30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
To uczcie, gdy nie możesz wrócić do domu, ale dom wraca do ciebie…
Chociaż jego namiastka!
Tak się właśnie czuła, gdy dowiedziała się, że w Lorne Bay pojawił się starszy brat Jacoba. Jeszcze przed przeprowadzką, jeszcze zanim zmieniła nazwisko, a jej relacje z aktualnym mężem zaczynały po prostu wychodzić na prostą i zachłysnęła się tym, że może być zwyczajnie dobrze – złapała z Judahem dobry kontakt. Może połączyło ich to małżeństwo, które mieli zawrzeć zdaniem obsługi jednego ze sklepów jubilerskich w Seattle, a może po prostu tak miało być. Czasami tak jest, że dwójka ludzi nadaje na jednych falach. Tak było właśnie z nimi.
Dlatego, gdy go pierwszy raz tutaj zobaczyła – rzuciła mu się na szyję i przez chwilę, naprawdę długą i naprawdę wymowną chwilę, nie chciała puścić. Jakby każda komórka jej ciała krzyczała by zabrał ją ze sobą do Seattle, bo przecież miał wrócić, prawda? Tak twierdził, a ona nie miała powodu by mu nie wierzyć. Każdy zasługiwał na urlop, a jeśli twój brat wyprowadza się na drugi koniec świata to aż głupio byłoby nie skorzystać z okazji i nie pobyć w pięknym miejscu.
Bo w Lorne Bay było pięknie, nie można było negować. Można było o tym miejscu powiedzieć wiele, ale akurat nie to. Zwłaszcza dla kogoś, kto wiele czasu spędzić w ponurym Seattle.
- I dlatego właśnie dzisiaj będziemy nurkować! – zareklamowała się, gdy tylko Judah wszedł do jej auta, a ona mu wytłumaczyła, że muszą korzystać z tych wspaniałych warunków przyrody i że ostatnio dowiedziała się, że w okolicy jest przepiękna rafa koralowa. A skoro tak to hej – dwa razy nie można jej było tego powtarzać – Nie patrz tak na mnie… możemy później iść pić. Właściwie to nawet o tym myślałam, żeby po prostu znaleźć jakiś domek przy plaży i tam przenocować, więc wieczorem będzie można imprezować. Niedaleko tego miejsca są naprawdę fajne bary na plaży. – wyglądało na to, że Josephine wszystko zaplanowała i hej… to źle? Czego się nie robi, żeby nie siedzieć w pustym mieszkaniu, a skoro jej dyżury z mężem tak mocno się mijały to musiała znajdować sobie jakieś zajęcie. No i musiała polubić to miejsce! A jak to zrobić lepiej niż korzystać z jego niewątpliwych plusów? – Także mam nadzieję, że nie masz planów na wieczór, Hirsch. – poprawiła na nosie okulary przeciwsłoneczne, spojrzała na przyjaciela i uśmiechnęła się do niego promiennie.


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
— 3 —
Dwadzieścia cztery stopnie w Australii nie równały się dwudziestu czterem stopniom w Seattle. Tutaj, zwłaszcza dla nieprzyzwyczajonego do takich temperatur Judaha, było gorąco. Nawet w samym środku zimy. Tak, w Australii przecież nadal była zima - czego swoją drogą Hirsch po dziś dzień nie mógł zapamiętać. Rozmawiając przez telefon z matką prawie za każdym razem łapał się na tym, jak bardzo narzeka na zmianę pogody, doskwierający upał i niewielką ilość deszczu, nie zdając sobie przy tym do końca sprawy, że to dopiero początek tego, czego miał doświadczyć mieszkając tu dłużej. Pół roku. Na tyle przecież wynajął mieszkanie.
I choć pół roku miało minąć dopiero za nieco ponad pięć miesięcy, bo odkąd jego stopa stanęła na nagrzanej od słońca płycie lotniskowej w Cairns upłynęły zaledwie dwa tygodnie, nie było dnia, w którym nie bił się z myślami, czy tę decyzję też mógłby dorzucić do listy tych błędnych, których nauczony doświadczeniem prawdopodobnie nigdy więcej by nie podjął. W swoim życiu żałował w końcu tak wielu rzeczy, że kolejna z nich nie robiła mu już różnicy.
Nie żałował natomiast znajomości z Josephine. Nie żałował tego, jak bliska ich relacja się stała jeszcze przed jej ślubem z Jacobem czy ich wspólnym wyjazdem do Australii. Nie żałował tego, że mając najbliższych tak daleko, ona była w zasięgu ręki. Lub jednego telefonu - bo dokładnie tyle wystarczyło, by bez typowego dla siebie narzekania Judah zamknął na klucz mieszkanie i kilkanaście minut później wsiadł do jej auta jako pasażer. A być pasażerem nienawidził nawet bardziej niż tego, że w Australią rządził ruch lewostronny.
Nie masz za grosz litości, Josephine – zdarzało mu się mówić do niej najdroższa ze zwykłego przyzwyczajenia, zwłaszcza odkąd wokół siebie nie miał ani jednej osoby z Seattle, do której mógł się w ten sposób zwracać, ale... ale no właśnie. To określenie ani trochę nie pasowało mu do Posy. Co innego jej pełne imię - i nie obchodziło go czy je lubi, czy wręcz przeciwnie, czy powtarzając je tak poważnym tonem dostanie od niej pięścią w ramię. I tak to robił. – Nie wiem o czym do mnie mówisz. Imprezy? Noc poza domem? W TYM WIEKU? Bój się Boga, Hirsch – w ten sposób za to zwracał się do niej celowo, gdy i ona nie używała jego imienia. I nie, nie brzmiało mu to dziwnie - zupełnie tak, jak przyzwyczaił się już mówić po nazwisku do Jacoba, nawet gdy do samego zdania zmuszony był dorzucać jakieś brzydkie rzeczy. – Na wieczór planów nie mam. Ale mam na środę. Muszę odebrać sierściucha z kwarantanny, chcesz pojechać ze mną? – wystarczająco dużo przeklinał jeżdżenie po lewej stronie drogi czy samą kwarantannę dla przywożonych z zagranicy zwierząt, żeby tym razem każde niecenzuralne słowo zachować już wyłącznie dla siebie. – I błagam, nie mów mi, że naprawdę jedziemy nurkować. Nie zdążyłem wydziedziczyć Taylora, nie mogę jeszcze umierać.
Tak. Były sprawy ważne i ważniejsze, a Judah... Judah nadal był sobą. Nawet na innym kontynencie.

