26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sama określiłaby siebie raczej, jako osobę, której trudno zaufać i może właśnie przez to ludzie czuli się w jej towarzystwie swobodnie? Bo niczego nie oczekiwała, a przy tym wcale nie oceniała? Nie, żeby była taka wyrozumiała, zwyczajnie sama narobiła w życiu na tyle głupstw, by wiedzieć, że jest ostatnią osobą do prawienia innym morałów. Nie miała więc problemu, gdy ktoś jej się zwierzał i z mężczyznami też dogadywała się lepiej, niż z kobietami, chociaż... pewnie przez to ci widzieli w niej głównie materiał na kumpla, albo przygodę. W każdym razie, kiedy Richard się przed nią otwierał, Pearl pozostawiała mu przestrzeń do ubrania wszystkiego w takie słowa, w jakie chciał. Mogłaby powiedzieć, że przeszła przez to samo, że też była ćpunką i wie, jak to jest, ale nie zrobiła tego. Zabawnym była człowiekiem... mówiła więcej, niż inni, zdawała się być otwartą księgą, wręcz ordynarnie odartą z tajemnicy i intymności, ale ostatecznie czy wiele było osób, którym pozwoliła na to, by dobrze ją poznały? Pewnie to był jej problem... wolała dawać otoczeniu to, co zdawało jej się być cool, zamiast stawiać na te części, których zgodnie z jej mniemaniem nikt i tak nie chciał oglądać.
- Ale jesteś czysty... to zasługuje na to, by dać ci szansę - nie chciała dać za wygraną, chociaż rozumiała tą potrzebę krytycznego oceniania samego siebie. W sumie w zaciszu własnych myśli robiła to samo. Mimo wszystko ucieszyło ją to, że mieli podobną opinię na temat jego znajomych z pracy. Oby karma do niej nie wróciła, gdy w przyszłości przyjdzie jej być na łasce innego strażaka. - Nie wyglądasz na typa, który ma problem ze znalezieniem sobie panny - oceniła, mrużąc nieco oczy, a zaraz potem westchnęła cicho, bo nie chciała teraz skupiać się na sobie, kiedy to on był w gorszym stanie. - Nic zagrażającego życiu, bo prostu połamane ostre gałęzie i moje plecy nie stanowią zgranego połączenia - zażartowała, by nieco ująć swoim obrażeniom, bo po prostu tak już miała, że lubiła zgrywać silniejszą, niż była w rzeczywistości. Po prostu. Lubiła nosić skórkę i okulary przeciwsłoneczne i inne takie banały, które dawały wrażenie ostrej laski, która wie, czego chce od życia. Było to o wiele lepszym obrazkiem, niż typowa Pearl Campbell, która krzyczy na widok pająków i przynajmniej raz w miesiącu googluje, jak uruchomić pralkę.
- Nie żartuj sobie ze mnie, jak się o ciebie martwię! - fuknęła, nie wierząc, że śmiał się w takiej sytuacji. Była cholerną hipokrytką, bo pewnie na jego miejscu robiłaby to samo, no ale... no cóż, nikt nie jest idealny, a Pearl nawet do tego nie aspiruje. - Auto? Takie duże na kołach? Robi brum brum? - ironizowała, mrużąc oczy jeszcze bardziej. - Ogarnę - dodała w końcu, ale naprawdę się martwiła. Nie tak to miało wyglądać. - Zaś ta mała... - rzuciła z przekąsem, próbując się uspokoić. Przede wszystkim w końcu podniosła się z niego i kiedy już stanęła na nogi, wyciągnęła w jego kierunku dłoń. - Nazywam się Pearl, możesz spróbować zapamiętać, koleś - dodała z łobuzerskim uśmiechem, który miał jej dodać animuszu i ukryć to, że naprawdę była przerażona stanem jego zdrowia. Też z uwagi na to, jak już tylko oboje stanęli na równych nogach, zaraz sięgnęła po papierosa, uznając, że na tym etapie ich dziwnej znajomości, nie musi pytać, czy będzie mu przeszkadzało, jeśli zapali, po prostu wyciągnęła własną paczkę i w jego kierunku.

