animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi

Była kretynką, to nie ulegało wątpliwości. Kiedy zdecydowała się dać szansę Lorne Bay, nie wzięła pod uwagę tego, że życie w tym samym, niewielkim miasteczku, które obecnie zamieszkiwał jej były partner, nie było rozsądnym pomysłem. Wcześniej zupełnie nie zastanowiła się nad tym, jaki wpływ będzie to miało na jej nowy start, ale prędko okazało się, że miała tego pożałować. To rozstanie było świeżą sprawą, a w dodatku na tyle bolesną, iż Carlie przydałby się dystans, którego tutaj nie mogła sobie zagwarantować. O tym przekonała się dzisiejszego popołudnia, kiedy w trakcie zakupów trafiła na Grishama, który w najlepsze gruchał sobie z kimś innym, co dla samej Carlie było kolejnym ciosem w serce. Kiedy rozstawali się, zapewniał ją przecież, że jego decyzja nie miała nic wspólnego z byłą, za którą tu przyjechał. Kłamał jej prosto w oczy, z czego Faulkner nagle zdała sobie sprawę, a to sprawiło, że rany, które minimalnie zdołały się już zabliźnić, teraz zostały rozdrapane na nowo. W pierwszej kolejności miała ochotę podejść do niego i rozszarpać go, ale ostatecznie uciekła stamtąd szybko, mając nadzieję, że w ogóle jej nie zobaczył. I właśnie wtedy wpadła na ten idiotyczny pomysł spalenia wszystkiego, co pozostało po nim w motelowym pokoju. Nie było tego wiele, dzięki czemu zgrabnie zmieściło się to do metalowego wiadra, w którym rozniecenie pożaru było względnie bezpieczne. Względnie, ponieważ Carlie zupełnie nie przemyślała tego, co stanie się, kiedy doleje tam końcówkę jego perfum. Płomienie momentalnie się powiększyły, swoim zasięgiem łapiąc też zasłonę. Bez interwencji obsługi niestety się nie obyło, na skutek czego Faulkner nie tylko dostała wilczy bilet, ale też musiała zapłacić za szkody. W ciągu zaledwie kilku godzin skończyła nie tylko bez dachu nad głową, ale również bez jakichkolwiek oszczędności. Musiała się spakować, wypić kilka drinków, ale przede wszystkim potrzebowała także się komuś wyglądać, dlatego w pierwszej kolejności pognała do mieszkania Alberta, mając nadzieję, że go tam zastanie. Zapłakana, z rozmazanym makijażem, rozczochranymi włosami i przypaloną bluzką prezentowała się koszmarnie. Mniej więcej tak, jak Samara Morgan wychodząca z telewizora w tym strasznym filmie. To jednak nie miało większego znaczenia w obliczu jej kryzysu, którego zupełnie nie potrafiła zażegnać. Stanęła więc pod drzwiami odpowiedniego mieszkania i wcisnęła dzwonek, przytrzymując go tak długo, iż jego dźwięk stał się uciążliwy. Chyba już na starcie chciała dać mieszkańcom do zrozumienia, że była to sytuacja nadzwyczajna, a może raczej nadzwyczajnie beznadziejna.

Ron Harding
Pysiule
Magda
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wolny duch, który zarabia na życie robiąc wzroki na kawie i czasami malując karykatury na kubkach.
#2

