25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Kolejny upalny dzień w sumie nie różnił się szczególnie od poprzedniego. Może poza tym, że Susan miała dzisiaj wybitnie dobry humor i nawet zdarzyło jej się pokusić o dłuższą konwersację z klientami Shadow ale po kolei. Gdy Graham wyjechał z jej podwórka znikając gdzieś między innymi autami na ruchliwej drodze, nawet nie podjęła próby dogonienia go aby zwrócić portfel wraz z całą zawartością. Pierwotnie liczyła, że mężczyzna sam zorientuje się, iż czegoś mu brak ale nic z tego. Kolejne dwie godziny Su spędziła tuż obok basenu wygrzewając się na słońcu niczym żmija. Lubiła tą formę wypoczynku. Ciepło sprawiało, że realnie ładowała baterie a po tak intensywnej nocy było to niezbędne do dalszego funkcjonowania. Tuż przed wyjście do pracy, która była dla niej formą rozrywki, wzięła ciepły prysznic, umyła włosy, zrobiła lekki makijaż i zgarniając męski, ciemno portfel do torebki, wyszła z domu. Jej dzisiejsza zmiana nie była długa bo trwała zaledwie od godziny 21 do północy. Klientów nie było zbyt wielu, obeszło się bez skandali, krzyków i bijatyk więc jak na Shadow było dość… nudno. Jeśli można tak powiedzieć. Po zakończonej zmianie blondynka wsiadła do auta przypominając sobie o bezpiecznie leżącym na fotelu pasażera fancie. Chwilę biła się z myślami czy powinna zrobić to co chodziło jej po głowie ale finalnie uznała, że aby go oddać, musi wpierw sprawdzić adres.
To przecież logiczne.
Dlatego otworzyła skórzany przedmiot przeglądając wszystkie dokumenty, łącznie z prawem jazdy. Na widok zamieszczonego w nim zdjęcia uśmiechnęła się pod nosem. Graham wyglądał na nim jak recydywista. Bandyta na wieloletniej odsiadce. Od zawsze uważała, że fotki do dokumentów z założenia wychodzą fatalnie i kolejny raz utwierdziła się we własnym przekonaniu. Ale idźmy dalej, co on tam trzymał? Karty płatnicze, ze dwie do sklepów odzieżowych – pewnie założone na przymus przy kasie (znamy to, znamy), niewielka ilość gotówki i zdjęcie kobiety.
Wróć.
Susan zmrużyła oczy bo światło w aucie nie było najlepsze a na to z ulicznych latarni nie mogła liczyć. Graham wspominał, że ma siostrę, więc to pewnie ona – tak pierwotnie pomyślała Su i ta myśl towarzyszyła jej przez całą drogę pod wskazany adres. Dopiero przed podjazdem na teren posesji wcisnęła gwałtownie hamulec. – No ale nie mówił, że jest w wojsku – toczyła wymianę zdań z samą sobą. Kobieta na zdjęciu miała egzotyczną urodę i strój ściśle powiązany z kategoriami wojska więc nie pasowało to do obrazu siostry Anglika. Przynajmniej w tej chwili Murphy miała twardy orzech do zgryzienia a jak osoba lubiąca wiedzieć wszystko, nawet jeśli ów prawda nie była wygodna, zdecydowanie wjechała na szeroki podjazd gasząc silnik. Teren wydawał się pusty, pozbawiony groźnych psów, więc wyskoczyła z samochodu i swobodnym krokiem przeszła do drzwi wejściowych.
Ding dong.
Dzwonek do drzwi zwiastował gościa. Gdy Halifax stanął w progu, ujrzał Su w bluzce na ramiączkach i spódniczce w kwiatki ledwo zasłaniającej zgrabne pośladki. Wysokie koturny dodawały jej dobre 10 cm. – Chyba o czymś zapomniałeś – uniosła do góry czarny portfel prezentując go niczym trofeum. – Przyjechałam go oddać – dodała wyciągając dłoń z przedmiotem w stronę mężczyzny. Tak bardzo kusiło ją aby zasypać go gradem pytań ale zamiast nacierać, czekała…


Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Po wykręceniu się od wspólnego poranka, który wyglądał za bardzo jakby już się spotykali, Graham faktycznie udał się do swojego biura w pierwszej kolejności. Natłok pracy przed powoli zbliżającym się okresem świątecznym skutecznie odwiódł go od rozmyślania nad ostatnim wieczorem. Dziesiątki telefonów zmęczyły go w końcu na tyle, że postanowił przejechać się do swojej bazy za miasto. Miał tam wynajęte dwa hangary i jedne baraki gdyby chłopaki musieli się przespać pomiędzy przedziałami, a jazda do miasta byłaby stratą czasu. Z resztą, wielu z nich zdążyło się już przyzwyczaić do warunków na misjach i ciężko było im się przyzwyczaić do wygodnego łóżka oraz hotelu w którym słyszeli każdy krok i krzyk. Dla osób z PTSD takie miejsca nie stanowiły najlepszego wypoczynku.
Dlatego wiedział, że zastanie na miejscu kilku dobrych znajomych. Pogadali, pośmiali się, postrzelali, trochę sparowali rozładowując gromadzącą się w tych bykach energię. W końcu wrócił do domu dość późnym wieczorem. Zmęczony i trochę obolały. Wbrew temu, co niektórym się wydaje, nawet on potrafił docenić przyjemność płynącą z ciepłej kąpieli, więc nie tracąc czasu zalał wannę pełną gorącej wody, dorzucił miętę i rozmaryn, jak nauczyły go pewne kobiety na misjach i zanurzył całe ciało wzdychając od przyjemnego orzeźwienia. Oparł głowę wygodnie, zarzucił wilgotny ręcznik na twarz i tak właśnie regenerował się po ciężkim dniu pracy oraz zabawy.
Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi przeklął pod nosem rozważając czy w ogóle powinien się podnosić. O tej porze to nie może być nic przyjemnego. Pewnie jakiś sąsiad znów potrzebuje pomocy. Może komuś uciekł pies? Normalnie szlag by go trafił, ale po takiej kąpieli był w stanie dźwignąć się z wanny mrucząc jakieś nieprzyjemności podczas pobieżnego wycierania swojego ciała. Zakrył dolne partie ręcznikiem i zszedł na dół kierując się w stronę drzwi. Nawet nie spoglądał przez wizjer kogo diabli niosą. Po prostu otworzył drzwi na oścież prezentując jej się w samym ręczniku, lekko wilgotnych włosach oraz pojedynczych kroplach, które nadal rysowały się na górnych partiach ciała.
Zdziwienie od razu wymalowało się na jego twarzy. Susan naprawdę była ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj zobaczyć. Po pierwsze nie powinna znać jego adresu. Po drugie miała dzisiaj pracę w tym szemranym klubie. Po trzecie, jeszcze raz, skąd wiedziała, gdzie mieszka? Chyba go nie śledziła? Nie mogła, przecież nie był w domu od wczoraj. Sprawa dość szybko się wyjaśniła kiedy zobaczył w jej rękach swój portfel. Rzeczywiście nie zauważył, że go brakuje. Rzadko gdzieś płacił gotówką czy musiał się legitymować.
- Dzięki... Po to jechałaś na drugi koniec miasta? - spojrzał na nią unosząc jedną brew do góry przy okazji lustrując jej dość skąpy strój i z niechęcią stwierdził, że wzbudzał w nim lekką zazdrość, co nie powinno mieć miejsca.
- Chcesz wejść? Chyba powinienem zaoferować ci przynajmniej drinka za dobry uczynek. - uśmiechnął się schodząc jej z drogi i prowadząc za sobą do kuchni połączonej z dość dużym salonem.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Cisza, dłuższa niż można było uznać to za normalne. Kobieta zrobiła krok do tyłu przekonana, że nie wybrała najlepszej pory na odwiedziny ale po drugiej stronie drzwi rozległy się kroki. Ciężki chód wskazywał na spory okaz istoty ludzkiej – to Graham. Skoro już zdecydował się otworzyć, Su powstrzymała się przed ucieczką. Poczekała i uniosła wzrok gdy skrzydło uchyliło się ukazując mężczyznę owiniętego jedynie w ręcznik na biodrach. Pojedyncze krople wody jednoznacznie wskazywały na to, że zakłóciła jego kąpiel.
Meh, nie lubiła przeszkadzać. W pierwszej chwili zrobiło jej się nawet głupio bo faktycznie mogła zadzwonić, uprzedzić i zapytać czy ten portfel jest mu na tyle potrzebny aby nachodzić właściciela w środku nocy. Wskazówki zegara na nadgarstku wskazywały kwadrans po północy. – Pomyślała, że zaczniesz go szukać gdy będzie potrzebny więc – wzruszyła delikatnie ramieniem – Skończyłam zmianę i wpadłam Ci go oddać – prosta, mało skomplikowana historia. Gdyby ona zorientowała się, że zgubiła portfel, prawdopodobnie dostałaby mikrozawału. Nigdy nie była fanem płatności przez telefon więc tradycyjnie zawsze nosiła przy sobie karty. Do tego trochę drobniaków – standard.
– Nie wiem czy to dobry pomysł. Chyba Ci w czymś przeszkodziłam – wskazała ruchem głowy na miękki ręcznik zapleciony wokół bioder. Umysł i dobre wychowanie podpowiadały, że powinna się grzecznie pożegnać i wracać do domu odespać w sumie dwie zarwane noce. I wszystko poszłoby w tym właśnie kierunku gdyby nie to, że od dłuższego czasu bardzo chciało jej się siusiu. Wiedziała, że nie ma szans dojechać do domu z pełnym pęcherzem a stawanie w jakiś mrocznych leśnych zjazdach absolutnie nie wchodziło w grę. Szybko więc przeanalizowała swoją sytuację stwierdzając, że skorzysta z zaproszenia, odwiedzi toaletę a po kilkunastu minutach zawinie do siebie. Taki układ wydawał się uczciwy względem wszystkich. – Może herbaty. Po trzech godzinach serwowania drinków niekoniecznie pachnącym i zadbanym ludziom, jakoś nie mam ochoty – wsunęła się do środka pomieszczenia zadzierając głowę do góry aby musnąć ustami ciepły policzek właściciela domu.
Zupełnie niezobowiązująco, wręcz przyjacielsko.
Czemu ? Ciągle po głowie chodziła jej panna ze zdjęcia i była wręcz o to… zła.
– Mogłabym skorzystać z toalety? – oparła dłonie na blacie kuchennej wyspy modląc się aby Graham nie zaczął się wykręcać, że ma bałagan, czy coś. Musiał jej wskazać drogę, inaczej sama znajdzie.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej wizyta na pewno była zaskoczeniem. Nie tylko dlatego, że była już dość późna godzina, a ona mieszkała na drugim końcu miasta, ale przede wszystkim dlatego, że to miała być przygoda na jedną noc. W pierwszej chwili zaczął się już obawiać, że to będzie jedna z tych lasek, które zakochują się od pierwszego wejrzenia i teraz już nie da mu spokoju. Nawet przeszedł go lekki dreszcz z tego powodu, aczkolwiek trochę chłodniejszy wiatr bijący z dworu skutecznie to maskował. Susan może i mu się podobała i to bardzo, ale on po prostu nie był tego typu facetem. Już od lat. Tak długo jak oboje stwierdzą, że ich spotkania są całkowicie niezobowiązujące mogą mieć ich ile tylko dusza zapragnie. Jeśli zacznie się robić zbyt poważnie Graham pewnie szybko czmychnie przy pierwszej nadarzającej się okazji.