Richard Remington
ambitny krab
dezynwoltura
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zawieranie znajomości na służbie i to w taki sposób nie należało do jego koników z prostej przyczyny. Zazwyczaj dziewczęta albo ekscytowały się jego wyglądem (och, jaki słodziak z tego strażaka!) albo były rozczarowane jego zachowaniem, które było godne największego buca. Każdemu wydawało się, że strażak powinien mieć serce na dłoni, a nikt nie myślał o tym, że prędzej czy później kolejne wydarzenia i wypadki sprawiają, że traci się zdolność empatii. Zupełnie jakby do krwi, flaków i śmierci można było się przyzwyczaić. A może to tylko Richard był tak niechlubnym wyjątkiem, który po pewnym czasie stał się na wszystko obojętny. Nie wiedział, ale Pearl musiała mieć coś w sobie, skoro go wyrwała z kleszczy tego znużenia i zażenowania każdą kolejną akcją. Chyba, że tak naprawdę chodziło o lot z drzewa, który był wrażeniem niezapomnianym. Mimo wszystko czuł się w jej towarzystwie normalnie, swojsko, niemalże na tyle swobodnie, by mówić więcej i nie wymagać tego od niej. Nie z powodu obojętności – bo musiała mieć swoją ciekawą historię – ale z powodu szacunku do tego, co działo się w jej głowie. Rzadko zdarzało mu się szanować jakąkolwiek kobietę, a kilka nawet mocno naruszył, ignorując ich granice, więc było to pewna niewiadoma w równaniu, ale miał ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie o tym.
Na przykład, obserwowanie swojej wiszącej ręki, której chyba wyszła kość, jeśli we właściwy sposób rozpoznawał to dziwne zgrubienie. Jeszcze czekał na zjazd adrenaliny z żył, by zawyć z bólu. Który zapewne będzie towarzyszyć mu długo, bo nie dadzą mi niczego przeciwbólowego. Tak wyglądało zaufanie do czystego ćpuna.
Dlatego spojrzał na nią z lekkim powątpiewaniem.
- Szansę to można dać… jakiemuś alkoholikowi, a nie kokainiście, ale doceniam twoje słowa – och, za te miłe komentarze to normalnie trafi do nieba. Jego terapeuta truł mu dupę, żeby doceniał drobne gesty wśród ludzi, ale jemu z trudem przychodziło zauważanie, że ktoś nawet chce bezinteresownie dla niego dobrze. – I daj spokój, panny to zazwyczaj szony, które lecą na dobry zegarek – pomachał jej ręką przed nosem i natychmiast tego pożałował, bo poczuł ciężar złamanej i rozpryskanej kości. To na pewno musiała być karma, która jest dziwką, więc była wkurzona, że rozpowiada o jej koleżankach po fachu. Nie zamierzał jednak jęczeć z bólu, skoro ona tutaj sprawiała wrażenie takiej bohaterki. – Zawsze możesz powiedzieć, że przeżyłaś dobry seks czy coś – bo już wiszenie na drzewie i upadek nie brzmiały jak historia, którą warto opowiadać.
Puścił jej oko, miał nadzieję, że nie bierze wszystkiego, co mówi na serio, bo on sam był ledwie przytomny z bólu, a poza tym musieli jeszcze dogadać się w kwestii prowadzenia tego złoma.