Kolejny taki sam dzień w życiu Rona, ale nie narzekał. To znaczy, dopóki nie jest zbytnio zawalony robotą w kawiarni i nikt w dodatku się nie doczepia, że w przerwach między przychodzącymi klientami, bezczynnie siedzi w telefonie, to nie zamierza użalać się nad tym, jakie to jego życie jest monotonne i nie ma w nim absolutnie żadnych wyzwań. W ogóle po co komu cele i wyzwania? To znaczy takie, typu utrzymania się jak najdłużej na desce surfingowej, są całkiem spoko, ale to nieustanne rozwijanie się, poprzez naukę coraz to nowych rzeczy, jakoś go nie bawi. Chodzi o to, że praca służy mu tylko do zapewnienia sobie środków do życia (bo tak się złożyło, że jego rodzice też nie czuli potrzebny zarobienia fortuny, więc on nie miał czego dziedziczyć), nie sądził, żeby kiedyś znalazł sobie pracę, która będzie jednocześnie jego pasją. Mógłby pewnie zacząć rysować, ale nigdy nie będzie jednym z tych nielicznych twórców komiksów, znanych na całym świecie. To jest praktycznie niemożliwe, a poza tym znając zapał Rona (a raczej jego niedostatek), to straci zainteresowanie gdzieś na początku drogi, nie docierając nawet do połowy osiągnięcia sukcesu.
Wrócił sobie do domu z tego swojego najnormalniejszego na świecie dnia w pracy i pierwsze co, to zaczął od prysznica. Rano zawsze zupełnie nie ma na to czasu, a w dodatku po całym dniu przy mieleniu i parzeniu kawy, siłą rzeczy zawsze przesiąka tym zapachem, więc nawet dobrze że rano woli spać. Właśnie w związku z tym w pierwszej chwili nie usłyszał, że ktoś dobija się do mieszkania. Dopiero po zakręceniu wody, usłyszał dzwonek, ale musiał się przecież choć w jakiejś części ubrać, bo kto wie kto stał po drugiej stronie. Nie żeby był z tych szczególnie wstydliwych, bo też nie miał się czego wstydzić, ale jakieś pozory trzeba zachować. Po drodze do drzwi założył jeszcze koszulkę, ale ktoś znów postanowił powiadomić o swojej obecności.
- No chwila. Pali się? - zawołał. Choć nie miał pewności jak grube są drzwi i czy coś w ogóle przez nie przechodziło. W każdym razie w końcu otworzył drzwi i to co zobaczył na klatce schodowej, było idealnym obrazem nędzy i rozpaczy, może trochę bardziej tego drugiego. Jakoś udało mu się jednak w tej kobiecie rozpoznać znajomą Alberta, swojego współlokatora, więc w sumie i jego znajomą też automatycznie Carlie była.
- Cześć Carlie. Nie pytam czy wszystko w porządku, bo to nie wymaga potwierdzenia. Wchodź. - powiedział odsuwając się od razu od drzwi, ażeby młoda kobieta mogła wejść do mieszkania. Jeśli miała jakieś tobołki, to może i patrzył dziwnie, ale pomógł jej wnieść, to co miała przy sobie. - Albercika nie ma. - zaznaczył od razu. Nie zamierzał jej jednak wyrzucać. Nie sądził by nagle zapałali do siebie taką niechęcią, że Albert nie chciałby jej tutaj.

Carlie Faulkner
powitalny kokos
Ron Harding
animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi
Coś jest w stwierdzeniu, że wiele cech charakteru dziedziczymy po swoich rodzicach, choć w przypadku pań Faulkner były to dość nietypowe kwestie. Żadna z nich nie miała szczęścia do mężczyzn, nie miały też w sobie ani odrobiny rozwagi, o czym doskonale świadczył fakt, że Carlie wychowywała się w domu, który tworzyły trzy kobiety - ona, jej mama oraz babcia. Nie znała swojego ojca, podobnie zresztą jak jej mama nie znała swojego. Cały czas tłumaczone było to tym, że zupełnie nie umiały trafić na właściwych kandydatów, choć w swoim rodzinnym mieście Faulkner nie raz słyszała inne, mniej przychylne opinie. Wierzyła jednak w wersję, którą z pokolenia na pokolenie przekazywały sobie panie w jej rodzinie, ponieważ ona sama była idealnym przykładem tego, jak ciężko trafić jest na kogoś właściwego. Właśnie ten pech odpowiadał za położenie, w którym się dziś znalazła. Gdyby nie przyjechała tu za swoim chłopakiem, ten pewnie wcale by z nią nie zerwał, a ona nie próbowałaby spalić reszty jego rzeczy i nie podpaliłaby tego cholernego motelowego pokoju. Nie stałaby też przed drzwiami chłopaków jak największa kupka nieszczęścia, będąc bliską tego, żeby się rozpłakać. Może to ten pech, a może jednak nieodpowiedzialność, ponieważ Carlie, szczególnie dziś, sprawiała wrażenie osoby, która nie była zbytnio przystosowana do życia. Innymi słowy, jeśli istniało coś, co można było zepsuć, bardziej niż pewne było to, że Faulkner w końcu się to uda.
Kierując się do ich mieszkania liczyła na to, że trafi na Alberta. Odkąd się tu przeniosła, był dla niej sporym wsparciem, dlatego miała nadzieję, że jednak go zastanie, a on wspaniałomyślnie znajdzie rozwiązanie dla jej problemów, ponieważ sama nie potrafiła. Była cholernie bezradna, nie pierwszy raz zresztą. - Nie ma? Och - jęknęła, a wyraz jej twarzy wyglądał trochę tak, jakby świat miał się skończyć, bo Raynott był poza domem. Broda jej zadrżała i była bliska tego, aby znowu się rozpłakać. Może Ron źle zrobił, że wpuścił ją do środka? W ciągu chwili mogła zanieść się takim płaczem, że sama się nie opanuje. W każdym razie, z niedużą, sportową torbą przewieszoną przez ramię weszła do mieszkania, a później stanęła na środku pokoju dziennego, dochodząc do wniosku, że nawet teraz nie wiedziała co ze sobą zrobić. Była w kropce tak ogromnej, że nawet tak prosta sytuacja, jak rozmowa z Ronem, sprawiała jej problem. - Ja… - zaczęła, ale nie dokończyła. W końcu nerwy wzięły nad nią górę i rozpłakała się całkiem. Zaniosła się płaczem stojąc na środku ich salonu w poprzypalanych ubraniach i z torbą na ramieniu. Nie wyglądało to obiecująco, prawda?

