właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Zawsze była mocno sceptyczna, jeśli chodziło o kwestie wiary – czy to dotyczyło wierzeń Aborygenów, czy też zwykłego przekonania, że nad ludźmi jest jakaś siła wyższa – przybierająca różne formy – która powołała ich do życia i sprawowała nad nimi opiekę. Ale w tym przypadku naprawdę chciała wierzyć w to, że egzystencja ziemska jest jakąś formą przejściową, że nie kończy się tak gwałtownie, będąc czymś pozbawionym sensu. Również dlatego, że Anne także w to wierzyła. Miło było myśleć, że koniec końców babcia dostała to, czego pragnęła.
Los bywa nieprzewidywalny – przyznała; to nieprawda, że kompletnie wyrzuciła jego postać ze swojej głowy wraz z przekroczeniem granic miasteczka te wiele lat temu, gdy wyjeżdżała do Sydney. Ale Coen stał się częścią tej przeszłości, której lepiej było nie wspominać, jeśli człowiek chciał sobie oszczędzić bólu. Nawet jeśli niekiedy pojawiał się w jej myślach, nie sądziła, że spotkają się jeszcze kiedykolwiek. Z jakiegoś powodu sądziła, że ktoś taki jak on nie miałby żadnych powodów, by wracać do takiego miejsca jak Lorne Bay. Ale kiedyś przecież dokładnie to samo myślała o sobie, a jednak – podobnie jak on – była tutaj. Z obawą i niepokojem otwierała drzwi przeszłości, starając się uniknąć ostrych szponów demonów, które niegdyś tu zostawiła. Ale chyba z marnym skutkiem.
Po prostu dbam o formę. Polecam, zamiast wożenia się wszędzie samochodem – uśmiechnęła się krótko i odrobinę złośliwie, obrzucając go spojrzeniem od stóp do głów. Był to po prostu drobny przebłysk dawnej Cory i tego, jak zachowałaby się w stosunku do niego kilkanaście lat temu. Dobrze wiedziała, że wypowiedziała te słowa tylko dla własnej przyjemności, bo jako sportowiec Coen z pewnością dbał o formę. Ale Cora zwyczajnie potrzebowała poczuć, że odzyskuje kontrolę po wcześniejszym złożeniu broni.
Przez chwilę rozważała jego propozycję. Co było głupie – nie była aktualnie w na tyle uprzywilejowanej pozycji, by pozwolić sobie na odmowę. Zresztą, gdyby to zrobiła to tylko ze względu na własną dumę.
Chętnie, dzięki – powiedziała w końcu, choć entuzjazmowi wyrażonemu słownie mógł przeczyć wyraz jej twarzy, na której najpewniej wciąż odbijały się wątpliwości. Te jednak zepchnęła w kąt i podążyła za Coenem na parking, skąd ruszyli do Tingaree.

/ koniec

coen peverell
wystrzałowy jednorożec
-
ODPOWIEDZ