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.

[akapit]

Rozłożyła bezradnie ramiona, uśmiechając się pogodnie, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Josephine miała dzisiaj doskonały humor. Jego towarzystwo? Wizja spędzenia dnia na plaży? Ich plany na wieczór? A może wreszcie odważyła się wypisać sobie receptę na antydepresanty, które pozwalały jej na świat patrzeć trochę bardziej… pozytywnie? Nie wiemy. I tak szybko się nie dowiemy, ale sens jest taki, że panna Alderidge, tfu… pani Hirsch była w doskonałym nastroju.

[akapit]

- Prawda… nigdy nie uchodziłam za szczególnie litościwą. Niektórzy twierdzą nawet, że jestem wredną suką, więc kto wie może mają rację. – rzuciła swobodnie, nie przestając szczerzyć zębów w szerokim uśmiechu. Na pewno ostatnią rzeczą, na którą mogła mu zwrócić uwagę to forma, w której się do niej zwrócił. Zresztą przywykła do Josephine, lubiła swoje imię… nowe miejsce zamieszkania, nowe życie i koniec z Posy. Mogło być i tak! – Spokojnie Hirsch… rozumiem, że w twoim wieku to prawie jak jedną nogą w grobie, ale ja tam ciągle jestem młoda. Piękna, młoda i chce się bawić. – kącik ust drgnął jej wymownie, bo znał ją wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że tylko głupio sobie żartowała – A jak dostaniesz zawału to nie martw się, pomogę ci! – zapewniła.

[akapit]

A sierściuch! Wspaniale! – Co prawda do środy tu zostać nie możemy, bo mam dyżur, ale po nim mogę z tobą jechać. Lubiłam tego śmiesznego potwora. Jestem ciekawa jak mu się spodoba… mam nadzieje, że nic go nie zje. Swoją drogą ostatnio w domu spotkałam tego wielkiego pająka. Wiesz tego zupełnie niegroźnego, ale jest ogroooomny… słowo honoru, że ten kraj mógłby być rajem na ziemi, gdyby nie te potwory. – na szczęście były firmy, które zajmowały się opryskami i dezynsekcją, nawet taką z pająków. Nie miała żadnych problemów z dzwonieniem do nich nawet w środku nocy… nawet jeśli uchodziła przy tym za amerykankę-wariatkę, trudno!

[akapit]

- I oczywiście, że jedziemy. Chociaż będzie to bardziej snorkeling niż nurkowanie, bo faktycznie… mógłbyś w swoim wieku dostać zawału. – nie mogła sobie odmówić małej złośliwości, zerkając na przyjaciela. Bo tak, uważała Judaha za przyjaciela. Poniekąd też członka rodziny, a głównie przyjaciela – Ale kupiłam nam maski i płetwy… chcę popływać nad rafą, a ty czy chcesz, czy nie… musisz mi w tym towarzyszyć. I błagam, nie marudź! Jesteś za ładny, żeby marudzić.


