płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
32. + Outfit

Swój wyjazd do Melbourne Sameen zaliczała do udanych. Nawet bardzo. Dosyć szybko uwinęła się z odebraniem gotówki za swój ostatni kontrakt. W ciągu dwóch godzin udało jej się odebrać hajs i wydać go na auto, którym właśnie podjechała pod bar.
Po powrocie zrobiła tak jak trochę obiecała Eve. Wyspała się. Dodatkowo wyszła z inicjatywą i zadbała o siebie korzystając z uroków długiej i gorącej kąpieli w mieszkaniu Zoyi, która jak zwykle gdzieś się przepracowała. Sameen głównie rozmyślała o tym, że na jakiś czas rzeczywiście powinna sobie odpuścić branie nowych kontraktów. Mogłaby się skupić na poznawaniu swojej rodziny i spędzić trochę czasu z Zoyą i może z Eve, jeśli ta oczywiście nie miałaby nic przeciwko. Jedyne co Sameen zostało to ukończenie kontraktu, który przyjęła jakiś czas temu i do realizacji, którego się przygotowywała. Ten kontrakt wiązał się z wylotem na Bora Bora i Sam miała nadzieję, że Zoya skorzysta z jej zaproszenia i wybierze się z nią. Nie pogardziłaby egzotycznymi wakacjami w towarzystwie najlepszej przyjaciółki. Szkoda tylko, że Zoya była zbyt zakochana w swojej pracy, żeby pozwolić sobie na chociażby parę dni wolnego.
Sameen uszanowała również wybór Eve i postanowiła nie wpadać do baru bez zapowiedzi namawiając ją na spontaniczną wycieczkę. Może rzeczywiście nie bylby to najlepszy pomysł jeśli weźmie się pod uwagę to, że Eve mogłaby być w pracy. Zamiast tego wymieniła z Paxton kilka smsów i w końcu wybrały termin, który pasował obu paniom. Sam nawet kupiła koc, którym obłożyła tylne siedzenie. Pamiętała, że Eve była gotowa zabrać ze sobą psa i w sumie, że zabierała go ze sobą wszędzie. A Galanis nie miała zamiaru ryzykować zniszczoną tapicerką w aucie, w które właśnie zainwestowała.
Siedząc w samochodzie sięgnęła po telefon uznając, że napisze do Eve z informacją, że już jest. Po wpisaniu kilku słów uznała, że weterani na bank będą mieli jej za złe to, że nie weszła do środka. Westchnęła ciężko będąc złą na siebie, że pozwala sobie na przejmowanie się cudzymi uczuciami, wyjęła z kabury broń i wepchnęła ją głęboko do schowka. Kaburę zdjęła i wychodząc z auta skierowała się do bagażnika gdzie ją schowała.
Weszła do baru i naprawdę nie chciała zwracać na siebie uwagi, ale do tego lokalu nie można było wejść niezauważonym. Uniosła rękę w geście powitania i nie widząc nigdzie Eve podeszła do baru i położyła tam znowu trochę gotówki informując barmana, że dzisiaj znowu na jej koszt. W oczekiwaniu na Paxton podeszła do stolika, przy którym siedzieli mężczyźni i gorąco odmawiając picia czy siadania wdała się w dyskusję na temat, o którym nie miała zielonego pojęcia.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
*outfit dodam później. Zabrakło mi czasu w pracy na jego znalezienie.

Nie lubiła się spóźniać, ale nie zawsze miała na to wpływ. Wprawdzie mogła darować sobie rozmowy z przyszłym przewodnikiem, ale każdy wiedział jak uwielbiała rozmawiać o psach. Mogłaby to robić godzinami byleby nie musieć zmagać się z krępującą ciszą lub rozmawiać o sobie. Tego drugiego nie lubiła ze względu na to, że wiele rzeczy, sytuacji oraz decyzji sprowadzało się do jednego – do śmierci Isabelle. Bez tej informacji cała reszta była zaledwie zlepkiem historyjek mniej lub bardziej poważnych, o czym Eve myślała w drodze do baru.
Nie dostrzegając Sameen w aucie, rozejrzała się na boki, a potem tknęło ją i zajrzała do baru. Automatycznie uśmiechnęła się widząc blondynkę przy stole ze znanymi już weteranami.
- Paxton, jesteś! – Jeden z nich od razu ją zauważył i pomachał, żeby do nich dołączyła. – Sameen była tak dobra i znów nam postawiła kolejkę. – Jak nie paręnaście, ale w te szczegóły się nie zagłębiał. – Chodź, skorzystaj.
- Dziękuję, ale dzisiaj sobie odpuszczam. – Pokiwała głową na boki i wreszcie zawiesiła wzrok na kobiecie. Podeszła bliżej, ale niczego więcej nie zrobiła znów czując się dziwnie, gdy doszło do powitania (ostatnio z pożegnaniem też miała problem). Psy jednak ratowały ją z wielu sytuacji, kiedy nie wiedziała jak się zachować. – Jedziemy z Sameen na wycieczkę. – Posłała blondynce delikatny uśmiech.
- Poważnie? Zostawiacie nas? – Niezadowolenie pojawiło się na twarzach wszystkich mężczyzn.
- Stary, nie narzekaj. Mamy alko za darmo – wtrącił drugi i szturchnął kolegę.
- Trochę przyzwoitości chłopcy. – Chociaż z drugiej strony nie zdziwiłaby się, gdyby Sam rzeczywiście zrobiła to tylko po to, żeby nieco ukrócić marudzenie weteranów. – Jedziemy? – zapytała towarzyszkę, po czym pomachała do barmana w geście powitania i pożegnania. – Trzymajcie się. Do następnego.
Skierowała kroki ku wyjściu czując się nieco dziwnie. Pierwszy raz była w towarzystwie Sameen bez psów. Miała je ze sobą zabrać, ale parę czynników wpłynęło na zmianę decyzji i teraz odczuła wpływ ich obecności oraz swojego społecznego kalectwa.
- Wybacz za spóźnienie. Przekazywałam psa a jego przewodnik okazał się strasznym gadułą. Nie wiem, co chciał ugrać. – Uśmiechnęła się przystając w miejscu tuż przed wejściem do baru. – A swoich nie wzięłam, bo tylko by przeszkadzały mi w pracy i pomyślałam, że skoro jedziemy twoim nowym autem, to szkoda byłoby zasyfić je sierścią. – Miała świadomość tego, że psy potrafiły zniszczyć auta. Zadrapywały siedzenia albo drzwi od wewnątrz. Wolała nie być winna pierwszej rysie na nowiutkim samochodzie Sameen.
- Poczekam tu – oznajmiła, kiedy kobieta ruszyła w stronę swojego samochodu. – Podjedziesz po mnie a ja ocenię, czy dobrze prezentujesz się w swoim nowym nabytku. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej dobrze pamiętając, czemu Sam kupowała takie cudeńka. Paxton chciała się przekonać, czy rzeczywiście coś w tym było.
