27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I knew what to do with my life, what to do with my heart…I do nothing all day, boredom settles in, I look at the sky so I get to feel even smaller than I already feel and my mind keeps poisoning itself uselessly.
Rany cięte z chałupniczą precyzją zadało potłuczone szkło - smętnie snującej się w okiennej ramie firance. Z pozoru nic więcej się nie zmieniło - prócz tego i rozsypanych jak ziarenka piasku drobinek rozbitej szyby; wokół wciąż panował spokój, a dziko porastające ogródek kwiaty kołysały się niemal sennie.
I tylko w gonitwie myśli narastał lepki niepokój, klejąc się do oddechu, sprawiając, że neurotycznym gestem drobna ręka, zaciśnięta w pięść, wbiła się w okolice mostku, jakby próbując wycisnąć z ciała powietrze, które utknęło gdzieś w środku rozedrganej sylwetki.
Bała się - w ludzkim odruchu emocje przejęły nad nią kontrolę, a ona nie mogła przestać wyobrażać sobie co jeśli - co jeśli ten, kto włamał się do wnętrza, wciąż jeszcze tam jest? Milion filmowych scenariuszy przemknęło jej przez głowę, gdy ciężkim wzrokiem starała się przebić przez frontowe ściany, dostrzec cokolwiek za oknami okien.
Cień ludzkiej sylwetki?
Druga dłoń powędrowała do niewielkiej torebki, która kryła się w fałdach plisowanej spódnicy. Wyjęła komórkę, a ekran telefonu wskazał kwadrans po dwudziestej.
Bezczynność zaczęła doprowadzać ją do szaleństwa, ale nie była w stanie zmusić się do tego, by ruszyć w stronę domu babci - by skonfrontować się z tym, co w środku.
A przynajmniej - nie sama.
Zgłoszenie tego jakimkolwiek służbom odrzuciła na starcie; nie chciała, żeby ta sprawa, najpewniej niemożliwa do rozwiązania, ciągnęła się za nią dłużej niż było to niezbędne.
Imię męża migotało jaskrawym światłem przez dobrą minutę, zanim pod wpływem impulsu nie wybrała z wyjątkowo krótkiej listy kontaktów i. - czując się tak, jakby właśnie złamała którąś ze swych zasad; nie zdarzało im się ze sobą pisać - wymieniać wiadomości, które nie były jedynie zdawkową formą przekazania terminu spotkania.
Tym razem wskazała miejsce; wystukała adres, a potem dodała już tylko przyjedź; czas teraźniejszy, prośba niewypowiedziana.
Nie miała wcale pewności, czy w jakikolwiek sposób na to odpowie; właściwie bardziej prawdopodobne było to, że nie da rady akurat teraz się tu pojawić.
Ale poczeka. Na cud albo rozwój wydarzeń - trudno powiedzieć, na co w pierwszej kolejności.
Uspokajając oddech oparła się plecami o drzewo rosnące na trawniku przed domem babci; objęła się ciasno ramionami, splecionymi na wysokości klatki piersiowej.
Wzrok wciąż miała utkwiony w ciemności rozlewającej się za szybami.
niesamowity odkrywca
lu
40 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I belong to quick, futile moments of intense feeling. Yes, I belong to moments. Not to people.
Krótka wibracja telefonu zburzyła ciszę, przerywaną jedynie nieznacznym szumem klimatyzatora. Spojrzenie jednak wciąż skupione było między wierszami socjologicznej dywagacji na temat społeczeństwa Meksyku u schyłku lat osiemdziesiątych. Dłoń niemalże machinalnie muskała papier, przenosząc myśli na kawałek żółtej samoprzylepnej karteczki. Ta z kolei odnalazła swoje miejsce wśród innych jej podobnych, stłoczona w mozaikę zdjęć, kserokopii i map. Wszystko to tworzyło swojego rodzaju kolaż zdobiący ścianę gabinetu Ignacio.
Dym opuścił, roznosząc się wokół niego mgłą tytoniowych spalin. Jego zapach wsiąkał w kartki, ściany, meble. W niego. Przynosił jednak niemal ekstatyczny spokój. Szaleńcza gonitwa myśli rozbijała się o kości czaszki; umysł kreował kolejny plan, równie niestały jak ten poprzedni. Metodyczna zbieranina dokumentacji, rozplanowane wypełnienie przestrzeni. Konsekwentnie zaczynał wprowadzać go w życiu, a w powijakach rodził się właśnie tutaj.