- Dzięki Susan. Doceniam to. - przytaknął w geście podziękowania odbierając od niej swój portfel - Tak szczerze pewnie nie zauważyłbym jeszcze przez dzień czy dwa. Mało korzystam z kart czy gotówki. - zaśmiał się cicho wzruszając ramionami.
Ufał jej na tyle by nie sprawdzać czy nic nie zniknęło. Nie przeszło mu nawet przez myśl, że mogłaby mu tam grzebać. W końcu po tej nocy zbliżyli się do siebie na tyle, że by jej o to nie podejrzewał. A nawet jeśli... Nie miał tam za dużo rzeczy, które były coś warte prócz może swoich kart kredytowych, które bez pinu i tak na dużo by jej się nie zdały.
- Spoko i tak powinienem był już wychodzić. Woda robiła się zimna. - pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
Nie miał nic przeciwko temu by zaprosić ją do środka. Skoro już pofatygowała się żeby oddać mu ten portfel honor nakazywał by jej się jakoś odwdzięczyć. Z jakimś znaleźnym byłoby głupio, ale chociaż drinka czy coś ciepłego do jedzenia mógł przed nią postawić. Nie lubił być komuś coś dłużny. Wolał spłacać swoje długi od ręki. Niektóre lekcje jego staruszka dawały o sobie znać mocniej niż chciałby to przyznać. Tak samo jak do tego, że obawiał się trochę wypuścić ją od siebie tak ubraną. Budził się w nim jakiś protekcjonalny instynkt, więc nawet gdyby nie chciała wejść do środka wymyśliłby coś innego. Może nawet sam ją odwiózł.
- To przypomnij mi po co tam pracujesz? - zaśmiał się cicho i uśmiechnął nieco zadziornie nachylając się by łatwiej jej było pocałować go w policzek.
- Jasne. Jak pójdziesz tamtym korytarzem. - skinął głową na korytarz obok schodów na górę - To drugie drzwi na lewo. Ja w tym czasie może coś na siebie zarzucę. - uśmiechnął się rozbrajająco wstawiając wodę na herbatę i samemu znikając w swojej sypialni na górze.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Ja zawsze nosze portfel przy sobie – ale różnica polegała przede wszystkim w płci. Bo dodatkowo prócz tej jednej rzeczy w jej torebce można było znaleźć paczkę chusteczek nawilżonych w małym wydaniu, lustereczko, pomadkę nawilżającą, puder, klucze od auta, od domu, telefon, gumy do żucia, normalne chusteczki i na dobrą sprawę pewnie kilka innych przedmiotów, które prócz tego, że generowały ciężar torby, nie miały żadnego innego zastosowania. Co innego jeśli wychodziła gdzieś wieczorem i musiała się ograniczyć do naprawdę maleńkiej torebeczki – wtedy miała dylemat co zostawić i wyeliminować, a co powinna zabrać ze sobą. Tym razem mało rozsądnie zostawiła swój babski przybornik na siedzeniu pasażera w aucie. Nigdy tego nie robiła ze względu na to, że potencjalny złodziej mógł w bardzo krótkim czasie pozbyć się szyby w drzwiach dzielącej go od łupu i zakosić znalezisko.
– W wielkim skrócie z nudów. Zaraz po rozwodzie w Stanach… mówiłam Ci, że kiedyś miałam męża? – prawdopodobnie jakoś ta informacja jej umknęła ale nie robiła z tego faktu tajemnicy bo i po co. – Po rozwodzie byłam totalnie rozbita i wracając z pracy do domu, wzięłam udział w loterii. Na drugi dzień sprawdziłam wyniki losowania i szok – wygrałam. Starczyło na kupno domu w Seattle, samochodu i rozkręcenie własnego biznesu. Dość niecodziennie zdecydowałam się na zakład pogrzebowy i wcale nie żałuję bo taka działalność przynosi spoko zyski i nie jest problematyczna. Tylko nudna. Mega, mega… nudna. – zwiesiła wzrok skupiając się na dalszej części wypowiedzi. – Gdy się przeprowadziłam tutaj, sprzedałam wszystko co miałam w Stanach i znów poszłam w podobnym kierunku. Potrzebowałam jakieś rozrywki, dlatego poszłam do Shadow. To nic zobowiązującego. Jeśli coś mi się nie spodoba, spadam stamtąd – to tak w naprawdę wielkim skrócie i bez zagłębiania się w szczegóły. Susan nie miała absolutnie nic do ukrycia. No może prawie nic…
– Okej, dzięki – pomaszerowała we wskazanym kierunku i jak prawdziwa, rasowa kobieta, skręciła w złym kierunku otwierając drzwi… z pewnością nie do toalety. Gdy nacisnęła włącznik, pomieszczenie zalało się ciepłym światłem bijącym od trzech żarówek wmontowanych w plafon. Wewnątrz znajdowała się broń, kupa broni, militariów, noży, nawet jakieś kamizelki. Ale nie to przyciągnęło uwagę Murphy. Niemal natychmiast skierowała swe spojrzenie, a chwile później kroki do komody, na której blacie stały ramki ze zdjęciami. Wszystkie bez wyjątku przedstawiały kobietę, którą widziała na zdjęciu w portfelu. Może to niegrzeczne ale sięgając po jedną z nich, przybliżyła uwiecznioną migawkę bliżej oczu. Akurat na tej kobieta stała razem z Grahamem. Ani pomieszczenie, ani wystrój nie wydawał się zakurzony więc Anglik musiał tu regularnie zaglądać. Szmer dochodzący z piętra skutecznie ją wypłoszył więc odstawiła co wzięła na swoje miejsce. Niestety nie zdążyła wyjść z pokoju niezauważona.