Przeszła parę kroków w bok i stanęła bliżej ulicy poprawiając na plecak na ramieniu, w którym miała najpotrzebniejsze rzeczy typu portfel oraz kluczyki. Niczego więcej nie potrzebowała.
Z uwagą patrzyła na podjeżdżające auto skupiając wzrok na przedniej szybie, a potem na bocznej, na którą miała dobry wgląd z krawężnika. Czekała aż Sam się zatrzyma i podeszła do drzwi, ale od razu ich nie otworzyła zauważając otwarte okno, przez które zajrzała.
- No, no Sam. Robi wrażenie – przyznała szczerze. – Powiedziałabym bardzo wymowne – wow – ale jeszcze popadniesz w samo zachwyt i zechcesz jeździć po mieście podrywając przechodniów. – Żartowała sobie, acz już nie uśmiechała się tak szeroko. Czuła, że kobieta zdążyła wyłapać jaki ton głosu przybierała, kiedy mówiła poważnie a kiedy luźno i z nutką żartu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen podniosła wzrok i uśmiechnęła się na widok Eve. Od razu zauważyła, że nie ma przy jej boku psa, co było dosyć dziwnym i zapewne niecodziennym widokiem. A przynajmniej dla Sameen, która nie miała okazji zobaczyć Eve bez czworonoga u boku. Miała tylko nadzieję, że Paxton nie odebrała źle jej słów o tym, że chciałaby ją poznać bez psów i bez rozmów o pracy.
-Dobrze wyglądasz, Paxton. - Przywitała ją zauważając, że Eve postanowiła nie ryzykować żadnym innym przywitaniem. Oczywiście Sameen rzuciła w niepamięć niezręczne pożegnanie. Uznała, że może po prostu źle interpretowała swoją znajomość z Eve. Zadecydowała więc, że sama nie będzie wykonywała w jej stronę żadnych dziwnych i niespodziewanych ruchów. Nie chciała się narzucać i płoszyć Eve.
Usunęła się nieco w tył, żeby pozwolić Eve na rozmowę ze znajomymi, było wczesne popołudnie więc miały czas. Nie spieszyło się, a nie chciała, żeby Eve wyszła na nieuprzejmą przy ludziach, z którymi jednak spędza najwięcej czasu. -Jedziemy. - Potwierdziła słowa Paxton i wyjęła z kieszeni kluczyki do auta, żeby weterani mieli potwierdzenie tego, że mówiły poważnie i już idą. -Dziękuję za te kilka minut, udanego wieczoru. - Zasalutowała w pożegnaniu mężczyznom, ukłoniła się i z uśmiechem na ustach obróciła się w stronę drzwi i wyszła przytrzymując je też dla Eve. Nawet była pod wrażeniem tego, że udało im się wyjść tak szybko i weterani nie naciskali bardziej.
-W porządku. Nawet nie odczułam tego spóźnienia. - Nie miała przy sobie zegarka, więc nie była nawet w stanie ocenić czy Eve rzeczywiście się spóźniła. A jeśli się spóźniła to czas z weteranami minął jej tak szybko, że spóźnienie nie wydawało się tak poważne. -Właśnie się zdziwiłam, że ich nie wzięłaś. - Przyznała, bo jednak zapamiętała, że jak będą się wybierały na wycieczkę w teren to psy pojadą z nimi. -Nie byłoby to problemem. Przygotowałam się. - Dodała z uśmiechem. -Teraz Jello będzie się gniewać nie tylko na ciebie, ale i na mnie. - Zażartowała podrzucając lekko kluczyk.
Wybuchła czymś pomiędzy śmiechem, a jakimś dziwnym parsknięciem. -Dobra, aczkolwiek weź pod uwagę moje zwyczajne ciuchy. - Pewnie lepiej prezentowałaby się ubrana cała na czarno, albo w jakiś drogich i zajebistych ciuchach od projektantów. Skoro jednak wybierały się na wycieczkę to Sameen postawiła na wygodę. Przeszła przez ulicę zapominając o tym, żeby się upewnić czy nic nie jedzie, bo widocznie życie jej niemiłe. Uniosła rękę w chrystusowym geście kiedy została strąbiona przez kierowcę, który musiał przez nią zwolnić. Wsiadła do auta, odpaliła je i ruszyła i wykręciła sprawnie tak, że zatrzymała się przy Eve miejscem od strony pasażera.
Zaśmiała się. -Dzięki bardzo. - Wzruszyła ramionami dumna z siebie, że dobrze prezentuje się w aucie, ale po chwili się przeraziła. -O nie, poczekaj. Zapomniałam o okularach! - Nachyliła się w stronę Eve i skorzystała z okazji, że Paxton jeszcze nie wsiadła do auta to cofnęła o kilka metrów, założyła okulary na nos i podjechała do Eve jeszcze raz. -Jak teraz? - Zapytała rozbawiona, bo była tak bardzo dumna z siebie i z tego, że jest śmieszkiem poza kontrolą. -Teraz już wsiadaj zanim przypomni mi się coś kolejnego. - Uśmiechnęła się i nachyliła się, żeby otworzyć drzwi Eve. -To gdzie mam się kierować? - Zapytała i zabębniła palcami o kierownicę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit, bo mam słabość do Cobie a na koszulce jest napisane „EasyRider”

Cały czas się uśmiechając patrzyła jak samochód cofa i znów do niej wraca. Paxton była znana z dobrego humoru, bo tak było łatwiej przejść przez życie. Umiała żartować i robiła to często, ale jeszcze bardziej uwielbiała, gdy ktoś w odpowiedzi robił to samo. Wtedy nie czuła się tak głupio, jak na swój wiek, a już raz usłyszała, że „takie zachowanie nie przystoi dorosłej kobiecie”. Dobre sobie..
- W obu wersjach wyglądasz cudownie, chociaż ta w okularach jest seksownie tajemnicza. – Mówienie tego przez otwarte okno w drzwiach miało swój urok, jakby Eve była jedną z tych poderwanych przechodniów, o których wcześniej sama wspomniała. Nie myślała o tym na początku. Po prostu wiedziała, że chce zobaczyć Sameen w tym konkretnym aucie i to zrobiła.
Zajęła miejsce pasażera plecak kładąc przy nogach. Zamiast wskazać kierunek, zaczęła rozglądać się po wnętrzu, ale nim skończyła podziwianie, padło oczywiste pytanie.
- Racja. Na razie jedź prosto. Zaraz włączę GPS. – Wyciągnęła telefon i szybko wpisała adres, na który miały się kierować. Nie miały daleko, bo jechały na plażę, ale bliżej obrzeży miasteczka i w strefie objętej umownym zakazem pływania, bo nie było tam żadnych ratowników. – Potrzymam – zaoferowała się i zgodnie z tym wyciągnęła nieco rękę opartą o swoją nogę i trzymała tak, żeby Sam ewentualnie mogła zerknąć na wyznaczoną trasę.
