32 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
'Til I find myself in conversation, fading away
The way you smile, the way you walk
The time you took to teach me all that you had taught
Tell me, how am I supposed to move on?
Wiadomość od mężczyzny z przeszłości wyrwała ją z rzeczywistości. Sprawiła, że znów zaczęła krążyć myślami tam, gdzie nie zapuszczała się od długich lat. Korytarze pamięci obrosły kurzem, a zawiasy w drzwiach zdawały się pokryć rudą korozją od licznych zaniedbań.
Dziewczyna bała się tu przychodzić. Nie chciała patrzeć na pamiątki, które były piękne, bo te wywoływały ból. Nie umiała poradzić sobie ze świadomością, że była to przeszłość; że już nigdy nie wpadnie w ramiona starszego od siebie mężczyzny, że nie muśnie jego warg i z czułością nie poprawi mu grzywki, jaka opadnie na czoło.
Jebb był specyficzny, czasem jego zachowanie zakrawało o fanatyzm religijny. Ale prócz tego był naprawdę czarującym facetem. Kupował kwiaty, emocjonował się czynami postaci w jej ulubionym serialu i budził ją zawsze świeżo paloną kawą. Promienie słońca nie nadążały jeszcze się wkraść do sypialni, pomieszczenie nie zachęcało do wysunięcia stopy z kołdry - ale za pomocą aromatycznego zapachu i kilku delikatnych pocałunków, okraszonych drapaniem męskiego zarostu, Flora wyskakiwała z łóżka.
Jeszcze do niedawna zrobiłaby wszystko, aby wrócić do tamtych dni. Czasem marzyła, aby ktoś wynalazł machinę czasu, bo nic, ani nikt nie zastąpiło jej mężczyzny.
Dopóki nie pojawiła się Charlie. Pamiętała ten dzień, kiedy zamiast kubka gorzkiej, dopiero co zmielonej kawy, obudziły ją nudności. I pierwsze, dziwne myśli, o tym, że to nie żadne zatrucie. Pamiętała też strach, gdy na teście zobaczyła dwie kreski… a potem miłość, gdy do jej uszu dotarło bicie serduszka w jej wnętrzu. Charlotte niewątpliwie odmieniła jej życie. Nadała mu sens, choć również wywróciła go do góry nogami.
Świat Flory stał się zapobieganiem kolkom, zmianami pieluszek, pierwszymi kroczkami i słowem „mama”.
Nie wiedziała już nawet kiedy to wszystko zostało zmienione, a z niemowlęcia wyrosła rezolutna, pięcioletnia pannica. Charlie dawała jej popalić, zwłaszcza teraz, kiedy zaczęła uczęszczać do przedszkola. Codzienny ryk w jego drodze, prośby i wrzaski, aby jej nie zostawiała, słyszało na pewno całe Lorne Bay.
Na całe szczęście powroty były znacznie milszym obrazkiem. Blondynka zaparkowała swój samochód obok budynku szkoły i ruszyła w jej kierunku, aby odebrać małą.
- Dzisiaj robiliśmy dinożałry, mamo! - wykrzyknęła rudowłosa, poprawiając loczki na swojej głowie. Następnie uniosła karteczkę z odbitą swoją ręką, która pomalowana na zielono imitowała prehistoryczne stworzenie.
- Łał, ślicznie! Sama zrobiłaś? -
- Tak -
- No to jestem pod wrażeniem, Charlotte! - pochwaliła ją Florianne, myśląc jednocześnie o tym, że na lodowce powoli brakowało już miejsca.
- Mamo? -
- Tak, Misiu? -
- Myślisz, że mogłybyśmy przygarnąć takiego dinożałra? -
- Co? Ale że jak? - blondynka zmarszczyła swoje brwi i przeniosła na nią swój wzrok.
- No bo Sarah ma pieska. I pomyślałam sobie, że dinożarł byłby fajny. Trzymałybyśmy go w ogrodzie o ile ten pan by pozwolił… -
- Ty to wszystko już dokładnie obmyśliłaś, co? -
- Aham - potaknęła dziewczynka, dostrzegając po drodze sklepik z zabawkami. Puszczając rękę Highman, popędziła w jego kierunku. Blondynka krzyknęła jej imię, chcąc ochronić ją przed kraksą z tym, kogo spotkać nigdy nie chciała.
- CHARLIE!