Zaciągnął się głęboko do płuc, tłocząc w nie truciznę. Duszący swąd pieścił krtań, pęcherzyki płucne. Doszukiwał się tu historii, połączeń, płynnej fabuły kuszącej widza - odrobiny sensacji. Próbował odkryć jak przemielić mieszaninę faktów, rzeczywistych doznań w zjadliwą dla współczesnego widza papkę, która nie straci jednak na swojej wartości. Mimo, że przetrawiona niefachową ekspertyzą producenta-idioty, który kupczył jego towarem jak niezbyt droga kurwa.
Leniwym ruchem sięgnął po telefon.
Kilka słów. I te najważniejsze.
Ida
Jego brzmienie, nawet niewypowiedziane na głos drażniło zmysły.
Zawahał się.
Nie miał dziś na to czasu. Może nie powinien mieć go w ogóle.
Nie dla niej.
Irytacja wciąż wibrowała pod skórą. Stopklatka wyraźnego wspomnienia ich ostatniej nocy. Gdy w niewyraźnym świetle nocnej lampy, starannie badając fakturę jej skóry, na palcu wyczuł odciśnięty ślad obrączki. Nie na tym, na którym zwykła ją nosić. Nie tam gdzie wmawiała mu, że jest jej miejsce.
Paranoja postępała im bardziej chłonął jej obecność. Podejrzenia syciły się już zaledwie refleksami prawdy. Krok po kroku odkrywał zagadkę. Było w tym coś narkotycznego. Oczekiwaniu aż podwinie się jego noga, gdy w zieleni kocich oczu rozbłyśnie iskra paniki. Gdy nakarmi go wymyślonym na poczekaniu kłamstwem. Kolejnym. Rozsmakował się w nich tak bardzo, że być może prawda miała pozostawić na języku jedynie niesmak.
Pewien był, że tą partię rozgrywa właśnie on.
Prawdą było jednak to, że kontrolę miała ona.
Milczenie miało wyznaczyć granicę grubą kreską.
Ignacio nigdy nie potrafił się ich trzymać, nawet gdy wyznaczał je właśnie on. Brakło mu samokontroli, metodyczności. Emocje wrzały pod skórą, a on poddawał się im z łatwością. Kluczyki spoczęły w dłoniach, a wysłużony zamek do drzwi niechętnie pożegnał właściciela domu.
Morskie, słone powietrze lepiło się do skóry. Lepkie też stały się jego myśli, obsesyjnie krążące wokół Idy.
Jej sylwetka malowała się na horyzoncie. Uśmiech niechętnie zatańczył na wargach, kącik ust wygiął się nieznacznie w drapieżnym, prowokacyjnym grymasie. Z rzadka kiedy obserwował jak promienie słoneczne tańczą w płowych włosach. Ich związek rozwijał się nocą. W neonowych barwach hotelowych świateł, przydymionych barowych lampach, aż w końcu w ciemnicy jego sypialni. Nie jadali śniadań, woleli kolacje.
Zbliżając się do niej pomyślał, że było w tym coś masochistycznego. Mógłby zasypiać u boku kogoś nietoksycznego, kogoś kto przynosiłby ulgę zamiast wypalać skórę. Zbyt jednak polubił swąd destrukcji jaki po sobie pozostawiała. Do tego stopnia, że nie potrafiłby już zachwycić się prostotą.
Nie pochylił się nad nią w powitalnym pocałunku. Uwagę odwróciło rozbryzgane po chodniku szkło.
- Poczekaj tutaj - wyminął ją, ostrożnie wkraczając na werandę. Owinął ramię tkaniną rozerwanej firanki i sięgnął do wewnętrznego zamka, by otworzyć drzwi. Wkroczył do pomieszczenia, nie odwracając się za siebie.
Otaczała go cisza i chaos splądrowanego domostwa. Zanim do niej powrócił, sprawdził wszystkie pomieszczenia. Drzwi do wewnętrznego ogródka były uchylone, z pewnością posłużyły jako droga ucieczki.
- Było tu coś cennego? Chcesz zadzwonić na policję? - zapytał, opierając się o framugę drzwi.

Ida Huntley
powitalny kokos
-
ODPOWIEDZ