Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
#6 strefa miejska niech zostanie na chwilę salką prób w domu kultury, bo ten zajęty niestety

To ciekawe, jak jeden telefon może sprawić, że człowieku w 3 sekundy odżywa stare hobby, motywacja i generalnie - chęć do życia. A historia była taka: Hemingway Lewis, jego dobry kumpel ze szkolnej ławki, zadzwonił do Winfielda z pytaniem, czy ten wciąż pogrywa na gitarze. Luke przyznał szczerze, że ćwiczy coraz mniej, bo większość czasu spędza jednak w pracy, w Shadow, albo kręci się bez większego celu po mieście. Dopytał jednak o co chodzi, bo jednak ciekawska z niego była bestia. Hemingway wyjaśnił, że jego siostra, TA siostra, TA Lewis, ciągle przebywa w mieście, co oczywiście nie umknęło uwadze lokalnych mediów, co z kolei podchwyciły okoliczne kluby, które zalewały Joyce propozycjami (czy raczej - błagalnymi prośbami), żeby ta zagrała u nich chociaż jeden kawałek. Dobrze przemyślane, bo występ - nawet kilkuminutowy - gwiazdy o takiej randze mógł być najlepszą formą promocji dla takiego miejsca. Zdjęcie Joyce w lokalu, upamiętniające to wydarzenie, pewnie zawisłoby w jakimś honorowym miejscu i właściciel przez kolejne dziesięciolecia mógłby dumnie się prężyć i opowiadać gościom, że grała u nich Joyce Lewis.
W każdym razie, Hemi spytał Luke'a, czy nie chciałby potowarzyszyć Joyce w trakcie kilku występów. Wyjaśnił też, że jego siostra nie była rozentuzjazmowana tym pomysłem, więc poprosiła brata, żeby ten popytał wśród znajomych grających na gitarze, czy któryś niechciałby jej potowarzyszyć. Z osobą z polecenia może być jednak łatwiej, niż z jakimś randomem. Luke w pierwszej chwili pomyślał, że kumpel robi sobie z niego jaja, ale po wielukrotnych zapewnieniach, że nie, Luke oczywiście wyraził chęć pomocy. Nie był profesjonalistą, nie był pewien czy w ogóle jego gra spodoba się Lewis, więc Hemi umówił ich na pierwszą próbę w salce prób ulokowanej w domu kultury, żeby mogli pogadać, pograć i zweryfikować, czy to w ogóle zadziała.
I tak oto Luke wbiegł zdyszany do salki prób, kilkanaście minut po umówionej godzinie.
- Cześć, przepraszam Cię za spóźnienie, ale mieliśmy małą dramę w mieszkaniu, moja współlokatorka zalała nam łazienkę - zaczął tłumaczyć na wstępie ciągle dysząc i przysiągł sobie w duchu, że jeśli Joyce odprawi go przez to z kwitkiem, to po powrocie do mieszkania zamorduje Cami korkociągiem.
- Jestem Luke - wyciągnął do niej rękę - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, poznaliśmy się kiedyś. Przychodziłem czasami do Hemingwaya, chodziliśmy razem do klasy. Pewnie nie pamiętasz, to było sto lat temu, a poza tym byliśmy wkurzającymi dzieciakami, dużo się darliśmy i zużywaliśmy wam cały internet - bo to zamierzchłe czasy jednak były, internet na impulsy i te sprawy. Winfield generalnie dużo gadał, ale musiał szczerze przyznać, że się denerwował, co poskutkowało nieskładnym słowotokiem z jego strony.

Joyce Lewis
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie

kochała muzykę, śpiew i przelewanie uczuć w słowa, szczególnie że miała możliwość łączyć to wszystko razem, bawić się brzmieniem i tworzyć coś, co pozostawi po sobie ślad (nawet jeśli kiedyś zniknie z mediów, to zostanie w sercach ludzi, którzy jej muzykę słuchali).
Jako jedna z niewielu twórców miała okazję się wybić i sprawić, aby jej twórczość wzniosła się na kolejne levele i trafiła do ogromnej liczby odbiorców. Występy, teledyski, nagrody i miłość fanów to miłe dodatki. Odkąd stała się popularna i rozpoznawalna minęło już dobrych siedem lat. Szczęśliwa liczba. Momentami była tym trochę zmęczona, tak jak teraz, ale być może miał na to wpływ jej bardzo zły nastrój, o ile można było to tak nazwać. Niedawno zmarł jej ojciec i oto stała przed perspektywą pochówku i zajęcia się, wspólnie z rodzeństwem, testamentem. Miała dziwne wrażenie, że nie będzie to proste zadanie.
W międzyczasie otrzymywała prośby od klubów w Lorne Bay, aby zagrać krótkie występ na żywo. Bardzo trudno było jej odmówić, szczególnie, że to rodzinne miasto, do którego prawdopodobnie nie przyjechałaby w innych okolicznościach, niż te. Co prawda było to trochę nie fair, bo odwołała wiele spotkań i cała trasę koncertową po stanach, tłumacząc się chorobą, a teraz śmiercią, w rodzinie, a tu nagle wystąpi w niewielkich lokalach, ale gdyby odmówiła czułaby się chyba jeszcze podlej. Kto wie, może te występy poprawią jej humor? Oczyści umysł, oderwie się na chwilę od ciemnych myśli i rozluźni ciało.
Nie miała zamiaru ściągać do Lorne muzyków, którzy zazwyczaj z nią grali, więc zaczęła się rozglądać za zastępstwem. Wolała zatrudnić do tego znajomych ludzi, aby nie czuła się w ich towarzystwie zbyt sztywno, ale jeżeli jej się to nie uda, to będzie musiała skorzystać z pomocy obcych ludzi - kluby również proponowały jej swoich znajomych.