- To dzika plaża – wyjaśniła dokąd jadą pamiętając, że blondynka nie lubiła niespodzianek. – Pierwszy punkt podróży i może ostatni, jeżeli ci się spodoba. – Nikt nie powiedział, że znów się nie spotkają i może gdzieś wybiorą, o ile pewnego razu nie uznają, że ta znajomość była bez sensu. – Na lotnisku powiedziałaś, że chcesz mnie poznać i choć zawsze mam przed tym pewne opory.. to nic osobistego, po prostu uważam, że nie ma we mnie nic wartego poznania.. – Może i umiała stanąć na scenie amatorsko śpiewając przed widownią, ale kiedy musiała się otworzyć czuła, że to bez sensu. Że miała w środku samo bagno i wcale nie rósł na nich piękny kwiat lotosu. Nie. Nie było tam nic ciekawego. – ..to postanowiłam spróbować. – Miała dobre chęci i zarazem chciała zobaczyć dokąd to ją poniesie. – Żeby jednak nie było monotematycznie – Cały dzień mówienia tylko o niej. – to ustalmy, że dostanę coś w zamian. Historia za historię. – Zrobiła pauzę czekając na reakcję Sameen, która równie dobrze mogła się teraz zatrzymać i wyrzucić Eve na poboczu. Właściwie mogła wszystko, nawet zostawić ją na tej plaży i życzyć powodzenia w przyszłych życiu żuka gnojarza. Nie żeby Paxton sobie zasłużyła, ale kto go tam wie?
Dopiero teraz wróciła do oglądania wnętrza auta. Przesunęła dłonią po tapicerce i obiciu fotela. Rzuciła też okiem na liczniki prędkości za klasyczną kierownicą trzymaną bez smukłe palce, a od nich już niedaleko do chudych nadgarstków, od których powiodła aż na ramię i na twarz Sam.
- Za dwieście metrów skręć w prawo. – Głos w GPS przerwał obserwacje.
- Wizyta w Melbourne była udana? – zapytała chcąc się upewnić, że wszystko poszło gładko bez wykłócania się ze sprzedawcą, który w ostatniej chwili zwiększył cenę auta, bo jednak miał do niego większy sentyment niż to wycenił.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
To Sameen była przeciwieństwem Eve. Nie potrafiła żartować. Nie umiała, nie miała wyczucia. Oczywiście próbuje i czasami nawet jej się powodzi, ale dosłownie na palcach u dwóch rąk byłaby w stanie naliczyć swoje udane żarty. A uwierz mi, że liczyła. Ale gdzieś jej to przepadło, chyba przy siódmym żarciku. Także myślę, że mogłaby być dumna z tej sytuacji.
-No i mogłabym patrzeć na ludzi znad okularów. – Zjechała trochę okularami na czubek nosa. Ostatecznie jednak je zdjęła i nachyliła się, żeby wrzucić je do schowka. Nie chciała jechać w okularach, bo czuła, że nieco ją ograniczają. A zdążyła się przyzwyczaić do australijskiego słońca na tyle, że nie mrużyła już oczu jak skończona debilka. –Spójrz. Przygotowałam się. – Wskazała na tylne siedzenie, które było przykryte kocem, żeby psy mogły się czuć swobodnie i żeby jej tapicerka nie została zniszczona. Także obie strony byłyby usatysfakcjonowane.
-Dobra. – Zasalutowała i rzeczywiście ruszyła prosto. –Dzięki. Nie zdążyłam jeszcze kupić tego całego pierdolnika do trzymania telefonu. Nie żebym w sumie miała to gdzie przyczepić. – Niestety wnętrze tego auta nie było dostosowane do tego, żeby gdziekolwiek trzymać telefon. Nie żeby Sameen nad tym ubolewała. I tak z telefonu korzystała naprawdę rzadko. A, że była człowiekiem starej daty to nawet z GPSa nie korzystała tylko zdawała się na mapy w wersji papierowej. Tak, niezbyt ekologicznie, ale miała to w dupie. Nakreślała sobie swoje skróty i notatki, więc była zadowolona ze swoich metod.
Spojrzała na Eve unosząc brwi. –Mogłaś powiedzieć. Wzięłabym strój. – Uśmiechnęła się, chociaż największym sekretem Sameen było to, że jeśli była jakaś rzecz, która ją przerażała, to była to woda. Nie aż tak, że nie korzystała z uroków kąpania się. Lubiła to, ale bała się. Publicznych wystąpień w stroju kąpielowym unikała z powodu blizn, które jednak trochę ją szpeciły i zwracały na siebie uwagę. –To jakieś miejsce, które często odwiedzasz? – Zapytała. Skinęła głową i zacisnęła szczęki. –Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za to co powiedziałam. – Spojrzała na nią, ale zaraz wróciła wzrokiem na drogę. –Że chcę cię poznać bez psa i nie rozmawiając o pracy. – Wyjaśniła, bo może jednak było milion innych rzeczy, które Sameen gdzieś powiedziała, a nie pomyślała o tym, że może zrazić do siebie Eve. –I rozumiem. Mam tak samo. Że nie ma we mnie nic interesującego. – Powiedziała, żeby Eve się rozchmurzyła. –Ale pozwól, że ja ocenię czy jesteś interesująca czy nie. – Zaproponowała przez cały czas się uśmiechając. Mogła w sumie rozgadać się o tym jak bardzo jej zależy na tym, żeby poznać kogoś kto właśnie jest niesamowicie nudny i zwykły. Nie żeby w sumie o Eve miała takie zdanie.
-Ummm… – Zamyśliła się na chwilę. –Brzmi jak sprawiedliwy układ. Niech będzie. – Zgodziła się. Nie miała nic do stracenia. Oprócz tego, że mogła powiedzieć za wiele, albo zacząć się gubić w swoich osobowościach. Widziała jak Paxton przygląda się autu i jak dotyka tapicerki. Uśmiechnęła się pod nosem, bo robiła dokładnie to samo jak wsiadła tutaj po raz pierwszy. –Amerykanie i ich skrzynie biegów, nie? – Parsknęła pokazując skrzynię biegów przy kierownicy. Zawsze ją to śmieszyło, ale jednocześnie czuła się swobodnie prowadząc auto w ten sposób.
-Tak. Poszło szybciej niż myślałam, więc byłam szczęśliwa. Chociaż dojazd rzeczywiście zajął mi dwa dni. – Zrobiła sobie po drodze przerwę. Nie byłaby w stanie jechać ponad trzydzieści godzin bez przerwy. –Okej, ogólnie jestem za tym, żebyśmy ustaliły zasadę, że nie ma gadania o pracy, ale jednak mam pytanie. – Zaczęła i poprawiła się na siedzeniu. –Jakieś dramaty w związku z tym, że akcja potoczyła się tak jak się potoczyła? – Zapytała i rzuciła Eve szybkie spojrzenie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Spokojnie. Nie będziemy pływać. – Gdyby jednak miała taki plan, na pewno by o nim uprzedziła. Zamierzała jednak pokazać Sameen więcej niż tylko plażę, ale co do tego zdecydują później. Mogą zostać tam albo pojechać dalej. Możliwości było wiele i żadna nie brzmiała źle, o ile obie tego zechcą. Nic im nie było narzucone, o ile nie zadzwoni telefon z pracy, o co Eve dzisiaj wcale nie prosiła w myślach. Chciała spędzić ten dzień z kobietą i liczyła, że nic im nie przeszkodzi.