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Cień uśmiechu przebiegł przez twarz Judaha, gdy słowa Josephine zbywał wymownym milczeniem. Sam nie mógł powiedzieć o niej niczego złego - pomijając to, że naprawdę nie miała dla niego litości - ale nie wątpił, że bywali i tacy, którym na myśl o jej osobie przez gardło z nadzwyczaj sporą lekkością przechodziło określenie wredna suka. – Może więc powinnaś mieć więcej znajomych w swoim wieku? Chyba że Australijczycy też nie są tacy chętni na imprezowanie poza domem i z trzydziestką na karku myślą już tylko o dzieciach i rodzinie? – Josephine natomiast - bazując na tym, na ile dobrze zdążyła poznać Judaha jeszcze w Seattle - powinna zdawać sobie sprawę z tego, że i on dokłada teraz swoją cegiełkę do wspólnego żartu, sięgając ironicznie do tematu jej wieku. Od wylotu z miasta, w którym oboje spędzili większą część swojego życia, styl życia Hirscha, pomijając wieczny jet lag, więcej niezdrowego jedzenia i chodzenie spać o jeszcze bardziej nieregularnych porach, nie zmienił się ani trochę. Nadal był w stanie wrócić do domu o piątej nad ranem, jeszcze nietrzeźwy i z nadzieją, że po drodze uda mu się zahaczyć o najbliższego kebaba. Kiedyś tylko zamiast tego najbliższego i z najlepszą oceną na google, zawsze padało na budkę Chandlera. – Jakiego, kurwa, pająka? – zmarszczył nagle brwi, spoglądając pytająco na Josephine, której baczny wzrok Judaha najwyraźniej nie obchodził, bo sama uparcie wpatrywała się w asfaltową drogę przed nimi. – Przecież jest cholerna zima, zimą powinny siedzieć w tych swoich dziurach i nigdzie nie wychodzić – jęknął głośno, przypominając sobie słowa jakiegoś miejscowego przewodnika, które wyczytał w internetowym poradniku dla turystów zainteresowanych przyjazdem do Australii. Czytając go kilka tygodni wcześniej, sam był jeszcze na tym etapie dziwnego podekscytowania związanego z przeprowadzką, którego nie były w stanie zniszczyć nawet artykuły o pająkach większych niż jego kot. – Nieważne, jeśli sierściuchowi coś się stanie, pozwę ten kraj. A w środę ja przyjeżdżam po Ciebie, nie będę więcej jeździć jako pasażer – mówiąc to uniósł do góry rękę, nie chcąc słyszeć sprzeciwu.
Czyli znowu jestem twoim drugim wyborem? Jacob ma dyżur, więc ja MUSZĘ? Łamiesz mi serce, Josephine, naprawdę. Na tysiące małych kawałeczków – chcąc brzmieć bardziej wiarygodnie opadł ciężko na oparcie fotela, dłoń układając na wysokości swojego złamanego serca. Choć złamane w istocie było - ale tym razem nie przez Posy. – Swoją drogą, jak się czujesz mając wreszcie to samo nazwisko co ja? I jedna trzecia Seattle? – wtrącił, nawiązując do rozmiarów ich rodziny, która w ciągu następnych stu lat rzeczywiście z dużym prawdopodobieństwem mogłaby stać się jedną trzecią populacji całego miasta. – Daleko jeszcze? Bez urazy najdroższa, ale twoja jazda przyprawia mnie o mdłości.

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
Zaśmiała się w głos, jednocześnie kręcąc lekko głową. Wbrew pozorom Australijczycy byli bardzo zabawowi i właściwie nie mogłaby narzekać na brak towarzystwa do imprezowania. I poznawanie nowych ludzi szło jej zaskakująco łatwo! Tylko co z tego, gdy wolała już tych starych. No i skoro już o tym mowa… - Przecież setki razy powtarzałam ci, że wolę starszych panów. – zażartowała sobie, oczywiście jawnie i bezczelnie nabijając się z jego wieku. No i wieku jego brata! Gdyby była jeszcze bardziej złośliwa mogłaby wspomnieć o tym, że z ich grona to nie ona gustuje w chłopcach, ale no nie. Nie zrobiła tego! Powstrzymała się, więc może jednak miała odrobinę litości dla Judaha? Powinien ją bardziej doceniać.
- Uwierz mi, że wolałabym, żeby w nich siedziały… ten widocznie miał jakiś falstart. Zresztą skąd mogę wiedzieć? Nie znam się na pająkach. Ani na innych elementach australijskiej fauny i flory. No oprócz tego, że będziemy podziwiać rafę! I możemy spotkać zarówno żółwie jak i rekiny. Myślisz, że będziemy mieli szczęście? – zagadywała, zaoferowana tymi rozrywkami, które dla nich dzisiaj przygotowała i trzeba przyznać, że… naprawdę się na to wszystko cieszyła. I nie wyglądało na to by miała żartować, w którymkolwiek momencie. Także tym o rekinach!
- O nazwisku często zapominam. Mówią do mnie w szpitalu Doktor Hirsch i wiesz… nie za każdym razem uda mi się zorientować, że to chodzi o mnie. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu i zerknęła na Judaha – Więc… chyba jest dobrze. Nie wiem. Ale wiem, że na pewno nie łamię ci serca. Jestem pewna, że musiałeś się nasłuchać takich historii o tym, że jestem wariatką, że wcale ale to wcale byś mnie nie chciał! – żartowała sobie dalej, skręcając w mniej uczęszczaną drogę, która niewątpliwie prowadziła bliżej wybrzeża. W końcu zbliżali się do plaży, więc mógł przestać narzekać – Jestem świetnym kierowcą… przestań narzekać! Narzekanie jest dobre w Seattle, bo jest tam szaro, ponuro i wiecznie pada. Jesteśmy tutaj, masz długie wakacje… powinieneś być szczęśliwym człowiekiem! – powiedziała, co wiedziała… ta, która od kiedy się tu przeprowadziła wcale nie była szczęśliwym człowiekiem. Dzisiaj miała wyjątkowy dobry dzień. Wyjątek.