W końcu Joy dotarła do kumpla brata, który zgodził się z nią zagrać. Umówili się na próbę w domu kultury, który również zgodził się użyczyć im swój sprzęt, za co Joyce była bardzo wdzięczna - w końcu nie wzięła ze sobą urządzeń, z których korzystała w Los Angeles.
Kiedy Luke nie zjawił się o umówionej porze, Joy zaczęła się odrobinę niepokoić. Zerkała na zegarek, zastanawiając się czy w ogóle się zjawi. Była odrobinę przeczulona, jeżeli chodziło o punktualność, kiedyś przez błahe spóźnienie trzeba było w końcu odwołać cały występ, co bardzo ją wtedy zestresowało. Napiła się odrobinę wody niegazowanej, żeby przepłukać gardło.
Uznała, że poczeka jeszcze chwilę, może po prostu zaśpiewa kilka kawałków bez muzyki, a później pójdzie na drinka. Albo dwa. Nieopodal widziała małą, przytulną knajpkę. Westchnęła ciężko, bo uświadomiła sobie, że chyba ostatnio przesadzała z alkoholem.
Z zamyślenia wyrwał ją chłopak, który wpadł zdyszany na salę.
Luke - powiedziała mniej więcej w tym samym momencie, w którym i on wymówił swoje imię. — Właściwie to cię pamiętam. Irytujący knypek, przez którego mi się internet wieczorami zacinał — powiedziała poważnie, ale zaraz lekko się uśmiechnęła. Tak naprawdę pamiętała go tylko jako jednego z kolegów brata, jak przez mgłę. To i tak lepsze, niż nic. Uścisnęła jego dłoń, po czym kiwnęła lekko głową w prawą stronę. — Tam jest sprzęt domu kultury, możesz sobie coś dopasować i podłączyć gitarę do głośnika.
Odwróciła się na moment, żeby postawić butelkę wody na stoliku. — Awaria łazienki opanowana? — spytała po chwili. Chciałaby się zamienić z chłopakiem na problemy i też szybko opanować awarie jej życia.

Luke Winfield
wystrzałowy jednorożec
Myre
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke naturalnie wiedział o śmierci głowy rodziny Lewis. Po pierwsze, było to małe miasteczko, a w takich miejscach wieści szybko się rozchodzą - zwłaszcza te złe i przykre. Po drugie, Hemingway był jego dobrym kumplem od lat, więc Winfield miał również info z pierwszej ręki. Planował również pojawić się na pogrzebie, kiedy tylko rodzina ogarnie wszystkie formalności z tym związane. Nie planował natomiast podnosić tego tego tematu z Joyce. Był bezpośrednim gościem, ale jednak uznał, że to nie i czas i nie miejsce na takie rozmowy. Każdy w końcu inaczej przeżywa takie tragedie - niektórzy zamykają się sami z problemem, inni potrzebują wsparcia, a jeszcze inni rzucają się w wir zajęć, żeby nie myśleć o tragedii. Wyglądało na to, że Joy obrała tę trzecią metodę.
Prawdę mówiąc, był poddenerwowany, a nawet lekko speszony. Ku jemu zdziwieniu, bo zazwyczaj dobrze odnajdował się w niemal każdej sytuacji wymagającej interakcji międzyludzkiej. Tym razem była to jednak sytuacja zupełnie nowa, quasi-zawodowa, a jemu zależało mu żeby dobrze wypaść. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Poza tym, nie był do końca pewien jaka okaże się być Joy. Była dla niego starszą siostrą jego kumpla i w zasadzie to się nie znali. Jednocześnie był zaciekawiony, czy zachowała vibe dziewczyny z sąsiedztwa, czy też lata spędzona w Los Angeles odcisnęły na niej piętno divy.
- Tak, to totalnie ja sprzed kilkunastu lat. Nie będę zdziwiony jeśli powiesz, że miałaś ochotę powystrzelać nas z wiatrówki - zaśmiał się, bo sam teraz chętnie by tak zrobił z niektórymi gówniakami z sąsiedztwa - Spoiler alert: nadal bywam irytujący, więc jak zmęczy Cię moje gadanie, mów od razu, to być może ocalimy dziś jedno istnienie. Dzięki - to ostatnie dodał, kiedy Joy wspomniała o sprzęcie, do którego może się podłączyć. Podszedł do wskazanego miejsca, przykucnął i zaczął ogarniać te wszystkie technikalia.
- To się okaże. Mam nadzieję, że będę miał do czego wracać, a nie zastanę tam jebanej Arki Noego - odparł z uśmiechem znad sprzętu, chociaż prawdę mówiąc do śmiechu mu nie było wcale. Miał nadzieję, że współlokatorki ogarną temat z fachowcem.
- Hemi wspominał, że na początku nie byłaś jakoś szczególnie podekscytowana tymi występami - stwierdził nagle szarpiąc struny, próbując nastroić instrument - Wydawało mi się, że jednak łatwiej jest zagrać dla mniejszej publiczności w takiej pipidówie jak Lorne, niż np. przed kilkunastotysięczną publiką na koncercie stadionowym - zerknął na nią pytająco.

