś zdążyła wziąć wolne w pracy? – nadal tylko się śmiał, sprawiając wrażenie jakby żartował, ale przez jego głowę też przebiegła podobna myśl. Żeby wyjechać, zobaczyć nowe miejsce, być może wreszcie zdecydować, czy prowadzony aktualnie tryb życia mu odpowiada, czy zanim zostanie gdzieś na dłużej chce zwiedzić więcej różnych zakątków świata. Nie przeszkadzałby mu nawet powrót do Stanów, gdyby w grę wchodziło zobaczenie innych miast. Nowego Orleanu, Houston w Teksasie czy chłodnego i szarego w porównaniu do Los Angeles, Anchorage na Alasce. Najbardziej przypominającego ich Seattle.
Na moment jednak zapomniał o wyjeździe, o problemach, o ciążącej nad jego głową decyzji. Ruszył biegiem w stronę morza, nie dając Josephine szansy na wygraną, gdy zatrzymał się dopiero przy brzegu. Wtedy, gdy biorąc Judaha z zaskoczenia wskoczyła mu na plecy, dając mu przy tym okazję do narzekania na swój wiek, do teatralnego odgrywania roli starego człowieka. – Jeśli będziesz tak skakać, to wylądujemy na sorze, a nie w Meksyku – rzucił, zachowując przez krótką chwilę powagę, by po jakimś czasie roześmiać się głośno i złapać Josephine za nogi, próbując utrzymać ją na plecach, w miarę jak stawiał kolejne kroki wgłąb morza. I słuchał jej kolejnych słów. – Nie przyjechałem tu na wakacje, Josie. Przyjechałem tu na stałe – oznajmił nagle, po raz pierwszy mówiąc to na głos. Po raz pierwszy przyznając się komuś, że przywiezione do Australii walizki z rzeczami nie miały mu starczyć na kilka miesięcy urlopu, a kilkanaście kolejnych lat. Spędzonych właśnie w tym miejscu - w niewielkim Lorne Bay na wschodnim wybrzeżu zupełnie innego kontynentu. – Nie mów Jacobowi – i tak jak ją poprosił, by dla siebie zachowała to, czym się z nią podzielił, tak sam więcej nie poruszył tego tematu. Nie czuł potrzeby - zwłaszcza, gdy miał przed sobą perspektywę korzystania z tych wakacji.

zt x2

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
ODPOWIEDZ