tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Szmer skrzydeł ćmy niezdarnie zmierzającej w stronę ulicznej lampy i ciepła bryza, łagodnie otulająca policzki, nie robiła tym razem szczególnego wrażenia na zatopionym w gonitwie myśli, Marlonie. Tego dnia wyjątkowo zdecydował się pokonać odległość dzielącą go od domu, częściowo pieszo. Po dzisiejszym treningu czuł się nadzwyczaj podle i to nie przez wzgląd na taneczne niepowodzenia. Sport odkąd pamiętał był jego formą ucieczki, przed tym co trapiło go w życiu. A tego typu kwestii było o ironio niezliczenie wiele. Dzierżąc sportową torbę, przemierzał kolejne metry dzielące go od przystanku autobusowego, którym to jednak zdecydował się podjechać do skrzyżowania prowadzącego na jego osiedle. Transport publiczny może i nie był najwygodniejszy, ale stanowił nieco bardziej ekologiczną alternatywę dla wzywania ubera przy każdej nadarzającej się okazji.
Jak to jednak bywa, ten dzień po prostu nie mógł skończyć się dobrze. Odkąd punkt szósta przekroczył próg sypialni z irytacją wymalowaną na zaspanej twarz, był przekonany, że ten dzień dawno spisano na straty. O ile pogoda i wszelkie związane z nią niedogodności nie były w stanie zrazić bruneta do oczyszczającego umysł spaceru, to jego nadzwyczajny dar do przyciągania kłopotów, połączony z nieprzemyślaną uprzejmością tym razem odwalił za niego całą brudną robotę. Przesuwając nogami po twardej nawierzchni, na drodze swego buta napotkał pęk kluczy. Nie myśląc długo, podniósł je, a obróciwszy zgubę w rękach, połączył ją w dość logiczną całość ze znajdująca się dobrych kilka metrów przed nim biegaczką.
-Przepraszam. Proszę się zatrzymać Wypadło coś pani! -nawoływał co raz za brunetką, którą przyszło mu gonić kilka dobrych uliczek, a niemalże udało się tego dokonać za jednym z dalekich zakrętów. Wciąż jednak dzieliło ich dobre dwa i pół metra dystansu. Potrzebował kilku chwil na złapanie oddechu, bowiem brunetka zdecydowanie nie oszczędziła go i ani myślała zwolnić tempa. Zupełnie jakby nie w smak było jej stanąć, by skonfrontować się z Marlonem. A przecież on chciał tylko pomóc! Nie chcąc wyjść za narwanego, nie zmniejszał dzielącego ich dystansu i nie próbował przyśpieszać, tak by w przypływie paniki nie pomyślała, że zbiera jałmużnę na lokalne stowarzyszenie umiłowanych w Jezusie. W swym wszechmocnym optymizmie i uprzejmości przez myśl mu nie przeszło, że jego nieoczekiwana bezpośredniość w dobie wzrastającej przestępczości może zostać odebrana za coś niepokojącego, szczególnie w ciemnej i nieco pustawej uliczce.

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.

Kiedy była młodsza, miała zerową świadomość w kwestii niebezpieczeństw, które czekały tuż za rogiem. Wychowywana była w pewnym sensie pod kloszem, ponieważ rodzice przez długi czas nie pozwalali ani jej, ani jej młodszej siostrze dojść do głosu. Nie znały czegoś takiego, jak posiadanie własnego zdania, a jedyne, na co mogły się zdecydować, to wykonywanie poleceń własnej matki. Coś zmieniło się jednak w momencie, w którym ich dom spłonął w pożarze, a Posy po raz pierwszy przekonała się o tym, że otaczający ją świat wcale nie jest tak kolorowy i nawet wtedy, kiedy przykładała się do czegoś bardzo mocno, nieprzyjemności mogły zaatakować ją z innej strony. Co gorsze, im starsza się robiła, tym mocniej utwierdzała się w tym przekonaniu, najpierw przez niepowodzenia we własnej karierze, a później przez chorobę i śmierć jej partnera, przez którą posypało jej się w życiu także kilka innych spraw.