Ron Harding
Pysiule
Magda
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wolny duch, który zarabia na życie robiąc wzroki na kawie i czasami malując karykatury na kubkach.
Ron raczej nie był wyznawcą zasady, co do której mielibyśmy być pod istotnymi względami podobni do swoich rodziców. To znaczy o ile w jego przypadku to się całkiem sprawdza, ze względu na zamiłowanie do wody i beztroskiego życia, choć on robi to we właściwym czasie, nie tak jak jego rodzice, którzy mając 25 lat, mieli już dwójkę dzieciaków na karku, a dopiero teraz zdają się po prostu podążać z prądem w życiu. Za to część jego rodzeństwa w ogóle nie jest podobna do ich rodziców, no chyba, że wczesne rodzicielstwo też się jakoś dziedziczy, bo na to złapała się aż dwójka z jego starszego rodzeństwa. W każdym razie nie była to rzecz, która wybitnie skupiała jego uwagę. W ogóle trzeba powiedzieć, że Ron jest człowiekiem, któremu trudno jest się skupić dłużej na jednej rzeczy, czy to były aktywności, które w przeszłości zamieniał, jedną na drugą, z rysowania na deskę, z deski na rolki, a później znów na coś bardziej kreatywnego, czy też właśnie myśli, które nie do końca kontrolowanie, nieraz przeskakują z jednego tematu na inny. Pewnie trochę dlatego, nie zawsze potrafi zachować się w sposób taktowny, bo nie poświęca analizie czegoś wystarczającej ilości czasu. I właśnie dlatego, zamiast teraz starać się być jakkolwiek taktowany, bo przecież niespecjalnie znają się z Carlie, to on wolał być głupkiem, który bagatelizuje pewne oczywiste sygnały. A może nie były one aż tak bardzo oczywiste? Nie dla chłopaka, który w gruncie rzeczy nie doświadczył wiele złych rzeczy w życiu, nie może więc wczuć się w wielu momentach.
- Nie wiem też kiedy wróci, ale mogę zapytać. - zaproponował pomagając młodej kobiecie coś tam wnieść do środka, a potem zamykał drzwi, więc przez długi czas nie był świadom jej reakcji, a raczej stanu, w jakim się znajdowała. Bo słowa to jedno, ale gdy dołożysz do tego obraz, to mogą one nabrać zupełnie innego sensu. Właśnie dlatego nieco zaskoczył go ten wybuch, który nastąpił chwilę później, kiedy przeszli kilka kroków i znaleźli się salonie. Nie sam płacz kobiety, ale najgorsze było to, że Ron zupełnie nie wiedział jak ma się w tej chwili zachować. Otwierał kilka razy usta, ale nigdy nie wiedział co tak naprawdę powinien powiedzieć. - Słuchaj, nie wiem co się dzieje, ale... - zaczął i urwał. Bo co tak naprawdę chciał powiedzieć? Ale zawsze może być gorzej, ale jeszcze będziesz się z tego śmiała, ale wyolbrzymiasz. Nic z tego nie było właściwie w tym momencie, a co gorsza, mogło doprowadzić do jeszcze większego załamania się kobiety. - Usiądź. Przyniosę Ci coś do picia. - spróbował inaczej. Gdy pójdzie do kuchni, to będzie miał chwilę na napisanie do Alberta, może ten przyjdzie z odsieczą, a może w tym czasie Carlie zdąży się już ogarnąć i problem zostanie szybko zażegnany. Bo jemu zależało tylko na tym żeby już nie rozpaczała i była w stanie złożyć zdanie. Ubrania czy zabrudzenia na twarzy, to tylko odświeżenia, z resztą też można sobie poradzić, tylko żeby mogli wymienić kilka zdań.