Jebbediah Ashworth
powitalny kokos
13#9694
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Wiosna powoli budziła go z letargu, co znaczyło mniej więcej tyle co znaleźć pieprzoną trutkę na te wstrętne ślimaki, co wpierdalają mu sałatę i nie dodawał oczywistego – szukał jakiegoś środka na przeczyszczenie dla tego diabelskiego sąsiada Laurenta, który spadł na niego jak każda z poszczególnych plag egipskich. Z tym, że ci wstrętni biblijni ludzie sobie na to zasłużyli, a on, Jebbediah Ashworth był człowiekiem bez jakiejkolwiek moralnej skazy. Może Bóg go doświadcza, by został współczesnym Hiobem?
Oczami wyobraźni (a ta była u niego nieskończona) widział siebie na schodkach do zboru, bez koszuli i w potarganych ciuchach, wyciągającego ręce po datki. Wizja ta była tak przygnębiająca i traumatyczna, że nie zwracał uwagi na świat wokół, ćwicząc już to całe proszenie o grube (który żebrak lubi drobne?), gdy nagle wyczuł pod dłońmi jakąś główkę. Już miał ją pobłogosławić starym zwyczajem ojca pastora – jeszcze przed metamorfozą w szalonego klechę, który bije go pasem za onanizm – ale wówczas rozglądnął się zapobiegawczo za matką. I niech mu oczy wypali, jeśli ponownie kiedyś zrobi podobną głupotę! Aż złapał się za serce – dokładnie tak jak w dniu ślubu – i otworzył szeroko usta w wyrazie absolutnego zaskoczenia.
Jak źle pójdzie, to przeżyje drugi zawał w ciągu pół roku. Szedł na rekord, skubaniutki, ale Flora… Skłamałby, gdyby ta dziewczyna nie zostawiła po sobie śladu. Rzadko pamiętał te rzucane przed ołtarzem niewinne dzierlatki, które uwiedzione życiem w chrześcijańskim domu jakoś przeoczyły fakt, że mają do czynienia ze starym satyrem, któremu tak naprawdę nie po drodze z małżeńską egzystencją, ale ta dziewczyna była inna i mało brakowało, a mógłby przyznać, że naprawdę mu z nią dobrze.
Nie tak do utraty tchu, ale jeszcze minęłoby parę miesięcy i naprawdę zrozumiałby, że jest szczęśliwy. Może nawet doczekaliby się potomstwa i miałby dziecko, które żwawo maszerowałoby do zboru, ubrane w tę jedną ze staroświeckich, acz uroczych sukieneczek. Taka wizja zawsze sprawiała, że żałował, nawet jeśli nie umiał wtedy wyrazić tego strachu słowami i pozostawił ją bez żadnego wyjaśnienia. Bo co miał jej powiedzieć? Że się bał okrutnie i z tego przerażenia zachowywał się jak skończony skurwysyn? Nie przechodziło mu to przez gardło, bo był absolutnie zapatrzony w siebie i ta miłość doprowadzała go na skraj bycia hipokrytą. Zwłaszcza teraz, gdy pozwolił sobie na obserwowanie jej przez dłuższą chwilę, a powinien dać jej odejść. Wyraziła się jasno, a on chyba zrozumiał, że nie może jej nagabywać. Nie po tym jak złamał jej serce i co gorsza (!), odwrócił od Kościoła. Musiał to zmienić i JEZU CHRYSTE, PANIE BOŻE, I W DUCHU ŚWIĘTYM… właśnie w ten sposób poczuł się, gdy nagle zwrócił uwagę na dziecko. Na jej dziecko, które ledwo odrosło od ziemi i miało loczki i spojrzenie, które znał od ponad czterdziestu lat. Często widział je w lustrze.
Matematyka była prosta, ale wyciągał upaprane paluchy i liczył miesiące.
- Ile lat masz, dziecko? – przyklęknął przed tym klonem, zjawiskiem o tyle dziwnym, bo przecież Flora nigdy by mu tego nie zrobiła, prawda?
Nie ukryłaby dziecka przed nim?! Powiedziałaby, gdyby ona była jego córką?!
- Ile ona ma lat?! – wykrzyknął więc do matki, patrząc z dołu na tę kobietę, która sześć lat temu była jego narzeczoną. I się beztrosko nie zabezpieczali, bo idioci planowali ślub i dziecko byłoby miłą niespodzianką.
Poczuł, że wkrada się mu do serca olbrzymi głaz, ten sam, co niegdyś go przygniótł na tyle dosłownie, że dostał wówczas zawału. Z tym, że teraz po prostu zemdlał i osunął się jak długi na ten żwir, który zaraz zamieni się w gorącą lawę, ale tego już nie czuł, nieprzytomny.