- Nie. Tak naprawdę od paru lat tam nie byłam – wyznała szczerze, bo nie było co ukrywać, że a) nie miała czasu na przyjemności b) starała się unikać wspomnień z dawnych lat. – Wychowałam się na farmie, na której spędzałam dużo czasu. To spory teren, było gdzie biegać, ale co weekend jeździliśmy z mamą na tę plażę. Tak w ramach odmiany. – Mówiła spokojnie, acz samo myślenie o tamtych czasach budziło wiele mieszanych emocji. Była szczęśliwym dzieckiem i tę część wspomnień lubiła, lecz czuła nostalgię na myśl, jak szybko ulotniły się te niewinne lata.
- Miałabym się gniewać? – W zaprzeczeniu pokiwała głową na boki. – Właściwie uświadomiłaś mi, że dużo o tym mówię. – O psach i pracy. – Cieszę się, że to cię nie odrzuciło. – Posłała blondynce delikatny uśmiech zarazem ciesząc się, że rozumiała jej podejście w kwestii bycia interesującą. Tego jak same o sobie myślały, bo najwyraźniej to było sprzeczne z oceną jednej o drugiej. Lub dopiero będzie, bo przecież Sameen wspominała, że jeszcze tę kwestię przemyśli, sprawdzi i przekaże. Równie dobrze to mogło być ich ostatnie spotkanie, chociaż sama ów myśl budziła w Eve nieprzyjemne doznania.
- Nie wiem, jak się w tym łapiesz. – Również się zaśmiała w kwestii skrzyni biegów. Nigdy nie próbowała jeździć na takiej. Nie była pewna, czy w ogóle chciała. Wydawała się nazbyt wymagająca i ręka swobodnie nie mogła leżeć sobie z boku wsparta o zagłówek. Nie, zdecydowanie to jej się nie podobało.
- Nie dziwię się, miałaś przed sobą kawał drogi, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. – Znacząco acz lekko poklepała tapicerkę w aucie. – Właściwie to chyba świadczy o tym, że dla pewnych rzeczy jesteś gotowa do poświęceń. – Dla tego autka na przykład, chociaż Eve na pewno zmieniłaby zdanie, gdyby dowiedziała się o grubej forsie czekającej w Melbourne.
Skoro była pasażerem, to rozsiadła się wygodniej i dopiero teraz pojęła uroki tego zjawiska. Mogła się rozglądać, zawieszać wzrok gdzie chciała, a nawet zamknąć powieki i w skrajnych przypadkach zdrzemnąć się przez parę minut. Nie żeby teraz chciała spać, ale bardzo dawno nie jechała z boku. Dużo jeździła, prowadziła sama i zazwyczaj jako pierwsza oferowała się do bycia kierowcą, więc aktualna sytuacja była całkiem miłą odmianą.
- Słyszałam, że agenta prowadzącego na jakiś czas zdegradowali za biurko. Tak w ramach przypomnienia, żeby następnym razem nie podejmował spontanicznych decyzji. – Co tu kryć, agent był narwany i musiał nieco się opanować zwłaszcza pracując w takiej a nie innej branży. – Całe szczęście moja praca kończy się w momencie, kiedy zdam raport. – Nie ponosiła żadnej odpowiedzialności chyba, że facet dziabnięty przez Jello zechciałby złożyć pozew (za uszczerbek na zdrowiu), ale jako niedoszły przemytnik lepiej, żeby się nie wychylał. – Za to dostałam ochrzan od przyjaciela, że źle układam dłoń przy wyprowadzaniu ciosu. Mówił tak, jakby tam był i widział. – Przecież Eve nie trzeba było uczyć. Wiedziała, jak zacisnąć pięść. Głupia nie była. – Mistrzynią karate nie jestem, ale wiem jak dać komuś z pięści w twarz. – W tym akurat nie było wielkiej filozofii; przynajmniej dla niej. - Zdarzyło ci się kiedyś kogoś uderzyć? – Skoro już były przy temacie postanowiła się tym zainteresować, chociaż po sekundzie przypomniała sobie o bliźnie, którą niedawno zaprezentowała jej Sameen i poczuła, że to kiepski temat do rozmów. Nie chciała zaczynać spotkania od przywołania u blondynki jakiejś traumy z nieudanego wyjścia na miasto.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nigdy nie wiadomo. – Odpowiedziała, bo kto wie? Może jednak dzika plaża będzie tak kusząca, że jednak będą chciały popływać? Sam nieco w to wątpiła, bo nawet ładne australijskie plaże, które widziała i które były dostosowane do pływania, nigdy nie były jakoś specjalnie kuszące. Ale wiadomo, była otwarta na propozycje.
Skinęła głową. –Nie odwiedzałaś dawno tego miejsca z powodu sentymentów? – Może nieco bezpośrednio, ale skoro miała zamiar Eve poznać, to chciała wiedzieć takie rzeczy. Domyślała się, że może będąc dzieckiem było to takie happy place i miała z nim dużo fajnych wspomnieć, a mama możliwe, że już nie żyła, więc odwiedzanie takiego miejsca mogło być w pewnym sensie bolesne.
-Absolutnie nie mam nic przeciwko temu, żebyś o tym rozmawiała. – Wyjaśniła. –Masz ciekawą pracę, niespotykaną i mówisz o niej w sposób zrozumiały dla kogoś takiego jak ja, kto nie ma o tym pojęcia. Więc słuchanie tego nie jest nudne czy uciążliwe. – Sam to wyniosła akurat z rozmów o pracy Eve bardzo dużo interesujących rzeczy, które być może kiedyś przydadzą się jej w pracy. Nie wiedziała tego, że psy byłyby w stanie wyczuć broń. Trochę tak kusiła los mając broń w samochodzie i przyjeżdżając po Eve ze świadomością, że być może będą z nimi jechały dwa psy. Chciała zobaczyć jak Jello na to zareaguje. –No wolę zdecydowanie to niż słuchanie osoby, która mówi jak bardzo swojej pracy nienawidzi. – Rzadko kiedy idzie spotkać kogoś kto rzeczywiście lubi swoją pracę i wykonuje ją z pasją i przyjemnością. –Po prostu chciałam cię poznać poza tym. – Dodała, bo wiadomo, nie samą pracą człowiek żyje. Chociaż kto wie… może Eve żyje tylko pracą. Sam trochę zalatywała tutaj hipokryzją, bo jednak sama mocno nastawiała się tylko i wyłącznie na pracę i nic poza tym.