Joyce Lewis
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Jeżeli chodziło o pogrzeb ojca Joyce, to w zasadzie prawie wszystko, włącznie z datą, było omówione z domem pogrzebowym, kościołem i miejscem pochówku. Prawdopodobnie dnia następnego data zostanie upubliczniona, aby zainteresowani mogli pojawić się na pogrzebie. Blondyna miała odrobinę czasu, aby rzucić się w wir zajęć i nie myśleć o tym, co jest do zrobienia za kilka dni. Gdyby skupiała się tylko na swoim żalu, bólu i poczuciu winy, to w końcu wylądowałaby u czubków, jak jej kuzynka, która przez pogłębiającą się depresje, mimo że leczoną, popełniła samobójstwo w wieku dwudziestu pięciu lat. Co prawda Joy była starsza, niż kuzynka w chwili śmierci, ale nie znaczyło to, że choroba może ją ominąć (skoro choroby psychiczne się w jej rodzinie zdarzały). Nie ma co nad tym gdybać. Praca sprawiała, że Joy czuła się lepiej - w końcu robiła to, co naprawdę kochała. Czy jest lepsze lekarstwo?
Jej charakter był bardzo ciekawy, ukształtowany przez dwa różne światy - jeden, w którym się wychowała, dorastała i z którego uciekła, a drugi który wybrała sama, pełny magii i kolorowych świateł, jednocześnie tych ciemnych zakamarków, w które nikt nie chce zaglądać. Los Angeles to miasto aniołów, ale głównie tych upadłych. Joy co prawda jeszcze się wznosiła, ale kto wie kiedy upadnie i czy upadek będzie łagodny czy może bolesny. Czas pokaże.
Miała w sobie zarówno dziewczynę z sąsiedztwa (chociaż taką, która zawsze zadzierała nosa), oraz divę, którą stawała się na scenie, w świetle reflektorów lub przed kamerami. W mediach uchodziła za pogodną, uśmiechniętą, zabawną i szczerą. Starała się, aby jej wizerunek był jak najbardziej pozytywny, jednocześnie jej muzyka była raczej smutna, głównie o niespełnionej miłości.
Uśmiechnęła się, zerkając na chłopaka, po czym pokręciła głową. — Nie przypominam sobie czy mieliśmy wiatrówkę, ale podejrzewam, że miałam wtedy podobne myśli — przyznała i było widać, że tamte wspomnienia ją rozbawiły. — Ah tak? Postaram się krzyknąć, zanim pociągnę za spust.
Tym razem ona się cicho zaśmiała, po czym odgarnęła włosy na plecy i ustawiła wszystkie cztery dostępne mikrofony, aby po kolei je sprawdzić i znaleźć ten, które najbardziej jej odpowiada.
Podłączyła pierwszy z nich, po czym stuknęła w niego paznokciem, a z głośnika można było usłyszeć stłumione puknięcie.
Myślisz, że ogarną zbudowanie arki? — wyśpiewała pytanie do mikrofonu, a jej melodyjny głos można było usłyszeć na korytarzu. Nie było tak źle, jak przypuszczała, chociaż miała wrażenie, że dźwięki są trochę zniekształcone.
Sięgnęła po drugi mikrofon, aby umieścić go w stojaku. Zerknęła na Luke’a i zmrużyła lekko oczy. — Nie do końca. Duża publiczność jest jedną wielką bezimienną masą. Im większa, tym bardziej anonimowa. Łatwo jest wystąpić przed tłumem, kiedy ledwo widzi się twarze osób, które stoją z przodu. Poza tym wielkie tłumy to ogromna dawka energii, która dodatkowo napędza zespół.
Włączyła drugi mikrofon i stuknęła w niego tak samo, jak w poprzedni. Tym razem usłyszeć można było metaliczny zgrzyt, którego chyba nikt nie lubi. Joy pospiesznie zmniejszyła moc.
Mniejsze miasta, już nie mówiąc o miasteczku rodzinnym, są bardziej wymagające. Tutaj dużo osób mnie zna i przez to bardziej ocenia — dodała, wzruszając ramionami z lekkim uśmiechem. — Ale też więcej osób szczerze na mnie liczy, więc chyba warto, nie?
Wykonała kolejną próbę mikrofonu i niemalże od razu wymieniła drugi mikrofon na trzeci. Trzeci za to okazał się w ogóle nie działać, a czwarty się zacinał. Wyglądało na to, że tym razem użyje pierwszego.

Luke Winfield
wystrzałowy jednorożec
Myre
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke odczuł prawdziwą ulgę widząc, że Joy była tego dnia uśmiechnięta i wyluzowana. Towarzyszące mu napięcie z miejsca odpuściło. Już sam fakt braku zjebki za jego spóźnienie dobrze rokował. Wyglądało na to, że cała próba przebiegnie w pozytywnej i zabawnej atmosferze, więc i on czuł się coraz bardziej swobodnie w jej towarzystwie.
Póki co jej wizerunek nie różnił się znacząco od tego, co pamiętał z dzieciństwa oraz tego, co widział w telewizji czy internecie śledząc jej poczynania. Wiadomo, za dzieciaka ich kontakty były mocno ograniczone, bo mało kto ze starszego rodzeństwa przejmuje się kumplami młodszego, więc jego wyobrażenia na jej temat oparte były głównie o obserwacje. Podobnie zresztą jak poczynania Joy w Mieście Aniołów, więc skonfrontowanie tych wszystkich wyobrażeń na jej temat z rzeczywistością były naprawdę ciekawym doświadczeniem.
Winfield słuchał jej muzyki, więc dostrzegał też pewien dysonans pomiędzy zachowaniem scenicznym, a tekstami jakie i muzyką jaką oferowała swoim słuchaczom. Jakkolwiek pozytywną nie byłaby osobą, tak uważał że tym co tworzy odkrywa swoje karty. Smutek przeplatany goryczą w warstwie tekstowej nie mógł wziąć się znikąd. Jasne, można być po prostu dobrym obserwatorem i następnie przelewać to wszystko na papier, ale jednocześnie niektórych emocji nie dało się po prostu odtworzyć, nie przeżywając ich wcześniej osobiście.
