40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
  • trzy
Hity muzyczne, królujące na listach przebojów Australii w latach 80. i 90. mieszały się z tymi mniej znanymi piosenkami z tamtego okresu, z muzyką klasyczną i nagrywanymi po garażach demkami miejscowych, podwórkowych zespołów tamtych czasów. Mieszanka dla niektórych pewnie nie do przyjęcia, ale to właśnie tego słuchała Dottie, spacerując późną porą po Lorne Bay. Był to dla niej swoisty powrót do przeszłości. Do czasów, kiedy znikała z domu bez informowania kogokolwiek, by samej móc powłóczyć się po mieście. Kiedy każdy spacer był przygodą, każda rozmowa - podróżą, a każde miejsce czymś jeszcze niezbadanym. Prawie każda piosenka niosła ze sobą jakieś wspomnienie lub chociaż emocję, myśl, która bezpośrednio do niego kierowała. Każda miejscówka, dom, ulica, zakręt wprawiały jej młodszą wersję w ruch. Tu rozwaliła sobie kolano, stamtąd eskortowała ją do domu policja, tutaj - jak sądziła teraz, z perspektywy czasu - o mało nie porwał jej jakiś obcy typ w czarnym aucie, pytający o drogę, tam tak zagadała jakąś kobietę, że ta prawie zapomniała o czajniku na gazie, a tu...
Zatrzymała się na dłużej przy placu zabaw, czując nagle przyjemne podekscytowanie. Ledwo pomysł pojawił się w jej głowie, już znalazła się za ogrodzeniem. Do niczego nie musiała się namawiać, a tym bardziej przed niczym nie zamierzała się wzbraniać. Przy akompaniamencie płynących ze słuchawek dźwięków i tekstów kojarzących się jej z dzieciństwem, karmiła własne szaleństwo. To wewnętrzne dziecko, które zaniedbała przez ostatnie trzy... dziesięć... może nawet dwadzieścia lat. I nic jej nie mogło zatrzymać przed spróbowaniem wszystkiego. Ani siedzisko huśtawki, w którym zmieściła trochę bokiem właściwie tylko jeden pośladek. Ani drabinki, które kończyły się jakoś za wcześnie. Ani drewniany mostek, który przebyła w dwóch krokach. Ani wieża, w której nawet pomimo raczej niskiego wzrostu i tak musiała kucać. Ani nawet...
Zabudowaną ślizgawkę zostawiła sobie na koniec, jako zwieńczenie całej zabawy. Przez krótką chwilę siedziała na jej górze, przypominając sobie swoje podekscytowanie, gdy za pierwszym razem nią zjeżdżała, jak na swój wiek za wcześnie. W słuchawkach skończyła się jedna piosenka, przeskoczyła do następnej - "Infinity (1990's... Time for the Guru)". Idealnie. Uśmiechnęła się pod nosem sama do siebie, odpychając się zdecydowanie mocniej, niż kiedyś, wiedząc dobrze że jako dorosła potrzebuje zdecydowanie więcej pędu, by nie zjechać ze ślizgawki jak ślimak, ale nie przewidziała jednego. Że wspomnienie wielkości zjeżdżalni również powinna odnieść do obecnej budowy swojego ciała...
Pierwsze zaskoczenie utknięciem gdzieś w środku zabudowanej ślizgawki minęło bardzo szybko. Nim zdążyła choć namyślić się poważniej, jak z tej sytuacji się wykaraskać, zaczęła się śmiać. Głośno, szczerze i bez zastanawiania się nad tym, czy przypadkiem nikt jej nie usłyszy. W końcu nie czarujmy się, sytuacja była niezwykle zabawna!
powitalny kokos
ejmi
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
10.