Odkąd odszedł i zostawił jej całą masę kasy, O’Brallaghan czuła się tak, jakby w ogóle na nią nie zasłużyła. Jasne, tkwiła przy nim w chorobie, starała się w jakiś sposób ulżyć mu w cierpieniu, ale źle czuła się z faktem, że niedługo przed otrzymaniem diagnozy, sama zdała sobie sprawę z tego, że uczucie między nimi całkowicie się wypaliło, a przynajmniej tak było z jej strony. Chciała odejść, przed czym powstrzymała ją właśnie ta choroba, dlatego teraz czuła się jak skończona egoistka. Kiedy jeździł po lekarzach i dowiadywał się o swoim wyroku, ona wodziła wzrokiem za kimś innym, a później udawała kochającą partnerkę. Te myśli nawiedzały ją nawet teraz, kiedy po kilku miesiącach od jego śmierci, wybrała się na cowieczorną przebieżkę. W jej trakcie miała nadzieję oczyścić swój umysł, ale to jak zwykle nie dochodziło do skutku. Mało tego, w którymś momencie zorientowała się, że od pewnego czasu ktoś biegł za nią, a w dodatku nie sprawiał wrażenia osoby, która, tak jak ona, wybrała się na wieczorny jogging. Nikt normalny nie robił tego z gigantyczną torbą przewieszoną przez ramię, ale nie chciała panikować, wmawiając sobie, że musiała być przewrażliwiona. Dopiero po pewnym czasie, kiedy nie udało jej się zgubić mężczyzny, nerwy wzięły nad nią górę. Całe szczęście, że jej siostra wcisnęła jej kiedyś na siłę ten gaz pieprzowy, który zawsze miała przy sobie w niewielkiej kieszonce saszetki na telefon, która znajdowała się na jej ramieniu. Sięgnęła do niej, a dopiero po tym, jak dobyła opakowanie z gazem, zatrzymała się gwałtownie i obróciła w stronę nadciągającego zza jej pleców mężczyzny. Nie zapytała czego chciał, nie wyłączyła też muzyki, która cały czas brzmiała w słuchawkach, po prostu prysnęła w niego gazem, mając nadzieję, że w ten sposób wybije mu z głowy dalszą gonitwę i będzie mogła bezpiecznie wrócić do domu. Bieganie w ciemności na pewien czas odpuści sobie na pewno.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Większość z nas formułuję jakieś noworoczne powiadomienia, w których to pokłada wielkie nadzieje przez kolejne miesiące, lub po prostu do końca mroźnego stycznia. Zupełnie jakby nowa data miała tu cokolwiek zmienić, a dawne lenistwo znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tylko dlatego, że przybył nam rok w dowodzie. Może, więc postanowieniem, które wystosować powinien był Marlon, powinno być stanie się nieco pomocnym i uprzejmym? Od najmłodszych lat daleko było mu do osoby, która nie krępuje się podczas nawiązywania nowych znajomości, odkąd pamiętał, peszyły go publiczne wystąpienia, a otaczanie się wianuszkiem znajomych tylko pogarszało jego samopoczucie. Jednakże nie każdy miał tak elastyczną strefę komfortu i nie raz nie dwa sam dochodził do wniosku, że jego zachowanie nieco peszy i samego współrozmówcę. Jednakże mimo tych niedogodności nigdy nie stronił od podania pomocnej dłoni osobie, która akurat była w potrzebie. W takim wypadku introwertyzm schodził na dalszy plan.
-Kurwa.- przeklął siarczyście i choć nie zdarzało mu się to za często, tym razem czuł, że jego wyskok jest w pełni usprawiedliwiony. Może i mniej podejrzanym byłoby, więc gdyby za spełnianie dobrych uczynków wziął się za dnia, a nie gdy ulice spowite były w ciemności, ale skąd mógł wiedzieć, że właśnie teraz los zechce, by uratował niewiastę, przed nocowaniem na średnio komfortowej wycieraczce?
-Klucze ci wypadły wariatko!- krzyknął, ciskając jej zgubę pod nogi, tak by przy okazji nie oskarżyła go o kradzież. Gdy jego ręce były już wolne, rozpoczął nerwowo przecierać nimi piekące jak jasna cholera oczy. A mówią, że dobre uczynki popłacają. Gdyby wiedział, jak tragiczny w skutkach okaże się ten dzień, z pewnością dwa razy zastanowiłby się przed tym jakże dobrodusznym postępkiem. Na moment zapominając o obecności kobiety, (a może napastniczki?) rozpoczął nieco po omacku przekopywać swoją sportową torbę, którą w tym stanie rozpiął z niemałym trudem. O mleku mógł zapomnieć, ale butelka z wodą musiała się nadać. Dosłownie wszystko by uwolnić ślepia od tego przeszywającego, pieczenia.

Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Ciężko powiedzieć ile czasu minęło, nim Posy zorientowała się jak wielki błąd popełniła. Z perspektywy osoby trzeciej byłyby to zaledwie sekundy, ale ona miała wrażenie jakby minęły lata. Poważnie, ta krótka chwila nagle zadziwiająco się wydłużyła, a wyraz jej twarzy, z początkowego przerażenia, nagle drastycznie zaczął się zmieniać. Początkowo pojawiła się tam konsternacja, później zrozumienie, a na koniec kolejna fala paniki, po której nagle wszystko przyspieszyło. W jej umyśle było to trochę jak wszystkie te zwolnione sceny w filmie, po których nagle wciśnięty zostaje jakiś magiczny guzik i wszystko wraca do swojego tempa. Właśnie to stało się ze świadomością Posy, choć jej myśli rozpoczęły nagle taką gonitwę, iż ona zupełnie nie potrafiła za nimi nadążyć. Wiedziała jedno – prysnęła gazem pieprzowym w twarz człowiekowi, który bynajmniej na to nie zasługiwał, a kiedy pod jej stopami znalazł się pęczek kluczy, poczuła się dwa razy… nie, dziesięć razy bardziej głupio. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Mój boże - wydukała, chociaż w Boga wcale nie wierzyła. - O mój boże - powtórzyła, po czym nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Klucze stały się nagle nieważne, ponieważ priorytetowe okazało się to, że wyrządziła krzywdę nie tylko osobie, która nie miała względem niej niecnych zamiarów, ale przede wszystkim komuś, kto chciał jej pomóc. I to komuś, kogo znała! Kiedy dotarło do niej, że miała do czynienia z Marlonem, poczuła się trochę tak, jakby zaraz miała dostać palpitacji. Zaczęła oddychać tak ciężko, jakby to ona miała nagle potrzebować pomocy, ale po kilku głębszych wdechach jej wewnętrzna panikara w końcu się uspokoiła. - Przepraszam. PRZEPRASZAM! - spanikowana powtórzyła to jeszcze kilka razy. Zrobiła krok w stronę mężczyzny, a później cofnęła się, żeby chwilę później znów spróbować do niego podejść. Nie miała pojęcia jak się zachować, dlatego dziwnie szybkim ruchem podniosła kluczyki z ziemi, a później zamaszystym ruchem wskazała jedną z uliczek. - Chodźmy do mnie! Ja… tam się umyjesz - wyjaśniła pokracznie, żwawo gestykulując przy tym rękoma. Właściwie to bardziej wymachiwała nimi w powietrzu niż faktycznie gestykulowała, ale chyba taką właśnie reakcję wywoływały w niej nerwy. A była teraz bardzo zdenerwowana, bo zdała sobie sprawę z tego, że wcale nie było jej daleko do tej wariatki, którą ją nazwał.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Cóż, Marlon zdecydowanie doskonale zapamięta moment, w którym Posy postanowiła odwdzięczyć mu się za tą jakże niewymuszoną grzeczność w sposób co najmniej nietuzinkowy. A pomyśleć, że rodzice całe życie wypominali mu, że jest nazbyt wycofany i powinien częściej starać się o interakcję z innymi ludźmi. Gdyby widzieli jak umiejętnie ich kochany Marlonek radzi sobie w relacjach międzyludzkich, wtedy na pewno zastanowiliby się nie raz i nie dwa, nim poradzili mu tym podobne dyrdymały.
-Piecze jak cholera.- syknął, przecierając oczy, równocześnie mając przy tym pełną świadomość tego jak bezsensowne są jego starania. Jednakże manifestowanie swojej frustracji i bólu było tym, czego w swym histerycznym napadzie nie potrafił się wyzbyć. Może i zresztą nie chciał? Nie widział najmniejszych powodów, by zmotywować się do trzymania fasonu w sytuacji tak niecodziennej jak ta, w której się właśnie znaleźli. -Zaraz oślepnę.- dodał, bo nieco więcej dramatyzmu było bądź co bądź w jego stylu. Wciąż szarpiąc się z butelką, rozluźnił się nieco, gdy dotarło do niego, że kobieta nie ponowi swego ataku. Choć zasadniczo i w innej sytuacji jej zachowanie wydałoby mu się całkiem sensowne i racjonalne to na chwilę obecną nie da się ukryć, że miał jej to i owo do zarzucenia. Wszak chciał tylko pomóc, prawda? A łzawiące gałki oczne wcale nie przeważały na jej korzyść. Był jednak Marlonem. Marlonem, który daleki był od urządzania scysji, anwet gdy czuł, że powinien. Ciepłe kluchy? Tak to chyba się nazywa.
-Przeprosiny przyjęte, chyba.- stwierdził kwaśno, gdy w końcu uporał się z butelką i bezceremonialnie oblał twarz wartkim strumieniem wody. Zamrugał przy tym kilkukrotnie licząc, że ten zabieg ulży mu w bólu. Czy podziałało? Częściowo. Mogło być zdecydowanie lepiej, ale jest, jak jest.
Słysząc propozycję brunetki, żachnął się nieznacznie. Czy powinien jej się obawiać? Nie, raczej nie. Zdecydowanie nie. Podobnie jak i ona, on również momentalnie stracił głowę. Zupełnie jakby poza przytępieniem wzroku, gaz pieprzowy poprzestawiał mu też wszystkie klepki w głowie. - Potrzebuję kropli do oczu, albo chociaż mleka.- wyrecytował, licząc, że dobrze pamięta czytany całkiem niedawno artykuł o neutralizacji gazu pieprzowego, o którego lekturze zapomniał najpewniej te pięć minut temu, kiedy nerwowo pocierał oczy rękami. Cholera, kto by przypuszczał, że tak prędko przyjdzie mu robić użytek z tej wiedzy.
Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Jeśli komuś z ich dwójki brakowało obycia wśród ludzi, tą osobą zdecydowanie była Posy. On przecież wyłącznie próbował jej pomóc, na co brunetka nie zareagowała najlepiej, bo przez słuchanie muzyki w trakcie biegania zupełnie nie usłyszała jego nawoływań. Zaliczała się co prawda do grona tych osób, które z technologią się lubiły, ale nie da się zaprzeczyć temu, że głos starszego pokolenia, które zawsze krzyczało, że słuchawki w uszach czy telefon w dłoni w trakcie tak banalnych czynności jak spacer czy przechodzenie przez ulicę mogą doprowadzić do katastrofy, miał w sobie sporo racji. O'Brallaghan dziś przekonała się o tym na własnej skórze, a może raczej na skórze Marlona, ponieważ to on był tym, który od jej ataku mógł skończyć nie tylko z podrażnionymi oczami, ale także twarzą. Może czasami jednak nie warto być pomocnym?
Zamachnęła rękoma, jakby planowała odkleić mu dłonie od twarzy i uświadomić, że nie był to najlepszy pomysł, ale prędko też się wycofała. Było jej głupio, że tak bez powodu go zaatakowała, chociaż w sumie wystraszył ją, ale… ale teraz czuła się źle, bo było to zupełnie niepotrzebne. Nie była jednak w żaden sposób upoważniona do tego, aby go dotykać, dlatego darowała sobie tego rodzaju pomoc, ale za to pobladła, kiedy wspomniał o ślepnięciu. Trochę się wystraszyła, bo była to dla niej na tyle nerwowa sytuacja, iż pomimo świadomości, że nic poważnego nie mogła mu zrobić, mimowolnie spanikowała. Mózg w takich momentach uwielbia płatać figle. - Coś na pewno mam w domu. Tędy - machnęła dłońmi w odpowiednim kierunku, a później zmrużyła powieki i przyjrzała się mężczyźnie uważniej. Trochę się w tej chwili zastanawiała czy był w ogóle w stanie dojrzeć jej gesty, czy może jednak tak zepsuła mu wizję, że niczego teraz nie zauważał. Nie zapytała go o to jednak, zwyczajnie nie chcąc dolewać oliwy do ognia.
Nie kłamała, jej dom rzeczywiście znajdował się zaledwie kilkanaście metrów dalej. Nie minęło kilka minut, a ona już wpuszczała go do środka, instruując też w którą stronę powinien się udać. - Tam jest łazienka. Za lustrem jest apteczka. Jeśli nie znajdziesz kropli, przyniosę ci mleko. I ręcznik, zaraz przyniosę też ręcznik - obiecała, nadal trochę zmieszana. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - poza komfortem i wymazaniem tego dnia z pamięci, heh? A tak zupełnie serio, zapytała, ponieważ chciała wiedzieć, że chociaż w minimalnym stopniu zrekompensuje mu to, że na niego napadła. Choć brzmiało to irracjonalnie, chyba w ten sposób można było określić jej wyskok, którego teraz ogromnie się wstydziła.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Towarzyskie rozeznanie Marlona mimo wszystko było nieco kulawe. Owszem, to ona była bezpośrednią sprawczynią tego całego zmieszania, ale nie da się ukryć, że Vanderberg dołożył swoje trzy grosze, stawiając ją w sytuacji, którą poniekąd mogła odebrać jak jedną z tych zagrażających jej bezpieczeństwu. W końcu i on niejednokrotnie słyszał o tego typu niebezpiecznych incydentach, które miały miejsce nie tylko w nocy, a i w biały dzień. Tak zupełnie po prawdzie to na jej miejscu z pewnością również odczuwałby dyskomfort, gdyby ktoś przed dłużysz czas, podążał jego śladem, w okolicy nieszczególnie uczęszczanej o tej porze dnia przez ludzi. Miał zamiar tylko pomóc, ale pech chciał, że okoliczności temu nie sprzyjały. To wszystko, choć trzeba przyznać, że na taką wyrozumiałość względem Posy, Marlon zbierał się dobrych kilka minut, które dzieliły go od przekroczenia progu mieszkania brunetki.
-No, dobrze to chodźmy.- zgodził się, polubownie przystając na jej propozycje. Miał wątpliwości, ale dosłownie przed chwilą przekonał się, że jego przeczucia nie zawsze są słuszne, więc tym razem postanowił pójść ścieżką, której zdecydowanie nie podpowiadała mu intuicja, licząc, że dla odmiany nie zaprowadzi go na jeszcze większe manowce.