-Wydaje mi się, że jest łatwiej niż przy klasycznej skrzyni biegów. – Fotele w tym aucie były zdecydowanie szersze i miały ułożenie bardziej kanapowe, więc Sam miała pełną swobodę.
-Tak. Myślę, że to jest dobre określenie mojej osoby. Jestem gotowa do poświęceń. – Pokiwała głową myśląc o tym przez chwilę, bo nie myślała o sobie w takich kwestiach. –Wiesz, nie mam rodziny, dzieci, męża, więc nie mam też zobowiązań, które w jakiś sposób by mnie ograniczały. – Nawet gdyby miała partnera czy partnerkę to pewnie nie pozwalałaby sobie na takie podróżowanie i poświęcanie się, bo wolałaby skupić się na spędzaniu czasu z drugą osobą. –Minusem jest radio, bo jest tylko takie. – Uderzyła lekko w stare radio, które nie miało wejścia na kasety, o płytach czy nawet możliwości podłączenia kabla nie ma co wspominać. Mimo wszystko Sam włączyła je, nastawiła jakąś radiostację i pozwoliła, żeby muzyka leciała cicho w tle.
-Ma to sens. Nie nadaje się raczej na osobę, która powinna pracować w terenie skoro tak śpiewająco spierdolił to zadanie. – No skoro lotnisko miało zamiar wystosować jakiś pozew to świadczyło to o agencie prowadzącym. –Ale dobra, dosyć o pracy. – Machnęła ręką, bo naprawdę miała zamiaru unikać dzisiaj tego tematu.
-Nie wiem co ci powiedział, ale zgadzam się. – Pokiwała głową. –Ogólnie pierwszym błędem jest to, że nie powinnaś uderzać z pięści. Jak już zamierzasz uderzać z pięści to pamiętaj, żeby nie chować kciuka do środka, bo możesz go sobie złamać. – Możliwe, że już przyjaciel jej to wyjaśnił, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyźni udawali chojraków, ale nie mieli zielonego pojęcia jak się bić. –Powinnaś zawsze uderzać tą częścią dłoni. – Puściła kierownicę, żeby pokazać jej nasadę dłoni i odpowiednie ułożenie do zadania ciosu. –Najbardziej boli, najmocniejszy cios i nie wyrządzisz przy tym krzywdy sobie. – Rzuciła jej szybki uśmiech i zaraz złapała kierownicę dłońmi i co jakiś czas zerkała na gps, żeby zawczasu poznać trasę. –O tak, nie raz. – Zaśmiała się. –Dramatyczne policzkowanie, z pięści, przegub. – Uśmiechnęła się. –A ty? Oczywiście poza pracą. Często ratujesz damy w opałach? – Spojrzała na nią, bo jednak Sameen miała świadomość tego, że Eve zadziałała, bo to właśnie jej „groziło niebezpieczeństwo”.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Można tak powiedzieć. – Przytaknęła na chwilę oddając się zamyśleniu. Czy przez sentyment nie jeździła na tamtą plażę? Po części tak. – Wiem, że to co było nie wróci, ale gdy myślę o tamtym miejscu, to tęsknie za dawnymi czasami. – Za beztroską, którą czuła gdy się tam bawiła. Nie tylko z rodzeństwem, ale również innymi dzieciakami. Ich matki były na tyle pewne, że pozwalały swym pociechom biegać po plaży, wspinać się na głazy nieopodal brzegu i przeszkadzać przechodniom spacerującym po pobliskim deptaku. Aż dziw, że żadne nie utonęło, aczkolwiek Eve miała wrażenie, że stało się tam coś innego. Nie potrafiła sobie przypomnieć co, ale budziło w niej to nieprzyjemne uczucia strachu i przedziwnej obawy silnie zakorzenionej gdzieś w środku. – Też masz takie wspomnienia albo miejsca? – Do których wracanie budziło jedynie niepotrzebną tęsknotę? Bo przecież co było nie wróci i człowiek niepotrzebnie się w tym zatracał.
- Rozumiem. – Wcale nie czuła się urażona chęcią poznania jej poza pracą i z dala od psów. Nie była aż tak nadwrażliwa, a wręcz czuła się zaskoczona słysząc, że ktoś takową chęć wykazywał. – Też chciałabym poznać cię poza tym wszystkim, co robisz zawodowo, chociaż nadal mam milion pytań odnośnie różnych państw, które na pewno widziałaś. – Zakładała, że Sameen była w większości, a na pewno zwiedziła ich więcej niż Eve, co wcale nie było takie trudne, bo poza Australię i Afganistaniem, nigdzie się nie ruszała. To żadne wyzwanie dla kogoś, kto tak dużo podróżował.
- Wcale nie wygląda łatwiej – stwierdziła patrząc jak towarzyszka zmienia biegi. Paxton była co do tego sceptycznie nastawiona, ale nie jakoś gniewnie, a raczej jak pies odskakujący od cytryny. Niby spoko, całkiem ciekawe, ale nie dla mnie (klik, bo nikt mi nie zabroni wysyłać piesków).
- A twoja przyjaciółka? – zapytała ostrożnie. Nie każdy traktował przyjaciół jako zobowiązanie. Byli ludzie, którzy rzucali tym określeniem na prawo i lewo. Mieli przyjaciół dosłownie wszędzie i z każdego kogo napotkali na drodze. Eve jednak uważała, że nie każdy zasługiwał na to miano. Sama długo wahała się z tym określeniem, kiedy zacieśniała więzy z Kellanem i do tej pory miała problem z tym słowem. Nawet bardziej niż z miłością, co mogło wydawać się abstrakcyjne.
- Zaoferowałabym, że coś zaśpiewam, ale nie wiem czy sobie zasłużyłaś. – Zmarszczyła nosek i zrobiła minę, której nie umiem opisać, ale widać było po niej, że się droczy. Zerknęła też na radio, a potem wsłuchała się w ciszą muzykę, która całkiem nieźle grała jak na auto niewyposażone w najnowszą technologie.
- Na wszystkie świętości! – jęknęła i przewróciła oczami. – Co wy macie z tym kciukiem? Naprawdę uważacie mnie za taką melepetę? – Przecież nie schowała go do środka, kiedy dawała w mordę tamtemu gościowi. Nawet sobie nie wyobrażała, że coś takiego można było zrobić. To było niewygodne i skrajnie durne. Aż się osunęła niżej na fotelu, bo poczuła się ‘taka malutka’. Nie była zła, ale głupio jej było, że ktoś wypominał takie podstawy, jakby naprawdę brano ją za idiotkę, która w armii robiła tylko za maskotkę. – Skąd wyście to wzięli? Z poradnika dla pięciolatków? – Bo właśnie tak się czuła – jak dziecko. Nie była nim i sam fakt, że należała kiedyś do armii powinien dać do zrozumienia, że znała taką podstawę, jak kciuk, który w tym momencie miała ochotę sobie odciąć. Jeszcze raz ktoś wspomni, że chowała go do pięści, to naprawdę weźmie siekierę i to zrobi. Jasne, zawaliła uderzenie, ale skupiłaby się bardziej na tym, że błędem była sama przesadzona siła ciosu i że bez pomyślunku wyprowadziła go bardziej z łokcia niż barku.