Miała fatalny dzień. Nie dość, że w pracy istny kocioł, bo u jednego klienta okazało się, że w miejscu, w którym planowali klomb, w ziemi zalegają jakieś stare korzenie, nie usunięte przed wygospodarowaniem ogrodu. Pracy było więc znacznie więcej, niż zakładała, skończyła ją późno, a po wszystkim wyjątkowo jej samochód nie zawalił, tylko ona zawaliła, bo zapomniała go zatankować. Warknęła, rzuciła wiązanką przekleństw, sięgnęła po telefon, by zadzwonić po swojego partnera, zrozumiała, że bateria jej padła i tym razem warknęła, przywalając głową w kierownicę. Ostatnio nic jej nie wychodziło. No, ale na całe szczęście Lorne Bay nie było takie duże, żeby miała nie trafić stąd do swojego mieszkania. Wzięła więc torbę, którą przerzuciła na ramię, na luzie udało jej się ustawić samochód na poboczu i rozpoczęła swoją wędrówkę. Nie czuła się zbyt komfortowo, gdy tak spacerowała sama. Z resztą... generalnie samotność nie była dla niej nigdy niczym dobrym, jednak w tej chwili niewiele miała do gadania. Plac zabaw miał pomóc jej skrócić nieco drogę, ale gdy zbliżyła się do kolorowych konstrukcji, o mało co nie dostała zawału, słysząc jakiś śmiech. Była cholernie strachliwą kobietą, więc niemalże natychmiast wrzasnęła na całe gardło, przerywając nocą ciszę. Nogi jej się zatrzęsły i pewnie by już uciekała przed siebie, gdyby lęk nie zadziałał paraliżująco. Rozejrzała się dookoła, tłumacząc sobie, że wszędzie są domy, więc nikt nie będzie chciał jej skrzywdzić, bo przecież zaraz ktoś przybędzie z pomocą, prawda? Poza tym... ten śmiech wcale nie brzmiał na tak przerażający, ale z drugiej strony nie mógł chyba należeć do dziecka.
- Nie widzę tu nic zabawnego! - ryknęła w stronę zabudowanej zjeżdżalni, nie kryjąc swojego oburzenia, które przy okazji pozwalało jej poczuć się nieco pewniej. Jakby nie patrzeć, przed sekundą wrzeszczała z przerażenia, więc teraz musiała jakimiś sposobami dodać sobie animuszu. Już nie mówiąc o tym, że była dojrzałą kobietą, a więc niekoniecznie chciała stać się pośmiewiskiem przed... przed bóg wie kim w zasadzie. Przynajmniej odnalazła w sobie dość odwagi, aby ruszyć się z miejsca i zbliżyć się bardziej do tej zjeżdżalni. Na tym etapie nie chciała się przy niej zatrzymywać, po prostu musiała ją minąć, żeby móc dalej podążać w swoim kierunku. Teraz w sumie zaczęła żałować, że nie cofnęła się do klienta i nie zapytała o możliwość skorzystania z ich telefonu, a tak? Tak, to brudna od ziemi i zmęczona, musiała jakoś sobie z tym wszystkim poradzić.

Dottie Heughan
40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie spodziewała się, że ktokolwiek usłyszy ten jej śmiech. Było już późno, wokół nie widziała przecież jeszcze chwilę temu ani żywej duszy, a poza tym nie śmiała się chyba aż tak głośno (choć wciąż ze słuchawkami w uszach nie bardzo mogła to ocenić). A jednak dotarł do niej ten nagły wrzask, który zdecydowanie nie należał do wokalisty właśnie odtwarzanego kawałka. Umilkła - choć z trudem powstrzymywała wciąż odczuwane silne rozbawienie - i sięgnęła jedną wolną ręką (druga nieco utknęła między jej ciałem a ścianą ślizgawki) do słuchawek i wyciągnęła je z uszu jednym ruchem. Nasłuchiwała. Przez krótką chwilę nie docierało do niej zupełnie nic, aż nagle...
Wzdrygnęła się mocno, gdy kolejny krzyk przeciął ciszę. Choć to pewnie tylko złudne wrażenie, mogłaby przysiąc, że przesunęła się odrobinkę, może pół centymetra w dół zjeżdżalni, jednak wciąż tkwiła praktycznie w jednym miejscu. Mimowolnie znów się zaśmiała. Przecież każdy aspekt tej sytuacji był zabawny! - To zapraszam do środka! Tutaj nic, tylko się śmiać! - odpowiedziała, podnosząc nieco głos, bo chciała mieć pewność, że nieznajoma - głos (krzyk właściwie) wydał jej się kobiecy - ją usłyszy. I może nie przestraszy się przy tym jakoś bardziej...
Dopiero teraz właściwie spróbowała ocenić własną sytuację. Sprawdziła, na jaki ruch pozwalała jej przestrzeń wokół i czy przy większych wywijasach mogłaby się jakoś jednak uwolnić i zjechać na dół. Nie wyglądało jednak na to, by sprawa była taka prosta. Poza ciałem trzeba było jeszcze ruszyć mózgownicę. - Tak jakby... utknęłam, wiesz? - zwróciła się znów do kobiety, zakładając że ta jednak nie uciekła. - Może moje nogi są wystarczająco nisko, mogłabyś je pociągnąć na przykład - zaproponowała pierwsze możliwe rozwiązanie i to bez jakiegokolwiek skrępowania. Odczuła jedynie lekką ulgę, że miała na sobie spodnie, a nie sukienkę czy spódnicę, bo to już mogłoby wprowadzić w tę sytuację jakiś poziom zażenowania. Zdecydowanie w tym momencie niepotrzebny.