Po wejściu do mieszkania westchnął cicho, mając nadzieję, że jego męki w końcu dobiegną końca i obejdzie się bez nocnej wizyty w szpitalu. Gorączkowe szperanie po wnętrzu apteczki trwało dłuższą chwilę, ale w końcu opuszki palców Marlona natrafiły na znajomą fiolkę. Bingo! Ostatni raz tak szczęśliwy był chyba na zeszłorocznej premierze, którą uważał za swój największy sukces w roli choreografa.
- Znalazłem krople!.- zawołał z łazienki zdecydowanie ożywiony tym odkryciem. Po krótkim, lecz starannym przepłukaniu powierzchni twarzy pod bieżącą wodą, obficie zakroplił podrażnione gałki oczne, czując przy tym ogromną ulgę. Nastoletnie lata Marlona były wypełnione wyłącznie treningami i obowiązkami, toteż nigdy nie postarał się o uczestnictwo w żadnych manifestacjach czy protestach. Tak, więc starcie z gazem pieprzowym stanowiło dla niego zupełnie nowe, egzotycznie i zdecydowanie niewarte powtórzenia doświadczenie.
-Dzięki za krople, już mi lepiej.-odparł po chwili namysłu, przecierając wilgotną twarz ręcznikiem. Zamrugał nawet kilkukrotnie, by niemalże utwierdzić się w przekonaniu, że składana przez niego deklaracja była jak najbardziej prawdziwa. - W sumie to napiłbym się herbaty. -dodał po chwili namysłu. Nie chciał nadużywać jej gościnności, ale wyjątkowo nie czuł, że narzuca się tym dość impulsywnie wypowiedzianym pragnieniem. Noc była chłodna, a po tych wszystkich rewelacjach, naprawdę marzył tylko o tym, by choć na krótką chwilę ukoić zszargane nerwy. A nic nie działa tak dobrze na nerwy jak kubek aromatycznej herbaty! -Nie sądziłem, że masz słuchawki. Gdybym wiedział, nie skradałbym się za tobą jak goblin.- lub jak zabójca czy tego typu czubek pokroju Joe Goldberga. Cóż, Marlon zastanowi się teraz dwukrotnie nim w połowie października rozpocznie maraton trzeciego sezonu You.


Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
I właśnie fakt, że wyłącznie próbował jej pomóc, sprawiał, że Posy czuła się ze swoim wyskokiem jeszcze gorzej. Jasne, jej zachowanie w jakimś stopniu było uzasadnione, ponieważ oboje żyli w świecie, w którym nieszczęścia zdarzały się codziennie. Ludzie nie byli sobie życzliwi, a niebezpieczeństwa skradały się chyba z każdej strony. O’Brallaghan nigdy nie doświadczyła tego na własnej skórze, ale to wcale nie oznaczało, że musiała być nieuchwytna, prawda? I dziś wieczór zwątpiła w to po raz pierwszy, ponieważ podczas tej gonitwy naprawdę najadła się strachu. Po jej zakończeniu nauczyła się jednak, że nie warto jest oceniać ludzi czy sytuacje po pozorach, ponieważ te mogą okazać się niezgodne z prawdą. Z drugiej jednak strony, czy gdyby znów znalazła się w podobnym położeniu, postąpiłaby inaczej? Jest to raczej wątpliwe, ale i tak czuła się z tym atakiem źle. Tylko dlatego, że chodziło o faceta, którego przecież kojarzyła, a w dodatku nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że nie zasługiwał na podobne traktowanie. Wcześniej jednak tego nie wiedziała.
Kiedy usłyszała ten triumfalny okrzyk, odetchnęła z ulgą, jakby przynajmniej to jej miał dotyczyć ratunek, z którymi wiązały się krople. Poczuła się jednak nieco lepiej, ponieważ to oznaczało, że Marlon zdoła jakoś ulżyć sobie w tym dyskomforcie, którego ona była źródłem. I kiedy dodatkowo potwierdził, że czuł się lepiej, na ustach Posy wymalował się łagodny uśmiech. - Czyli nie muszę szykować mleka? To dobrze, bo nie jestem pewna czy sojowe też miałoby ten magiczny wpływ - przyznała, a później omiotła go spojrzeniem i podała mu ręcznik, po który wcześniej zdołała się szybko przejść. Całe szczęście, że szafka, w których je trzymała nie znajdowała się daleko, więc nie musiała robić dodatkowych kilometrów, skoro tych wystarczająco natrzaskała już w trakcie gonitwy. - Chodźmy do kuchni - stwierdziła, ponieważ dalsze stanie w wejściu do łazienki było na nic. Tym bardziej, jeśli Marlon rzeczywiście chciał skorzystać z jej herbacianego inwentarza. Niedługo po wypowiedzeniu tych słów ruszyła więc w odpowiednim kierunku, po drodze obracając się przez ramię, aby móc mu odpowiedzieć. - Moja mama zawsze powtarza, że nie powinnam biegać w ten sposób. Ona co prawda zakłada, że w końcu wpadnę pod koła jakiegoś samochodu i stanie się tragedia, ale dzisiejsze zajście też chyba możemy zdefiniować w ten sposób - zauważyła, a kiedy już przekroczyli próg kuchni, skinęła głową w stronę stolika, polecając mu, aby zajął sobie miejsce. Sama w tym czasie wstawiła wodę i wyciągnęła dwa kubki. - Czarna, zielona, jabłko z cynamonem, melisa z pomarańczą czy… tiramisu? - zapytała, prezentując mu przy okazji całą kolekcję swoich herbat. Nie było ich wiele, ale tym właśnie musieli się zadowolić, dlatego liczyła na to, że któraś z nich trafi jednak w gusta bruneta.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Trudno być może stwierdzić jak w podobnej sytuacji Posy zachowałaby się po raz kolejny, ale na pewno reakcja Marlona mogłaby być zbliżona do pierwszych odruchów brunetki. Na przesadnej ufności do osób trzecich można się było nieźle przejechać, nawet w miasteczku tak małym jak Lorne Bay. Zresztą, jak to mawiają, przezorny zawsze ubezpieczony? Tak, więc, mimo iż było to dla Vanderberga wyjątkowo bolesne doświadczenie to sam pewnie oczekiwałby podobnej reakcji, chociażby po swojej młodszej siostrze. W końcu po ludziach spodziewać się można wszystkiego, a zwłaszcza tego co najgorsze.