- Brzmi jak dobry test dla mojego refleksu - zaśmiał się na słowa o planowanym ostrzeżeniu - W takim razie ja postaram się umierać szybko, w ciszy, nie brudząc przy tym za bardzo. Deal? - dodał z poważną miną i wyciągnął ku Joy dłoń w celu przypieczętowania tego jakże realnego układu.
Roześmiał się słysząc wyśpiewane pytanie. 
- O cholera, Joy, powinnaś z tego zrobić kolejny hicior. Oczywiście, jako źródło inspiracji, liczę na specjalną dedykację. Możesz na przykład wymieniać moje imię i nazwisko przed każdym występem - odparł zaczepnie, wciąż rozbawiony, mrugajac do niej porozumiewawczo. Wiadomka, w przeciwnym razie spotkają się w sądzie - Ale nie, te typiarki ni chuja by tego nie ogarnęły - dodał siadając na stołku. Nie był w stanie wyobrazić sobie Cami i Lati w roli nowoczesnego Noe w damskim wydaniu. Nie, żeby wątpił w siłę kobiet, ale... nope.
Wysłuchał z zaciekawieniem o tym jak opowiadała o występach przed większą publiką. Ciężko było się z tym nie zgodzić. Wobec tłumu człowiek zawsze jest bardziej anonimowy, niż wystawiony na "pożarcie" przed mniej liczną grupą.
- Jasne, czaję. Brzmi legitnie. Zresztą, po tylu latach na scenie kolejny występ pewnie jest dla Ciebie porównywalny z wyjściem do sklepu po bułki. Ten sam poziom trudności - stwierdził marszcząc brwi na dźwięk metalicznego dziwięku jaki wydobył się z jednego z mikrofonów - Wiesz, myślę że jesteś tak uwielbiana w tym mieście, że nawet jakby wyszło chujowo - totalnie hipotetycznie, bo wiadomo, że wyjdzie zajebiście - to dalej będą Cię mieli za boginię - wzruszył ramionami, tak jakby stwierdził coś zupełnie oczywistego. Był pewien, że każdy w tym miasteczku, nawet jeśli nie słuchał Joyce, to na pewno jej kibicował. W końcu była chlubą miasteczka, a na Wikipedii na bank była wzmianka o tym, że Joyce pochodzi z Lorne Bay, więc fejm dojebany. Czyż mogła istnieć lepsza reklama dla miasteczka? No chyba tylko wygrana lokalnej drużyny sportowej w Lidze Mistrzów, co - umówmy się - raczej było mało realną opcją.
- Okej, ogólnie musisz wiedzieć, że nigdy nie robiłem tego profesjonalnie. Moja matka stwierdziła pewnego słonecznego dnia, że mam słuch muzyczny i zaczęła kompulsywnie zapisywać mnie na wszystkie możliwe zajęcia muzyczne, ale ostatecznie i tak wszystkiego uczył mnie głównie brat, potem ćwiczyłem już sam, więc, podsumowując, jestem samoukiem -  przyznał szczerze, tak żeby uniknąć ewentualnych niezręczności - To dla Ciebie okej? - zerknął na rozmówczynię pytająco, w międzyczasie przygrywając jakąś bliżej niezidentyfikowaną melodię na rozruch.

Joyce Lewis
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Tyle czasu siedziała w branży rozrywkowej, że trudno jej było postawić się na miejscu ludzi, dla których była po prostu sławną osobą. Czasami zapominała jak mogą reagować na nią ludzie i czuć się w jej towarzystwie. Będąc osobą publiczną musiała liczyć się z tym, że jest dla innych znajomą, że ludzie wiedzą o niej bardzo dużo, że znają jej twarz i wiele faktów z życia. Osoby, które ona pierwszy raz na oczy widzi mogły czuć wobec niej gamę wielu różnych emocji. Jej negatywne reakcje mogły oddziaływać na innych dużo bardziej, niż na nią. Ona mogła to za kilka minut zapomnieć, a z fanami, czy po prostu ludźmi, którzy ją kojarzą, mogła to być negatywna sytuacja, która zostanie z nimi przez lata. Dlatego starała się być pozytywnie nastawiona do innych i uważać na to co mówi, jak mówi i jak może jej zachowanie odebrać inny człowiek. Naturalnie nie mogła sobie też pozwolić wchodzić na głowę, ale nie musiała być przy tym nieuprzejma, po prostu wyraźnie zaznaczać granice i być konsekwentna. To wszystko. Często patrzyła na swoich sławnych znajomych, którzy tracili nerwy i mimo że mogła ich zrozumieć, to nie popierała tego. Sława była trochę jak moc super bohatera, a z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność (hehe).
Deal. Wielu doceniłoby twój sposób na śmierć — odparła żartobliwie. Ten temat był dosyć wrażliwy, ale jak widać mieli podobne poczucie humoru, więc raczej niczyje uczucia nie zostaną w tej rozmowie zranione. Uścisnęła jego dłoń i wyglądało na to, że w tej kwestii jak najbardziej się dogadali.
Zaśmiała się pod nosem na jego zaczepki. — Musiałabym chyba nazwać kolejna płytę twoim imieniem, żeby było wiadomo kto pływa arką po mieszkaniu.
Chociaż skoro jego współlokatorki nie miały w sobie siły, wytrwałości i umiejętności Noego, to pewnie popływa sobie co najwyżej na dmuchanym pontonie.