Zawsze umiał uciekać od problemów, ale tego nie przepowiedziałby żaden prorok.

Flora Highman
towarzyska meduza
enchante #8234
32 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
'Til I find myself in conversation, fading away
The way you smile, the way you walk
The time you took to teach me all that you had taught
Tell me, how am I supposed to move on?
Highman czuła, jak w jej gardle narasta gula. Dławi jej krzyk, którym rozpaczliwie próbowała przywołać swoją córkę do siebie.
Ta natomiast – niczym listek popychany na wietrze – pędziła w ramiona tego, który w myślach blondynki był przeklęty. Blondynka ze strachem wpisanym na twarzy i milczeniem, które zawładnęło jej ustami, wpatrywała się w obrazek mężczyzny i dziewczynki. Ojca i córki.
Patrzyła na Charlie, która omalże się nie potknęła i nie upadła. Na to, jak swoimi drobnymi paluszkami łapie za koszulę, która wysunęła się z ciemnych spodni. Następnie jak podniosła swoją okrągłą główkę i zetknęła się z chmarą gęstych, ciemnych rzęs.
Przez głowę opiekunki koali przebiegał multum myśli: czy rozpoznała w nim tego, o którego zdarzało jej się pytać? Czy skojarzyła go z opowieścią o niedźwiedziu, który postanowił odejść i nawiedzał ją obecnie tylko i wyłącznie w wieczornych opowiastkach?
- Charlotte! – poczuła, jak wszystko nabiera rozmachu; jak podnosi się jej prawa noga i popycha ją do szybkiego kroku w kierunku swojego dziecka. Tak bardzo chciała znaleźć się obok niej. Zabrać ją od nieznajomego, przytulić i skryć w swoich ramionach, będąc najwyraźniej pełną obaw, że coś może się jej stać.
- Pińć mam – wyrecytowała mała kopia mężczyzny i uśmiechnęła się szeroko, unosząc rączkę, aby móc nią mu pomachać. Palce rozpostarły się, niczym pawie pióra, które miały eksponować jego siłę i wielobarwność, zamiast tego przedstawiały to, czego Jebbediah się domyślił.
- Chodź tutaj, kochanie – przedszkolak nie usłyszała już ewentualnej odpowiedzi, gdyż została złapana za swoje chudziutkie ramionka. Flora stanowczo odsunęła ją od osuwającego się w nicość mężczyzny. Sama pobladła znacznie i tylko zawartość różu na jej policzkach nadawała jej względnie zdrowego wyglądu.
- Jebb? – nie wiedziała, czy miała łapać jego, czy zająć się dzieckiem. Zrobiła więc połowicznie – jedną ręką próbując podtrzymać byłego narzeczonego, drugą upewniając się, że z Charlie wszystko było w porządku.
- Mamo, kto zgasił mu światło? -
- Co? -
Charlie zakołysała się jak w tańcu, łapiąc brzegi swojego płaszczyka.
- No bo przecież śpimy przy zgaszonym świetle, a ten pan właśnie poszedł spać -
- Pan się po prostu źle poczuł, skarbie. Czy możesz wyjąć z mojej torebki butelkę wody i chusteczki? -
- Mogę – mimo to nie drgnęła. Flora kucnęła przy mężczyźnie, podtrzymując jego głowę. Charlotte natomiast przypatrywała się widowisku z oczami wielkimi jak sowa.
- Charlie… -
- Zapytałaś, czy mogę… -
- Nie pora na małpie figle, podaj mi, proszę, wodę i chusteczki -
Parę minut później, czoło sługi bożego zostało zroszone niegazowaną wodą. Blondynka ułożyła wilgotną chustkę, odgarniając jego niesforne, kręcone włosy. Dopiero teraz zorientowała się, że były równie sztywne i uparcie wracały na miejsce, tak jak u Charlie. Dostrzegła także, że mieli tę samą linię na czole, która przeistaczała się w zmarszczkę, ilekroć coś go trapiło.
- Czy on nie żyje? – zagadnęła ją rudowłosa.
- Nie, mała. Źle się poczuł. -
- Szkoda -
- Dlaczego? Nie mów tak nawet. Tak nie wolno -
- Zawsze chciałam zmumifikować człowieka.