- Zdecydowanie obejdzie się bez mleka. Chociaż sojowe byłoby ciekawym eksperymentem, ale tego typu atrakcji mamy chyba oboje dosyć jak na jeden wieczór.- stwierdził po chwili namysłu z nieoczekiwanym uśmiechem na ustach, całkiem poważnie rozważając alternatywną drogę uleczenia jego zbolałych oczu, jaką był roślinny napój wspomniany przez brunetkę. Gdy oczy nie dawały mu tak popalić, w sposób dosłowny i przenośny to faktycznie znacznie się rozchmurzył. Nie był osobą, która długo chowała urazę toteż nie zamierzał wykrzykiwać swoich racji w stronę Posy tak by kajała się przed nim za zaistniałą sytuację do Halloween czy gwiazdki. Znajomi, których miał z resztą niewielu, śmiali się często, że Marlon miał pamięć ryby. Jednak nie było to do końca prawdą. Vanderberg nie zapominał wszystkiego ot tak po prostu, a żył w przekonaniu, że niektórymi rzeczami po prostu nie warto przejmować się na dłuższą metę.
-Moja dla odmiany wciąż strofuje mnie jeśli chodzi o to, że będę marznąć. Wiesz, to ten typ, który do czterdziestki będzie przypominał ci o tym, że odmrozisz sobie uszy, i dostaniesz wilka, siedząc na bruku.- wywrócił oczami, choć w zasadzie lubił to komiczne zainteresowanie ze strony rodziców, którego momentami dostawał jak na lekarstwo. Szczególnie po tragicznej śmierci brata, uwaga najbliższych kierowana była w zupełnie innym, odległym kierunku.
-Tiramisu brzmi interesująco.- odpowiedział po chwili, w żadnym wypadku nie będąc zgorszony herbacianą kolekcją Posy. Sam nigdy nie miał głowy do smakowych wariacji, których można było z powodzeniem szukać w sklepach. Jego wybory, więc miały naturę dużo bardziej trywialną, między herbatą zieloną a czarną. Siedząc wsłuchanym w pogwizdywanie gotującego się na gazie czajnika, doszedł do wniosku, że nieznajoma jest całkiem sympatyczna, gdy nie próbuje go oślepić. Inna sprawa, że w zasadzie to wydawała się mu całkiem znajoma, z tym że za nic nie mógł skojarzyć jej z żadnym imieniem czy sytuacja.
Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Przykry jest świat, w którym wszystkim przyszło żyć, skoro konieczne było kierowanie się podobnymi zasadami. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby żadne niebezpieczeństwa nie czaiły się za rogiem, ale to wymagałoby drastycznego przewartościowania mentalności każdego człowieka, co niestety nie było możliwe. Jedynym rozwiązaniem mogłoby być działanie jakiejś siły wyższej, która nagle wyeliminowałaby całe zło tego świata, ale w podobne rzeczy Posy nie wierzyła już od dłuższego czasu. Gdyby to było możliwe, niewinne osoby nie umierałyby na choroby, na które nadal brakuje lekarstwa. Świat po prostu nie był sprawiedliwy, a przez to bywał też niedobry. Ludzie wiedzieli o tym aż za dobrze, dlatego najprościej było bronić się przed wszystkim, co nieznane. I chyba to właśnie O'Brallaghan zrobiła, kiedy założyła, że Marlon mógł mieć nieczyste zamiary.