- Pomyliłam pomieszczenia – wytłumaczyła stojącemu na progu Grahamowi umykając mu w drzwiach. Tym razem skutecznie dotarła do łazienki gdzie załatwiła swoją potrzebę, umyła dłonie i popatrzyła na własne odbicie w lustrze. Aby nie przeciągać i tak niezręcznej sytuacji wróciła do kuchni gdzie czekał na nią parujący kubek herbaty. – Głupio wyszło, pomyliłam strony, zawsze mam problem prawo, lewo, lewo, prawo – machnęła ręką jakby nic się nie stało. Choć było odwrotnie – stało się… i to dużo.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Widzisz... Ja teoretycznie też, ale jak się okazuje jednak nie zawsze mam go przy sobie. - zaśmiał się prowadząc ją do kuchni.
Do tej pory nie zdarzyło mu się zostawić portfela u którejś ze swoich randek. Musiał mu jakoś wyjątkowo niefortunnie wypaść. W pewien sposób cenił swoją prywatność, chociażby dlatego by go różne przelotne romanse nie nachodziły w jego własnym domu. Cenił sobie spokój, który miał w swoich czterech ścianach i ciężko sobie na niego zapracował. Czasu już nie cofnie. Jakoś upora się z tym, że Susan zna już jego adres, a więc w teorii może my składać niezapowiedziane wizyty, jednak nie podejrzewał jej o bycie jakąś jego psychofanką po jednej nocy spędzonej razem. Miał dość wybujałe ego, ale nie był aż tak zadufany w sobie. Poza tym miał przeczucie, że ona po prostu nie jest tego typu dziewczyną.
Nie spodziewał się, że na jego zaczepne pytanie odpowie tak wyczerpująco. Nie krył swojego zdziwienia, kiedy przyszło mu usłyszeć, że była już raz mężatką. Wyglądała na tyle młodo, że zupełnie by jej o to nie podejrzewał. Do tego prowadziła własną firmę więc tym bardziej nie wyobrażał sobie, że tak by się w jakimś mężczyźnie zakochała bez pamięci, ale co on tam wiedział. Przecież praktycznie się nie znali. Kolejna część historii była jeszcze bardziej interesująca bo niecodziennie spotyka się kogoś, kto miał na tyle szczęścia by wygrać loterię. Jak na tak młody wiek miała już dość ciekawe życie i Graham to szanował. Podobnie jak tę całą pracę w Shadows. Każdy czasami musi się rozerwać, on też miał swoje dziwne sposoby na podniesienie sobie adrenaliny. Prowadzenie firmy najemników również potrafiło się czasami zrobić nudne kiedy człowiek tylko siedział i wykonywał dziesiątki telefonów każdego dnia by wszystko zorganizować, a sam nie brał w akcjach czynnego udziału.
- Muszę powiedzieć, że miałaś całkiem ciekawe to życie. - uśmiechnął się opierając o kuchenny blat - I jesteś najseksowniejszą rozwódką, jaką widziałem. - tym razem jego uśmiech nabrał tego filuternego podtekstu.
Nie spędził zbyt dużo czasu na piętrze. Jedynie zarzucił na siebie jakiś tshirt, spodnie dresowe i zszedł z powrotem na dół akurat by zalać jej herbatę. Zza kuchennej wyspy zauważył coś, co nie powinno mieć miejsca. Zapalone światło w jego małej zbrojowni. Te drzwi zawsze były zamknięte na specjalną kartę, którą trzymał przy sobie. Po pierwsze ponieważ był odpowiedzialnym właścicielem broni, po drugie ponieważ były tam inne personalne rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Wiedział kogo tam zastanie, więc już szedł w tamtą stronę żeby nakryć nieproszonego gościa, kiedy sama wypadła z pokoju mijając go w progu. Kiedy ona zniknęła w łazience on rozejrzał się po pokoju. Od razu zauważył, co zostało naruszone. To jedna z tych naprawdę prywatnych rzeczy, których nie zdradził żadnej swojej partnerce, a nawet jego własna siostra miała tylko mgliste pojęcie. Ustawił wszystkie ramki z powrotem tak, jak powinny stać i wychodząc z pokoju tym razem upewnił się, że zamek się zatrzasnął. Wrócił do kuchni oczekując dziewczyny przy kuchennej wyspie.
- Tak głupio wyszło. - odpowiedział wspierając się na blacie obiema dłońmi patrząc na Susan - Nie jestem zły, bo te drzwi powinny być zamknięte. Musiałem tego ostatnim razem nie sprawdzić. Co tam widziałaś? - spojrzał jej w oczy z całkiem kamienną twarzą.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Chodzenie za facetem, śledzenie go i narzucanie się – jakie to wszystko było żenujące… i jednocześnie kompletnie nie w stylu Susan. Jeżeli tylko dowiedziałaby się o tym co pomyślał lub podejrzewał Graham, bardzo pożałowałaby decyzji o spontanicznym podrzuceniu portfela. Sama ceniła prywatność i czas wyłącznie dla siebie ale nawet po tym co ją spotkało w życiu, nadal była otwarta na niespodzianki i niezapowiedziane wizyty, które odbierała jako coś dobrego. Znak, że jeszcze komuś na niej zależy i poświęca swój czas na to aby spędzić go z nią. Co innego jeśli w przeszłości zdarzyło się coś, co dawało mu podstawy do obaw, iż właśnie jest świadkiem narodzin nowej skalkerki. Wówczas miał prawo do obaw.