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Dlatego nadal się dziwię, czemu zamiast mnie wybrałaś Jacoba. On dopiero wkracza w swoje stare lata, ja mam już spore doświadczenie – skwitował, siląc się na poważny ton i poważną minę, które sugerować miały, że nie żartuje. Nie, ani trochę! – Jeśli nie przestaniesz się tak ekscytować, to dla mnie jedynym szczęściem będzie właśnie spotkanie tego rekina. Najlepiej żarłacza, dzięki temu nie musiałbym wracać więcej do Seattle – choć zacieśniająca się relacja z Josie momentami pozwalała mu sądzić, że stała mu się bliższa niż jego własny brat, nie wyznał jej jeszcze prawdy o tym, co w rzeczywistości stało za jego wyjazdem z wiecznie deszczowego miasta, w którym oboje spędzili większą część swojego życia. Tak naprawdę nie wyznał prawdy nikomu, fakt o złamanym sercu i problemach w związku z Aurelie zachowując wyłącznie dla siebie. Chcąc nie chcąc, w parze z tym szło również to, że... nie powiedział na ile chce tu zostać. Nie powiedział też, że zamiast krótkiego urlopu już dawno temu podjął decyzję o wyprowadzce, nie wiedząc na ten moment tylko jeszcze jednej rzeczy - gdzie zostanie na dłużej.
Nie powiedział - aż do teraz. I to zupełnym przypadkiem.
Śmiech Josephine rozproszył go jednak na tyle, by sam nie wyłapał własnej, niefortunnej wpadki. Nie podjął więc prób wyjaśniania tego, dlaczego wakacje w rzeczywistości nie są żadnymi wakacjami, ani skąd wzięła się nagła niechęć do Seattle. Zamiast tego - uśmiechnął się szczerze, na myśl przywołując jedne z wielu słów Rachel sprzed paru miesięcy. – Jedyne historie, w których byłaś wariatką, to te z ust mojej matki. Ale według niej każda kobieta, która nie ma w domu tory, modlitewnika i nie jest zainteresowana małżeństwem z młodym rabinem, jest wariatką. Więc... nie przekonała mnie. A ty nadal łamiesz mi serce – głośne westchnienie miało zobrazować, że jest postawą Posy szczerze rozczarowany. Na tyle szczerze, by przez moment nie móc jej spojrzeć w oczy; przez ten sam moment wzrokiem podążał za rozciągającym się widokiem na morze, do którego coraz bardziej się zbliżali. – Naprawdę nie rozumiem skąd w Tobie tyle entuzjazmu, Josephine. Jeszcze niedawno krzywiłaś się na wszystko, co związane z Australią. Może ta temperatura uderzyła Ci do głowy? Masz gorączkę? Daj, sprawdzę – jeśli chciała się od niego odsunąć, Judah wykazał się lepszym refleksem - dzięki temu chwilę później, niczym nadopiekuńczy rodzic, którym nigdy wcześniej nie był, przykładał dłoń do czoła Alderidge, kręcąc przy tym na boki głową. – Mam diagnozę - oszalałaś. Może jednak Rachel miała rację – sztuczne zmartwienie jeszcze przez chwilę wykrzywiało jego twarz, zupełnie tak, jak jeszcze przez chwilę przyglądał się Josie, wzrok odwracając dopiero wtedy, gdy zatrzymali się na parkingu przed wejściem na plażę.
To gdzie masz te płetwy? Chcę już zobaczyć tego rekina z bliska – i choć tym razem nie było wątpliwości, że Judah Hirsch żartuje, zanim wysiadł z samochodu posłał Posy szeroki, prawdziwie szczery uśmiech. Zwiastujący to, że jest już gotowy nurkować, oglądać rafę, a w najgorszym wypadku nawet umierać z przemęczenia. Wspomniana przez nich wcześniej starość rządziła się w końcu własnymi prawami.