- Teraz nie wiem, czy odpowiem, bo mam focha. – Małego i wcale nie takiego prawdziwego, ale nadal czuła się głupia przez ten kciuk, który jej wypominano. – Ale nie. – A jednak odpowiedziała, bo przecież żadnego focha nie miała. Po prostu musiała pogodzić się z tym, że Kellan i Sameen mieli ją za dziecko. Wspaniale.. – Zawsze uprzedzi mnie jakiś facet. – Bo oni to byli najlepsi w ratowaniu dam z opresji. – Może za dzieciaka ratowałam koleżanki, bo wiesz.. chłopcy lubili rzucać w nie kamieniami tak z sympatii. – Zerknęła na kobietę. – W ciebie też pewnie rzucali. Jesteś za ładna, żeby tego nie robili.- Właśnie po to, żeby zwrócić jej uwagę i być może skraść buziaka pod ślizgawką.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokiwała głową z uśmiechem. Fajnie, że Eve wybrała takie miejsce na ich wspólną przejażdżkę. Nie coś randomowego i głupiego tylko coś co rzeczywiście miało dla niej znaczenie i kryło w sobie jakąś historię. Nawet jeśli to była historia Eve, a nie coś co na przykład zapisze się w kartach historii miasta.
Pokręciła głową z zaprzeczeniem. –Nie do końca. – Powiedziała i zastanawiała się jak ugryźć ten temat. –Straciłam rodzinę jak byłam dzieckiem. – Pamiętała, że mówiła Eve, że wyprowadziła się do Grecji jak była mała, ale nie opowiadała o okolicznościach, więc teraz mogła nieco ten temat poruszyć. –Nie mam tutaj żadnego… szczęśliwego miejsca. – Niby wiedziała gdzie jest jej rodzinny i jak miała swoje początki w Lorne Bay po powrocie to nawet włamała się do tego domu i miała jakieś flashbacki z dzieciństwa, ale nie było to nic co pomogłoby jej poczuć jakąś więź z miastem czy rodziną. –A Kreta, poza pięknymi widokami i urokami wyspy… nie miałam dobrego życia. Czy tam dzieciństwa. – Machnęła ręką. Jak już się usamodzielniła w swojej pracy to wiodło jej się zdecydowanie lepiej. Nawet teraz, nie sprawiała wrażenia kogoś kto nosi ze sobą jakąś wielką traumę, która rzuca cień na jej obecne życie. Za wszelką ceną próbowała i chciała się dopasować.
-Nie mam nic przeciwko temu, żebyś mnie poznała, Eve. – Spojrzała na nią. –Jak dla mnie to możemy kontynuować naszą cichą zasadę z baru. Pytaj o co chcesz, a jak pytanie będzie niewygodne, albo zbyt osobiste to po prostu dam ci znać. – Nadal nie miała zamiaru przekraczać pewnych granic. Jasne, gadało jej się z Eve bardzo dobrze. Dogadywała się z nią swobodnie, jakby rozmawiała z Zoyą. Mimo wszystko ta znajomość była krótka i może niekoniecznie były gotowe jeszcze na rozmawianie na niektóre tematy. –Jest mało miejsc, których nie odwiedziłam. – Przyznała z uśmiechem. Jasne, były kraje, w których jej stopa nie dotknęła ziemi, ale było ich naprawdę mało.
-Zoya jest pracoholiczką. Także nasza dynamika się do siebie dopasowuje. Poza tym ma swoje życie. Faceta, którego lubi, rodzinę. – To, że Zoya była najbliższa sercu Sameen nie oznaczało, że Zoya czuła do niej to samo. Czasami Galanis się zastanawiała czy gdyby nie to, że Zoya dosłownie uratowała życie Sam, to czy ich ścieżki kiedykolwiek by się skrzyżowały i wywiązałaby się między nimi przyjaźń czy wszystko było oparte na długu, którego Sam nigdy nie będzie w stanie spłacić. Bo jak odwdzięczyć się komuś kto cię pozszywał i dopilnował, żebyś wróciła do zdrowia?
-Wow… serio? – Zaśmiała się, bo to interesujące oskarżenie, że Sam sobie nie zasłużyła na piosenkę.
Patrzyła z rozbawieniem na reakcję Eve na chowanie czy też niechowanie kciuka w pięść. Śmiała się nawet trochę z Paxton. –Ja tam się cieszę, że masz przyjaciela, który zdradził ci podstawę, o której wbrew pozorom niewiele osób wie! – Zaśmiała się. –Gdyby to była jakaś wiedza powszechna to nie byłoby trzeba zdradzać takiego triku. – A jednak była to wskazówka ratująca życie. Jakimś cudem istniały osoby, które chowały kciuk (spróbowałam to zrobić i nie wiem w jakimś świecie chowanie kciuka w pięść jest wygodne przy oddawaniu ciosu). A wiadomo, ze złamanym kciukiem ciężko byłoby kontynuować walkę.
-Na mnie będziesz się gniewać? – Zrobiła nawet jakąś uroczą minę i wydęła lekko usteczka i udawała smutną. Jak można się na nią fochać? –Ugh. Oczywiście. – Przewróciła oczami. –Nie zapominajmy oczywiście o tym, że damy znajdowały się w opresji z powodu tych samych mężczyzn, którzy je ratowali. – Mężczyźni byli okropni. Chociaż Sameen nie miała tak, że ich nienawidziła czy coś. Po prostu byli okropni. –No tak, bo to przecież jedyny sposób, żeby okazać komuś sympatię. Rzucać w niego czymś. – Zaśmiała się pod nosem. Nic się nigdy nie zmieni i chłopcy zawsze będą wychowywani w ten sposób. –Rzucali, rzucali. Nie powiem, że nie. Ale bardziej oliwkami, więc bolało mniej. – Zażartowała sobie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wbiła spokojne spojrzenie w Sameen przyjmując każdą informacje o utracie rodziny i dzieciństwie, które do dobrych nie należało. Pytania o szczegóły same się nasuwały, ale Eve zostawiła to na później, kiedy już dotrą na plażę. Wyznaczyła sobie to miejsce do opowieści o wczesnym dzieciństwie i nim też pozostanie jednocześnie być może będąc punktem, w którym i jej towarzyszka opowie o sobie więcej. Paxton na pewno o to zapyta, ale jak obie kiedyś ustaliły, mogły nie odpowiadać na zadane pytania.