- Ja zawsze żartuję! Taki mam charakter, kiedyś na pogrzebie wujka zacząłem rechotać, bo był wiatr i facetowi porwało tupecik do grobu. To było ich ostatnie pożegnanie – nawet teraz mało brakowałoby, a wybuchnąłby śmiechem, ale skoro dama się przedstawiała, to musiał zachować się jak dżentelmen i podać jej rękę. – Ściskania nie będzie, bo zaraz mi ta kończyna wyskoczy z barku – wyjaśnił. – Richard Remington, tak, mój tata ma program na Netfliksie, a ja nie mam pojęcia jak się piecze suflet – rozgadał się, biedny, bo miał nadzieję, że tym sposobem pożegna ból ręki, ale musiał przyznać, że nie żałował poznania Pearl, zwłaszcza gdy pochwycił lewą i zdrową dłonią papierosa, obserwując ją z bliska.
Faktycznie była wysoka i do twarzy jej było z brakiem drzewa.
- Do cholery, co tam robiłaś, dziewczyno?

Pearl Campbell
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie zgadzała się z nim, nie dlatego, że była taką idealistką, bo nie oszukujmy się - nie była. Po prostu sama kilka lat temu stała na życiowym zakręcie, wierząc, że nie ma już dla niej szans. Mogła się wtedy stoczyć na samo dno, odsunąć w cień i nie szukać dla siebie ratunku, ale na całe szczęście była tu teraz i całkiem nieźle radziła sobie w społeczeństwie. Większość ludzi, w tym też Richard, nawet nie miało pojęcia, że rozmawia z byłą ćpunką, która okręcała się dookoła rury, wciągając i ładując w żyłę, co tylko znalazło się w zasięgu jej rąk. No, ale o tym niekoniecznie lubiła rozmawiać, bo chociaż była osobą, która mogła sprawiać wrażenie wyluzowanej i ze sporym dystansem do samej siebie - tego wcale tak dużo nie miała.
- Pierdolisz - podsumowała mimo wszystko, bardzo wyrozumiale. - Gdybyś naprawdę wierzył, że nie masz prawa do kolejnej szansy, leżałbyś teraz w jakimś rowie, czy innej melinie. Znam się na tym - wzruszyła ramionami, jakby rozmawiali o pogodzie, co mogło być w zasadzie dziwne. Powinna się bardziej pilnować, ale temat uzależnień nie był jej obcy. Z jednej strony chciała się od niego odciąć, a z drugiej... z drugiej dała się wrobić w nadzorowanie terapii Fitzgeralda. - Skąd pewność, że ja do takich nie należę? - zapytała jeszcze, ale nie przywiązała do tego pytania większej wagi, bo bardziej przejęła się stanem jego ramienia. Aż jej serce uderzyło mocniej, bo uszkodzenie strażaka, to jednak nie przelewki. Wręcz denerwowało ją to, jak on sam do tego podchodził! - Jak na strażaka, nie jesteś zbyt wrażliwy, co? - skomentowała te słowa odnośnie seksu i przewróciła oczami. - No i nie wiem, jak ty, ale ja nie muszę kłamać na temat swoich przeżyć łóżkowych - dodała jeszcze, nie mogąc powstrzymać się od tej drobnej uszczypliwości. Musiała jakoś rozładować stres, tak? Pokręciła jeszcze głową z cichym parsknięciem, gdy wspomniał o pogrzebie wujka. Ostatecznie nie mogła być na niego zła, sama najczęściej uciekała w stronę żartów, w stresujących sytuacjach.
- Huhu... masz jakiś kompleks na tle tatusia, że przy przedstawianiu się więcej mówisz o nim, niż o sobie? - przekrzywiła głowę do boku. Zaskoczył ją tą informacją i w sumie to, trochę nie wiedziała, jak ma się do niej odnieść i co z nią zrobić. Może powinna się bać? A może powiedzieć mu, że jest dziennikarką i mogłaby napisać kompromitujący artykuł o synalku sławnego pana z telewizji... opcji było wiele, ale teraz przejmowała się raczej jego zdrowiem. Wypuściła więc dym tytoniowy z płuc i ostatni raz spojrzała na drzewo, z niego szelmowskim uśmiechem.