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
Prychnęła rozbawiona – Bo w waszym przypadku ta liczba nie ma żadnego znaczenia! – bo może był starszy od swojego brata, a jej męża, ale chyba duchem pozostawał młodszy! Przynajmniej w ostatnim czasie, gdy Jacoba zwyczajnie nie potrafiła rozszyfrować, ale najwidoczniej potrzebował czasu by ogarnąć swoją obecność w Australii. Chociaż to ona nie chciała tu przyjeżdżać – w rezultacie odnalazła się lepiej – I dlaczego mam się nie ekscytować? Powinieneś być szczęśliwy, że ja jestem szczęśliwa… nawet jeśli to gówno prawda i po prostu zapisałam sobie zajebiście dobre antydepresanty! – wyrzuciła z siebie zupełnie tak jakby mówiła o kupnie nowej pary butów, która ja bardzo uszczęśliwiła. Żartowała? Nie żartowała? Prawda była taka, że nie zamierzała mu tego mówić, a z nią nigdy nie wiadomo. Może faktycznie była na prochach. A może miała po prostu dobry dzień.
- Twoja matka mnie uwielbia. Nawet jeśli wysłała mój porno filmik do byłej dziewczyny twojego brata… zaraz po tym jak weszła do jego mieszkania bez pukania. I była świadkiem rzeczy, których teściowa widzieć nie powinna. Uwierz mi na słowo. – zaśmiała się, dalej pozostając podejrzanie radosną i szczęśliwą. Miała jednak rację, co do Rachel – chociaż kobieta żałowała, że nie jest żydówką i nie dawała się nawrócić, to zakopały topór wojenny i pani Hirsch zdawała się ją polubić. Chociaż sama Posy trochę się jej jeszcze bała – I wcale nie oszalałam, może tu wcale nie jest tak źle? – dostał w łapska, gdy tylko wyciągnął je w jej stronę i chciał dotknąć jej czoła, nie pozwoliła mu na to. Za to nieprzerwanie się uśmiechała. Swoim najładniejszym uśmiechem.
- W bagażniku! I tak się teraz zastanawiam, Hirsch… czy ja już cię kiedyś widziałam bez koszulki? Czy to będzie nasz pierwszy raz? – zapytała, nawet nie siląc się na powagę. Otworzyła bagażnik auta i wskazała mu ich cały sprzęt na dzisiaj. Naprawdę była przygotowana! I jednocześnie sama chętnie wyskoczyła ze swojej koszulki, pozostając w jeansowych szortach i górze od bikini – Może naprawdę nie jest tu tak źle, co? – zapytała już chyba jednak trochę poważniej, zerkając na Judaha i tak… potrzebując potwierdzenia. Jej przesadny optymizm potrzebował ciągłego napędzania i zapewnień, że będzie dobrze. Musiało być dobrze.

Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Od dłuższego czasu żył nadzieją, że przeprowadzka do Australii nie okaże się równie złym wyborem, co każda podjęta w jego życiu decyzja, którą miniony czas i pojawiające się po drodze konsekwencje usilnie wciskały na listę tych, których drugi raz Judah nigdy by nie podjął. Żył nadzieją, że tu odnajdzie swoje szczęście; to, którego w pewnym momencie, na pewnym etapie jego życia, związku, etapie bycia dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem, po prostu zabrakło. Które nagle się skończyło, czyniąc z Hirscha ponurego i niezadowolonego z własnego życia czterdziestoparolatka, przechodzącego kryzys wieku średniego.
Dlatego kiedy sam nie czuł się szczęśliwy, a wrażenie, że do spełnienia brakuje mu jeszcze wielu rzeczy, cieszył się za innych. Przykład? Josephine. Po raz pierwszy od przyjazdu widział ją w tak dobrym humorze, dlatego szczerze się cieszył, nawet jeśli nie umiał tego wyrazić poprzez słowa czy wykrzywiający jego usta do góry szeroki uśmiech. – Byłbym szczęśliwszy, gdyby ta radość była prawdziwa – odparł od razu, nie kryjąc stojącej za tymi słowami sugestii, że taką opcję też bierze pod uwagę. Że jej szczęście jest wynikiem silnych antydepresantów, bez których prawdopodobnie czułaby się tutaj tak jak on. Całkiem źle.
Co wysłała? – szczery i głośny śmiech w zaledwie kilka sekund niewielką przestrzeń samochodu, w miarę jak Judah, jeszcze niedowierzając usłyszanym przed chwilą słowom, wbijał zaciekawione spojrzenie w profil Josie, zupełnie ingorując to, że aby jego jeszcze niedawne stwierdzenie, że jej jazda przyprawia go o mdłości miało sens, powinien obstawać przy poważnej i niezadowolonej minie aż do miejsca docelowego. – Wierzę, najdroższa, w takim razie wierzę – dodał po chwili, marszcząc raz za razem brwi, gdy kilkukrotnie powtórzyła, że może wcale nie jest tam tak źle. – Może jest tu słowem kluczowym – zauważył, sięgając po wciśnięte do bagażnika maski i płetwy, zaraz po tym jak zwinnym ruchem ściągnął przez głowę koszulkę. Jeśli jeszcze go w tym wydaniu nie widziała, teraz, będąc tysiące kilometrów od domu i na innym kontynencie, miała do tego okazję. A nawet mnóstwo - gdyby tylko Judah zdecydował się zostać tu na dłużej. – Zdecydowanie pierwszy. Gdybyś widziała już w Seattle, stawiam, że co najmniej trzy czwarte tych sytuacji mogłoby być mocno dwuznaczne – choć na usta cisnęło mu się coś jeszcze, na tym poprzestał, wybierając chwilowe milczenie. – Więc jak jest naprawdę, Josephine? Jesteś tu szczęśliwa, czy to sprawka czegoś, czego nie powinnaś brać? – zagaił raz jeszcze, pytając wprost i oczekując od Alderidge takiej samej odpowiedzi. – Jeśli to drugie, to możemy kupić bilety na samolot nawet na jutro. Może nie do Seattle, bo nie uśmiecha mi się jeszcze tam wracać, ale... Nowa Zelandia? Papua Nowa Gwinea? Czy gdzieś, gdzie jest chłodniej? – i gdzieś, gdzie oboje mogliby być prawdziwie szczęśliwi?