Jebbediah Ashworth
powitalny kokos
13#9694
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Docierały do niego strzępy rozmów tak absurdalnych, że był przekonany, że dalej śni. Właśnie ten najbardziej popieprzony sen, w którym całkiem przypadkiem dowiaduje się, że mógłby być ojcem nieślubnego dziecka. Właśnie ten epitet, to określenie przede wszystkim sprawiało, że Jebbediah dostawał białej gorączki. Jeśli bowiem z rodzicami nie wszystko było usankcjonowane jak należy, to całkiem prawdopodobnym było, że dziecko nie otrzymało chrztu, a co gorsze… chrześcijańskiego wychowania. Jaki mogła mieć wzór postępowania, skoro jej ojciec był nieobecny? A Ashworth, który tak naprawdę stracił ojca w wieku dwunastu lat, gdy ten zaczął wariować, wiedział jedno – największą katastrofą dla takiego małego człowieczka było wychowanie się bez głowy rodziny. Z matką, która zapewne przedstawiała go w tak obrzydliwym świetle, że mała go znienawidziła od razu.
Sam bowiem słyszał, że chciała go uśmiercić. Pięknie, doszedł do etapu, w którym własna latorośl, krew z jego krwi i kość z jego kości… Zaraz, gonitwa w jego głowie była tak zawzięta i skomplikowana, że przeoczył najważniejszy fragment rozumowania, który teraz wolno wskakiwał na odpowiednie miejsce. Przypominało to trochę unoszenie się puzzli po obrzydliwie ogromnym pustkowiu (mózg istniał, ale najwyraźniej nie w tej chwili) i powolne opadanie ich tak, by tworzyły napis, który już w Star Wars był źródłem wszelakich zmartwień.
Był ojcem, tatą. Jasne, tatusiem bywał, ale dla panienek osiemnastoletnich, które siadały mu z lizakiem na kolanach i w mundurkach szkolnych prosiły go o klapsa, ale coś czuł, że to doświadczenie rodzicielskie na nic mu się nie zda, jeśli chodzi o pięcioletnie dziecko. Może dlatego leżał tak długo, czując się absolutnie bezsilnym. Bo co miał powiedzieć? Jest jakaś ulotka postępowania na wypadek odkrycia prawdy tak bolesnej, tak trudnej i jednocześnie absurdalnej? W tej chwili jego myśli były jedną wielką czarną dziurą, która pochłaniała każdy pomysł, na jaki wpadł.
Podniósł jednak powieki do góry, czując, że strategia pod tytułem: ja sobie będę tu tak leżał może być średnio udana. Gdy już otworzył oczy, za nimi poszło całe ciało, które uniósł do siadu i przyjrzał się kobiecie.
- Widzisz, próbowałaś mnie zabić! - ale nie był to okrzyk oburzenia, raczej stwierdzenie faktu, które wyraził zbyt głośno, bo cholera, miała z nim dziecko i uciekła. Mógł znaleźć tysiące określeń na takie postępowanie, ale zamieniła jego mózg w dziwną papkę i dzięki temu był absolutnie spokojny. Jeśli to wyluzowanie wyglądało tak jak po arcymocnych prochach, bo właśnie tak się czuł. – Możesz ją odprowadzić i porozmawiać ze mną o tym? – powiedział ciszej, wiedząc, że może ojciec z niego żaden, ale mała nie powinna się dowiedzieć w ten sposób.
Ani on, ale przecież Jebbediah jest dorosły i dojrzały to sobie poradzi. Nawet jeśli nadal siedział na ziemi, czując, że cały świat to jedna wielka przezroczysta kula, która wiruje w rytmie dyskotekowych hitów. To chyba nazywało się oszołomienie, prawda?

Flora Highman
towarzyska meduza
enchante #8234
32 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
'Til I find myself in conversation, fading away
The way you smile, the way you walk
The time you took to teach me all that you had taught
Tell me, how am I supposed to move on?
Dziewczyna była rozdarta – z jednej strony właśnie próbowała go ocucić, a z drugiej pilnowała szalonej fanki mumifikacji. Kątem oka więc obserwowała, jak mała Charlotte stąpa po trawniku i przebiera w patykach. Wiedziała co się święci – zazwyczaj to właśnie nimi wydłubywała swoim pluszakom mózg. To była elementarna wiedza dla dzieci w szkole podstawowej, gdzie na historii nauczycielka mówiła o tym, jak kapłani zajmowali się ciałem. Wyjmowali bebechy składające się z serca, wątroby czy płuc i umieszczali je w specjalnych pojemnikach z głowami Re, Setha i innych bóstw.
Najwyraźniej więc ich dziecko wdało się bardziej w ojca, niż matkę: tylko bogów pomyliła.