Nerwy podobne, ale panowanie nad nimi jest dobrze wyćwiczone — odparła na porównanie wyjścia na scenę z kupowanie bułek w sklepie. Chyba można było tak powiedzieć. Jak ktoś idzie pierwszy raz do sklepu na pewno gorzej panuje nad stresem, niż jak robi to tysięczny raz.
Przebierając w mikrofonach, zerknęła na chłopaka, kiedy powiedział jej co myśli na temat tego, za kogo mają ją w tym mieście. Miała wrażenie, że trochę przesadza, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia co o niej tutaj tak naprawdę myślą. Może gdyby pokazywała się w mieście częściej, ale niestety nie miała na to czasu. Jego słowa mimo wszystko były bardzo miłe, więc i humor utrzymywał się dalej na dobrym poziomie. To prawda, że chcąc czy nie chcąc (bo rodziny się nie wybiera) reprezentowała Lorne Bay, skoro tu się urodziła. Wszyscy, którzy sprawdzali ją w sieci na pewno o tym wiedzieli. Nigdy nie miała powodu, aby utrzymywać to w tajemnicy. Czasami nawet opowiadała w wywiadach o Lorne, oczywiście same dobre rzeczy.
Ale doświadczenie masz już dosyć duże, skoro grasz od dawna — zauważyła, skoro powiedział jej, że ćwiczy od dziecka, a co za tym idzie robi to już kilka, może kilkanaście lat. — Grałeś kiedyś w jakimś zespole? — spytała jeszcze. Tak naprawdę nie miało to wielkiego znaczenia. Czy był samoukiem, czy nie, jeśli potrafił grać i zagrać coś konkretnego, to nie było najmniejszego problemu.
Dasz sobie radę — powiedziała po chwili, gdy skończyła już użerać się z mikrofonami i podłączony został ten, który ostatecznie wybrała. —W teczce masz pięć utworów, które chciałam dzisiaj przećwiczyć. Zapoznaj się z nimi na spokojnie.

Luke Winfield
wystrzałowy jednorożec
Myre
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że temat śmierci, z którego żartowali, mógł być nieodpowiedni w kontekście choćby ostatnich wydarzeń w życiu Lewis. Jej wyraz twarzy na szczęście nie wskazywał na to, żeby poczuła się urażona. Czarny, chamski humor był zdecydowanie ulubioną formą poprawy nastroju Luke'a. Był też opcją na rozładowanie napięcia, ale i pewnego rodzaju formą samoobrony. Kiedy jako dzieciak został porzucony przez biologicznych rodziców, z czasem nauczył się akceptować tę sytuację właśnie poprzez żartowanie z adopcji i nazywanie samego siebie przybłędą. W swoim pokrętnym dziecięcym umyśle już wtedy wymyślił sobie, że jeśli sam uprzedzi fakty i zacznie po sobie jechać, to wtedy nikt z otoczenia nie będzie mu wytykał, że nie urodził się w rodzinie Winfieldów - a jak wiadomo, inne dzieciory potrafiły być okropne. Ta forma żartowania została mu do dziś. Czasami zapominał, że nie wszyscy mogą podzielać jego dystans do otaczającej rzeczywistości i zdarzało się, że ludzie słuchając go pukali się w głowę. Ze strony Joyce nic takiego nie nastąpiło, więc z uśmiechem uścisnął jej dłoń.
- Jak dla mnie - brzmi świetnie. Zdecydowanie powinnaś w to pójść, Joy - przytaknął ochoczo głową na pomysł nazwania całej płyty jego imieniem. Obrót wydarzeń co prawda mało prawdopodobny, ale pomarzyć dobra rzecz! Ale przynajmniej miałby co opowiadać wnukom, jeśli by się kiedykolwiek takowych dorobił.
- Występowanie na scenie ma w sobie coś z aktorstwa, co? - bardziej stwierdził, niż spytał odnośnie umiejętności panowania nad nerwami. Wyglądało na to, że clue sprawy to po prostu nie dawać po sobie poznać swoich prawdziwych emocji, czyli nerwów. Zwłaszcza w przypadku, kiedy przykładowo życie prywatne kiepsko się układało.
Luke wyczuł na sobie jej wzrok po tym, jak powiedział co o niej myśli, ale nie poprawił ani nie zdementował swoich własnych słów. Tak uważał i nie kryła się za tym chęć bycia miłym. Rzadko kiedy mówił coś w tym celu, więc jak już sprawił komuś komplement, to był on totalnie szczery.
- W liceum i na studiach mieliśmy z kumplami i bratem garażowy zespół. Okej, zespół to może za dużo powiedziane, po prostu spotykaliśmy się od czasu do czasu i trochę ćwiczyliśmy. A potem... No, posypało się. Teenage dramy i takie tam - skwitował krótko, bo mówiąc dramy miał na myśli głównie swoje odpłynięcie w narkotyki i olewanie całego życia, w tym swoich pasji i jakiegokolwiek celu. Umyślnie mówił o tym w taki sposób, czyli spłycając temat do młodzieńczych dram, by cała ta historia miała mniejszy ładunek, niż w rzeczywistości - Czasami biorę udział w jam sessions tu i tam - dodał szybko, żeby odbiec nieco od poprzedniego tematu. Uśmiechnął się pod nosem słysząc, że da sobie radę.