Laurissa Hemingway
powitalny kokos
ejmi
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nie była żadnym bohaterem, wręcz przeciwnie, może i miała już prawie trzydzieści lat, ale jednak była dość strachliwa i teraz też marzyła o tym, by jak najszybciej wydostać się z terenu placu zabaw, ale naturalnie los nie miał jej sprzyjać. Tyle tylko, że gdy głos ze zjeżdżalni znów do niej dotarł, zrozumiała, że musi być to jakaś kobieta, więc raczej nie seryjny morderca, chociaż było to złudnym i opartym na stereotypach wnioskiem.
- Dziękuję, postoję - na tym etapie jeszcze wcale nie planowała się tym wszystkim interesować bardziej, niż wypadało. W zasadzie to wykonała kolejne kilka kroków, bo osobiście wcale ją to wszystko nie bawiło, ale kiedy usłyszała, jaki jest powód przesiadywania w konstrukcji przeznaczonej dla dzieci, mimowolnie przystanęła. Z miejsca to wszystko wydawało jej się bardziej logiczne i być może mniej przerażające. Zmarszczyła brwi, jakby oceniała, czy w ogóle jej to dotyczy i czy powinna pomóc. Ostatecznie westchnęła i wniosła oczy do góry, no pewnie, że nie zostawi biednej kobiety w ślizgawce, chociaż pewnie, jeśli zginie, to cała jej rodzina będzie powtarzać, że tak nieroztropnie się podłożyła. - Cóż... nie uważasz, że włażenie tam nie było zbyt mądre? - zbliżyła się do ślizgawki i wyszła z niej duża hipokryzja, bo sama nigdy na swój wiek się nie zachowywała i raczej zapominała, że jest już dorosłą kobietą, a nie nastolatką. Nachyliła się do wylotu zjeżdżalni i faktycznie dostrzegła nogi. Ten widok pozwolił jej odetchnąć z ulgą, bo autentycznie obawiała się jakiegoś potwora, który ją tam wciągnie. - Widzę - zakomunikowała i sama odrobinę weszła do rury. - No to... złapię cię, okey? Ale nie wiem, czy nie lepiej byłoby wypchnąć do góry, niż próbować pociągnąć... Jeśli wygnie ci jakoś rękę, to może ją złamać - zauważyła, trochę obawiając się konsekwencji tej swojej wielkiej akcji ratunkowej, ale też chyba głupio byłoby wzywać tutaj jakieś służby. Niby mogłaby zadzwonić do siostry, ale chyba bardziej strażacy by się tu przydali. W sumie, to nie wiedziała, kto dokładnie, bo sytuacja ta była mocno niecodzienna.

Dottie Heughan
40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No cóż. To, że nieznajoma choć przez chwilę brała ją za jakiegoś seryjnego mordercę - a nawet potwora - Dottie również uznałaby za niezwykle zabawne. Głównie dlatego, że chyba jeszcze nikt nigdy nie pomyślał nawet o niej w taki sposób, a poza tym... Na pewno zainteresowałby ją łańcuch skojarzeń, który doprowadził myśli kobiety ze śmiechu w ślizgawce do potencjalnego morderstwa.
- A czy zawsze powinniśmy robić tylko to, co mądre? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, wciąż bardzo dobrze się bawiąc. Nawet jeśli utknęła w zjeżdżalni na dłużej, jakimś cudem zdobyła towarzystwo, kogoś do rozmowy, nawet jeśli tylko na krótki moment. Nie żałowała swojej chwili szaleństwa na placu zabaw, z którego wyrosła już wieki temu. I z pewnością nie zamierzała zacząć żałować czegokolwiek. Od chwili powrotu do Lorne Bay brakowało jej tych niespodziewanych, często zabawnych przygód, które w podróży po Europie stale jej towarzyszyły. - Wiem, że to było głupie, ale zrobiłabym to jeszcze raz - przyznała jeszcze po chwili, szczerze.
Zamachała stopami na boki, jakby na powitanie, gdy kobieta oznajmiła, że widzi jej nogi. - Cudownie! - zawołała też przy tym. Kontynuowanie rozmowy w ten sposób, będąc uwięziona w ślizgawce dla dzieci, byłoby ciekawe, nawet interesujące - nigdy nie dowiedzieć się na przykład, jak ten nieznajomy głos wygląda - ale wiedziała, że nie powinna tego przeciągać. Kobieta była chętna jej pomóc teraz, za chwilę mogła ją przecież zignorować i zostawić. - Wolałabym dokończyć zjazd - odpowiedziała, mimo że słowa nieznajomej były właściwie bardzo logiczne. - Może spróbuj mnie lekko wypchnąć do góry, żebym chociaż uwolniła rękę. Wtedy powinnam zjechać do końca już sama, bez problemu - zaproponowała więc. Chciała móc powiedzieć młodszej sobie, że zaliczyła cały plac zabaw, bez taryfy ulgowej.