Flora powstrzymywała się od tego, aby złapać córkę za rękę i odejść. Nie zamierzała przecież tłumaczyć się z tego, jak postąpiła tych niespełna sześć lat temu, kiedy będąc odrzuconą przez mężczyznę – jak wtedy myślała – jej życia. To była przeszłość, w której Jebbediah grał tylko chwilową rolę i tym samym wypisał się z wszelkiej przyszłości.
- To dla mnie! Mama zrobiła to dla mnie! – wykrzyknęła Charlie zza jej pleców, kiedy usłyszała zarzut w stronę Highman. Wycelowała patyk w ich kierunku i pomachała nim z radością.
- Przepraszam, ona tak o umieraniu i mumifikacji odkąd zaczęła oglądać Tutensteina – Florianne wyprostowała się, a następnie stanęła na nogi.
- Mamo, to kiedy będę mogła go zmumifikować? -
- Nie go, Charlie, to po pierwsze, a po drugie nie wiem czy nie zauważyłaś, ale Pan wcale nie umarł – czuła, jak się rumieni. Charlie natomiast beztrosko podbiegła i przytuliła się do jej uda, spoglądając chmurnymi oczami na swego ojca.
- To kiedy pan umrze? -
- Charlie! – blondynka złapała ją za boki i uniosła. Rudowłosa natomiast, niczym małpka, oplotła swoją mamę nogami w talii i mocno się przytuliła. Flora na moment wtuliła nos w jej pachnące loczki, a potem muskając policzek, po prostu powoli ruszyła w stronę ulicy, jaka kierowała je obie do domu.
- Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się spotkać, Jebb – odparła tak, aby słyszał.


Jebbediah Ashworth
powitalny kokos
13#9694
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Wystarczyła chwila, by stwierdził, co się stało. I wówczas wszystkie włosy, które miał (a miał ich ostatnio naprawdę sporo!) stanęły dęba. Otóż musiał odkryć, że stało się najgorsze i nastał dzień Apokalipsy, a żeby było śmieszniej – jego całe życie okazało się bolesną fatamorganą i wybrał zły kierunek na samym początku. Bo on musiał trafić do piekła i pewnie ci pieprzeni metodyści wygrali, bo kto inny zgotowałby mu taki los po śmierci?! Ktoś mówił o jakichś zwłokach, o dziecku niespodziance (a jaki z niego Wiedźmin?), a jego była okazywała się no cóż, podłą flądrą.
Jasne, to on ją zostawił przed ołtarzem, ale właśnie osunął się o ziemię, trochę zrozumienia! Poza tym, co ona zrobiła z tym dzieckiem?! Czemu jego własna rodzona córka chciała go balsamować?!
Bo w to, że ta mała jest jego, uwierzył od razu, więc do cholery, dlaczego to brzmiało jak jakieś żarty pokroju Monty Pythona? Czemu Flora nie potrafiła załatwić tego od ręki i jakoś mniej na ostrym wkurwie?
Jak nic trafił do przeklętego piekła metodystów, w którym jako pierwszy niedowiarek miał się smażyć w kotle. Owszem, nie miało najmniejszego sensu, ale Jebbediah wiedział na pewno, że jeśli oni wymyślili takie tortury to będą zapewne tak logiczne jak ich Kościół. Czyli wcale. Uśmiechnął się z trudem, patrząc na dziecko. Niczego nie było winne, nie pchało się na ten świat, pewnie chodziło po nim zaś biedne i nieochrzczone, więc mrugnął jej oczkiem, starając się wyglądać już niemal tak poważnie jak przyszły tata. Który ukróci jej fascynację starożytnością i popchnie na tory bardziej biblijne, oczywiście.
Na razie jednak musiał rozmówić się z matką tego potworka.
- O n a. To jest ten pieprzony powód, Flora! – i już nie hamował się, że dziecko, że może nie powinna się tak dowiadywać, on po prostu chciał usłyszeć, czemu ukryła przed nim fakt, że mają razem córkę i że na dodatek jest ruda jak każdy szatan!
Może to jednak nie było jego dziecko? Czuł, że za chwilę serce wyskoczy mu z piersi, stanie obok i zacznie wymachiwać w rytm kankana, więc odetchnął ciężko i usiadł na ławce. Jeśli chciała, to mogła już pójść, a on i tak nie zostawi tego bezczynnie.
Skoro już napatoczyli się mu, to znak od Boga, by obdarzył tę rodzinę swoją obecnością. O ile to faktycznie nie było jakieś przeklęte piekło, w którym była oznajmia mu, że ma dziecko dla czystej igraszki.

Flora Highman
towarzyska meduza
enchante #8234
ODPOWIEDZ
cron