- Jasne - odparł przeszukując wspominaną teczkę - Chociaż odrobiłem pracę domową i odświeżyłem Twoją dyskografię. Twoja ostatnia płyta jest naprawdę świetna, taka spójna. No i fajnie, że mogę powiedzieć Ci to osobiście - stwierdził bez cienia lizustwa, po czym zaśmiał się pod nosem, bo dotarło do niego że jeszcze jakiś czas temu perspektywa tego spotkania mieściła się w szufladce zatytułowanej "scenariusze z dupy, które nigdy się nie wydarzą".
Teraz pewne powinien nastąpić ten moment, kiedy w ciszy i w spokoju zapozna się dokładnie że wskazanymi melodiami, żeby odświeżyć sobie je pod kątem nut i melodii. No, ale przy tym człowieku prędko ciszy się nie uświadczy, hehe. A że był też człowiekiem bezpośrednim, który lubił skracać dystans, spytał prosto z mostu - Planujesz zostać w Lorne dłużej czy za jakiś czas reaktywujesz trasę? - w międzyczasie zaczął podgrywać już kawałki wskazane przez Joyce. Prawie już zapomniał, jak bardzo lubił to pykanie na gitarze!

Joyce Lewis
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Dystans do siebie i otaczającego świata był dla Joy nieraz wybawieniem. Co prawda nigdy nie została porzucona przez rodziców, ale nie znaczyło to, że jej życie zawsze było różowe, chociaż faktycznie z perspektywy wielu ludzi mogło się tak wydawać. W końcu pochodziła z zamożnej rodziny, jednej z tych bogatszych w Lorne Bay. Niektórzy pewnie spekulowali, że wybiła się dzięki pieniądzom, ale nic bardziej mylnego. Musiała pokonać wiele przeszkód i przebyć wiele awantur, aby w końcu wyjechać i realizować swoje plany. Ojciec nigdy nie był zadowolony z jej wyboru, nawet po tym jak została sławna. Dlatego bardzo długo nie odwiedzała rodzinnych stron, uciekając od kontaktu z rodziną i bliskimi. Podobnie jak Luke, podchodziła do tematu rodziny (akurat tutaj jej posiadania) z dystansem i żartem, kiedy tylko została o to zapytana czy w wywiadach, czy przez znajomych z Los Angeles.
Uśmiechnęła się, słysząc jego reakcję na jej wzmiankę o okładce kolejnej płyty. Na kolejne pytanie skinęła lekko głową. — Trochę tak — przyznała, bo faktycznie nie raz musiała udawać dobry humor, mimo że kompletnie nie miała na coś ochoty. Robiła to głównie dla osób, które na nią liczyły. Nie chciała ich zawieść.
Wysłuchała jego opowieści o zespole, w którym grał z kumplami, kiedy jeszcze studiował, co chyba nie było tak dawno temu, bo miała wrażenie, że jest od niej dużo młodszy. Nie pamiętała o ile dokładnie. — Nastoletnie dramy, mówisz?— spytała, chociaż nie dociekliwie, raczej jakby doskonale rozumiała o co chodzi. Pewnie by się jednak pomyliła, bo nastoletnie problemy w jej wykonaniu były dosyć błahe, a na pewno nie miały nic wspólnego z narkotykami. Pod tym względem była dosyć normalna. Nawet teraz, mimo że ma dostęp do wszystkiego, gdyby chciała, to jedyne dopalacze, po które sięgała to kawa i energetyki. Co prawda ostatnio pijała sporo alkoholu, ale nie doszło to jeszcze do poziomu krytycznego.
Znowu mnie chwalisz, chyba się zacznę czerwienić — zażartowała, chociaż faktycznie było jej bardzo miło. Nie uważała go za lizusa, a to pewnie dlatego, że na przestrzeni lat spotkała ogromna ilość ludzi, którym podobała się jej twórczość, więc takie uwagi przyjmowała całkowicie naturalnie. Nawet jeśli za każdym razem sprawiały jej tak samo dużą radość. To były momenty, w których myślała sobie, że naprawdę jej się udało i swoją twórczością wywołuje w ludziach pozytywne emocje.
Sięgnęła po wodę, odkręciła butelkę, po czym napiła się kilka łyków i przymknęła na moment oczy. — Chcesz coś do picia? — spytała po chwili, zdając sobie sprawę, że nie tylko ona może być spragniona.
Kolejne pytanie Luke’a sprawiło, że na chwilę znowu musiała zderzyć się z rzeczywistością. — Zostanę jeszcze około tydzień, a potem wracam. Wszystko stanęła w miejscu odkąd wzięłam ten urlop i chyba każdy w wytwórni nie może się doczekać aż wszystko wróci do normy — przyznała, zresztą zgodnie z prawdą. Słuchała przez chwilę jak chłopak grał. — A ty czym się teraz zajmujesz? — spytała w końcu.

Luke Winfield
wystrzałowy jednorożec
Myre
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Pokiwał głową ze zrozumieniem kiedy Joyce przytaknęła, że faktycznie czasami trzeba na scenie przyaktorzyć. Pewnie dla niej było to po prostu zachowaniem profesjonalizmu. Pomyślał, że po nim zawsze było widać absolutnie każdą emocję - jak na totalnego ekstrawertyka przystało.