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
Tak… ona też byłaby szczęśliwsza, gdyby to była prawda. Gdyby nie próbowała sobie po prostu wmawiać tego całego zadowolenia, że niczego jej nie brakuje, że odnajduje się w pracy, że jej życie to bajka, że wszystko się układa, że jest pięknie… tak. Bardzo chciałaby to móc powiedzieć szczerze i bez zająknięcia.
- Nie słyszałeś tej historii? Jacob ci nie opowiedział? – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo była pewna, że Jake się podzielił swoją żenującą historią (albo raczej jej, bo nie oszukujmy się… to ona była w tym wszystkim najbardziej poszkodowana) ze starszym bratek – Ale tak było. Wysłała to do tej, no wiesz… Precious. Oni wtedy byli razem, a ja byłam… no cóż, laską na boku. I wasza matka chciała to wszystko naprawić. Więc wysłała z jego telefonu do niej coś, czego wysyłać nie powinna. – wyjaśniła, wzruszając ramionami, bo było minęło. Przede wszystkim minęło sporo czasu i już nie musiała się tym przejmować. A zamiast tego po prostu śmiać. Swoją drogą kurczowo trzymała się tych dobrych momentów, które faktycznie można było wspominać z uśmiechem na ustach. Dlatego też nie miała problemu by powiedzieć o tym wszystkim Judahowi.
- Wyjaśnij, co masz na myśli… dlaczego miałyby być dwuznaczne? Sypiałbyś z moją przyjaciółką? Czy próbował mnie poderwać? – nie wiedziała, czy by narzekała. Teraz bez większego skrępowania przesunęła wzrokiem po jego sylwetce. Nie oceniająco – raczej z uznaniem, bo może uważał się za staruszka, ale prezentował się naprawdę dobrze. I wcale, ale to wcale nie było dziwne, że umawiał się z dużo młodszymi od siebie dziewczynami. I może właśnie nad tym trochę za bardzo się zawiesiła.
Jego słowa dotarły do niej z lekkim opóźnieniem. Podniosła głowę i pokręciła lekko głową – Nie wiem… naprawdę nie wiem. J. – przyznała szczerze, rozkładając bezradnie ramiona. Zagryzła dolną wargę i jeszcze przez chwilę na niego patrzyła, bez słowa, ale za to z czymś takim wypisanym na twarzy, że nie było wątpliwości – wcale nie była szczęśliwa, ani trochę – Gdyby to było takie łatwe… spakować się i spróbować w innym miejscu na ziemi. Ale oboje dobrze wiemy, że nawet jakbyśmy wyjechali. To czy to by coś zmieniło? – nie, podejrzewała, że oboje byliby tak samo nieszczęśliwi – Tęsknisz za nią? – oh, oczywiście, że pytała o Aurelię, musiała.