Laurissa Hemingway
powitalny kokos
ejmi
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nic nie odpowiedziała na pytanie nieznajomej kobiety, ale pozwoliła sobie na przewrócenie oczami. Kompletnie nie rozumiała tej osoby, a w dodatku była na tyle zmęczona, by nie powielać entuzjazmu, z którym z jakiegoś powodu nie potrafiła się do końca oswoić. Pewnie to wszystko z powodu tego całego wystraszenia, które nadal Laurissę jeszcze trzymało.
- Ale ja bym ciebie drugi raz nie wyciągała - zauważyła nieco markotnie, bo jednak lepiej unikać podobnych wypadków na przyszłość, a nie śmiało przyznawać, że z tych było się całkiem zadowolonym. No, ale póki co najważniejsze było, aby ją faktycznie uwolnić. Teraz było za późno na ucieczkę, ale też słysząc o pragnieniu dokończenia zjazdu, Hemingway prychnęła, bo w głowie jej się to nie mieściło.
- Mnie to wszystko wcale nie bawi - pozwoliła sobie na tą bezpośredniość. Może miała do czynienia z kimś pijanym? Co powiedziałby jej partner, gdyby wyjaśniła mu, że wróciła tak późno, bo pomagała nieznajomym przepychać się przez ślizgawki? Jeszcze uznałby, że stan psychiczny Rissy gwałtownie się pogorszył, bo nie brzmiało to wszystko zbyt logicznie. - Dobra, to tak zróbmy - już nie chciała się kłócić, a skoro i tak była nieco brudna przez pracę, zwyczajnie weszła głębiej i faktycznie wypchnęła kobietę do góry. - Już? Poszło? - zapytała, ale mimo wszystko wycofała się, by w razie czego nieznajoma nie wylądowała na niej. - Mam nadzieję, że wyciągniesz z tej lekcji jakieś wnioski - dodała jeszcze głosem mentora, ale na swoje usprawiedliwienie miała to, że nie wiedziała ile lat ma kobieta, którą ratowała. Lepiej w końcu nie straszyć innych ludzi, prawda? Stanęła więc koło ślizgawki, czekając, aż ta pechowa osóbka też się z niej wyłoni i będą mogły uznać akcję ratunkową za sukces. Pomachała jeszcze nadgarstkami, aby strzepać z nich nieco napięcia, które powstało po tym wszystkim. - Mimo wszystko proszę, abyś już więcej tam nie wchodziła - mimochodem rzuciła jeszcze taką uwagą, ale w dobrej mierze. Potrafiła być niezłym głosem rozsądku, gdy ten nie miał dotyczyć jej samej.