- Taaa. Nie będę Cię zanudzał szczegółami, ale wiesz jak jest - czasami człowiek musi dotknąć dna, żeby mieć się od czego odbić. Albo i nie wiesz, tym lepiej dla Ciebie - roześmiał się, bo w sumie nie podejrzewał Joyce o akcje aż sabotujące swoje własne życie - Grunt to nie zacząć uczyć się nurkować w tym bagnie - stwierdził nieco filozoficznie. Co prawda nie wstydził się tamtego okresu, bo zgodnie z jego filozofią życia widocznie tak miało być i w pewien sposób go ukształtowało. Ale też nie lubił jakoś szczególnie o tym rozprawiać, bo też prawdę mówiąc - niewiele pamiętał z tamtych czasów będąc niemal codziennie pod wpływem rozmaitych substancji - Śmiało - odparł z uśmiechem na jej ostrzeżenie, że lada moment zacznie się czerwienić - Jesteś zdecydowanie zbyt skromna - oznajmił jej swoje spostrzeżenie. Oczywiście bardzo dobrze świadczyło to o Joyce, bo mimo całej tej pewności i wiary w siebie, wciąż jednak nie odpłynęła głową hen za wysoko w chmury - Może wody - odparł na pytanie o to, czy czegoś się napije, bo nawet nie odnotował kiedy faktycznie zaschło mu w gardle.
Wysłał z zaciekawieniem jej najbliższych planów. Wyglądało na to, że Joyce faktycznie wróciła do Lorne na chwilę i nie zamierzała przebywać tu dłużej niż było to wymagane.
- Rodzina nie truje Ci, żebyś została dłużej? - spytał. Podejrzewał, że mogło tak być, skoro Joyce tak rzadko tu bywa i kto wie, czy w ogóle by teraz przyleciała gdyby nie śmierć ojca. Zerknął na nią, kiedy zadała mu pytanie o to, co teraz robi, cały czas machinalnie grając, zerkając co jakiś czas na nuty. - Czasami jestem psychologiem, czasami spowiednikiem. Wiesz, słucham, doradzam, klepię po ramieniu i w międzyczasie polewam drinki. Czyli w skrócie, stoję za barem w Shadow - zaśmiał się, bo w rzeczy samej te trzy profesje miały ze sobą wiele wspólnego. Może dlatego czuł się w tej pracy jak ryba w wodzie, bo stały kontakt z ludźmi był mu potrzebny do życia niczym tlen - Pewnie kojarzysz, bo to dość popularna miejscówka. Chociaż opinie są różne - dodał nieco rozbawiony, bo klub owiany był złą sławą i co do zasady albo uwielbiało się to miejsce, albo omijało się je szerokim łukiem. Ale Joyce, mimo że przez dłuższy czas przebywała poza Lorne, pewnie miała okazję natknąć się na tę nazwę - Musisz kiedyś wpaść, dla ulubionych klientów mam dobre zniżki. Tylko nie możesz o nich mówić mojemu szefowi - dodał konspiracyjnie i puścił jej oczko, bo w jego języku dobre zniżki oznaczały stawianie drinków na koszt klubu.

Joyce Lewis
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Faktycznie nie wiedziała jak to jest sięgnąć dna i doceniała ten fakt, tym bardziej, że widziała wielu, którym noga się powinęła, szczególnie w jej branży. Jak widać nie tylko duże, tętniące życie miasto, w którym o kłopoty nietrudno, a w niektórych dzielnicach dostaniesz przeróżny towar co dwie przecznice, było domem dla wielu ludzi z problemami. Nawet w małych miasteczkach zdarzały się sytuację, z których po prostu trudno było wyjść. Jednak niezależnie od miejsca i okoliczności, zawsze należało docenić to, że ktoś z tych kłopotów mimo wszystko wyszedł i odbił się od dna, a nie zaczął - jak powiedział Luke - nurkować w tym bagnie.
Sięgnęła po nową butelkę wody, po czym podeszła powoli do chłopaka i podała mu ją.
Proszę — powiedziała, myśląc o tym co powiedział przed chwilą. — Chyba nie chcę uchodzić za kogoś lepszego, czemu bym miała? W końcu dalej jestem sobą i chce rozmawiać z ludźmi normalnie, nie jak jakaś diva — dodała, po czym wróciła na swoje miejsce i wzięła do ręki mikrofon. — Rodzina? Nie. Znalazłabym jednak kilka ważnych powodów, dla których chciałabym zostać, jednak nie mogę.
Już chciała zaproponować, aby spróbowali ogarnąć pierwszą piosenkę z listy, ale wtedy on wspomniał o Shadow. Słyszała co nieco o tym lokalu, chociaż głównie same kontrowersyjne plotki (takie są podobno najlepsze). Była tam kilka razy, ale nie przeżyła jakiejś niestworzonej historii - imprezy były całkiem fajne. A może jemu się przytrafiło coś ciekawego? Może coś widział? Jakieś krwawe porachunki, bijatyki, szemranych typków z bronią? Cokolwiek.
Kiedyś słyszałam, że łatwiej tam zarobić kulkę, niż dostać czystą szklankę — powiedziała trochę rozbawiona, chociaż podobno w każdej plotce jest ziarenko prawdy. — Widziałeś kiedyś coś podejrzanego? — spytała, zapominając na moment o śpiewaniu. Przyjęła zaproszenie, chociaż teraz przed wyjazdem raczej nie zdąży, ale może następnym razem, kiedy odwiedzi Lorne? Zapowiadała się na to, że będzie odwiedzała to miasteczko dosyć regularnie.

Luke Winfield , sorki że tak późno
wystrzałowy jednorożec
Myre
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Popijając wodę zerknął na nią z zainteresowaniem, kiedy wspomniała o powodach, dla których mogłaby zostać na dłużej w Lorne. Już chciał podpytać, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, bo przecież nie przyszła tu do niego na kozetkę. Mógł się jedynie domyślać, że jeśli nie rodzina, to tym powodem mogła być już chyba tylko miłość. Pomyślał sobie, że to musi być naprawdę zajebiste uczucie, kiedy jesteś zaangażowany w coś tak mocno, że nagle kariera w LA schodzi na dalszy plan. Sam niczego takiego nigdy nie doświadczył, to chociaż fajnie sobie posłuchać, że innym ludziom układa się życie uczuciowe.