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Czy słyszał o tej historii od młodszego Hirscha? Nie. Nie zdziwiło go nawet, że Jacob o niczym nie powiedział. Ostatnie miesiące pokazały mu, że nie mówił wielu rzeczy - począwszy od prawdy na temat Rebecci, poprzez jakąś Precious, aż po spotkania z ledwo osiemnastoletnim chłopcem, na temat których informacje nie powinny ujrzeć światła dziennego. Przynajmniej nie według Judaha. Obok rozbawionego uśmiechu nie było więc rozczarowania, które poczuł za pierwszym, drugim czy trzecim razem, gdy jeszcze jako nastolatek wierzył, że nie mają przed sobą tajemnic, a rzeczywistość okazała się inna. Gdy wydawało mu się, że więzy krwi zobowiązują ich do mówienia sobie o wszystkim, nawet tych błahych rzeczach, które zwykle zatrzymuje się dla siebie. Z czasem po prostu przywykł - do tego, że każdy z nich ma swoje życie. I że będą w nich momenty, w których ich relacja ulegnie pogorszeniu.
Czy tak było teraz? To, że Judah spędzał więcej czasu z Josephine, zamiast Jacoba, mówiło samo za siebie.
Wiedziałem, że moja matka nigdy nie była normalna, ale tym przebiła w s z y s t k o – podsumował krótko, w geście niedowierzania kręcąc na boki głową. – Ale teraz rozumiem już dlaczego z czasem Cię polubiła. Głupio jej. Może nie dlatego, że wysłała ten filmik do kogoś, ale dlatego, że go zobaczyła – uznał, brzmiąc wyjątkowo pewnie jak na to, że jeszcze niedawno uważał Rachel Hirsch za kobietę, której nie da się zawstydzić. Ostatnie wydarzenia w Seattle pokazały mu jednak, że było inaczej. – Na Boga, Josephine, dlaczego miałabyś widzieć mnie bez koszulki, gdybym sypiał z Twoją przyjaciółką? – nie, nie chciał wiedzieć. Nie chciał znać odpowiedzi na to pytanie, dlatego pokręcił przecząco głową, wyciągając do góry rękę, która zastąpić miała wypowiedziane niemo stop. – Druga opcja brzmi bardziej prawdopodobnie. Chociaż nie wiem, czy kiedykolwiek przyszłoby mi do głowy, żeby podrywać Cię w taki sposób. I nie chcę wiedzieć, czy ktoś już kiedyś próbował. Nie mów – dopiero kończąc zdanie opuścił w dół dłoń, sięgając po zapakowany do bagażnika sprzęt. A gdy wszystko już wyciągnął, podając część rzeczy Josephine, zamknął drzwi i... – Za kim? – wyrwało się z jego ust, choć od początku zdawał sobie sprawę z tego, kogo wspomina Posy. I za kim mógłby tęsknić, robiąc dokładnie to, co przed chwilą powiedziała - pakując się i próbując w innym miejscu na ziemi. Bo to właśnie Judah zrobił - uciekł z cholernie naiwną nadzieją, że w nowym miejscu będzie mu lepiej. – To jest już bez znaczenia, Josephine – nieznacznie wzruszył ramionami, robiąc kilka kroków w stronę plaży. Nie chciał o niej rozmawiać. Nie, kiedy Posy zdołała poprawić jego humor głupią opowieścią o Rachel, i kiedy ten sam nastrój popsuć się mógł w ułamek sekundy, gdyby rozpoczął rozmowę o Aurelii. Wciąż przecież nie pojawiła się przed jego drzwiami, wciąż nie przyleciała za nim do Australii.
To gdzie chciałabyś polecieć? Nowa Zelandia jest podobna do Australii, więc ja jednak pasuję. Francja?

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
30 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
You saved me life….Not forever, not for good. Probably just temporarily. But you saved my life, and now I’m yours. The me that’s me right now is yours. Always.
Pozdrawiam, że straciłam część tego posta i muszę go pisać od nowa.
Czy Josephine mogła być kimś, kto oceniałby relacje między braćmi? Albo jakiekolwiek inne relacje rodzinne? Nie. Była chyba ostatnią osobą, która mogła sobie na to pozwolić. Była córeczką tatusia, który jednak zmarł dwa lata wcześniej. Nienawidziła się z własną matką, a bracia… chociaż ich kochała to niewiele o sobie wiedzieli. Nie dzieliła się z nimi szczegółami ze swojego życia, nie znali jej po latach spędzonych w Akademii, a później w Afganistanie. Nie odpowiadali sobie ploteczek i nie spotykali się na piwie, żeby omówić swoje miłosne podboje. Dlaczego więc ją dziwiło, że Hirsch niewiele sobie mówili?
- Znaczy… poniekąd chciała dobrze! I gdyby nie ona nie wiem jak długo tkwilibyśmy w tej chorej sytuacji, ale… tak, to było traumatyczne. I Rachel Hirsch przebiła tym wszystko. – nawet dramatyczne zachowanie na świątecznej imprezie, najgorsze możliwe prezenty i tym podobne rzeczy – I to logiczne… wpadałam do nich bez zaproszenia? Może wypaliłoby mi oczy jakbym wpadła w odwiedziny, gdy zabawialibyście się na kuchennym blacie? NIE WIEM! Po prostu zastanawiam się jak mogłabym cię wcześniej zobaczyć bez koszulki. – generalnie tylko głupio sobie żartowała, tak samo zresztą też szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. I nie mówiła! Zgodnie z życzeniem nie wyznała jakich sposobów kiedykolwiek na niej stosowano, chociaż… nigdy się też szczególnie nie broniła. Miała okresy w swoim życiu, gdy była puszczalska i wcale nie zamierzała ich ukrywać.
Tak jak on najwidoczniej zamierzał ukrywać swoje uczucia do byłej (chyba byłej, bo właściwie niewiele się na ten temat dowiedziała) dziewczyny. Ściągnęła mocniej brwi, na jej czole pojawiła się charakterystyczna pionowa zmarszczka i była o krok od tego, żeby go zganić – Oczywiście, że to ma znaczenie. Wszystko ma znaczenie. Pojawiłeś się na drugim końcu świata i nawet nie udajesz, że wszystko jest w porządku. Więc ma to GIGANTYCZNE znaczenie. – prychnęła, bo naprawdę… ruszyła w kierunku plaży, zatopiła się w jasnym piasku i próbowała znaleźć ładne miejsce, w którym będą mogli zostawić swoje rzeczy i ruszyć na odkrywanie podwodnego świata – Nie wiem… nie byłam we Francji. Czasami myślę, że chciałabym wrócić na Bliski Wschód. Tylko wyjeżdżając powiedziałam, że jeśli kiedykolwiek bym tam wróciła to byłaby droga w jedną stronę. I obawiam się, że tak by się to skończyło. – wzruszyła lekko ramionami, rzuciła swoją plażową torbę pod jedną z palm i rozpięła zamek jeansowych szortów by za chwilę po prostu zsunąć je z tyłka – Może Meksyk? Tequila? Guacamole? Tacos? To brzmi jak niekończąca się impreza… jak miejsce, w którym nie można się smucić.