Carlie Faulkner
powitalny kokos
Ron Harding
animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi
Pod tym względem nie różnili się od siebie szczególnie, ponieważ i ona nie potrafiła wyhodować w sobie jakiejkolwiek trwałości. Kiedy już skupiała na czymś swoją uwagę, prędko rozpraszała się, chwilę później poświęcając ją czemuś innemu. Właśnie dlatego na swoim koncie miała cały szereg rzeczy, które określić mogła mianem własnych zainteresowań, ale raczej nie aktualnych, tylko trochę bardziej byłych. Żadne z nich nie zostało z nią także na dłużej, ani jednego nie rozwinęła też do tego stopnia, aby stać się w nim dobrą. We wszystkim była przeciętna, a w części spraw wręcz koszmarna, co może wyjaśniało, dlaczego wszystko dosłownie sypało jej się z rąk. Raz za razem podejmowała przecież coraz to gorsze wybory, czego idealnym przykładem była próba spalenia tych cholernych rzeczy, które pozostawił po sobie jej były. Gdyby ten głupi pomysł nie zakotwiczył się w jej umyśle, Carlie nie musiałaby obecnie mierzyć się z tak dużym problemem. Nie musiałaby również stawiać Rona w tej irracjonalnej sytuacji, z którą nie powinien mieć nic do czynienia. To, że narozrabiała i na samą siebie sprowadziła katastrofę, nie było jego zmartwieniem. Alberta również, ale do niego mogła się zwrócić, ponieważ był jej przyjacielem. Przyjacielem, którego teraz potrzebowała, ale najwyraźniej nie mogła liczyć na to, że wyciągnie ją z opresji zawsze. Miał przecież swoje życie i to nim w końcu się zajmował.
Pokręciła energicznie głową, nie chcąc powodować tu kolejnego zamieszania. Kiedy zaczęła płakać, potrzebowała chyba chwili czasu dla siebie, aby ostatecznie pozbyć się tych wszystkich negatywnych emocji, które teraz jej ciążyły. Było tego sporo, mało tego, ich ilość cały czas się powiększała, ponieważ Carlie zaczynała nabierać wrażenie, że cały wszechświat sprzymierzył się przeciwko niej, przez co nic nie szło dziś po jej myśli. Wyła więc w najlepsze, kiedy Harding zniknął gdzieś w kuchni, ale po pewnym czasie wzięła kilka głębszych oddechów. Opanowała się mniej więcej, dzięki czemu po jego powrocie była już w stanie wyrzucić z siebie normalne słowa. Potrzebowała teraz czyjejś troski, dlatego nawet to, że Ron przyniósł ze sobą szklankę z piciem, wiele dla niej znaczyło. - Dziękuję. I przepraszam - wyrzuciła z siebie od razu, bo myśl o tym, że zwaliła mu się na głowę i stanowiła kłopot, była jedną z tych, które doskwierały jej najmocniej. Najlepiej poczułaby się pewnie wtedy, gdyby ze wszystkim była w stanie poradzić sobie sama, ale to nie brzmiało jak scenariusz, który mogłaby zrealizować w najbliższym czasie. - Nie miałam dokąd pójść. Ja… Wyrzucili mnie z motelu - końcówkę tego zdania bardziej wymamrotała sobie pod nosem, niż powiedziała na głos, ale to dlatego, że kiedy o tym myślała, nadal miała ochotę zanieść się tym panicznym płaczem. Na to jednak nie chciała sobie pozwalać, ponieważ już teraz ciężko było jej się opanować, a ostatnie czego potrzebowała, to przestraszenie współlokatora Raynotta tym, że mógł mieć do czynienia z wariatką.