– Ciekawe to bardzo dobre słowo – odparła poważnie nie mając absolutnie zamiaru wysuwać swoich wszystkich żali na temat kompletnie nieudanego małżeństwa, ojca, który zawsze miał więcej czasu dla nowej dziewczyn niż dla własnej córki i załamania nerwowego, przez które rok spędziła na silnych prochach.
Tak, jej życie było „ciekawe” i może na tym lepiej zakończyć temat – przynajmniej dziś.
– Świetny komplement – przewróciła oczami uśmiechając się szeroko. Na co dzień świadomość bycia po rozwodzie niespecjalnie jej przeszkadzała ale gdy ktoś wygłaszał tą formułkę głośno, było w niej coś… co ciężko prosto opisać. Jakaś naleciałość patologii, życiowego niewypału, porażki i jednocześnie czegoś, co podpowiadało jej aby się wstydzić. Nie bardzo umiała zidentyfikować podłoże ów koktajlu uczuć to też zwyczajnie go nie analizowała. – Dziękuję – przyjęła niecodzienną pochwałę mając świadomość, że zbyt wcześnie podjęła decyzje o ślubie i była ona bardzo pochopna choć człowiek zamroczony uczuciem nie myśli logicznie. Była mądra po szkodzie – standardowo.
Późniejsza sytuacja zdecydowanie zepsuła i tak nie najweselszą atmosferę, przez co Murphy czuła się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku. Nie chciała myszkować i zaglądać w każdy kąt. Naprawdę miała problemy z rozróżnianiem stron i nawet na egzaminie na prawo jazdy, jej prawą dłoń zdobiła mała kropka zrobiona długopisem
– Sorry – przeprosiła czując jak na policzki wylewa się róż zawstydzenia.
– To co tam miałeś. Broń, chyba noże, kamizelka… i zdjęcia z jakąś dziewczyną – z pełną premedytacją użyła słowa „jakąś”, choć Graham nie mógł wiedzieć co teraz kotłuje się w blondynce. Dla niego jej wypowiedź była pozbawiona emocji. Prosta odpowiedź na proste pytanie. Do tego bardzo szybko oceniła minę Anglika na surową i niekoniecznie zadowoloną. Tego wyrazu twarzy nie miała jeszcze okazji oglądać ale jak na poznawanie kogoś bardzo szybko przerabiała całą paletę zachowań byłego żołnierza. Od szczęścia, radości i i uśmiechu, po konsternacje i może już… złość? Na tym etapie rozmowy trudno było wywnioskować co myślał. Dodatkowo Susan nie czuła aby mogła dopytywać o tamtą kobietę. Szybko uznała, że jeżeli będzie chciał, to sam jej powie. Jeśli zaś temat przemilczy, trudno, nie ma na to kompletnie żadnego wpływu.
Upijając mały łyk herbaty szybko pożałowała tej decyzji czując jak zbyt gorący płyn dotyka jej podniebienia. Jutro będzie mocno spuchnięte. I co zabawne… jeszcze wczoraj w balonie zastanawiała się gdzie Graham ma „haczyk”… facet był jak korzystna umowa z gwiazdką, której treść skrywała coś naprawdę złego. I prawdopodobnie odszukała ów „drobny druk” szybciej niż mogła się tego spodziewać.
– Mój były prowadził zajęcia na strzelnicy. Broń nie jest czymś co mnie przeraża – uspokoiła go na wszelki wypadek. I miał kupę racji – pomieszczenie takie jak to powinno być bezwzględnie zamknięte.
Najwyraźniej oboje dali ciała.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Bezpieczne słowo. - odpowiedział z rozbawionym uśmiechem - Ja nie mogę pochwalić się takim szczęściem. Jestem synem biednego małżeństwa z przemysłowego miasteczka w Anglii. Takiego w którym osiemdziesiąt procent populacji pracuje w różnych fabrykach, a pozostałe dwadzieścia procent nimi zarządza. - wzruszył ramionami jakby nie było na to rady, tak został wychowany - Ojciec chciał dla mnie tego samego. Stabilnego zatrudnienia przy jakiejś taśmie! Mechanika jeśli będę mieć szczęście! - zaśmiał się żałośnie - Cóż, młody Graham miał zupełnie inne plany, chciał zwiedzić świat, a jedyne miejsce, w którym mógł zrobić to za darmo to wojsko. A to, co działo się w wojsku to już zupełnie inna encyklopedia... - uśmiechnął się nieco tajemniczo robiąc z tego jakąś wielką zagadkę.
Halifax nie był zbyt wielkim fanem zwierzania się ze swojego życia, kompleksów, a tym bardziej swojego dzieciństwa. To niebezpiecznie szybko prowadziło do nawiązania jakiejś głębszej więzi, a jak wszyscy wiemy tego ten szarmancki Anglik unikał, jak ognia. Jednak wierzył też, że w życiu trzeba być uczciwym względem innych, więc jeśli Susan zdecydowała się podzielić z nim częścią swojego życia, naturalnym było, że on zrobi dla niej to samo. W bardzo dużym i mało obrazowym skrócie, ale już przekroczyła pewne bariery, których nie udało się kilkunastu poprzednim partnerkom, więc mogłaby być z siebie nawet dumna gdyby miała tego wszystkiego świadomość.