Judah Hirsch
ambitny krab
nie#5225
44 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Z dnia na dzień porzucił życie w Seattle na rzecz upalnej Australii, choć od zawsze marzył o przeprowadzce na francuską wieś. Przeklina ruch lewostronny, chętnie poznaje ludzi i nie śpieszy się z podjęciem decyzji gdzie chciałby zostać na dłużej
Kiwnięciem głowy zgodził się ze słowami Josephine, gotowy przyjąć do wiadomości, że Rachel naprawdę chciała dobrze i na tym też zakończyć temat. Jakby na to nie spojrzeć - ich matka zawsze chciała dobrze. Za każdym razem jednak jej metody daleko odbiegały od tych normalnych, zakrawając coraz częściej o absurd, który Judahowi nie mieścił się w głowie. Z tego też miejsca cieszył się, że to nie on stał się celem własnej matki. Że to nie on został głównym bohaterem historii, z której teraz śmiał się na głos, zapominając na jakiś czas o własnych problemach, że to nie jemu próbowała ułożyć życie, kończąc jedną relację na rzecz drugiej. Swoje z jej udziałem i tak zdążył już przeżyć.
Jeśli mojej matce nie wypaliło oczu po tym, co zobaczyła w telefonie Jacoba, Ty też byś jakoś przeżyła – na moment uniósł do góry rozbawione spojrzenie, napotykając to Josephine. – Nie wiem. Nie wiem też dlaczego nadal o tym rozmawiamy, skoro masz wreszcie okazję, żeby dobrze się przyjrzeć – wraz z końcem zdania posłał jej jeszcze jeden szeroki uśmiech, by po chwili przerzucić zdjętą koszulkę przez ramię i zmarszczyć brwi na wzór tego, jak zrobiła to Posy, słysząc wspomnienie o Aurelie. I choć prościej byłoby mu ominąć temat lub skłamać tak, by jak najszybciej go zakończyć, zanim zdobył się na odpowiedź westchnął przeciągle, równie przeciągłe spojrzenie posyłając Josephine. Bo miała rację. Miała cholerną rację w tym, co mówiła, ale Judah sam nie wiedział, czy jest gotowy to przyznać. Nie tylko przed nią, nie tylko przed innymi - na początku przede wszystkim przed samym sobą. – Miałoby większe, gdyby ona czuła to samo – wydarło się wreszcie z jego ust z niemałym trudem, gdy rosnąca w gardle gula uporczywie próbowała utrudnić mu mówienie. Z tym z kolei i Josie musiała się zgodzić - gdyby Aurelie też tęskniła za Judahem, okazując to choćby poprzez wysłanie do niego jakiejś krótkiej wiadomości, wybranie jego numeru telefonu, nie mówiąc już o pojawieniu się w Lorne Bay, uczucia, jakimi darzył ją nadal Hirsch, miałyby większe znaczenie. W innym wypadku - dla niego nie miały już żadnego.
Nie chcąc zostać w tyle ruszył śladem Josephine, zatrzymując się pod jedną z palm. Do takiego widoku też nie był przyzwyczajony - jasno niebieskie, spokojne fale i nagrzany od słońca piasek pod stopami w niczym nie przypominały plaż znanych mu w Seattle. Problem tylko w tym, że Judah sam nie wiedział, czy chce się do tego przyzwyczajać. Czy chce zapamiętać ten widok, by za kilka miesięcy tęsknie go wspominać, będąc tysiące kilometrów dalej. – W takim razie pakuj się, Josephine, lecimy do Meksyku – oznajmił, przybierając na twarzy szeroki uśmiech, przez który sam już nie wiedział, czy to jedynie kolejny żart, czy naprawdę byłby w stanie następnego dnia stanąć na lotnisku i wyjechać tym razem do Meksyku. – O Francję możemy zahaczyć wracając. Też nigdy nie byłem, więc czeka nas wycieczka po Paryżu. I nie obchodzi mnie ani trochę, że to miasto zakochanych, a Ty powinnaś tam polecieć z Jacobem. Gdyby nie mój brat, może byłabyś teraz moją żoną – dorzucił ze śmiechem, zostawiając wszystkie niepotrzebne rzeczy na piasku, by w dłoń chwycić tylko płetwy i maskę. – Ostatni w wodzie stawia potem lunch! – i jak gdyby nigdy nic ruszył biegiem w stronę morza, zostawiając Josephine w tyle.

Josephine Hirsch
ambitny krab
no ja
ODPOWIEDZ