- Może tej cichej zasadzie nadamy formalny sygnał? Możemy mówić „pass”, kiedy nie chcemy o czymś rozmawiać. Ewentualnie coś bardziej finezyjnego, jak „kaligynefobia”. – Rozwiązywanie krzyżówek zrobiło z niej znawczynię dziwnych słówek. – Takie nasze safe word. – Zaśmiała się krótko pozwalając sobie na jeszcze odrobinę swobody zanim dojadą na miejsce. Wtedy zaczną się tematy i pytania, z których nie wszystkie będą przyjemne. Godziła się z tym i sama postanowiła to zrobić. To był jej prywatny eksperyment, którego dawno nie czyniła. Nie z kimś, kogo widziała zaledwie trzy razy w życiu. Albo aż, bo od pierwszego spotkania Paxton nie przypuszczała, że w ogóle zechce integrować się z blondynką skradająca uwagę jej chłopców z pubu.
Zoya. Słysząc to imię pomyślała o Sue Ann, swojej prawej ręce i teoretycznie również księgowej, która wspominała o niejakiej Zoyi, którą poznała w kawiarni i jaka pomogła jej w uporaniu się z pewnym rachunkowym dylematem. Do tej pory, kiedy Sue Ann ma jakiś problem (większej wagi, bo drobnostkami nie zawraca jej tyłka) dzwoni do niejakiej Zoyi, ale niemożliwym było, żeby Eve myślała o tej samej osobie, o której wspominała Sameen. Z drugiej strony Lorne Bay było małym miasteczkiem.
- To jesteś w tym sama. – W cieszeniu się z porad Kellana. – Może was spiknę? Założycie „Klub znajomych Eve, którzy wiedzą, że była w wojsku i za dzieciaka biła rówieśników, ale na pewno nie ma pojęcia, że kciuka nie wsadza się w pięść”? - Trochę długa ta nazwa. – Kto w ogóle tak robi? – Nie mogła w to uwierzyć (tak samo, jak Ty i ja, bo sama przed frustracją Eve sprawdziłam o co Wam chodziło z tym kciukiem i czy rzeczywiście są ludzie, którzy tak robią. Może są, ale raczej nie chciałabym ich poznać).
- O nie, Sam. Bez tych takich. – Machnęła ręką palcem w powietrzu kreśląc jej twarz, na której malował się przerysowany smutek. – Nie ugnę się – stwierdziła mało stanowczo, ale odwróciła spojrzenie na przednią szybę, że niby naprawdę nie da się kupić przez te urocze miny. Możliwe, że tak by było, gdyby naprawdę się gniewała lub strzeliła prawdziwego focha.
Ugięła się. Była słaba.
- Coś w tym jest. – Przytaknęła na stwierdzenie o bohaterach, przez których tak naprawdę kobiety wpadały w kłopoty. Paxton aż pomyślała o tych wszystkich filmach super bohaterskich, które chyba będzie musiała przerobić jeszcze raz, ale w kontekście nowego schematu. – Oliwkami? Poważnie? – Również się zaśmiała przypominając sobie coś, o czym kiedyś czytała. – Podobno w Hiszpani jest tak, że w każdej restauracji dostaniesz gratis oliwki. U nas jest pieczywo albo czosnkowe paluszki a tam oliwki. – Z zainteresowaniem spojrzała na Sameen, która na pewno coś na ten temat wiedziała (a o tym opowiadała mi kuzynka, która spędziła w Hiszpanii 4 miesiące. Oliwki wychodziły jej bokiem).
- Tutaj na lewo – zaproponowała nim GPS zdołał wydać komendą. Od razu jednym przyciskiem zablokowała telefon i schowała go do kieszeni jeansowej kurtki. – Tam zaparkujesz. – Popatrzyła w prawo na plażę i skały, na które się kiedyś wspinała. Znów dopadło ją przedziwne uczucie, ale dzisiaj zamierzała stawić mu czoła. W towarzystwie było nawet lepiej, bo przy Sam będzie starać się uśmiechać więcej i być nieco bardziej wyluzowana niż gdyby miała przyjść tu sama. – Chyba nie tylko ja zauważyłam, że wyglądasz dobrze w tym aucie. – Kiwnęła głową na grupkę mężczyzn, których spojrzenia zawiesiły się na czarnym samochodzie.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nie wiedziała czy powinna tak otwarcie i bez okazywania emocji mówić o stracie rodziny. Nie wiedziała czy normalny, dorosły człowiek opowiadałby o tym nie roniąc łzy, albo bez łamiącego się głosu. Widziała tyle śmierci, robiła tyle rzeczy, że rozmowa o czymś takim niekoniecznie budziła w niej cokolwiek. Tym bardziej, że jednak miała świadomość tego, że jej rodzina żyje. Po prostu nie wiedzą kim ona jest i w sumie nawet nie wiedzą, że jednak jej się udało przeżyć i żyje i ich odnalazła.
-Kaligynefobia? Serio? – Parsknęła śmiechem. –Niech będzie. Utrudnijmy sobie nieco życie. – Słowo „pass” było zbyt nudne i nie pasowało do ich dynamiki. Ważne, że jednak miały ustalone zasady. Mogły pytać o co tylko dusza zapragnie, ale żadna nie była zobowiązana do udzielania odpowiedzi. Proste zasady i mogły kontynuować poznawanie się, nie przekraczając przy tym jakiś granic.
-Spasuję. – Uśmiechnęła się. Nie wiedziała na ile Eve mówiła poważnie, ale poznawanie jej znajomych było już czymś bardzo abstrakcyjnym i Sameen nie wiedziała czy chce się bawić w coś takiego. –Wiesz… to, że się dużo biłaś za dzieciaka nie oznacza, że masz dobrą technikę. – Puściła jej oczko. Mogła jako dziecko mieć napady złości i szału i po prostu rzucała ciosami nie skupiając się na tym czy technika jest poprawna. Niestety Eve miała dobrą wymówką, rzeczywiście była po służbie, a tam już jednak upewniali się, żeby żołnierze potrafili walczyć. –Uczyli cię w wojsku walki wręcz? – Zapytała zdziwiona, bo nie wiedziała, że wojsko praktykuje coś takiego. Jednostki specjalne owszem, tajne służby jak najbardziej. Ale zwykłe wojsko? Sam nigdy nie zagłębiała się w te rewiry. –Ludzie, którzy myślą, że potrafią walczyć. – Wzruszyła ramionami, bo jeżeli rzeczywiście istnieli to Sam nie chciałaby ich poznać. Nie chciałaby się dowiedzieć, że ktoś z jej znajomych walczy właśnie w ten sposób.