- Hej, nie ma nic złego ani haniebnego w rozwodzie. Mam zbyt wielu kumpli, którzy trwają w jakichś nieprzyjemnych związkach tylko dlatego, że chcą sobie oszczędzić batalii sądowej czy innych nieprzyjemności. Szanuję tych, którzy potrafią powiedzieć, że to nie to, czego chcą i po prostu to zakończyć. Tak jest lepiej dla wszystkich. - spojrzał na nią z pełnym przekonaniem co do swoich słów - Tobie to wręcz służy. Dawno nie widziałem tak pięknej dziewczyny, a to co robiliśmy w nocy... Uff... Zatrząsnęłaś moim światem. - uśmiechnął się do niej rozbrajająco puszczając jej oczko i ocierając wyimaginowany cień z czoła teatralnym gestem.
Nie zamierzał ukrywać, że w łóżku była cholernie dobra, co pewnie z resztą wiedziała. On po prostu nie byłby sobą gdyby po kilku poważniejszych zdaniach trochę nie pożartował czy się zbłaźnił. To był po prostu ten typ człowieka, który nie potrafił być cały czas poważny.
Chociaż miewał te momenty, co właśnie pokazywał wpatrując się intensywnie w dziewczynę. Wiedział, że na pewno widziała te zdjęcia. Naprawdę nie obchodziło go, że zobaczyła jego zbrojownię, w której można by wyposażyć mały oddział. To te zdjęcia, najbardziej prywatna część jego życia, były problemem. Trochę łudził się, że po prostu się pomylił. Może je też źle odłożył na swoje miejsca, ale Susan do wszystkiego szybko się przyznała. Mogła skłamać. Chyba nawet wolałby tę wersję bo wtedy wszyscy mogliby grać swoje role, a on nigdy nie musiałby wypowiedzieć słowa o tym, co tam widziała. Nie ukrywał, że nie był z tego faktu zadowolony. Zmarszczył brwi wyglądając całkiem groźnie, ale nie poruszył się ze swojego miejsca nawet o centymetr. Po prostu przez dłuższą chwilę bił się w myślami.
- Ale zdjęcia innej kobiety już tak? - mruknął dopowiadając sobie alternatywne zakończenie tego zdania.
- Miała na imię Isabelle. Byliśmy razem na kilku przydziałach. - powiedział dość oschle przechodząc do barku by nalać sobie drinka.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Racja – jej życie było ciekawe ale o wiele bardziej wolała żeby mogła je określić mianem zwykłego, przeciętnego, normalnego. To, że powiedziała o wygranej w loterii wcale nie oznaczało, że pozostała część egzystencji była równie fartowna.
Wręcz przeciwnie.
– To jedyne „dobro” – zrobiła w powietrzu znak cudzysłowiu palcami. – Jakie mnie w życiu spotkało – właściwym było to aby wyjaśnić wszelkie nieprawidłowości i niedomowienia. A było ich mnóstwo na tym etapie. – Ojciec był prawnikiem, mamy nie znam, zostawiła nas gdy byłam mała. Ale to nie tak, że miałam cudowne dzieciństwo. Stary miał mnie koło nosa. Zawsze ważniejsze były nowe dupy – to tyle jeśli chodzi o wczesne lata młodości. Co ciekawe wcale nie mówiła tego z wyrzutem. Jej ton jasno wskazywał na obojętność i przyzwyczajenie. Już dawno pogodziła się z przeszłością i zaakceptowała ją nie mając innego wyjścia.
Su to gaduła. Lubiła rozmawiać i umiała słuchać. Zawsze uważała to za swój atut i nigdy nie spotkała się z nieprzychylnym komentarzem odnośnie swej wylewności. W czasach gdy coraz więcej osób izoluje się od reszty wybierając samotny wariant spędzania wolnych chwil, konwersacja była czymś niemal na wagę złota.
– Zdecydowanie przemoc psychiczna to nie było to czego oczekiwałam – uśmiechnęła się szeroko ale sztucznie. To nie było tak, że nagle jej mąż przestał jej się podobać czy zaczął rozrzucać po domu brudne skarpetki. Ta cześć jej opowieści zdecydowanie nie należała do przyjemnej i radosnej ale czy to dobry temat na drugie spotkanie?
Nie.
– Koniec tego tematu – poklepała otwartą dłonią blat zdecydowanie zbyt entuzjastycznie aby mogło to być uznane za przejaw czegoś naturalnego. Może kiedyś opowie mu o wszystkim, a może nie…
Na jego kolejne słowa zmrużyła nieco oczy. To nie pierwszy raz kiedy podkreślił jak bardzo było mu dobrze i chociaż traktowała wszystko niczym komplement, nie byłaby sobą gdyby nie dopytała. – Naprawdę trafiałeś do tej pory na same drewna? – daleko było jej do gwiazdy porno ale z założenia nie wstydziła się robić i pokazywać co jej sprawia przyjemność. Przy okazji miała jakąś tam wiedzę na temat męskich upodobań i potrafiła przychylić płci przeciwnej nieba jeśli tylko chciała.