- Szukałam pretekstu do przejażdżki wozem strażackim - odpowiedziała, jakby to było najprawdziwszym faktem, a potem machnęła dłonią. - Chodź, chyba, że mam ci pomóc. Chcę już wiedzieć, że nie popsułam strażaka, chociaż mama zawsze mówiła, że nie umiałam szanować żadnych zabawek - westchnęła, a jeśli tego potrzebował, pomogła mu w drodze do tego wozu strażackiego, bo jednak byłoby kiepsko, gdyby podczas niedługiego spaceru coś jeszcze sobie zrobił, albo nie daj boże jej tutaj zasłabł.

Richard Remington
ambitny krab
dezynwoltura
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpaść po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Ależ to było jasne, że Richard żył dalej w iluzji z prostego powodu – tak mu było wygodniej. Znał się na tym, przepracowywał swoją egzystencję na wielu terapiach i w momentach iluminacji zdawał sobie sprawę, że jest nikim innym jak białym uprzywilejowanym dupkiem, który nie stał nawet obok prawdziwych problemów. Lubił się przy okazji biczować, by jego nałóg wydawał się czymś bardziej realnym, ale gdzie on miał porównanie do ludzi, którzy trafiali na ulicę i sprzedawali się za jedną strzykawkę, w pakiecie z HIV. Nadal był po prostu żałośnie bogatym skurwysynem, który przy okazji zniszczył komuś życie.
- To co brałaś, panno idealna? – to znam się na tym trochę otworzyło mu oczy, ale nie zamierzał przecież się z nią licytować. Jego druga szansa to życie bez kobiety, którą kochał (a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało) i z widmem śmierci najbardziej niewinnej istoty, jaką miał szansę poznać. Są rzeczy, których nie można wybaczyć, ale i tak trzymał się całkiem nieźle. Jeśli chodzi o terapię dwunastu kroków, to mógł sobie pogratulować. Niebawem zostanie mistrzem w radzeniu sobie w sytuacjach ekstremalnych bez żadnej używki w zanadrzu. Poza seksem, alkoholem i papierosami. Normalnie ideał z niego. – A jesteś? To co, umówisz się ze mną? – rzucił w eter, wyobrażając sobie ich dwoje gdzieś bez drzewa, połamanych kończyn i bez najgłupszych przytyków. Jak tak dalej pójdzie to się nawet dorobią wspólnych żarcików, takich do opowiadania wnukom przy obiedzie.
- Widzisz, Pearl – już znał jej imię i używał go z premedytacją. – Tego właśnie nie pokazują w filmach bądź serialach. Z czasem jak widzisz tyle krwi i zniszczenia, to przestaje ci zależeć – wzruszył ramionami, sądził, że tak ma każdy z jego kolegów, ale nikt nie zamierzał się do tego przyznawać, bo przecież są tacy dzielni. – Powszednieje ci nawet śmierć – temat ciężki, więc oczywiście, że na końcu musiał parsknąć.
Zwłaszcza, gdy zestawiła go z tematem przeżyć łóżkowych.
- Ja będę kłamać, bo to obciach spaść z drzewa. Nawet z tobą – wypuścił dym z papierosa i o mały włos by się nim nie udławił, gdy wspomniała o kompleksie tatusia. Trudno go było nie mieć, skoro sponsorował wszystko na nim, a nawet tę strażacką karierę. Żaden były ćpun nie zostałby zastępcą bez wsparcia znanego szefa kuchni. – Mój ojciec mi funduje życie, więc wiesz, o sponsorach się wspomina – rzucił od niechcenia i dał się jej zapakować do tego przeklętego wozu strażackiego.
Niech nie myśli, że jej się popłacze w drodze do szpitala, choć był przekonany, że nie dostanie tam żadnych środków przeciwbólowych, a ręka puchła jak miło.
- Nie zapomnę cię, Pearl Cambell – to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział do niej i mogła zdecydować, czy to bardziej obietnica czy groźba.

zt?
ODPOWIEDZ