Ron Harding
Pysiule
Magda
26 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wolny duch, który zarabia na życie robiąc wzroki na kawie i czasami malując karykatury na kubkach.
Ron miał dwie aktywności, które również jako dorosły człowiek mógłby wpisać w tym fragmencie CV, w którym należy podzielić się swoimi sposobami na spędzanie wolnego czasu, a z których specjaliści wyciągają różne nieoczywiste wnioski. Pierwszą z nich było surfowanie, ale tutaj było to czysto rekreacyjne. Nigdy nie pomyślałby, że mógłby się z tego utrzymywać, szczególnie w Australii, gdzie liczba surferów na metr kwadratowy, jest pewnie prawie tak samo wielka, jak pająków. Było jeszcze rysowanie, do którego talent odkrył w szkole, ale wcale nie na lekcjach plastyki, tylko bardziej na chemii czy historii, gdy z nudów zaczął zapełniać swoje zeszyty różnymi fantastycznymi postaciami. Tutaj jednak przejście na zawodowstwo było jeszcze trudniejsze i gdy tylko Harding zdał sobie sprawę ile to trzeba pracy włożyć, żeby twoje nazwisko znalazło się na okładce znanego komiksu, to skutecznie go to zniechęciło. Jednakże ciągle miał takie chwile, gdy podczas oglądania nudnego filmu, sięgał po kawałek kartki czy karton po pizzy i coś tam sobie bazgrał. Wymyślił też swoją własną sygnaturę na kubkach w kawiarni, w której pracował. Gdy w znanych sieciach pracownicy podpisują papierowe kubki imieniem kupującego, on pyta co chcą aby im narysował, czasem też idzie o krok dalej i tworzy karykatury stałych klientów. Ale wracając do tego, co tu i teraz, to czuł się zaskakująco bardzo niezręcznie. Nigdy albo przynajmniej od bardzo dawna Ron nie czuł się tak bardzo nie na miejscu. Nie sądził nawet, że mogą dotyczyć go tego typu emocje.
- Chcesz też coś mocniejszego albo piwo? - zapytał. Na razie przyniósł dziewczynie tylko jakiś sok, pewnie pomarańczowy, bo taki zwykle był w ich męskiej lodówce. Dziewczynie, bo z tego co wiedział, była praktycznie jego rówieśniczką, więc choć już z całą pewnością wyglądała kobieco, to jakoś zawsze myśli o swoich rówieśnikach, jak o dziewczynach i chłopakach.
- Wyrzucili Cię z motelu Carlie? - zapytał w tym samym momencie, w którym ona mniej więcej to samo mówiła niemal szeptem. - Nie miałaś na opłacenie pobytu? - zadał kolejne pytanie, bo sytuacja była dla niego mocno enigmatyczna. Nie był ciekawski, ale jak pomagał jej wnosić walizki do mieszkania, to już chciał coś wiedzieć.

Carlie Faulkner
powitalny kokos
Ron Harding
animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi
Na pewno źle czułaby się ze świadomością, że wprawiała go w zakłopotanie, ale tak naprawdę nie potrafiłaby przestać. Znalazła się w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji, z którą nie umiała sobie poradzić. Chciała, naprawdę pragnęła samodzielnie znaleźć rozwiązanie, ale nie była w stanie tego zrobić, ponieważ jedyną możliwością było wynajęcie nowego mieszkania, a ku temu brakowało jej oszczędności. Gdyby nie narobiła w motelu szkód, może zdołałaby coś sobie znaleźć, ale obecnie to nie wchodziło w grę. Nikt nie wynająłby jej pokoju na ładne oczy, a gdyby nawet próbował, to na pewno nie skończyłoby się dobrze. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli nieznajomy proponuje ci darmowy kwaterunek, na pewno liczy na jakieś inne korzyści, a Carlie takowych nikomu nie chciała oferować. Nie była więc tak głupia, aby szukać noclegu byle gdzie, dlatego ze swoim problemem postanowiła zwrócić się do Alberta. Miała nadzieję, że brunet pozwoli jej się zatrzymać tutaj przez kilka dni, aby w tym czasie ochłonęła i może w końcu zdobyła się na to, aby poprosić o pomoc swoją matkę. Wiedziała, że to będzie wiązać się z powrotem do Stanów, w dodatku na tyle wstydliwym, że nie chciała brać go pod uwagę, ale co innego miała zrobić? Nie była w stanie magicznie wyczarować sobie rozwiązania.
Pokręciła gwałtownie głową, kiedy zapytał ją o alkohol. Choć nie była osobą, która często go odmawiała, to jednak obecnie miała wrażenie, że ten tylko pogorszyłby sprawę. Wiedziała bowiem, że jeśli teraz znajdowała się w tak paskudnym humorze, prawdopodobnie upiłaby się na smutno, a uspokojenie jej stałoby się jeszcze trudniejszym zadaniem, na które nie chciała skazywać Rona. - No… To nie do końca tak - przyznała, tym razem już trochę głośniej. Wciągnęła głębiej powietrze, a później wypuściła je, już teraz czując ból związany z tym, że będzie musiała przyznać się do swojego błędu. - Trochę… Podpaliłam zasłony. I dywan. No i musiałam zapłacić za szkody, więc teraz zupełnie nie mam już kasy - jęknęła z niezadowoleniem, a później wydęła usta w podkówkę. Była w koszmarnym położeniu, a mówienie o tym wcale nie było łatwe, co zresztą było po niej widać. Wyraz jej twarzy dość wyraźnie zdradzał, że nie czuła się w tej chwili najlepiej. I to prędko nie miało ulec zmianie.

Ron Harding
Pysiule
Magda
ODPOWIEDZ