Sprawił, że i ona się uśmiechnęła. Kiedy w końcu zaczął podchodzić do tego wypadku luźniej, z jej serca spadł jakiś kamień, który do tej pory jej ciążył. Poczuła się dzięki temu lepiej, dlatego nawet zaśmiała się cicho, ale nie zamierzała upierać się przy tym, że był to dobry pomysł. Oni nie potrzebowali takich eksperymentów, ale przede wszystkim nie potrzebowały ich także oczy Marlona, które wystarczająco się dziś nacierpiały, prawda? - W takim razie gdzie jest twoja czapka? Wieczory bywają już chłodne - zapytała, wykorzystując to, czym podzielił się nią przed chwilą. Swoją drogą, w życiu Posy był czas, kiedy przekonana była o tym, że zbyt duże zainteresowanie ze strony rodziców również może okazać się szkodliwe. W jej przypadku było tak za młodu, kiedy matka i ojciec próbowali ułożyć jej całe życie. Podziałało to na nią tak, że kiedy w końcu zyskała prawo głosu, nie miała pojęcia co z nim zrobić. Przez długi czas była pogubiona i miała problem z odkryciem tego, czego chciała od życia. W końcu jej się to udało, a wówczas zaczęła naprawdę o to walczyć.
Kiedy wybrał smak, O'Brallaghan przygotowała dla nich kubki. Pozwoliła wodzie zagotować się, a kiedy czajnik wydał charakterystyczny dźwięk i w ten sposób oznajmił, że można było przygotować napoje, Posy właśnie tym się zajęła, chwilę później podsuwając jeden z kubków Marlonowi. - To poza przesadną troską, co jeszcze słychać u waszych rodziców? - zapytała, a jej pytanie mogło wydać się dziwne, jeśli nie skojarzył jej w pełni. Rzecz w tym, że ona całkiem szybko połączyła jego twarz z odpowiednim nazwiskiem, dzięki czemu nie widziała problemu w przejściu do swobodnej rozmowy, dokładnie takiej, jaka miała miejsce pomiędzy dwójką znanych sobie osób. Przed laty spotykała się przecież z jego bratem, a teraz nadal utrzymywali przyjacielskie stosunki, dlatego nie miała podstaw by zakładać, że Marlon nadal jej nie poznał.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Faktycznie, nie brzmi to jak szczególnie optymistyczny scenariusz, ale oboje doskonale zdawali sobie sprawę, w jakich czasach przyszło im żyć. Przestępczość była czymś, co nie sposób było zwalczyć, a wszelkiego rodzaju występki były chlebem powszednim mieszkańców nawet tak małej mieściny jak Lorne Bay. Marlon w zasadzie nie wierzył w tego typu rzeczy. Nie dopuszczał do siebie też myśli o istnieniu żadnej siły wyższej. Odkąd przyszło mu uporać się z tragiczną śmiercią brata, podważał istnienie czegokolwiek, co wskazywałoby na istnienie jakiejkolwiek sprawiedliwości, która to mogłaby wpływać na jego los? A jeśli nawet istniała to czym lub kim była, pozwalając na to, by ginął ktoś tak dobry, pozbawiony jakiekolwiek goryczy jak jego młodszy brat? Właśnie dlatego dewizą Marlona stało się ''zawsze oczekuj najgorszego''. Nie kroczył przez życie w różowych okularach, nie oczekiwał manny z nieba, wiedząc doskonale, że nikt z Vanderbergów w czepku urodzony nie jest.
-Jestem niereformowalny.- stwierdził, nie kryjąc rozbawienia. Na samą myśl o tym jak zdegustowany był, otrzymując w prezenie świątecznym setną, potężną czapkę z ciemnozielonej z gryzącej wełny. Mama zawsze mówiła, że to pod kolor oczu. Pech chciał, że jak na złość były niebieskie. - Jeśli czeka nas australijska zima stulecia, to może w końcu pogodzę się ze świąteczną uszanką.- wzruszył ramionami, bo co mu jeszcze pozostało? Nie pal światła przy otwartym oknie, bo naleci ci robactwa. Nie mieszaj kolorowego z białym podczas prania. Nie rób głupich min, bo ci tak zostanie. Jedz mięsko, zostaw ziemniaczki. Nie patrz w ogień, bo będziesz sikać w nocy, a jak siądziesz na zimnym, to dostaniesz wilka. Wszystkie te mniej lub bardziej błyskotliwe rady, Marlon od małego przestrzegał dość wybiórczo, aby nie powiedzieć, że wcale.