Dottie Heughan
40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dottie właściwie nie dziwiło to niezrozumienie jej działań i niepopieranie jej słów ze strony nieznajomej. Spotykała się z tym przez całe swoje życie i w pewnym momencie, już właściwie w dzieciństwie, zdążyła się z tym faktem pogodzić. Była inna od większości osób wokół niej, ale nie zamierzała nikogo udawać, tylko zaakceptować swoją dziwność praktycznie jako swoje drugie imię. Gdyby więc mogła, zbyłaby słowa kobiety wzruszeniem ramion i uśmiechem. Nie ona, to może przyszedłby jej na pomoc ktoś inny, prawda? Poza tym sama też nie wykorzystała wszystkich możliwości na uwolnienie się z tej ślizgawki, więc kto wie, może wcale nikogo nie potrzebowała?
Już uwolniona, z rękami wyciągniętymi do góry, kończąc ten raczej króciutki zjazd na dół, śmiała się w głos. Nie na przekór jednak wcześniejszym słowom nieznajomej, a zwyczajnie dlatego, że odczuwała w tym momencie najszczerszą radość. Kobieta z czterdziestką na karku, bawiąca się na dziecięcym placu zabaw - z pewnością nie było to łatwo wytłumaczyć, ale nie przejmowała się tym, gdy wylądowała twardo na wydeptanej ziemi u wylotu zjeżdżalni. - Oczywiście - przytaknęła wciąż z szerokim uśmiechem, nie przejmując się mentorskim tonem kobiety. - Ręce nad głowę, inaczej jestem za szeroka w ramionach - i dodała, bardzo dobrze zdając sobie sprawę, że to nie o to zupełnie nieznajomej chodziło.
Odsunęła z twarzy burzę będących w tej chwili w zupełnym nieładzie włosów, by móc zerknąć z dołu na swojego wybawcę. - Tak w ogóle jestem Dottie - odezwała się, podnosząc się i otrzepując o spodnie dłonie, by w końcu móc jedną z nich wysunąć w stronę kobiety. - Za stopę się nie liczy - dodała przy tym ze śmiechem. Pierwszy bezpośredni kontakt może i miały już za sobą, ale to dopiero teraz w końcu się poznawały, prawda? A przynajmniej Heughan uważała, że może być to początek nowej znajomości. Tym bardziej ciekawej, że rozpoczętej w taki specyficzny sposób. - Obiecuję dziś już tam nie wchodzić - odparła, wolną dłoń przykładając do piersi. Dodanie słówka "dziś" było dosyć kluczowe w jej odpowiedzi. Na tę noc miała już wystarczająco dużo wrażeń, ale nie mogła odpowiadać za to, co przyjdzie do głowy przyszłej Dottie.
- Dziękuję za pomoc - odezwała się jeszcze po krótkiej chwili. - Chciałabym się jakoś odwdzięczyć... Może odprowadzę cię do domu? Albo może spotkamy się jutro na obiad? Następnym razem może mi się uda wyciągać skądś ciebie.

Laurissa Hemingway
powitalny kokos
ejmi
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Cóż, może Laurissa powinna czerpać z tego wzorca, a nie go bojkotować? Niby uważała siebie za radosną kobietę, a jednak wcale taką nie była od wielu lat. Na kogo wyrośnie, jak tak dalej pójdzie? Co prawda już dzieckiem nie była, ale jak będzie się zachowywać, gdy osiągnie wiek Dottie, skoro już teraz nie potrafiła patrzeć przychylnie na to, jak ta czerpie z tego nieszczęśliwego wypadku. Kiedy Hemingway tak po prostu się śmiała? Z taką godną podziwu swobodą? Nie potrafiła odnaleźć w pamięci takiej sytuacji, patrząc na kobietę, która na całe szczęście była już poza ślizgawką.
- Jesteś niemożliwa - przyznała słysząc o tym, jakie wnioski ta wyciągnęła z tej sytuacji. Po prostu pokręciła głową, przynajmniej dochodząc do wniosku, że nie ma się czego bać. Mimo wszystko nieznajoma nie wyglądała na niebezpieczną, a jej śmiech nie był już tak mroczny, jak w chwili, w której dobiegał ze zjeżdżalni. - Rissa - uścisnęła jej dłoń i ostatecznie postanowiła przestać aż tak grymasić i sama uśmiechnęła się słysząc ten dość zabawny tekst o stopie. Było to wszystko tak absurdalne, że aż śmieszne. - A może lepiej w ogóle tam nie wchodzić, co? W mieście jest dużo innych miejsc rozrywki, które nie grożą utknięciem - zauważyła, mimo wszystko przystając przy swoim w nadziei, że przemówi jej do rozsądku. Chociaż czy miała do tego prawo? Dlaczego aż tak się uparła? Powinna w końcu wyluzować, ale w ostatnich dniach była naprawdę nerwowa. Wszystko przez Huntingtona, który zjawił się w mieście. Miała wrażenie, że ze względu na jego obecność jest najgorszą wersją samej siebie. Wiedziała, że zraża raczej do siebie, niż zachęca do znajomości, więc tym bardziej zaskoczyła ją propozycje Dottie.
- Nie musisz mi się w żaden sposób odwdzięczać - zapewniła od razu, ale nie chciała też wyjść na kogoś, kto zamierzał czym prędzej się odciąć. - Obiad to za dużo, ale kawa brzmi okay - zreflektowała się więc, uśmiechając przy tym z lekkim zawstydzeniem, bo może zbyt surowo oceniła tą kobietę? W każdym razie faktycznie wymieniły się numerami, a po upewnieniu się, że każda wie gdzie zmierza, pożegnały się i poszły we właściwych kierunkach. Po tym wszystkim przynajmniej Rissa padła od razu, jak tylko położyła się w łóżku i wyjątkowo w ostatnim czasie, nie potrzebowała ani leków, ani alkoholu, by zasnąć.

<koniec> <3

Dottie Heughan
ODPOWIEDZ