Zaśmiał się słysząc tekst o zarobieniu kulki. Dokładnie taką opinię miało Shadow, ale mimo to ludzie wciąż tam przychodzili. Niektórzy klienci byli w ogóle nieświadomi tych wszystkich podejrzanych akcji, a inni z kolei wydawałoby się przychodzili tam licząc na jakąś bójkę albo mafijne porachunki. Ale Nathaniel i jego świta dbała jednak o to, żeby pewne rzeczy nie wychodziły jednak poza pewne kręgi.
- Wow, legenda tej miejscówki naprawdę ją wyprzedza. Ale wiesz jak mówią - jak szukasz guza to go w końcu znajdziesz. Myślę, że z Shadow jest podobnie - wzruszył ramionami - Nie, nie bardzo. Przyciągam kłopoty jak magnes, więc zapobiegawczo staram się w odpowiednim momencie odwracać wzrok - puścił jej oczko dając do zrozumienia, że coś faktycznie jest jednak na rzeczy. I mówił szczerze, bo akurat w przypadku swojej pracy wolał trzymać się z dala od podejrzanych akcji. Nawet jeśli coś przyuważył, to starał się nie przywiązywać do tego większej wagi i po prostu ignorował niewygodne obrazy. To była jego taktyka na to, żeby samemu nie zgarnąć porządnego wpierdolu. Uśmiechnął się, kiedy przyjęła zaproszenie. Prawdę mówiąc stojąc za barem czuł się w swoim żywiole, bo poziom jego uzależnienia od obecności ludzi był naprawdę wysoki. A jeśli jeszcze wpadał ktoś znajomy, to już w ogóle działało to na niego jak paliwo do życia.
- Jezu, nawet jeszcze nie zaczęliśmy grać, a ja już prawie sprzedałem Ci historię życia - parsknął śmiechem nawiązując do swojego gadulstwa, przed którym ostrzegał Joyce - Zaraz serio skończę z tą kulką w łbie i wcale nie muszę muszę się o nią prosić w Shadow - spojrzał na nią porozumiewawczo, po czym ułożył sobie wygodnie gitarę na kolanie, gotów do grania - To co, próbujemy? - spytał czekając na znak od Joyce.

Joyce Lewis luzik <33
piosenkarka, autorka tekstów — Los Angeles
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Wieczory długie i złe - krótkie dnie. Więc całuj mnie częściej, bo nie wiem jak będzie
Patrzyła na niego trochę zafascynowana, słysząc jak przyznaje, że coś faktycznie się czasami w Shadow dzieje. No, może nie powiedział tego bezpośrednio, ale przecież wyraźnie zasugerował. Była w tym momencie tak ciekawa, że w pewnym momencie była pewna, że się nie powstrzyma i zacznie ciągnąć chłopaka za język. Wewnętrzne uczucie podekscytowania i wścibskość wręcz ją rozsadzały. Nawet miała w pewnym momencie ochotę rzucić wszystko i sama iść do Shadow, szukać guza.
Z trudem się powstrzymała, tłumacząc sobie, że musi się opanować i to natychmiast. Nie była już bezmyślną, impulsywną nastolatką, chociaż czasami czuła się dużo młodsza, niż była w rzeczywistości. Może to dlatego, że robiła to, co lubi? Kto wie, może to przepis na życie wieczne (albo przynajmniej w mniejszym stresie). Chociaż z tym też bywało różnie. Niektórzy z jej znajomych twierdzili, że kochają swoją pracę, ale prywatnie byli jacyś nieszczęśliwi. W jej przypadku było inaczej. Cieszyła się życiem, tym co robi i zarówno na scenie, jak i w czasie wolnym, czuła się na plusie. Naturalnie miała swoje problemy i zmartwienia, jak każdy, ale nie były one na tyle poważne, aby wpadała w jakąś depresję czy zaburzenia.
To stosunkowo małe miasteczko, łatwo jest przykleić łatkę — odparła po prostu, notując w pamięci, że plotki o Shadow mogą mieć w sobie więcej prawdy, niż początkowo zakładała. Będzie musiała mieć to na względzie, gdy przyjdzie ten dzień, w którym odwiedzi Luke’a podczas pracy. Może nawet szybciej, niż myślała.
Parsknęła śmiechem, słysząc kolejne słowa chłopaka. To fakt, nawet ona na moment zapomniała po się tu tak naprawdę znaleźli. Czas uciekał, a na próbę mieli jeszcze zaledwie godzinę. Później sala zarezerwowana była już dla kogoś innego, a i Joy miała jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Jasne, jasne. Zagraj wstęp do on your way — powiedziała, idąc w stronę stojaka na mikrofon. Odrobinę ściszyła największy głośnik i stanęła przed do mikrofonem, po czym ustawiła go na odpowiednią wysokość.
Próba wyszła im wyjątkowo dobrze, a Joyce była naprawdę zadowolona z tego, jak radzi sobie Luke. Nie wystarczyła dobrze grać, ważne było też to jak się ludziom współpracowało, a tym przypadku wszystko szło gładko i zgodnie z planem. Na koniec kobieta zaproponowała Luke’owi, aby byli w kontakcie nawet po występnie w Lorne. Może kiedyś zagra z nią nawet w Los Angeles?

/zt, dzięki za grę i w razie chęci na kolejną, zapraszam Luke Winfield <3
wystrzałowy jednorożec
Myre
ODPOWIEDZ