-Poważnie. – Pokiwała głową. –Może po prostu chłopcy na Krecie byli milsi niż ci w Australii i wiedzieli, że rzucanie w kogoś kamykami może się źle skończyć. A rzucanie oliwkami? Kto wie, może to jakaś oznaka romantyzmu. – Uśmiechnęła się i słuchała komentarza o Hiszpanii. –Nie jestem w stanie tego potwierdzić. – Zmarszczyła brwi. –Dawno nie byłam w Hiszpanii, a jak już jestem w podróżach to mam bardziej… ugh, nie wiem jak to powiedzieć. Proszone, indywidualne posiłki? Spotykam się zazwyczaj z ludźmi tak bogatymi, że wejście do jakiejkolwiek restauracji jest dla nich ujmą. – W podróżach często lubiła próbować lokalnej kuchni, ale też nie zawsze miała czas, żeby się stołować w restauracjach. Często odmawiała sobie posiłków na rzecz poprawnie wykonanego zadania. Nie zawsze jej kontrakty były misjami, gdzie mogła sobie kogoś udawać i kręcić się w okolicy swojego celu. Zazwyczaj spędzała dni leżąc w jednym miejscu, niezależnie od pogody i z karabinem snajperskim wyczekiwała na oddanie celnego strzału.
Skinęła głową i skręciła we wskazane przez Eve miejsce, a później zaparkowała w wyznaczonym terenie. Zgasiła auto, zaciągnęła ręczny i wyciągnęła kluczyki ze stacyjki. Przyglądała się przez chwilę mężczyznom, którzy przyglądali się samochodowi, a później spoglądali na Sameen i Eve. –Ah, jebać ich. – Machnęła ręką i uśmiechnęła się. Otworzyła drzwi, ale nie wysiadła, poczekała, aż Eve wysiądzie i sama w tym czasie szybko sięgnęła do schowka i wyjęła broń, którą wsadziła sobie w spodnie i przykryła swetrem. –Myślałam, że to taka tajemnicza, dzika plaża, że nikogo tu nie będzie. – Przyznała jak już wysiadła z auta. Obrzuciła mężczyzn spojrzeniem i zmrużyła oczy obracając wzrok na plażę i skały. –Schodzimy na plażę? – Zapytała, bo jak najszybciej chciała uciec od wzroku mężczyzn.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Oczywiście. Dodatkowo chłopcy z oddziału dużo boksowali – wyjaśniła, chociaż podstawy tej techniki również uczono ich poza innymi zajęciami. Z kolegami jednak przerabiała odmienne rzeczy i dzięki temu, że dołączyła się do ich mini bokserskiego klubu, postrzegali ją nieco inaczej i nie traktowali jak delikatnej kobiety. Jasne, nie była mistrzynią, ale umiała uderzyć i to wystarczyło. Wrogowie zbrojni również nie byli karatekami, ale zdarzało się, że dochodziło do ataku z bliska a broń nie zawsze była pod ręką (lub istniało ryzyko, że jej wyciągnięcie mogło skończyć się postrzeleniem kolegi lub odebraniem jej przez wroga). Podczas szamotanin działo się wiele rzeczy, więc tak, podstawy walki typu boks i krav maga (typowe do samoobrony) miała opanowaną.
- Z bogatymi – szepnęła bardziej pod nosem i spojrzała za boczną szybę. Już wcześniej zauważyła, że Sameen nosi przy sobie dużo gotówki i nie zwraca uwagi na wydatki. Stawianie kolejek w barze, fundowanie alkoholu ze sklepu i kupowanie drogich aut. Oczywistym było, że kobieta była przy kasie i co za tym szło, znała oraz spotykała się z podobnymi osobami, do których Eve było daleko; z jakiegoś powodu poczuła się przez to dziwnie.
- Spokojnie. Pewnie gapią się z zazdrości. – Machała na nich ręką, ale nie dało się nie zauważyć, że zwrócili uwagę na nietypowe auto, których w Lorne Bay.. cóż, nie było żadnego.
Wysiadła z samochodu zostawiając swój plecak w środku i rzuciła krótkie spojrzenie grupce facetów, którzy dalej oddając się swojej rozmowie jednocześnie oceniali auto oraz osoby z niego wysiadające.
- Kiedyś była tajemnicza, ale młodzi stali się bardziej ciekawsi i wieczorami ciężko tu o prywatność. – Za dnia jeszcze nie było tłumów, ale po zachodzie słońca urządzano na plaży niezłe imprezy. – A tamci faceci pewnie są z biur.. o tam. – Wskazała na budynki po drugiej stronie ulicy. – Pewnie jeden drugiemu chwalił się autem, aż podjechałaś swoim i mentalnie ścisnęłaś ich za jaja. – Zaśmiała się kierując swe kroki w stronę plaży, bo tak zamierzała zaprowadzić tam Sameen, samej jednocześnie rozglądając się na boki, bo dawno tutaj nie była. Dużo się zmieniło albo po prostu to ona wyrosła i nagle postrzegała rzeczy z zupełnie innej perspektywy.
Zatrzymała się zanim weszły na piach i uniosła rękę wskazując na jedno z miejsc.
- Widzisz tamten kwadratowy fragment zieleni? – Trochę trawy i krzaków. – Dawniej był tam plac zabaw, ale – jak sądzę – ktoś uznał, że to zbyt niebezpieczne miejsce. Wiesz, blisko jest woda i skały, po których wspinaczka dzieci może skończyć się źle. – Mówiła bez przejęcia, a nawet z lekkim zawodem wobec czasów, które nastały. Kiedyś jej matka puszczała Eve wolno. Wszystkie panie tak robiły, bo wiedziały, że dzieciaki nie wbiegną do wody, a teraz.. matki srały pod siebie, kiedy dziecko lekko zedrze naskórek, bo biedny upadł na ziemię zamiast ten pseudo gąbczasty kafelek, co się to teraz nimi wykłada place zabaw.
- Kiedyś przychodziło tu dużo rodzin z dziećmi, bo miejsce było dobre do zabawy bez wchodzenia do wody a teraz pełnoletni urządzają tu sobie imprezy. – Przynajmniej tak słyszała z plotek, bo nie bywała tutaj od bardzo dawna.
Pochyliła się, żeby ściągnąć buty, bo lubiła chodzić po piasku gołymi stopami. Lepsze to niż potem wytrzepywać go z obuwia.
- Z innymi dziećmi bawiłam się na placu a największym wyzwaniem było wejście na tamte głazy i zbliżenie się do skraju przy wodzie. Pamiętam, że zakładaliśmy się o słodycze albo żetony z Pokemonami. – Przynajmniej wtedy, kiedy już ogarniała, czym był ów Pokemon i co oznaczał hazard. – Teraz się z tobą nie założę, ale i tak musimy tam wejść. – Bo chciała coś pokazać Sameen w ramach „wycieczki po wspomnieniach Eve”, do czego zbliżały się powoli krocząc piaszczystą plażą. – Może za dzieciaka się tutaj wspinałaś? – zasugerowała nie oczekując jednak stuprocentowego potwierdzenia. Wiedziała już, że Sameen urodziła się w miasteczku, ale bardzo wcześnie wyjechała do Grecji. Gdzieś tam po drodze czy to tutaj czy w innym kraju (o co jeszcze pewnie zapyta) straciła rodzinę, ale jak Eve wspomniała, kiedyś przyjeżdżało tutaj dużo matek z dzieciakami. Kto wie? Może sugestia wcale nie była wielce nietrafiona?

Sameen Galanis
ODPOWIEDZ