– Nie. To nie tak. Nie lubię być tą trzecią i chyba powinniśmy sobie to wyjaśnić nawet dziś. Nie mam pojęcia co Cię z nią łączy… czy raczej łączyło? – upiła jeszcze jeden łyk. Tym razem herbata była już nieco chłodniejsza. – Z kolegami z przydziałów nie masz zdjęć w ramce na komodzie – zauważyła zgodnie z prawdą. – To Twoja żona?- luźne pytanie skierowane w stronę Anglika sparowała z intensywnym spojrzeniem. Refleksja jednak przyszła niezwykle szybko bo spuszczając głowę westchnęła głęboko. – Wybacz. To nie moja sprawa. Oddałam portfel, jest już późno, powinnam spadać – odsunęła od siebie do połowy pusty kubek ześlizgują się z wysokiego krzesła rozglądając się przy okazji za torebką, którą przecież zostawiła w aucie na siedzeniu pasażera.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Może to z mojej strony stereotypowe, ale nie spotkałem jeszcze dzieciaka prawnika, które wychwalałoby swoją matkę albo ojca pod niebiosa. - uśmiechnął się wzruszając ramionami - Mój ojciec spędzał w fabryce całe swoje życie, a do domu przynosił jakieś psie pieniądze. Matce nie pozwalał pracować bo przecież nie tak zostali wychowani. Więc nawet jak rodzice są w stanie poświęcać ci uwagę może wyrosnąć coś takiego, jak ja. - zaśmiał się cicho wskazując na siebie dość teatralnym gestem i dało się w tym wszystkim wyczuć dość dużą dozę sarkazmu.
Graham nie był z tych gości, którzy całe życie będą się umartwiać krzywdami wyrządzonymi przez rodziców czy swoimi wadami. Już dawno temu zaakceptował to, że był, jaki był. Nie była to ani wina ani zasługa jego rodziców. W ogóle nie patrzył na to w tych kategoriach. To kwestia jego własnych wyborów po tym jak już był w stanie je samodzielnie podejmować. Wszystko, co przychodziło w tym pakiecie pochodziło od niego. Co nie znaczyło, że nie miał ze staruszkami na pieńku, jednak to z zupełnie innego powodu, którego na razie nie musiał poruszać. Zauważył natomiast, że przy Susan jakoś łatwo wypluwa z siebie dość prywatne informacje, które przy innych laskach stara się jednak zachować dla siebie. Nie wiedział jeszcze czy to mu się podoba czy nie.
Uszanował jej decyzję o zakończeniu tematu małżeństwa. Nie należał do wścibskich osób i tak naprawdę twierdził, że im mniej wie, tym lepiej. Jeśli kiedyś będzie chciała o tym porozmawiać na poważnie, pewnie jej wysłucha, ale nie byłby najlepszą osobą, która potrafiłaby sprawić, że poczuje się lepiej. Nigdy nie miał żony i nie miał pojęcia z jakimi problemami mogą się borykać małżeństwa, zwłaszcza takie młode. Żaden był z niego spec od związków. Sam stronił od takowych zadowalając się raczej przygodami na noc, czy dwie.
- Drewna? Nie. - roześmiał się rozbawiony na takie porównanie - Ale żadna nie mogła się równać z tym, jak Ty zaspokajałaś moje potrzeby. Należą się pochwały. - uśmiechnął się puszczając jej oczko.
O jego podbojach łóżkowych pewnie można by już w Lorne Bay napisać jakaś krótką książkę i byłoby w niej kilka dość chorych rozdziałów, ale ten z Susan należałby do tych najczęściej czytanych i cytowanych. Miała wszystko, czego szukałby w swojej potencjalnej partnerce i nie miał zamiaru ukrywać tego jak bardzo mu się podobała w tych kwestiach.
Kiedy dziewczyna zaczęła się rozwodzić na temat jego byłej narzeczonej na chwilę zdrętwiał. Nie był przygotowany na tę rozmowę. Ona nigdy nie miała mieć miejsca z żadną kobietą w jego życiu. Żadnej nie dopuścił tak blisko i nawet jeśli Susan również nie była tą, z którą zrobił to świadomie, nie mógł mieć jej tego za złe. Wychylił swojego drinka na raz czując jak płyn gryzie go w gardło. Te wszystkie teorie mogły być jak najbardziej prawdziwe. Gdyby jego życie potoczyło się inaczej może rzeczywiście byłby teraz w zupełnie innym miejscu, a tej blondyneczki na pewno nie byłoby w jego kuchni. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał jej nic, bijąc się z myślami oraz własnym kodeksem.
- Miała być moją żoną. Zginęła na misji zanim się tutaj sprowadziłem. - wydusił w końcu z siebie podpierając się obiema dłońmi o barek będąc zwróconym plecami do niej.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Wodząc wzrokiem po jasnych, kuchennych frontach, musiała przyznać, że nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nie brała pod uwagę klasyfikacji dzieci rodziców zajmujących się daną dziedziną oraz tego jak to przekłada się na ich udane (lub nie) dzieciństwo. Ojciec był jaki był i przywykła do oschłego traktowania choć w najcięższych chwilach zawsze mogła na niego liczyć. Dopiero będąc dorosłą osobą zrozumiała, że dzieciństwo powinno być beztroskie i wypełnione zabawą.
Czasu cofnąć się nie da a sam ojczulek przepełnił czarę goryczy ostatnim wyskokiem. Małżeństwo w tajemnicy i nowe życie u boku nowej kobiety – to coś, czego Su nie umiała wybaczyć. Podsumowując dobrze, że stało się tak, a nie inaczej. Starego Murphy’ego nie było i już.
– Nie rozumiem o czym mówisz. Czego od siebie chcesz? – ściągnęła nieco brwi do środka kompletnie nie mając powodu do wystawienia mężczyźnie złej oceny. Był dobrze wychowany, nie przejawiał chamstwa więc sądziła, że zaraz wyskoczy z jakimś szczerym wyznaniem typu – trzymam w piwnicy małe kotki, chcesz zobaczyć? Dalszy ciąg historii był do przewidzenia. Bo jeśli Graham nie miał żadnych poważnych odchyłów od normy, to była naprawdę porządnym gościem. I zdecydowanie wymagał od siebie zbyt wiele co na dłuższą metę może bardzo męczyć. Nie ma i nigdy nie było ludzi perfekcyjnych. Należało się z tym pogodzić.