- No, tak. My się znamy.- stwierdził, tonem tak odkrywczym, jak gdyby tę kwestię wypowiedziała Dora The Explorer nie Marlon Vanderberg. Kobieta faktycznie wydawała mu się znajoma, ale nie chcąc wyjść na większego czubka, niż przedtem wolał nie zagłębiać się w zakamarki swej świadomości, by wydobyć z niej więcej wskazówek związanych z tożsamością brunetki. Jednak w końcu go olśniło. -Posy, prawda? Jesteś byłą...jesteś koleżanką mojego brata.- poprawił się naprędce, dochodząc do wniosku, że w tematy życia miłosnego Milesa lepiej się jednak nie zagłębiać. Wprawdzie nie do końca pamiętał, jak to między nimi było, ale może to i lepiej? Niewiedza nie zawsze jest klucze do sukcesu, ale w tym przypadku mogła uniemożliwić mu przejście z jednej niezręczności w drugą. Najpierw przegoniłby ją po parku, a później wytykał jej miłosne perypetie z udziałem Milesa? Nie, zdecydowanie nie chciał iść tą drogą. - U rodziców po staremu, częściej o nich usłyszę, niż ich zobaczę. Wiesz, to ten typ, który nawet nie myśli o przejściu na emeryturę.- wywrócił oczami, upijając pierwszy łyk herbaty. Cóż, więcej mógł o nich powiedzieć, poza tym, że na pewno nie chciałby pójść w ich ślady? Chociaż może już poszedł? W końcu nie od dziś wiadomo, że wszyscy Vanderbergowie byli, krótko rzecz ujmując, specyficzni.
Posy O'Brallaghan
ambitny krab
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
I znów widoczne były między nimi pewnego rodzaju podobieństwa, bowiem Posy także nie potrafiła zrozumieć, dlaczego takie nieprzyjemności spotykały osoby, które zupełnie na to nie zasługiwały. O’Brallaghan doświadczyła tego przed dwoma laty, kiedy dowiedziała się o chorobie swojego ówczesnego partnera. Kiedy spadł na nich ten wyrok, zdała sobie sprawę z tego, że to nie on zasługiwał na podobną karę. To ona powinna być tą, na którą ona spadła, ponieważ to ona była gorszą osobą. Przez długi czas myślała w ten sposób, a to przeświadczenie nawet teraz czasami przebijało się przez jej umysł. Nie było to jednak coś, na co miałaby jakikolwiek wpływ, zatem jedyne co mogła zrobić, to pogodzić się z faktem, że życie nie rozdziela nieszczęść po równo. Co więcej, starała się zaangażować we wszelką działalność, która mogła chociaż w minimalnym stopniu pomóc osobom, które tego potrzebowały. Chociaż tak chciała uspokoić własne sumienie.
Zaśmiała się pod nosem, szczerze rozbawiona jego żartem. Gdyby ktoś jeszcze dwadzieścia minut temu powiedział, że jeszcze dziś będzie czuła się w jego towarzystwie tak swobodnie, za nic w świecie by w to nie uwierzyła. Najwyraźniej jednak wystarczyło, aby oczy Marlona odrobinę odpoczęły po jej ataku, aby atmosfera między nimi nieco zelżała. Co się zaś tyczy tego, że od razu jej nie poznał, nie powinna chyba się dziwić. To nagłe olśnienie sprawiło co prawda, że O’Brallaghan spojrzała na niego z rozbawieniem, ale nie dało się zaprzeczyć temu, że miał prawo nie skojarzyć jej twarzy od razu. Kiedy jeszcze spotykała się z Milesem, byli zaledwie parą dzieciaków. Ten związek rozpadł się szybciej, niż się zrodził, ale przyjaźń po nim utrzymywała się przez długie lata. Prawdę powiedziawszy była to jedna z najtrwalszych relacji w życiu brunetki, dlatego Marlona pamiętała jeszcze sprzed wielu lat. Mieli okazję wpaść na siebie na kilku uroczystościach, ale najpewniej na tym właśnie się skończyło. Teraz, kiedy wszyscy byli starsi i mieli swoje życia, mieli prawo o sobie zapomnieć. Ona przecież też nie znała wszystkich znajomych własnej siostry. - Dokładnie. I byłą też. Spokojnie, to nie temat tabu - wyjaśniła, dostrzegając to, jak wcześniej się poprawił. Relacje ich dwójki były jednak na tyle nieskomplikowane i nieszkodliwe, że śmiało można było mówić o nich otwarcie bez obawy o to, że ktoś zostanie urażony. - Nikt im nie powiedział, że to nie jest nic dobrego? - zapytała, a później upiła łyk ciepłej herbaty, kubkiem z którą później obróciła w dłoniach. - Może powinieneś im o tym przypomnieć? No wiesz, wytoczyć taki kontrargument, kiedy mama znów przypomni ci o noszeniu czapki? - zaproponowała, a chwilę później uśmiechnęła się z rozbawieniem. Sama może i nie znała ich rodziców na tyle dobrze, aby mieć o tym jakiś pogląd z własnego doświadczenia, ale dostatecznie dużo wiedziała z tego, o czym opowiadał jej Miles, dlatego stwierdzenie, które padło z ust Marlona, ani trochę jej nie zdziwiło.

Marlon Vanderberg
sumienny żółwik
Magda
ODPOWIEDZ