Nastrój Anglika był jak mocno rozbujana huśtawka. Raz wpatrywał się w nią poważnym wzrokiem, a chwile później prawdopodobnie udawał, że wszystko jest okej. Nie, nie było okej i świadczył o tym chociażby wlany do gardła alkohol. Nikt nie pije w ten sposób dla przyjemności więc… to był drink na odwagę? Uspokojenie emocji? A może rozluźnienie gdy zaczyna się stąpać po naprawdę cienkim lodzie. Tematy byłych związków nigdy nie były wygodne ale albo można je przepracować i iść dalej, albo człowiek kisi się w tym bez końca.
Ostatnie zdanie jakie wypowiedział Graham sprawiło, że zaprzestała intensywnych poszukiwań torebki. Stojąc jak wryta, najchętniej w ramach kary uderzyłaby dłonią w ten głupi blond łeb.
Jakieś „sorry”, czy „nie wiedziałam” brzmiało infantylnie i banalnie nawet w jej głowie więc darowała sobie oklepane formułki na rzecz czegoś, co chciała zrobić. Czując potrzebę kontaktu stuknęła kilka razy paznokciem w okazały biceps mężczyzny, a gdy ten uraczył ją spojrzeniem, wmontowała się w jego tułów szczelnie do siebie przytulając. I chociaż była niższa, to stojąc na palcach dodała sobie tych kilka centymetrów aby jej bark był wsparciem dla brody Grahama. – Przykro mi – powiedziała gładząc czule fragment pleców. – Chcesz o tym pogadać? – wtuliła swój policzek w jego odnosząc jednocześnie wrażenie, że właśnie doznała jakiegoś wybuchu instynktu macierzyńskiego czy czegoś podobnego. Trwała tak dobrą minutę nie mogąc się od niego odkleić. Dopiero po tym czasie odchyliła tyłów aby skontrolować czy jest tu jeszcze mile widziana. Bo zawsze istniało ryzyko, że jej wizyta powinna dobiec końca.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Pewnie rodzice zaszczepili we mnie jakieś dziwne wyobrażenie dobrego człowieka, ale każdy ma swoje wady, a ty po prostu nie miałaś jeszcze zbyt dużo okazji by je poznać. - uśmiechnął się do dziewczyny dość beztrosko - Albo po prostu widziałaś w nich moje zalety. Straszny ze mnie hedonista Susan, a że lubię się tym dzielić raczej nie widziałaś tego wczoraj jako wady. - zaśmiał się cicho spoglądając na nią ponad kuchennym blatem - W każdym razie moja rodzina miała mi bardzo dużo do zarzucenia, gdy widzieliśmy się ostatni raz jakieś dziesięć lat temu. - wzruszył ramionami udając obojętność.
Chociaż większość z tych rzeczy już dawno wrzucił do worka z napisem "przeszłość" i zazwyczaj go nie otwierał, nie znaczyło, że ich tam nie było. Nawet on miał swoje skazy przekazane przez ukochanych rodziców. Pomimo bycia naprawdę pewnym siebie facetem miał momenty w których nie czuł się tak pewnie jakby to okazywał. Ale niech pierwszy podniesie rękę ten, który nie został zepsuty przez swoich rodziców, którzy mówili, że nie zepsują cię tak jak ich rodzice zepsuli ich. To dzieje się każdego dnia na całym świecie i nie ma co z tego powodu płakać. Graham na pewno tego nie robił.
Ta wychylona na raz zawartość szklanki nie była na odwagę. W końcu nie miał się tutaj czego wstydzić. To po prostu mechanizm, który pozwalał mu wydusić cokolwiek z siebie kiedy chodziło o jego ukochaną. Był to temat tabu nawet wśród jego najbliższych znajomych. Wszyscy wiedzieli, że tego tematu po prostu się nie porusza. To część jego PTSD. Stawał się wtedy rozdrażniony, poirytowany i niestabilny. Dlatego o tym się po prostu nie rozmawiało. Za każdym razem rozdrapywało to nie do końca zabliźnione rany. Cholernie bolało, bo było prawdziwe.
Chyba większość dziewczyn po takich wyjaśnieniach wzięło by po prostu nogi za pas cicho umykając przez drzwi wejściowe. Nie spodziewał się po blondynce niczego innego. Na swój sposób pewnie chciał ją od siebie odstraszyć. Teraz powinno być jasnym, że nic z tego nie wyjdzie. Nie było szans na związek z kimś, kto nadal żył przeszłością. Dlatego był już w połowie nalewania sobie kolejnego drinka oczekując, że usłyszy właśnie zamykane drzwi, kiedy poczuł jej paznokcie stukające go w rękę. Odwrócił się nie kryjąc swojego zdziwienia, jednak to co zrobiła później było tym prawdziwym zaskoczeniem. Ten jeden, czuły gest sprawił, że całe jego ciało na chwilę się rozluźniło. Ta potężna ściana mięśni opadła pod dotykiem tej drobnej dziewczyny. Może nie ułożył swojej brody na jej ramieniu, ale odwzajemnił ten gest kładąc jedną dłoń u dołu jej pleców, a drugą u podstawy głowy.
- Nie... Nie rozmawiam o niej. Zginęła w moich rękach i była całym moim światem. Pogodziłem się z tym, co nie znaczy, że zapomniałem. Tego się nie zapomina. - odpowiedział jej cicho przytulając trochę bliżej - Pomimo tego dziękuję. - spojrzał na nią wdzięcznością.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
ODPOWIEDZ